Rozdział 10. Pewność siebie
Jimi
Możesz powiedzieć, że jestem marzycielem
Ale nie jestem jedyny
John Lennon - Imagine
Gdybym miała wskazać jeden z najbardziej stresujących momentów w moim życiu, zdecydowanie byłoby to siedzenie w swoim pokoju i czekanie na Logana Sandersa, przed którym miałam po raz pierwszy w życiu zaśpiewać.
Nie mogłam wysiedzieć w jednym miejscu odkąd przyszłam ze szkoły. Do końca nie wierzyłam, że chłopak do nas przyjedzie. Próbowałam wyprzeć ten fakt z głowy. Stosowałam technikę, która nazywa się zaprzeczeniem. Czułam się wewnętrznie rozdygotana i żeby jakoś zająć myśli, wyszłam przed dom pobawić się Bowiem. I właśnie wtedy pojawił się Logan, który oczywiście musiał być świadkiem kolejnego z moich upokorzeń.
Gdy tylko zniknął we wnętrzu, wróciłam do swojego pokoju i starałam się uspokoić. Chodziłam w tę i z powrotem, zastanawiając się, kiedy Logan przyjdzie i czy w ogóle to zrobi. A może rozmyśli się? Może, gdy powie Floydowi, że zgodził mi się pomóc, ten mu nie pozwoli?
Usiadłam w końcu na łóżku i zaczęłam skubać swoje zniszczone końcówki włosów. Coraz bardziej żałowałam, że zgodziłam się na propozycję Logana. Co w ogóle strzeliło mi do głowy? Jakim cudem miałam przed nim wystąpić, jeśli nie potrafiłam spędzić dwóch sekund w jego obecności, żeby nie zrobić z siebie idiotki?
Gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi, myślałam, że dostanę zawału. Podskoczyłam wystraszona na łóżku, ale zaraz uświadomiłam sobie, że to nie mógł być Logan. Dopiero przyjechał, a miał posiedzieć jeszcze z Floydem. Może tato coś ode mnie chciał?
Wstałam, żeby otworzyć, a gdy tylko uchyliłam drzwi i zobaczyłam, kto za nimi stoi, od razu je zamknęłam. Zamrugałam kilkakrotnie, będąc pewna, że się mi przywidziało, ale gdy doszło do mnie, że to naprawdę Logan, uzmysłowiłam sobie, co zrobiłam. Jęknęłam bezgłośnie na swoją głupotę i odetchnęłam kilka razy. Co on tu robił tak wcześnie?
Wygładziłam ubranie i postarałam się rozpogodzić, żeby nie wyglądać na wystraszoną. W żadnym stopniu nie czułam się gotowa, żeby wpuścić go do swojego pokoju, ale przecież nie mogłam zostawić go za progiem.
Drżącymi rękoma pociągnęłam za klamkę. Moim oczom znów ukazał się widok Logana cierpliwie czekającego na korytarzu.
– Przyszedłem, tak jak się umówiliśmy. – Uśmiechnął się lekko, nie dając po sobie poznać, że odwaliłam kolejną głupotę. Dłonie miał włożone luźno w przednie kieszenie spodni. Wystawały mu jedynie kciuki, którymi wystukiwał rytm. Wyglądało jakby i on, odrobinę się stresował.
W pierwszym odruchu miałam ochotę skłamać i powiedzieć, że jestem zajęta. Ale obawiałam się, że mnie przejrzy. Już wcześniej kazał mi nie szukać wymówek. Czując zatem, że nie mam innego wyboru, otworzyłam mu szerzej drzwi.
– Zapraszam. – Głos miałam zdławiony przez zaciśnięte ze stresu gardło. Serce waliło mi mocno i dziwiłam się, że nie słychać jego szaleńczego bicia. – Rozgość się. – Niezdarnie machnęłam ręką, prawie strącając figurkę Totoro z półki.
