Rozdział 2. Chciałam być wyjątkowa
Chcę żebyś zauważył
Kiedy nie ma mnie w pobliżu
Jesteś cholernie wyjątkowy
Chciałabym być wyjątkowa
Radiohead – Creep
– Hendrix!
Odwróciłam się z impetem, gotowa przywalić Chesterowi Fletcherowi.
– Nie nazywam się... – zaczęłam, ale zobaczyłam, że w wyciągniętej ręce trzyma mój brelok z gitarą, który dostałam od taty, gdy nauczyłam się swojej pierwszej piosenki na akustyku. – Och.
– Odpadł ci.
Wyciągnęłam dłoń, by mi go oddał, on jednak oddalił rękę poza mój zasięg.
Zmrużyłam oczy.
– Co jest?
– Tak za darmo? – Denerwujący uśmiech rozświetlił mu twarz. Psotne iskierki rozbłyskujące w jego oczach, wskazywały, że nie spodoba mi się to, co wymyślił. – Należy się zapłata. – Nachylił się w moją stronę, odwrócił twarz i postukał palcem w policzek.
Na początku nie zrozumiałam, o co mu chodzi, a gdy w końcu to do mnie dotarło, prychnęłam nieelegancko. Założyłam ręce na siebie i zmierzyłam go nienawistnym spojrzeniem.
– Chyba żartujesz. Wolałabym zanurzyć usta w kwasie niż cię pocałować.
Wyprostował się powoli i wzruszył ramionami.
– Nie to nie. – Schował brelok do kieszeni i minął mnie, pogwizdując cicho.
Odwróciłam się za nim.
– To się nazywa kradzież, Fletcher. Oddawaj, zanim zgłoszę cię do dyrektora!
– Na razie, Hendrix! – Machnął ręką i zniknął w tłumie.
– Nie nazywam się Hendrix! – krzyknęłam za nim, choć wątpliłam, że mnie usłyszał. – Co za idiota – burknęłam pod nosem.
Dla niego to była tylko głupia zabawa i kolejny sposób, by uprzykrzyć mi życie, a dla mnie ten brelok był ważny. Fuknęłam rozzłoszczona i podeszłam do swojej szafki, by odłożyć książki.
Wykręciłam kod i wciąż zła na cały świat, otworzyłam drzwiczki mocniej niż zamierzałam, prawie wyrywając je z zawiasów. Sięgnęłam po książki i w dokładnie momencie mój wzrok padł na Logana stojącego obok wodopoju.
Od zawsze byłam wyczulona na jego obecność. Wydawało mi się, że miał w sobie magnes, dzięki któremu odnajdywałam go nawet w zatłoczonym pomieszczeniu. Wyglądał, jak zwykle cudownie. Włosy przycięte modnie po bokach, a na czubku gęste i roztrzepane. Zawadiacki, pewny siebie uśmiech. I te oczy... Miał najpiękniejsze na świecie oczy, które kojarzyły mi się z płynnym karmelem.
Jednak moją uwagę zwróciła inna rzecz. Tak jakby wszechświat zmówił się, aby mi jeszcze bardziej dokopać.
Logan nie stał sam.
Był z dziewczyną. Piękną, długonogą blondynką, której szeroki uśmiech wyglądał jak z reklamy pasty do zębów.
Tak się na nich zagapiłam, że nawet nie zauważyłam, w którym momencie podeszła do mnie Blair.
– Mogłabyś być bardziej dyskretna. –- Podskoczyłam, gdy usłyszałam jej głos. Wróciłam do rozpakowywania książek, chcąc zatuszować swoją wpadkę.
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – mruknęłam nieprzekonująco.
– To koleżanka z jego klasy.
Znów zerknęłam na Logana i tę dziewczynę.
– Wyglądają jakby byli ze sobą blisko – zauważyłam. Zaczęłam przesuwać rzeczy w szafce, nawet na nie nie patrząc.
– Byli ostatnio razem na imprezie – Blair wzruszyła ramionami i zerknęła znudzona na swoje paznokcie.
Spojrzałam na nią z wyrzutem.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Nie miałam pojęcia, że mam informować cię o wszystkim, co robi Logan. – Wywróciła oczami. – Poza tym, może tylko się przyjaźnią.
