Dawni przyjaciele i wrogowie
Pov. Polska
Patrzyłem ze zgrozą na to co się przed chwilą stało. Białoruś trzymała w rękach nieruchomą Ukrainę a przed nimi stał ZSRR z wyciągniętą bronią, z której przed chwilą wystrzelił.
P: Co ty masz w głowie?! – Wykrzyczałem w stronę ojca dziewczyn czując jak kolejny raz zaczyna we mnie buzować krew z gniewu. On chowając pistolet spokojnie odwrócił się w moją stronę.
P: Zabiłeś własną córkę! – Próbowałem się podnieść, ale rana zadana mi przez ZSRR'a nie umożliwiała mi tego. Cholera! Powinna się już zasklepić. Spróbowałem jeszcze raz wstać.
ZSRR: Nie zrobiłem tego. – Powiedział ze spokojem głosie. Dzięki skrzydłom w końcu mi się udało podnieść się na nogi czując chęć mordu do niego.
P: Właśnie widziałem! – Zrobiłem krok w jego stronę.
P: ZASTRZELIŁEŚ JĄ!
Bia: POLSKA! – Wykrzyczała moje imię przez co odwróciłem się w jej stronę. Białoruś była roztrzęsiona a w jej oczach widziałem zagubienie i strach.
Bia: Ona żyje. – Powiedziała rozedrganym głosem. Zdumiałem się na jej stwierdzenie lecz po chwili znów zawładnęła mnie złość i szybko odwróciłem się do ZSRR'a który zaczął iść w stronę wyjścia. Chciałem go dogonić lecz w ostatnim momencie zamknął przed moim nosem drzwi.
P: Co ty jej zrobiłeś? – Wysyczałem podpierając się o szybę ciężko dysząc. Cholerna rana.
ZSRR: Chcę byście przyczynili się do rozwoju nauki a jak wiesz, żeby je zdobyć trzeba być gotowy na poświęcenia.
P: Jesteś zjebany! – ZSRR pochylił się by nasze twarze były na tym samym poziomie.
ZSRR: Chcę zobaczyć jak poradzisz sobie z naszym rodzinnym demonem. – Powiedział a ja z furią patrzyłem jak oddala się w mrok. Po tym widziałem tylko moje "ludzkie" odbicie w szkle. Miałem na sobie fioletową koszulę, czarne spodnie i lakierowane buty. Fuknąłem i odwracając się do Białorusi szybko podszedłem do niej.
P: Co jej zrobił? – Zapytałem klękając na przeciwko dziewczyny. Obok niej zobaczyłem dwie pary kajdan oraz wsuwkę. Też miała plan ucieczki.
Bia: Postrzelił ją w ramię. – Zaczęła patrząc się na siostrę straszliwie się trzęsąc.
Bia: Ale kula przeszła na wylot a rana nie wygląda na groźną, lecz sądzę że nabój mógł być zatruty bo nie mogła od takiego postrzału stracić od razu przytomność. – Mówiła coraz szybciej - Musiałabym ją zbadać oraz kawałek naboju ale to potrwa a ja nie wiem czy mamy tyle czasu i może w każdej chwili...
P: Białoruś! – Przerwałem jej chwytając ją za ramiona by spojrzała na mnie. W jej zielonych oczach zobaczyłem strach, który ją ogarniał oraz napływające szkliste łzy.
P: Nie możesz teraz wpadać w panikę. Może wasz ojciec jest chłodnym skurczysynem ale zawsze mówi prawdę i jak powie, że nie zabije Ukrainy to tak jest. – Powiedziałem łagodnie lecz stanowczo choć trochę minąłem się z prawdą. ZSRR choć nie kłamie zawsze w jego wypowiedziach jest kruczek. „ZSRR: Chcę zobaczyć jak poradzisz sobie z naszym rodzinnym demonem." Jednak widząc jak Białoruś była przestraszona i rozedrgana nie wspomniałem jej o tym na razie. Musi być skupiona jeżeli mamy się dowiedzieć co jest Ukrainie i się stąd wydostać.
Bia: Ale nadal nie wiem co jej może dolegać. – Powiedziała ze smutkiem a po jej policzkach poleciała łza. Nie możesz się teraz załamać. Wierzę w ciebie.
P: Dowiemy się tylko musisz się skupić. – Chwyciłem ją za drżącą rękę.
P: Ukraina cię potrzebuje. – Nie musiałem nic więcej mówić. Po moich słowach wzięła głębszy oddech by później wypuścić powietrze powstrzymując kolejne łzy i falę histerii.
Bia: Pomóż mi ją położyć na stół. – Powiedziała pociągając za nos. Zrobiłem jak kazała ale kiedy usadowiłem Ukrainę skurczyłem się i syknąłem z bólu. Białoruś już chciała podejść do mnie ale ją zatrzymałem.
P: Nie przejmuj się mną. Sprawdź najpierw swoją siostrę. – Jeszcze przez chwilę na mnie spoglądała wielkimi przestraszonymi oczami nim zajęła się Ukrainą. Powoli prostując się obserwowałem jak mierzy jej funkcje życiowe.
Bia: Znajdź mi kulę, która przeszła przez jej ramię. – Nic nie mówiąc zacząłem oglądać podłogę. Ciągle z mojej rany lała się krew a za każdym razem kiedy się schylałem odczuwałem ból. Jako Flagowiec nie powinienem już nawet czuć swędzenia. Dlatego tak trudno nas zabić. Regenerujemy się szybciej od „normalnych" lecz bywa też i tak, że możemy dłużej się goić a to wszystko zależy od naszej siły fizycznej, psychicznej, gnębiące nas uczucia oraz ilości obywateli. Tyle czynników, że można się pogubić. Tylko, że ja się czuję wyśmienicie z chęcią urwania łba ZSRR'owi, więc nie powinienem mieć problemów z regeneracją. W końcu znalazłem poszukiwany przedmiot i powoli podszedłem do Białorusi. Ukraina leżała pół naga w staniku a rana jawiąca się na jej ramieniu była już wyczyszczona.
Bia: Dziękuję – Powiedziała kiedy położyłem jej nabój na stoliku. Podpierając się o łoże stałem po drugiej stronie niego by nie przeszkadzać Białorusi. Była skupiona na pracy, że nawet nie śmiałem się odzywać lecz musiałem jej o tym powiedzieć. Możliwe, że ona będzie wiedziała.
P: Nie wiem czy to pomoże ale zanim wasz ojciec odszedł powiedział mi że chce bym poznał waszego rodzinnego demona. – Po moich słowach dziewczyna zamarła a jej twarz zbladła. Stała tak przez chwilę gdy nagle do mich uszu doszedł głuchy jęk. Ukraina się budziła.
Bia: Musimy ją unieruchomić. – Powiedziała nagle.
P: Co? – Jednak mi nie odpowiedziała i zaczęła zapinać pasy na ręce Ukrainy.
Bia: Szybko! – Ponagliła mnie. Zacząłem zapinać pasy by unieruchomić budzącą się dziewczynę lecz nadal byłem zdumiony jej nakazem. Ukraina coraz głośniej jęczała powoli przekręcając ciało. Kiedy ją przymocowaliśmy do stołu Białoruś odepchnęła mnie daleko od Ukrainy..
Bia: Nie zbliżaj się do niej i znajdź...
U: NIE! – Wykrzyczała na cały głos Ukraina wijąc się na łóżku.
