Za zasłoną
Pov. Ame
Kiedy wszystko zostało ustalone przyjaciele zaczęli wychodzić jednak ja i Kanada zostaliśmy na swoich miejscach na prośbę Rosji i Niemca byśmy sobie wszystko wyjaśnili. Nie chciałem tego. Ale jak mus to mus. Niech to będzie już za mną. Przez chwilę siedzieliśmy nie odzywając się do siebie.
K: Chciałem cię przeprosić. – Zaczął.
K: Jednak miałeś rację. Nie powinienem był niczego planować a bardziej działać. Gdybym w tedy zareagował, może też by i matka była przy nas. – Parsknąłem.
A: Nie myśl sobie za wiele. – Spojrzał na mnie. A ja czułem narastającą wściekłość.
A: Świat nie kręci się tylko wokół ciebie. – Powiedziałem przez zęby.
A: Nie tylko ty byłeś przyczyną, że staruch mnie znienawidził. - i patrzy na mnie z obrzydzeniem.
K: Jestem twoim bratem i powinienem cię wspierać ale cię zawiodłem i to kolejny raz.
A: Myślisz, że jak będziesz się teraz biczował to mi zrobisz przysługę?! – Wykrzyknąłem.
A: Nie nasz za grosz dumy by powstać. Tylko jęczysz i jęczysz jak to spaprałeś robotę! – Nienawiść do nie go wyszła ze mnie. Nie mogłem jej powstrzymać.
A: JEŻELI CHCESZ MI ZROBIĆ PRZYSŁUGĘ PODNIEŚ SIĘ I POKAŻ, ŻE JESTEŚ COŚ WART! TAK TO NIE NAZYWAJ SIĘ WIĘCEJ MOIM BRATEM! – Uderzyłem w stół podnosząc się do góry. Kanada patrzył się na mnie z wielkimi oczami. Słyszałem krew szumiącą mi w uszach a w niej szept.
???: Mogę?
A: Nie. – Powiedziałem cicho do siebie i potrząsając głową.
K: USA? – Uniosłem głowę. Miał poważną minę.
K: Dobrze się czujesz? – Nie odpowiedziałem. Czułem jego obecność. Skurczyłem palce w pięść.
???: Braciszek się martwi. Jakie to słodkie.
K: Co tak naprawdę się wydarzyło w piwnicy? – Powiedział ostrożnie i cicho by mnie nie zezłościć.
???: Tak Powiedz mu co się stało. – Szept zaśmiał się w mojej głowie.
A: Nie twój interes. – Warknąłem. Walcząc by głos odszedł.
K: Wiesz, że nie możesz dusić swoich emocji.
???: Słyszysz go? Uwolnij swoją złość.
A: Zamknij się! – Już nie wiedziałem kto stoi przede mną. Mój wzrok zamglił się.
K: USA. Proszę opanuj się. – Podchodząc do mnie próbował mnie uspokoić. Zamachnąłem się ręką.
A: Nie podchodź. Najlepiej zejdź mi z oczu. – Zerknąłem na niego zza rąk.
K: Spróbuj odetchnąć i...
K i ???: Powiedz co się wydarzyło. – Rozszerzyłem oczy z przerażenia i gniewu a mój wzrok spowiła mgła.
A: JAK ŚMIESZ!? – Chwyciłem go za bluzę podciągając go do siebie.
A: JAK MOŻESZ OCZEKIWAĆ, ŻE BĘDĘ SPOKOJNY!? – Przygwoździłem go do ściany. Oddychałem coraz szybciej a moje okulary się skrzywiły na moim nosie.
A: TO WSZYSTKO TWOJA WINA! – Wysyczałem.
A: To ja dostawałem wszystkie rany, które to TY powinieneś dostać. – Krew szumiała mi w uszach a puls przyśpieszył.
K: Bracie uspokój się. – Walnąłem go w twarz a on upadł na podłogę.
A: Nie będzie mi mówił taka szumowina jak ty co mam robić! – Pośród dźwięków muzyki, bawiących się ludzi usłyszałem szept.
