Witaj w domu
****Kilka dni później****
Pov. Rosja
Dzisiaj jest ostatni dzień Ameryki w szpitalu. Trzymali go tydzień. Niektórzy lekarze nie mogą się powstrzymać od badania Flagowców. Po południu go wypiszą więc będę miał czas dla siebie. Szedłem przez korytarz kiedy nagle ktoś klepnął mnie w plecy. Był to Brazylia. Uczepił się mnie od kiedy Chucherko jest w szpitalu. Nie wiele mogę o nim powiedzieć tylko tyle że jest dość energicznym najlepszym przyjacielem Ame o zainteresowaniach sportowych.
B: Witaj amigo. – Zagajał.
R: Cześć.
B: Już rozmyślasz co dasz Ami? – Przymrużyłem oczy.
R: Dlaczego miałbym? - Przecież on tylko wychodzi ze szpitala.
B: Przecież dzisiaj go wypisują. A nie na co dzień wychodzi się ze szpitala. – Mrocznie to zabrzmiało ale niech będzie i tak za bardzo nie wiem co mam robić kiedy mam wolne. Zastanowiłem się chwilę ale nic mi nie przychodziło do głowy. Nigdy czegoś takiego nie robiłem nawet w domu nie świętujemy z rodzeństwem swoich urodzin.
R: Niby co miałbym dać?
B: Bo ja wiem. Jakieś czekoladki? kwiaty? Specjalny przysmak? – Nie pomylił się przypadkiem? Przecież to daje się dziewczynom.
R: Ma jakiś ulubiony przysmak? - To może być lepszy pomysł niż babskie kwiaty i czekoladki.
B: Oczywiście! Przecież każdy ma. Nie wiem jak ty ale Ami uwielbia – Zbliżył się do mnie.
B: Szarlotkę. - Powiedział jakby to była tajemnica.
R: Bedę mieć to na uwadze. – Nie sądziłem że ulubionym jedzeniem Chucherka będzie coś słodkiego. Ale co ja mogę wiedzieć. Zawsze wszystko zjadał z apetytem co mu przyniosłem.
B: Bym sam przygotował dla niego ale wyszłaby z tego czarna breja niż ciasto. – Zaśmiał się.
B: Kiedyś zrobiłem dla niego Feijoada completa. Jak spróbował po chwili próbował mi wepchnąć to do gardła, żebym to spróbował swojego dzieła. – Takiego jeszcze go nie widziałem więc trochę trudno mi to wyobrazić. Brazylia niekiedy mi opowiada jakieś wydarzenia z ich przeszłości. Dlaczego? Nie wiem. Ale mi to nie przeszkadza
R: Słuchając was można stwierdzić, że znacie się od dawna.
B: Znam tego homem sombrio od kiedy Pamiętam. Kiedyś... - nie skończył ponieważ podszedł do nas Flagowiec. Gdzieś go już widziałem.
???: Cześć. – Przywitał się. Kontem oka widziałem jak Brazylia spojrzał na nie go chłodno.
???: Ty pewnie jesteś Rosja. – Wyciągnął do mnie rękę.
???: Jestem Kanada. Miło mi cię poznać.
R: Mnie również. – Nie odwzajemniłem jego gestu. Między nim a Brazylią czułem wielkie napięcie i nie chęć do siebie, choć bardziej to widać u piłkarza.
R: Chcesz coś ode mnie?
K: Widzę że przechodzisz do sedna. – Podrapał się po karku.
K: Heh. Dobrze. Chciałem się zapytać czy może ty wiesz gdzie jest Ameryka? – Jeżeli zna Chucherko to to może być przyjacielem lub wrogiem. Bo przecież musiał być coś lub ktoś dlaczego był w takim stanie. Nie mam zamiaru by przez moją nie uwagę znów coś mu się stało.
R: Nie wiem. – Odparłem spokojnie. Ciągle szukając w pamięci w skąd go znam.
R: Bardziej on ci może powiedzieć, zna go lepiej niż ja. – Wskazałem na Brazylię, który patrzył się na Kanadę wilkiem. Widziałem jak klonowy chłopiec przez krótki moment skrzywił się lekko.
K: Niestety on nie za bardzo mnie lubi i zapewne mi nie powie jak się miewa jego amigo. A ty wydajesz się bardziej okrzesany. – Brazylia nic nie powiedział ale ręce go świerzbiły.
R: Już mówiłem. – Kanada z niezadowolenia włożył ręce do kieszeń.
K: Darujmy sobie to. Widziałem jak rozmawiałeś z Brazylią a ten pobiegł gdzieś i następnego dnia nie był już taki zmartwiony a wręcz radosny. Więc stwierdziłem, że ty coś możesz wiedzieć.– Spostrzegawczy. Już wiem gdzie go widziałem. Był tam razem ze mną kiedy bili Ame.
