Rozdział 1. Miłość jest do kitu

Ta rzecz zwana miłością, nie mogę sobie z nią poradzić

Ta rzecz zwana miłością, muszę jakoś do niej dotrzeć

Nie jestem gotowy

Szalona mała rzecz zwana miłością

Queen – Crazy little thing called love

Mój największy kompleks?

Moje imię.

No bo na Boga, kto nazywa swoją córkę Jimi po swoim ulubionym gitarzyście, Jimim Hendrixie?

Odpowiedź była prosta: mój ojciec. Największy fan starego rocka i muzyczny geniusz.

Nie zrozumcie mnie źle, kocham tatę, muzykę i samego Jimiego Hendrixa. Normalnie zaszczytem byłoby nosić imię po takiej legendzie, gdybym... nie była dziewczyną, nie miała szesnastu lat i nie chodziła do szkoły średniej, gdzie każdy odchył od normalności robił z ciebie wyrzutka.

– Słuchaj, zawsze mogło być gorzej – podsumowała moja najlepsza przyjaciółka, Blair, gdy streściłam jej dlaczego dziś pokłóciłam się z naszym klasowym błaznem przy szkolnej szafce. Znów naśmiewał się z mojego męskiego imienia.

Głowa Blair zwisała z mojego łóżka, przez co zamiatała włosami niezbyt czystą podłogę. Nie miałam serca mówić jej, że ostatnio odkurzałam ją jakiś miesiąc temu, a zaledwie wczoraj Bowie, nasz bernard, zeżarł coś podczas spaceru i postanowił wypróżnić się na rzadko właśnie w miejscu, w którym jej rudo-brązowe kosmyki dotykały desek. Kazałam posprzątać to mojemu starszemu bratu, bo ja od razu miałam odruchy wymiotne, a on raczej nie zrobił tego dokładnie.

Patrząc na mnie do góry nogami, kontynuowała:

– Zawsze mógł nazywać cię David po gitarzyście Pink Floyd Davidzie Gilmour, albo Axl po Axl Rose – wymieniała, patrząc na płyty poukładane na mojej półce. – O, albo Jimmy po Jimmym Page. Przyznasz sama, że Jimi brzmi przy tym dużo lepiej. Jezus, a co, gdyby nazwał cię Slash? Dopiero wtedy by się z ciebie naśmiewali.

Jęknęłam i obróciłam się na krześle przy biurku, patrząc z płaczliwą miną w sufit.

– Dlaczego ojciec nie mógł nazwać mnie na przykład Page od nazwiska Jimmy'ego Page? To prawie jak Paige. Myślę, że wtedy nikt by się nie śmiał. Albo Melody, skoro tak kocha muzykę. Nie uważasz, że Melody to bardzo ładne imię?

Opuściłam stopy na podłogę, bo zebrało mi się na lekkie mdłości od tych obrotów i spojrzałam wyczekująco na swoją przyjaciółkę. Chciałam, aby mi przytaknęla. No bo naprawdę, czy stałoby się coś wielkiego, gdyby tato choć raz zachował się jak zwyczajny rodzic i nadał mi ładne, kobiece imię, przez które dzieciaki by się ze mnie nie naśmiewały?

– Ładne, ale kompletnie do ciebie nie pasuje. – Wciąż leżąc z głową w dole, zrobiła prostokąt z palców obu rąk i przymknęła jedno oko, przyglądając mi się przez stworzoną ramkę. – Tak. – Przytaknęła sama sobie, opuszczając dłonie. – Melody to imię dla blond piękności, jakiejś Miss Kukurydzy czy coś. A jeśli dobrze pamiętam, ty nawet nie potrafisz chodzić w szpilkach.

Złapałam za swój prosty brązowy kosmyk włosów i przyłożyłam go do oczu, robiąc zeza. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to postrzępione końcówki, którym zdecydowanie przydałoby się cięcie. Miała rację, blond piękności raczej nie przypominałam. Nie z tym nijakim kolorem włosów, małą twarzą i dużymi oczami, przez które wyglądałam jakbym miała mniej lat niż w rzeczywistości. I zdecydowanie bardziej wolałam trampki niż szpilki.

Westchnęłam ciężko i wstałam z krzesła. Położyłam się na łóżku obok Blair i zawisłam z głową w dół, tak samo jak ona. Miałam nadzieję, że świat do góry nogami będzie wyglądał lepiej. Nawet przestałam przejmować się brudną podłogą, choć zanotowałam w myślach, by ją wyszorować. I przy okazji umyć włosy.

