Zacznijmy od nowa
****Cztery dni później****
Pov. Kan
Była godzina 10 i od trzech dni, kiedy przywieźli pozostałych z Moskwy, o tej porze chodzę odwiedzać moich bliskich by mieć pewność, że nikogo znajomego nie spotkam. Nie chcę się tłumaczyć ani być wypytywany. Lepiej niech nikt mnie nie widzi. Jestem roztrzęsiony i nadal nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Ameryka, III Rzesza, ojciec. Cała historia jest dla mnie absurdalna, ale jedyna, która trzyma cały ten chaos w kupie.
Kiedy siedząc podenerwowany pod salą szpitalną, w której operowali ojca zadzwoniłem do Niemca by mu powiedzieć co się stało. Dowiedziałem się jednak, że on też nie miał dobry wieści dla mnie. Jeszcze bardziej wpadłem w panikę a jedynie co mogłem zrobić to czekać. Czekać aż wszystko się wyjaśni. Czekać. To przelało czarę i nie wytrzymując wyszedłem ze szpitala zostawiając ojca ochroniarzom. Jeden dzień i mogłem wszystkich stracić a ja nic nie mogłem zrobić. Chciałem sobie wytłumaczyć, że to nie moja wina, ale jakoś trudno mi to było sobie wmówić jeżeli nie umiejąc poradzić sobie ze swoim problemem i nie obserwując dobrze ojca naraziłem na niebezpieczeństwo nie tylko jego ale i przyjaciół. Teraz widzę, że przynoszę tylko zmartwienia bliskim mi osób. Stanąłem przez drzwiami do jednej ze szpitalnych sal i powoli wszedłem do pomieszczenia, w którym leżała na łóżku zapadnięta w głębokim śnie piękna osoba, która oświetlona promieniami słonecznymi wyglądała jak niewinna bogini. Mimowolnie uśmiechnąłem się w jej stronę.
K: Witaj Aniele. - Powiedziałem cicho by ją nie obudzić. Nie chcę bym to ja był pierwszą osobą, którą zobaczy po przebudzeniu. Zamykając drzwi powoli podszedłem do Ukrainy.
K: Wybacz, że cię kolejny raz nawiedzam swoją osobą, ale to będzie już ostatnie nasze spotkanie. - Stojąc nad nią patrzyłem na jej delikatną twarzyczkę by zapamiętać każdy szczegół jej pięknych rysów. Czując narastający ból w klatce delikatnie dotknąłem jej drobną i miękką dłoń.
K: Dałem ci ból i zawód moim postępowaniem, ale teraz to zmienię. – Mówiłem gładząc palcem jej skórę czując jak powstaje mi wielka gula w gardle.
K: Już więcej nie będę ci przynosił smutku i cierpienia... Wyjeżdżam.– Ostatnie słowo wyszeptałem z trudnością. Przemyślałem to sobie a nawet zamówiłem już bilety, ale kiedy powiedziałem to na głos patrząc na jej spokojną twarz zabolały mnie moje własne słowa. Tak bardzo cię zawiodłem. Myślałem, że wszystko mam pod kontrolą ale nie miałem. Nigdy nie miałem. Chciałem chronić brata od ojca, pomóc w realizowaniu planu, uszczęśliwić Japonię oraz Ukrainę. Już dość zrobiłem. Przez chwilę stałem w ciszy słysząc pracę urządzeń w sali i ciche głosy na korytarzu. Światło, dźwięki, obrazy współgrały ze sobą tworząc piękną całość jak w śnie, w którym główną bohaterką jest niewinna śpiąca postać opatulona w białe prześcieradła czekająca aż ktoś obudzi ją z głębokiego snu. Lecz ja wiem, że straciłem ten przywilej by być jej godzien.
K: Wszystko bym oddał by choć ostatni raz widzieć ciebie jak stoisz przy oknie w cieple słonecznego światła i nucąc piękne melodie nieznane światu podlewasz rośliny. –Jeszcze chwilę wpatrywałem się w Anioła. Ciężko mi było tutaj przyjść a teraz jeszcze trudniej mi stąd wyjść. Nagle usłyszałem łagodny głos za sobą.
???: Kanada? – Przestraszony obróciłem się napięcie w stronę skąd dochodził dźwięk. Przede mną stała dziewczyna ubrana w bladoróżową sukienkę i pantofle a w białych włosach upiętych w kok miała wpleciony kwiat wiśni. Lecz mój wzrok utkwił w jej szmaragdowych oczach.
K: Japonia. – Rzekłem cicho nie wiedząc co dalej począć. Tak bardzo unikałem wszystkich by nie wpaść na taką sytuację, że nie przemyślałem co zrobić kiedy to się stanie. Spuściłem wzrok i zrobiłem kilka kroków w stronę wyjścia.
K: Przepraszam. Nie będę przeszkadzać. – Jednak Japonia mnie powstrzymała lekko kładąc swoją dłoń na mojej piersi.
J: Przyszłam do ciebie. – Powiedziała spokojnym głosem. Spojrzałem na nią i kiedy zobaczyłem jej wzrok i postawę zmieszałem się. Biła od niej pewność siebie i tak zwana równowaga. Wie czego chce i przez to poczułem wstyd za siebie.
J: Musimy porozmawiać... - Spojrzała na śpiącą Ukrainę opuszczając dłoń z mojej piersi.
