6. Niech się wypchają
To wszystko idzie w dziwnym kierunku...
- Jestem gotowa! - zawołała Zuza, mając piękny makijaż, uprasowany każdy ciuch (będę się martwić, jak bieliznę też) i słodką kiteczkę.
Plus...
- Ty masz grzywkę!!! - wydarłam się wręcz z zaskoczenia, aż ta podskoczyła. - Jak, gdzie, kiedy?!
- Dzisiaj o piątej rano, bo miałam rozwolnienie i nie mogłam zasnąć. Poza tym... Chcę zamknąć za sobą tamten koszmarny rozdział. Zacząć od nowa, co nie? - puściła mi dowcipnie oczko.
- No... Rozumiem. - poprawiłam aż automatycznie swoje włosy.
- A może bym ci przefarbowała też na jakieś? Bo ja planuję na ciemniejsze albo fioletowy kolor! - powiedziała wręcz piskliwie z uroczym uśmiechem.
Podmienili mi ją w nocy...
- Pogadamy o tym po BTS, dobra? - postanowiłam zmienić nieco tor rozmowy, wkładając do torby chusteczki i inne potrzebne nam pierdoły na co dzień.
- No dooobraaa. Wygrałaś. - westchnęło dziewczę ciężko, po czym zaczęłyśmy się szykować do wyjścia.
~*~
- Ale córciu, damy sobie przecież radę bez tego.
- Nie, tato. Nie dasz rady. Wyjadę i zarobię dla nas wszystkich. Zrozum, trzeba myśleć też o tym co będzie, jak wydamy pieniądze na leczenie mamy!
- Masz całą przyszłość przed sobą. Dostałaś rolę do serialu, czekają na ciebie studia... I dodatkowo próbujesz wmieszać w to swoją przyjaciółkę!
- To ona mi pomogła z tym wszystkim i zawsze była obok, nawet mieszkając w innym mieście... - pokazałam na niego palcem. - Nie zakażesz mi spełniać swoich marzeń.
Mężczyzna zaczął masować górę nosa dwoma palcami. Wiadomo, że jest przepracowany. Odkąd matka dała mu drugą szansę aby z nami mieszkał, starał się jeszcze bardziej. Jednak i tak stało się to nieszczęście...
- Niech się wypchaną te studia. - machnęłam ręką i wyszłam.
~*~
- Niech się wypchają oni wszyscy. - machnęłam ręką, gdy już było po wszystkim.
Zuzu cały czas się uśmiechała i uroczo chichotała podczas nagrań. Wiadomo zresztą, dlaczego. Starała się w ten sposób odbić złe emocje, jak piłeczkę ping pongową, bo w sobie ma już tego po sufit. Zdecydowanie ten dzień nie jest dobry.
- Przepraszam... - poczułam pukanie po ramieniu i się odwróciłam. O, Namjoon? - Mogę cię poprosić na słówko? Tak bardziej prywatnie.
JezusmariajózefieświętyPrYwAtNiE?
- Oczywiście. - odpowiedziałam jakże profesjonalnie, chociaż czułam, jak nerwy mnie rozdrapują od środka.
- Dziękuję - powiedział, ukazując swoje dołeczki. - Możemy tam w rogu bardziej?
Pokiwałam głową od razu. Gdy tam podchodziliśmy, rozejrzałam się po sali. Od paru minut nie widziałam Zuzu...
Trochę mnie to martwi. Coś przeoczyłam czy jednak już miała dość?
- Chciałem przeprosić za Jungkooka - zmarszczyłam brwi, a ten kontynuował. - Wiem, że nie macie u siebie takich usług, jak "dostawy do domu", a dostarczanie jedzenia do wytwórni jest dodatkowo uciążliwe, także nie mogłem tego zostawić bez podziękowań ani przeprosin za niego i w sumie wszystkich.
Z lekka na początku zabrało mi mowę, bo nawet na to nie wpadłam. Rzeczywiście nie mamy takich usług, a to był wyjątek, ale...
- ... Ale bez przesady, Namjoon, spokojnie - odpowiedziałam po chwili namysłu, gdy już połączyłam w odpowiednim porządku swoje myśli. - To było pierwszy raz, kiedy nas ktoś poprosił o dostawę, ale to było dla nas i doświadczenie i informacja, że można coś takiego wprowadzić.
- Też prawda... Ale i tak za niego przepraszam.
- Nie przepraszaj za niego, zdarza się. - uśmiechnęłam się serdecznie, co on odwzajemnił.
- No spójrz na nich... - pokazał ruchem ręki, żebym spojrzała za siebie.
Stała tam Zuza, która chowała się za kamerzystą przed maknae i V. Jakby byli starymi znajomymi, a widzieli się drugi raz w życiu...
- Widzisz... - zaczął lider znowu, drapiąc się z tyłu głowy. - Brakuje im kontaktu z ludźmi. Oczywiście, że nie tylko kobietami, bo sława nas ogranicza. To nie jest po prostu zwykła praca. I kończy się to tak.
- Wiesz, że ja to rozumiem, prawda? - nadal patrzyłam na trójkę "bachorów". - Życie nie jest wcale takie łatwe...