U: Nie, nie, Nie, NIE! – Chciała się uwolnić ale skrępowane kończyny nie umożliwiały jej to.
Bia: Znajdź Haloperidol, poltram lub tramal.
P: Co?
Bia: Szybko! – Po tym podeszła do Ukrainy kładąc jej rękę na czole.
Bia: Украіна. (Ukraina) – Jednak jej siostra nie reagowała i nadal mając zamknięte oczy wiła się na stole jęcząc przeraźliwie. Ja zszokowany tą całą sytuacją zacząłem szukać w szafkach leki, Które Białoruś mi powiedziała. Halote.. Haloperidol, por...pol.. ltarm i tramal. Tak to szło?
Bia: Украіна (Ukraina) – Powtórzyła a rozległ się przeciągły jęk i nagle wszystko ustało. Choć bardzo chciałem spojrzeć co się dzieje nie zaprzestałem poszukiwań leku. Nie będę wszystkich szukać skupię się na jednym.
U: Де я? (Gdzie jestem?) – Zapytała. Halope, Halope, Halope...
Bia: У бальніцы. (W szpitalu) – Odpowiedziała jej Białoruś.
U: Чому так яскраво? (Czemu jest tak jasno?)
Bia: Таму што лямпа гарыць. (Ponieważ lampa świeci.)
U: Де я?! (Gdzie jestem?!) – Powtórzyła pierwsze pytanie. Nie. Nie. Cholera, nie było więcej leków?
Bia: У бальніцы. (W szpitalu) – Odpowiedziała tak samo spokojnie.
U: Неправда. (Nie prawda.) – Stwierdziła a jej głos stał się ochrypły.
Bia: Вам стала дрэнна і ўдарылі ... (Źle się poczułaś i trafiłaś...)
U: Неправда!! ти брешеш! (Nie prawda!! kłamiesz!) - Podniosła głos. Czy to możliwe, że ZSRR odurzył swoją córkę jakimś narkotykiem? Słyszałem jak Ukraina zaczęła szarpać za pasy.
U: Хто ти!? (Kim jesteś!?) – Zapytała a ja podszedłem do drugiej szafki nadal szukając przeklętego leku. Halope.., Halope...
Bia: Твая сястра. (Twoją siostrą.) – Cholera, Halope..
U: Її тут немає. (Jej tu nie ma.) – Wysyczała.
Bia: Я тут. (Jestem.) – W końcu znalazłem lek.
U: ЇЇ НЕ ТУТ І ВИ НЕ МОЙ СЕСТЕР !! Я ЗАЛУЧАЮ МОЙ СИСТЕР BY НЕ ДОСТУПАЛ ТУТ! (JEJ TU NIE MA A TY NIE JESTEŚ NIĄ!! ZOSTAWIŁAM MOJĄ SIOSTRĘ BY NIE DOTARŁA TUTAJ!) – Wykrzyczała na całe gardło, że aż się gwałtownie odwróciłem. Białoruś stała wytrwale nad związaną Ukrainą, która się miotała na stole. Widziałem jednak jak najmłodszej siostrze trzęsą się ręce.
Bia: Sis. (Siostrzyczko). – Próbowała ją uspokoić lecz jej głos lekko drżał.
U: НЕ НАЗВАЙТЕ МНЕ ТАКЕ! (NIE NAZYWAJ MNIE TAK!) – Krzyczała coraz bardziej się miotając.
U: ВИ НЕ МОЇ СЕСТЕРИ, І ЦЕ МІСЦЕ НЕ ДОМА! (TY NIE JESTEŚ MOJĄ SIOSTRĄ A TO MIEJSCE NIE JEST DOMEM!) – Przyglądając się całej tej scenie zauważyłem niepokojący ruch u Ukrainy.
U: Я НЕ БУДЬ ВИКОРИСТАНИЙ ДРУГО ПРОТИ! (NIE DAM SIĘ KOLEJNY RAZ WYKORZYSTAĆ!) – Dzięki moim skrzydłom w ostatniej chwili pochwyciłem Białoruś i odsunąłem ją od jej siostry, która zamachnęła się skalpelem w miejscu gdzie przed chwilą była. Nie wiem jakim cudem się uwolniła, ale teraz to nie jest ważne.
P: Masz. – Rzekłem podając fiolkę Białorusi obejmując ją jedną ręką.
P: Ty zajmij się lekiem ja ją unieruchomię. – Puszczając ją odwróciłem się do Ukrainy, która już stała przy łożu mając założoną sukienkę na jednym ramieniu a w ręce trzymając skalpel.
U: ВИ НЕ ТУЧАЙТЕ МОЄ ТІЛО! (NIE DOTKNIESZ MOJEGO CIAŁA!) – Wykrzyczała w moją stronę zaciskając palce na narzędziu. Mam nadzieję, że wytrzymam.
P: Nawet bym nie śmiał. – Odpowiedziałem szacując moje szanse w starciu z nią. Gdyby nie ta rana na boku na pewno z łatwością bym ją unieruchomił.
U: KŁAMCA! – Wykrzyczała po polsku a jej kolor skóry powoli się zmieniał.
U: Ja wiem, że to byli twoi ludzie. Хамсіан, кутафські поляки!( Chamscy, kutafiańscy Polacy!) – Wysyczała a jej ciało zmieniło się z łagodnego niebiesko-żółtego na krwisto czerwono-czarne barwy.
P: Nie wierzę. – Wyszeptałem patrząc na dziewczynę z oniemienia.
U: To wasza wina! – Przed moje zdumienie w ostatniej chwili uniknąłem jej niespodziewanie szybkiego ataku. Lecz nie odpuszczała i kontem oka widziałem jak kolejny raz Ukraina na mnie naciera. Z wysiłkiem zrobiłem obrót i walnąłem ją skrzydłem tak, że poleciała pod ścianę. Mając chwilę chwyciłem się za bolący bok. Cholera. Nie wierzyłem co właśnie zobaczyłem. Docierały mnie słuchy, że ludzie żyjący na Kresach wyżynają polaków pod czerwono-czarnym sztandarem ale nie wierzyłem, że ich duch, jeszcze żyje i to w Ukrainie.
U: ZABIJĘ CIĘ! – Wykrzyczała w moją stronę.
P: Spróbuj. – Powiedziałem głęboko oddychając ze zmęczenia. Jednak ustawiłem się do walki i czekałem na jej ruch. Ona patrząc swoimi rozbieganymi oczami szukała najlepszego ataku. Nagle jej wzrok utknął w jakimś punkcie. Na sekundę zerknąłem tam by sprawdzić czy przypadkiem nie chce zaatakować Białorusi. To był błąd. Z szybkością geparda zaatakowała mnie. Zasłoniłem się ręką przez co kilka razy wbiła mi w kończynę skalpel nim chwyciłem jej przegub. Mocowaliśmy się a ja z każdą chwilą traciłem siły przez zadane mi rany. Przygwoździła mnie do ściany a skalpel niebezpiecznie zbliżał się do mojego gardła. Na mojej skroni pojawiły się krople potu. Cholerna rana. Z ostatkiem sił chwytając jedną ręką za jej przegub walnąłem ją w brzuch. Skuliła się a ja nie tracąc czasu odwróciłem Ukrainę wykręcając jej ręce jednak walnęła mnie tyłem głowy. Szamotaliśmy się przez chwilę gdy nagle odskoczyła ode mnie. Ukraina patrzyła się w moją stronę z wielkimi oczami kiedy zataczając się w końcu upadła na ziemię. Wypuszczając powietrze z płuc Podparłem się o kolana. Kilka razy kaszlnąłem a z moich ust poleciała stróżka śliny. Ja pierdole. Poczułem, że ktoś stoi nade mną. Powoli podniosłem wzrok i zobaczyłem Białoruś, która w ręce trzymała igłę.
