Jestem przy tobie
****20 minut później****
Pov. Rosja
Nie było go, nigdzie go nie było. Sprawdziłem już cztery kryjówki i nadal nic.
R: Блять! – Jeszcze ta pogoda. Był już wieczór kiedy rozpadało się na dobre przez to nie widziałem dobrze jezdni. Zadzwonił mój telefon i go odebrałem.
C: Sprawdziliśmy już 10 z 20 adresów, które nam wysłałeś ale nadal go nie znaleźliśmy. – Za mało.
R: Szukajcie dalej! – Musimy przyspieszyć tępo. Jeżeli nie znajdziemy go to nie zobaczę Ameryki jak Meksyka.
C: Rosja. Czy mogę wiedzieć skąd masz te adresy?
R: Nie czas na to! MASZ GO SZUKAĆ A NIE ZADAWAĆ PYTANIA! – Wykrzyczałem do słuchawki kierując pojazdem. Cholerna pogoda.
C: Dobrze. – Usłyszałem po chwili. – Będziemy szukać...– Po tym się rozłączyła. Miała bardzo troskliwy głos ale ja byłem zbyt zdenerwowany by odpowiedzieć jej spokojnie. Wybrałem numer do Ameryki już chyba z setny raz. Ale za każdym razem słyszałem pocztę głowową. Rzuciłem telefonem na siedzenie obok.
R: Gdzie ty jesteś?
Pov. Ame
ZSRR: I jak? Będziemy posłuszni i odpowiemy na moje pytania? – Oddychałem ciężko i niemiarowo ponieważ za każdym wdechem bolały mnie mięśnie i żebra. Ciągle nie mogłem nic zobaczyć przez co inne zmysły się nasiliły a zwłaszcza dotyk. Przez te kilka minut zadawania mi bólu czułem jak używał ostrego przedmiotu, pięści i innych rzeczy do pozostawienia mi siniaków i krwawych ran na całym ciele. Nic nie oszczędził. Żadnego skrawka mojej skóry, która teraz piekła w każdym calu.
ZSRR: Co robiłeś w moim domu? – Ponowił pierwsze pytanie. Wisiałem na łańcuchach a gdy kaszlnąłem wyleciała mi z ust kaskada krwi.
A: Nic. – Powiedziałem cicho. Co chwilę trzęsłem się z zimna i z zadanych ran. Traciłem powoli siły ale nie dam się tak łatwo. Nawet po tych ranach uwolnię się i zrobię to co sobie obiecałem. Przy okazji zabijając go.
ZSRR: Nie usłyszałem.
A: Nic nie robiłem. – Wysyczałem. Wziął mnie mocno za żuchwę przez co skrzywiłem się z bólu.
ZSRR: A ja myślę, że dużo robiłeś.
A: Nocowałem... Tylko. – Twarzy też nie oszczędził. Każde słowo sprawiało mi ból. Brutalnie puścił moją żuchwę. Po chwili poczułem jak zaczął jeździć dłonią po moim torsie. Hypocrite.
ZSRR: A spoufalanie się z moimi dziećmi? – Zaśmiałem się pod nosem choć to też sprawiało mi lekki dyskomfort.
A: Mają dostawać zgody od ciebie na zadawanie się z kimkolwiek? – To było silniejsze ode mnie. Dostałem w żebro. Poczułem pieczenie a z kącika ust popłynęła świeża krew. Lecz nie wydobyłem głosu. Nawet podczas jego tortur zaciskałem zęby aż mnie bolały.
ZSRR: Przez ciebie zburzyłeś ich stylu życia.– Ciągnął. Czułem jak jego obleśne dłonie stykały się z moją pokaleczoną skórą.
ZSRR: Dałeś im jeszcze więcej obowiązków. – Jego głos wdzierał się do mojej głowy.
A: To nieprawda. – Czułem, że zaraz odpłynę. Wytrzymaj. Nie możesz jeszcze usnąć. Nie dasz mu tej satysfakcji.
ZSRR: Nie? – Zapytał nadal dotykając każdą ranę na moim ciele.
ZSRR: Przyszedłeś do mojego domu jak bezpański zapchlony kundel. Moje dzieci przygarnęły cię z litości. - To nie jest prawda. Rosja z własnej woli zaproponował schronienie. Nawet go o to nie prosiłem.