J: Choć nie powinnam. – Mimowolnie też skierowałem wzrok na Anioła. Nadal leżąc w łóżku była taka spokojna i piękna wśród czystej bieli, która dodawał jej anielskości i niewinności. Znów spojrzałem na Japonię i zobaczyłem, że zauważyła moje zapatrzenie w Ukrainę. Co ze mnie za mężczyzna.
K: Japonia, ja... - Chciałem, naprawdę chciałem wszystko jej wyjaśnić jednocześnie przepraszając za swój egoizm lecz czując jak w mojej głowie cicho powtarzało się zdanie. „Twoje słowa nic nie znaczą." nie wiedziałem co miałbym rzec by moje słowa miały dla niej jakąkolwiek wartość. Patrzyłem się na dziewczynę z czerwonym kołem na środku twarzy i czekałem. Czekałem, nawet nie wiem na co. Muszę jak najszybciej stąd zniknąć by już nikogo nie ranić. Japonia stojąc naprzeciw mnie i zamykając oczy cicho westchnęła by znów spojrzeć na mnie swoimi szmaragdowymi oczami. Zauważyłem, że lekko uśmiechnęła się pod nosem.
J: Nawet teraz sądzę, że jesteś kochamy. - Rzekła a ja poczułem smutek i wielki ciężar w klatce piersiowej, że jeszcze tak o mnie myśli po tym co jej zrobiłem.
J: Zawsze mnie słuchałeś i mówiłeś piękne słowa, które mnie uszczęśliwiały oraz dodawały mi otuchy. Dlatego też kiedy dowiedziałam się, że w ten sposób ukrywałeś swoje największe kłamstwo ukłuło mnie to przeraźliwie i nie chciałam cię więcej słuchać. – Mówiła a ja coraz bardziej czułem, że powinienem zniknąć z jej świata już dawno. Co ja tu jeszcze robię?
J: Pragnęłam cię znienawidzić i dać ci poczuć wielki ból za to, że mnie zdradziłeś..., ale nie mogłam. – Zawiesiła na sekundę głos tak samo jak wzrok, który utkwiła gdzieś w dal. Po chwili powoli skierowała swoje szmaragdowe tęczówki w moją stronę.
J: Ponieważ to też po części moja wina. – Po jej słowach spojrzałem na Japonię ze zdziwieniem nie wierząc co usłyszałem. Nie powinna siebie obwiniać to tylko moja wina i nikt inny nie powinien się winić a zwłaszcza ona. Może chce mnie pocieszyć? Choć i tak to wielki gest dla kogoś takiego jak ja. Usłyszałem jak Japonia wypuszcza powietrze.
J: Wiem co teraz myślisz... - Powiedziała wyrywając mnie z zamyślenia.
J: Ale z wielką trudnością uświadomiłam sobie, że też ciebie w pełni nie kochałam a moje serce jak twoje było do kogoś innego przypisane. Nieświadomie raniliśmy siebie nawzajem Kanada. Będąc uwiezionym w stożonej przez nas iluzji wmawialiśmy sobie, że to jest prawdziwe. – Kontynuowała a ja wsłuchiwałem się w każde jej zdanie.
J: Kiedy pobiegłeś za Ukrainą już wiedziałam, że do mnie nie wrócisz a gdy Białoruś mi wszystko powiedziała zapieczętowało to nasz koniec. Choć było mi ciężko to mimo tego poczułam wielką ulgę i szczęście. Przejrzałam na oczy i teraz mogę być z kimś kogo naprawdę kocham. – Wpatrując się we mnie zauważyłem jak jej oczy zaświeciły w słońcu.
J: Ale nie uwolniłabym się gdybyś właśnie wtedy mnie nie zranił. - Przyswajając wyznanie Japonii nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć i jak na to zareagować.
J: Dlatego teraz przychodzę do ciebie i radzę ci jako twoja niedoszła żona... – Mówiąc to zauważyłem jak zdejmuje pierścionek zaręczynowy, który jej dałem wiele lat temu i wsuwa mi go w dłoń.
J: Byś dał sobie szansę na szczęście i nie wyjeżdżał. – Wyszeptała trzymając mnie za dłoń powodując u mnie zdziwienie.
K: Skąd? – Nikomu o tym nie powiedziałem wiec jak? Po moich słowach Japonia lekko się uśmiechnęła.
J: Przez te lata dość dobrze cię poznałam... i może dzięki pomocy kogoś kto pracuje przy lotach. – Po ostatnim zdaniu jej uśmiech znikł zastępując zatroskaną miną. Poczułem jak ściska moją dłoń.
J: Znam cię Kanada i wiem, że nie chcąc ponownie nikogo zranić odsuwasz się z jego życia by go chronić. To samo robiłeś ze swoim bratem jak i teraz ze mną. Rozumiem to, ale nie tędy droga. Tak nie uszczęśliwisz nikogo a tym bardziej Ukrainę – Japonia puściła moją dłoń. Czując w sobie jak jej słowa poruszyły moim sumieniem w mojej głowie rozpoczęła się walka między moimi myślami a tym co usłyszałem. Ścisnąłem pięść w której trzymałem pierścionek. Czy mogę zasłużyć sobie na szansę?
J: Nikogo nie ochronisz ani uszczęśliwisz zostawiając go samego ze złamanym sercem. – Spuściłem głowę i zamknąłem oczy. Jej słowa mnie uderzyły i rozbiły wszystko co do tej pory sądziłem za słuszne. Teraz moje postępowania i wybory wydawały mi się przestępstwem. Myśląc, że robię słusznie tak naprawdę łamałem serca moim najbliższym a ja nawet tego nie zauważałem myśląc, że jak zniknę cały ten ból ze mną przepadnie. Jak mogłem.