Bia: To jeszcze nie koniec. – Powiedziała i podchodząc do Ukrainy klękła przy niej. Po głęprzych oddechach ja też się zbliżyłem do siostry Białorusi.
Bia: Potrzymaj jej głowę. – Kiedy to zrobiłem włożyła w usta Ukrainy drugą strzykawkę wlewjąc do jej gardła przezroczysty płyn. Po tym kładąc ręce na jej głowie przechyliła ją by przełknąła płyn. Po tym Białoruś z ulgą wypuściła powietrze zamykając oczy. Gdy je otworzyła spojrzała ma mnie.
Bia: Dziękuję. – Powiedziała szeptem. Uśmiechnąłem się lekko na jej słowa.
P: To ja powinienem dziękować. Dzięki tobie nie zostałem posiekany na befsztyk. – Chciałem się podnieść ale kiedy zmieniłem pozycję poczułem wielki ból w boku.
P: Cholera. – Syknąłem zamykając oczy czując pod palcami jak przez przesiąkniętą już mocno fioletową koszulę sączy się powoli krew. Nie nażarty to już boli. Głęboko oddychają by zapanować nad ciałem po chwili poczułem jak ktoś delikatnie dotyka moją rękę, którą trzymałem na zranionym miejscu. Otworzyłem oczy i zobaczyłem siedzącą obok mnie Białoruś z płynami i bandażami.
Bia: Zdejmij koszulkę. – Powiedziała łagodnym głosem. Chciałem coś powiedzieć ale się powstrzymałem i posłusznie rozpiąłem koszulę ostrożnie pokazując miejsce dźgnięcia. Zobaczyłem, że wokół rany, z której wylewała się gęsta czerwona posoka skóra zabarwiła się na czarno. Cholera. Nie wygląda za dobrze. Białoruś wziąwszy materiał polała nim płynem i zaczęła lekko przykładać wokół rany. Głucho stęknąłem czując szczypanie i ogromny ból w boku. Trochę to trwało nim poczułem ulgę i mogłem rozluźnić napięte mięśnie. Powoli spojrzałem na Białoruś siedzącą ze mną na podłodze w ciszy czyszcząc i lecząc zakrwawione miejsce. Wyglądała na spokojniejszą. Na jej twarzy zamiast strachu wymalowane było skupienie lecz jej drżące ręce zdradzały prawdziwe uczucia dziewczyny. Uśmiechnąłem się w duchu. Jak Niemcy jej dłonie wszystko mi mówią. Ta myśl choć niespodziewana uspokoiła. Mam nadzieję, że jak wrócę Niemcy mnie nie zabije.
****18.45 czasu moskiewskiego****
Pov. Rosja
Wciągu naszego ponad godzinnego lotu słońce zdążyło już zajść za horyzontem a połacie lasów i łąk skryć się w ciemnościach. Znałem dobrze moje rodzinne strony jednak widząc je pierwszy raz z góry nie mogłem się odnaleźć.
R: Wiesz na pewno gdzie się znajdujemy? – Zapytałem Ameryki stojąc nad nim. Nadal byłem pod wrażeniem, że to on pilotuje samolot i to dość umiejętnie. Jednak zważając ile ma lat można się po nim tego spodziewać i jeszcze pewnie nie jeden raz mnie zaskoczy. Ile tak naprawdę o tobie wiem? Choć to on w większej mierze kierował samolotem koło niego siedział „normalny" jako drugi pilot. Był trochę małomówny nawet w ogóle się nie odzywał ale nie miałem mu tego za złe. Nie każdy lubi swój głos.
A: Oczywiście! – Odpowiedział.
A: Właśnie dolatujemy. - Trzymając się siedzenia Ame spojrzałem przez przednią szybę. W dali zobaczyłem jak majaczy w światłach rodzinna posiadłość. Szybko zbliżaliśmy się do niej a ja czułem jednocześnie determinację i ... strach. Nie, nie powinienem tak się czuć. Chcę tego, chcę pokazać a także przemówić w końcu ojcu, że tym razem nie dam się zamknąć ani uciszyć. Zawsze mnie powstrzymywał trafiając mnie w czuły punkt. Teraz tak nie będzie. Kiedy odejdziemy stąd nikt już nie zazna bólu. Zwłaszcza Ame.
A: Lepiej zapnij pasy. Zaraz lądujemy. – Powiedział Ameryka Przygotowując samolot. Usiadłem i widząc jak lecieliśmy centralnie na wielką bryłę posiadłości zaniepokoiłem się, że Ame obniżając lot nawet nie myślał o skręceniu maszyną.
R: Ame? – Zapytałem z niepokojem zapinając pas.
A: Spokojnie wszystko mam pod kontrolą. - Po tych słowach po niedługim czasie poczułem jak koła samolotu odbiły się od gruntu. Chciałem mu wierzyć ale widząc jak niepokojąco zbliżaliśmy się do domu nie miałem takiej pewności. Chwyciłem się za oparcia siedzenia.
R: Ame.
A: Jeszcze chwila. – Kolejny raz poczułem jak samolot podskoczył by po chwili przywrzeć to powierzchni i zacząć jechać po trawniku. Ame hamował lecz widziałem jak posiadłość coraz bardziej powiększała mi się przed oczami. Dopiero gdy byliśmy dosłownie przed wejściem samolot się zatrzymał.
A: Jesteśmy. – Powiedział odwracając się do mnie z lekkim uśmiechem, mi jednak nie było do śmiechu. Zauważając, że przez całe lądowanie wstrzymałem powietrze wypuściłem je z płuc. Nie wiem czy to przypadkiem nie zwróci na nas uwagę.
R: Czy nie lepiej było wylądować w ustronne miejsce?. – Ame jednak nie przejął się moim pytaniem.
A: Jak szybko stąd wyjdziemy nikt się nie połapie. - Westchnąłem i odpinając pasy podnosiłem się z siedzenia.
R: To lepiej chodźmy. – Jedyne co teraz bym nie chciał to zostać złapanym przed posiadłością. Wysiadłem z samolotu i od razu czując chłód powietrza i ziemię pod stopami poczułem się pewniej. Ame kiedy postawił krok na gruncie nic nie mówiąc zaczął pewnie iść w stronę głównego wejścia. Zdziwił mnie tą postawą ale zacząłem za nim podążać. Jednak nie uszliśmy kilka kroków gdy nagle wielki huk dobył się do moich uszu a na plecach poczułem ogromne ciepło, które popchnęło mnie do przodu prawie mnie wywracając. Nie mówcie mi. Kiedy już stałem pewniej na nogach spojrzałem za siebie i nie dowierzałem. Zobaczyłem jak nasz samolot z którego dopiero co wyszliśmy stał w płonieniach na środku placu dając niesamowity blask w ciemnościach. Coś tu nie gra. Choć pierwszą myślą było, że to atak mojego ojca na nas to jednak on tak nie postępuje. Zawsze dyskretnie unicestwia swoje cele.