ZSRR: Opiekowały się tobą, karmiły, broniły. Musiały się wiele natrudzić by cię schować przed niepożądanym wzrokiem. A ty jak się odwdzięczyłeś? Dając im więcej zmartwień i obowiązków niż pożytku. Sprawiłeś by poczuły odpowiedzialność za ciebie. Stałeś się pasożytem, który karmił się ich dobrocią. Od pierwszego dnia w moim domu sprawiałeś im problemy. Rany, omdlenia, szpital. Naprawdę nic od ciebie nie dostały. – Milczałem. Nawet nie chcę wiedzieć skąd to wie.
ZSRR: Nic. Tylko łudziłeś i mamiłeś ich wplątując je w swoją wojnę domową. – Nadal przesuwał swoje palce po swoim dziele. Obrzydlistwo.
ZSRR: Lecz nadal ci było mało. – Kontynuował.
ZSRR: Zapragnąłeś jeszcze bardziej ich uwagi a najbardziej mojego syna. Zaślepiłeś go by doszczętnie wykorzystać. Zbezcześciłeś jego umysł swoimi poglądami. – Niespodziewanie poczułem obecność ZSRR'a przed moją twarzą a swoją dłoń położył na mojej piersi.
ZSRR: Teraz mi powiedz. – Powiedział cicho.
ZSRR: Czy zbrukałeś jego ciało? - To pytanie ocknęło mnie z otępienia. Co? On jednak westchnął z dezaprobaty odsuwając się ode mnie.
ZSRR: Myślisz, że jak wiem co robiłeś to nie dowiem się kim jesteś? – Jego mowa zmieniła się w syk, który ciął moje bębenki.
ZSRR: Zdziwiło mnie jednak, że syn WIELKIEJ Brytanii jest zniewieściałym chłoptasiem lubiący genitalia. – Choć byłem na wyczerpaniu, kiedy usłyszałem z jaką pogardą to mówił zakipiało we mnie.
A: Nie zrobiłem tego. – Powiedziałem przez zęby. I nie zrobię, dopóki nie dostanę odpowiedzi.
ZSRR: Prędzej czy później dowiedziałbym się, że pieprzyłeś się z moim synem.
A: Głuchy jesteś?! – Wykrzyczałem i od razu się skuliłem kaszląc z bólu.
ZSRR: Myślałeś, że wszystko zataisz i odejdziesz jakby nigdy nic?
A: Nie...! – Chciałem jeszcze coś powiedzieć ale zakneblował moje usta szmatą.
ZSRR: Milcz. – Uciszył mnie i pogładził po torsie. Chciałem się wyrwać ale od ran zadanych mi od Sowieta tylko poczułem ostry ból na całym ciele i spływającą z ran krew.
ZSRR: Nawet jak tego nie zrobiłeś. W myślach na pewno go bezcześciłeś. – Kipiało we mnie ale jednocześnie poczułem lekki wstyd. Miałem chwile słabości by się na niego rzucić ale nie zrobiłem tego. Powstrzymywałem się by nie zrazić do siebie Rosji. A on nie ma prawa mnie oceniać.
ZSRR: Tacy jak wy nie mogą się powstrzymać od dobrania się w czyjąś rzyć. Już drugi raz ktoś pragnie mojego syna. – Drugi raz?
ZSRR: Ale ja już wiem jak trzeba z wami postępować i nauczyć was pokory. – Nie wiedziałem co on chce mi zrobić ale w głębi umysłu coś mi podpowiadało, że to się źle skończy.
Uwaga scena + 18 Jeżeli nie chcesz czytać przejdź do znaku ([])([])
ZSRR: A jedynym sposobem – Zapauzował.
ZSRR: Jest wasza metoda. – Kliknął coś a ja od razu poczułem jak coś wibruje we mnie. Z zaskoczenia złączyłem nogi. Skurwysyn włożył mi wibrator we mnie. Cholerny psychopata! Czułem jak przez te kilka minut patrzył się na mnie jak zwijam się z doznawanych wibracji. Nienawidziłem siebie, że odczuwałem lekką przyjemność od tego. Jak w ogóle mogłem? Nie podnieca mnie sado-maso. Nagle poczułem jak ZSRR chwyta mnie za moje prącie. Łzy podpłynęły do moich oczu.
