Rozdział XI

Eve siedziała w fotelu. Wpatrywała się w wahadełko Newtona, które stało na biurku. Kulki w stałym rytmie uderzały o siebie. Czarnowłosa uniosła wzrok gdy szkolna psycholog odchrząknęła. Kobieta uśmiechnęła się ciepło do nastolatki.

– Nadal o tym rozmyślasz? O ucieczce z domu?

Na to pytanie Eve skrzywiła się. Tak na prawdę nigdy nie uciekła, ale nie mogła powiedzieć prawdy o tym co ją spotkało. Wszystkie te wydarzenia i to co musiała przejść, było dużym obciążeniem psychicznym. Nie radziła sobie z żałobą, a pojawiły się nowe problemy. Rozmowa z psychologiem wydała jej się sensownym wyjściem, nawet jeśli nie mówiła jej o wszystkim co ją zadręcza. Jednak w jakimś stopniu regularne rozmowy z psycholog jej pomogły. 

– Już nie. Pogodziłam się z tym co się stało. Mam teraz przyjaciół. Rozwijam się. Chciałabym by tata poznał nową mnie.

Minęło półtorej miesiąca po pokonaniu Magnusa. Została członkiem watahy Scott'a. McCall razem z Derek'em uczyli ją samokontroli i walki. Samokontrola szła jej całkiem dobrze jak na świeżaka, gorzej było z walką, co młody Hale podsumował stwierdzając że jest fizycznie słaba i raczej to się nie zmieni. Irytowało to czarnowłosą. Nie chciała być dla nikogo obciążeniem dlatego trenowała z kimś jeszcze. Mimo że wciąż miała do niego uraz, Peter z jakiegoś powodu, stwierdził że może jej pomóc. Eve domyślała się że robi to z jakiegoś konkretnego powodu. Gdy Derek się o tym dowiedział, był łagodnie ujmując zły, na co starszy Hale się ucieszył. Peter pomógł jej aby zrobić na złość Derek'owi i udało mu się ponieważ młodszy Hale już nie chciał dłużej trenować Eve.

To na co liczyła w nowej szkole nie do końca się spełniło. Chciała w spokoju skończyć ostatnie lata szkoły bez większych problemów. Spokoju nie było, a problemy były tym razem na skalę nadprzyrodzoną, ale nie żałowała że została wciągnięta w nadprzyrodzony świat. Zyskała przyjaciół, z którymi było jej na prawdę dobrze. Mimo wielu minusów, zaczęła dostrzegać coraz więcej barw w swoim życiu. Zaczęła znowu czuć się szczęśliwa.

– Jak czujesz się teraz z jego stratą?

– Lepiej. Nadal to bolesne i pewnie ten ból nigdy nie minie. Ale w końcu ruszyłam dalej. Chcę żyć pełnią życia.– uśmiechnęła się lekko. Była pewna że ból nigdy nie zniknie, ale teraz było już lżej. Ruszyła na przód. Rozmyślała o przyszłości, której nie wyobrażała sobie już tylko w ponurych barwach, tak jak wcześniej. Tata chciał by była szczęśliwa i zamierzała być.

– A co z twoim przyjacielem? Wrócił?

– Nie.– mruknęła smętnie Eve. Spuściła wzrok na wahadełko. Wspomnienie o Theo było jak rozdrapanie strupa, choć wiedziała że ta rana nie zagoi się dopóki nie rozwiąże tej sprawy do końca.

– Może wciąż potrzebuje czasu?

– Nie. Woli się ukrywać niż poprosić o pomoc.– oznajmiła z lekką irytacją. Zastanawiała się czy to duma nie pozwalała mu poprosić o pomoc.

– Czasami gdy ktoś nie chce naszej pomocy, lepiej jest odpuścić...

– Nie obchodzi mnie to.– wtrąciła nagle.– Wcisnę mu tą pomoc siłą.

