Pierwsze pytania
Pov. Ame
Poczułem światło na mojej twarzy. Przymrużyłem oczy i poczułem ból w głowie. Przysiadłszy przeciągnąłem się a moje okulary, które jakimś cudem nadal były na mojej głowie zsunęły się na oczy. Byłem w salonie na sofie w samej koszuli i slipkach. Dlaczego? Dobra muszę przyznać że nie pamiętam co się działo pod koniec imprezy. Ale co by się mogło stać? Wstałem i poszedłem do kuchni żeby zaparzyć sobie kawę. Później poszukam ubrań. Po nie całej chwili przyszedł Rosja.
A: Good morning, kawy? – Podszedł do mnie powoli.
R: Привет... chętnie – Odparł podchodząc do szafek i zaczął robić śniadanie. Staliśmy tak w milczeniu. Nie przeszkadzało mi to i tak byłem zbyt zmęczony. Kawo szybciej. Gdy skończyliśmy co zaczęliśmy siedliśmy przy stole. Jednaj Rosja w pół siadzie coś sobie przypomniał.
R: Czekaj. – Nakazał mi znikając za drzwiami by po chwili przyjść niosąc coś przed sobą.
R: Zapomniałem ci to dać wczoraj. – Z lekkim uśmiechem podał mi pudełko, w którym było ciasto.
R: Z okazji wyzdrowienia. - Zatkało mnie. Jeszcze dość niewyspany patrzyłem na szarlotkę. Nie wiedząc co powiedzieć poczułem jak się rumienię. Chrząknąłem by zebrać myśli.
A: Dzięki. Nie musiałeś. – Nie dość, że wprowadził mnie w zakłopotanie to jeszcze bolała mnie głowa, że z trudem układałem słowa w myślach. Masując swoje czoło odłożyłem podarek na stół.
A: Naprawdę nie musiałeś. – Wziąłem kęs tosta nadal trzymając się za głowę.
R: Widzę, że nie tylko ja się źle czuję. – Zaśmiałem się by pozbyć się niemiłego uczucia i spojrzałem się w stronę gdzie siedział już Wielkolud.
A: Chyba to przez ten alkohol. Ale i tak jestem ciekawy, który z nas przegrał i odleciał jako pierwszy.
R: Da się to łatwo osądzić. Co pamiętasz ostatnie?
A: Pomyślmy. – Podparłem się jedną ręką i zacząłem sobie powoli przypominać zdarzenia. Pamiętam jak wszyscy mężczyźni zaczęli zdejmować koszulki i nimi wywijać. Jak jeden z braci Bryza stanął na stole i zaczął na nim tańczyć. Pamiętam że chyba wypiłem 9 kubek a dalej...
A: Ostatnie co pamiętam to jak tańczyliśmy tę melodię. Jak ona szła? „Na na nana na Livin' la Vida loca"?– Rosja podparł brodę o rękę i zamyślił się przez chwilę.
R: Chmmm... to mamy problem. Bo ja też to pamiętam jako ostatnie. Jak w czasie tego poślizgnąłeś i wywróciłeś się na mnie.
A: Tego nie pamiętam. Ale hej! Nie spodziewałem się że potrafisz tańczysz. Myślałem że jesteś z tych, którzy bardziej „podpierają ściany".
R: Nie powiem, należę do „podpierających ściany" choć chodziłem jak ty na tańce. Czyli jak nie pamiętasz to ja wygrałem.
A: Przyjmijmy że wygrałeś.
R: Przyznaj że przegranej.
A: Dobra, dobra. Wygrałeś. – Jej jaki uparty. - Mogę cię o coś zapytać?
R: Tak?
A: Czy wszyscy w waszej rodzinie umieją tańczyć? Widziałem jak twoja siora też się rusza. Choć nie tak długo jak ty.
R: Tak. – Na jego twarzy pojawił się grymas.
R: Em.. To tak jakby tradycja. - To dopiero.
A: Na co chodziłeś. Swing, salsę, rumbę? –. Jedyną taką rodziną jaką znałem mająca taką „tradycję" była rodzina Chile. Jej rodzice są genialnymi tancerzami.
R: Na żadne z tych. – Zamilkł chyba myśląc czy mi powiedzieć.
A: Na klasyczny, ludowy? – Próbowałem zgadnąć lecz na wszystkie odpowiedział przecząco.
A: To na co? – Zirytował mnie a zarazem zaciekawił. Pogładził się po włosach. Czy on się zmieszał? Czy może tak bardzo tego nienawidzi?