- Prawda - westchnął ciężko. - A w ogóle bardzo dobrze tłumaczysz - odwróciłam wzrok i na niego spojrzałam. - Wszystko dokładnie, cierpliwie... Nie każdy tak umie. Ja na przykład nie mam tyle cierpliwości do nich. W sumie nikt z nas nie jest za bardzo cierpliwy.
- Dziękuję... - uśmiechnęłam się radośnie. - Z Zuzu mamy coś takiego, że każdemu umiemy wszystko wytłumaczyć, ale dzisiaj... Moja koleżanka jest nie w sosie.
- Ach, rozumiem... No dzisiaj rzeczywiście jakaś dziwna była. Fakt, jest w jakiś sposób urocza i dziecinna, ale na tym nagrywaniu teraz... Takie to sztuczne i nieswoje było.
- Przeżywa kryzys po zerwaniu. - szepnęłam, żeby tylko on usłyszał.
- Oł... - odgarnął grzywkę. Ale nic więcej nie powiedział, bo menedżer zaczął go wołać. - Wybacz na chwilę. - i odszedł truchtem załatwiać swoje sprawy.
... Gadałam z Namjoonem. I po co mówiłam o tym zerwaniu?!
Co go to obchodzi, Jezu!
Znowu poczułam pukanie za sobą. Tym razem, gdy się odwróciłam, zobaczyłam Taehyunga.
- Mogę o coś... Spytać? - spytał jakby z dozą nieśmiałości.
- Tak, jak najbardziej. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Bo... Mam dwie sprawy. I zacznę od tej swojej - Swojej? - Czy są jeszcze agresty? Agresty... - spojrzał w bok zamyślony. - Dobrze powiedziałem?
- Tak tak, są i dobrze powiedziałeś. Przynieść ci?
- A mógłbym sam? Tylko byś mi powiedziała, gdzie są? - złączył dłonie, jakoś modlitwy.
- A po co ci one, Tae?
- Nie mogę powiedzieć, bo to niespodzianka dla twojej koleżanki. - odparł że swoim charakterystycznym uśmiechem.
Co..?
- Idziesz tam, później przechodzisz przez jedne drzwi, potem drugie i będą w lodówce drugiej po lewej stronie.
- Dzięki! - wręcz podskoczył i pobiegł.
Co się stało właśnie..?
- Amelia? - usłyszałam znowu, tym razem obok siebie. O... Jungkook. - Ja... Chciałem przeprosić...
Jezu, ludzie...
- Za co? Nic przecież nie zrobiłeś.
- Za to, że poprosiłem o jedzenie do wytwórni... Nie powinienem, to było jakieś... Dziwne. I nieodpowiedzialne.
- Ale nic się nie stało, Jungkook...
- Ale... Ale mogło się coś stać. I poświęciłaś mi swój prywatny czas tak naprawdę.
- Wystarczy, że mi podziękujesz i tyle. Naprawdę. To moja praca, aby dogadzać moim klientom.
Chłopak ciężko westchnął i spojrzał gdzieś w bok. Widząc jego zdziwienie, sama tam spojrzałam. Stał tam Taehyung z Zuzu, która miała zamknięte oczy. Tae włożył jej do buzi agrest.
Aha, to po to było.
- Zaraz będą shipy w dormie. - odparł maknae.
- Ta, ja już shipuję Tae x agrest. - skrzyżowałam ręce, a maknae się zaśmiał cicho pod nosem.
- A ja Zuzu X Tae. Wolę to. Ale twoje też niezłe - pomachał palcem wskazującym w moim kierunku. - To było dobre.
- A dzięki, wiem. - i oboje się zaśmialiśmy.
Po tym nastała trochę niezręczna cisza. Żadne z nas nie umiało znaleźć słów do dalszej rozmowy. Patrzyliśmy tylko to na siebie, to na swoje buty, a to na moją przyjaciółkę, Taesia i nagrywającego to wszystko Jimina, który najwyraźniej był w siódmym niebie.
- W t-takim razie... - zaczął Jungkook niby pewnie, ale się zająknął. Od razu na niego spojrzałam. - Dziękuję za dzisiaj i za tamtą dostawę. Było w s-sumie naprawdę smaczne... Wiesz?
Chyba chłopak lekko się gubi w zdaniach...
- Cieszy mnie to bardzo. - odparłam, uśmiechając się, jak głupi do sera, co w sumie odwzajemnił.
- Shipuję! - usłyszeliśmy głos Jina.
- Kogo za przeproszeniem?! - Jungkook od razu do niego poszedł i zaczęli obaj dyskutować na wiadomo jaki temat.
Po krótkim czasie chłopak zaczęli się zbierać wraz z ich pracownikami oraz sprzętem. Pożegnałam się z Namjoonem wraz z Dużą u boku, której twarz się jakby nieco zmieniła. Teraz nie widziałam u niej sztuczności. Pomachałyśmy chłopakom i wróciłyśmy ogarnąć wszystko w środku restauracji.
- Tak w ogóle... - zagaiłam. - Skąd ten pomysł Taehyunga z tymi agrestami?
- Aaaa... - poprawiła nerwowo włosy, odgarniając się na ramiona. - Stwierdził, że jestem jakaś nieswoja i w nagrodę za to, że mu powiedziałam co się stało, dał mi agreścika.
To idzie w złą stronę...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top