Przeniosłam na nich wzrok, choć ich widok źle działał na moje biedne serce. Zbyt dobrze zdawałam sobie sprawę, że ta blondynka była ode mnie dużo ładniejsza, sądząc po śmiechu Logana, na pewno też zabawniejsza i przede wszystkim starsza. W tej jednej sekundzie tak bardzo desperacko pragnęłam nie być sobą, tylko dziewczyną jej pokroju. Chciałam być wyjątkowa. Chciałam, aby Logan patrzył na mnie tak, jak teraz na nią.
– Jak się nazywa? – zapytałam, zastanawiając się, czy uda mi się wypytać o nią Floyda, ale tak, żeby nie zorientował się, dlaczego się nią zainteresowałam. Nie może się dowiedzieć, że podoba mi się jego najlepszy przyjaciel. Miałby ze mnie ubaw do końca życia.
Blair chyba nie spodobała się moja mina, bo przyjrzała mi się uważnie, mrużąc oczy.
– A po co ci to wiedzieć, ty mała stalkerko? Zamierzasz owinąć jej dom papierem toaletowym? Obrzucić samochód jajkami? Pospuszczać powietrze w kołach? O nie, nie podoba mi się błysk w twoich oczach. Powiedz proszę, że nie podpowiedziałam ci właśnie żadnego pomysłu.
Pokręciłam głową, tworząc w głowie plan. Wbrew temu, co o mnie myślała, nie obejmował żadnej z wymienionych przez nią rzeczy.
– Spokojnie. Zacznę od czegoś bardziej wyrafinowanego. Pójdę na kolejną imprezę i zobaczę na własne oczy, czy coś między nimi jest. – Na szczęście dla mnie Logan nie był kobieciarzem. Wolał skupić się na sporcie niż związkach. Z ostatnią dziewczyną, z którą był dwa lata, rozstał się w zeszłym roku. Od tamtej pory był singlem i trudno było mi uwierzyć, że ta blondyna była jego nową dziewczyną. Szanse na to były małe. Ale jeśli jednak coś między nimi było... znaczyło, że to coś poważnego. Musiałam to potwierdzić, żeby się przygotować mentalnie. Oderwałam oczy od sceny przy wodopoju i zmierzyłam spojrzeniem Blair. – Bo na ciebie nie można liczyć, ruda wywłoko. Nie wierzę, że Logan z kimś kręci, a ty mi nic nie powiedziałaś.
– Po pierwsze – uniosła palec wskazujący do góry – moje włosy są kasztanowe, a nie rude. A po drugie... – dołączyła drugi palec – ty jędzo, tyle namawiałam cię, żebyś poszła ze mną na imprezę i nie chciałaś się zgodzić, a wystarczy, że Logan przygruchał sobie jakąś lalę i już pędzisz w podskokach? Muszę jeszcze raz przemyśleć, czy chcę się z tobą przyjaźnić.
Odwróciła się, zarzucając włosami i odeszła. Zatrzasnęłam szybko szafkę i ją dogoniłam, zarzucając plecak na ramię.
– Daj spokój. Po prostu nigdy nie chciałam narażać się rodzicom. W życiu nie puściliby mnie na imprezę. A Floyd na pewno by na mnie nakapował, gdybym spróbowała się wymknąć.
– Więc co się zmieniło? – Zmarszczyła brwi. – Już nie boisz się konsekwencji?
Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
– Floyd ma szlaban. Więc na pewno nie będzie go na domówce.
– O ty, cwaniaro. Więc w końcu zaliczysz swoją pierwszą imprezę. Aż mi się łezka w oku zakręciła. Jak te dzieci szybko dorastają...
Udała, że swoim długim paznokciem ociera łzę z dolnej powieki.
Weszłyśmy do sali od biologii i zajęłyśmy swoje miejsca. Cieszyłam się, że były to zajęcia, na które chodziłam razem z Blair, bo miałam naprawdę słaby żołądek i nie wyobrażałam sobie samodzielnie zrobić sekcji zwłok żaby. Na szczęście moja przyjaciółka nie miała takich skrupułów i wyręczała mnie przy tych obrzydliwszych zadaniach.
– Impreza jest w ten weekend, jeśli potrzebujesz alibi, możesz powiedzieć, że nocujesz u mnie – podjęła po chwili, gdy wyjęłyśmy już książki na stół.