ZSRR: Naprawdę przez jedno urządzenie w tyłku dostałeś erekcji? – Powiedział z kpiną w głosie.
ZSRR: Jednak nie dam ci przyjemności z tego. – Ciągle trzymając mnie za penisa poczułem jak coś metalowego przykłada do końcówki. Nie! Chciałem się wyrwać ale więcej mi to bólu zadało niż zamierzonego efektu. Metalową rzecz zaczął wpychać mi do prącia. Nie wiem czy to mnie bolało czy podniecało ale wiem, że stawało mi się nie dobrze od tych wszystkich doznań dawanych mi od ZSRR'a. Słyszałem jak w piwnicy odbijały się echem moje stłumione dźwięki. Po policzku popłynęła mi łza. Dlaczego nic mi nie wychodzi? Przeszło mi przez umysł. Nie ważne jak bardzo chcę coś zrobić wszystko spada na panewce. Czułem jak moja pewność siebie powoli uchodziła ze mnie. Nie! Nie dam się. Nie dam się złamać. Jeszcze nie wszystko stracone. Między moimi stłumionymi jękami słyszałem jak coś spada głucho o ziemię a Sowiet stanął za mną i wyjął mi wibrator. Oddychałem ciężko gdy po chwili podniósł jedną moją nogę. Nie.
ZSRR: Teraz czas na trochę pokory. – Powiedział mi do ucha. Nie! Moje oczy prawie wyleciały mi z orbit. Wepchnął mi swoje naprężone przyrodzenie we mnie. Przez zakneblowane usta chciałem wrzasnąć ale usłyszałem tylko zdławiony jęk. Wyją mi knebel z ust. Znów naparł jeszcze większą siłą. Nie chciałem wydawać dźwięków lecz po jego głębszych wepchnięciach, które bardziej bolały niż wszystkie rany razem wzięte, zacząłem jęczeć. Zaciskając powieki i pięści czułem jak ruszał się we mnie coraz szybciej aż po jakimś czasie poczułem coś ciepłego płynącego po mojej nodze.
Nic. Kompletnie nic nie mogłem zrobić by powstrzymać to piekło. Byłem gwałcony przykuty łańcuchami do sufitu cały w ranach i siniakach a moje jęki odbijały się echem po pomieszczeniu obrzydzając mój głos. Nie mając siły błagałem w myślach by to się wreszcie skończyło ale tak się nie stało. Ciągle na mnie napierał od tyłu gryząc moją szyję do krwi. Niekiedy mówił do mojego ucha słowa jednak nie rozumiałem je. Nie wiem ile minęło czasu męki, bólu, krzyków i jęków aż jego obrzydliwe nasienie wytrysnęło we mnie. Wyszedł ciężko dysząc.
([])([])
Uwolnił mnie z okowów a ja jak szmaciana lalka upadłem ciężko na podłogę. Odsłonił mi oczy a ja w końcu mogłem zobaczyć sprawcę wszystkich tortur. Patrząc przez łzy na jego plecy miałem w umyśle tylko chęć mordu.
ZSRR: Powiem ci pewną prawdę. – Powiedział wycierając swojego penisa z mojej krwi.
ZSRR: Jesteś cennym nabytkiem w świecie biznesu. – Mówił nie patrząc się na mnie zakładając spodnie.
ZSRR: Nie mówię już o tym, że jesteś spadkobiercą Wielkiej Brytanii. - Poprawił koszulę i zawiązał krawat.
ZSRR: Ale twoja agencja ma wspaniałe wyniki. Na pewno dzięki niej wejdziesz na szczyt. Masz jednak problemy finansowe a ja jako dobrotliwy sponsor uratuję ją. Będziesz miał dług wobec mnie a wtedy jak nie będzie mi się podobało twoje postępowanie lub ponownie zbliżysz się do mojego syna... Znów się spotkamy. – Wziął płaszcz z krzesła i utkwił wzrok w stół. Tak łatwo się nie poddam.