R: Ame. – Zwróciłem się do Chucherka lecz jego już nie było przy mnie. Odwróciłem się bardziej i przeszedł mnie niepokój jak zobaczyłem, że Ame nie zważywszy w ogóle na to, że przed chwilą jego samolot wybuchł szedł w stronę drzwi. Szybko doganiając Ame i chwyciłem go za ramię gdy już chciał otworzyć drzwi.
R: Co ty robisz?! - Zapytałem lecz on nic nie powiedział.
R: Twój samolot wybuchł razem z człowiekiem prawie nas zabijając a ciebie to nie rusza?! – Ameryka spojrzał na mnie z ukosa a na jego twarzy zobaczyłem znów ten nie zrozumiały dla mnie spokój.
A: Widać daje nam tylko jedną drogę. – Odpowiedział. Jednak na jego słowa pokręciłem głową.
R: To nie jest w jego stylu. Znam ojca i on by się do tego nie posunął nawet jeżeli chodzi o ciebie.
A: Czy na pewno? – Odwrócił głowę w moją stronę a jego twarz rozjaśniona przez ogień wyglądała na mroczną i niepokojącą. Jednak na jego słowa zmieszałem się i poczułem wstyd. Jak mogłem zapomnieć. Po tym jak porwał i zgwałcił Chucherka nie powinienem być już pewny w intencjach mojego ojca. Ame strącił moją rękę z siebie. Jednak nadal to było niepokojące.
A: A teraz nie dajmy już czekać twojemu ojcu. – Powiedział i zakładając rękawice otworzył drzwi przez, które wszedł do wielkiego holu. Ame pewnym krokiem stawiał kroki przez pomieszczenie lecz ja po kilku krokach stanąłem widząc, że nie jesteśmy sami.
A: Здравствуйте ZSRR (Witaj ZSRR) – Przywitał się z osobą stojącą przed wielkimi schodami skąpaną w świetle kryształowego żyrandolu. Zdumiałem się jego bezpośredniością i nie wiedząc co zrobić odruchowo poszedłem za Ame, który po chwili stanął wyprostowany kilka metrów od ojca z rękami za siebie. Będąc przy Chucherku patrzyłem się wielkimi oczami na jego twarz, na której pojawił się tajemniczy uśmiech. Naprawdę coś tu jest nie tak.
ZSRR: Здравствуйте USA. – Powiedział niskim i chłodnym głosem ZSRR. Ja nic nie powiedziałem będąc nadal w szoku, że Ame tak beztrosko z nim się przywitał.
A: Dawno się nie widzieliśmy ale myślałem, że spotkamy się w większym gronie. Gdzie są twoi goście ZSRR? Czyżbym przyleciał za późno na bankiet?
ZSRR: Wcześnie ją zakończyłem wiedząc o twoim przyjeździe USA ale myślałem, że będziemy sami. – Spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem. Jednak ja też wpatrywałem się w niego. Wiedział?
A: Czyli dotarł. A już myślałem, że nie dostarczają czegoś tak przedpotopowego jak kawałek pergaminu z tuszem. Jednak trochę szkoda że nie zobaczę słynnych twoich bankietów. Jak dobrze pamiętam dajecie najlepsze potrawy z całego państwa. – Co tu się dzieje? Chucherko rozmawia z nim jakby spotkał starego kumpla po latach.
R: Napisałeś list? – Ame spojrzał na mnie z ukosa chłodnym jak ocean oczami a jego mina zrzedła przez to przeszły mnie dreszcze.
R: Dlaczego, Ame? Nie rozumiem. – Na moje pytanie nagle brutalnie chwycił mnie za ubranie i przybliżył moją twarz do swojej. Jego dwukolorowe tęczówki wpatrzone we mnie były pozbawione emocji i przypominały oczy mordercy a intensywnie niebieskie oko emanowało szaleństwem. Ta nagła zmiana sparaliżowało moje ciało.
A: Przecież tego chciałeś. – Wysyczał.
A: Stanąć przez ojcem i bez wstydu i lęku pokazać swoją wielkość. – Po tych słowach z dużą siłą odepchnął mnie od siebie aż prawie straciłem równowagę.
A: Wszystko przygotowałem. Jednak nie tylko po to przeleciałem taki szmat drogi by podnieść na duchu jakiegoś smarkacza ale by wyrównać z tobą rachunki ZSRR. – Ojciec na chwilę na mnie spojrzał a w jego jedynym oku widziałem jak analizował całą tą sytuację.
ZSRR: Czego chcesz? – W końcu zapytał kierując wzrok na Amerykę.
A: Zadość uczynienie. – Powiedział przez zaciśnięte zęby. Ojciec poprawił swoją pozę i bardziej się wyprostował.
ZSRR: Dużo wymagasz USA. – Zaczął.
ZSRR: Wybacz ale nie mogę tego zrobić. Zważając, że za niedługo twoja firma będzie moja nie mam ci nic do zaoferowania. – Mówił spokojnym i donośnym głosem. Dopiero po chwili zobaczyłem, że na piętrze z cienia powoli wyłaniali się się ludzie ojca. Mieli długie czarne płaszcze z czerwonymi obramówkami a w rękach trzymali broń.
ZSRR: Jeżeli nadal będziesz o to prosił wiesz co cię czeka. - Ameryka nie ruszając się westchnął jakby z rozczarowania.
A: A myślałem, że będziesz milszy dla dawnego sprzymierzeńca. – Po tych słowach usłyszałem strzał a w mojej prawej nodze poczułem wielki ból. Skuliłem się i trzymając za zranione miejsce powoli spojrzałem na tego kto mnie postrzelił.
R: Ame? – Chucherko celował we mnie rewolwerem mając chłód w oczach. Już nie rozumiem a mój umysł jak moje ciało na chwilę zamarło nie dając mi logicznie myśleć nad tym co tu się dzieje. Ame odwrócił wzrok w stronę ZSRR'a.
A: Odeślij swoich ludzi i porozmawiajmy jak dawny przywódca z przywódcą a twojemu syneczkowi nic się nie stanie. - Myślałem, że czas stanął w miejscu. Ojciec stał ze swoją kamienną twarzą z ludźmi wymierzonymi w Amerykę, który patrząc się w ZSRR'a celował we mnie z rewolweru a na mojej nogawce pojawiła się plama krwi. Otrząsnąłem się od tego widoku.
R: Ame, co ty wyprawiasz? – Zapytałem, lecz on nie reagował.
R: Dlaczego to zrobiłeś Ame? – Jego głowa dziwnie się odchyliła napinając mięśnie szyi. Powoli podnosiłem się z posadzki czując ból w nodze i spływające po niej czerwone osocze.
R: Odpowiedz mi. Chucherko pro... – Nagle kopnął mnie i butem przygwoździł do posadzki a rewolwerem przycerował w moją pierś. Patrząc z przerażeniem na Ame widziałem kontem oka jak ludzie ojca już chcieli szczekać w naszą stronę lecz ZSRR ich powstrzymał.
A: Nie nazywaj mnie tak. – Wysyczał Ameryka patrząc się w moją stronę a mnie ogarniał coraz większy lęk i niepokój.
A: Nie jestem, żaden Ameryka, Ame ani tym bardziej Chucherko. Ten kto to ciało reprezentowało nie ma już wśród nas! – Ostatnie zdanie wykrzyczał teatralnie nadal mierząc we mnie rewolwerem.