R: Uznajmy, że wiem. Dlaczego miałbym ci to powiedzieć?
K: Jestem jego braciszkiem. Więc to zrozumiałe, że się o nie go martwię. – Jego postawa i zachowanie nie zbyt przypadła mi do gustu.
R: Jeżeli jesteś kochającym bratem dlaczego do niego nie zadzwonisz? – Nawet jak jest jego rodziną nie sprawi, że mu zaufam. Już ja to znam.
K: Niestety nie dogaduję się dobrze z Ameryką. – Podszedł do mnie.
K: A chcę tylko wiedzieć czy jeszcze żyje. - Chłopak popatrzył się prosto w moje oczy, które były prawie na wysokości moich. Nic nie powiedziałem.
K: Jeżeli naprawdę nic nie wiesz to jak go spotkasz powiedz mu że jego braciszek martwi się o jego zdrowie. – Wytrzymując jego wzrok powiedziałem spokojnie i stanowczo.
R: Przykro mi ale nie będę się mieszał w wasze sprawy. Sam to załatw. – Nagle zadzwonił dzwonek na zajęcia. Odsunął się ode mnie.
K: No cóż. - Powolnym krokiem szedł w stronę swojej sali
K: Miło się gadało. – Pomachał i zniknął za rogiem. Mam nadzieję, że nie będzie mnie śledzić. Tego by jeszcze brakowało. Też chciałem iść na lekcje ale Brazylia mnie zatrzymał.
B: Nie chciałem cię w to mieszać.- Był poważny gdy to mówił. Widać musi być na rzeczy.
R: I tak jestem już w to wplątany. – Czy miałem inny wybór? Jakoś trudno mi to wytłumaczyć ale nie chcę by Ameryce stała się krzywda.
B: Dlatego głupio mi ale proszę cię jako przyjaciel byś dał Ami schronienie. - Zastanowiłem się chwilę. Z rodzeństwem nie będzie problemu, chyba, ale trudniej będzie kiedy ojciec się dowie.
B: Oczywiście dopóki nie znajdzie mieszkania. - Dodał prędko choć to nie było konieczne. Na pewno Chucherko nie zechciałby u mnie zamieszkać na stałe.
R: Zastanowię się. Ale chcę wiedzieć dokładniej jaka jest przyczyna jego ucieczki. – Lepiej coś wiedzieć o jego sytuacji bym nic nie namieszał. Brazylia jednak pokręcił głową.
B: Lepiej jak ci to powie Ami osobiście. Nie chcę opowiadać jego historii bez jego zgody. Kwestia honoru. – Teraz już wiem, że to nie jest prosta sprawa.
R: Nie sądzę by mi powiedział. – Przypomniałem sobie jak powiedział „Jesteśmy tacy sami." Uśmiechnąłem się w duchu. Jeżeli tak to na pewno mi nie powie.
B: Na pewno ci powie. Ma u ciebie dług. A on nie lubi mieć długów. – Po tych słowach poszedł na zajęcia. Ja też powolnym krokiem poszedłem na swoje.
****Kilka godzin później****
Pov. Ame
Słońce powoli przesuwało się ku zachodowi. To już koniec. Badań, lekarzy, badań, leków, badań, pielęgniarek i innego szajsu szpitalnego. Lecz co dalej? Czy Wielkolud da mi dalej mieszkać u siebie po tym co się stało? Jakby nie patrzyć wiele mu przysporzyłem nie lada problemów. Spojrzałem na telefon, który Brazylia mi kupił. Nadal mogę wrócić do mojego pierwotnego planu. Moje rozmyślania przerwał hałas otwieranych drzwi. Przyszła pielęgniarka by mnie zabrać. Byłem już przebrany więc tylko założyłem okulary przeciwsłoneczne i wsiadłem na wózek inwalidzki, bo takie procedury. Wywiozła mnie do recepcji. Tam czekali na mnie Brazylia i Rosja. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Opanuj się.
B: Olá Ami. Patrz kogo przyprowadziłem. – Rękami pokazał na Wielkoluda.
R: Cześć. – Chociaż przychodził do mnie co dziennie do szpitala nadal dziwnie się czuję przy nim. Nawet podczas jego wizyt zakładałem okulary by nie gapił się na mnie.
A: Cześć wam. Dlaczego przyszliście razem?
B: Widzisz ja i ten tu kolega chcielibyśmy świętować koniec twojego lenistwa. – Podniósł ręce do góry by bardziej to podkreślić. – Więc podnieś swoje cztery litery i jedziemy.
