[11] Game Over
Nie chcę stać się znowu melodramatyczna, co zdarza mi się w dołujących sytuacjach, ale jednak musisz przyznać, że stanęłam w obliczu śmierci kilka razy więcej niż przeciętny człowiek. Jedną nawet śmierć przeżyłam, co już w ogóle jest abstrakcją. Wiesz jak to jest? Żadnej ogarniającej Cię ciemności, żadnego unoszenia się, żadnego światła w tunelu. Tylko takie uczucie całkowitego relaksu, mięknące mięśnie. Jak czekolada na słońcu. Dlaczego znowu do tego wracam? Bo ponury żniwiarz po raz wtóry spojrzał mi w oczy. Obecnie leżę wpół martwa, zakrwawiona i obolała. Nade mną stoją członkowie brzasku, z liderem w postaci rudego tyrana na czele. Ale może jednak po kolei.
Hidan szedł przez las ze znudzoną miną cierpiętnika. To zajrzał do dziupli, to pod kamień, wciąż nawołując „Anei?". Ja możliwie najciszej przemieszczałam się po drzewach, by, gdy miałam pewność że mnie nie spostrzeże, zeskoczyć i zastosować jedną z Umiejętności. Nie lubiłam tego, ale na szukanie najbliższej Klapy czasu nie miałam.
Zgromadzonym w lesie członkom Akatsuki powoli zaczynało się nudzić. Anei gdzieś zwiała, Hidan zniknął, a Zetsu który miał ich szpiegować też zapadł się pod ziemię. Deidara głośno wypuścił powietrze i krzyżując ręce, bokiem oparł się o pień jakiegoś starego drzewa. Ze znużenia przymknął oczy, jednak po sekundzie je otworzył, znając reakcje Lidera na takie zachowanie. Wlepił wzrok w trawę nieopodal i w myślach odliczał mijające sekundy. Coraz ciężej było mu utrzymać powieki uniesione. Po chwili jednak, gwałtownie zamrugał zdziwiony głupim przewidzeniem. No bo, trawa się nie może unieść, czyż nie?
Pod ziemią powietrze jest tak wilgotne, że na dłuższą metę przydałyby się skrzela. Nigdy nie przepadałam za przemieszczaniem się za pomocą tuneli, ale był to najbezpieczniejszy i najszybszy sposób. Starając się, mniej-więcej obierać trasę tak by kierować się na polanę, szłam, przy okazji bandażując rany. Po chwili w zasięgu wzroku pojawiła się z lekka spróchniała drabina.
Deidara uświadomił sobie, że jednak unosząca się trawa nie była halucynacją. Chyba. Na pewno. Poinformował lidera.
Lider poczuł znudzenie. Nie przewidział tego co się działo. Przybłęda miała paść po pierwszym, góra drugim przeciwniku, a tu wciąż brak rezultatów. Czy on na prawdę wszystko musi robić sam? Znudzony lider to zirytowany lider. Zirytowany lider to lider siejący śmierć.
Wyczołgałam się na powierzchnię, błogosławiąc ciemność za świeże powietrze. Położyłam się na wznak na trawie, wcześniej zamykając i zabezpieczając klapę. Mój plan zdobywania informacji poprzez Akatsuki poważnie kulał. Może jednak lepiej byłoby ewakuować się póki jeszcze jestem w stanie? Nie zdążyłam przemyśleć tej kwestii, bo poczułam potężny cios. I jeszcze jeden. I jeszcze. Jeszcze raz. Padłam na ziemię sparaliżowana. Szybka ocena mojego stanu? Złamane obie nogi, jedna w dwóch miejscach. Zwichnięty nadgarstek, wybity bark, stłuczone narządy wewnętrzne. Złamań żeber nawet nie chce mi się liczyć. Jeżeli mnie nie dobiją, umrę wykrwawiając się.
Nagle w zasięgu mojego wzroku pojawiła się wysoka sylwetka. Skupiłam się na moment i rozpoznałam Peina strzelającego na kostkach dłoni. Wyglądał na znużonego.
- A więc - przykucnął obok mnie i zacisnął rękę n mojej szczęce, kierując moją twarz w swoim kierunku - powiesz mi w końcu kim jesteś, czy chcesz jeszcze się podroczyć?
- Podroczyć, jeśli łaska - wykrztusiłam z siebie niewyraźnie. Czułam że powoli moje ciało wiotczeje.
- Jesteś pewna? - położył dłoń na moich żebrach i delikatnie nacisnął. Nawet takie posunięcie wywołało u mnie nieziemski ból. Wrzasnęłam.
Gdzie ta cholerna kostucha, anielski orszak, piórko na wadze i cała reszta?
- Kim jesteś? - ponowił pytanie - Odpowiedz.
Spojrzałam na niego zakrwawionymi oczami. Będę twarda. Nie okażę słabości. Honor to jedyne co mi pozostało.
- Jestem Złodziejką - z wysiłkiem podniosłam dłoń i zacisnęłam na jego kołnierzu. Bez problemu strzepnął moją rękę.
- Dlaczego nie masz chakry? Dlaczego twój umysł jest strzeżony przez olbrzymiego kota? Skąd umiejętności walki skoro nie jesteś ninja?
Pomimo że dalej zaciskał palca na mojej żuchwie, starałam się jak mogłam by nie patrzeć mu w oczy. Na co on liczy? Że przedstawię mu swoją biografię?
Ucisk na klatce piersiowej zwiększył się. Moim gardłem jeszcze raz wstrząsnął krzyk. Traciłam coraz więcej krwi. Mój umysł był zamglony.
- Gadaj - gdy po raz ostatni odważyłam się spojrzeć mu w twarz starałam się całą moją siłę przelać w to spojrzenie. Nie złamie mnie. Nie. Nie. NIE! - Skoro tak stawiasz sprawę. Trudno Złodziejko - nawet nie zarejestrowałam momentu w którym sięgnął po kunai. Widziałam tylko jak zawisł na krótką chwilę nad moją klatką piersiową i jak opadał, by przebić moje serce.
A w tle było błękitne niebo
Goodbye blue sky,
goodbye blue sky
goodbye
Z martwego oka wyciekła jedna łza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top