Dziwnie czułam się widząc dużą sylwetkę chłopaka w swoim małym i uroczym pokoju. Był cały pomalowany na fioletowo, na ścianach wisiały plakaty moich ulubionych zespołów, a półki i regały były pełne komiksów, figurek ulubionych postaci i cytatów piosenek w ramkach. Gdy byłam mała tato w kilku miejcach narysował mi ciemnofioletowe motylki. Jeden wylatywał zza szafy, kolejny frunął nad łóżkiem. Można je było zobaczyć na wszystkich ścianach. Uwielbiałam je, ale teraz nagle zawstydziłam się i pomyślałam, że było to dziecinne. A co jeśli Logan pomyśli, że czytanie komiksów i zbieranie figurek też było niedojrzałe? Miałam ochotę poukrywać wszystkie swoje osobiste przedmioty. Poczułam się obnażona. To pomieszczenie było moją prywatną przestrzenią, w której ukrywałam się przed całym światem i mogłam być sobą. A teraz wpuściłam tu kogoś przez kogo tak często się tu zamykałam.
Logan usiadł na łóżku na narzucie w nutki i rozejrzał się z ciekawością. Stałam przed nim i wykręcałam niezręcznie palce. Potrafiłam myśleć o tym, że Logan Sanders siedzi właśnie na moim łóżku i nie wiedziałam, jak się z tym faktem czuć. I gdzie w takim razie miałam usiąść ja?
– Zaczynamy? – przerwał w końcu niezręczną ciszę i machnął brodą w kierunku gitary stojącej w kącie.
– Ach. Tak. – Pokiwałam głową, prostując się. Z tego wszystkiego zapomniałam po co tu przyszedł.
Figurki i motylki wyleciały mi z głowy. I zamiast tym, zaczęłam znów stresować się występem. Nie wiedziałam, co było gorsze.
Wzięłam gitarę i stanęłam przed dylematem, gdzie się podziać. W myślach panował mi chaos. W końcu jednak zdecydowałam się zająć miejsce na krześle przy biurku. Kusiło mnie, aby usiąść obok Logana na łóżku, ale zbyt dobrze się znałam. Wiedziałam, że przepaliłyby mi się przez to wszystkie styki w mózgu i nie wykrztusiłabym słowa, co dopiero mówić o zaśpiewaniu piosenki.
Zaczęłam brzdękać i przekręcać klucze, udając, że stroję gitarę, choć była już nastrojona. Potrzebowałam jednak chwili na przygotowanie się psychicznie na to, co miało nastąpić.
Czułam, jak chłopak patrzy na mnie i samo to powodowało, że moje policzki zrobiły się czerwone. Jeszcze mocniej pochyliłam głowę, aby zakryć twarz włosami, by nie widział, że się zaczerwieniłam.
– Będziesz grać coś swojego czy zdecydujesz się na wykonanie coveru? – Znów to on przerwał milczenie.
– Jeszcze się nad tym zastanawiałam – wymamrotałam, wciąż patrząc na struny, a nie na niego. – Ale nie wiem, czy starczyłoby odwagi na zaprezentowanie własnej piosenki. Postawię więc raczej na cover. Myślałam nad... nad Imagine od Johna Lennona albo Dream On Aerosmith – zacięłam się lekko. Obawiałam się, czy nie wyśmieje mojego wyboru.
– Okej – przytaknął bez zbędnego komentarza o moim guście muzycznym. – Zagraj mi oba utwory i na pewno coś wspólnie zdecydujemy.
Przełknęłam ślinę. Był taki uśmiechnięty i gotowy do pomocy. Sprawiło to, że odrobinę się rozluźniłam.
Odchrząknęłam i po raz ostatni uderzyłam we wszystkie struny, rozgrzewając się. Stwierdzając, że bardziej gotowa nie będę. Ułożyłam palce i zaczęłam wygrywać pierwsze nuty Imagine.
– Imagine there's no heaven... – zanuciłam cicho. Mój głos był jednak zachrypnięty i niepewny. Starałam się nie myśleć o tym, że Logan siedzi naprzeciwko, patrzy uważnie i mnie słucha. Wyobraziłam sobie, że oprócz mnie w pokoju nie ma nikogo. Tylko ja i Lennon. Spróbowałam więc jeszcze raz, tym razem odważniej. – Imagine there's no heaven, it's easy if you try. No hell below us, above us, only sky...
Po chwili wczułam się i przymknęłam oczy, wlewając duszę w każde słowo. Gdy doszłam do końcowej zwrotki, otworzyłam powieki i mimowolnie spojrzałam na Logana. Wpatrywał się we mnie niczym oczarowany. Ostatnie słowa wyśpiewałam z lekkim uśmiechem na ustach. Poczułam, jak sznur, który wcześniej związywał mi wnętrzności, rozluźnia się.