K: Przepraszam. – Tylko tyle mogłem jej powiedzieć. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie ale już wolę to powiedzieć niż milczeć. Tak bardzo się skupiałem na szczęściu innych, że zapomniałem o swoim. Jak to mówią? Jeżeli ty nie jesteś szczęśliwy nikogo nie uszczęśliwiasz.
J: Nie różnicie się zbytnio od siebie. – Rzekła Japonia po chwili ciszy zerkając na Ukrainę.
J: Nie chcąc by druga osoba cierpiała sami sobie zadajecie ból myśląc, że to dla jej dobra. – Zdziwiłem się.
K: Rozmawiałaś z nią? – Na moje pytanie Japonia uśmiechnęła się tajemniczo.
J: Może. – Kiedy to powiedziała minęła mnie lecz od razu się zatrzymała.
J: Kanada. – Powiedziała moje imię a ja spojrzałem na nią.
J: Wybaczam ci. – Po tym wyszła a kiedy patrzyłem się w ślad za nią w zamykających cię drzwiach zobaczyłem jak podchodzi do Korei Południowej. Mam nadzieję, że zdołam jak ty dać sobie drugą szansę. Nikt nigdy mi nie radził bym sobie wybaczył przez co ukrywając przed wszystkimi zatracałem się w poczuciu winy. A teraz. Japonia swoimi słowami dała mi rozgrzeszenie i nadzieję, które w głębi siebie potrzebowałem, ale czy ja naprawdę chcę tego. Uśmiechnąłem się w duchu. Chyba naprawdę lubię siebie biczować. Czując jak pierścionek wbija mi się w dłoń podszedłem do kosza. Trzymając biżuterię teraz do mnie dotarło, że tylko ta mała rzecz trzymała mnie przy Japonii. Przerażające jak symbol może silnie oddziaływać na ludzi. Patrząc na złoty pierścionek leżący na mojej dłoni obserwowałem jak osuwa się i spada do kubła. Wszystko zacznę od początku. Powoli oswajając się z nową myślą czułem, że ciężar który towarzyszył mi od niepamiętnych czasów w końcu choć trochę zelżał. Wystarczyły tylko jej słowa. Nie kocham jej, ale nadal jest mi bliska mojemu sercu. Przez te lata poznaliśmy i zbliżaliśmy się do siebie więc trudno odrzucić odczucia, które powstały po tak długim czasie. Wziąłem głęboki wdech. Czułem jak okowy, które sam sobie stworzyłem minimalnie zelżały. Wiem, że wszystko nie poukładam w jeden dzień, ale mam czas. Chciałem od wszystkich uciec by nie sprawiać bólu, ale teraz sądzę, że nie muszę tego robić zwłaszcza od osoby, którą kocham nad życie. Uśmiechnąłem mimowolnie a moje oczy lekko zaszczypały. To naprawdę miłe uczucie.
U: Kan? – Doszedł mnie słaby kobiecy głos za moimi plecami. Powoli odwróciłem się do leżącej osoby, która teraz przypatrywała mi się.
K: Tak? – Powiedziałem a piękne oczy Ukrainy skierowane w moją stronę zaświeciły jak dwa diamenty w świetle słońca. Widząc to moje serce zadrgało a do moich oczu napłynęły łzy. Czy będę mógł być przy tobie? Chciałem spytać lecz dopiero przed minutami odzyskałem odwagę mówić jakiekolwiek słowa, więc tylko wpatrywałem się w drobną postać mojego Anioła. Ukraina nadal mając utkwione oczy we mnie leżąc na łóżku wysunęła do mnie rękę. Poczułem, że to jej odpowiedź na moje nieme pytanie. Powoli podchodząc do niej usiadłem chwytając jej drobną dłoń w obie ręce. Nic nie mówiąc patrzyliśmy się nawzajem przez dłuższy czas w ciszy czując swój dotyk.
U: Zostań. – Powiedziała cicho a ja na jej słowa uśmiechnąłem się i nie wytrzymując chwyciłem mocniej jej delikatną i kruchą dłoń by ją pocałować. Poczułem jak do moich oczu napływają łzy. Byłem taki szczęśliwy, że kiedy zobaczyłem jak ona też lekko się uśmiecha po moim policzku potoczyła się kropla zostawiając mokry ślad.
K: Zostanę. – Powiedziałem przez łzy.Tak bardzo byłem zatracony w jej słowach i oschłej postaci, że nie mogłem zobaczyć jej prawdziwego oblicza, które teraz odsłoniła powodując u mnie onieśmielenie. Byłem głupcem i ślepcem, który był posłuszny wypowiedziom Ukrainy. Teraz wiem, że nie można trwać przy prośbach ukochanej lecz przy jej osobie. Przez jakiś czas patrząc na siebie w ciszy wszystko sobie powiedzieliśmy. Już nigdy cię nie opuszczę mój Aniele.