Gdy Magnus został pokonany, Theo gdzieś zniknął. Bez słowa pożegnania. Zwyczajnie uciekł. Kolejny raz. Ale tym razem zabrał coś z sobą. Jedną z książek taty Eve. Konkretnie to zbiór mitologicznych tekstów o istotach sprzecznych z naturą, takich jak hybrydy czy chimery. Eve domyślała się po co mu to było. Theo chciał znaleźć sposób by stać się prawdziwym wilkołakiem. W momencie gdy czarnowłosa zdała sobie sprawę, że ją wykorzystał, poczuła jakby ktoś wbił jej nóż w plecy. Naiwnie liczyła że mu zależy, ale wszelkie jego intencje zapewne były zakłamane. Jednak mimo tego jak ją zranił, nie potrafiła zapomnieć o tych miłych momentach, o tym jak ją pocieszał czy wspierał. Wydawało się że był taki szczery, że nie był zły do szpiku kości. Z początku Eve była bardzo zła. Zamierzała go znaleźć. Przez pierwsze tygodnie nie potrafiła znaleźć jego tropu. Poprosiła o pomoc Stiles'a. Dzięki niemu udało jej się namierzyć suv'a Theo. W momencie gdy zobaczyła zielonookiego jak wysiada z samochodu, chciała się na niego rzucić. Peter był tak uprzejmy że nauczył ją maskować zapach więc Theo nie wyczuł jej obecności z oddali. Jednak gdy zielonooki wyją z kieszeni kurtki kilka banknotów, coś kazało Eve się powstrzymać. Podsłuchała co mówił pod nosem. Przeklnął kilka razy i oznajmił że nie starczy mu pieniędzy. Eve nie wiedziała o co dokładnie chodzi, więc obserwowała go dalej. Theo zostawił samochód na parkingu pod starym magazynem. Miejsce było oddalone trochę od głównej drogi, a las otaczał je wokół. Śledziła chłopaka aż do stacji paliw, do której poszedł na piechotę. Zamówił tam jedzenie i siedział dość długo. Gdy zrobiło się ciemno wrócił do swojego samochodu i został tam. Eve poczuła jak coś ją ściska w gardle gdy zdała sobie sprawę, że Theo był bezdomny. Nocował w samochodzie, choć w nocy bywało na prawdę chłodno. I mimo swoich wilkołaczych zdolności, spanie bez dachu nad głową nie było przyjemne. Wtedy czarnowłosa zmieniła swój plan. Przez kolejne dni obserwowała go trochę. Później zorganizowała udawany napad by odzyskać książkę ojca. Zapłaciła jednemu nastolatkowi by włamał się do samochodu Theo gdy go tam nie będzie i odzyskał książkę. Po tym Eve zamierzała dać sobie spokój z Raeken'em, ale nie potrafiła. Nie umiała być obojętna, zwłaszcza że coś do niego czuła. 

– Ostatnio nic nie wspominasz o swojej mamie...

Eve oderwała wzrok od wahadełka. Zamyśliła się na moment. Poprawiła się wygodniej w fotelu. Ten temat był jeszcze trudniejszy niż z Theo. 

– Bo nie ma o czym mówić.– mruknęła. Nie obdarzyła psycholog spojrzeniem. Dotknęła wisiorka i zaczęła się nim bawić. Po chwili zdała sobie sprawę że właśnie zdradziła swoje zdenerwowanie. 

– Mam wrażenie że jest wręcz przeciwnie.– oznajmiła łagodnie kobieta.– Ale nie będę cię naciskać. Chcę byś czuła się tu komfortowo.– psycholog uśmiechnęła się delikatnie.

Eve odwzajemniła gest, choć jej myśli zaczęły krążyć wokół jej kiepskiej sytuacji z matką. Sądziła że Rosy się zmieniła. Przez jakiś czas zachowywała się jakby jej zależało, ale im bliżej było grudnia, tym Rosy coraz rzadziej bywała w domu i robiła się bardziej oschła. Unikała Eve, a czasami zachowywała się jakby spojrzenie na własną córkę było najgorszym utrapieniem. Eve dopiero po jakimś czasie domyśliła się czemu zachowanie jej rodzicielki tak się zmieniło. Powoli zbliżały się święta. Miały to być pierwsze święta bez Evan'a. Eve nie potrafiła wyobrazić sobie tego okresu bez swojego taty. To on zawsze dekorował dom, gotował, robił pierniki, a ona mu w tym pomagała. Był ich światłem. To on sprawiał że każde święta były wyjątkowe. Bez niego pozostał jedynie chłód i wspomnienia, które przez tęsknotę doprowadzały do łez.

Zadzwonił dzwonek na przerwę. Eve wykorzystywała okienka między lekcjami na spotkania z psycholog.