– Dlaczego najlepszym gitarzystą nie mogła być jakaś kobieta? Dlaczego wszystkie najpopularniejsze stare rockowe zespoły składają się z mężczyzn?

– Patriarchat, kochanie. A Fletcher to idiota, który ma orzeszka zamiast mózgu. Nie przejmuj się jego docinkami. Lepiej mieć na imię Jimi niż Chester. Co to w ogóle za imię, Chester? Mogłabym tak nazwać swojego psa.

– Normalne imię – burknęłam, mimowolnie stając w obronie Chestera Fletchera. To nie jego wina, że tak się nazywał. Coś o tym wiedziałam. Byłabym więc hipokrytką, gdybym przytaknęła teraz Blair. Miał jednak o wiele więcej za uszami niż jakieś tam imię i z czystym sumieniem teraz to wypomniałam. – Pamiętasz, jak w przedszkolu strzelał do nas z procy i obcinał włosy naszym lalkom Barbie? Już wtedy był chamem.

– Tak, był okropny – przytaknęła. – Dobrze, że naskrażyłaś w końcu Floydowi i razem z Loganem go nastraszyli. Więcej potem nam nie dokuczał. Dopiero na początku tej klasy znowu się na ciebie uwziął. A właśnie, co do Logana...

– Nie rozmawiajmy o Loganie – wcięłam się jej w zdanie, czerwieniąc się jak zawsze, gdy tylko słyszałam imię najlepszego przyjaciela mojego brata. Kochałam się w nim miłością beznadziejną i nieodwzajemnioną plus minus od dziesięciu lat, nie był więc to mój ulubiony temat.

– ....dalej cię nie zauważa i traktuje jak młodszą siostrę? – dokończyła, ignorując moją prośbę.

Zakryłam twarz dłońmi i pokiwałam głową.

– Ostatnio jak spotkałam go w kuchni, gdy nalewał sobie wody, zapytał mnie, czy wybieram się na koncert Hannah Montany, bo będzie w mieście obok, a pamiętał, że kiedyś miałam piórnik z jej wizerunkiem. – Ledwo było mnie słychać spod rąk, którymi się zakrywałam. Było mi tak wstyd na to wspomnienie, że nie mogłam patrzeć na Blair. – Już dawno jej nie słucham, a on wciąż myśli, że jestem dzieckiem. Ale zamiast mu to wygarnąć, wiesz co powiedziałam? – Rozsunęłam palce i spojrzałam na swoją najlepszą przyjaciółkę. – Że to nie Hannah Montana tylko Miley Cyrus daje koncert i zaczęłam tłumaczyć mu, że to dwie całkowicie inne osoby.

Blair wybuchnęła śmiechem, a ja ze zrezygnowaniem opuściłam ręce i się podniosłam. W głowie zaczęło mi się już kręcić od leżenia w dół.

– Przy nim zachowuję się tak idiotycznie, że zawsze będzie widział we mnie małą dziewczynkę, która kiedyś łaziła za nim i moim bratem, błagając, by się z nią pobawili.

– Ale między wami jest tylko dwa lata różnicy, przecież to nie tak dużo. Jest debilem, jeśli nie widzi, że dorosłaś i nie nosisz już dwóch kucyków spiętych kokardami.

Skrzywiłam się, gdy przypomniałam sobie, jak kiedyś czesała mnie mama.

– I właśnie w tym tkwi problem. Widział mnie w najbardziej żenujących momentach mojego życia. Pewnie wciąż ma w głowie, jak postawiłam cały dom na nogi, gdy nocował u Floyda, bo zesikałam się do łóżka.

Na to nawet Blair nie miała odpowiedzi.

– Przerąbana sprawa – skomentowała, po czym podniosła się do pozycji siedzącej.

Miała czerwoną twarz i widoczne żyły na czole od leżenia tak długo głową w dół. Ale nawet to nie odjęło jej urodzie. Z naszego duetu to ona była tą, za którą oglądali się chłopcy. Jej kasztanowe włosy były gładkie i lśniące, lekko kręcące się na końcach. Niebieskie oczy przyciagały wzrok, a jej twarz straciła już dziecięcą pulchność, zastępując ją wyrazistymi rysami twarzy. Mogła również pochwalić się kobiecymi kształtami, których jej zazdrościłam. Ja wciąż miałam pucołowate policzki i brak krągłości.