A: Dobrze już dobrze. – Wstałem bez żadnego problemy. Coś jeszcze podpisałem i poszedłem za nimi.
A: A co będziemy robić? – Impreza nigdy nie jest zła ale nie mogę się wychylać. Już pobyt w szpitalu był ryzykowny.
B: To niespodzianka. – Chuj.
A: Bryz. Wiesz że nie lubię niespodzianek.
B: Weź. Jedziesz z nami więc nie nie ma się czego bać.
A: Ja się nie boję. Tylko martwię, że znów przesadzisz. – Nawet urodziny psa u niego wyglądają jak wielkie wydarzenie.
B: To tylko jednorazowo.
A: To samo mówiłeś wcześniej.
B: Tak? Nie pamiętam. – Kiedy wyszliśmy ze szpitala Rosja wyjął kluczyki a czarny samochód zamrugał światłami na parkingu.
A: Ty masz samochód? – Nie wiem czemu ale lekko mnie to zdziwiło.
R: Tak. Ale do szkoły wolę iść na nogach. – Wywróciłem oczami.
A: Outsider się znalazł. Jest twój czy starego?
R: Sam na niego zarobiłem. – Wyszczerzyłem oczy w zdumieniu. Jaką ty masz pracę że stać cię na nowy model? Wyszedłem z szoku, ale nadal jestem pod wrażeniem. Poczułem jak Bryz mnie trąci łokciem.
B: Też się zdziwiłem. Pytałem się go, ale on nie chce mi powiedzieć gdzie pracuje. Może tobie się uda.
R: Nawet nie próbuj. – Powiedział i wsiadł do auta. Zrobiłem to samo.
A: Jakby ktoś inny miał taki samochód jeździłby nim tylko dla szpanu. - Włączył wóz i pojechaliśmy w stronę „niespodzianki".
B: Czy twoje rodzeństwo też ma swoje samochody? – Zapytał się Brazylia by nie siedzieć w ciszy.
R: Skąd wiesz że mam rodzeństwo? – Ciekawe, że dopiero teraz o tym rozmawiają. Choć można nie wspominać o rodzeństwie. Jestem tego przykładem.
B: Wiem, że Ukraina i Białoruś są z tobą związane. – Wielkolud milczał chwilę.
R: Samochód tylko mam ja i Kazachstan. – odpowiedział a ja przypominałam to stare zdjęcie w salonie. Było dwóch chłopców. Jeden miał niebieski poziomy pasek na dole a drugi pionowy po prawej stronie. Tylko, który z nich to Kazachstan a który Rosja?
B: To masz więcej rodzeństwa?
R: Nie. Tylko tych trzech. – Skręcił a nas wygięło w siedzeniach a ja dalej przysłuchiwałem się ich rozmowie. Nie chciałem się wtrącać.
B: Ciesz się że masz tylko tyle. – Westchnął.
B: Ja mam aż sześciorga rodzeństwa.
R: Czy Argentyna jest twoją siostrą?
B: O Cristo! Nie! – Wykrzyczał a w lusterku zobaczyłem jak się rumieni.
B: Chociaż wolałbym, żeby którykolwiek był Flagowcem, ale wszyscy są „normalni".
R: Czy to jest problem, że jesteś jedyny?
B: Nie. – Machną ręką.
B: Może się wydawać, że w takiej rodzinie może być tylko napięcie między mną i pozostałymi ale tak nie jest. Wręcz przeciwnie. Kochamy się wszyscy nawzajem nie pomijając nikogo. Ale czaszami są nie do wytrzymania. Małe zgredy, których niekiedy nie da się opanować. Ame może potwierdzić jakimi są diabłami. – Uśmiechnęliśmy się na wzajem.
A: Przyznaję. Pamiętasz jak Alberto podczas zakupów poszedł do zabawkowego i ułożył prawie wszystkie zestawy z lego.
B: Skurczybyk nawet nie minęły 10 minut a mały już siedział zadowolony wśród klocków. – Zaśmialiśmy się.
R: A ty Ame? Masz rodzeństwo oprócz Kanady? – Widziałem jak Bryz chciał uciszyć Rosję ale to już trochę za późno na to.
A: Skąd wiesz? – Popatrzyłem się wymownie na Brazylię.
R: Spotkałem go. – Zerknął na mnie w lusterku. Tak na pewno uwierzę że te szczyny psa „spotkał" Rosję. On się nie spotyka on nawiedza.
R: Chciał wiedzieć co się z tobą dzieje.
A: Bo uwierzę że się o mnie martwi. Wracając do twojego pytania mam tylko Kanadę, który na nie szczęście jest moim bratem.
R: Jest starszy od ciebie? – Zapytał się. Chciałem już mu powiedzieć że to nie jego sprawa kiedy nagle Brazylia się wtrącił.