???: Daj mu to co tak pragnie.
A: Wiesz co. - Zdjąłem okulary chowając je do kieszeni.
A: Jak tak bardzo chcesz być ukarany za swoją bierność to ci to dam.—Znów pociągnąłem Kanadę za koszulę by wstał i wyrzuciłem go za drzwi, które wychodziły na tył budynku. Było już ciemno ale nadal padał deszcz.
Pov. Kan
Prawie wywaliłem się na schodach ale jakimś cudem nie upadłem. Spojrzałem na brata ale to nie był on. Jakby jego postawa i wzrok były kogoś innego.
K: USA nie jesteś sobą. – Uśmiechnął się złowieszczo. Deszcz padał na nas dwóch.
A: Naprawdę? A ty niby kim jesteś?! Cały czas udawałeś i grałeś! – Powolnym krokiem podchodził do mnie. Muszę go powstrzymać.
A: Wiesz co. Nawet współczuję tym, którzy uważają cię za przyjaciela. – Ciągle mówił mając ten wstrętny uśmiech na twarzy, który mnie wkurzał.
A: Nie wiedzą jaką jesteś PIZDĄ! – Zagotowało się we mnie. Nie pozwolę by ON mnie obrażał. Rzuciłem się na niego z pięściami. Zaczęliśmy się nawzajem okładać, niekiedy wyrywać się z chwytów by znów przywalić z dołu lub sierpowym.
A: Jesteś zasrańcem, który udaje dobrego samarytanina! – Zamachnąłem się ale chwycił mnie za nią i pociągnął rzucając mnie o ścianę a trzymaną kończynę wykręcił do tyły. Syknąłem z bólu.
A: Może jesteś dobrym aktorem ale i tak stary cię wykiwał. – Wysyczał mi do ucha.
K: Nie wydałbym ciebie ale udusiłby mnie. - Chciałem się wyrwać lecz bardziej ścisnął moją rękę.
A: Tylko pogrozić ci śmiercią i już wszystko mówisz. – Zaśmiał się pusto.
A: Jednak szczyny psa zawsze będą szczynami. Nic nie warte. – Walnąłem go tylną częścią głowy w jego twarz przez co poleciał do tyłu zataczając się. Stanęliśmy naprzeciw siebie dysząc ciężko. Z jego nosa leciała stróżka krwi.
K: Powiadasz, że nic dla ciebie nie znaczę? – Otarł mokrym rękawem lecącą czerwoną maź z nozdrzy.
K: Tak bardzo mnie nienawidzisz, że wymierzasz mi karę? – Moje serce biło jak szalone.
K: Jeżeli chcesz sprawiedliwości zrób mi to samo co tobie ZSRR! – Krzyknąłem. Widziałem jak na jego twarzy wyszło zdumienie lecz po chwili zwęził oczy patrząc na mnie ze wściekłością.
K: Zawsze byłeś tchórzem! Uciekałeś od prawdy nawet teraz od niej uciekasz. Wmawiając, że to bunt przeciw niesprawiedliwości.
A: Nie będę słuchać tego gówna od chłopca, który lizał dupę starego by mu się przypodobać.
K: Cały ty! Widzisz tylko to co chcesz widzieć. – Niespodziewanie USA wymierzył pięścią w mój bok. Skuliłem się z bólu.
A: NIE WIESZ CO TAM SIĘ DZIAŁO! – Wykrzyczał stojąc nade mną.
K: WIĘC MI POWIEDZ!
A: Nie jesteś tego wart. – Powiedział patrząc się na mnie z góry.
K: A Rosja jest? – Wydziałem jego nieme pytanie na twarzy.
K: Tak. Widziałem jak zachowujesz się przy nim i na niego patrzysz. Tak samo spoglądałeś na Niemcy. – Nadal miał pustkę w oczach ale czułem, że się waha. Wystarczyło mi to, żeby potwierdzić moje przypuszczenia co do nich.
K: Jemu wybaczyłeś morderstwo człowieka a moje postępowanie nie?