ZSRR: Opuść broń. - Nakazał ZSRR a w jego głosie wyczułem, że jest zaniepokojony całą tą sytuacją.
A: Najpierw odeślij ludzi z tego domu. – Powiedział syczącym głosem a swoim ciężarem ciała zaczął przygniatać moją zranioną nagę. Jęknąłem z bólu lecz widziałem przez zmrużone oczy jak patrzyli się na siebie chwilę gdy znów usłyszałem wystrzał. Teraz dostałem w lewą rękę. Dlaczego?
A: Odeślij ludzi. – Powiedział z naciskiem. Ojciec jeszcze przez chwilę patrzył się na Amerykę to na mnie nim gestem nakazał "normalnym" odejść a gdy zostaliśmy sami przemówił.
ZSRR: Powiedz mi, kim ty naprawdę jesteś? – Byłem zagubiony lecz przez jego słowa na twarzy Ameryki wyszedł złowieszczy uśmiech. Wyprostował się uwalniając mnie od swojego ciężaru i powiedział trzy słowa. Słowa, które zmroziły mi krew w żyłach.
****W tym samym czasie w Neutralnym Mieście****
Pov. Kan
Szedłem powolnym krokiem w stronę domu. Słońce dawno zaszło przez to uliczki stały się mrocznymi liniami rytmicznie oświetlonymi przez światła lamp. Znów nie porozmawiałem z Japonią a mnie coraz bardziej dołuje ta sytuacja i cisza między nami. Kiedy ją porzuciłem przed restauracją od tamtej pory mnie unika a gdy zbliżam się do niej pojawia się Korea, który zabiera ją ode mnie nie dając mi szansy na rozmowę z Japonią. Wziął ją pod skrzydła i myśli, że już jest jej. Zatrzymałem się pod jedną z lamp i spojrzałem na moje bordowe buty skąpane w żółtym świetle. Nie jestem zły na Koreę, że pragnie chronić Japonię od tego co ją krzywdzi i zadaje ból ale dałby mi szansę na przeproszenie Japonii. Tak bardzo chciałbym jej wytłumaczyć i przeprosić za moje niezdecydowanie i egoizm. Westchnąłem i znów zacząłem iść wzdłuż chodnika. Jednak nic by to nie zmieniło ani moich uczuć ani Japonii. „U: Nie wybaczę". Te okrutne słowa prześladują mnie w dzień i noc przypominając mi, że to co zrobiłem jest nie wybaczalne i nawet ja sam sobie nie powinienem przebaczyć. „A: Jesteś pizdą!." Dlaczego słowa wypowiedziane do mnie tak boją a moje są bez znaczenia? Westchnąłem i spojrzałem na niebo, które w świetle lamp wyglądało jak czarna otchłań. Nie tylko słowa mnie ranią ale i obraz Anioła, który stojąc przede mną płacze swoimi diamentowymi oczami. Wszedłem do domu. Chociaż czuję się beznadziejnie jestem trochę spokojny. Ponieważ Ukrainy tutaj nie ma i nie ranię ją swoją osobą. Świadomość ta choć bolesna daje mi ukojenie. Idąc przez korytarz dopiero teraz zauważyłem, że nie ma służących ani strażników a jeszcze bardziej się zaniepokoiłem kiedy zobaczyłem uchylone drzwi do gabinetu Wielkiej Brytanii. Nie zainteresowałoby mnie to gdyby to nie był ojciec. Nie lubi jak są uchylone drzwi. albo ma je zamknięte lub całkowicie otwarte. Zaintrygowany i zaniepokojony tym wszystkim powoli uchyliłem drzwi.
K: Ojcze? – Zapytałem lecz to co tam zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach. Ojciec siedział nagi na podłodze oparty o biurko cały w ranach większych, mniejszych, płytkich i głębokich. Lecz najbardziej szokująca była jawiąca się dziura a w jego brzuchu na której były zaschnięte grudy czerwonego osocza.
K: Ojcze! – Wszedłem z impetem do pomieszczenia i klęknąłem przy Wielkiej Brytanii. Wiele razy wyobrażałem śmierć ojca ale teraz widząc zadane mu okrucieństwo myślałem tylko żeby żył.
K: Ojcze! – Powtórzyłem lecz on nie odpowiadał a bałem się go nawet dotknąć. Co tu się stało?! Ile on tu może leżeć? Gorączkowo myślałem co robić a zaniepokojony całą tą sytuacją a moje ręce zaczęły się trząść. Zacisnąłem je w pięść uspokajając się. Muszę coś zrobić. Wyjąłem telefon i już chciałem zadzwonić po karetkę gdy nagle poczułem lekki ucisk na nadgarstku. Podskoczyłem z przerażenia i podniosłem wzrok. To była ręka ojca.
WB: Kanada. – Wychrypiał kaszląc przeraźliwie. Nawet nie wiem jak to możliwe, że jeszcze ma świadomość z takimi ranami. Lecz widziałem, że trzyma się ostatkami sił.
K: Nic nie mów, zaraz wezmę pomoc. – Wystukałem numer i czekałem na połączenie. Poczułem jak palce Wielkiej Brytanii bardziej się zaciskają na mojej ręce choć to był naprawdę słaby uścisk.
WB: Powstrzymaj USA. – Patrząc na niego wytrzeszczyłem oczy.
K: Co?
WB: Nie jest sobą . - Mówił coraz trudniej a ja nadal czekałem na połączenie czując narastający we mnie niepokój. Nie rozumiem?
K: On ci to zrobił?
WB: Opętał go... - Kaszlnął.
WB: III Rzesza. – Na jego słowa znieruchomiałem a z telefonu usłyszałem, że połączenie się udało.
WB: Powstrzymaj... go. – Po tych słowach zemdlał i zostawił mi z tą myślą sam.
???: Szpital rejonowy Neutralnego Miasta, słucham?
Pov. Rosja
Nie dowierzałem. Nie mogłem uwierzyć. III Rzesza? To chyba jakiś żart. Flagowiec pod którymi rządami zabito niewyobrażalną ilość ludzi ma być w ciele Ameryki? To jakiś absurd. On przecież jest w śpiączce i leży w szpitalu. Ale nie tylko ja byłem zszokowany tą wiadomością.
ZSRR: Jak? – Zapytał się ZSRR opanowując swoje zdumienie i zmarszczył brwi.
A: Nie pierwszy raz cię zaskakuję ZSRR. – Powiedział nadal trzymając w ręku rewolwer mając złowieszczy uśmiech na twarzy. Czując ból w kończynach siedziałem na podłodze nie mogąc pozbierać myśli. Jak?
A: Pytasz się jak? To nawet interesująca historia i nawet by ci powiększyła zakres z wiedzy o Flagowcach, ale nie przyszedłem cię nauczać. – Jeżeli teraz w ciele Chucherka jest ON to gdzie jest Ameryka i od kiedy Ame nie jest sobą? Czy to przeze mnie?
A: Jedyne co mnie teraz interesuje to ty leżący w kałuży własnej krwi jęczący z bólu proszący o śmierć kiedy ja zagarniam twoją władzę. – Westchnął z rozmarzeniem. - Nie wiesz jak długo na to czekałem. – Jak to się mogło stać? Czy jakbym został w jego mieszkaniu to toby się nie stało?
