°68
Zabijecie mnie.
Na 100% będziecie na mnie wściekli.
🌹Tragedia🌹
Ciągłe leżenie w łóżku nie było przyjemne. Może kilka dni wcześniej było dobrze, ale teraz jest wręcz tragicznie. Jeszcze nigdy tak źle nie przechodziłam grypy. Z reguły chorowałam raz na rok i to niecały tydzień...dziś mija drugi i wcale nie widzi mi się, żeby dalej tu tkwić.
Wstałam z lekkim smutkiem i bólem brzucha do kuchni w celu zrobienia sobie herbaty. Dziwiłam się tylko czemu tak bardzo boli mnie ten brzuch i to w dolnych okolicach.
Oparłam się o blat kiedy kolejna bolesna fala dotkliwie zraniła moje ciało.
-Wszystko w porządku, kochanie? - poczułam oplatające mnie ręce piosenkarza i jego podbródek na ramieniu, który powoli przez jego ostre zakończenie zaczął wbijać mi się skórę.
-Brzuch mnie bardzo boli... - jęknęłam odwracając się przodem do jego ciała i wtuliłam się w niego chcąc poczuć to ciepło, by choć trochę zminimalizować pulsujący ból.
-Jesteś w ciąży to może dlatego...- zasugerował i pogłaskał mnie po bolącym miejscu. - Ale nie pamiętam, żebyś tak cierpiała przy Hae.
-Nie jestem w ciąży...- szepnęłam i nagle podskoczyłam, gdy usłyszałam gwizd czajnika. Wyłączyłam urządzenie.
-Martwię się...boli mnie to, że tak cierpisz i nie dajesz się zaprowadzić do lekarza...- spojrzał na mnie czułym wzrokiem. - A co jeśli to coś poważnego?
-Kochanie...poczułabym, gdyby to było poważne - uśmiechnęłam się do niego i położyłam dłonie na jego policzkach. - Co z Hae?
-Bawi się w salonie lalkami... musimy pomyśleć nad zapisaniem jej do przedszkola...- oznajmił chłopak i mocniej objął moje ciało. Lekko zgięłam się z bólu.
-Boisz się o nią? - zapytałam spoglądając na jego twarz.
-Przeciez to moją kochana córeczka...zawsze będę się o nią bać - rzekł spoglądając w kierunku salonu, gdzie jakby nigdy nic nasza córka bawiła się i oglądała bajki.
-Rozumiem, że chcesz, by była bezpieczna, ale nie możemy trzymać ją cały czas w domu...i tak prędzej czy później będzie musiała pójść do szkoły - oparłam się policzkiem o jego tors. - Poza tym Haeun...Park Haeun to silna dziewczynka i nie da sobie krzywdy zrobić.
-Ale ona jest taka krucha i delikatna...boje się, że znajdzie się tam osoba, która będzie jej robić krzywdę... - odparł Jimin i oparł się głową o moją głowę policzkiem.
-Wtedy zainterweniuje jej ukochany tatuś i zaborcza mamusia - zaśmiałam się i pogłaskałam jego plecy dłonią. - Nie martw się. Haeun nic złego się tam nie stanie.
-Napewno? - odsunął się lekko ode mnie i spojrzał mi w oczy chcąc sprawdzić czy jednak mówię prawdę. Mimo, że staram się mówić mu cały czas prawdę.
-Tak...wiem, że Hae sobie poradzi - Jimin tylko pochylił się w moją stronę i cmoknął mój nos. Zaśmiałam się cicho i przyjrzałam oczom chłopaka. Mimo, że mamy razem dziecko ciągle czuje się jak zakochana nastolatka, która ugania się za swoją miłością. Ciągle czuje, że jest między nami ta sama chemia jak na samym początku. Jedno wiem na pewno...ta rozłąka wyszła nam na dobre.
Odsunęłam się od jego ciepłego ciała i odwróciłam w stronę blatu. No przecież przyszłam tu, by zrobić sobie herbatę, a wyszło na to, że zostałam psychologiem. Dziwny zwrot akcji.
Wyciągnęłam rękę do górnej szafki, by wyjąć opakowanie mojej ukochanej karmelowej herbaty, gdy znowu niespodziewanie nadeszła fala bólu w brzuchu. Oparłam się obiema rękami o blat i pochyliłam głowę.
-Jedziemy do lekarza...- rzekł twardo chłopak i odsunął się od mojego ciała. - wezmę dokumenty, a ty idź się ubierz...zawiozę Haeun do mojej mamy.
Wziął mnie na ręce i udał się ze mną do naszego pokoju. Posadził mnie na łóżko i podał ubrania z szafy. Mimo ładnej pogody podał mi najgrubsze ciuchy jakie mam.
-Przecież ja się w tym ugotuję - zaśmiałam się, a Jimin spiorunował mnie wzrokiem. - dobrze już nic nie mówię.
