[08] Zawsze jest jakieś wyjście
Wisząca na nocnym niebie połówka księżyca rzucała blade światło na rzadkie, strzępiate chmury stwarzając klimat niczym z marnego horroru. Wiał orzeźwiający wschodni wiatr, na tyle mocny by bez przerwy zmieniać położenie bladych obłoków i odsłaniać co chwila inną konstelacje gwiazd.
Pamiętam jak dziś gdy podczas mojego szkolenia wbijano mi do głowy nazwy wszystkich ciał niebieskich, bym „zawsze mogła wrócić do domu" Godziny nauki okazały się jednak bardzo przydatne i nigdy nie żałowałam poświęconego na nią czasu.
Siedziałam na parapecie okna w swoim tymczasowym pokoju. Było już dobrze po północy i w siedzibie panowała niezmącona niczym cisza. Zimny, nocny wiatr smagał mnie po twarzy, więc zadowolona siedziałam z zamknietymi oczyma i myślami błądziłam gdzieś daleko. Wszystko układało się zgodnie z moim planem. Przyjęli mnie do organizacji i wyznaczyli okres próbny. Teraz tylko muszę zdobyć ich zaufanie, by dostać się do potrzebnych informacji. Póki co muszę działać bardzo ostrożnie. Bez pośpiechu.
„Gdzie się człowiek śpieszy, tam się diabeł cieszy" mawiała moja babcia. Kiedyś tego nie rozumiałam, ale teraz wiem że kobiecina miała rację. Podczas szkolenia nauczyłam się wielu rzeczy, także cierpliwości. Kiedyś nie widziałam sensu w długim obserwowaniu celu, żmudnym zbieraniu wywiadu czy nudnych patrolach. Delikatnie uśmiechnęłam się na wspomnienie tych wszystkich kłótni które rozpętywałam za każdym razem gdy Złodziej przydzielił mi nieciekawą misję.
Sądząc po położeniu księżyca na niebie godzina czwarta minęła już dawno, gdy po raz pierwszy tej nocy pomyślałam że może wypadałoby się przespać. Rzucając przeciągłe spojrzenie w kierunku brudnej klitki, która obecnie służyła mi za sypialnię (choć to słowo nie przeszłoby mi przez gardło jako określenie tego syfu) stwierdziłam, że jednak obejdę się bez snu. No, przynajmniej do czasu aż nie zorganizuję sobie niż lepszego.
Narzuciłam na ramiona swój ciepły złodziejski płaszcz, bo zarówno ściany jak i podłogi siedziby przesiąknięte były jesiennym mrozem, po czym wyszłam z pokoju cicho zamykając za sobą drzwi. Szybko przemknęłam wszystkimi korytarzami, tylko raz na moment gubiąc drogę. W końcu jednak dotarłam do opustoszałej kuchni. Otworzyłam wszystkie półki po kolei w poszukiwaniu czegoś zdatnego do spożycia. Po paru chwilach udało mi się sporządzić skromne, ale pełnowartościowe śniadanie, na koniec zaparzyłam sobie mocnej herbaty. Jadałam szybko i mało. W moim zawodzie nigdy nie wiadomo było jak długo będziesz bez posiłku, więc nikt nie przyzwyczajał organizmu do zbytnich luksusów. Mimo to jednak, trzeba było jeść bardzo energetyczne produkty by nie zasłabnąć na misji.
Po śniadaniu wygodnie rozłożyłam się na sofie, która stała po oknem i popijając przesłodzoną herbatę tępo wpatrywałam się w drzwi. Niezmiernie ciekawiło mnie jaka będzie moja pierwsza misja, jednak lider nie miał czasu porozmawiać ze mną wczoraj. Wiedziałam tylko że prze kolejne 48 godzin nie ruszę ogona za drzwi siedziby z powodu tej ich rocznicy. Może to i dobrze? Lepiej zapoznam się z całym budynkiem, porysuję jakieś mapy, poszperam trochę tu i tam. Jak dobrze pójdzie to i zrobię coś z moim pokojem.
Myśl o sypialni napełniła mnie goryczą. Panował tam wielki bałagan, gdyż nigdy nie używali tego pokoju zgodnie z jego przeznaczeniem, więc był tam raczej składzik aniżeli czyjaś kwatera. Po jakimś czasie składzik zmienił się w rupieciarnie do której nikt nie zaglądał. A pokój ten przydzielono mi z winy Kakuzu który stwierdził że " nie będzie marnował pieniędzy na kogoś, kto nawet nie zostanie tu przez tydzień".
Przechyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy. Spokojnie Anei, przecież wiesz, że tylko próbują cię sprowokować. Ale nie pozbędą się mnie tak łatwo, oj nie...
Moje przemyślenie przerwały ciche kroki, typowe dla ninja. Normalni ludzie ich nie wychwytywali, ale ja dzięki paru kocim genom nie miałam z tym problemu. I faktycznie po dłuższej chwili w drzwiach stanął ziewający Hidan. Miał na sobie tylko spodnie, nie taszczył ze sobą kosy, a włosy nie były jeszcze przylizane żelem. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie, po czym powróciłam do gapienia się w sufit. Kiedy mnie zauważył, wymruczał tylko ciche „dobry dzień" i powlókł się do lodówki rozciągając mocna ramiona. Zegar nad drzwiami wskazywał 6.28 Pora najwyższa wziąć się do życia pomyślałam. Wstałam, jedną ręką rozmasowując kark skierowałam się do zlewu by odłożyć pusty kubek. Odwracając się, niechcący łokciem strąciłam ściereczkę z półki. Kiedy jednak pochyliłam się by ją podnieść poczułam silne ramiona przyciągające mnie do siebie i zimne dłonie wsuwające mi się pod ubrania. Krew zapłonęła mi w żyłach. Najpierw Kakuzu i te jego oszczędności, a teraz ten prymityw chce mnie doprowadzić do szału?
