Nie jesteś sam
Pov. Ame
Kocham cię. Te słowa odbijały się echem w mojej głowie uciszając moje skłębione myśli. Nie dowierzałem, nie chciałem w to wierzyć. Znów może mną manipulować by wzbudzić we mnie żal. Chciałem go walnąć ale nie miałem siły. Gdy jednak patrzyłem się na niego nie mogłem zobaczyć człowieka bez skrupułów i serca. Jak ktoś taki ma być manipulantem? Rosja stał garbiąc się przede mną płacząc jak małe dziecko niekiedy dławiąc się swoimi łzami. Można wręcz pomyśleć, że cały ból i żal skrywany pod zasłoną obojętności wylał się na nie go. Jak mogłem? Byłem na siebie wściekły, że tak łatwo uwierzyłem ZSRR'owi. Podszedłem do niego choć sprawiało mi to dużo bólu. Nawet nie wiem jakim cudem tu trafiłem. Kiedy byłem wystarczająco blisko Rosji wyciągnąłem powoli rękę. Położyłem ją na jego barku. Popatrzył się na mnie przez łzy. Też chciałem płakać, razem z nim. Lecz wszystko wylałem tam w ciemnej piwnicy.
A: Co ja mam z tobą. – Powiedziałem cicho i przyciągnąłem jego mokrą twarz do mojego ramienia. Poczułem jak ręce Rosji zakleszczają mnie w uścisku. Miał silne ramiona przez co poczułem pieczenie na skórze. Po chwili powoli oplotłem jego ciało swoimi rękami. Staliśmy tak dłuższy czas tuląc się do siebie i płacząc cicho, pośród padającego na nas deszczu i dźwięków jadących aut. W końcu delikatnie się od siebie odsunęliśmy. Moje nogi już nie miały siły i się pode mną zgięły. Musiałem chwycić Wielkoluda za ramiona by nie upaść. Już nie płakał. Po nich został tylko spuchnięte oczy.
A: Chodźmy stąd. – Rzekłam. Po tych słowach chwycił mnie dość niezgrabnie, że poczułem ból. Rosja powiedział ciche „przepraszam" i podtrzymując mnie szedł w stronę swojego auta.
R: Czy mi wybaczysz? – Zapytał niespodziewanie. Wyglądał żałośnie. Mężczyznę, który zawsze miał opanowany wyraz twarzy teraz pokazywał wszystkie emocje na raz.
A: Nie. – Jego mina bardziej posmutniała.
A: Nie dziś. – Nie teraz. Muszę to przemyśleć.
Pov. Rosja
Zaprowadziłem go do mojego samochodu a sam usiadłem na miejsce kierowcy i zanim odpaliłem silnik jeszcze raz na niego spojrzałem. W świetle lampki na suficie auta zobaczyłem jego twarz. Była bardziej zmasakrowana niż w dniu naszego pierwszego spotkania. Wielki siniak na oku, niezliczenie wiele ciętych ran. Jedne płytkie inne głębokie, na których była już zaschnięta czerwona maź. Jego zawsze czyste włosy teraz były posklejane od potu, krwi i brudu a na zmoczonej białej koszuli zobaczyłem czerwone plamy. Zacisnąłem mocniej kierownicę ze złości. Tak bardzo chciałem teraz zamordować ojca. Zrobić to samo co uczynił mu i prawdopodobnie też Meksykowi, ale nie mogę przez wzgląd na obietnicę.
R: Co ci jeszcze zrobił? – Powiedziałem przez zęby. Przez dłuższy czas milczał. Wszystkie emocje jakie powstrzymywałem przez te wszystkie lata pulsowały w mojej głowie. Chciałem krzyczeć i klnąc na niesprawiedliwy świat. Nadal ściskając kierownicę poczułem na moim ramieniu jego dłoń. Spojrzałem na Chucherko.
R: Ame... - Nie patrzył się na mnie przez co bałem się jego odpowiedzi. W końcu przemówił uśmiechając się smutno.
A: Nawet jak chcę to powiedzieć subtelnie nie istnieje żadne dobre słowo. – Mówił powoli trzymając coraz mocniej rękaw mojej kurtki.