****osiem dni później****
Pov. Rosja
Siedziałem przy łóżku Ameryki, który podłączony do urządzeń leżał nieruchomo. Dopiero niedawno może samodzielnie oddychać. Lekarze mówią, że to jest cud, że przeżył a jego regeneracja choć spowolniona przez zatruty nóż szybko się unormowała. Lecz dla mnie jest to wynik przekleństwa, który mnie prześladuje od dnia narodzin. Moje oczy zaczynały powoli się zamykać. Zawsze za późno reaguję na krzywdę moich bliskich więc teraz przychodzę do Ameryki kiedy tylko mogę. Przez moją nogę w gipsie dopiero od siedmiu dni mogę go odwiedzać. Nawet czasami nie wychodzę ze szpitala i siedząc przy Ameryce opowiadam mu co się stało przez dni, w których nie mógł uczestniczyć. Czułem się zmęczony, ale nie chciałem od niego odchodzić nawet na krok. Położyłem moją głowę na łóżku patrząc na Ame przymrużonymi oczami. Może robię to by odpokutować a może by dać ulgę mojemu niespokojnemu sercu. Nie ma to znaczenia. Najważniejsze jest teraz dla mnie by już nikt nie skrzywdził mojego Chucherka. Ojciec z niewyjaśnionych mi przyczyn jest w letargu przypominający śpiączkę. Mogę się tylko założyć, że jeden z jego ludzi na jego prośbę coś podał by uciekł przed odpowiedzialnością za swoje sprawy. Jeżeli tak będzie na własną rękę go obudzę i sam zaprowadzę go pod sąd. Patrząc się na twarz Chucherka i widząc jego bliznę na prawym oku przypomniałem sobie noc, w której podzieliliśmy się skrawkami swojej przeszłości. Jest to dla mnie bliskie mojemu sercu wspomnienie, ale nie jedyne. Ame będąc pewny i na swój sposób pogodny obudził we mnie zakopaną głęboko iskrę życia. Dlatego tak bardzo cię kocham. Poczułem ciężar na głowie, który powoli przesuwając się mierzwił moje włosy. Było to miłe odczucie, że na chwilę zatopiłem się w tej przyjemności. Jeszcze tyle spraw jest przede mną, że chciałbym by to wszystko już minęło. Powoli otworzyłem oczy nawet nie wiedząc kiedy je zamknąłem i zobaczyłem kto mnie głaszcze.
A: Cześć Wielkoludzie. – Powiedział uśmiechając się lekko. Wiedziałem, że kiedyś się obudzi, ale i tak kiedy zobaczyłem Ame patrzącego się na mnie swoimi dwukolorowymi tęczówkami i usłyszałem jego głos do moich oczu napłynęła słona woda.
R: Chucherko. – Wyszeptałem powstrzymując się od płaczu. Chciałem się zerwać i rzucić się na niego lecz wyczerpany i mając roztrzaskaną nogę przez kulę tylko uśmiechnąłem się czując jak moje serce zabiło z radości.
A: Trochę mi to zajęło ale w końcu jestem. – Zamknąłem na chwilę oczy nie mogąc powstrzymać mojego szczęścia i ulgi. W końcu mogę usłyszeć jego głos. Tak bardzo mi go brakowało.
R: Czekałem na ciebie. – Powiedziałem i chwyciwszy delikatnie jego dłoń powoli wyprostowywałem się ocierając twarz by nie zobaczył spływającą po moim policzku łzę.
A: Przepraszam, że tak długo musiałeś czekać. – Radowałem się jego przebudzeniem, ale jego słowa trochę ostudziły moje emocje.Tylko mogę się domyślać co działo się wewnątrz jego duszy i umysłu. Ale nie wiem czy będąc taki pogodny nie podejrzewa co się z nim działo przez ostatnie dni czy może ukrywa swoje uczucia by mnie nie martwić.
R: Ame... - Zacząłem lecz od razu zawiesiłem głos. Chciałem go o to zapytać ale bałem się jego odpowiedzi. W rozterce splatałem swoje palce z Ame. Jeżeli nie pamięta będę musiał mu wszystko opowiedzieć każdą zbrodnię i uczynek jakich się dopuścił będąc pod kontrolą III Rzeszy a jeśli widział... Nawet nie wiem, która opcja jest lepsza. W obu jednak przypadkach będzie wiedział o mojej ślepocie oraz porażce, że nie zdołałem go uratować.
R: Czy pamiętasz? – W końcu zapytałem wpatrując się w jego dłoń splecioną w moją.
A: Tak. – Powiedział łagodnym głosem by po chwili dodać.
A: Wszystko pamiętam. – Posmutniałem. Kiedy był nieprzytomny wielokrotnie go przepraszałem za moje błędy. Za to, że nie byłem z nim każdego dnia, za zgodzenie się bym polecieć z nim bez niczyjej wiedzy i doprowadzić go do takiego stanu.
R: Ja... - Zacząłem choć nie wiedziałem od czego zacząć i puszczając dłoń Ame układałem w myślach wypowiedź. Nagle poczułem jak Ameryka dotyka mojego ramienia. Spojrzałem na niego a na twarzy Chucherka malował się spokój, którego nie rozumiałem.
A: Nie Rosja. –Zaczął powoli podnoszą się do pionu. Zdziwiłem się jego ruchem i mimowolnie powstrzymałem go poprawiając mu łóżko tak by miał wyższe oparcie. Trochę mi to wyszło nieudolnie przez nogę w gipsie, ale po próbach w końcu Ame oparł się o łoże wzdychając z lekką frustracją.
A: Nie wiesz jak bardzo chciałem cię zganić kiedy mnie tutaj przepraszałeś. – Otworzyłem szerzej oczy.
R: Słyszałeś? – Zapytałem się czując jak we mnie pojawia się ziarnko wstydu.
A: Każde twoje zdanie. –Na chwilę zapadła między nami cisza. Spuściłem wzrok. Nie dość, że widział mój błąd w czasie opętania to jeszcze słyszał wszystkie moje zmartwienia. Jak ja mam teraz spojrzeć mu w oczy?