– Spadam – rzuciła i wstała z łóżka. – Stewart zdenerwowała się, że gadałam na jej lekcji i mam do napisania karne wypracowanie o wojnie secesyjnej. Widzimy się jutro. Nie zaśpij znowu, nie mogę się spóźnić.

– Nie zaspałam, tylko ten debil, Floyd, zajął mi łazienkę rano. – Podniosłam się i odprowadziłam ją do drzwi.

– To wstań wcześniej i zajmij ją jutro przed nim. – Wyszła na korytarz po czym cofnęła się o krok i wyszeptała do mnie. – Słyszę męskie głosy z pokoju twojego brata, chyba Logan jest u niego.

Przełknęłam ślinę, która poczułam, jak utyka mi w gardle. Wzruszyłam ramionami, udając, że nie obeszła mnie ta informacja.

– Ostatnio często u nas przesiaduje, uczą się do testów. W końcu to ich ostatni rok szkoły średniej. A Floyd oblał ważny egzamin, więc rodzice nad nim wiszą i pilnują ocen.

– Sądząc po odgłosach zza drzwi raczej grają w gry.

Wyszłam na korytarz i posłuchałam chwilę. Faktycznie dobiegły mnie dźwięki strzelanki i okrzyki.

– A to kłamca. Nakabluję rodzicom.

Blair roześmiała się i poklepała mnie po ramieniu.

– A potem dziwisz się, że Logan ma cię za upierdliwą młodszą siostrę przyjaciela. Spróbuj być milsza do brata, to może Logan inaczej na ciebie spojrzy.

Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem.

– Ja? Miła dla niego? Nigdy.

Nie miałam zbyt dobrej relacji z Floydem. On miał osiemnaście lat i w tym roku kończył szkołę, uważał się więc za dorosłego, a ja dopiero co wyrosłam z organizowania pidżama party z przyjaciółkami. Niby więc dzieliło nas tylko dwa lata, ale w naszym wieku było to jak przepaść. Rozmawiał ze mną tylko wtedy, gdy coś ode mnie chciał. Na przykład jak prosił mnie, abym nie mówiła rodzicom o szkolnej bójce, w której brał udział. Zrobiłam to całkowicie za darmo, bo wiedziałam, że był odcięty od kieszonkowego za złe oceny. Jednak, gdy wczoraj poprosiłam go, by zmył psią kupę z podłogi w moim pokoju, bo rodziców nie było w domu, zażądał ode mnie dwudziestu dolarów. A przecież wiedział, że sama tego nie zrobię, bo byłam wrażliwa na smród i miałam delikatny żołądek. Floyd nie był więc moim ulubionym członkiem rodziny i nie zamierzałam nie wykorzystać okazji do dokopania mu. Tym bardziej, że moja skarbonka była lżejsza o dwadzieścia dolarów, które musiałam mu wczoraj dać.

– Tak myślałam. – Blair westchnęła i podeszła do schodów. – Do jutra. I pamiętaj żeby się nie spóźnić!

Pomachała mi na odchodne, a ja już miałam wrócić do siebie, gdy nagle otworzyły się drzwi do pokoju mojego brata.

A na korytarz wyszedł nie kto inny niż Logan.

Moja przyjaciółka tylko uśmiechnęła się za jego plecami i mrugnęła do mnie, po czym zeszła na parter. A ja niestety musiałam zmierzyć się z bursztynowymi tęczówkami Logana, które w tej chwili skierowane były prosto w moją stronę.

Stanęłam jak wryta, przyglądając się jego zmierzwionym ciemnym włosom, perfekcyjnej twarzy i idealnie zbudowanej sylwetce. Był w białej koszulce z krótkim rękawkiem, opinającej jego bicepsy w sposób, który wywołał spięcie w moim mózgu.

– Cześć, Jimi – wypowiedział tak uwielbianym przeze mnie głębokim głosem, unosząc kąciki warg.

Tak mnie zamroczył jego widok, że potrafiłam tylko stać jak ta idiotka i mrugać bezmyślnie.

Gdy cisza zaczęła się przeciągać, uśmiech mu opadł. Przekrzywił głowę w prawo i zapytał niepewnie:

– Jimi?

I dopiero wtedy się ocknęłam.

