Rozdział 8. Jeden papieros

Logan

Ty masz szybki samochód

Ja chcę bilet byle gdzie

Może zawrzemy układ

Może razem moglibyśmy gdzieś dotrzeć

Tracy Chapman – Fast Car

Jak zwykle opóźniałem swój powrót do domu.

Pojechałem najpierw nad klif, gdzie stanąłem możliwie jak najbliżej samochodem, by móc widzieć ocean i chwilę siedziałem w środku słuchając swojej playlisty. Gdy Fast Car Tracy Chapman dobiegło końca, wysiadłem i usiadłem na masce. Wiatr na tej wysokości i to jeszcze tuż przy wodzie wiał na tyle mocno, że było mi zimno w moim czarnym T-Shircie. Kurtkę pożyczyłem młodej Crawford i zapomniałem jej zabrać. Nie zwracając jednak uwagi na gęsią skórkę, pojawiającą się na moich ramionach, sięgnąłem do kieszeni spodni i wyjąłem paczkę papierosów.

Słuchając huku fal obijających się o klif w dole, długo wpatrywałem się w tę niewinną paczuszkę. W końcu wyjąłem jednego papierosa i odpaliłem go, zaciągając się głęboko dymem. Pozwalałem sobie tylko i wyłącznie na jednego papierosa dziennie, tu nad klifem, gdzie przyjeżdżałem każdego dnia. Nienawidziłem uzależnień, więc świadomość, że mogę kontrolować nałóg nikotynowy, dawała mi poczucie mocy. Udowadniałem, że da się nad tym panować. Że chociaż na jedną rzeczą w swoim życiu mam wpływ. Tylko raz zdarzyło mi się pokazać słabość i było to w sobotę, gdy buzowało we mnie tyle wspomnień i emocji, że musiałem się uspokoić, a papieros mi w tym pomógł. Dzięki niemu przeniosłem się myślami nad klif, gdzie byłem tylko ja i szum. Pomogło mi to zebrać myśli, bo to właśnie  w tym miejscu myślało mi się najlepiej.

Gdy skończyłem palić, wyrzuciłem niedopałek na ziemię i chwilę jeszcze siedziałem nieruchomo, delektując się samotnością. Przymknąłem oczy, czując jak wiatr rozwiewa mi kosmyki włosów i ociera się o moją skórę. Westchnąłem cicho, wiedząc, że musiałem już wracać.

Zeskoczyłem z auta i wszedłem do niego. W drodze do domu wstąpiłem jeszcze po zakupy spożywcze, na które wydałem ostatnie pieniądze. Zanotowałem sobie w pamięci, by spojrzeć w kalendarz i zobaczyć kiedy mają być wypłacone świadczenia. I upewnić się, że zdążę wybrać choć połowę, zanim zniknie reszta.

Podjeżdżając pod dom, poczułem znajomy ucisk w piersi. Był to strach wymieszany z niepewnością i niechęcią. Miałem ochotę uciec i nigdy więcej tu nie wracać, ale... gdzie indziej miałbym się podziać? Poza tym trzymało mnie poczucie obowiązku. Poza mną nie miał nikogo. Odtrącił od siebie każdego. Tylko ja mu zostałem. Ale już niedługo. Niedługo miałem skończyć szkołę i raz na zawsze wynieść się z tego miasteczka i od niego. Nie miałem pojęcia, kto wtedy się nim zaopiekuje, co mnie dręczyło, ale nie miałem zamiaru porzucać swoich marzeń dla niego. Nawet nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że miałbym tu utknąć na zawsze. I to z nim.

Poczucie ciężaru w piersi nie zelżało nawet po przekroczeniu progu domu, a wręcz przeciwnie, jeśli to możliwe, stało się jeszcze bardziej uporczywe. Od razu uderzył mnie odór alkoholu, potu i zwietrzałego jedzenia. Odstawiłem zakupy w przedpokoju i wszedłem do salonu z towarzyszącym mi przerażeniem, które nigdy nie zmniejszało się nawet na chwilę. Za każdym razem bałem się tego, co tam zastanę.

A widok jak zawsze był ten sam.