Zagryzłam dolną wargę, gdy zdałam sobie sprawę, że wiązało się to z okłamaniem rodziców, czego nie lubiłam robić. Mieliśmy ze sobą bardzo dobry kontakt, a oni mocno mi ufali. Nie chciałam tego zaufania zawieść. Z drugiej strony, wiedziałam, że nie zamierzałam pić alkoholu, brać narkotyków ani uprawiać publicznego seksu, czy co tam się robiło na imprezach. Chciałam tylko pójść, by zobaczyć czy moja miłość do Logana miała jeszcze sens. Jeśli okazałoby się, że jest z blondyną, musiałam postarać się o nim zapomnieć. Nie mogłam przecież wzdychać i robić maślanych oczu do cudzego chłopaka.
– Chyba tak zrobimy – odpowiedziałam niepewnie.
Zaczynając drugą klasę szkoły średniej obiecałam sobie, że zacznę korzystać z życia i robić to, na co nigdy nie miałam odwagi, ale gdy przyszło co do czego, cała moja pewność siebie uleciała. Marzyłam o podbiciu świata jako gwiazda muzyczna, a stresowała mnie sama myśl o pójściu na imprezę, co było odrobinę żałosne. Musiałam znaleźć w sobie tę iskrę buntowniczki, której mój brat miał aż za dużo. Wyglądało na to, że dostał cały przydział, gdy staliśmy w kolejce po cechy charakteru. W efekcie ja byłam tą idealną, grzeczną córką, stawianą jako przykład, a on łobuzem, nad którym rodzice załamywali ręce.
No właśnie.
Czy chciałam dokładać im kolejnych zmartwień? Nie wystarczy, że musieli przejmować się wybrykami Floyda?
Potrząsnęłam głową, walcząc z myślami. Przecież nic się nie stanie, jak raz, jedyny raz, złamię zasady. Prawda? Przecież życie polegało na popełnianiu błędów młodości, szukaniu siebie, buntowaniu się i tak dalej. Czyż nie?
Tylko dlaczego to było takie trudne?
Przez całą lekcję nie słyszałam ani jednego słowa pani Flores, za bardzo skupiona na wewnętrznej rozterce, którą przeżywałam. Choć zwykle to Blair brała ode mnie notatki, tym razem to ja musiałam ją o nie poprosić, co przyjęła z uniesionymi brwiami. Na szczęście była mniej rozkojarzona niż ja i coś tam nabazgrała, choć do moich schludnych zapisków nawet się to nie umywało. Ale sama byłam sobie winna. Wymyśliłam sobie głupią imprezę i młodzieńczy bunt.
Więcej nie udało mi się wpaść na przerwie na Logana i jego nową koleżankę, choć ich wypatrywałam. Z czystej ciekawości oczywiście, a nie z powodu obsesji na jego punkcie. Po skończonych lekcjach wyszłam na zewnątrz i poszłam na parking, stając obok samochodu Floyda.
Odkąd zaczął ostatnią klasę miał zajęcia zwykle później niż ja, przez co jeździłam do szkoły z Blair, ale kończyliśmy o podobnych porach, więc wracaliśmy razem. Oczywiście na początku mu się to nie podobało, ale wystarczyło, że rodzice przypomnieli mu, kto płaci za jego paliwo, co szybko ucięło jego protesty. Choć i tak nie był zadowolony, że musi spędzać te kilka minut ze mną w aucie każdego dnia. Czy wspomniałam już, że średnio się dogadywaliśmy?
Zaczęłam stukać niecierpliwie nogą, gdy dzieciaki wychodziły ze szkoły, a Floyd dalej się nie pojawiał. Z tego co wiedziałam, na ostatniej lekcji miał trening futbolowy, więc możliwe, że jeszcze brał prysznic, ale i tak się irytowałam. Chciałam wrócić już do domu. Czułam ból w dolnej części brzucha i duży dyskomfort ciała, obawiałam się więc, że to zapowiedź zbliżającego się okresu. Marzyłam tylko o tym, żeby przebrać się w dresy i zakopać pod kołdrą.
W końcu zobaczyłam swojego brata schodzącego po schodach. Przewróciłam oczami na jego widok, już szykując się na opieprzenie go za spóźnienie, ale jego mina skutecznie zamknęła mi usta. Wyglądał na strapionego. Jego brązowe, jak moje, włosy były jeszcze wilgotne po prysznicu, a kurtkę z logiem drużyny trzymał w ręce, jakby nie zdążył jej założyć. Na gołych ramionach wystąpiła mu gęsia skórka. Choć jesień w Kalifornii i tak była dość ciepła, to i tak nie była to pogoda na krótki rękawek.