A: Jesteś zaślepiony swoją osobą! – Objąłem go w pasie i z całej siły wepchnąłem USA na ścianę. Walnąłem go kilka razy w brzuch. Poczułem ból w plecach. Walnął mnie łokciem w kręgosłup przez co upadłem na mokry bruk. Odwrócił mnie z zamiarem przyłożenia mi lecz byłem pierwszy. Walnąłem nogami w jego wątrobę co spowodowało, że odsunął się ode mnie. Błyskawicznie przygwoździłem go do ściany.
K: Z nas obu to ty tu teraz jesteś ślepy! - Chciał się wyrwać ale byłem większy od niego. Szarpał się jak zwierzę przeklinając i wyzywając.
A: Nie będę słuchał twojego pierdolenia! – Przycisnąłem mu głowę do ściany.
K: PRZEJRZYJ W KOŃCU NA OCZY! – Wykrzyczałem do niego. Znieruchomiał.
K: Obaj siedzimy w tym gównie! - Kontynuowałem czując gulę w gardle.
K: Myślałeś, że nie cierpiałem? Kiedy on cię bił i wyzywał. Ja będąc przy nim musiałem wysłuchiwać w ciszy jego przekleństwa i wyzwiska na temat ciebie. – Oczy zaczęły mnie szczypać.
K: Tak samo chciałem bardzo go zniszczyć dać mu to co zrobił z nami by poczuł nasz ból fizyczny jak i psychiczny. Lecz nie mogłem tak samo jak ty. – Nic nie powiedział więc ciągnąłem dalej.
K: Dawniej walczyliśmy z nim z przyjemnością i nie przerażało nas jego gniew. Lecz to były inne czasy, w których mieliśmy władzę. Przez ustawę straciliśmy ją. Wtedy była też matka, która w pewien sposób powstrzymywała go od brutalnych zachowań. Teraz też ją straciliśmy i wiemy, że Brytania... - Zawiesiłem głos. Z jakiegoś powodu nie mogłem powiedzieć ostatnich słów.
A: Się nie powstrzyma. – Dokończył za mnie. Widziałem, że mgła w jego oczach powoli znika a gniew opadła zostawiając na twarzy gorycz i zmęczenie. Puściłem go patrząc na jego ruchy. Odwrócił się do mnie powoli.
A: Przez te trzy lata nienawiści zapomniałem, że zawsze byłeś przy mnie. – Spojrzał się na mnie swoimi dwukolorowymi oczami jednak tylko niebieskie oko wybijało się na tle ciemności. Westchnął.
A: Byłeś bardzo opiekuńczy choć jestem starszy od ciebie.
K: Co znaczą dla nas lata? – Uśmiechnęliśmy się do siebie.
A: Razem byliśmy niepokonani w tamtych czasach. – Powiedział smutno.
K: Teraz też możemy być. – Położyłem moją rękę na jego ramieniu.
K: Znów możemy stać w ranie w ramię i wyrzucać każdą herbatę do wody.
A: Nie kradnij mojego pomysłu. – Zaśmialiśmy się.
A: Cieszę się, że cię nie straciłem. – Nie wytrzymałem i go przytuliłem.
K: Nie ważne jak ciężko będzie nigdy nie stracisz mojego poparcia. – Odsunąłem się od nie go.
A: Czyli jednak nie odpędzę się od ciebie. – Poklepał mnie po ramieniu i skierował się w stronę drzwi, z których wcześniej mnie wyrzucił.
A: Choć musimy wypić za naszą unię.
K: Chętnie. – Weszliśmy do środka. Zamówiliśmy po kieliszku whisky rozmawiając jak za dawnych czasów. Tak bardzo mi tego brakowało. Lecz nadal mnie niepokoiło, że w tamtym momencie był kimś innym. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy.
Pov. Niemcy
Szedłem zastanawiając się jak poszła rozmowa USA z Kanadą. Zostali sam na sam a znając USA może się wszystko wydarzyć.
P: Nie przejmuj się nimi. – Wyrwał mnie zamyśleń.