Otworzyłam szerzej oczy, czując, że robię się czerwona.

– Och – wyjąknęłam. – Cześć, co ty tu robisz? – wydukałam niezręcznie, po czym uzmysłowiłam sobie, że zabrzmiało to niedorzecznie, jakby zdziwiła mnie jego obecność w naszym domu, choć przecież przesiadywał w nim prawie codziennie od kilkunastu lat.

Zerknął w kierunku pokoju mojego brata i odpowiedział niepewnie:

– Uczę się razem z Floydem...? – Wyglądał na zagubionego i jakby nie wiedząc, czy chodziło mi ogólnie, co tu robi, czy co robi konkretnie na korytarzu, dodał: – Idę napić się wody, przynieść ci coś?

– Wodę znajdziesz w kuchni. Co prawda nie radziłabym pić jej prosto z kranu, bo możesz złapać jakąś bakterię. Nie mam pojęcia, jaką, ale na pewno jakąś obrzydliwą. Mama zawsze mówiła, że jak będę pić brudną wodę, to dostanę pypcia na języku, a chyba nie chciałbyś mieć... – Nie, nie, Jimi, to zły kierunek, nie myśl o pypciu na jego języku. A już szczególnie o jego języku. – Ale na blacie powinna leżeć butelkowana. Czysta. Nikt z niej nie pił. Znaczy pił, ale nie z gwinta, tylko ze szklanki. – Zaśmiałam się nerwowo, orientując się, że zaczynam paplać głupoty ze stresu. – Nic nie potrzebuję, dzięki – dokończyłam swój bezsensowny słowotok i zatrzasnęłam drzwi od swojego pokoju. Ostatnie, co zobaczyłam to wyraz zdziwienia na przystojnej twarzy Logana.

Serce biło mi tak szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Rzuciłam się na łóżko i bezgłośnie krzyknęłam w poduszkę.

Znowu.

Znowu zrobiłam z siebie idiotkę.

Dlaczego zawsze zamieniałam się przy nim w bezmózgie zombie????. Dosłownie jakby rzucał na mnie jakiś urok. Nagle traciłam umiejętność komunikacji i nie potrafiłam sklecić jednego sensownego zdania.

Pypeć na języku??? Serio???

Dlaczego????????????????????

Gdy już wyrzuciłam z siebie wstyd i frustrację, wyciągnęłam telefon i napisałam do Blair, narzekając na własną głupotę.

Niemal od razu na ekranie pokazały się trzy kropeczki.

B: przestań traktować go jak jakieś ucieleśnione bóstwo, a zacznij jak zwykłego chłopaka!! przeciez nie masz problemow z rozmawianiem z chlopakami z naszej klasy. Postawilas się nawet dzisiaj Chesterowi Fletcherowi na korytarzu pełnym ludzi!! Do boju, girl

Jimi: ale chłopcy z naszej klasy nie są Loganem Sandersem.

Odrzuciłam telefon od siebie, nie czekając na jej odpowiedź. Nie rozumiałam, jak mogła nie zauważać jego wspaniałości i dziwić mi się, że nie potrafię normalnie z nim rozmawiać. Zresztą, ona była dużo pewniejsza siebie i odważniejsza niż ja. Nie miała problemu z flirtem, a swój pierwszy pocałunek przeżyła ze swoim chłopakiem w wieku trzynastu lat. U mnie niestety okoliczności były nieco inne. Po raz pierwszy całowałam się rok temu na szkolnej wycieczce podczas gry w prawda czy wyzwanie i jedyne co z tego zapamiętałam to kawałek szpinaku, który utknął Bradowi Connorsowi w aparacie na zęby. Nic więc dziwnego, że Blair ze swoimi doświadczeniami nie potrafiła wczuć się w moją niedolę.

Otrząsnęłam się, wyrzucając z głowy przykre wspomnienie pocałunku z Bradem i wstałam z łóżka. Skoro Blair mnie nie rozumiała, musiałam porozmawiać z osobą, która znała mnie lepiej, niż ja samą siebie.

Otworzyłam po cichu drzwi i zajrzałam przez szparę, czy droga była czysta. Nie chciałam znów natknąć się na Logana. Korytarz okazał się pusty, wyszłam więc z pokoju i na paluszkach zeszłam na dół. Tam również starałam się wydać z siebie jak najmniej hałasu. Weszłam do kuchni, w której na szczęście również nikogo nie było i przeszłam do garażu.