-Martwię się i pojedziemy do tego lekarza...- kucnął przede mną i spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem. - A co jeśli to naprawdę ciąża?
-Przecież mam okres...to na pewno nie jest ciąża.. - odparłam kładąc sobie dłoń na brzuchu.
-Musimy jechać i to sprawdzić...kochanie, gdyby to była grypa to dawno byłabyś zdrowa...
-Ale... - już chciałam coś powiedzieć, ale Jimin przerwał mi pocałunkiem.
-Nie będę mógł zasnąć widząc, że tak cierpisz...zrób to dla mnie i Haeun. Ona też się o ciebie martwi, kochanie - wziął moją dłoń i ucałował jej wierzch. Uśmiechnął się delikatnie do mnie i wstał z kolan.
Żeby nie zdenerwować martwiącego się chłopaka zaczęłam zdejmować piżamę i zakładać ubrania, które mi dał. Spodnie w kratkę zamieniłam na jasne jeansy, a koszulkę chłopaka na wełniany sweter w paski, który dostałam od niego w prezencie tydzień temu. Na nogi wsunęłam skarpetki z nadrukiem kotka i włożyłam kapcie z uszami królika. Mimo wieku ciągle lubię urocze ubrania i dodatki.
-Pójdę przyszykować Hae, a ty możesz wypić tą herbatkę...zrobiłem ci ją... - podał mi kubek z aromatyczną herbatą do rąk i pocałował mój policzek. - Weź czapkę...nie wypuszczę cię z domu bez niej.
-Tak jest, kochanie - zasalutowałam śmiejąc się i ignorując ból, który robił się o dziwo coraz mocniejszy i był powoli nie do wytrzymania.
Usiadłam na parapecie i zaczęłam sączyć gorący napój, który odrobinę polepszył moje samopoczucie. Przez chwilę spoglądałam na widok za oknem...potem pooglądalam przez chwilę chmury i gdy już miałam kończyć pić niespodziewanie wszystko podeszło mi do gardła. Szybko odłożyłam kubek na stolik i pobiegłam do łazienki i klęknęłam przed toaletą. Może Jimin ma rację z tym lekarzem.
-Kochanie słyszałem jak biegniesz! - usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi - o rany! Wszystko w porządku?
Poczułam jak chłopak odsuwa moje włosy od twarzy, a po chwili jego ciepłą dłoń na plecach, która zaczęła mnie delikatnie głaskać.
Kiedy skończyłam odsunęłam się od toalety, a Jimin podał mi chusteczki, bym mogła wytrzeć usta.
-Hae jest już u mojej mamy. Spakowałem wszystko co nam będzie potrzebne...jesteś już gotowa? - pogłaskał mój zaczerwieniony policzek, a ja przytaknęłam.
-Tak tylko umyję zęby... - uśmiechnęłam się niemrawo, a chłopak pomógł mi powoli wstać z podłogi.
-Pomóc ci dojść do auta? - zapytał zmartwiony, a ja przytaknęłam. Nigdy nie czułam się gorzej niż w tamtym momencie...jakby dosłownie coś rozrywało mi brzuch od środka...
Kiedy pochyliłam się nad zalewem i umyłam zęby Jimin poszedł po moją kurtkę i czapkę. Pomógł mi się ubrać i zaniósł na rękach do samochodu.
-A co jeśli to coś poważnego? - złapałam za rękę chłopaka ze strachem w oczach.
-Bądźmy dobrej myśli, kochanie...- odparł Jimin i pogłaskał mój policzek. - Wszystko będzie dobrze uwierz mi.
Podałam mu klucze do auta, a on uruchomił pojazd i wyjechał z parkingu.
Całą drogę nie odezwałam się ani słowem. W moje głowie ciągle było zdanie...a co jeśli naprawdę jestem w ciąży?
-Już jestesmy na miejscu... - odezwał się Jimin, a ja zdumiona przetarłam oczy.
-Tak szybko? - zapytałam zdziwiona, a Jimin zaśmiał się delikatnie.
-Zamyśliłaś się kochanie - wziął mnie na ręce i ucałował czoło. - Zaraz wszystkiego się dowiemy.
Oparłam się policzkiem o jego ramię i zamknęłam oczy z nadzieją, że wszystko będzie okej. Jednak cały czas miałam wrażenie, że stało się coś poważnego. Okres miałam znacznie za wcześnie...jakieś dwa tygodnie wcześniej, cały zeszły tydzień krwawiłam, a jest już czwartek i krwawienie nie ustało. Boję się.
Ocknęłam się dopiero w budynku.
Chłopak podszedł ze mną do recepcji i przywitał się z młodą dziewczyną.
-Dzień dobry - odezwała się pielęgniarka...-Pani Y/N? - przytaknęłam. - Pan Park dzwonił wcześniej i lekarz już czeka.