P: Jeżeli nawet się pobiją wyjdzie im nawet to na dobre. – Szliśmy pod jednym parasolem. Polska jak zawsze nie był przygotowany na pogodę. Myślał, że kaptur mu wystarczy ale się przeliczył.
N: Wiem. USA był porywczy ale nigdy nie widziałem by kłócił się z bratem. Zawsze byli sobie bliscy. – Przez te trzy lata rosnąca nienawiść do brata może wszystko zdziałać. Polska uśmiechnął się pod nosem.
P: Wiesz mi. Są mężczyznami a wiadomo, że największe przyjaźnie są po dobrej walce. – Lekki przywalił pięścią w swoją otwartą dłoń.
P: A rodzeństwo powinno czasu do czasu się pobić. – Dodał po chwili. Przypomniało mi się, że jak byliśmy u Chile wspominał, że ma siostrę, której nie widział podczas wojny.
N: Wspomniałeś, kilka dni wcześniej że masz siostrę. – Spojrzałem kątem oka na niego i zobaczyłem jak jego mina rzednie.
P: Widzę, że nie uciekło ci to twojej uwadze. – Powiedział ponuro. Przystanąłem a on jeszcze kilka kroków poszedł przez co spadł na niego deszcz. Nie mogłem już znieść, że nie opowiada o sobie. Wykańcza mnie to. Zabolało mnie kiedy USA ukrywał swoją przeszłość ale Polska. Całe lata skrywa za zasłoną. Jeszcze te jego nieoczekiwane wychodzenie z pokoi.
N: Czy nasze postanowienie wciąż jest aktualne? –Czekałem ze stoickim spokojem na jego odpowiedź lecz z jakiegoś powodu moje ręce zaczęły się lekko trząść. Patrzył się na mnie z podejrzliwością a może i nawet z nienawiścią z pod kaptura. Lecz tylko wzruszył ramionami.
P: Nie ma co opowiadać. Wszystko jest udokumentowane w papierach. – Patrzył na mnie z pode łba swoimi piwnymi oczami. Mówił prawdę. Po wojnie zbierano informację od nas co się z nami działo. Jednak Polska i kilka innych państw po tym znikła.
N: Nie wszystko jest tam napisane. – Powiedziałem powoli
N: O swojej siostrze nie wspomniałeś. – Biało – czerwony chłopak napiął mięśnie.
P: Nie ma znaczenia. Jak głupia sama się nie ujawniła to dlaczego mam o niej wspominać. – Utrzymywał spokój głosu ale i tak zaświszczał z gniewu.
N: Przecież to utajnianie spraw. – To przelało czarę.
P: A CO CIĘ NAGLE OBCHODZI MOJA RODZINA?! – Wybuchnął.
P: Przez lata mnie olewałeś! Nawet się ze mną nie próbowałeś skontaktować w czasie wojny jak i po niej! – Przysunął się do mnie bliżej, że nasze twarze były oddalone o milimetr.
P: Więc teraz nie udawaj, że po 2 latach odnowionej znajomości nagle się mną interesujesz. – Powiedział przez zęby nadal patrząc się w moje oczy.
N: Wcale się nie olewałem. – Próbowałem zachować spokój choć przez jego zachowanie też chciałem wybuchnąć gniewem.
N: W czasie wojny nie kontaktowałem się z tobą bo nie chciałem, żeby cię znalazł po moich śladach. – Wziąłem wdech.
N: Ale po niej próbowałem wiele razy. Jednak ty zniknąłeś jak kamień w wodę. – Prychnął i zrobił krok w tył.
P: Bo ci kurwa uwierzę. – Coraz bardziej mnie denerwował.
N: To powiedz mi gdzie byłeś po wojnie? Dlaczego nikt nie mógł cię znaleźć? – Nie tylko jego. Węgry, Słowację Czechy, Rumunię i Bułgarię też zniknęli i pojawili się jak Polska po kilku latach. Lecz kiedy ich się pytałem odpowiadali mi...
P: Nie twoja sprawa. – Odwrócił się i poszedł na przód. Te słowa wezbrały we mnie nagromadzoną wściekłość. Chwyciłem go za ramię i rzuciłem nim w jakąś uliczkę.