A: Ale jak w sobie to zamknę oszaleję. - Przez chwilę milczał podgryzając spękane wargi. Zacisnął powieki.
A: Wszedł we mnie... Gwałcił moje ciało i rżnął je jak świnię. – Po tym zamilkł. Słyszałem dudniący deszcz po samochodzie i przerzedzające koło nas auta na mokrym asfalcie. Analizowałem jego każde słowo aż zrobiło mi się niedobrze. Jak? Jak ojciec mógł mu to zrobić? Bił mnie i rodzeństwo i przez to go nienawidziłem ale żeby TO? Czy Meksykowi też to zrobił? Dlatego zniknął? Czy on w ogóle żyje? Przez nagromadzone we mnie wszystkie uczucia i myśli z tym związane wyszedłem z samochodu i zwymiotowałem. I ja o tym nie wiedziałem? Ja, co niby byłem najlepszy? Ja który byłem asem w rękawie Meksyka? Ja, który go kochałem? Zostawiłem go samego z tym wszystkim a teraz spotyka to Amerykę. Co raz bardzie siebie nienawidziłem. Miałem go chronić a wyszło inaczej. Jestem beznadziejnie słaby. Nagle poczułem czyjś dotyk na moich plecach. Chucherko. Skądś wytrzasnął parasol i stał z nim nade mną. Opierał się ciężko o moje plecy. Jak może jeszcze chodzić po tym wszystkim? Znów chciałem płakać lecz się powstrzymałem. Jego dotyk działał na mnie uspokajająco.
R: Skąd masz tyle siły w sobie? – Powiedziałem roztrzęsionym głosem wciąż czując jego ciężar ciała.
A: Nie jestem sam. – Powiedział słabym głosem. Uspokajając się powoli wyprostowałem się. Ma rację. Ja też nie jestem sam. Spojrzałem na Amerykę, który trzymał się mnie mocno. Jest przy mnie. Żywy i cały dzięki czemu czuję go. Teraz dopiero zauważyłem, że cały się trząsł. Miał na sobie tylko koszulę, spodnie i buty, które miał przemoczone do suchej nitki. Zdjąłem z siebie kurtkę i dałem ją mu.
R: Zbierajmy się. – Znów weszliśmy do auta i pojechaliśmy. Teraz muszę zawieźć Amerykę w suche i bezpieczne miejsce.
Pov. Ame
Zamknąłem oczy by zregenerować siły. Słyszałem jak Rosja rozmawia z kimś przez telefon. Miał już spokojniejszy głos. Nie czułem emocji względem niego i czegokolwiek. Jestem zbyt zmęczony na to. Moje ubrania były całe przemoczone ale dzięki kurtce Rosji nie było mi zimno. Pachniała nim. Uwiedziony zapachem straciłem poczucie czasu.
Pov. Niemcy
Siedzieliśmy w domu Chile. Siedząc przy okrągłym stole, na którym stał dla każdego kubek z napojem czekaliśmy na telefon od Rosji. 20 min wcześniej Chile zadzwoniła do mnie, Brazylii i Białorusi byśmy zaprzestali poszukiwań i przyszli do jej domu. Oprócz tych, których zawiadomiła przyszli Kanada, Ukraina, Argentyna i Polska. Wszyscy siedzieli nie patrząc się na siebie w ciszy słuchając tykanie zegara. Nagle zadzwonił dzwonek. Chile szybko odebrała i wstała od stołu.
C: Rosja! I jak? ... Dzięki Bogu! Tak? ... Tak. ... Nic mu nie jest? ... Jezu! Jak to się stało!? ... Boże. ... Tak. ... Tak. Przekażę innym. Do zobaczenia. – Nie musiałem się pytać. Wszystko mogłem wyczytać z jej mimiki twarzy.
K: Co z nim? – Zapytał się Kanada, który cały czas się zamartwiał.
C: Żyje ale jego stan fizyczny jest w opłakanym stanie. Na całym ciele ma rany różnego rodzaju a jego siła jak go znalazł była na wyczerpaniu.
K: To moja wina. – Zakrył twarz rękami. Ukraina głaskała go po plecach uspokajająco.
C: To nie prawda. Jakbyś nas nie zawiadomił mogłoby być gorzej.