A: Zabiję cię! – Wykrzyknąłem przez zdarte gardło. A ścierwo wrzucę do rynsztoka! Nikt nie będzie za tobą płakał. Nikt! Nawet twoja rodzina chce twojej śmierci! Nawet Rosja.
ZSRR: A jeżeli chodzi o Rosję. – Zerknął na mnie swoim jedynym okiem jakby czytając w moich myślach.
ZSRR: Jeżeli myślisz, że ja cię wykorzystuję. Wiedz, że on też nie jest bez winy. – Nadal patrzyłem na niego ze wściekłością ale już mniejszą. Jak to?
ZSRR: Nie wierzysz mi? To zapytaj się go o człowieka z dziurą w głowie. – Moje myśli leciały jak szalone. Dlaczego tak mówi? Spotkanie? Przecież nie ma z tym nic wspólnego. Tylko ja wiedziałem o tym. Jednak przypomniałem sobie, że mówiłem mu przelotnie o spotkaniu.
ZSRR: Jeżeli nie odpowie zapytaj się o jego cenny futerał. – Wszystko się zatrzymało. A: Co kupiłeś? R: Futerał. A: Grasz? R: Można tak powiedzieć. Spuściłem głowę.
ZSRR: Myślałeś, że ty go wykorzystujesz ale on bardziej od nas wszystkich manipulował tobą. Uwielbia zabawiać się ludzkimi uczuciami. - Nie. Nie. NIE! Biłem się z własnymi myślami. Skurczyłem palce w pięść. Jego dobroć, czułość, zrozumienie. Wszystko to miało byś iluzją?
ZSRR: Byłeś jego nową zabawką. – Jego słowa wdarły się w moje myśli niszcząc je jednej po drugiej. Jedyna nadzieja, która utrzymywała mnie podczas męki była fałszywa? Ale czym dłużej nad tym myślałem wszystko się zgadzało. Jego praca, zachowanie, Meksyk i koperta z napisem „Odkupienie".
ZSRR: Rób co uważasz. – Doszedł mnie głos Sowieta.
ZSRR: Rzeczy masz na stole. – Po tych słowach zamknął za sobą drzwi zostawiając mnie samego. Powoli z mojego sztywnego prącia trzęsącymi się rękami wyjąłem metalową rzecz. Odczuwając niemiłe doznania przyjemności raz za razem cicho pojękując w końcu odrzuciłem żelastwo. Siedząc na zimnej podłodze, na której pojawiły się kilka plam mieszaniny krwi i spermy zacisnąłem ręce w pięści a po pomieszczeniu rozległo się ciche echo mojego płaczu. Wszystko przepadło.
****Dwie godziny później****
Pov. Rosja
Już nie wiem gdzie może być. Możliwe, że robimy to bez sensu a ojciec może mieć nowe kryjówki. Co mnie podkusiło by zostawiać go samego w domu? Mogłem zrezygnować z akademii i być przy nim. A teraz przez to, że nie doceniłem ojca znów to się stało. Była już noc. Biegłem w deszczu do samochodu dzwoniąc do Ameryki kolejny tysięczny raz. Jednak tym razem było inaczej.
A: Czego? – Powiedział oschle.
R: Chucherko? – Stanąłem z niedowierzania, że w końcu do niego się dodzwoniłem.
A: Nie nazywaj mnie tak. – Z dźwięków ze słuchawki wywnioskowałem, że jest blisko ulicy.
R: Gdzie jesteś!?
A: Co cię to obchodzi. – Coraz bardziej byłem roztrzęsiony przez jego ton.
R: CHUCHERKO GDZIE JESTEŚ?!
A: NIE NAZYWAJ MNIE TAK! – Miał załamujący się głos.
A: Utonąłem. – Zaczął po chwili.
A: Rozumiesz? Utonąłem w moim szambie. – Gdzie on może być. Ciągły ruch aut sugeruje główną ulicę.
A: Ale nie ma to już znaczenia. Mam już dość. Poddaję się. – Jest gorzej z nim. On i poddać się? Co mu zrobił ZSRR? Ścisnąłem komórkę
R: Dla mnie ma znaczenie. Powiedz gdzie jesteś a cię wyłowię.
A: Światła wyglądają pięknie z góry. – Zamilkł na chwilę.