– To było... Piękne. – Szczerość bijąca z jego słów kazała mi sądzić, że naprawdę tak sądzi. – Śpiewasz w taki sposób, że czuje się to całym sobą. Oprócz tego jest w tym jakaś taka... taka czystość i niewinność. Nie wiem, trudno to nawet określić. – Pokręcił głową, jakby nie mógł znaleźć odpowiednich słów. – Masz niesamowity talent.
Tym razem nie udało mi się ukryć czerwieni, która zabarwiła moje policzki.
– Dziękuję – mruknęłam speszona, odwracając wzrok. To chyba było najmilsze, co kiedykolwiek usłyszałam.
– To teraz Dream on – rzucił z entuzjazmem.
Poprawił się na łóżku, siadając głębiej. Oparł się o ścianę i wystawił swoje długie nogi przed siebie. Był zbyt duży jak na moje jednoosobowe łóżko, więc stopy swobodnie oparł na podłodze.
– Okej – zgodziłam się od razu.
Myślałam, że występowanie przed Loganem będzie trudniejsze i z początku faktycznie takie było. Był jednak tak miły i pozytywny, że cały mój stres gdzieś wyparował. Poza tym wyglądał, jakby naprawdę podobał mu się mój śpiew i gra. To było niesamowicie budujące.
Z uniesionymi kącikami ust, ułożyłam odpowiednio palce i zaczęłam grać.
***
Następnego dnia jeszcze przed rozpoczęciem lekcji weszłam bez żadnego zawahania do szkolnego sekretariatu.
Miałam wrażenie, że zyskałam całkowicie nową pewność siebie. Wczorajszy wieczór był wyjątkowy. Jakbym pokonała coś, co od dawna mnie blokowało. Odważyłam się nawet zaśpiewać przez Loganem kilka swoich własnych kawałków. Poczułam się przy nim swobodnie, jak jeszcze nigdy wcześniej. Wydawało mi się, jakbym teraz mogła wszystko. Byłam gotowa podbić świat.
Z wysoko uniesioną głową wkroczyłam do pomieszczenia i podeszłam do biurka pani Jones.
– Dzień dobry, chciałam dopisać się do listy występów na szkolnym pokazie talentów. – Głos mi nawet nie zadrżał, choć obawiałam się, że gdy tylko dojdzie, co do czego, nie będę miała na tyle odwagi, by się zgłosić.
– Proszę, proszę. Nowa konkurentka.
Niespodziewany komentarz dochodzący z prawej strony sprawił, że wzdrygnęłam się i odwróciłam głowę. Nie sądziłam, że mam widownię.
Na krzesełkach przy gabinecie dyrektora siedział Chester. Chociaż „siedział" to niezbyt trafne określenie. Był tak nisko osadzony, że prawie leżał. Ręce złączył na brzuchu i patrzył na mnie spod rozczochranych blond włosów. Wyglądały jakby nigdy nie widziały grzebienia. Mały, bezczelny uśmieszek tańczył na jego wargach.
Jakoś nieszczególnie zdziwiłam się, widząc go w tym miejscu. Miałam wrażenie, że więcej czasu spędzał na przysłowiowym dywaniku u dyrektora niż na zajęciach.
Pani Jones nawet na niego nie zerknęła i tym bardziej nie upomniała, żeby siedział cicho i grzecznie czekał. Po prostu poszukała listy i podała mi ją lekko znudzonym ruchem.
– Jeśli występujesz solo, wpisz tylko swoje imię i nazwisko. Napisz też, co będziesz robiła. Jeśli to śpiew, taniec albo performens wymagający odpowiednio dobranej ścieżki dźwiękowej, wpisz jej tytuł – poinstruowała mnie i wróciła do klikania na komputerze.
Wzięłam do ręki długopis i miałam zamiar nic się nie odzywać, ale było to silniejsze ode mnie. Zaciekawił mnie komentarz Chestera.
– Też występujesz? – zwróciłam się do niego.
– Tak – odpowiedział krótko.
Wpisałam swoje imię i popatrzyłam na niego. Taksował mnie wzrokiem, jakby widział coś interesującego. Zapewne wszystko teraz było dla niego ciekawsze niż siedzenie z niezainteresowaną nim panią Jones i czekanie na dyrektora. Gdy zobaczył, że przyłapałam go na gapieniu się, mrugnął do mnie i miałam wrażenie, że jeszcze bardziej zniżył się na krześle. Byłam pewna, że jeszcze chwila, a z niego spadnie.