R: Na balet. – Odpowiedział w końcu, kiedy akurat brałem łyk kawy. Aż się zakrztusiłem. Patrzył się na mnie swoimi szarymi oczami a poranne słońce świeciło na jego twarz. Nie piękniej mi tu kiedy to mówisz! Przez to nie wiem co powiedzieć! Odstawiłem powoli kubek próbując na nie go się nie gapić.
A: No! To mnie zaskoczyłeś. Wow. A myślałem, że to Chile ma rodziców z taką tradycją.
R: Dużo o mnie nie wiesz.
A: I wzajemnie.
R: Mam nadzieję, że to się zmieni. – Poczułem ciepło na policzkach a moje tętno przyśpieszyło. Chyba jeszcze się dobrze nie wybudziłem. Jak może to mówić nie czując przy tym wstydu?
A: Nie martw się pamiętam naszą umowę. Więc jakie pytanie zadręcza ci głowę? – Podparłem głowę o ręce by choć ulżyć karku. Na razie udało mi się powstrzymać swoje emocje i trochę ochłonąć. Ale więcej tego nie rób.
R: Dlaczego chowasz swoje oczy za okularami przeciwsłonecznymi? – Pośród wielu pytań wybrał najbardziej pospolite. Nawet się zdziwiłem, że dopiero teraz się o to pyta. Ale wybrał. To nawet nie jest taka wielka tajemnica.
A: Żeby nie wzbudzać zainteresowania w śród ludzi. Przyznasz, że takie dwukolorowe oczy to nie częsty widok. Nie lubię jak patrzą się na mnie jak na dziwaka. Moje oczy nie są na porządku dziennym. – Nie zauważyłem kiedy Rosja pochylił się nad stołem i zdjął mi okulary.
R: Jak dla mnie są niespotykanie piękne. – Gdy to powiedział mój wzrok spotkał się z jego. Znieruchomiałem patrząc się w jego szare oczy a moje serce zabiło mocniej. Ten moment przerwał nagle dźwięk z jego telefonu. Odsunął się i jakby nigdy nic odebrał SMS'a a ja uspokajałem mój puls. MÓWIŁEM BYŚ TEGO NIE ROBIŁ!!
R: Wzywają mnie. A mam coś do zabrania z mojego mieszkania. Jeżeli chcesz możesz pojechać ze mną bym cię odstawił do domu.
A: Nie, Dzięki muszę pomóc Brazylii posprzątać ten syf. – Machnąłem ręką nie tylko by pokazać że chodzi mi o cały dom ale też zasłonić to, że się rumienię.
R: Xорошо. – Poszedł się ubrać. Zajęło mu to niespodziewanie krótko, bo po kilku sekundach wrócił już ubrany.
R: W takim razie daj mi swój numer telefonu.
A: Po co? – Odwróciłem wzrok w jego stronę choć nadal w pełni się nie uspokoiłem.
R: Wtedy ci wyślę namiary na mój dom. – Obviously.
R: Czy może trafisz znów się gubiąc? – Powiedział z kpiną w głosie.
A: Haha. Bardzo śmieszne. – wyjąłem moją wizytówkę i podałem mu ją.
A: Masz. - I jedź w końcu. Spojrzał na podany przeze mnie świstek a jego brwi lekko się podniosły.
R: Masz własną firmę?
A: Tak a ty pracę. – wstałem od stołu by go odprowadzić do drzwi.
Pov. Rosja
Zdziwiłem się, że Chucherko ma własną agencję nawet bardzo znaną ale przecież jest synem Wielkiej Brytanii. Żyłkę do biznesu pewnie ma we krwi. Jednak przez ograniczenia dla Flagowców może ją bardziej rozwinąć dopiero po ukończeniu Akademii.
R: To do zobaczenia. – Założyłem buty i chciałem już wyjść ale nagle usłyszałem głos za sobą.
A: Wielkoludzie. – Odwróciłem się a Ameryka stał z wyciągniętą ręką.
A: Okulary. – Nadal je trzymałem w rękach. Z jakiegoś powodu nie chciałem mu je oddawać ale zmusiłem się do tego.
R: Proszę. – Oddałem mu i od razu wyszedłem. Wsiadłem do samochodu. Przez chwilę tak siedziałem przypominając co powiedziałem mu przy stole. Walnąłem w kierownicę. Блять! Znowu to zrobiłem. Znowu się nie powstrzymałem. Co on ma w sobie, że nie mogę powstrzymać moich słów? Popatrzyłem na telefon. Była 9.10, sobota. Trzymali go tydzień w szpitalu. Ciekawe jak jego rodzina reaguje. Zobaczyłem wiadomość. Nie ma co się teraz rozpraszać. Zapaliłem silnik i pojechałem.
