[03] Gildia Złodziei


- Szukam ucznia. Zainteresowana?

Przyjrzałam mu się dokładnie. Choć był ubrany skromnie, widać było, że jest bogaty. Jego szata uszyta była z kosztownego materiału, a zza pazuchy wystawała misternie zdobiona, srebrna rękojeść sztyletu. Mężczyzna był czysty i schludnie obcięty, gładko ogolony. Miał może 55 lat, nie więcej. Coś w jego wyglądzie kazało mi mu zaufać.

- No dobrze. Co proponujesz? - zapytałam zimnym i opanowanym głosem.

- Nie musisz mi nic o sobie mówić. Nie chcę wiedzieć skąd jesteś, czemu tu jesteś, kim jesteś. Nic. Będę ci uczciwie płacił za pracę dla mnie, zapewnię odpowiednie szkolenie i dach nad głową. - powoli pokiwałam głową. - W zamian oczekuję twojej lojalności i współpracy.-Przyglądam mu się przez chwilę. Chyba zrozumiał, że się wacham, bo po chwili dodał - Ty dla mnie pracujesz, ja ci płacę. To uczciwy układ.

*I tak nie mam co ze sobą zrobić*

- Zgadzam się że twoja propozycja jest uczciwa. Co mi innego pozostało? Przystanę na nią jednak czy najpierw odpowiesz na moje pytanie? - pokiwał twierdząco głową. - Mówisz że poszukujesz ucznia. Co to znaczy? I czy nie ma w całej wiosce nikogo odpowiedniejszego?

- Mówiłem ci że jestem Złodziejem. Muszę komuś przekazać wiedzę zanim odejdę, a rzadko znajdują się chętni z niezwykłymi umiejętnościami. Klany strzegą zdolnych młodych z Kekkei Genkai. Osoby takie jak ty to rzadkość.

- Takie jak ja? - Nie zrozumiałam. Przecież ja nic nie umiem!

- Ten kot przybył tu nie wiadomo skąd i uratował cię. Rozmawiałaś z nim, prawda? - ograniczyłam się do skinienia głową. - Widzisz, i to jest unikalna umiejętność. - Uśmiechnął się. - Idziemy?

Mój wzrok padł na martwe ciała mężczyzn.

*Chyba nie mam alternatywy*

- Dobrze... Zgadzam się i przyjmuję twoje warunki - uścisnęliśmy sobie dłonie.

- Czy wiesz że właśnie zawarliśmy Umowę?

- Nie ale czy mógłbyś mi to wyjaśnić w jakimś innym miejscu? - Znacząco spojrzałam na dwa trupy leżące w powoli powiększającej się kałuży krwi. Właściwie to zastanawia mnie dlaczego jeszcze nikt tu nie przyszedł. Ich krzyki musiały być słyszane w całej wiosce.

- Ach słusznie - Złodziej pokiwał głową. - Choć za mną.

Przeszliśmy parę metrów i mój nowy pracodawca przystanął. Przeniósł trochę kosz, odrzucił jakąś deskę. Moim oczom ukazało się małe, typowo „piwniczne" okienko. Mężczyzna rozejrzał się dokładnie po ulicy i zadziwiająco zgrabnie jak na swój wiek przecisnął się przez ten ciemny otwór. Po chwili skinął na mnie.

- No chodź.

Przejście nie sprawiło mi trudności, było wystarczająco duże by pomieścić osobę 3 razy większą ode mnie. Po drugiej stronie było cicho i ciemno. I znowu stało się to dziwne „coś" Wszystko dokładnie widziałam, jednak w zielonych kolorach. To co zobaczyłam trochę mnie zdziwiło. Spodziewałam się jakiejś zawalonej węglem piwnicy, a przede mną stał otworem długi korytarz, który po parunastu metrach krzyżował się z innym.

- Interesujące - usłyszałam gdzieś obok siebie szept Alubatorosu. Skierowałam na niego mój wzrok. Wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem.

-Widzisz coś? - zapytał podchodząc do mnie bliżej.

- ...wszystko? - odpowiedziałam niepewnie.