Ojciec leżał na kanapie w zgniłozielonym kolorze i spał z na wpół opróżnioną butelką wódki w ręce. Kikut drugiej ręki sterczał z rękawka brudnej i przepoconej koszulki, przypominając mi o momencie, w którym wszystko zaczęło się pieprzyć. Na stole leżało kilka pustych puszek po piwie i do połowy zjedzona fasola w puszce. W telewizorze leciał akurat jakiś talk-show, a widownia śmiała się z żartu wypowiedzianego przez prowadzącego, co kompletnie nie pasowało do obrazu, jaki zastałem. Było w tym wręcz coś karykaturalnego.

Stąpając cicho i ostrożnie, podszedłem do niego, chcąc zabrać mu alkohol i przekręcić go na bok, by nie zadławił się swoimi wymiocinami, gdyby zaczął rzygać. Choć to pewnie dużo by ułatwiło.

Od razu strzeliłem sobie mentalny policzek. Zalały mnie wyrzuty sumienia. Nienawidziłem się za takie myśli. Pojawiały się niespodziewanie w krytycznych, gdy było mi naprawdę źle, ale po nich czułem się jeszcze gorzej. Które dziecko chce, aby jego jedyny rodzic umarł? Wszyscy uważali mnie za grzecznego i uczynnego chłopaka, a tak naprawdę miałem wiele na sumieniu. Nie potrafiłem spojrzeć nawet na siebie w lustrze, wiedząc, jak w głębi duszy gardzę ojcem, którego powinien darzyć szacunkiem. Nie chciałem się nim zajmować. Ciążyła mi opieka nad nim. Gdybym był lepszym człowiekiem i synem, nie miałbym takich dylematów.

Ledwo zdążyłem wyciągnąć mu butelkę z dłoni, gdy przebudził się nagle i spojrzał na mnie szeroko otwartymi, przekrwionymi oczami. Zareagował od razu, tak jak był do tego szkolony. Najpierw sięgnął do pasa po broń, a gdy jej nie znalazł, założył mi chwyt na szyję, zanim zdążyłem zareagować.

– Tato, puść, to ja – wycharczałem, ledwo mogąc oddychać. On jednak tylko mocniej zacisnął zdrowe ramię. Poklepałem go po ręce, czując, że zaczyna brakować mu tchu. – Tato!

Dopiero po chwili dotarła do niego świadomość sytuacji. Zorientował się, że nie jest już na wojnie i nie musi się bronić. Podchodzenie do weterana wojennego z zespołem stresu pourazowego we śnie było ryzykowne. Miałem jednak nadzieję, że uda mi się go nie obudzić, patrząc na ilość alkoholu jaką wypił. Musiał mieć jednak płytszy sen niż zakładałem.

Przeczołgał się na drugi koniec kanapy, a w jego oczach wciąż pobłyskiwał strach. Rozejrzał się dookoła, a gdy jego wzrok padł na wódkę, którą mu zabrałem, wyrwał mi ją i przyłożył do ust, pociągając kilka solidnych łyków. Nawet się nie skrzywił, gdy przełykał palący w smaku alkohol. Pił go, jakby to był sok. W końcu odciągnął szyjkę od warg i spojrzał na mnie z nienawiścią.

– Czego chcesz, gówniarzu? – wychrypiał.

Zwiesiłem bezradnie ramiona.

– Idź do łóżka – powiedziałem tylko, wstając z klęczek. Gardło bolało mnie przy mówieniu i czułem, że na szyi już formuje mi się siniak od jego chwytu.

– Myślisz, że kim jesteś, żeby mi rozkazywać? – parsknął. – Zejdź mi z oczu. – Machnął ręką, w której trzymał wódkę i odwrócił ode mnie wzrok, jakby nie mógł na mnie patrzeć. Skierował oczy na telewizor, w którym wciąż leciał denny talk-show.

Z opuszczoną głową wróciłem do przedsionku, gdzie zostawiłem torby z zakupami i zaniosłem je do kuchni. Powkładałem jedzenie do lodówki, a taty ulubione gotowe dania z puszki włożyłem do szafek. Otworzyłem okno, by pozbyć się zapachu smrodu i zaniosłem plecak do małego pokoju, który zajmowałem.

Położyłem się na chwilę na łóżku, przykrywając oczy ramieniem i załkałem cicho. Nie mogłem pozwolić sobie na nic więcej. Musiałem być silny. Inaczej nie dałbym rady przetrwać. Cały czas powtarzałem sobie, że został mi ostatni rok szkoły, a potem wyniosę się na studia, gdzie pomoże mi Kate. Jakby przywołując ją w myślach, poczułem nagłe wibracje w kieszeni spodni, a gdy wyciągnąłem telefon, zobaczyłem, że dzwoni moja siostra. Pociągnąłem nosem, upewniając się, że nie będę brzmieć płaczliwie i odebrałem.