Pov. Ame
Rosja poszedł a moje serce nadal mocno biło. Poszedłem poszukać moich ubrań. Okazało się że ktoś je wrzucił do pralki. Co się działo na tej imprezie? Wziąłem ubrania Brazylii z suszarki i poszedłem z powrotem do kuchni. Zacząłem sprzątać bałagan, kiedy dotarłem do salonu i schylałem się po kolejny śmieć z podłogi, przypomniałem sobie moment upadku, o którym wspominał Rosja. Upadłem na nie go i kiedy podniosłem głowę patrzyliśmy się na siebie śmiejąc się, kiedy zszedłem z nie go i próbowałem wstać on.... NO! Przykucnąłem z niedowierzania. Nie możliwe! Patrzyłem się w podłogę. Nie. To był przypadek. Ale jak można nazwać przypadkiem, że chwytając mnie za ramię przysunął się sam i mnie pocałował? Mogłem tylko dwa wyjaśnienia. Biliśmy mega pijani albo mnie... любовь. W jego języku słowo to brzmi jak bańka która pękła ci na nosie a jej drobinki osiadają ci na twarz. Zaśmiałem się cicho. To nie jest możliwe.
B: Co jest takiego śmiesznego w parkiecie? – Nie odwróciłem się ale czułem jak Brazylia stojąc w wejściu do salonu patrzył się na mnie. Nie chciałem by zobaczył mnie w takim stanie.
A: Nie nic. Tylko przypomniałem coś sobie. Heh – Wstałem nadal odwrócony do nie go tyłem.
B: Dobra. – Ziewnął i poszedł powolnym krokiem. - Tak po za tym bom dia.
A: Good morning. – Stojąc jak sparaliżowany słyszałem jak nalewa sobie kawę. Weź się opanuj. Wziąłem kilka wdechów i zacząłem dalej sprzątać, lecz nagle przybiegł Brazylia przestraszając mnie.
B: TY! – Stał pokazując na mnie palcem.
B: TY NIGDY NIE ŚMIEJESZ SIĘ Z PARKIETU! – Patrzyłem się na nie go jak na obłąkanego.
A: Co ty gadasz? Nic takiego nie powiedziałem.
B: Não, não. Ty nigdy się nie śmiejesz!
A: Chyba nadal dobrze nie wytrzeźwiałeś. Idź się lepiej prześpij jeszcze. – Odwróciłem się.
A: Albo lepiej pomóż mi posprzątać TWÓJ dom. – Chciałem mu dać miotłę lecz kiedy znów się na nie go spojrzałem on był obok mnie.
B: Co zrobiłeś? – Zapytał się. A ja poczułem ciepło na policzkach.
A: Nic. – Odparłem powstrzymując emocjom wyjść na moją twarz.
B: To co se przypomniałeś? – Zawsze kiedy chcę coś przed nim ukryć nie wiem jak się staram on wie kiedy to robię.
A: Nic takiego nadzwyczajnego. – Podszedł do mnie jeszcze bliżej.
B: Com certeza? – powiedział ciszej z uśmiechem.
A: For sure. – Staliśmy tak przez chwilę.
B: Spałeś z nim? – To było za wiele.
A: Pijany jesteś. - odszedł parę kroków ode mnie.
B: Jak nie to – Zrobił obrót. – To go pocałowałeś! – Jeszcze bardziej się zaczerwieniłem.
A: IDŹ SIĘ LECZ!
B: A jednak! – Klasnął w ręce.
A: Jesteś nienormalny. Choć sprzątać – Rozejrzał się na wszystkie strony.
B: Rosja już poszedł? – Coraz bardziej mnie wkurzał.
B: To jak go przekonałeś?
A: TO NIE JA TYLKO ON! – wybuchłem i dopiero spostrzegłem co powiedziałem. Milczeliśmy patrząc na siebie z wytrzeszczonymi oczami. Nie wytrzymałem tego i poszedłem do kuchni. Podparłem się o blat wypijając jego kawę. Brazylia przyszedł za mną po chwili.
B: To była moja kawa.
A: Zrób sobie nową. – Westchnął i nalał sobie do kubka wodę.
A: Byliśmy pijani. – Zacząłem. Choć nie wiem czy wyjaśniam jemu czy sobie tą sytuacje.
B: Yhy. – Wypił łyk.
A: Ja się na nie go przewróciłem
B: Yhy.
A: Atmosfera sprzyjała.
B: Yhy.
A: To był przypadek. – Zamilkł pijąc dalej napój.
A: Mogłeś chociaż przytaknąć.
B: Co ja mam poradzić. Mnie tam nie było i też byłem zchlany więc nie mogę tego stwierdzić.