A: Nie mogłem się ruszyć a pośród nieznanych mi dźwięków tylko twój głos rozpoznałem dając mi poczucie spokoju i bezpieczeństwa. – Zaśmiałem się smutno. Bezpiecznie. Wolne żarty. To słowo nie powinno wyjść z jego ust kiedy widział jak bardzo go zawiodłem.
A: Hej. – Zawołał i poczułem lekkie uderzenie ma moim ramieniu.
A: Wszyscy zostaliśmy oszukani przez III Rzeszę Rosja, a zwłaszcza ja.- Doszedł mnie jego głos lecz od razu umilkł. Dopiero po chwili odważyłem się podnieść wzrok na Ame. Zerkając na Chucherko zobaczyłem, że z trochę zmęczoną miną wpatrywał się w okno.
A: Zwiódł mnie przyodziewając maskę mojego największego lęku. - Zaczął leżąc na poduszkach. Byłem wściekły i zarazem przerażony. Słyszałem jego myśli przez co znałem jego plany i widziałem jak chce każdego z was zabić. – Nie wiem dlaczego mi to mówi, ale słysząc jak opowiada swoje przeżycie z takim spokojem ciężko mi było w to wszystko uwierzyć. Lecz wiedziałem, że to była prawda.
A: Bałem się jego możliwości, a kiedy zobaczyłem co robił z ojcem wiedząc, że to dopiero przedsmak tego co mogę doświadczyć próbowałem go powstrzymać, lecz byłem zbyt słaby by przejąc kontrolę. Walczyłem, ale coraz bardziej pochłaniała mnie jego ciemność. – Spuściłem głowę. Czułem się zawstydzony i zmieszany przez jego siłę do mówienia tego na głos. To samo było kiedy wyjawił mi co zrobił z nim mój ojciec w tamtą noc. Skąd bierze tą siłę?
A: Jednak... – Kontynuował wyrywając mnie z zamyślenia. Podnosząc się na rękach powoli ustawił się w pozie siedzącej.
A: Kiedy w odmętach szaleństwa III Rzeszy usłyszałem jak mnie wołasz i wzywasz bym się nie poddawał obudziłem się czując nową determinację. – Ame położył swoją dłoń na moim ramieniu lecz nadal nie podniosłem wzroku na niego czując ból spowodowany wstydem do mojej osoby.
A: Dzięki tobie Rosja, poczułem siłę by wyrwać się z jego ciemności i chwytając się szansy powstrzymać go. – Poczułem jak lekkie ciepło zaszczypało moje policzki. Nie wiem czy to spowodowane jego słonawi czy moim odczuciem skrępowania.
A: Uratowałeś mnie swoją wiarą do mnie. – Choć moje serce zabiło mocniej a ciepło rozlazło się po całym moim ciele poczułem się przygwożdżony jego osobą. Jego słowa mnie uszczęśliwiły, ale ciągle pamiętając jak Ame sam sobie wbija nóż w serce nie mogłem na długo odwzajemnić jego szczęścia. Nie powinien tak mówić.
R: Nie uratowałem cię. To przeze mnie prawie umarłeś. – Próbowałem, naprawdę pragnąłem być przy nim,, ale nawet tego nie mogłem zrobić ponieważ wgłębi siebie ciągle chciałem mu w inny sposób pomóc nie chcąc bezczynnie stać przy nim.
A: To było jedyne wyjście by go powstrzymać. Musiałem sprowadzić siebie do takiego stanu, w której mogłem się zmierzyć z III Rzeszą bez narażania innych. – Spojrzałem w bok i poczułem jak oczy zaczynają mnie szczypać choć nie wypłynęły z nich łzy.
R: Jesteś naprawdę silny. – Dlaczego ja taki nie mogę być?
A: Nie byłem sam. – Powiedział a ja coraz bardziej czułem jak coś uciska mi klatkę piersiową.
R: Nie pomogłem ci. Próbowałem ale i tym razem nie zdołałem. – Tak samo jak Mesykowi. Poczułem jak Chucherko chwytając mnie za kark zbliżył moją twarz do swojej tak, że teraz dotykając się czołami nie mogłem już uciec od jego wzroku.
A: Powiedziałem ci. – Zaczął intensywnie wpatrując się w moje oczy.
A: Że nie musisz doganiać mnie pod względem wytrwałości.... Ponieważ to ty jesteś moją siłą. – Ostatnie słowa oraz jego hipnotyczny wzrok pełen pewności sprawiły, że moje serce głośno zabiło rozszerzając mi oczy a po całym ciele przeszedł mnie lekki dreszcz.
A: Dlatego prosiłem cię być ze mną był. Piwnica, most, posiadłość ZSRR'a. Tylko ty i myśl o tobie ratowała mnie w największych próbach mojej siły.– Rzekł a ja coraz bardziej czułem, że się czerwienię. Jego głos był taki wdzięczny i spokojny, że każde słowo spływało po mnie sprawiając gęsią skórkę. Przypomniałem jego słowa w domu Niemca „A: Uratowałeś mnie." Zaśmiałem się. Jestem naprawdę nienasycony. Próbowałem mu udowodnić, że zasługuję na jego miłość lecz tak naprawdę kiedy Ameryka już mnie przyjął w całości to ja ciągle nieudolnie chciałem sobie dowieść o swojej wartość. Wpatrzony w dwukolorowe tęczówki Ame zobaczyłem odbijające się w nich moje oblicze. Westchnąłem.