N: Nie mów tak! – Podniosłem na niego głos. Jego kaptur spadł a na jego twarzy bardziej niż wcześniej majaczyła szrama przechodząca przez jego lewe oko.
N: Myślisz, że zapomniałem o tobie kiedy wybuchła wojna? – Stałem wyprostowany ciężko oddychając a moje ręce coraz bardzie się trzęsły.
N: Że nie było chwili kiedy zastanawiałem się co robisz lub gdzie jesteś? – Byłem wściekły ale jednocześnie było mi smutno. Osoba, którą lubiłem od dzieciństwa na, której mi zależało wątpi teraz w moje słowa.
N: Nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem! – Polska stał przede mną nieruchomo patrząc na mnie maszcząc brwi.
N: Kiedy w końcu po wojnie cię zobaczyłem byłem szczęśliwy, że żyjesz. – Podszedłem do niego powoli. Deszcz odbijał się od mojego parasola.
N: Po przesłuchaniu chciałem z tobą porozmawiać lecz zniknąłeś po raz kolejny a ja nie wiedziałem dlaczego. A teraz mi mówisz, że to nie moja sprawa?! – Stałem nad nim lecz on nagle chwycił mnie za ubranie i przycisnął do ściany. Od uderzenia parasol mi wypadł z ręki.
P: TY PIERDOLONY NAZISTO! – Wykrzyknął w moją twarz.
P: TY NAPRAWDĘ SĄDZISZ, że po tym co się stało i ile wycierpiałem powiem ci śmiejąc się jakby nigdy nic idąc pod parasolem o tym co mnie spotkało?! – Nie wyrywałem się z jego uścisku i tak to by nie miało sensu jeszcze bardziej bym go podsuszył.
P: Wydarzenia z tamtej wojny nadal żywo we mnie krążą! I nie mam zamiaru je przypominać bym jeszcze bardziej mi sprawiły ból! – Wiem o tym.
N: Lecz ja się nie pytam o wojnę. – Jego uścisk trochę osłabł przez to mogłem się odsunąć od ściany.
N: Gdzie byłeś po niej? – Jego wzrok zmieniał się diametralnie. Z wielkiej wściekłości na twarzy pojawiło się wielkie zmieszanie, żeby później znów przybrać wkurzoną minę.
P: Nic ci nie powiem. – Wysyczał. Odsunął się ode mnie a jego napięte mięśnie chodziły w rytm oddechu.
N: Polska. Gdzie byłeś? – Podkreślałem powoli każde słowo.
P: Nie powiem ci! – Oplótł rękami swój brzuch nadal marszcząc brwi.
N: Polska!
P: NIE PAMIĘTAM! – Wykrzyczał nagle w moją stronę. Staliśmy w ciszy słysząc szum deszczu i jadących aut a ja nie dowierzałem co przed chwilą powiedział.
N: Was? – Patrzyłem się jak Polska przeczesuje z nerwów swoje mokre włosy.
P: Cholera! – Nie wiedziałem co robić ani co myśleć. Miałem pustkę w głowie. Chyba tak samo jak on. W końcu po dłuższej chwili zapytałem się.
N: Jak to możliwe? - Był zdruzgotany. Stał przede mną omijając wzrokiem moją postać. Zrobiłem krok w jego stronę.
N: Przecież to były lata. – Powiedziałem cicho. Milczał a na jego twarzy pojawił się grymas spowodowany bólem i wściekłością.
N: Naprawdę nic nie pamiętasz? – Nie ruszał się. Zwęził usta nadal mając rozbiegany wzrok. Widząc go takiego przytuliłem Polskę. Nie opierał się ani nie odwzajemnił uścisku. Chociaż mnie to zamartwiało ulżyło mi. Nawet się lekko uśmiechnąłem się. Bałem się, że jak USA ukrywał przede mną prawdę. Teraz wiem, że był ze mną szczery. Nie mówił bo nie pamiętał. Stał nieruchomo w moim uścisku aż po chwili poczułem jak mnie klepie po plecach. Odsunąłem się powoli od niego.