A: Ach. – zmierzwiłem sobie włosy. - To jest bez sensu.
B: A on pamięta? – Zamyśliłem się.
A: Mówił o upadku ale nie wspominał nic dalej. Może uderzenie głową o podłogę coś mu zrobiło. – Przypomniałem naszą rozmowę i po chwili też jego słowa do mnie „Jak dla mnie są niespotykanie piękne". Poczułem jak spaliłem buraka.
A: Jeszcze dał mi dzisiaj ciasto. – Wskazałem na prezent od Wielkoluda.
B: O! Czyli jednak ci zrobił. – Popatrzyłem się na niego ze złością.
A: Ty mu podrzuciłeś ten pomysł?! – Stuknąłem kubkiem o blat.
B: Ciszej bo obudzisz rodzinkę. – dźgnąłem go palcem w pierś.
A: Nie zasłaniaj się rodzinką. – Byłem wkurzony ale zniżyłem z tonu.
B: Ja mu dałem tylko propozycję. Nie zmuszałem go do tego. Mógł mnie przecież nie posłuchać.
A: Ja już wierzę w twoje „dawanie rady". - Znów się napiłem z kubka ale zostały tylko fusy i tylko się skrzywiłem.
B: Dobra. Przyznaję się, że chciałem by ci zrobił ale wierz mi, że jak byłeś w szpitalu dawałem mu kilka pomysłów ale Rosja i tak zawsze robił po swojemu. – Brazylię można nazwać wielkim gadułą ale nie kłamcą więc mu uwierzyłem na słowo. Jednak nie zmienia to, że mam mętlik w głowie. Nie chcę się znowu zakochać a zwłaszcza w synu największego homofoba.
A: Już nie wiem co myśleć.
B: No ale nie masz czym się przejmować. Jeżeli nie pamięta możesz dalej swoim tempie go podrywać.
A: Ja go nie... - Przerwał mi.
B: A jeżeli pamięta i jeszcze nic ci nie zrobił to coś znaczy. – Nawet nie chcę o tym myśleć, że może być to prawdą. Westchnąłem. Nie ma co się przejmować, już się zdarzyło. Przyszedł do mnie SMS z wiadomością od nieznanego numeru. Okazało się, że to Rosja wysłał mi namiary na jego dom. Brazylia popatrzył się na mnie. Schowałem komórkę.
A: Ja chyba też już idę.
B: Na pieszo będziesz tam szedł?
A: Fool. Przecież mam u ciebie motor. – Brazylia podniósł jedną brew do góry.
B: Ten stary gruchot?
A: Masz go?
B: Mam ale nie wiem czy działa jeszcze.
A: Jak go nie popsułeś to działa.
B: Jego już się nie da zepsuć. – Poszedłem w stronę garażu. Włączyłem światło a tam czekał na mnie mój pojazd.
A: W cale nie jesteś stary. – Powiedziałem do mojej machiny i zacząłem zakładać kombinezon i rękawiczki. Wsiadałem na motor kiedy przyszedł Brazylia. Włączyłem machinę, która przyjemnie zamruczała.
B: Trochę go poprawiłem. – Powiedział do mnie.
A: A mówiłeś, że nie działa. – Otworzył mi wejście do garażu.
B: W tym domu nie może być żadnej rzeczy, która nie działa.
A: Wiedziałem, że u ciebie będzie zadbany. – Brazylia podszedł do mnie.
B: Zapomniałeś o czymś. – Powiedział podając mi pudełko z ciastem. Przewróciłem tylko oczami i dałem do bocznej sakwy motoru.
B: To na razie.
A: Na razie. – Założyłem kask.
B: I powodzenia z kochasiem! – Wykrzyknął a ja wyjeżdżając pokazałem mu środkowy palec.
****Dom Wielkiej Brytanii****
Pov. Kan
WB: - JAK NIE MOŻECIE GO ZNALEŹĆ!? ILE MOŻNA SZUKAĆ JEDNEGO GŁUPIEGO BACHORA?! – Darł się wniebogłosy siedząc za biurkiem.
WB: MACIE GO PRZYPROWADZIĆ BO JAK NIE WYWALĘ WAS WSZYSTKICH Z PRACY NA ZBITY PYSK! – Wielka Brytania odłożył gwałtownie telefon usiadł na fotelu a ja stałem przed nim.
WB: Powiedz, że ty chociaż masz dobre wieści. – wycierał ze złości chustką swoje czoło.
K: Niestety, nic się nie dowiedziałem. – Powiedziałem ze spokojem choć w środku miałem plątaninę myśli.