ZSRR: Za długo byłeś nieobecny III Rzeszo. Czasy się zmieniły i nie zdobędziesz władzy poprzez zabicia... – Nagle rozległy się dwa strzały, które przerwały ojcu w dokończeniu zdania. Na ten hałas oprzytomniałem i patrzyłem jak ZSRR leżąc na schodach trzymał się za ramię dość blisko szyi a do niego zaczął powolnym krokiem iść Ame... Nawet nie wiem czy mogę go w ogóle nazywać Ameryką. Jednak nie mogę się wyzbyć uczucia, że gdzieś w głębi tego ciała jest Chucherko. Bo gdzie by mógł być?
A: Myślisz, że nie wiem? – Usłyszałem cichy śmiech Ameryki.
A: Może czasy się zmieniły, ale prawa rządzące w tym świecie nie. Powiedz, co się stanie kiedy Flagowiec umrze? – Zapytał ojca stojąc nad nim. Jednak Ameryka nie czekał na jego odpowiedź.
A: Może wcześniej ludzie byli przywiązani do narodu i bardziej przeżywali śmierć Flagowców i z szacunkiem przechodzili na jego dziedzica. Lecz teraz? Obywatele nawet nie czując tej straty dołączają do jego potomka albo na nowo narodzonego następcę. Przez to „normalnych" nie obchodzi co się stanie z Flagowcem ani kto go zastąpi i to sprawia, że te czasy mi sprzyjają. – Po tych słowach stanął nad ZSRR'em, który intensywnie patrzył się na Amerykę trzymając się za ranę nadal leżąc na schodach. Mając nadzieję, że w tym ciele nadal jest Chucherko, mrużąc oczy próbowałem wstać lecz rana w nodze i ręce mi to uniemożliwiała. Dlaczego to tak boli?
A: Jak sądzisz kto poprowadzi następcę jeżeli całe pokolenie Flagowców zniknie? – Choć miałem zamiar znów się podnieść zamarłem na jego słowa. Co?
ZSRR: Masz jaja by myśleć, że zdołasz to zrobić. – Powiedział ZSRR z wielką trudnością.
ZSRR: A zwłaszcza jeżeli sądzisz, że mnie... - Znów poleciały dwa szczały z broni Ameryki teraz trafiając w kolana ZSRR'a. Ojciec nie wydał dźwięku lecz widziałem, że mu to sprawiło niewyobrażalny ból. Choć Ameryka go trafił już z cztery razy to dopiero teraz zauważyłem, że z żadnej z ran nie leci krew. Czy to przez ciemne ubranie?
A: Już załatwiłem Wielką Brytanię, który możliwe, że umarł w męczarniach i bólu. A jeśli nie, po tym co doświadczył na długo jego umysł nie będzie zdatny do użytku. Myślał tak samo jak ty, że na zawsze będzie mocarstwem. – Mówił z wielką satysfakcją a pochyliwszy się nad ZSRR'em zaczął przeszukiwać jego kieszenie. Ja za ten czas jeszcze raz spróbowałem się podnieść lecz bezskutecznie. Nie pozwolę by zabił kogokolwiek. Pomyślałem o rodzeństwie i moich nowych jak i pierwszych przyjaciół. Muszę go powstrzymać. Lecz nie mogę go skrzywdzić.
A: Jednak ty byłeś bardziej przyszłościowy i zapobiegawczy. – Kontynuował a ja przesunąłem się pod ścianę by kolejny raz spróbować wstać.
A: Przez to tak bardzo mi się spodobałeś. Pogłębiałeś wiedzę na temat Flagowców a przez to że dałem ci sposobność i miejsce mogłeś eksperymentować nawet po mojej „śmierci" aż w końcu stworzyłeś swój wymarzony lek na odłączenie. Nie mogę uwierzyć, że ci się udało mój towarzyszu. Możesz w końcu żyć jako Flagowiec ze swoją nieśmiertelną potęgą a jednocześnie być odłączonym od ludzi. - Ameryka po sprawdzeniu kieszeń ZSRR'a wyjął z jednej pistolet.
ZSRR: Nie mam leku. – Powiedział ojciec marszcząc brwi a w jego oku zabłysł gniew. Jednak jego głos był coraz słabszy.
A: Oczywiście, że masz. Myślisz, że jak moje ciało jest przykute do łóżka nie dowiem się, że masz mojego syna i to dzięki niemu sporządziłeś lek? – Mówił nadal będąc pochylonym naz ojcem. Podpierając się o ścianę w końcu udało mi się podnieść z podłogi lecz nadal nie mogłem stanąc na zranionej nodze. Dalej. Jedynym sposobem jakie mogę dokonać będąc w takiej formie by go powstrzymać jest zaatakować z zaskoczenia.
ZSRR: Bycie warzywem jednak ci pomieszało w głowie III Rzeszo. – Kiedy próbowałem iść w stronę Ameryki ZSRR jeszcze bardziej przyciskając rękę do rany. Wyglądała na poważną ale ciągle nie widziałem by lała się z niej krew.
ZSRR: Twojego syna tu niema zajmuje się swoją firmą, a lek o którym mówisz jest nadal w fazie testów, więc nie wyobrażaj sobie, że jak mnie zabijesz to weźmiesz środek i staniesz się odłączonym. – Wziął głęboki wdech. - Jeszcze wiele czasu minie nim go sporządzę a do tego dnia będziesz mnie potrzebował jeśli go chcesz. – Ameryka wkładając mu coś do kieszeni prychnął. Z wysiłkiem zrobiłem pierwszy krok. Dalej.
A: Nie nabierzesz mnie ZSRR. Du hast meinen Sohn. – Ostatnie zdanie wysyczał przez zęby.
A:. A jeżeli chodzi o lek nie interesuje mnie za bardzo bo i tak nie zmieni twojego rychłego zgonu.
ZSRR: Nie zabijesz mnie tak łatwo. – Po tych słowach Ameryka roześmiał się przeraźliwie.
A: Myślisz, że jestem ślepy? Widać po tobie, że nie za dużo czasu ci zostało. – Zmusiłem się do kolejnego kroku.
A: Rozsypujesz się. – Choć powiedział to szeptem jego głos odbił się od ścian przeszywając mnie na wskroś. Podpierając się o ścianę zobaczyłem jak twarzy ojca pojawia się złość ale też cień lęku. Pierwszy raz widzę go w takim stanie. Rozsypujesz?
R: O czym ty mówisz? – Wyrwało mi się na co Ameryka obrócił się w moją stronę. Przeszły mnie ciarki.
A: Prawie zapomniałem, że tu jesteś a przecież specjalnie cię tutaj przyprowadziłem. – Zaczął idąc w moim kierunku. Widząc to nawet nie miałem odwagi się ruszyć. Zaprzepaściłem moją szansę, ale muszę coś wymyślić. Jednak nic mi nie przychodziło do głowy.
A: Pamiętasz ZSRR jak mówiłem, że jak umrze Flagowiec to obywatele stworzą nowego Flagowca? - Ameryka stojąc nade mną chwycił mnie za gardło i zakleszczając swoje palce odciął mi dopływ powietrza.
A: A żeby tak się stało... - Trzymając mnie za gardło brutalnie podniósł do góry.
A: Muszę usunąć przeszkodę zapisania na następcę. – Po tych słowach wyszczeżył zęby w moją stronę. Mając jego mocny uścisk na gardle zacząłem się dusić.