– Hej, co tam? – przywitałem się wesołym głosem.

– Cześć, mój ulubieńcu. Dawno się nie odzywałeś. Wszystko u ciebie w porządku?

– W jak najlepszym. – Nienawidziłem kłamać, ale robiłem to dla jej dobra. Cieszyłem się, że się wyprowadziła i chociaż sama ledwo wiązała koniec z końcem, była dużo szczęśliwsza, niż gdyby tu została. Bałem się, że jeśli kiedykolwiek dowiedziałaby się, że stan ojca się pogorszył, wróciłaby, a to by ją zniszczyło.

Przez chwilę panowała cisza, a ja czułem, że Kate walczyła ze sobą, by zadać to pytanie, ale w końcu zmusiła się do tego:

– U taty też wszystko dobrze?

Nie rozmawiała z nim od kilku lat. Miała mu wiele za złe, a przede wszystkim obwiniała go o śmierć mamy. Było w tym tyle dobrego, że odkąd wyjechała na studia i zamieszkała w Nowym Jorku, nie przyjechała do domu w ramach odwiedzin. To ja czasem do niej latałem, gdy uzbieraliśmy oboje na bilet samolotowy dla mnie. Wiedziałem, że gdyby zobaczyła, co tu się dzieje, nie zostawiłaby tak tego i chciałaby zabrać mnie ze sobą. A co by zrobiła z nastolatkiem w ostatniej klasie liceum, podczas gdy sama wynajmowała z narzeczonym ciasne mieszkanie, w którym panoszyły się kalaruchy? Nie chciałem być dla niej ciężarem.

– Wiesz jak to z nim jest. Czasami wciąż wybuchnie, ale na ogół jakoś sobie radzimy. – Kłamstwo zostawiło cierpki smak na moim języku. Kate nie miała pojęcia, że wybuchy agresji to najmniejsze z czym musiałem się mierzyć, a jego zaglądanie od czasu do czasu do kieliszka, zamieniło się w bycie częściej pijanym niż trzeźwym.

– Powiesz mi, gdy będzie ci ciężko, prawda?

– Prawda. – Przełknąłem ślinę. Miałem wrażenie, że kwas wypala mi przełyk. – A co u ciebie? – Zmieniłem temat, nie chcąc dłużej ciągnąć skupiać się na sytuacji w domu.

– Larry dostał nową pracę. Tym razem na budowie. Ale to dobrze płatna robota, choć on narzeka, bo od dłuższego czasu ma problemy z plecami. Nie chce iść jednak do lekarza, bo szkoda mu pieniędzy.

Nie skomentowałem tego, nie chcąc by poznała, że nie przepadałem za jej narzeczonym. Był to jednak jedyny chłopak, którego do siebie dopuściła po tym, co się stało, więc skrywałem niechęć w sobie. Najważniejsze, że była szczęśliwa. To mi wystarczało.

– W twojej pracy wszystko w porządku? – zapytałem zamiast tego.

– Daję radę, akurat o mnie nie musisz się martwić, braciszku.

Byłem od niej o osiem lat młodszy, ale i tak czułem, że powinienem być dla niej większym oparciem i się nią zaopiekować. Nie byłem jednak w stanie. Nie w obecnym położeniu. Jedyne, co mogłem robić, to odsuwać ją od tego gówna, które się tu dzieje.

– Dobrze słyszeć. Muszę kończyć, obiecałem Floydowi, że do niego wpadnę. Pozdrów Larry'ego i powiedz mu, żeby bardziej zadbał o swoje zdrowie.

– A ty pozdrów Floyda! Nie wierzę, że widziałam go ostatnio jak miał dziesięć lat, a teraz kończy już szkołę. Jezus, a mała Jimi ma szesnaście. Ten czas strasznie szybko leci. Trzymaj się i pamiętaj, że cię kocham!

Ciepło wypełniło moją klatkę piersiową. Dawno nie słyszałem tych słów.

– Też cię kocham – szepnąłem i rozłączyłem się, zanim usłyszałaby, że załamał mi się głos.

Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Rozmowa z siostrą poprawiła mi odrobinę humor, ale gdy zobaczyłem ojca siedzącego na kanapie i pijącego wódkę, znowu dopadło mnie przygnębienie. Zamknąłem okno, wziąłem kluczyki do samochodu i rzuciłem, kierując się do drzwi:

– Będę późno.

Nie otrzymałem odpowiedzi.

Gdy tylko przeszedłem przez próg, poczułem jak znika mi ciężar z piersi. Znów mogłem oddychać. Wsiadłem do samochodu, puściłem swoją playlistę i wystukując rytm muzyki na kierownicy udałem się w stronę domu Crawfordów, gdzie czułem się zdecydowanie lepiej niż u siebie. To oni mi pomogli, gdy w moim życiu było najciężej.

Miałem zaledwie siedem lat, gdy zawalił mi się cały świat. Był to rok, który spieprzył resztę mojego życia. To wtedy ojciec został ranny na wojnie i wrócił do domu jako niepełnosprawny weteran bez jednej kończyny. To wtedy zaczęły się jego napady agresji. To wtedy popchnął moją mamę na ścianę, w którą przywaliła głową, przez co pęknął jej niewykryty tętniak w mózgu. To wtedy tato zaczął zaglądać do kieliszka, przestaliśmy radzić sobie finansowo i przeprowadziliśmy się do gorszej dzielnicy miasteczka. To wtedy została zgwałcona moja siostra, gdy wracała do domu nocą. To wtedy zmieniła się i już nigdy nie odzyskała tego blasku w oczach, który dawał mi pocieszenie po śmierci mamy. Ale to również wtedy poznałem Floyda i jego rodzinę.

Do dziś nie zapomnę, jak siedziałem nad wodą i bezmyślnie rzucałem do kamyki do strumyka, gdy podszedł do mnie mały Floyd i zapytał, czy to prawda, że zmarła mi mama. Przytaknąłem, a on bez zawahania rzucił:

– Mogę podzielić się moją. Jak ci będzie smutno, możesz do mnie wpaść i ona cię przytuli. Jest w tym najlepsza.

I tak zaczęła się nasza przyjaźń. Floyd był otwartym i głośnym dzieciakiem, z którym każdy chciał się bawić, ale nigdy nie dał mi odczuć, że stoję w jego cieniu. Wciągał mnie w swój każdy głupi pomysł, czego czasami żałowałem, ale zawsze brał na siebie wszystkie konsekwencje, chroniąc mnie, gdy tylko mógł. Pamiętam również moment, gdy poznałem jego siostrę. Ich mama kazała Floydowi pobawić się z nią przed domem, a on dał jej siatkę na owady, którą sam skonstruował i kazał jej łapać motyle. Gdy mała z radosnym piskiem zajęła się tym, on podszedł do mnie i stwierdził, że idziemy nad strumyk zrobić zawody, kto złowi więcej ryb. Przeżyliśmy swoją pierwszą kłótnie, bo nie chciałem zostawiać jego siostry samej, nie wydawało mi się to odpowiedzialne. Wtedy nie wiedziałem, że pani Crawford i tak obserwowała ich przez okno. Floyd wkurzył się na mnie i sam poszedł nad wodę, a ja siedziałem razem z Jimi i obserwowałem, jak skacze na swoich małych nóżkach, próbując dosięgnąć motyli. W końcu znudziło jej się to, usiadła przy mnie i zaczęła zrywać stokrotki i robić z nich bukiet. Gdy skończyła, wręczyła mi go i zapytała czy zostanę jej mężem.

Parsknąłem śmiechem na to wspomnienie i pokręciłem głową. Była uroczym dzieckiem. Zajeżdżając pod ich dom samochodem, zobaczyłem ją na trawniku, bawiąca się z ich psem i pomyślałem, że w sumie dalej jest tak urocza i niewinna jak wtedy.

– Cześć, młoda – przywitałem się, wysiadając.

Podskoczyła ze strachu, słysząc mnie i obróciła się speszona. W tym momencie ich wielki pies wskoczył na nią, bo wciąż trzymała piłkę, którą miała mu rzucić. Bowie przewrócił ją, wyrwał jej z ręki swoją zabawkę, odbiegł na bok, położył się i zaczął ją żuć zadowolony.