R: Chyba nigdy z tym się nie oswoję. – Wyszeptałem choć jak zawsze to co chciałem tylko dla siebie zachować wymsknęło się z moich ust. Zauważyłem jak na moje słowa Ame się uśmiechnął lekko pokazując swoje zęby.
A: Jestem tylko twoim Chucherkiem. – Czując ja moje policzki stają się cieplejsze od wstydu i uczucia względem Ameryki siedzieliśmy chwilę dotykając się czołami. Przyjemne ciepło płynące w moim ciele rozgrzewało moje wnętrze powodując, że mimowolnie powoli przysuwałem swoje usta do Ame.
R: Я люблю тебя (Kocham Cię). - Wyszeptałem czując lekki oddech Ameryki.
A: I love you. - W końcu go pocałowałem a on odwzajemnił gest. Delikatnie muskając jego wargi przez chwilę siedzieliśmy połączeni w miękkim pocałunku. Po kilku uderzeniach mojego serca odsunęliśmy się od siebie a otwierając oczy zobaczyłem nonszalancki uśmiech Ame, który po chwili wzdychając położył się o podniesione oparcie łóżka kładąc ręce za głową.
A: Brakowało mi tego. – Powiedział rozmarzonym głosem zamykając na chwilę oczy.
A: Żadnych okropnych uczuć, natrętnych myśli i duchów. Tylko ty i ja. – Wyglądał na odprężonego niż w ostatnich dniach gdzie ciągle zmagał się z demonami. Radowało mnie widząc go takiego pogodnego lecz nie na długo.
R: Czy On nadal jest? – Zapytałem a Ame na chwilę się zamyślił. Nie miałem obaw, że teraz rozmawiam z Chucherkiem. III Rzesza by mnie nie pocałował. Jednak nigdy nikt nie słyszał ani nie zapisał by ktoś został opętany przez człowieka, który leży ciągle żywy w śpiączce. Możliwe, że jest to spowodowane postępem, ale to tylko moje przypuszczenia.
A: Wypędziłem go z mojego umysłu, ale nie sądzę bym go unicestwił. – Zaczął po krótkiej chwili.
A: Jego dusza pewnie nadal krąży po tym świecie.
R: Czy jest możliwość, że wróci? – Zapytałem a na twarzy Ame znów pojawił się lekki uśmiech.
A: Możliwe. – Odparł.
A: Jednak będziemy przygotowani na kolejny atak i nie damy się już tak łatwo podejść. – Powiedział uśmiechając się do mnie. Siedząc przede mną miałem wrażenie, że biła od niego pewność siebie, którą dojrzałem kiedy pierwszy raz go zobaczyłem. Widząc to moje kąciki ust też mimowolnie podniosły się. Patrząc na siebie przez chwilę, która dla mnie była wiecznością do pomieszczenia niespodziewanie weszła pielęgniarka.
p: Obudziłeś się. – Powiedziała trochę zdziwiona.
A: Jak widać. – Odpowiedział z ciągłą pogodnością..
p: Zawiadomię lekarza i za chwilę zrobimy ci kilka badań.
A: Nigdzie nie ucieknę. - Po czym dziewczyna wyszła. Znów spojrzałem na Ame, który też skierował wzrok na mnie swoimi dwukolorowymi oczami.
A: Lepiej już idź zanim wykopią cię osobiście i zaczną mnie badać. – Powiedział lekko mnie stuknąwszy w pierś pięścią. Jednak nie chciałem wychodzić chcąc nadal być przy nim i słyszeć głos Chucherka.
R: Tak łatwo mnie nie wyrzucą. – PO moich słowach Ame parsknął.
A: Myślisz, że ze złamaną nogą poradzisz sobie ze szpitalem? – Zaśmiał się jeszcze chwilę by po chwili powiedzieć już spokojniejszym i pewnym głosem.
A: Idź. Chociaż dopiero się obudziłem to jestem zmęczony a widzę, że tobie też przyda się sen. – Miał rację, ale nadal nie byłem przekonany czy go zostawić zanim nie przyjdzie lekarz.
A: Spokojnie nie będę flirtował z żądnym lekarzem tylko ty jesteś w moim typie. – Powiedział Ame pewnie wyczuwając moją niechęć opuszczenia go. Zażenowany jego odpowiedzią westchnąłem i wziąwszy kulę powoli wstałem z krzesła. Kiedy patrzy się na mnie swoimi dwukolorowymi tęczówkami nie mogę o niczym myśleć jak tylko się z nim zgodzić i go posłuchać. Naprawdę go kocham.
R: Do jutra. – Powiedziałem na pożegnanie.
A: Nie mogę się doczekać. – Odpowiedział siedząc na łóżku. Po tym chwytając za klamkę wyszedłem z pomieszczenia.
****Po kilku minutach****
Pov. Ame
Chociaż badania były jak zawsze nudne, że można zasnąć czułem się jak nowo narodzony. Tyle żyję a tylko w nielicznych fragmentach mojego życia czułem się jak dziś. W końcu załatwiwszy wszystkie dawne sprawy mogę czysto spoglądać w przyszłość. Może nie do końca, ale i tak odpocznę bez żadnych zbędnych myśli. Jednak kiedy stąd wyjdę znów stanę naprzeciw świata, które staje się coraz bardziej ciekawe i niebezpieczne niż wszyscy przypuszczają.
A: Walka ciągle trwa. – Powiedziałem do siebie mimowolnie wzdychając i podkładając sobie ręce pod głowę.
???: Masz rację. – Powiedział nagle nieznany głos. Zaskoczony odwróciłem głowę w stronę dźwięku i zobaczyłem postać wyłaniającą się za drzwi.