Bra: Cristo. – Powiedział Brazylia nadal patrząc w stół. – Zabiję tego zasrańca!
Bia: Nie lekceważ go. – Wtrąciła się Białoruś. Znalazła się tutaj ponieważ w czasie imprezy na cześć powrotu Ameryki ze szpitala bardzo się zaprzyjaźniła z Chile.
Bia: Ja też chcę go dorwać choć jest moim ojcem. ale nic nie zdziałamy dając upust emocjom. - Brazylia walnął pięściami w blat.
Bra: Jak mam siedzieć spokojnie kiedy mój przyjaciel prawie umarł!? – Wykrzyczał na mnie.
N: Wszystkich tutaj Ameryka jest bliski!
Bra: Ty akurat go ignorowałeś przez 3 lata! – Zdenerwował mnie straszliwie. Chciałem już coś powiedzieć kiedy poczułem dłoń na moim ramieniu. Był to Polska.
P: Wszyscy się uspokójcie. – Powiedział stanowczo.
P: Nie możecie się kłócić i popadać w konflikty zwłaszcza teraz powinniśmy na trzeźwo wszystko przemyśleć. – Wszystkie głowy pokiwały twierdząco na jego słowa a ja się zastanawiałem skąd u niego taki spokój.
Bia: Niby co chcesz zrobić? – Powiedziała z kpiną w głosie.
P: Tak samo jak wy chcę dopaść ZSRR'a za to co uczynił Ameryce ale myślę, że też macie dość jego zachowań. Nie zaprzeczycie, że niszczy wizerunek Flagowców przez co jeszcze mniej chętnie „normalni" chcą z nami współpracować. Myślę, że powinniśmy zakończyć jego działania. – Białoruś się zaśmiała.
Bia: Sądzisz, że ktoś wcześnie nie próbował? My jesteśmy najbliżej ZSRR'a. – Wskazała na siebie i Ukrainę, która ciągle głaskała Kanadę.
Bia: Znamy go. I nigdy nie popełnił błędu. Wszystko przewiduje. Dlatego jeszcze, żyje. – Zapadła cisza.
P: Jednak popełnił jeden błąd. – Powiedział cicho Polska.
P: Ameryka nadal jest przy nas. – Wszyscy jak jeden mąż popatrzyli się na niego. Ja też zdumiałem się na te słowa.
P: Gdyby Rosja go nie znalazł na pewno byśmy go już nie zobaczyli. Chyba, że pod autem.
Bra: Nie mów tak! – Powiedział Brazylia nadal kipiąc złością.
Bra: Może wygląda na słabego ale na pewno by się nie zabił po czymś takim. – Odparł.
P: To dlaczego był na moście?
Bra: Na pewno by nie popełnić samobójstwo. Ja go znam najlepiej i nie wmówisz mi, że jest inaczej. – Powiedział dobitnie, że Polska musiał mu odpuścić i tylko westchnął.
P: Jeżeli tak jest i możliwe, że o tym też wiedział ZSRR. To jaka mogła być przyczyna jego postępowania? Po co by miał torturować Amerykę a później go wypuścić jakby nigdy nic? – Zapytał się nas.
C: Przez to, że się dowiedział, że Ami jest... mieszkał u niego.
Bia: Nie. – Powiedziała Białoruś w zamyśleniu
Bia: To jest tylko jedna z przyczyn. Co innego go napędziło by to zrobić. On nie jest bezmyślnym brutalem. Musi być drugie dno. – Zamyślała się. Zaświtało mi w głowie. Jeżeli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o...
N: Władza. - Powiedziałem na głos. Popatrzyłem się na wszystkich.
N: USA jest synem posiadacza największych korporacji. Jeżeli ZSRR go tak urządził to możliwe, że chodziło mu by mieć w garści Brytanię.
K: Zapomniałeś o najważniejszym. – Wtrącił Kanada, który już miał spokój na twarzy.
K: To ojciec powiedział mu gdzie jest Ameryka. – Muszę się przyznać, że przez te 3 lata nie wiedziałem jaka jest sytuacja Ameryki w domu. Trochę mi za to wstyd.
K: Ale możesz mieć po części rację. – Kontynuował.