Powstrzymałem uśmiech cisnący się na usta i podszedłem do Jimi. Wyciągnąłem rękę, pomagając jej wstać, co widziałem, że lekko ją zawstydziło. Jednak już tak wiele razy byłem świadkiem jej dziwnych upadków, że nic mnie już nie potrafiło zdziwić. Ta dziewczyna potrafiła potknąć się na prostej drodze. Było jednak coś ujmującego w jej niezdarności.

– Mam nadzieję, że wybrałaś już jakiś utwór na dziś. – Zamiast skomentować jej wpadkę, przypomniałem jej o czym rozmawialiśmy w szkole. Jej zawstydzenie szybko przerodziło się w strach. Miała tak wielkie brązowe oczy, że widać było w nich od razu każdą emocję.

– Ja... Ja... – Od razu zobaczyłem, że szukała w głowie jakieś wymówki, dlatego nie dałem jej dokończyć.

– Do później – przerwałem jej i pomachałem, kierując się w stronę domu.

Wszedłem bez pukania i wymieniłem męski uścisk dłoni z panem Crawfordem, który siedział akurat w salonie, słuchając jednocześnie starego radia i oglądając telewizję. Nie miałem pojęcia, jakim cudem miał taką podzielność uwagi.

– Cześć, Logan.

– Dzień dobry, panie Crawford. – Starałem się zabrzmieć tak grzecznie jak to tylko możliwe, bo z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że ojciec Floyda nie do końca za mną przepadał. Oczywiście był miły i nigdy nie powiedział do mnie żadnego złego słowa, to nie byłoby w jego stylu, ale sposób w jaki na mnie patrzył... Miałem wrażenie, że cały czas poddaje mnie ocenie i  że jest między nami jakiś dystans.

Skierowałem się do kuchni, skąd słyszałem dźwięk garnków i porwałem w ramiona panią Crawford. Mały Floyd miał rację. Jego mama była najlepsza w przytulaniu i nigdy mi tych uścisków nie szczędziła.

Pisnęła zaskoczona, ale zaraz roześmiała się, przytulając mnie mocno.

– Cześć, łobuzie!

– Dzień dobry. – Odstawiłem ją na ziemię i zajrzałem do garnka. – Co tak pięknie pachnie?

– Robię spaghetti, zjesz z nami?

– Ja bym odmówił zjedzenia czegokolwiek z pani kuchni? To byłoby świętokradztwo.

Pani Crawford trzepnęła mnie przyjacielsko ścierką.

– Ty czarusiu. Zawsze wiesz, co powiedzieć.

Roześmiałem się pełną piersią, czując jednocześnie drobne ukłucie smutku. Ledwo pamiętałem moją mamę, ale tęskniłem za nią każdego dnia. Byłem wdzięczny, że miałem Crawfordów, ale jednocześnie żałowałem, że moja rodzina tak nie wygląda. Floyd nie miał pojęcia, jakie miał szczęście, czego często nie doceniał.

– Idę spróbować nauczyć czegoś pani syna – oznajmiłem żartobliwie. Zapewne jak zwykle pouczymy się dziesięć minut, a potem Floyd namówi mnie na partyjkę w fifę, ale tego pani Crawford nie musiała już wiedzieć.

– Jeśli tobie się tego nie uda, to ja już nie wiem komu. – Uśmiechnęła się do mnie uroczo.

Poszedłem na górę i wszedłem do pierwszego pokoju po prawej. Bywałem tu częściej niż u siebie, znałem więc każdy kąt tego pomieszczenia. Floyd leżał rozwalony na łóżku i oglądał YouTube'a na telefonie. Mruknął, nie unosząc nawet na mnie wzroku:

– Zostało mi jeszcze pięć minut filmiku. Możesz w tym czasie włączyć plejkę.

– Najpierw może powtórzymy materiały do testu? – Walnąłem się na skórzanej kanapie, biorąc do ręki jego porozwalane książki. – Nie poszło ci najlepiej ostatnim razem.

– Nie mam humoru dzisiaj.

Przewróciłem oczami.

– A kiedykolwiek miałeś humor na naukę? Słuchaj, stary, wiem, że tego nie lubisz, ale to ostatni rok. Nie możesz go zawalić. Chyba chcesz iść na studia, nie?

– Mam już załatwione stypendium sportowe – wymamrotał niezainteresowanym tonem.

– Jak nie zdasz, to do niczego ci się nie przyda.