ZSRR: Zostaw go. – Powiedział ZSRR leżąc na schodach.
A: Czyżby chłodny i opanowany ZSRR jednak miał w sobie ojcowskie uczucia? – Zaśmiał się a ja próbowałem złapać powietrze. Wiem co ojca tak naprawdę kieruje ale teraz ważniejsze jest dla mnie by uwolnić się z uścisku Ameryki i powstrzymując ducha III Rzeszy uratować Chucherka. Czy w ogóle da się to zrobić? Chciałem go obezwładnić ale będąc w takiej sytuacji nie będzie to łatwe.
A: Choć nie popierasz dynastii zależy ci na rodowodzie i chcesz by dalej ciągnął się ród Cesarstwa Wielkiej Rosji. Dlatego chroniłeś swoje dzieci od wszystkiego co niepożądane. – Puścił mnie ciskając na podłogę w stronę ZSRR'a. Podpierając się rękami o posadzkę kaszlnąłem kilka razy by chwycić powietrze. Muszę spróbować.
A: Szkoda, że dopiero teraz to okazujesz. – Szybko odwróciłem się do Ameryki by go zaskoczyć ale kiedy to zrobiłem poczułem na czole zimny metal a na twarzy Ameryki zobaczyłem złowieszczy uśmiech.
A: Pożegnaj się z synem ZSRR bo nie sądzę byście spotkali się w piekle.
Pov. Niemcy
Siedziałem w moim salonie rozmawiając z Chile. Nie chcąc być sam na sam z naszymi wątpliwościami wspominaliśmy dawne czasy. Tak dawno z nią nie rozmawiałem, że prawie zapomniałem jak dobry z niej gawędziarz. Można choć zauważyć kiedy trochę wymyśla to mimo tego z chęcią ją słuchałem. Właśnie zacząłem opowiadać moje jedno z ciekawszych zdarzeń gdy ktoś zadzwonił na dzwonek. Spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem lecz powoli podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Na polu stał Flagowiec o białej skórze a na jego prawym oku przecinały się niebieskie linie tworząc krzyż.
???: Niemcy. – Powiedział patrząc na mnie swoimi szarymi oczami.
N: Tak? – Jednak nie odpowiedział i skierował wzrok za mną.
???: Chile. – Powiedział do dziewczyny, która kryła się za mną lecz kiedy wypowiedział jej imię podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę.
???: Musicie ze mną iść.
Pov. Rosja
Klękałem na podłodze a przede mną Ameryka celował pistoletem w moją głowę. Chociaż chciałem go ratować to patrząc na te chłodne dwukolorowe oczy, które miały w sobie tylko chęć mojego mordu zawahałem się. Dlaczego to się dzieje? Tak bardzo chciałem zniszczyć moje koszmary że nie zauważyłem jak jeden z nich opętuje Chucherko. Zamknąłem oczy. Wszystko co robię lub dotknę obraca się w pył a to co się teraz dzieje jest tego dowodem. Znów zawiodłem. Znów doprowadziłem do tego, że zraniłem ukochaną mi osobę. Nie. Otworzyłem oczy. Nie mogę jeszcze się poddać. Muszę spróbować go powstrzymać. podniosłem głowę na osobę, którą miłuję całym swoim sercem. Nie dam kolejny wygrać moim cieniom.
ZSRR: Powiedziałem byś go zostawił. – Powiedział z naciskiem ZSRR. Odwrócony do niego tyłem tylko słyszałem jak próbował się podnieść. Jednak głucho upadł na drewno. Ameryka nie zwrócił na niego uwagi tak samo jak ja. Byliśmy teraz tylko my wpatrzeni w siebie.
A: Zanim zastrzeliłem Wielką Brytanię dałem mu szansę na odkupienie i teraz tobie też ją dam. – Mówił cicho i powoli. Choć nie wiedziałem co zrobić odczuwałem niezrozumiałą pewność siebie i spokój. Uratuję się. Usłyszałem szczęk z broni, którą Ameryka wziął od ZSRR'a.
A: Masz jakieś ostatnie słowa? – Zapytał patrząc w moje oczy. Dopiero po chwili powiedziałem pewnym głosem.
R: Kocham cię Chucherko. – Na chwilę wzrok Ame zmienił się a jego ręka zadrżała.
A: Ty... - Powiedział przez zęby lesz nie dałem mu dokończyć. Chwytając go za broń rzuciłem się w jego stronę. Czułem ból w nodze i ręce ale mimo to zacząłem się szarpać z Ameryką.
A: Nie dopuszczę byś zniszczył moją szansę. – Powiedział kopnąwszy mnie w ranną nogę. Zabolało ale nie zaprzestałem walki. Szarpaliśmy się zawzięcie. Ameryka był szybki i zwinny ale ja miałem wiele lat treningu przez ojca. Choć to się przydało z jego wychowania. Pochwyciwszy rękę Ameryki wyrwałem mu broń lecz nie na długo. Ame robiąc zamach kopnął moją dłoń przez co broń odleciała kawałek od nas. Chciał ją pochwycić ale mu to uniemożliwiłem zakleszczając go w mocnym uścisku.
R: Przepraszam Ame ale muszę to zrobić. – Po tych słowach zacząłem go podduszać. Jednak on się nie dawał tak łatwo.
A: Już mówiłem. – Wysyczał szarpiąc się w moim uścisku.
A: Jego już nie ma! – Poczułem jak coś mi się wbija w biodro by po chwili brutalnie wyrwać się z mojego ciała. Poluźniłem uścisk przez co Ameryka wydostał się z moich objęć. W ostatniej chwili odskoczyłem od Ameryki unikając ostrza, który zabłysł przed moim gardłem. Jednak lądując na zranionej nodze zachwiałem się i upadłem na posadzkę. Łapiąc powietrze i czując pot na skroni patrzyłem jak kawałek dalej Ameryka odwrócony w moją stronę szybko oddychając trzymał w ręce nóż.
R: Walcz z nim, Chucherko. – Powiedziałem w jego stronę. Chciałem się podnieć lecz moja kończyna zaczęła przeraźliwie palić od środka uniemożliwiając na powstanie. Ameryka podchodząc do leżącej nieopodal broni zaśmiał się cicho.
A: Nie myśl sobie, że pomogą mu twoje krzyki. – Zaczął podnosząc pistolet i mając teraz w ręce nóż i broń ZSRR'a powoli zbliżał się do mnie.
A: Jak już powiedziałem jego już nie ma. - Stanął nade mną i z uśmiechem na twarzy powoli podnosił pistolet w moją stronę.
A: I to ja mam pełną kontrolę. – Broń jadąca do góry w końcu się zatrzymała celując prosto w moją głowę.
A: A teraz czas na... – Nie dokończył.
A: Schnauze. – Wysyczał przez zaciśnięte zęby a jego ręka zaczęła drżeć. Czy to możliwe?
R: Chucherko.
A: Zamknij się! – Wykrzyczał uderzając mnie w głowę pistoletem i znów we mnie wycelował. Lecz na jego twarzy pojawił się grymas a jego ręce jeszcze bardziej zaczęły się trząść.
A: Ich werde nicht wegen deiner Bindung verlieren! – W jego oczach pojawiły się łzy, które płynęły kaskadami po policzkach. Przeraźliwie jęknął by po chwili chwycić się za głowę. Choć puścił pistolet, który spadł na posadzkę to nadal w drugiej ręce trzymał niebezpiecznie nóż.