Tak jak myślałam, to właśnie tam zastałam tatę, siedzącego przy swoim drewnianym biurku. Majsterkował w jakimś urządzeniu, słuchając jak zwykle radia. Tato zawsze musiał mieć przy sobie włączone radio i przez pół życia myślałam, że chodziło o jego miłość do muzyki. Pewnego razu jednak zapytałam go o to, gdy mu się zepsuło i w panice zaczął szukać swojego telefonu, by to na nim odpalić jakąś stację. Odpowiedział mi wtedy, że czeka aż usłyszy w radiu pewien głos. Niestety nigdy nie zdradził mi, czyj głos miał na myśli.

– Hej – powiedziałam cicho, podchodząc do niego i siadając na krześle obok.

Od razu uspokoiłam się, czując jak idealnie dopasowuje się do mojego ciała. Było to moje i tylko moje miejsce. Spędziłam na nim całe swoje dzieciństwo, obserwując jak tato naprawia różne sprzęty. To była druga rzecz, którą kochał najbardziej na świecie zaraz po muzyce. Elektronikę. Był w tym tak dobry, że gdy był młodszy pracował nawet w Apple i wynalazł jedno z najlepiej sprzedających się urządzeń. Jednak przed opatentowaniem go, pokłócił się ze swoim przyjacielem, który był równocześnie współwynalazcą, i odszedł z firmy. Tato nigdy nie rozwodził się na ten temat i do dziś do końca nie byłam pewna, o co poszło. Wiem jedynie, że jego nazwisko zostało całkowicie wymazane z historii, ale za to wypłacono mu tak dużą odprawę, że mógł pozwolić sobie na kupno domu na przedmieściach. Wydaje mi się, że do dziś z niej żyliśmy, bo tato zajmował się jedynie drobnymi naprawami sprzętów elektronicznych po sąsiadach, co raczej samo w sobie nie starczyłoby na utrzymanie nas.

– Cześć, moja muzo. – Uwielbiałam, jak mnie tak nazywał. Od zawsze powtarzał mi, że jestem jego największą inspiracją do piosenek, które tworzył. Czułam się przez to wyjątkowo, bo nie mówił tak ani do mamy ani do Floyda. – Coś się dzieje? Czemu masz taką strapioną minę?

Odłożył trzymane w rękach części i obrócił głowę w moją stronę. Spojrzałam w jego ciepłe oczy w kolorze czekolady i poczułam, jak wszystkie troski się ulatniają. Położyłam głowę na jego ramieniu, a on pocałował mnie w jej czubek.

– Teraz jest już wszystko w porządku – szepnęłam.

– Pokłóciłaś się z Blair?

– Nie, nie chodzi o nią.

Tato westchnął cicho.

– Logan?

Pokiwałam głową. Tato jako jedyny wiedział z rodziny, co czuję do najlepszego przyjaciela swojego brata. Nawet mama nie miała pojęcia. Pewnie zrobiłaby z tego wielką aferę i znając ją, próbowałaby z nim porozmawiać i wybadać, czy mam u niego jakieś szanse, a potem nie daj Boże, zaczęłaby nas swatać. Tato za to nie ingerował w naszą relację, a do samego Logana miał mieszane uczucia. Chyba niezbyt mu się podobało, że jego mała córeczka była zakochana w starszym od siebie chłopaku, nawet jeśli dzieliło nas tylko dwa lata. Nie próbował mi jednak wybić go z głowy, a wspierał po cichu i zawsze pocieszał, gdy byłam tym przytłoczona.

– Miłość jest do kitu – wymamrotałam.

– Jesteś jeszcze młoda, na pewno poznasz w końcu chłopaka, który odwzajemni twoje uczucia i zobaczysz, że miłość to nie tylko ból, który teraz odczuwasz, ale także szczęście i radość.

Pogłaskał mnie czule i gdy nie odpowiedziałam mu, wziął do ręki odłożone urządzenie i wrócił do rokręcania go. Na końcu języka miałam, że nie chciałam poznawać nikogo nowego, tylko chciałam, aby to właśnie Logan odwzajemnił moje uczucia, ale nawet w moich myślach zabrzmiało to desperacko.

Więc po prostu nie odezwałam się więcej, delektując się ciszą, spokojem i ciepłem ciała taty, przy którym zawsze czułam się bezpiecznie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top