Wróciłam do uzupełniania formularza.
– Co będziesz robił? – Nie wiedziałam, czemu mnie to ciekawiło. Może po prostu nie wyobrażałam sobie, że Chester miał jakiś talent.
– Nie wiesz? – zapytał zawiedziony, choć miałam wrażenie, że specjalnie się ze mną droczy. – Śpiewam w zespole.
– Zespole? – Wyprostowałam się i spojrzałam na niego, znów przerywając pisanie. – Grasz w zespole?
Nie miałam pojęcia, dlaczego tak mnie to zdziwiło. I dlaczego o tym nie wiedziałam? Odpowiedziałam sobie w myślach niemal od razu: bo nie interesowałam się dzieciakami ze szkoły. Moja orbita krążyła tylko wokół Blair. I Logana.
Zaraz jednak przypomniałam sobie plakaty rockowych zespołów w pokoju Chestera. Choć starałam się nie myśleć o tym wieczorze, wypierając z pamięci całe to zdarzenie, było to coś, co utkwiło mi w głowie. Już wtedy zdziwiłam się jego gustem muzycznym. Coś zaświtało mi, że chyba widziałam nawet gitarę elektryczną u niego. Więc w sumie to, że grał w zespole miało jakiś sens.
– I to piekielnie dobrym. – Poprawił się w końcu na krzesełku. Usiadł prosto i pochylił się do przodu, kładąc łokcie na kolanach. – Powinnaś przyjść nas posłuchać. Gramy czasami po klubach.
– Nie chodzę do klubów – odparłam obojętnie.
Wróciłam do wpisywania swoich danych, chcąc mieć to już za sobą. W miejscu piosenki wpisałam Imagine. Ze wszystkich utworów, które wczoraj zaprezentowałam Loganowi, ten był jego drugim ulubionym. Faworytem została piosenka, którą napisałam pół roku temu, ale nie zdecydowałam się nie wystąpić z niczym swoim. Aż tak odważna nie byłam.
– No tak. Zapomniałem, że jesteś grzeczną dziewczynką.
W jego głosie nie było słychać pogardy, a raczej stwierdzenie, ale i tak nie odebrałam pozytywnie tych słów. Wypowiedziane jego ustami zabrzmiały oskarżycielsko, jakby miał się za lepszego ode mnie.
Odłożyłam długopis i podałam wypełniony formularz pani Jones. Odebrała go, nie patrząc nawet na mnie. Odwróciłam się całym ciałem do Chestera i uniosłam jedną z brwi.
– Wolę być grzeczna, niż spędzać pół życia w poczekalni do dyrektora. W takim tempie prędzej cię wywalą niż skończysz tę szkołę.
– Nie martw się o moją edukację, Hendrix. – Posłał mi sztuczny uśmiech. – Wpadłem do Richarda tylko na krótką pogawędkę.
Już miałam go upomnieć o nazywanie dyrektora po imieniu, gdy drzwi do gabinetu otworzyły się i dyrektor we własnej osobie stanął w progu.
Był to siwiejący już mężczyzna w średnim wieku, do którego miałam duży szacunek i respekt. Jak do wszystkich władz. Prędzej padłabym ze stresu, niż znalazłabym się na miejscu Chestera i musiała odbyć z nim „pogawędkę", która pewnie była kolejnym upomnieniem.
– Chester, jak miło cię widzieć. Przepraszam za ten mały poślizg, miałem ważną rozmowę. Ale teraz jestem już cały twój. Twój ojciec już dzwonił i wprowadził mnie w szczegóły. Wchodź, wchodź. Napiłbyś się czegoś? Herbaty, kawy?
Chłopak podniósł się z krzesła i rzucił mi pełne satysfakcji spojrzenie. Musiał zobaczyć na mojej twarzy szok, bo puścił oczko i zniknął w gabinecie pana Millera.
– Chętnie napiję się herbaty – usłyszałam tylko, zanim zamknęły się za nimi drzwi.
Zamrugałam powoli, ledwo rejestrując, że zadzwonił dzwonek wzywający na lekcje.
Okazało się, że Chester Fletcher nie tylko był klasowym błaznem i wagarowiczem, jak dotąd myślałam. Wyglądało na to, że oprócz tego grał również w zespole i... jakimś cudem, mimo swojej reputacji i wybryków, kumplował się z dyrektorem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top