Chwyciłam obiema dłońmi za jedno ramię i z dzikim okrzykiem pociągnęłam i przerzuciłam go przez bark. Z łoskotem upadł na ziemię, chyba trochę zaskoczony. Zanim cokolwiek zdążył zrobić podniosłam go za łachy i przycisnęłam twarzą do ściany. Jedną dłoń zacisnęłam na jego szyi uniemożliwiając mu poruszanie się, drugą wykrzywiłam mu rękę tak, że jeden nieodpowiedni ruch i wyrwałabym mu ramię z barku. Mimo niewygodnej pozycji popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Miał już coś z siebie wydusić gdy jego wzrok padł na moje oczy. Wściekle zielone o pionowych źrenicach. W ramię zaczęły wbijać mu się zakrzywione pazury.
- Mamusia ci nie mówiła, że nieznajomych się nie obmacuje? - wysyczałam. Czułam jak krew pulsuje mi w żyłach, szum krwi w głowi zagłuszał racjonalne myśli. Po chwili jednak do kuchni zaczęli wpadać członkowie zwabieni porannymi hałasami i tępo wpatrywali się w rozgrywają się scenę. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że nie mogą mnie tak zobaczyć. Puściłam Hidana, oczom wrócił normalny kolor i zrobiłam szybko dwa kroki w tył. Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć wykonałam parę znaków jedną ręką, wymruczałam „trzecia umiejętność ognia" i zamieniłam się w obłoki dymu, który przez chwilę zawisł pod sufitem, a następnie ulotnił się wszystkimi możliwymi drogami pozostawiają po sobie jedynie drapiący w nozdrza zapach.
Lider nie lubił gdy nachodzono się go z samego rana. Jednak sam kazał Itachiemu i Sasoriemu pilnować tej nowej smarkuli, więc zdecydował się wysłuchać ich raportu ze spokojem. Nie bez powodu powierzył im to zadanie. Obydwaj byli swojego rodzaju geniuszami, był pewien ich spostrzegawczości i zdolności dedukcyjnych. Poza tym był pewien ich dyskrecji, co być może było w tym zadaniu najważniejsze. Od samego początku wiedział, że dziewczyna nie jest kim za kogo się podaje i jego podejrzenia sprawdziły się gdy spróbował przejrzeć jej wspomnienia. Uprzedził tę dwójkę żeby nic ich nie zdziwiło i zawsze uważnie obserwowali wszystkie jej posunięcia.
Pein oparł brodę na splecionych palcach i otworzył oczy w których jeszcze przez chwilę lśnił szkarłat Rinnegana. Obrazy które pokazał mu Sasori wyraźnie go zainteresowały. „Więc jednak dziewczyna umie się bronić. To dobrze" pomyślał. I jest nerwowa przeszło mu przez myśli. ponownie zamknął oczy.
- Kontynuujcie obserwacje. Nie przegapcie nic ważnego. Szczególną uwagę zwróćcie na to co mówi i do kogo. Jeżeli jeszcze kogoś zaatakuje nie przerywajcie jej, tylko obserwujcie. Rozumiemy się?
W odpowiedzi rozległo się tylko krótki „hai" po czym znowu został sam. Jeszcze raz przywołał obraz pieczęci jakie dziewczyna składała. Jeszcze nigdy takich nie widział. Co ciekawsze wykonywała je jedną ręką.
Wizualizuje umysł, ten kociak, dziwny styl walki. Jednak wciąż wiedział za mało co bardzo go irytowało. " No cóż, albo sama dostarczysz nam informacji, albo je od ciebie wymusimy" pomyślał lider wyobrażając sobie jak miło by było widzieć dziewczynę krojoną w walce przez któregoś z członków jego organizacji.
Głupia, głupia, głupia. Cholerna niezrównoważona idiotka! Dlaczego? Jako złodziejka powinnam być zawsze spokojna i opanowana, myśleć tylko o celu misji. A po raz kolejny dałam się ponieść emocjom i zburzyłam to, co sama zbudowałam. Z irytacją uderzyłam pięścią w ściany. W odwiedzi zsypało się z niej trochę białej farby. Objęłam rękami głowę by nie wrzasnąć. Powoli osunęłam się na kolana wdychając powoli powietrze.
" Żaden plan nie upadnie, tak długo jak działamy. Jeżeli się zatrzymasz -przegrasz. Zastanów się jakie błędy popełniłaś i jak możesz je najlepiej naprawić. Zawsze jest jakieś wyjście. Pamętaj o tym, okey Anei?". W mojej głowi dźwięczały słowa Washi'ego. Nauczał mnie skrytobójstwa i taktyki i był moim dobrym nauczycielem. Zawsze podczas lekcji pytał mnie" Jakie są inne wyjścia Anei? Co możesz jeszcze zrobić?". Wspomnienia o naucielu uspokoiły mnie trochę i zaczęłam analizować sytuację tak jak on by to zrobił. Po chwili odrzuciłam głowę w tył z szerokim uśmiechem. Być może nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać.
Zawsze jest jakieś wyjście.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top