– Dobra, kurwa, jesteś gorszy niż mój stary. Przygotowałem sobie wcześniej fiszki, możesz mnie z nich przepytać. – Odłożył wkurzony telefon na bok, ale dalej leżał wpatrując się z pochmurną miną w sufit.

Chyba naprawdę coś go dręczyło. Z ciężkim westchnieniem odłożyłem podręcznik na bok i zapytałem go:

– Co się dzieje?

Widocznie potrzebował się wygadać, bo odpowiedział niemal odrazu.

– Ta mała ruda przyjaciółeczka mojej młodszej siostry się dzieje, Blake czy jak jej tam.

Zaśmiałem się.

– Nie udawaj, że nie masz pojęcia, jak ma na imię. Od jakiegoś roku wysłuchuję od ciebie narzekań na nią. A jak się z nią przespałeś, to przez kilka tygodni nie było u ciebie innego tematu niż ona.

– Bo mnie wkurwia! Jest za pyskata.

– I gorąca. – powiedziałem tylko po to, żeby go zdenerwować.

Udało mi się wywołać odpowiednią reakcję. Po raz pierwszy na mnie zerknął, sztyletując mnie wzrokiem. Odezwała się w nim zazdrość.

– To twoje słowa – przypomniałem mu, unosząc dłonie w obronnym geście.

Rzucił we mnie poduszką, którą od razu przechwyciłem. Z rezygnacją położył się znowu na łóżku, przenosząc wzrok na sufit.

– Dobrze, jest gorąca, pyskata i zakazana. Najgorsze połączenie. I wkurwia mnie to, że... że... że mnie wkurwia – wyrzucił z siebie rozzłoszczony. – Nie powienienem nawet o niej myśleć. Więc dlaczego myślę?

– Może właśnie dlatego, że jest zakazana? – Odrzuciłem mu poduszkę, ale on nawet nie wysilił się, by ją złąpać. Spadła mu prosto na twarz, ale zamiast ją zabrać, przyłożył ją mocniej i jęknął w nią z bezsilnością. – A w sumie dlaczego jest zakazana? – zapytałem z ciekawością.

Floyd usiadł i znowu zgromił mnie oczami, jakbym powiedział jakieś faux pas.

– Stary, to przecież przyjaciółka mojej młodszej siostry. To tak samo, jakbyś ty nagle zaczął przystawiać się do Jimi – Skrzywił się na samą myśl. W sumie miał w tym trochę racji. To byłoby dziwne. – Poza tym, młoda by mnie zabiła, gdyby dowiedziała się, co zrobiliśmy. Dlatego to nie może się powtórzyć.

– A problem w tym, że ty chciałbyś to powtórzyć? – Uniosłem zaczepnie brew, co mu się nie spodobało.

– Wiesz co? Wkurwiasz mnie dzisiaj. Sam pouczę się tych fiszek.

Zaśmiałem się i wstałem, czego się nie spodziewał. Wiem, że naprawdę nie miał na myśli tego, bym wyszedł, ale skoro i tak miał zjebany humor, niech siedzi i dręczy się w samotności.

– No to idę do Jimi.

Otworzył szeroko oczy.

– Pojebało cię, stary? Zgrywasz się teraz?

Wydobył się ze mnie jeszcze głośniejszy śmiech. Był dla mnie dzisiaj chujem, więc zabawnie się z nim teraz droczyło.

– Nie chcesz spędzać ze mną czasu, to idę do twojej siostry.

Wstał, jakby chciał mi przyjebać.

– Żartuję. – Przewróciłem oczami, widząc, że może lepiej go nie prowokować, skoro jest tak pobudzony. – Poprosiła mnie o pomoc w konkursie talentów.

Floyd przystanął i zamrugał.

– Dlaczego ciebie? Przecież ona się ciebie wstydzi.

– No właśnie o to chodzi. Boi się wystąpić, więc jeśli da radę zaśpiewać przede mną, da radę też przed publicznością.

– Aha – odpowiedział tylko i usiadł na łóżku. – To jak skończycie, to zajrzyj tu jeszcze. Może najebanie ci w Mortal Kombat poprawi mi humor.

– Zobaczę, czy będzie mi się chciało. Na razie, frajerze. I przestań myśleć o Blair. To nie jest dziewczyna dla ciebie.

Wyszedłem od niego i przeszedłem całą długość korytarza. Stanąłem na jego końcu i zapukałem do drzwi pokoju, w którym jeszcze nigdy nie byłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top