– Ubierz się, bo się przeziębisz i nie będzie mnie kto miał odwozić do domu – upomniałam go, gdy tylko podszedł.
– No właśnie... co do tego... – Podrapał się po tyle głowy, uciekając oczami przed moim wzrokiem.
Zmrużyłam powieki i założyłam na siebie ramiona. Moja stopa wciąż wygrywała niecierpliwy rytm.
– Taak? – zapytałam go powoli, takim tonem, że od razu wiedział, aby uważał na to, co za chwile mi powie.
– Zapomniałem o urodzinach Missy, a wieczorem jadę do niej na kolację. Muszę pojechać do centrum i jej coś kupić.
Uniosłam brwi. Nie powinno mnie to dziwić, w końcu to był mój brat, a jedyną osobą, o którą dbał i którą się przejmował był on sam, ale i tak mnie zaskoczył.
– Zapomniałeś o urodzinach swojej dziewczyny?
– Jestem z nią dopiero od miesiąca, nie mam obowiązku znać wszystkich ważnych dla niej dat – wytłumaczył się oburzony. Ale i tak widziałam, że było mu głupio.
– No i co teraz? – zapytałam, nie ułatwiając mu sprawy. Chciał zostawić mnie bez podwózki?
– Albo jedziesz ze mną, albo Logan zawiezie cię do domu. Już go o to poprosiłem, zaraz powinien wyjść z szatni.
Od razu się zaczerwieniłam. Nie wyobrażałam sobie zostać sam na sam z przyjacielem swojego brata i to jeszcze w tak ciasnej przestrzeni. Ale z drugiej strony brzuch bolał mnie coraz bardziej i nie chciało mi się chodzić z Floydem po sklepach. No i wątpiłam, czy będzie w ogóle wiedział, co kupić swojej dziewczynie. Skoro zapomniał o jej urodzinach, nie zanosiło się na to, że dobrze ją zna. Przypomniałam sobie jednak o pewnym fakcie i od razu zrobiło mi się lepiej.
Złapałam się pod boki i zmierzyłam go spojrzeniem.
– A czy ty przypadkiem nie masz szlabanu? – Z tego co wiedziałam, nie mógł wychodzić z domu, rodzice dopuszczali tylko wizyty u Missy raz w tygodniu. Wyprawa do miasta nie była w tym pakiecie, a ja nie zamierzałam przymykać na to oczu. Zwłaszcza, że postawił mnie przed trudnym wyborem, czy znieść ból brzucha na zakupach czy przeżyć tortury z Loganem.
– Jesteś małą jędzą, wiesz? – Westchnął cicho i ścisnął nasadę nosa palcami, przymykając oczy. – Dam ci dwadzieścia dolców, jeśli pojedziesz do domu z Loganem i będziesz mnie kryć. Powiesz rodzicom, że trener wezwał mnie do siebie po treningu, przez co spóźnię się na obiad.
Uśmiechnęłam się zadowolona, że odzyskam swoje dwadzieścia dolców za sprzątnięcie kupy Bowiego.
– Umowa stoi. – Udałam, że pluję na rękę i podałam mu ją.
On jednak zamiast ją uścisnąć, spojrzał na nią z obrzydzeniem.
– Jesteś ohydna. Naprawdę dzielimy te same geny?
Prychnęłam i wytarłam ostentacyjnie dłoń o kurtkę.
– Wątpię. Już od dawna twierdzę, że jesteś zbyt głupi, żeby być moim bratem. Zdecydowanie podmienili cię w szpitalu. Dawaj kasę.
Patrząc na mnie z niechęcią, sięgnął do kieszeni i wyciągnął banknoty.
– Masz i ani słówka rodzicom, bo dadzą mi szlaban na kolejny miesiąc. Idź pod auto Logana, zaraz do ciebie przyjdzie.
Schowałam pieniądze, starając się nie myśleć o tym, że za chwilę będę jechać z Loganem do domu. Sama. Tylko ja i on. Zamknięci w aucie, z którego nie będzie ucieczki. Tym razem nie będę mogła zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ucinając swoją paplaninę.