B: Dotarliśmy! – Spojrzałem przez okno samochodu i zastanawiałem się czy Brazylia ma dobrze w głowie.
A: Naprawdę? Twoja niespodzianka to twój dom?
B: Nie marudź tylko choć. – Podeszliśmy do drzwi a kiedy Brazylia je otworzył zobaczyłem pełno ludzi rozmawiających i śmiejących się do siebie. Nagle Brazylia wykrzyknął.
B: Witaj w domu! – A tłum spojrzał na mnie .
A: Bryz. – Powiedziałem twardo jego imię.
A: Zapomniałeś, że nie mogę się rzucać w oczy? – Nie przejmując się tym wepchnął mnie do środka.
B: Nie martw się tym. Wszystko jest załatwione. – Po tych słowach poszedł do Argentyny, która stała przy stole. A mnie otoczył tłum ludzi chcąc się ze mną przywitać ściskając mnie lub podających dłonie niekiedy wykrzykujących „ Witaj w domu" choć nim nie był fizycznie. Jak zawsze musiał z tego zrobić wielkie wydarzenie. Brazylia nie tylko zaprosił swoją rodzinę ale i chyba całą Amerykę Południową. Też zauważyłem kilku Flagowców, którym jak on ufam.
Pov. Rosja
Kiedy wszyscy rzucili się na Ame ja poszedłem do stołu gdzie było jedzenie i kubki z napojem na których napisano „dla dzieci" lub „dla dorosłych". Wziąłem jeden „dla dorosłych" i poczułem w nim alkohol. Patrzyłem jak Chucherko próbował wyjść z kółka adoracji, szybko witając się ze wszystkimi. Śmiesznie to nawet wyglądało.
???: Hej przystojniaku. – Trochę mnie przestraszyła, może to dla tego że była mniejsza ode mnie.
R: Hej. – Odpowiedziałem dziewczynie, która zbliżyła się do mnie też trzymając w ręce kubek.
???: Na kogo się tak wpatrujemy? – Zagadała.
R: Na nikogo konkretnego. – Była ubrana w fioletową sukienkę z opadającymi ramiączkami ze złotymi naszyciami. Na prawym oku miała białą gwiazdę na niebieskim kwadracie dając jej przez to uroku.
???: W tych tłumach jest pełno dziewczyn, które chętnie się z tobą zapoznają.
R: A ty do nich się zaliczasz? – Uśmiechnęła się.
???: A chciałbyś? - Powiedziała flirciarsko.
R: A ty? – Odparłem takim samym tonem głosu.
???: HA! Podobasz mi się. - Nie oczekiwanie wyciągnęła do mnie rękę.
???: Jestem Chile. A ty? - Popatrzyłem się na jej wyciągniętą dłoń ale nie uścisnąłem jej.
R: Rosja. – Wypiłem łyk napoju.
C: Czyli to ty jesteś tym chłopakiem co uratował Ami. - Brazylia mówił, że komuś powiedział prawdę. Tak to wszystkim wmówił, że jego członek rodziny wrócił z zagranicy. Widać dawno go nie widzieli.
R: Ym. Można tak powiedzieć.
C: Miał szczęście, że na ciebie wpadł. – Wpadł to mało powiedziane. Bardziej upadł na twarz.
R: Nie wiem czy to można nazwać szczęściem. – Zwykły przypadek. Popatrzyłem się w stronę Ame, który właśnie witał się z wielkim uśmiechem z biało-czerwonym chłopakiem. Czy ja go znam?
C: Co myślisz o nim? – Zerknąłem na nią. Też patrzyła na Chucherko.
R: Nic konkretnego.
C: Przecież go uratowałeś i odwiedzałeś w szpitalu.
R: Każdy by to zrobił.
C: Powiem ci, że nie wielu życzy mu dobrze. – Co miała przez to powiedzieć. Każdy ma wrogów ale i także przyjaciół, którzy pomagają.
R: Patrząc na to zgromadzenie można stwierdzić, że jest lubiany.
C: Tutaj można tak stwierdzić bo przyjaciele trzymają się blisko. – Po tych słowach przysunęła się jeszcze bliżej do mnie I popatrzyła się w moją stronę. Jej wzrok był flirciarski i świdrujący.
C: A ty kim jesteś dla niego?
R: Czy to nowa metoda sprawdzania wrogów? – Zaśmiała się pod nosem i odwróciła wzrok nadal będąc blisko mnie. Bardzo intrygująco-dziwna osoba.
C: Myślałam, że będzie gorzej wyglądać. – Tu wskazała na Amerykę. – Ale nieźle się trzyma.