???: Walka trwa USA i nie da się zaprzeczyć, że będziemy mieć większe problemy niż dotychczas. - Naprzeciwko mnie stała postać. Flagowiec o pionowych zielono-biało-czerwonych pasach, gdzie na środku widniał brązowy ptak. Było to zaskakujące spotkanie, że dopiero po chwili zacząłem szukać w myślach czy znam tego Flagowca, który był ubrany w białe spodnie i zielono-szarą koszulę z rękawami trzy czwarte, którą miał rozpiętą pod szyją.
???: Dzięki niedawnemu wydarzeniu dowiedzieliśmy się więcej o potencji Flagowców niż w ciągu ostatnich stuleci. – Kontynuował nie zważając na moje choć już zgaszone zmieszanie spowodowane swoją obecnością.
???: Chociaż mieliśmy źródło, które przesyłało nam informacje o postępach ZSRR'a to twoja historia zaburzy dotychczasowy pogląd na temat „duszy" Flagowców.
A: Zanim dalej będziesz mi pochlebiał odpowiedz mi na jedno pytanie. – Powiedziałem przerywając mu jego dość nagły monolog w moją stronę.
A: Kim jesteś? – Zapytałem choć już miałem pewne przypuszczenia co do jego osoby. Lecz on mając spokojny wyraz twarzy lekko się skłonił kładąc dłoń na klatce piersiowej.
???: Wybacz chronię swoją tożsamość, ale pewnie już się domyślasz jakie noszę imię. – Po jego zdaniu już nie miałem wątpliwości z kim mam do czynienia, ale mógł zachować jakieś pozory, że się nie znamy.
A: Co tu robisz, Meksyk? – Flagowiec nie zmienił mimiki i zaczął powoli podchodzić w moją stronę.
M: Chciałem z tobą porozmawiać na temat twojej niedawnej przypadłości. Pomoże mi to zweryfikowaniu nowego niebezpieczeństwa i możliwe działania na przyszłość. Jest to naprawdę intrygująca i niebezpieczna rzecz, dlatego chciałbym żebyś mi rozświetlił tą sprawę. – Bardzo ta sytuacja jest oderwana od całego zdarzenia, że trudno mi pochwycić jakąkolwiek sensowną myśl. Nie mam ochoty rozmawiać z osobą, która nagle się pojawia i każe mi przypominać tamten niezbyt miły tydzień.
A: Dlaczego miałbym ci powiedzieć? – Zapytałem oparty o podniesione łóżko mając ręce za głową.
M: Ponieważ chcę pomóc temu zepsutemu światu. – Podniosłem lekko brew do góry z rozbawienia.
A: Duże marzenia jak na jednego Flagowca. – Powiedziałem z nonszalancją.
M: Nie jestem sam, ale ta informacja jest poufna. – Sztywniak.
A: W takim razie moja też do takich należy. – Powiedziałem i przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie aż w końcu Meksyk cicho westchnął i podparł swoje dłonie o biodra.
M: Myślałem, że jesteś bardziej wyrozumiały. – Powiedział z niezadowolenia.
A: Taka już moja uroda. – Odparłem z uśmiechem. Flagowiec patrząc się na mnie dopiero po chwili przemówił.
M: Należę do organizacji zmniejszenia przestępstwa, które policja nie może zniwelować. – Zaśmiałem się w duchu. Jak wszystkie „tajne" organizacje myślą, że zmienią świat będąc w cieniu. Jednak po tej myśli stwierdziłem, że naprawdę po tym wszystkim a bardziej po rozmowie z CSA, czuję się jak piórko, które śmieje się z ludzi którzy są poważni. Czy powinienem bardziej być powściągliwy?
A: Dobrze wam idzie. – Rzekłem z nutką sarkazmu. Na moje słowa Meksyk na moment lekko się skrzywił. Chyba nie.
M: Gdybyście się nagle nie wtrącili na pewno udałoby nam się pochwycić ZSRR'a bez żadnych przeszkód. – Nie zmieniając pozycji przypatrywałem się jego ruchom lecz Meksyk uparcie nieruchomo stał z poważną miną.
A: Nie będę oceniał, ale długo wam to zajmowało. – Rzekłem od niechcenia.
M: Dobry plan trwa latami nim zbierze plony. – Nastała między nami cisza. Przez jego postawę nie spodobał mi się. Pamiętając jak Rosja opowiadał jego przyjaźń z Meksykiem Flagowiec wydawał się bardziej żywszy. Wspominając...
A: Czy Rosja wie o tobie? – Zapytałem znów podnosząc na niego swoje oczy.
M: Nie i niech tak pozostanie. – Odparł szybko krzyżując ręce na piersi.
M: Więc, będziesz współpracować? – Westchnąłem. Chyba za szybko powiedziałem o odpoczynku i błogiej ciszy.
A: W historiach Rosji wydawałeś się pogodniejszy. – Nawet nie mrugnął ciągle mając poważną minę. Naprawdę trudny przypadek człowieka, który chce zachować się jak profesjonalista.
A: Powiem ci jeżeli mi wyjaśnisz dlaczego nie chcesz by Rosja dowiedział się że żyjesz.
M: Tak jest najlepiej. – Odparł patrząc się na mnie z góry. Ciekawe.
A: Dla kogo? – Zapytałem zaintrygowany. Zauważyłem, że zacisnął ręce na swoich ramionach.