K: Może chodzi o władzę. Ale nawet jakby tak było to wynikało by, że ZSRR teraz współpracuje z Brytanią. – Białoruś pokręciła głową na jego słowa.
Bia: Ojciec chce mieć władzę ale nie lubi współpracować z wrogami. Nikomu nie ufa.
U: Nawet nam nie mówi o swoich planach na dzień. – Wtrąciła Ukraina.
P: A jak ty myślisz czym był ten jego „napęd"? – Skierował to pytanie do Białorusi. Dziewczyna zastanowiła się chwilę patrząc się na niego.
Bia: Myślę, że chce mieć haka na Amerykę.
P: Nie zmienia to faktu, że to może być z jego wielu pokręconych alternatyw.
A: Jeżeli tak to wszystko wygląda mamy jakieś szanse? – Cicho siedząca Argentyna powiedziała na głos nurtujące każdego z nas pytanie. Wszyscy posępnieli oprócz Polski.
P: Zawsze jest szansa. – Wstał. – Dzisiaj dostaliśmy małe zwycięstwo. Ame żyje i jest bezpieczny. Mamy czas. Jeśli dobrze go wykorzystamy i znajdziemy niepodważalne dowody jego okrucieństwa na końcu spotkamy się wszyscy z podniesionymi głowami. – Wygłosił mowę jak na wojnę, jednak ma rację. Może co do czasu nie bo nie możemy trzymać w nieskończoność Amerykę w ukryciu ale musimy wszystko dokładnie przemyśleć. Też wstałem.
N: Wszyscy jesteśmy zmęczeni po dzisiejszym dniu. Jutro ustalimy co dalej. - Brazylia nagle wstał.
Bra: Para novos amigos e um amanhã melhor. – Powiedział podnosząc swój kubek.
U: Co to znaczy? – Wszyscy cicho się zaśmiali a Kanada podniósł się z krzesła patrząc na Brazylię.
K: Za nowych przyjaciół i lepsze jutro. – Wszyscy wstali, podnieśli swoje kubki i powiedzieli na głos „Za nowych przyjaciół i lepsze jutro".
Po nie długim czasie zaplanowania następnego spotkania zaczęliśmy się rozchodzić do domu. Ciągle się zastanawiałem nad tym co powiedział biało-czerwony Flagowiec. Wojna nie wojna trzeba mieć plan.
P: Wiem co myślisz. - Polska stał za mną kiedy kucając zakładałem buty. Byliśmy sami w korytarzu.
P: Jestem małym Flagowcem, który lubi wojować. – Mówił do moich pleców.
P: Że nie potrzebnie wtrącam się w nieswoje sprawy i daję im nadzieję.
N: Nic takiego nie powiedziałem. – Zaśmiał się i podparł się o komodę.
P: Zmam cię i wiem, że lubisz bardziej chłodne podejście. – Jego wzrok spotkał się z moim. Odwróciłem głowę i poprawiłem okulary.
N: Możliwe, że tak myślę. Jesteś nie ugięty i pewny siebie ale potrzebny jest ktoś taki jak ty. Nikomu nie zaszkodzi szczypta optymizmu.
P: Czy mi się to śni? Czy TY mnie właśnie pochwaliłeś? – Uśmiechnął się podnosząc jedną brew.
N: Aż tak mnie uważasz za sztywniaka? – Wstając z przykuca spojrzałem na niego. Polska był mniejszy ode mnie o 4 centymetry ale kiedy jest pewny siebie jak dzisiaj wygląda na wyższego. Jesteśmy jak dwa przeciwległe bieguny. On z wielkim temperamentem w padał w kłopoty a ja z trzeźwym podejściem wyciągałem go z tarapatów.
N: Szkoda, że nie mogliśmy się wcześniej spotkać.– Wyrwało mi się. Jego uśmiech zniknął a na twarzy pojawił się grymas. Wzruszył ramionami.
P: Wiesz jak to jest. Nagle zostajesz sam bez ojca na pastwę losu. Walcząc i myśląc czy kiedykolwiek zobaczę siostrę. – Jego wzrok stał się chłodniejszy. Nie miałem zamiaru mu przypominać o przeszłości jednak pierwszy raz wspomniał coś o sobie. Siostra? Jednak nie tylko on miał ciężkie życie przez wojnę.