R: Dlaczego tak sądziłaś? – Choć zemdlał nie znaczy, że jest słaby i też trochę waży. Trudno w tedy go było wynieść z auta.
C: Brazylia opowiadał, że jak pierwszy raz był w szpitalu. Podobno nawet po opuszczeniu tamtego miejsca wyglądał marnie. – Czyli wieści z pierwszej ręki. Nie dziwi mnie to. Brazylia jest strasznym gadułą. Z Ameryką mogą siedzieć godzinami przy rozmowie. O czym można opowiadać przez tyle czasu, sam się zastanawiam.
R: Jednak teraz trzyma się bardzo dobrze. – Ktoś Ame tarmosił po włosach. Wszyscy się śmiali. Był to swojski widok, na który można by było patrzyć bez końca.
C: I bardzo dobrze. Ale jakby się coś działo masz mój numer. – Wcisnęła ni do kieszeni koszuli wizytówkę i poklepała ją.
C: Możesz dzwonić o każdej porze. Nawet w mniejszych sprawach. – Nawet nie będę tego komentować.
C: A jeżeli chcesz mnie lepiej poznać zaczekaj do wieczora. – Podniosłem jedną brew.
R: Dlaczego? – Uśmiechnęła się tajemniczo.
C: Zobaczysz. – Wyszeptała mi do ucha i odeszła zostawiając mnie samego z nurtującymi mnie myślami.
Pov. Ame
???: Witaj w śród żywych. – Usłyszałem za plecami. Odwróciłem się.
A: Kogo moje piękne oczy widzą. – Stała przede mną z lekkim grymasem na twarzy.
Bia: Cześć Ameryka.
A: Czyżbyś przyszła dla mnie? – Żachnęła się.
Bia: Chyba w twoich snach. Przyszłam tylko dlatego bo Rosja mnie zaprosił.
A Właściwie gdzie on jest? – rozejrzałem się i zobaczyłem go rozmawiającego z Chile w jadalni gdy nagle dziewczyna wyszeptała mu coś na ucho i zostawiła go. Rosja miał zmieszany wyraz twarzy. Co ona kombinuje?
Bia: Powiedz mi. – Zaczęła niespodziewanie - Co cię łączy z Rosją? – Odwróciłem się do miej. Co niby ma to znaczyć?
A: A co niby ma nas łączyć twoim zdaniem? – Dookoła nas ludzie bawili się i rozmawiali a między nami zapanowała dziwna atmosfera.
Bia: Widziałam jak zareagował kiedy straciłeś przytomność i jak często wychodził do ciebie kiedy byłeś w szpitalu. – Przybliżyła się do mnie. – Nie wiem co planujesz ale nie myśl sobie, że możesz go owinąć wokół palca.
A: Nie wiem o czym mówisz. - Co to ma być? Ja i kogoś manipulować?
Bia: Rosja przeszedł wiele i nie potrzeba mu więcej problemów. A zwłaszcza ciebie. Jeżeli coś jest na rzeczy powinieneś to zakończyć. Rosja jest mój. – Zdziwiłem się na jej słowa. Jak to jej? Przecież nie jest własnością. A co do problemów nic nie zrobiłem rozmyślnie. A może to jest problem ale na pewno go nie wykorzystuję i nie zmuszam do niczego.
A: O co ci chodzi? Nic między nami nie ma. Jesteśmy tylko...
R: Я вижу, ты пришел. – Powiedział ktoś za mną aż się wzdrygnąłem.
Bia: Прывітанне, Rosja! – Krzyknęła do Wielkoluda.
Bia: Як я не мог прыйсці? Przecież sam mi to zaproponowałeś. – Zaszczebiotała.
R: Вам не нужно было. Я знаю, что у тебя есть работа.
Bia: Я не магу cię zostawić samego. У мяне ёсць спакой на працы. да гэтага часу. - Nie mogłem już tego słuchać. Praktycznie nie rozumiałem co mówili. Odsunąłem się powoli od nich i poszedłem porozmawiać z innymi mieszając się z tłumem.
****Kilka minut później****
Impreza nadal trwała. Byłem już zmęczony w przeciwieństwie do rodziny Brazylii. Oni to zawsze mają dużo energii. Poszedłem na taras. Słońce już zaszło. Kiedy tak się ściemniło? Wyjąłem e-papierosa i opierając się o balustradę zacząłem wciągać dym. Trzepnęło mną kiedy poczułem smak. Obrzydlistwo. Dlaczego to wlałem?
???: Chcesz papierosa? – Wzdrygnąłem się. Czy zawsze musicie wszyscy mnie nagabywać od tyłu? Czyję się z tym nieswojo. Odwróciłem głowę i na chwilę zastygłem. Stał tam Niemcy.