P: Nie pamiętam ale nie musisz mnie pocieszać. Nie jestem tym aż tak tym załamany. – Jego pewność siebie powróciła a po słabości zniknął ślad.
N: Polska, to nie jest normalne. – Powiedziałem. On tylko westchnął.
P: Wiem. Nie wierzę, że to mówię ale sam byłem przerażony, kiedy 10 lat temu dowiedziałem się jaki jest rok. Gościa, który mi powiedział na temat daty wyzywałem od popierdolonych gnomów. – Uśmiechnął się posępnie drapiąc się po karku.
N: Naprawdę nic sobie nie przypominasz? – Pokręcił przecząco głową.
P: Wierz mi. Próbowałem wszystkiego od transu po upicie się na umór aż do dziwnych rad z internetu. Jednak jedyne co pamiętam to to, że jak mnie już przesłuchali ktoś mnie zabrał za ramię i poprowadził w jakimś kierunku. Po tym obudziłem się na środku wielkiego pola z Węgrem przy boku, który też nic nie pamięta. Byłem w tedy głodny, zmęczony i zagubiony. Do reszty wspomnień nie mam dostępu. – Bardzo mnie to zastanowiło. Tyle lat i tylko takie marne wspomnienie. Jednak jak ktoś go wziął to ta osoba może wiedzieć. Żeby tylko mógł sobie przypomnieć tę postać już byśmy mieli ślad.
P: Hej! – Wyrwał mnie z rozmyślań.
P: Ja wiem co kombinujesz bucie ale wpierw zajmijmy się problemem ojcowskiego reżimu. – Jego mokre włosy oklapły i przykleiły się do jego twarzy. Ma rację ale...
N: Nie godzę się byś cierpiał. - Nie myśląc odruchowo wziąłem kilka mokrych kosmyków, które przysłoniły jego oko. Jego wzrok mówił mi „Co ty robisz?" Nawet sam nie wiem. Byłem jednocześnie szczęśliwy i zaniepokojony odkryciem dlaczego nie chciał mi powiedzieć o przeszłości. Odszedł ode mnie podnosząc leżący na ulicy parasol. Kiedy się oddalił w końcu poczułem na ciele zimno aż kichnąłem.
P: Chodźmy bo jeszcze się przeziębisz a chory nikomu nie pomożesz. – Powiedziawszy to podał mi parasol. Atmosfera między nami opadła przez co jego gest wydał mi się miły i czuły . Uśmiechnąłem się lekko a policzki za szczypały z ciepła. Wziąłem od Polski parasol i poszliśmy na główną ulicę. Jest dla mnie ważny dlatego za wszelką cenę znajdę sposób by przywrócić mu wspomnienia.
Pov. Ame
Kanada już kilka minut temu wyszedł a ja nadal byłem w klubie. Siedząc ciągle przy stole zaśmiałem się do siebie. To dopiero. Żeby Kanadzie pociągała Ukraina. Widać obydwoje mamy słabość do słowiańskiej urody. Nie chcę się wtrącać w jego miłosne rozterki. Jak sobie naważył niech sam to załatwi tylko, żeby przez to znów nie popełnił błędu na mój koszt. Westchnąłem. Zasiedziałem się tu trochę. Wyszedłem na pole. Już nie padało a światła szyldów i lamp odbijały się w ciemnych kałużach. Poszedłem w stronę przystanku. Mój motor jak dobrze pamiętam został w domu Rosji. Muszę do niego napisać by mi jakoś go oddał. Nie będę przecież cały czas jeździł stęchłymi autobusami. Nie przeżyłbym tego. Czekając na komunikację miejską spojrzałem na telefon. Była 22.45. Mam szczęście. Zdążę na ostatni bus. Wyjąłem e-papierosa i zaciągnąłem się dymem. Wspaniale smakował w rześkim powietrzu po ulewie.
???: Więc jak? – Zapytał się cień.
A: Co będziesz z tego miał?
***********************************************************************************************
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top