Spokojnie, Jimi, nie stresuj się. Po prostu nie otwieraj swojej niewyparzonej jadaczki i wszystko będzie w porządku.
Odetchnęłam kilka razy i podeszłam do czerwonego pickup'a. Usłyszałam, jak Floyd wsiada do swojego auta i odjeżdża, prawie mnie potrącając. Wystawiłam mu w odpowiedzi środkowy palec, ale chyba już tego nie zobaczył.
Odetchnęłam kilka razy, ściskając mocno ramiączka swojego plecaka. Poprawiłam włosy i nałożyłam balsam na spierzchnięte usta. Ogólne złe samopoczucie i wyjątkowo niska samoocena tego dnia, wcale nie pomagały mi przygotować się do tego, co mnie czekało.
W końcu zobaczyłam Logana wychodzącego przez drzwi szkoły w towarzystwie jednego z kolegów z drużyny futbolowej. Serce fiknęło mi koziołka. W przeciwieństwie do mojego brata założył na siebie kurtkę, a wilgotne włosy przykrył czapką, przekręcając daszek do tyłu . Zaśmiał się akurat z czegoś, co powiedział ten drugi chłopak, a ja czułam, jak moje oczy zamieniają się dwa serduszka niczym w jakiejś kreskówce. Nogi mi zmiękły, aż musiałam oprzeć się o jego samochód. Uwielbiałam dźwięk jego śmiechu. Był ochrypły, wesoły i chłopięcy.
Zauważył mnie, gdy tylko zeszli ze schodów. Pożegnał się z kolegą i ruszył od razu w moim kierunku, uśmiechając się w piękny sposób.
– Cześć, Jimi – przywitał się, wyciągając kluczyki z kieszeni.
Czy kiedykolwiek miało mi się znudzić brzmienie mojego imienia w jego ustach? Rozpłynęłam się, niczym lód na patyku, patrząc na niego maślanym wzrokiem. Usiłowałam się pilnować, by nie dać po sobie poznać, jak na mnie działał, ale było to cholernie trudne.
Nie rób siebie idiotki, Jimi.
Odchrząknęłam, prostując się.
– Cześć – odpowiedziałam na szczęście normalnym głosem.
Otworzył auto i wskazał na drzwi po drugiej stronie, gdy spostrzegł, że wciąż stoję i się w niego wgapiam.
– Możesz wsiadać.
Otrząsnęłam się, po raz kolejny upominając się w myślach.
Wsiadłam do środka i usiadłam, ściskając plecak w ramionach. Mogłabym położyć go pod nogami, ale było mi jakoś lepiej, trzymając go na kolanach. Czułam się bezpieczniej.
We wnętrzu od razu zaatakował mnie zapach Logana i musiałam powstrzymać się, by nie zrobić głębokiego wdechu. Gdy chłopak zasiadł za kierownicą, wypełniając przestrzeń swoją osobą, odsunęłam się jak najbardziej mogłam w stronę okna.
– Wszystko w porządku? – zapytał, zerkając na mnie zmartwiony kątem oka.
Chyba jednak nie byłam tak subtelna w swoim zachowaniu, jak sądziłam.
– W jak najlepszym. – Wymusiłam uśmiech.
Skierował swoje bursztynowe oczy na drogę, a ja dzięki temu mogłam swobodniej odetchnąć, wiedząc, że jazda zajmie mu całą uwagę i nie będzie się skupiał na mojej dziwaczności.
– Jak minął ci dzień w szkole? – zapytał po chwili, przerywając niekomfortową ciszę.
I właśnie taki był problem z Loganem. Był zbyt miły. Zagadywał mnie, nawet, gdy wiedziałam, że nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Bo niby co go interesował mój dzień?
– W porządku – odpowiedziałam, nie odrywając oczu od okna. Zacisnęłam usta, pilnując, by nie dodać czegoś więcej, co mogłoby skończyć się słowotokiem.
Dobrze, Jimi. Krótkie, lakoniczne odpowiedzi. Mniejsza szansa, że znowu się przed nim zbłaźnisz.
Znów zapadła cisza.
Którą przerwał moment później.
– Na pewno wszystko okej? – Spojrzał na mnie, marszcząc lekko brwi. – Mocno ściskasz plecak, coś cię boli?