Czarnowłosa podziękowała za poświęcony jej czas po czym opuściła pomieszczenie. Wychodząc nagle wpadła na kogoś. W przeciwieństwie do nieszczęśnika, który upadł na tyłek, ona jedynie się zachwiała. Będąc panterołakiem, była silniejsza od człowieka.

– Przepraszam.– mruknęła z zawstydzeniem Eve. Wyszła z gabinetu psycholog gwałtownie, nawet nie sprawdzając czy ktoś idzie korytarzem. Wyciągnęła dłoń ku nastolatkowi. Chłopak przyjął jej rękę, a ona pomogła mu wstać. Pociągnęła go trochę mocniej niż zamierzała przez co nastolatek prawie na nią wpadł.– Przepraszam.

– Silna jesteś.– stwierdził z niezręcznym uśmiechem. Pomasował dłoń, za którą Eve go złapała. Jej uścisk był mocny, pomyślał chłopak.

– Nic ci nie jest?

– Jestem cały.

Eve poczuła się dziwnie gdy zapadła cisza. Wpatrywała się w niebieskie oczy nieznajomego, który również nie odrywał od niej wzroku. Był trochę wyższy od niej. Miał szczupłą posturę oraz ciemnie kręcone blond włosy. Eve słyszała jak szybko biło mu serce. Stresował się. Choć lekki rumieniec na jego policzkach sugerował że był zawstydzony.

– Jestem Eve.

– Luke. Też przychodzisz do szkolnej psycholog mając nadzieje że te gadki z nią pomogą ci z traumami?

Eve trochę zdziwiło jego tak otwarte pytanie. 

– W sumie to tak. I o dziwo trochę mi lepiej.

– Też bym tak chciał.– mruknął chowając dłonie do kieszeni spodni. Odwrócił wzrok i spojrzał na drzwi za czarnowłosą.– Pójdę już.– burknął i wyminął dziewczynę. Wszedł do biura psycholog zanim Eve zdążyła się odezwać. 

– Miło było poznać.– mruknęła zerkając na drzwi, za którymi zniknął chłopak, po czym ruszyła korytarzem by udać się do odpowiedniej sali gdzie miała mieć zajęcia.

***

Eve wyszła z szkoły. Na zewnątrz przy stolikach siedzieli nastolatkowie. Rozejrzała się by znaleźć swoich przyjaciół. Dostrzegła ich parę metrów dalej. Dyskutowali o czymś. Stiles jak zwykle odzywał się najwięcej, a czasami nawet przerywał innym by wyrazić swoją opinię.

– O czym tak dyskutujecie?– Eve usiadła obok Lydii, która uśmiechnęła się do niej.

– O tym na co wczoraj wpadłaś.– oznajmił Stiles.– Tata napisał mi że znaleźli kolejne ciało. Ma te same obrażenia. Było pogryzione i pozbawione krwi, a z ran ciekł jad węża. Jeśli to faktycznie te vetale, to musimy działać.

Niedawno zaginęła grupa młodych ludzi, którzy robili kemping w rezerwacie Beacon Hills. Dziesięć osób zniknęło bez śladu. Zostały po nich jedynie namioty i ich rzeczy. Było to dwa tygodnie temu. Pięcioro z zaginionych znaleziono martwych w lesie. Ich ciała były pogryzione. Ugryzienia wyglądały jakby pozostawiły je szczęki węża i ciekł z nich jad. Każdy z nich pozbawiony był krwi. Głowienie się nad zagrożeniem początkowo szło mozolnie, ale Eve dostrzegła powtarzające się schematy i znalazła w książce taty informacje. Potworem który porwał grupkę ludzi, był prawdopodobnie vetala. Wężo-podobna istota żywiąca się krwią, najbardziej lubiły żerować na ludziach. Z hinduskiej mitologii, te istoty zamieszkują najczęściej lasy, choć również stare opuszczone budynki oddalone od centrów miast. Przeważnie żyją w parach, ale mogą też żyć w większej grupie. By je zabić trzeba przebić ich serce, można użyć noża, gałęzi albo pazurów czy po prostu ręki.

– Spotkajmy się po lekcjach u mnie. Omówimy plan działania.– powiedział Scott.

– Mam coś do załatwienia po lekcjach.– odezwała się nieśmiało Eve. Przyjaciele spojrzeli na nią. Stiles zmarszczył brwi uważnie jej się przyglądając, a gdy czarnowłosa posłała mu wymowne spojrzenie, piwnooki wywrócił oczami domyślając się o co chodzi.– Chodzi o moją poprzednią szkołę.