Chwycił mnie za podbródek i skierował moją twarz w swoją stronę.

- Czy wiesz, że twoje oczy są zielone i świecą jak kocie?

Ukryłam zdziwienie. Nie chciałam wracać do przeszłości.

- Czy to jakiś problem?

- Nie, skądże. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że dokonałem dobrego wyboru. Bo widzisz, normalny człowiek nie widzi tu nic bez latarni.

Nie odpowiedziałam.

- No cóż. Chodźmy. Pilnuj się mnie - ostrzegł.

Powoli ruszyliśmy przed siebie. Złodziej trzymał jedynie dłoń na ścianie, a jednak pewnie kluczył po tym labiryncie korytarzy.

- Jesteśmy na Złodziejskiej Ścieżce - rozpoczął. - Jest jeszcze Górna Ścieżka, zobaczysz ją przy najbliższej okazji.

Pomyślałam, że Alubatorosu rozpoczął właśnie moje szkolenie. Opowiadał mi o ich pracy, umowach, klientach. Zanim dotarliśmy do dużych, dębowych drzwi, które kończyły jeden z wielu korytarzy, miałam już zarys złodziejskiego fachu. Byli bandytami i rządzili podziemnym światkiem. Kage nie pozbyli się ich jeszcze ponieważ utrzymywali w porządku innych przestępców. Na ich terytorium nawet przysłowiowa mucha nie mogła przelecieć bez pozwolenia.

Złodzieje tak naprawdę byli uczciwi i honorowi. Zawierali Umowy i dotrzymywali ich warunków. Byli także bardzo wszechstronni; wśród nich byli Skrytobójcy i Wojownicy, Szpiedzy, Dyplomaci i Łącznicy, Uzdrowiciele i Alchemicy. Najgorsze było to, że Alubatorosu chciał, abym została przeszkolona we wszystkich tych kategoriach.

Za drzwiami,o których wcześniej wspominałam, było coś czego się najmniej spodziewałam - Targowisko.

Byłam pewna że jesteśmy pod ziemią, jednak to „pomieszczenie" było olbrzymie i jasno oświetlone. Rosły tu nawet drzewa! Wszędzie krzątali się ludzie, biegali gdzieś lub przeglądali towary na straganach. Z tego „rynku" wychodziły uliczki. Jak w mieście!

- Witaj na Wielkim Placu - oznajmił Złodziej i ruszył przed siebie. - My zmierzamy do Głównej Siedziby. Oprowadzę Cię po niej, pokażę twoją kwaterę. Potem przyjdziesz do mnie i przedstawię ci twojego pierwszego nauczyciela.

- Mojego nauczyciela? Czy to nie ty miałeś „przekazywać mi swoją wiedzę"?

Zaśmiał się.

-Nie jestem najlepszy każdej dziedzinie i nie mam czasu zajmować się tobą bez przerwy.

Zamilkł. Przeszliśmy połowę targowiska kiedy zauważyłam coś jeszcze.

- Dlaczego ci wszyscy ludzie usuwają cię z drogi i witają cię? - powiedział kiedy kolejna osoba z szacunkiem skinął głową przed Alubatorosu.

- „Złodziej" to nie zawód a tytuł. Jestem ich przywódcą. Czy to nie powód to okazywania szacunku?

Spojrzałam na niego zszokowana. Teraz wiem dlaczego nie ma czasu mnie osobiście szkolić!

- A to nasza Siedziba - weszliśmy do sporego budynku, jednak o dziwo nie wyróżniającego się spośród innych. Mężczyzna poprowadził mnie do jednych z wielu drzwi. - Tu możesz zamieszkać. Każę komuś przynieść ci nowe ubranie i posiłek. Gdy będziesz gotowa przyjdź do mnie - wskazał na inne drzwi, dużo większe, dwuskrzydłowe, po czym odszedł.

Zdecydowanym krokiem wmaszerowałam do mojego nowego pokoju. Pora zostawić przeszłość za sobą i rozpocząć nowe życie.

Nie zmarnuję szansy jaką dał mi Shiro.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top