Jimin od czasu porodu Haeun nie ufa już publicznym placówkom. W sumie nie dziwię mu się...mógł stracić nas obie w tym samym momencie. On po prostu nie chce popełnić tego samego błędu dwa razy.
-Gdzie znajduje się gabinet? - zapytał chłopak, a pielęgniarka wskazała granatowe drzwi na końcu korytarza. - Dziękuje...
Pielęgniarka tylko uśmiechnęła się sympatycznie i ukłoniła delikatnie po czym wróciła do swoich obowiązków.
Park ruszył w stronę gabinetu.
-Boję się Jimin... - wyznałam chłopakowi po czym wtuliłam się w jego ciepły tors.
-Nie bój się wszystko będzie dobrze kochanie... - cmoknął moje czoło po czym wszedł do gabinetu.
Minimalistycznego gabinetu.
-Dzień dobry doktorze. Przyprowadzilem moją narzeczoną, bo bardzo cierpi z powodu bólu brzucha...nie wiem co robić - posadził mnie na krześle i stanął za mną.
-Pani Y/N, gdzie dokładnie boli? - obszedł biurko i klęknął przede mną, a ja rozpięłam kurtkę.
-Na dole... - wyznałam, a lekarz nacisnął mój brzuch w tamtym miejscu.
To tak bolało...
Zacisnęłam zęby i skuliłam się na krześle. Zamknęłam oczy, a Jimin szybko zjawił się przede mną i przytulił moje ciało do swojego.
-Zadam pani kilka pytań, pobiorę krew do badań i zrobimy usg - oznajmił lekarz i zapisał coś w mojej książeczce zdrowia.
-Ostatnia miesiączka?
-Mam aktualnie..
-Ostatni stosunek?
-Miesiąc temu...
-Boli pani coś jeszcze?
-Oprócz brzucha...nic mnie nie boli...
-Ma pani cukrzycę?
-Nie nie mam...
-Brała pani jakieś używki...pali pani papierosy, pije alkohol...
-Nic z tych rzeczy panie doktorze...
-Dobrze.. - szepnął do siebie. - Proszę zdjąć kurtkę...pobiore pani krew...
Kiedy zdjęłam odzienie doktor wbił mi igłę w ramię... nic nie poczułam....ból brzucha był mocniejszy.
-Proszę poczekać w poczekalni kilka minut...zawołam kiedy badania będą kompletne - uśmiechnął się miło. - Proszę się nie martwić to na pewno ciąża.
-Mówiłem! - zaśmiał się Jimin i wyszedł ze mną na korytarz. Zajęliśmy krzesełka obok siebie, a ja od razu oparłam się głową o jego ramię.
-Dalej się martwię... - oznajmiłam chłopakowi. - i zdałam sobie z czegoś sprawę.
-Z czego skarbie? - zapytał chłopak.
-Nie powinno być krwawienia i takich bóli podczas ciąży...a co jeśli coś się stało dziecku?
-Na pewno wszystko jest dobrze, kochanie - objął mnie ramionami i pogłaskał po głowie pocieszająco. Przez kilka minut było cicho. Nikt nie miał siły się odezwać. Każdy z nas czekał na tą odpowiedź. Czas mijał nieubłaganie, a ja czułam coraz większy strach.
-Zapraszam z powrotem - kiedy usłyszałam głos lekarza zerwałam się z krzesła i ruszyłam z powrotem do gabinetu. Szybko usiadłam na krześle, a lekarz uśmiechnął się zadowolony.
-Z badań krwi wyszło na to, że jest pani w pierwszym miesiącu ciąży.
Jimin za mną o mało się nie rozpłakał, ale lekarz nagle zrobił się poważny.
-Jednak jeden wynik mnie niepokoi...to nic..zapraszam na kozetkę... - wstałam z krzesła i położyłam się na łóżku. Odsłoniłam brzuch, a lekarz przygotował się do badania. Nałożył zimny żel na moją skórę i zaczął jeździć po niej urządzeniem.
-Hmm...- mruczał pod nosem szukając naszego dziecka. - W pierwszym miesiącu powinien być widoczny i łatwy do znalezienia...
-Panie doktorze wszystko w porządku? - zapytałam przerażona...
-Mam złe wieści - spojrzał na nas smutnym wzrokiem i zdjął z nosa okulary. - ...nie mogę znaleźć waszego dziecka. Przeszukałem najdokładniej jak potrafię...ale go nie ma...przykro mi. Z badań wynika, że płód był, ale...zniknął. Stąd krwawienia....przykro mi.
Nie wiedziałam co robić....
To był istny koszmar. Miałam ochotę położy się i płakać. Położyłam drżącą dłoń na brzuchu i rozpłakałam się. Jego już nie ma...i to przeze mnie.
🌹🌹🌹
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top