WB: Gdzie jest ten niewdzięczny młodzieniec? Zapłaci mi za to. Niech tylko go dopadnę. - Powiedział przez zęby.
K: Odwołaj połowę swoich ludzi. – Zacząłem a ojciec popatrzył się na mnie podejrzliwie lecz czekał w milczeniu na dalszy ciąg.
K: Mam pewne poszlaki lecz nie chcę by ktoś kręcił się niepotrzebnie wzbudzając podejrzenia. - Brytania nie zrobił ruchu. Przez chwilę zapadła między nami cisza, w której słyszałem moje bijące serce.
WB: Dobrze. Rób jak uważasz.– Powiedział w końcu. Choć mówił już spokojniej nadal miał złość w oczach.
WB: Dam ci wolną rękę. - Skłoniłem lekko głowę.
K: Dziękuję ojcze.
WB: Tylko mnie nie zawiedź. – Wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Odszedłem od nich i podparłem się o ścianę. Wypuściłem powietrze z ust. Aktorstwo ćwiczyłem od małego więc przychodziło mi to już z naturalnością. Ile to jeszcze potrwa? Oczywiście kłamałem. Wiem, że USA był u Brazylii na imprezie. Sam nawet widziałem. Ludzie ojca chcieli to samo zrobić lecz odwiodłem ich od tego. Przyznam nie było łatwo ale warto czasem wspomnieć kim się jest. Wszystko na razie idzie w dobrym kierunku. Uśmiechnąłem się smutno. Po pewnym czasie ojciec się zniechęci poszukiwaniami. Nie wiem gdzie przebywa mój brat ale niech tak będzie. Jak będę miał odrobinę szczęście może spotkam się z nim i wszystko mu wytłumaczę dlaczego tak zrobiłem a nie inaczej.
K: Tylko poczekaj. – Powiedziałem cicho i poszedłem do pokoju.
****Dom Rosji****
Pov. Ame
Dotarłem do wyznaczonego miejsca. Nie wiem jakim cudem wcześniej tak daleko zabłądziłem. Nawet nie jest w tą samą stronę co dom Niemca. Zajechałem do garażu. Na szczęście zostawił go otwarty. Zsiadłem z motoru i wszedłem cicho jak mogłem na korytarz. Rozejrzałem się. Nikogo nie ma. W kuchni, jadalni a nawet w salonie nie było żywej duszy. Czy u nich też są wyjazdy rodzinne jak u mnie? Nie. Przecież Rosja pojechał do pracy a jak byłem ostatnim razem tutaj to spotkałem się z Białorusią a rano był nawet jego ojciec. Jednak teraz cały dom jest opuszczony. Poszedłem do pokoju Wielkoluda. Jakby nigdy nic moja torba była na kanapie jak pierwszego dnia. Nie będę się teraz rozpakowywał. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem e-mail'a zmieniając liquida. Było kilka wiadomości z firmy więc na nie odpisałem. Nie bałem się, że mnie wykryją. Moja firma choć jest w połowie pod władzą starego zatrudniłem tam najwierniejszych mych ludzi.
Od małego przygotowali mnie na władcę razem z bratem. Już wtedy wiedziałem, że jedyną osobą, na którą mogę polegać jestem ja. Choć wtedy jeszcze byłem blisko z Kanadą. Nie będę wspominać wojen przeciwko naszym wrogom ale pamiętam jak dowiedziawszy się, że stary dziadyga zatrudniał przydupasów by nas śledzić, razem z bratem postanowiliśmy każdego wysyłać do szpitala. Trochę to trwało ale opłacały się te wszystkie siniaki i rany. Po tych kilku razach dawania wycisku szpiegom ojczulek dał za wygraną. Świętowaliśmy nasze pierwsze zwycięstwo z Kanadą pijąc i uśmiechając się na zachodzące słońce. Stare czasy. Do których nie można wrócić. Przez pewien incydent. Nasze relacje popsuły, schrzaniły się. Dobrze, że mam tylko jednego brata. A nie jak Brazylia ze swoją dzieciarnią lub Rosja z trzema młodszymi. Wyszedłem na balkon by zapalić. Właściwie to znam tylko Białoruś. Ukrainy nie liczę bo nie rozmawiałem z nią nigdy. Ciekawe jaka ona jest? Jest podobna do Białorusi? Czy wręcz przeciwnie? A Tajemniczy Kazachstan? Może za niedługo ich poznam jeżeli w ogóle tu mieszkają. Wyciągnąłem dym z e-papierosa. Poczułem smak tytoniu. Choć mam elektryka to lubię smak papierosa. Pewne nawyki się nie zmieniają.
***********************************************************************************************
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top