Od razu rozluźniłam uchwyt, orientując się, że prawdopodobnie pogniotłam wszystkie swoje książki i połamałam długopisy.
– Ja... – Jak mu wytłumaczyć, że wszystkie moje wnętrzności to kurczyły się, to rozluźniały, bo tak mocno przeżywałam tę chwilę i nie potrafiłam sobie z tym poradzić? Jego zapach, tak bliska obecność, że czułam ciepło jego ciała i głos rozbmiewający tuż obok mojego ucha, to było jak dla mnie zdecydowanie za dużo. – Boli mnie brzuch – wymamrotałam w końcu, decydując się na pół-prawdę. Faktycznie napięcie w moim ciele było coraz większe, ale zniknęło w porównaniu z tym wszystkim, co właśnie czułam.
– Och. To coś poważnego? Wstąpić do apteki? – Jego oczy spoczęły na mnie na kilka dłuższych sekund. Zaczęłam się wiercić pod naporem jego wzroku, co uznał chyba za kolejny objaw bólu, bo jeszcze mocniej zmarszczył brwi.
– Nie martw się, to nic – odpowiedziałam ze ściśniętym gardłem.
– Nie wyglądasz, jakby to było nic. Może zajedziemy po jakieś leki? Albo do szpitala? Potrzebujesz do szpitala, Jimi?
Czułam się coraz bardziej niezręcznie z uwagą, jaką od niego dostałam.
– To tylko okres – palnęłam, by w końcu przestał drążyć. Niemal od razu zrobiło mi się głupio, gdy zobaczyłam, że Logan się speszył. Nie chciałam wprawić go w zakłopotanie. Postarałam się uśmiechnąć, by rozładować atmosferę. – Nie potrzebuję jechać do szpitala. Wystarczy mi termofor i czekolada. Ale dzięki.
– Aha – odpowiedział tylko. Potarł szczękę i kark. Zaczęłam podejrzewać, że więcej nie zgodzi się tak chętnie na podwiezienie mnie, gdy Floyd go o to poprosi. Miałam wrażenie, że dla niego było to równie niezręczne doświadczenie, co dla mnie.
Na szczęście już widziałam skręt, który prowadził do naszego domu.
Odliczałam sekundy, stukając palcem o kolano. Samochód ledwo zdążył się zatrzymać, a ja otworzyłam drzwi i chciałam wyskoczyć na zewnątrz. Zapomniałam tylko, że zapięłam pasy, w wyniku czego szarpnęłam ciałem i od razu wróciłam na siedzenie.
– Och – wyszeptałam, masując obolałą klatkę piersiową, w którą wbił się pas.
Logan chrząknął, a ja bałam się na niego spojrzeć. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła i zerknęłam w jego stronę. Rozbawienie walczyło z zażenowaniem na jego twarzy.
– Wszystko... Wszystko w porządku? – wykrztusił. Szanowałam go za to, że próbował ukryć śmiech, choć szło mu to nieudolnie.
– Tak – szepnęłam, czując jak płoną mi policzki.
Drżącą ręką sięgnęłam do zapięcia i odpięłam pas. Wypuściłam powoli powietrze przez usta i wysiadłam, co tym razem mi się udało.
– Dzięki za podwiezienie – wymamrotałam i zamknęłam drzwi, nie oglądając się za siebie.
Wciąż ściskając plecak w ramionach, przeszłam przez trawnik. Nie słyszałam, by chłopak odjeżdżał, wnioskowałam więc, że czekał aż wejdę do środka. Skupiłam się więc na chodzie. Usiłowałam iść powoli, sztywno wyprostowana, krokiem pełnym gracji.
Zapomniałam jednak patrzeć pod nogi.
Potknęłam się o wyjątkowo duży kamień i wyciągnęłam ręce, aby złapać równowagę. Prawie zaliczyłam epicką glebę, ale zdołałam się wyprostować. Z roztrzepanymi włosami, ledwo dysząc i cała trzęsąc się z emocji, w końcu dopadłam do drzwi. Droga do nich jeszcze nigdy nie wydawała mi się tak długa.
Gdy tylko weszłam do środka, odrzuciłam plecak pod ścianę i usiadłam, starając się unormować oddech. Włożyłam palce we włosy, pociągając za nie i jęcząc głośno.
Jeśli tak wyglądała miłość, to gdzie mogę złożyć wniosek o wypisanie się z niej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top