– Znowu? Myślałam że już załatwiłyście sprawy z prawnikami.– Lydia obdarzyła Eve sceptycznym spojrzeniem. Czarnowłosa zmyśliła że wciąż ma problemy z prawnikami po tym co zrobiła w poprzedniej szkole. Było to kłamstwa bo zarzuty o rzekome pobicie koleżanki z klasy zostały oddalone, tak jak zniszczenie samochodu jej kolegi. Ale musiała mieć powód by pozostali nie domyślili się że po zajęciach szukała Theo. Tylko Stiles o tym wiedział, ale też nie od razu. Poprosiła go o pomoc gdy była zdesperowana i sama nie mogła znaleźć zielonookiego.

– Też tak myślałam.– mruknęła czarnowłosa. Chciała przestać myśleć o Theo, ale nie potrafiła. Dzisiaj zamierzała to zakończyć.– Przepraszam.

– Nie masz za co.– powiedział Scott. Uśmiechnął się delikatnie do Eve. Był zbyt wyrozumiały, przez co czarnowłosa miała jeszcze większe wyrzuty sumienia.

***

Eve otworzyła swoją szafkę by zostawić kilka książek. Było już po zajęciach. 

– Co ci odbiło?

Eve westchnęła lekko zirytowana po czym zamknęła drzwiczki od szafki, za którymi stał Stiles z niezadowoloną miną.

– Mówiłaś że chcesz tylko odzyskać książkę.

Eve ruszyła korytarzem w stronę wyjścia z szkoły. Piwnooki podążył za nią niczym natrętna mucha.

– Odzyskałaś ją. Czego więcej od niego chcesz? Eve do cholery!

Czarnowłosa wyszła z budynku. Stiles przetarł twarz dłońmi zirytowany jej zachowaniem po czym przyspieszył kroku by dogonić dziewczynę.

Eve podeszła do swojego samochodu. Nie chciała już by matka ją podwoziła do szkoły więc postanowiła zapisać się na prawo jazdy. Matka kupiła jej nowe granatowe audi RS5, choć Eve wolała jakiś tańszy i używany samochód. Jednak rodzicielka jak zwykle musiała zrobić jej na złość.

Stiles oparł się o drzwi od strony kierowcy tym samym nie pozwalając Eve wsiąść. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i spojrzał na nią wyczekując że wyjaśni swoje zachowanie. 

– Mam cię przesunąć? Bo mogę to zrobić.

– Nie zrobisz tego.– oznajmił pewnie. Eve drgnęła gwałtownie jakby chciała się na niego rzucić, przez co Stiles instynktownie się wzdrygnął, ale nie cofnął się od samochodu.– Mam dość okłamywania ich.

– Nie prosiłam cię o to.

– Wiem, ale milczałem bo wiedziałem że nie chcesz bym im powiedział. Też jesteś moją przyjaciółką. Eve, oni i tak się dowiedzą. Lepiej by od ciebie.

– To ostatni raz. Dzisiaj to zakończę. Obiecuje.– dodała gdy Stiles nadal stał niewzruszony. Piwnooki pokręcił głową poddając się po czym odsunął się od samochodu.

– Powiesz chociaż co zamierzasz zrobić z nim?

– Zaproponuje mu coś. Chce odwdzięczyć się za to że nie zostawił mnie w tamtej celi, że znalazł naszyjnik od taty i że pomógł nam pokonać Magnusa. Wiem że to pewnie głupie by dać mu drugą szansę, ale nie potrafię być obojętna. Nie umiem sprawić by mi nie zależało.– spuściła wzrok. Czuła się jak głupia naiwniaczka chcąc pomóc Theo nawet po tym co zrobił. Jednak sumienie nie dawało jej spokoju.

– Rozumiem.– oznajmił Stiles, na co Eve spojrzała na niego zaskoczona. Spodziewała się raczej opieprzu za coś tak mało mądrego.– Nie popieram tego, ale rozumiem. Tylko uważaj na siebie co? 

– Jasne.– czarnowłosa uśmiechnęła się delikatnie, co Stilinski odwzajemnił. Była wdzięczna losowi za takiego przyjaciela.

Eve pożegnała się po czym wsiadła do samochodu. Odpaliła silnik, a moment później wyjechała z szkolnego parkingu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top