#3 - Scars

Powietrze było ciężkie, na dworze nie dało się oddychać, było to strasznie ciężkie. Natomiast w pomieszczeniach w których znajdowała się klimatyzacja, oddychanie szło zupełnie swobodnie. Wiadomo było jednak że lada moment lunie deszcz, zapowiadali burzę i to dość mocną. W telewizji i radiu ostrzegali że mogą wystąpić w niektórych miejscach huragany, jednocześnie prosząc o zachowanie bezpieczeństwa na ulicy, jeśli już byłaby taka potrzeba aby wyjść. Niestety nie każdy chciał spełniać dobrowolnie wolę służb porządkowych.

Liście drzew szumiały na porywistym drzewie, powodując przyjemny ale i zarazem zwiastujący niebezpieczną pogodę dźwięk.

Przy białym, drewnianym ogrodzeniu stało dwóch chłopaków. Jeden był starszy i wyższy — a drugi niższy i młodszy. Obydwoje byli w trakcie rozmowy, a mijający ich ludzie nie zwracali na nich zupełnie uwagi. Niższy chłopak, z brązowymi włosami i smutnym wyrazem twarzy wręczył papierową torbę chłopakowi na przeciw niego. W torbie znajdowały się rzeczy za którymi chłopak od razu zaczął tęsknić.

Tam są wszystkie twoje rzeczy które mi dałeś. Jeśli czegoś zapomniałem wiesz co zrobić... chyba że numer też skasowałeś... — powiedział odwracając wzrok i myśląc że już na tym zakończyła się rozmowa, mocno się mylił. Wyższy chłopak złapał go za rękę ponad łokciem, i niechcący odsłonił kawałek nadgarstka, co spowodowało że przykuł do niego większą uwagę. Po chwili torba stała już na ziemi między jego nogami, a on trzymając młodszego za łokieć, odkrywał kolejne milimetry okaleczonego ciała młodszego chłopaka. 

Co to jest..? — zapytał wyższy chłopak, trzymając młodszego za łokieć, odsłaniając już jego całe przed ramię, pokryte w siniakach i czerwonych kreskach, jakby zaschniętej krwi. — Dlaczego to zrobiłeś, Riven? — brunet oprzytomniał i w końcu zaczął patrzeć prosto w zaszklone oczy młodszego chłopaka, który uciekał od niego wzrokiem. Patrzył się wszędzie dookoła, ale byle nie na niego, bo bał się że wybuchnie niekontrolowanym płaczem.

To była dość niecodzienna sytuacja, aczkolwiek dla jednego z nich była to bardzo niekomfortowa jak i trudna sytuacja. Szatyn — niższy chłopak — nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Chłopak się bał, stresował i czuł dyskomfort jednocześnie czując ból w klatce piersiowej i gardle. Chciał uciec od bruneta, chciał wrócić do domu, a tam się zamknąć w swoim pokoju i w spokoju skończyć swój żywot. Jednak niestety wiedział że w końcu stanie przed brunetem i będzie musiał ponieść konsekwencje z tej rozmowy.

Obiecałeś mi, że nie zrobisz tego sobie. — powiedział w końcu i zaczął lekko ciągnąć Rivena w swoją stronę, jakby chciał go przy sobie mieć blisko i w każdej chwili móc go swobodnie przytulić do siebie, aczkolwiek szatyn zabrał rękę i zakrył przedramię.

A ty obiecałeś, że mnie nie zostawisz. — powiedział, kiedy w tym samym czasie po policzku spływały mu łzy. Czuł jakby ktoś w pewnym momencie złapał go za gardło i ścisnął. Odjęło mu mowę na dłuższą chwilę.

Peter — brunet — cofnął rękę i spoglądał ze smutnym wyrazem twarzy na chłopaka. Mówią że obiecanki-cacanki ale teraz starszy chłopak zdał sobie sprawę, że obietnic się nie łamie i powinno się ich dotrzymywać. Jednak nikt nie mógł przewidzieć tego, że kiedy może stracić uczucia do Rivena. Chłopak nie do końca też wiedział jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Peter starał się jednak utrzymywać stabilny kontakt z szatynem który zaczynał mocno płakać.

Masz to gdzieś jeszcze? — zapytał, na co Riven lekko pokiwał głową. Brunet nawet się nie zastanawiał. Dał młodszemu papierową torbę i złapał go za dłoń prowadząc do swojego domu, kiedy weszli, nawet nie ściągnęli butów i od razu weszli na piętro gdzie Peter miał swój pokój. — Pokaż mi. — powiedział do chłopaka, który zaczął się trząść. — Powiedziałem coś. — podniósł głos i zmienił zupełnie ton swojego głosu, co niemalże od razu wpłynęło na młodszego chłopaka.

Trząsł się już cały, płacz był coraz silniejszy, nie mógł złapać oddechu. Kiedy usłyszał podniesiony ton głosu, momentalnie przysiadł na podłodze, krzyknął coś niezrozumiałego i zakrył twarz rękoma, podkulając nogi do siebie. Zaczął głośno płakać, i dopiero to dało starszemu do myślenia, ze trochę przegiął i powinien się też sam uspokoić.

Riven... Przepraszam... — zaczął i chciał usiąść obok wspomnianego chłopaka ale ten się odsunął, odwracając głowę w bok. Zaczął się trząść bardzo mocno, ale między płaczem a drgawkami miał chwilę aby wziąć oddech i mówić, pół słówkami ale mówić.