A: Chętnie – Odpowiedziałem. Podszedł do mnie i podał mi paczkę papierosów wyjąłem jednego i poszukałem w kieszeniach zapalniczki.
A: Shit. – Powiedziałem cicho. Zapomniałem, że zostawiłem ją w torbie.
N: Masz moją. – Mówiąc to zapalił mi. A ja patrzyłem się na jego twarz oświetloną płomykiem.
A: Dzięki – Zaciągnąłem się i od razu wypuściłem dym. Ach. Tego mi było trzeba. Wdziałem że nadal patrzył się na mnie. Jednak po chwili odwrócił się podpierając się o balustradę. Staliśmy tak dłuższy czas w ciszy.
N: Nadal ci nie wybaczyłem. – Odezwał się a jak wziąłem kolejny buch. Nie dziwię się. Wiem, że to co zrobiłem było i jest niewybaczalne.
N: Ale nie chcę tego ciągnąć. – Za pauzował.
N: Chcę to zakończyć. Ale tym razem w pokojowy sposób. - Patrzyliśmy w przestrzeń przed nami. Choć nadal czułem niepewność to w jego obecności nie byłem już aż tak spięty.
A: To już trzy lata. - Powiedziałem z westchnieniem.
A: Też sądziłem żeby z tobą porozmawiać lecz kiedy widziałem cię uciekałem jak tchórz. – Strąciłem popiół.
A: Unikałem cię by nie być w niezręcznej sytuacji.
N: Ale jesteś teraz tu i rozmawiasz ze mną. - Zaśmiałem się cicho.
A: Trudno mi to przyznać ale cieszę się z tego powodu.
N: Mnie również. – Spojrzałem w jego stronę.
A: Nie palisz? – Zapytałem się go ponieważ ciągle bawił się zapalniczką.
N: Nie. Rzucam. Do nałogów wystarczy mi tylko kawa. – Uśmiechnąłem się.
A: Przyznam że wcześniej paliłeś jak smok.
N: Wtedy cię jeszcze kochałem. – Zamilkłem. Nadal mnie boli tamto wspomnienie. Był niewyobrażalnie wściekły po tym jak się dowiedział, że jego ojciec jest w śpiączce przeze mnie. Wiedziałem że nie był zły za to co zrobiłem, choć w pewnym stopniu pewnie też. Był jednak wściekły, że mu nie wyjawiłem osobiście prawdy, którą dowiedział się od mojego ojca. Byłem nie szczery wobec jego i nie miałem prawa żeby mnie nadal kochał.
A: Ja też. – Odpowiedziałem.
N: Chciałem ci się upodobać.
A: Nie musiałeś. Bez względu na wszystko byłeś dla mnie ideałem. – Jego kąciki ust podniosły się niezauważalnie.
N: Ale teraz mam kogoś innego, na którym mi zależy.
A: He? Masz kogoś na oku? – W sumie czemu się dziwie przecież minęło tyle lat że nic dziwnego że kogoś znalazł, choć ja nadal nie mam nikogo. Czy aby na pewno?.
A: Powiedziałeś mu to? - Poprawił okulary. Zawsze to robi kiedy się zmiesza.
N: Nie. Nadal się waham.
A: Do odważnych świat należy. – Czerwona końcówka papierosa powoli zbliżała się do moich palców.
N: A ty? Masz kogoś? Czy nadal jestem dla ciebie ideałem? – Zaśmiałem się. Możliwe że nawet ze zdenerwowania ponieważ ciągle o nim myślałem ale przez ostatnie kilka dni nie wspominałem go tak często.
A: Nie, nie mam. Ale już nie myślę o tobie.– Odpowiedziałem, kierując wzrok ku górze.
N: Zmieniłeś się. – powiedział nagle.
A: Chyba jak każdy. – Uśmiechnął się. Zapomniałem jaki jest inny kiedy ma taki wyraz twarzy.
N: Dobrze. Pomogę ci. – Powiedział nagle.
A: Z czym? – Przecież nawet o nic go jeszcze nie prosiłem.
N: W znalezieniu ci mieszkania.
A: Ale... Brazylia. – Czy ktoś wie jak go uciszyć? Chciałem to sam załatwić.
N: Nie wiesz jak się starał bym to przemyślał. Na początku nie chciałem ci pomagać. Lecz kiedy teraz na ciebie patrzę, widzę tamtą osobę, która zawsze dodawała mi ciepła i otuchy.
A: Więc pomożesz mi przez wzgląd na dawnego mnie? – Uśmiechnął się lekko.
N: Nie. – Oparł się przodem do drzwi i popatrzył się na mnie.