A: Żegnaj. – Po tym się rozłączył.
R: NIE, AME! AME! блять! – Próbowałem się znów do niego zadzwonić ale nie odbierał. Gdzieś jest ale nie wiem gdzie. Zadzwoniłem do jedynej osoby, która dłużej znała Ame ode mnie i jako jedyna podała mi swój numer.
C: Nadal go nie...
R: CZY AME MA SWOJE MIEJSCE? – Mówiłem tak by przekrzyczeć deszcz i samochody.
C: Co?
R: Ulubione miejsca Ameryki. Znasz jakieś? – Modliłem się, nie wiem do kogo, by wiedziała.
C: No... Tak. Czekaj. Rozmawiałeś z nim?
R: TAK! A teraz mi powiedz. – Szybciej.
C: A co ci mówił? – Próbowałem sobie przypomnieć co mówił Ame. Gówno, szambo utonąłem, światła.
R: Światła! Że wyglądają ładnie z góry! – Z niecierpliwością czekałem na jej odpowiedź. Szybciej.
C: Tylko jedno miejsce mi się nasuwa. Nie daleko za miastem jest stary most dla zwierząt nad autostradą ale...
R: спасибо!– Wyłączyłem połączenie, Nie chciałem odpowiadać na kolejne jej pytania. Teraz jest ważniejsze bym dotarł zanim on zniknie. Wsiadłem, przekręciłem kluczyki i pojechałem w stronę autostrady. Nie patrzyłem na światła ani czy przepisowo jadę. Nie ma na to czasu. Po nie całych 5 minutach mając maksymalną prędkość dotarłem do celu. Prawie minąłem most, był bardzo niewidoczny przez pogodę ale udało mi się cofnąć i zjechać na pobocze. Czekaj na mnie, proszę czekaj tam. Dysząc już ze zmęczenia zobaczyłem go. Jest! Z ulgi podparłem się o kolana. Stał opierając się o murek. Pośród tego zgiełku i szumu wyglądał na dziwnie spokojnego. Podszedłem do niego.
R: Chucherko. – Wzdrygnął się i odwrócił głowę.
R: Ameryka. Dzięki bogu jesteś cały. – Powoli podchodziłem w jego stronę.
A: Co ty tu robisz? – Powiedział z chłodem w głosie, że aż mnie zmroziło. W jego oczach których zawsze można było zobaczyć pewność, determinacja, smutek teraz były spowite pustką, która pochłaniała wszelkie uczucia pozostawiając tylko mrok.
A: Idź zanim cię utłukę. – Wysyczał zaciskając dłonie w pięści.
R: Co ty... - Machnął ręką.
A: Zostaw mnie! Chyba, że naprawdę chcesz dostać! – Kaszlnął kilka razy a na jego ręce, którą zasłonił usta pojawiła się plama.
R: Proszę. Pójdź ze mną. – Powiedziałem rozedrganym od emocji głosem. Jeżeli tu zostaniesz w takim stanie zabijesz się.
A: Żeby co? Znów mnie wykorzystać i się mną bawić?
R: Co?
A: SOVIECKI PIESEK ZNALAZŁ SOBIE ZABAWKĘ I NIE CHCE JEJ TERAZ PUŚCIĆ?! ZOSTAW MNIE KURWA W SPOKOJU!! - Zatoczył się i prawie by upadł gdyby w porę nie oparł się ciężko o murek. Miał bardzo ciężki oddech.
A: Go away you fucking liar. – Powiedział trochę ciszej.
R: Nie odejdę bez ciebie! – Po moich słowach zerwał się i z całych sił jakie mu pozostały wykrzyczał w moją stronę.
A: DLACZEGO?!!! – Zaczął.
A: DLACZEGO MUSISZ MNIE PRZEŚLADOWAĆ? NAMIESZAŁEŚ MI W GŁOWIE!! ZATRUŁEŚ MÓJ UMYSŁ SOBĄ!! KIEDY ZAMYKAM OCZY WIDZĘ TYLKO CIEBIE! NAWET KIEDY ON MNIE TORTUROWAŁ JEDYNA RZECZ, KTÓRA MNIE PODTRZYMYWAŁA W ŚWIADOMOŚCI BYŁEŚ TY! – Oskarżał mnie a ja coraz bardziej czułem ból w sercu.