M: Nie wyciągaj pochopnych wniosków. – Zaczął a mnie trochę rozbawiło, że tak o mnie pomyślał. Przy nim czuję się zmęczony, że ciągle uparcie nosi maskę powagi. Czy tak bardzo go te lata zmieniły?
M: Postanowiłem, że nie będę się mieszał w jego życie. Nie chcę by patrzył się ciągle w przeszłość a w przyszłość, która by go minęła gdyby ciągle się oglądał. Było mi ciężko, ale to był najlepszy wybór jaki dokonałem. – Mówił a ja przypominałem, że też tak sądziłem jak nie powiedziałem prawdy Niemcowi.
M: Gdybym się ujawnił zniszczyłbym jego życie, które ułożył po moim odejściu. Dlatego nie chcę by wiedział o mnie. – Cicho parsknąłem a zauważając, że Meksyk spojrzał na mnie marszcząc brwi machnąłem ręką.
A: Nie bież tego do siebie. Naprawdę rozumiem twój tok rozumowania. – Nie typowo słyszeć od kogoś innego, że robi to samo co ja sprzed laty.
A: Dziwnie mi to powiedzieć, ale nie różnimy się tak bardzo.
M: Mylisz się.
A: Byś się zdziwił ale powiem ci, że nie warto okłamywać osoby, na której ci zależy.
M: Nie przyszedłem, żebyś mi dawał rady.
A: Wiem, ale teraz wiedząc o tobie nie będę tego ignorował.
A: Choć nie chcesz mieszać się w jego życie to nie dokończając waszego rozdziału Rosja, w którym ciągle jest część ciebie, nie będzie do końca wolny.
A:. Jeżeli wiesz o potencji Flagowców to pewnie też o regeneracji. Jak myślisz ile leczy się roztrzaskana noga? – Jeżeli oczywiście Flagowiec chce by rana znikła. Nie odpowiedział ale Meksyk marszcząc brwi dał mi sygnał, że zna odpowiedź na to pytanie. Każdy zna kto jest Flagowcem.
A: Rosja w głębi siebie ciągle obwinia się o twoje zniknięcie... - – Można tego nie zauważyć, ale jego ciągła chęć pomocy, która miesza się z pragnieniem bycia przy mnie nie ulega wątpliwości, że ciągle myśli o Meksyku.
A: A co gorsza to co z tobą zrobił ZSRR. - Na moje ostatnie słowa zareagował jak każdy który przypomni sobie najgorsze wspomnienie, które nie daje zapomnieć choć bardzo tego nie kiedy chcemy. Pamiętam dobrze słowa ojca Rosji jak dziś."ZSRR: Ja już wiem jak trzeba z wami postępować i nauczyć was pokory." Dlatego wiem, że to też przytrafiło się Meksykowi. Mogłoby się wydawać, że to zdarzenie w piwnicy dawno się wydarzyło, ale nie łatwo wymazać z pamięci taką zbrodnię przeciwko tobie zwłaszcza, że sam mój ojciec to ukartował. Meksyk, który przyszedł tutaj z poważną miną jak do rozmowy biznesowej teraz wydawał się lekko zamyślony. Jeżeli choć trochę mnie usłyszał będzie się nad tym zastanawiał, ale wolę żeby to robił gdzie indziej. Chciałbym w końcu mieś wymarzony odpoczynek.
A: Ale jak sam powiedziałeś nie przyszedłeś by słuchać porad od miłosnego rywala. – Zacząłem by rozluźnić atmosferę. Meksyk, który w zamyśleniu spuścił wzrok, po moich słowach skierował oczy na mnie. Nie ufam mu, ale powiem mu wszystko co chce wiedzieć. Nie na wzgląd, żeby zapobiec koleją rzeczy, które i tak nastąpią tylko, że Rosja darzył go wielkim zaufaniem. Tak to bym nic mu nie powiedział i zostawiłbym go z niczym. Może jak mu dam co chce może przyjmie moją poradę.
A: Jak już sobie to wyjaśniliśmy to teraz z wielką NIE chęcią powiem o moich przeżyciach dla dobra świata. – Po tym powoli zacząłem mówić najpierw dość ogólnikowo o swojej przygodzie by po zadawanych pytaniach Meksyka szczegółowo już opisywać to co przeżyłem. Niech się też wysili jeżeli ja też muszę to robić. Po kilku godzinach Meksyk wstał z krzesła, na którym siedział podczas mojego „przesłuchania" i chciał już wyjść.
A: Mesyk. – Zawołałem Flagowca, który usłyszawszy swoje imię zatrzymał się trzymając klamkę drzwi i odwrócił głowę w moją stronę.
A: Rosja ciągle chce sobie dowieść, że może ochronić bliskich osób. Jeżeli mu nie powiesz, że jesteś bezpieczny w pewnym momencie może się wykończyć a co gorsza złamać. – Zrobiłem pauzę.
A: Miej to na uwadze. –Powiedziałem kończąc moją wypowiedź. Przypatrując się Meksykowi zauważyłem jak lekko skinąwszy głowę odrzekł.
M: Będę. - Po ty słowach wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Zaśmiałem się w duchu. Dziwne, że radzę ex Rosji by się spotkał z nim. Mogłoby się wydawać, że chcę by znów byli razem, ale na własnym doświadczeniu wiem, że na to już za późno. Mam nadzieję, że wszyscy zaczniemy od nowa.
****
Wybaczcie, że musieliście czekać.(jednak muszę jeszcze doszlifować opisy, ale nie zmienią to ogólnej historii.)
Jednak nic nie zmieniłem a jak co to w przyszłości to zrobię.
***********************************************************************************************
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top