A: Ich werde... nicht... aufgeben! – Coraz bardziej się trząsł i w dźwięku swoich jęków ruszał się jak opętany. Teraz jak mam 100% pewność, że Chucherko jest w nim i walczy, nie poddam się.
A: Du kannst... mich nicht... aufhalten! - Chciałem się podnieść lecz zobaczyłem jak nagle Ameryka chwytając obiema rękami nóż podniósł go do góry. Nie!
A: I won't give my body so easily! - Po tym szybkim ruchem wbił w siebie nóż.
R: Nie! – Wyciągnąłem rękę lecz było za późno i widząc jak z jego klatki piersiowej wystaje żelazo wszystko we mnie zamarło. Nie. Spojrzałem na twarz Ame a kiedy nasz wzrok się spotkał czas jakby się zatrzymał. Zobaczyłem jak w jego oczach z których wypływały łzy pojawia się ten błysk tak dobrze mi znany. Pełen miłości, radości i bólu spowodowanego przez dawne czasy. Ame uśmiechnął się do mnie ciężko łapiąc oddech.
A: Rosja. – Powiedział cicho by w bólu i głosów rzężenia w końcu paść martwy na ziemię.
R: Нет! Не, не, не. – Czując ból w nodze z trudnością przysunąłem się do Ame i delikatnie chwyciłem go w ramiona czując jak przeraźliwie zaczęły mnie szczypać oczy.
R: Chucherko. – Położyłem moją rękę na jego twarzy. Proszę nie rób mi tego.
R: Пожалуйста. (Proszę) – Powiedziałem z żałością a do moich oczu napłynęły łzy, które zaczęły kaskadami spływać mi po policzkach.
R: Зачем? (Dlaczego?) - Bardziej przytuliłem do siebie Chucherko. Dlaczego to zrobiłeś? Czułem jak od żałości zacząłem się trząść i cicho płakać by po chwili wszystko zamieniło się w wielki szloch.
R: Зачем?! (Dlaczego?!) - Obiecałem cię chronić, być przy tobie lecz teraz nie spełnię danego słowa. Mogłem cię ocalić i dać ci radość. Lecz teraz? Łzy co raz bardziej zasłaniały mi widok a przez nierówny oddech nie mogłem nabrać powietrza. Tak bardzo chciałem ci dać szczęście a przyniosłem ci tylko cierpienie. Dlaczego nie mogłem ci tego dać? Dlaczego wszystko musiało się tak skończyć? Dlaczego?! Podnosząc głowę ku niebu a z mojego gardła wyszedł pełny żalu ryk, z którego wykrzyczałem jedno słowo.
R: ЗАЧЕМ? (DLACZEGO?!) – Dlaczego nie mogę zaznać miłości bez bólu?! Przez załzawione oczy patrzyłem na sufit udekorowany jednym wielkim freskiem ukazującym niebo. Chciałem tylko by był szczęśliwy. Pragnąłem widzieć jego uśmiech i pełne miłości oczy. Dlaczego mnie tak każesz?! Nie dość ci było, że pierwszą miłość straciłem?! Musiałeś mi też zabrać jego?! Kuląc się znów przytuliłem Amerykę lekko kołysząc się w tył i przód klnąc na moje życie. To moja wina, to moja wina. Powtarzałem jednocześnie przepraszając Chucherka za wszystko. Nie wiem ile czasu minęło nim nagle usłyszałem głuche stęknięcie za mną, które spowodowało zatrzymanie wszystkich moich myśli i ukierunkowanie je na jedną konkretną osobę. To nie moja wina. Powoli stabilizowałem mój oddech a spływające łzy wytarłem ręką. Pomszczę twoją śmierć Chucherko. Delikatnie położyłem Amerykę na posadzce i go pocałowałem w czoło. Bo to nie moja wina. Powoli wstając na nogi wziąłem broń Ame.
R: Это твоя вина. (To twoja wina.) – Powiedziałem cicho czując w sobie narastający gniew, który stłumił mi ból w nodze.
R: ЭТО ТВОЯ ВИНА !!! (TO TWOJA WINA!) – Wykrzyczałem odwracając wzrok na osobę, która była odpowiedzialna za to wszystko. Widząc, że ojciec nadal leżał na schodach zacisnąłem palce na broni a wściekłość przerodziła się w furię. Wszystko widział i nawet nie kiwnął palcem.
R: ВЫ ВО ВСЕМ ВИНОВАТ! (TO WSZYSTKO TWOJA WINA!!) – Powtórzyłem powoli kuśtykając w stronę ZSRR'a.
R: ВЫ ВСЕГДА БЫЛИ СКАЗАТЬ, ЧТО ЭТО БЫЛО ЗА МОЕ ХОРОШО! Я НЕ МОГУ ЗНАТЬ ВАМ МИРА УМА И НОРМАЛЬНАЯ ЖИЗНЬ! (ZAWSZE MNIE RANIŁEŚ MÓWIĄC, ŻE TO DLA MOJEGO DOBRA! PRZEZ CIEBIE NIE MOGĘ ZAZNAĆ SPOKOJU I NORMALNEGO ŻYCIA!) – Krzyczałem na cały głos czując w sobie jak wszystkie moje uczucia pulsowały w moich żyłach rozlewając się po całym moim ciele. Słyszałem jak coś za mną skrobało posadzkę lecz nie zwróciłem na to uwagę zapatrzony w osobę mojego bólu i cierpienia. W końcu stanąłem nad ojcem.
R: ВСЕГДА MUSISZ МНЕ WSZYSTKO ODBIERAĆ! - Dysząc przeraźliwie wpatrzony w jedyne oko ZSRR'a słyszałem jak moje słowa odbijały się od pustych ścian.
ZSRR: Nigdy nic ci nie odebrałem. – Powiedział słabym głosem gdy echa ustały.
R: Więc powiedz mi, KTO MNIE OZNACZYŁ JAK CIELĘ?!! КТО WYGNAŁ MEKSYKA?!! КТО SPRAWIŁ, ŻE AMERYKĘ OPĘTAŁ ТРЕТИЙ РЕЙХ?!!
ZSRR: O Ameryce nie wiedziałem. - Moje palce bardziej zacisnęły się na broni.
R: KTO!!!
ZSRR: Я. (Ja) – Na chwilę zapadła między nami cisza, w której słyszałem tylko nasze oddechy. Przez tyle lat tak bardzo bałem się jego potęgi i siły, że teraz widząc go jak zraniony leży pode mną pogodzony ze swoją sytuacją mając spokój na twarzy obrzydził mnie. Wziąłem głębszy wdech by po chwili nagromadzone powietrze wypuścić przez usta.
R: I tylko TY jesteś odpowiedzialny za całe cierpienia. – Powiedziałem spokojniej lecz nadal czułem w sobie pulsujący gniew.
R: Chciałeś bym zachował wszystkie nasze obrządki i zwyczaje. Сейчас mam sposobność by kontynuować naszą największą tradycję. – Wycelowałem pistoletem prosto między oczy ZSRR'a.
R: В котором отец будет убит своим сыном. (W której ojciec zostaje zabity przez syna.) – Po tych słowach pociągnąłem za spust. Jednak kula nie trafiła celu przez jednego małego człowieka z białymi skrzydłami. Dlaczego?
***********************************************************************************************
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top