A: MAŁO CI?!! MAŁO CI MOJEGO CIERPIENIA?! CO JESZCZE CHCESZ ODE MNIE?!
R: NIGDY NIE CHCIAŁEM CIĘ ZRANIĆ! – Wykrzyczałem w jego stronę. Nie chciałem na niego podnosić głosu ale dłużej nie mogłem tego słuchać.
A: BULLSHIT! TERAZ WIEM, ŻE TO CO TOBIE MYŚLAŁEM JEST NIE PRAWDĄ! – Zrobił krótką pauzę.
A: Powiedz, gdzie byłeś kiedy pojechałem na spotkanie?! – Zapadła między nami cisza a ja patrzyłam się na niego z niedowierzaniem.
R: Dowiedziałeś się. – Powiedziałem cicho.
A: ODPOWIEDZ! CZY GO ZABIŁEŚ!! – Milczałem.
A: ODPOWIEDZ!!
R: Tak! – Światła samochodów pojawiały się i znikały raz za razem w szumie deszczu.
A: Shit! – Odwrócił się do mnie bokiem i znów kaszlnął zostawiając kilka kropli krwi na murku.
R: Nie wiedziałem. – Zacząłem powoli przełykając ślinę.
R: Nie wiedziałem, że to on. Wykonywałem tylko pracę.
A: Bo uwierzę. Dostałeś kogoś pod sam dom, który z chęcią słucha twoje każde zasrane słowo. A kiedy się dowiedziałeś, że ma szansę ucieczki zabiłeś go.
R: To nie tak. – Chciałem go powstrzymać lecz ciągnął dalej.
A: Zawsze. Od kiedy się spotkaliśmy grasz na moich uczuciach. Mam już dosyć bycia zabawką. Bycia zależnym od kogoś. – Zaśmiał się krótko.
A: Myślałem nawet, że u ciebie jestem wolny. Jednak to była ułuda, iluzja stworzona przez ciebie. Nic dziwnego, że Meksyk nie chce cię znać.
R: NIE MÓW TAK! – Znów zapadła między nami cisza, która była przerywana hałasem z ulicy. Zraniły mnie straszliwie jego ostatnie słowa lecz dzięki nim wreszcie coś sobie uzmysłowiłem.
R: Był dla mnie wszystkim. – Powiedziałem czując jak coś we mnie pęka. Wspomnienia, których nie pamiętałem nagle wleciały do mojej głowy. Meksyk śmiejący się, trzymający mnie za rękę, całujący w lesie. Wszystko to wyrzuciłem ze swojej pamięci. Podczas pobytu w poprawczaku postanowiłem zapomnieć co znaczy kochać. Odrzuciłem uczucia by nikt nigdy nie zbliżył się do mnie i zaznał cierpienia. Lecz teraz wszystko to powróciło zadając mi niewyobrażalny ból, godząc mnie prosto w serce. Poczułem jak łzy mi lecą po policzkach. Chciałem tylko pomóc. Widziałem jak Ameryka patrzy się na mnie obojętnym wzrokiem. Bolało, że oczy które są dla mnie najpiękniejsze, teraz miały w sobie odrazę do mojej osoby.
R: Lecz kiedy ojciec się dowiedział, że... - Chwyciłem się za serce. Czułem jak każdy jego kawałek odrywa się od siebie zostawiając po sobie wielki żal, smutek i wstyd.
R: A teraz spotykało to ciebie... - Rozpłakałem się. Miłość, którą czułem do Meksyka przepadła. Nigdy już przez to nie chciałem kochać. Zamknąłem wszystkie emocje głęboko w sobie by nigdy nie powtórzyć mojego błędu. Lecz jak bardzo chciałem dać je w niepamięć nadal były zapisane w podświadomości. Zrozumiałem teraz dlaczego nie kontroluję się przy Ameryce. Uczucie, które chciałem w sobie zdusić w końcu wyrwało się ze mnie z dwojoną siłą na stojącego przede mną Chucherka.
R: Kocham cię. – Łzy leciały po moich policzkach mieszając się z deszczem a moje serce krwawiło z rozerwanych na strzępy części.
***********************************************************************************************
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top