N: Na dzisiejszego ciebie. – Te słowa wywarły ma mnie wrażenie. Przez krótki moment poczułem się jak w tedy gdy wyznał mi miłość. Odepchnął się od tarasu i poszedł w stronę domu.
N: Dość już tych smentów. Choć bo cię ominie własna impreza.
A: Niemcy! – wykrzyknąłem za nim. – Dzięki. – Staną na chwilę a z mieszkania słychać było przytłumioną muzykę i rozmowy. Odwrócił głowę.
N: Witaj w domu. – Rzekł i wchodząc zamknął za sobą szklane drzwi. Za nimi zobaczyłem opierającego się o stół Rosję. Patrzył się w moją stronę. Zgasiłem papierosa i wszedłem do pomieszczenia. Witaj w domu.
Pov. Rosja
Bra: ZACZYNAMY SZOŁ! – Wykrzyczał do mikrofonu za lady dla DJ'a. Wszyscy krzyknęli z radości.
Bra: MOŻEMY ROBIĆ HAŁAS BO WSZYSCY SĄSIEDZI SĄ TU! – Znów usłyszałem krzyki.
Bra: Wiecie że w naszym zwyczaju wieczorne tańce zaczyna główna osoba imprezy! Niech porzuci wstyd a was proszę żebyście zaproście go najlepiej jak umiecie! – Widziałem jak Ame z zażenowanym uśmiechem wyszedł w oklaskach i wiwatach na środek koła.
Bra: A teraz zaproś wybraną osobę do tańca. – Ameryka obejrzał się dookoła i od razu zatrzymał wzrok na pewnej osobie. Podszedł do niej i podając jej rękę zaciągnął ją na środek. Chile? Ame powiedział coś jej do ucha a ona odpowiedziała mu patrząc na niego wymownie. Kiedy Chucherko dało znać, że są gotowi Brazylia puścił powolną romantyczną muzykę. Wszyscy zabuczeli a para podniosła ręce na znak dezaprobaty. Zmienił i z głośników wydobyły się pierwsze nuty "Give It Up To Me". Wezbrały się oklaski.
Para zaczęła tańczyć a ja nie mogłem mogłem oderwać wzroku. Wyglądało to wspaniale. Kręcili, wili się między sobą i odsuwali. Jego ruchy ciała były tak płynne i zgrane z partnerką, że stanowili piękną całość. Nie widziałem Chucherka tak szczęśliwego i pełnego energii. Ame, kiedy zaciągnął w taneczny sposób okulary do góry, których praktycznie nie ściągał, zobaczyłem jego wspaniałe oczy. Mogłem zobaczyć pełny namiętności i zmysłowości wzrok kolorowych tęczówek. Nagle spojrzał na mnie tym wzrokiem. Poczułem ciepło w klatce piersiowej, które rozeszło się po całym ciele. Co to za uczucie? Skończyli a cały salon klaskał im i aplauzował. Ja też się do nich dołączyłem nadal czując to dziwne ciepło. Po krótkiej chwili wszyscy już tańczyli w rytm muzyki puszczonej przez Brazylię. Ja jednak odsunąłem się pod ścianę. Wziąłem kolejny kubek z alkoholem. Ame i Chile są wspaniałą parą.
A: Hej, czemu tu stoisz?! – Zapytał Ameryka, który wyłonił się z tłumu.
A: Choć zatańczyć! – Był cały czerwony a oddech miał szybki.
R: Nie mam ochoty. – Upiłem łyk napoju i przypominałem sobie występ Ame.
R: Po za tym chcę ci powiedzieć, że wspaniale tańczyłeś wtedy z Chile. – Położył swoje ręce o biodra by ochłonąć.
A: To były tylko wygłupy. - Wygiąłem usta w lekki uśmiech.
R: Nagle stałeś się skromny? – Zaśmiał się.
A: Poczekaj jak się rozkręcę. Wtedy przekonasz się co to prawdziwy taniec. – Podszedł i podparł się obok mnie o ścianę. Nie mogę się już doczekać.
R: Tylko nie zemdlej mi tu z zachwytu. Nie chcę cię kolejny raz nosić. - Machnął ręką jakby odganiał muchę.
A: Spokojnie. Przez ten tydzień leżenia w szpitalu i jedzenia twoich potraw moje siły się zregenerowały.
R: Mam nadzieję, że u mnie znów nie zapomnisz jeść. – Po tych słowach zastygł.
A: Czekaj? - Zmrużył oczy gdy przeredagowywał moje stwierdzenie.
Masz na myśli, że ja... mogę u ciebie zamieszkać? – Mówiąc to powoli wyszczerzał na mnie oczy. Nawet mnie to rozbawiło. Już drugi raz czymś go tak zaskakuję. Jego mina jest w tedy bezcenna, że chyba polubię to robić.