N: Wiedz, że wiem jakie to uczucie. – Myślałem, że wybuchnie z gniewu lecz Polska po chwili odsunął się od komody, założył kurtkę i stojąc w drzwiach chciał coś powiedzieć ale wyszedł na zewnątrz mówiąc do mnie krótkie „Dobranoc". Stałem zdziwiony w korytarzu tym nagłym jego wyjściem. Czy ja go uraziłem?
Pov. Ame
A: Gdzie mnie wieziesz? – Powiedziałem zmęczonym głosem do Rosji. Nadal byliśmy w jego aucie, który ciągle krążył.
R: Tam gdzie cię nie znajdą.
A: Czyli? – Usłyszałem jak coś dzwoni przed moją twarzą. Otworzyłem powoli oczy. Były to klucze. Wziąłem je i przyglądałem się im dokładnie. Były one przeznaczone do drzwi o numerze 7.
A: Co to?
R: Klucze. – To ja widzę.
R: Do twojego mieszkania. – Mojego mieszkania... Czekaj ja nie mam mieszkania.
A: Co?
R: Niemiec wszystko załatwił i dzisiaj przekazał mi klucze i adres. – Samochód się zatrzymał a ja z niedowierzaniem ciągle trzymałem klucze. Rosja otworzył drzwi z mojej strony i powoli mnie wyciągnął. Z trudem uniósł mnie na rękach i szedł w stronę czwartego z kolei wysokiego bloku. Nie opierałem się i tak nie mam siły poruszać się samodzielnie. Pojechaliśmy windą by dotrzeć na piętro gdzie były drzwi o numerze 7.
R: Otworzysz? – Zgiął się trochę bym dosięgnął zamka. Przekręciłem klucz i weszliśmy do mieszkania. Rosja od razu poszedł ze mną w stronę łazienki i wsadził mnie do wanny. Zdjąłem jego kurtkę a on ją zabrał i przyniósł ręcznik. Powoli zdejmowałem mokre ubrania aż w końcu leżałem nagi w bali.
A: Dużo ich. – Mogłem się teraz obejrzeć. Wszędzie były rany z zaschniętą krwią a na brzuchu gdzie dałem prowizoryczny opatrunek było jedno z głębszych cięć, które najbardziej mnie bolało. Na plecach to nie chce nawet wiedzieć co tam jest.
A: Jak ja mam się umyć? – Zapytałem się bardziej do siebie. Usłyszałem jak Wielkolud odkręca wodę.
R: Ja cię umyję. – Stał za mną z słuchawką czekając na ciepłą wodę. Kusząca propozycja.
A: Jak tak bardzo chcesz nie będę cię powstrzymywał. – Oparłem kark o brzeg wanny i zamknąłem oczy. Po chwili poczułem ciepłą wodę spływającą po moich włosach. Delikatnie rozczesywał swoimi palcami moje kosmyki. A woda z włosów lała się po podłodze. Zszedł niżej. Jak dotknął moją skórę na szyi wzdrygnąłem się. Zatrzymał się.
R: To też? – Spytał się pokazując na ślad po ugryzieniu. Przytaknąłem. Nie chcę o tym wspominać. W ogóle to chciałbym o tym zapomnieć ale nie mogę. Dzięki temu mam napęd by zniszczyć tego psychopatycznego hipokrytę i nie tylko jego.
A: Jak on się dowiedział? – Czułem stykające z moim torsem jego dłonie. Były miłe i przyjemne a moje rany lekko szczypały po kontakcie z wodą. Przez moment przypomniał mi się dotyk jego ojca. Odrzuciłem to wspomnienie. On nie jest nim. Rosja jest inny. Bardziej delikatny i czuły.
R: Od Brytanii – Płukał mój tors a dłońmi przesuwał wzdłuż mojego ciała. Było to przyjemne uczucie.
A: A on od kogo? – Mył coraz niżej a mi się zrobiło gorąco.
R: Od Kanady. – Jego dotyk był coraz bardziej przyjemniejszy.
???: Podoba ci się. - Szybko skuliłem się czując ból w brzuchu.
R: Ale to on mnie poinformował, że jesteś w niebezpieczeństwie. – Powiedział szybko.
