II
Rysunek nie mój.
***
Nie ma to jak mój nieobliczalny mózg, który raz chce współpracować, a raz nie; wczoraj, jak zasypiałam, podsunął mi pomysł na rewelacyjny finał książki, na świetną drogę, jaką przejdzie bohater, na poruszające zakończenie pewnego wątku...
A rano, jak to zapisałam, wydało mi się to absurdalnie tanie i durne. Cóż, nie spodziewajmy się za wiele po snach oraz ich osobliwej logice.
Niemniej, dawno nie czułam, że moja wyobraźnia jest taka... naoliwiona, wprawiona w ruch, działająca w podświadomości, silniejsza od wszelkiego destrudo, myśli intruzywnych, codziennej irytacji ("grrrr, dlaczego wszędzie coś musi pikać, piszczeć lub trzeszczeć?!") czy zmęczenia. Mówi się o iskrze bożej i, choć bliżej mi do agnostyka, coś jest na rzeczy- to jak ogień, wewnętrzny żar, wieczne ciepło, niewytłumaczalna energia, jest się wówczas piecem, żywą maszyną, perpetum mobile, które nie potrzebuje paliwa, bo ma je w sobie...
Dobra, przepraszam za ten monolog. Mam nadzieję, że, jeśli są tu jacyś twórcy, rozumieją co mam na myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top