R: Aż nie znajdziesz mieszkania. - Dodałem po chwili.
A: Naprawdę?! - Zapytał nadal mając niedowierzanie na twarzy.
R: Naprawdę. – Wypuścił powietrze z płuc. Szybko jednak zmienił wyraz twarzy i zmarszczył brwi.
A: Mam nadzieję że nie zgodziłeś się za namową Brazylii?
R: Może mnie prosił ale to była moja decyzja. – Zrobiłem pauzę. Chyba go nie przekonałem ale nie będę go teraz przekonywać, że nie jestem podatny na sugestie.
R: Mam jeden warunek, jeśli chcesz nadal mieszkać u mnie. - Podniósł jedną brew do góry.
A: Ratujesz mnie od mieszkania na ulicy i masz tylko jeden warunek? - Prychnął.
A: No ale nie będę wybrzydzał. - Skrzyżował ręce na piersi.
A: To jak on brzmi? - Zerkając na mnie oczekiwał na moją wypowiedź.
R: Masz mi płacić. - Odpowiedziałem a Ame spojrzał na swoje buty.
A: Ile chcesz? – Zapytał po chwili.
R: Nie chcę kasy. – Nie poruszył się. Nie chciałem by płacił kasą ale czymś ważniejszym.
R: Oczekuję od ciebie informacji. – Dokończyłem. Staliśmy chyba z wieczność podpierając ściany i słuchając bębniącej muzyki.
A: Jakich? – Odparł w końcu.
R: O tobie. – Brazylia jak i Chucherko sygnalizowali mi bym nic nikomu nie mówił o jego miejscu przebywania. Nie chcę, żeby przez moją nieuwagę wpaść w nieprzyjemną sytuację jak na przykład dzisiaj. Usłyszałem jego westchnięcie.
A: I tak nie mam większego wyboru. – Zaczął wkładając ręce do kieszeni i podnosząc głowę do góry.
A: Przystaję na twój warunek. Ale nie powiem ci całości w jeden dzień. - Zrobił krótką pauzę.
A: Umówmy się tak, że jeden dzień jedno pytanie. – Zamyśliłem się.
A: Jak na razie. Później może być więcej. – Dodał na prędko. To nawet nie głupi pomysł. Co tam, że dodaje do mojego warunku swoje. Mi tylko są potrzebne informacje do momentu jego wyprowadzki. Jak dla mnie to on powinien czuć się komfortowo.
R: Zgoda. – Odparłem. Po tym wpatrywaliśmy się na tańczący tłum. Przypomniałem sobie rozmowę z dziewczyną z białą gwiazdą.
R: Chile mówiła mi, że nie mogła się doczekać tego wieczoru. – Zacząłem spoglądając na Chucherko. Ame tylko lekko się uśmiechnął.
A: Nic dziwnego. Chile uwielbia tańczyć nie mniej niż ja. Nawet była moją partnerką na kursach. Po tym jak pierwszy raz ze mną zatańczyła stwierdziła, że nie najgorzej tańczę. A wiesz mi nie każdego tak chwali. - Westchnął.
A: Dobrze, że znów mogłem z nią zatańczyć. – Kiedy to powiedział popatrzył się w stronę gdzie była ów dziewczyna. Tańczyła z jakimś chłopakiem w rytm muzyki. Przez to, że ściągnął do góry swoje okulary mogłem zobaczyć w jego oczach, że wspomina dawne czasy.
R: Chyba już dość się nagadałem. - Dopiłem trzymany kubek jednym haustem i postawiłem na stole. Odszedłem o krok od ściany.
R: Choć i pokaż mi swój prawdziwy taniec. – Poszedłem w tłum a ruchem ręki zaprosiłem Chucherko. Uśmiechnął się z zażenowania jednak dołączył do mnie. Nie wiem kiedy ostatni raz się tak bawiłem. Tańczyliśmy, piliśmy i śmialiśmy się a od dolewanego alkoholu coraz bardziej rozluźniałem się, że aż w którymś momencie urwał mi się film.
Pov. Narrator
Gdy całe sąsiedztwo świętowało ktoś zza ogrodzenia obserwował ich. Patrzył się przez dłuższy czas szukając kogoś w tłumie w końcu go dostrzegł tańczącego ze Słowianinem. Widać było, że byli pijani. Nie oczekiwanie Ameryka poślizgnął się i wpadł na partnera przez co obydwoje padli na parkiet. Obserwator stracił ich z oczu przez grupę tańczących ludzi, która zasłoniła mu widok. Nie tracąc już czasu wsiadł na rower i pojechał. Już wystarczająco dużo zobaczył.
***********************************************************************************************
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top