Obiecałeś! Obiecałeś, że mnie nigdy nie zostawisz! Że zostaniesz ze mną! — płacz był coraz silniejszy, że ledwo łapał powietrze w płuca, z nosa zaczęła cieknąć mu woda, nie widział rzeczy przed sobą, ani tego że brunet siedział przed nim.

Peter po raz pierwszy widział go w takim stanie i nie był w stanie stwierdzić kiedy nadejdzie najgorszy moment, i czy w ogóle on się wydarzy. Bał się, że w ostatecznym wypadku, będzie jechał na pogotowie, jednak z każdą następną chwilą, chłopak co raz bardziej pojmował co się właściwie dzieje.

Riven... Posłuchaj mnie dobrze? Wiem, że jest Ci ciężko złapać oddech, ale kiedy w końcu to zrobisz poczujesz ulgę...

Nigdy już jej nie poczuję. Nigdy już do mnie nie wrócisz! — przerwał mu Riven zanosząc się jeszcze silniejszym płaczem, był bliski histerii.

...przepraszam. Przepraszam, za to co Ci powiedziałem wcześniej i za to co zrobiłem. Czasu nie mogę już cofnąć, ale mogę Cię błagać o przebaczenie... — zaczął go przepraszać, bo jednak należały się szatynowi te przeprosiny. Peter w złości powiedział wiele przykrych rzeczy, między innymi to że nie chce już Rivena i nie chce jego miłości. Młodszego to bardzo zabolało, i zabrało mu wiele dni, aby móc wyjść z domu i oddać byłemu chłopakowi jego rzeczy, w których między innymi był miś, przesiąknięty zapachem starszego. 

Chcę żebyś wrócił..! Tęsknię za Tobą... Nie umiem sobie poradzić... Proszę... Wróć do mnie... — płacz wciąż był silny, ale można było powiedzieć, że jego siła stała w miejscu. Ku obaw bruneta, niższy chłopak nie wpadał w histerię.

Riven... — powiedział i przysunął się do młodszego chłopaka. Ujął jego twarz za podbródek, a drugą ręką sięgnął do biodra, aby za moment kiedy w chwili bezwładności młodszego chłopaka, podnieść go i przyciągnąć do siebie na kolana. — Ja też za Tobą tęsknię. Tęsknie za każdym kawałkiem twojego ciała. A najbardziej za Twoim dotykiem, uśmiechem za Twoimi oczami, noskiem, za twoim śmiechem... A najbardziej za Twoją miłością... Chciałbym Cię z powrotem... — powiedział i przyciągnął go do siebie, widząc że kilka ostatnich łez poleciało po policzkach, prosto na jego palce ale dzięki temu Riven zaczął mniej płakać i widział więcej.

Oddech wciąż jednak miał nierówny, oczy były rozbiegane ale widział więcej obrazu przed sobą, trzęsenie się w jakiś sposób zaczęło ustępować. Peter objął chłopaka ciasno na wysokości żeber i przytulił mocno do siebie.

Oddychaj, oddychaj dla mnie proszę. — powiedział tym razem jeszcze bardziej spokojnie. Zaczął go miziać po plecach, co jakiś czas niechcący podwijając koszulkę pod palcami. To jednak działało. Riven zaczął oddychać powoli, czując bicie serca ukochanej osoby bijącej zaraz przy nim, w jakiś sposób go uspokoiło. Oddech powoli się wyrównywał, jednak dalej się trząsł na co Peter nie mógł zbytnio zaradzić.

Kocham Cię... Obiecałem zostać i zostałem.. ale ty odszedłeś... — powiedział cicho, jakby szeptem do ucha starszego chłopaka.

Wybacz mi... Mówiłem te wszystkie rzeczy w złości i jestem zły na siebie za to. Nie chciałem sprawić Ci przykrości, ale jednak to zrobiłem... Przyjmiesz mnie z powrotem? — zapytał niepewnie, po chwili czując że Riven kładzie głowę na jego ramieniu jednocześnie też poczuł przyjemne gilgotanie na swojej szyi, zapewne oddech szatyna.

Zawsze będziesz mógł do mnie wrócić... — odpowiedział teraz już zupełnie cicho, jakby to było krępujące. Peter pocałował go delikatnie w szyję, a dwa kwadranse później kończył bandażować udo młodszego.

Nie opuszczę Cię. Nie chcę abyś robił sobie krzywdę... — powiedział i spojrzał na szatyna który wpatrywał się w chłopaka. Po policzku spłynęła pojedyncza łezka. Policzki wciąż były wilgotne i słone. Ostatnią łezkę, Peter starł kciukiem z jego policzka i się lekko uśmiechnął. Dopiero teraz zrozumiał jak bardzo musiały zaboleć jego słowa wypowiedziane w złości. Dopiero teraz zauważył jak ważne były takie małe rzeczy dla chłopaka. Peter przysiągł, że więcej nie pozwoli chłopakowi siebie skrzywdzić.

Po ciężkim dniu nadeszła burza, za oknem grzmiało i błyskało. Jednak w ciemnym pomieszczeniu było przyjemnie. Młodszy chłopak w ramionach starszego wtulał się w niego co raz bardziej, bojąc się że odejdzie, natomiast starszy odwzajemniał uścisk, do póki obydwoje nie zasnęli wtuleni w siebie. Szatyn w bluzie Petera, a Peter z uśmiechem na ustach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top