A: Aha. – Odparłem. Choć nie zdziwiłem się, że te szczyny psa znów mnie zdradziły. Siedziałem plecami do Rosji. Dlaczego go usłyszałem? Miał jednak rację. Spodobało mi się i nie chciałem by Rosja zobaczył, że stanął mi przez jego dotyk. Poczułem wypieki na twarzy i jednocześnie wstręt do siebie za to. Po tym co mi się stało moje ciało nadal pragnęło.
R: Pomagał nawet przy szukaniu ciebie. – Nie słuchałem go opanowując moje myśli. Po chili dotknął mnie po plecach. Odruchowo napiąłem mięśnie.
R: Wiem, że to brzmi niewiarygodnie ale tak było. Mówił, że zawsze był po twojej stronie. – Głaskał mnie po plecach myjąc je delikatnie a wzdłuż nich czułem dreszcze.
A: Z tą częścią sobie poradzę. – Wyciągnąłem do niego rękę by mi podał słuchawkę.
R: Nie chcę byś się przemęczał. – Powiedział delikatnie nadal obmywając mnie po tylnej części ciała.
R: Nie mów, że teraz się wstydzisz. Daj mi dokończyć. – Miał troskliwy głos.
A: Nie musisz. – Nie chcę byś widział mnie z takim stanie.
R: Nie opieraj się. – Chciał mnie przekręcić ale się nie dałem.
A: Dajże spokój! – Gwałtownie szarpnąłem by uwolnić się od uścisku lecz Rosja pod wpływem mojego ruchu wpadł do wanny a słuchawka prysznicowa wypadła mu z ręki i zaczęła lać wodą do góry. Poczułem ból na całym ciele przez co ścisnąłem powieki. Podciągnąłem się na bokach wanny i po kilku sekundach otworzyłem oczy. Rosja leżał nade mną gładząc swoją głowę, kiedy spojrzał na mnie miał zmieszany wyraz twarzy. Zrobiło mi się nieprzyjemnie gorąco.
Pov. Rosja
Jest twardy. Przemknęło mi przez myśl. Leżał w wannie a ja miedzy jego nogami. To jest najbardziej zawstydzający widok jaki widziałem. Ameryka choć miał wiele szram na twarzy zobaczyłem jak się czerwieni po sam czubek głowy.
A: Naparzyłeś się już? – Zapytał podpierając się po obu stronach bali odwracając głowę w bok. Dopiero spostrzegłem, że ciągle gapię się to na jego członka to na niego. Zaczerwieniłem się czując niemiłosierne szczypanie na policzkach.
R: Przepraszam. – Powiedziałem z mieszanym głosem. Odsunąłem się od Ameryki i wyszedłem z łazienki. Kiedy zamknąłem za sobą drzwi opuściłem powieki a na nich ukazał mi się niedawny widok nagiego podnieconego Amerykę. Ciepło płynące we mnie przyśpieszyło budząc moje serce do mocniejszego uderzenia. Muszę się uspokoić. Ciągle mając na sobie mokre ubrania zdjąłem je a z szafy wyciągnąłem czysty ręcznik. Dobrze, że Niemcy przyszykował dom jak 5 gwiazdkowy hotel. Zacząłem się wycierać. Jednak nadal nie dawało mi to żyć. Pomyśleć, że tam w wannie miałem myśl by dotknąć go, całować i coraz niżej i niżej pieszcząc Chucherko. Zacząłem bardziej się wycierać i chodzić po pokoju. Jakbym mógł. Jest cały pokaleczony i wyczerpany a ja myślę o takich rzeczach. Przecież nie dawno został... Powinienem się nim opiekować a nie fantazjować. Ameryka nadal był w łazience a nie mam odwagi tam wejść. Nie będę mu przeszkadzał. Usiadłem na łóżku by opanować pędzące myśli i obrazy pojawiające mi się w mojej głowie. Jednak nie mogłem je zatrzymać. Ciągle i ciągle powracał do mnie widok jego oczu, twarzy, uśmiechu, biało-niebieskich włosów, jego ciemnych okularów. Przelatywały przed moimi oczami a ja ogarnięty nimi zasnąłem.
***********************************************************************************************
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top