Rozdział XIII

- Ale rudera. - stwierdziła wychylając się zza pozostałości muru. Cała ekipa ratunkowa stała osłonięta ceglaną ścianą od strony lasu. Z ciemno zielonych liści skapywały na nich krople deszczu. Lało jak z cebra. Dobrze, że gałęzie mimo wszystko chroniły ich przed ulewą.

- Przydało by się ustalić gdzie jest Mary. - głowa rodziny Blacków w końcu powiedziała coś mądrego od dłuższego czasu.

- Ktoś musi iść na zwiady. - dorzucił najmłodszy z całej eskadry.

- Nie róbcie niczego głupiego. - Bazyliszek upomniał całą trójkę i ruszył wzdłuż muru.

- Snape! - Potter szybko pobiegł za nim. - To nie bezpieczne.

- No co ty Potter? A myślałam, że idę tam na ciepłą herbatkę. - odpowiedział zgryźliwie i ruszył dalej.

- Zostaw go Harry. - Kate westchnęła i położyła dłoń na ramieniu chłopaka. - Pies, który stracił pana będzie go szukał puki nie padnie.

~<^>~

- A ty kto? - postać w czarnym płaszczu zatrzymała się nagle słysząc za sobą ciekawski głos. Powoli wyjął różdżkę i począł powoli się odwracać. Szybko zajrzy delikwentowi do głowy, znajdzie informacje o Mary i wyczyści mu pamięć. Plan idealny w swej prostocie.
Odwrócił się z wyciągniętą różdżką gotowy do ataku. Jakim wielkim było jego zdziwienie, gdy zobaczył chłopca dzierżącego dzielnie i stanowczo różdżkę. Sądząc po niskim wzroście i ogólnym jego wyglądzie komuś ją zwędził.

- Pytałem o coś. - zauważył niecierpliwie mały wojownik.

- Opuść różdżkę mały, dobrze ci radzę. - stwierdził opuszczając swoją. Lecz dzieciak nadal nie ustępował.

- Nigdy cię tu nie widziałem.

- Zejdź mi z drogi. - warknął.

- Kim jesteś? - nadal dopytywał. Snape już chciał odpędzić go zaklęciem, gdy nagle zza rogu wybiegła kolejna postać i wyrwała różdżkę dziecku.

- William, schowaj się za mną. - wychudzona i blada jak ściana kobieta celowała w mężczyznę. Włosy opadały jej na oczy, ograniczając pole widzenia, ale spokojnie trafiłaby w "upiora".

- Ty wiecznie roztrzepana kretynko. Przypatrz się dobrze do kogo celujesz. - powiedział nie będąc pewnym czy jest bardziej skołowany, wściekły, czy zrozpaczony jej zachowaniem. Chociaż mała iskierka radości też gdzieś się tam plątała.

- Severus? - zapytała odgarniając zdradzieckie loki z twarzy.

- A kto inny podła Harpio. - uśmiechnął się ledwo widocznie patrząc na nią.

- Cholerny Sęp z orlim nosem. - zachichotała podchodząc do niego i przytulając go. Nawet nie wiedziała jak bardzo się za nim stęskniła...
Czuła jak jego początkowo spięte mięśnie powoli się rozluźniają, a on w końcu ją delikatnie objął.

- Śmierdzisz Turing. - i całe piękno chwili poszło słodzić życie komu innemu...

- A ty jak zwykle musisz wszystkim dogryzać Snape. - odpowiedziała odsuwając się lekko, by móc zobaczyć wyraz jego twarzy.

- Muszę dbać o wizerunek. - wzruszył ramionami rozbawiony.

- Jesteście parą? - oboje spojrzeli na przyglądające im się dziecko. Zerknęli na siebie ponownie i automatycznie odsunęli od siebie.

- Nie Willie, nie jesteśmy... - spojrzała na Severusa trochę zawstydzona. Ale w jej głowie końcu pojawiło się sakramentalne pytanie... - Co ty tu w ogóle robisz?

- Dzieci niańczę. - wywrócił oczami. - Ratuje cię kobieto.

- No to masz refleks, tylko pozazdrościć. - odpowiedziała podobnym tonem.

- Chodź, nie gadaj. - pociągnął ją za ramię w kierunku, z którego przyszedł. Dopiero po chwili zauważył, że ten irytujący dzieciak za nimi idzie. - Zmykaj mały. - warknął w kierunku chłopaka. Ten jednak nic sobie z tego nie robił. - No już, jazda stąd.

- Sever, on jest ze mną. - powiedziała nadal słabym głosem.

- Jak to z tobą? - zmarszczył brwi.

- Po prostu ze mną i nie śpiesz się tak bardzo, bo musimy wrócić po księgę.

- Jaką znowu księgę do cholery? - zatrzymał się.

- Tą dla której mnie porwali. Musimy ją zabrać. Inaczej będzie więcej porwań, a oni w końcu dowiedzą się wszystkiego. - tłumaczyła.

- A wiesz chociaż gdzie ona jest?

- Ja wiem. - oboje ponownie spojrzeli na chłopca.

- To jakiś dom wariatów... - westchnął przecierając twarz. Zachciało mu się ratować damę w opałach...

~<^>~

- Zaraz, zaraz... Co? - niezbyt inteligentne pytanie po raz kolejny opuściło usta pani Black.

- Musimy zdobyć księgę, by zapobiec rewolucji śmierciojadów. - wytłumaczył kolejny raz z rzędu i naprawdę powstrzymywał się od rzucenia avady.

- Ale dlaczego Mary musiała zostać w celi? - nadal dopytywała.

- Żeby dać nam czas na obmyślenie strategii. - odpowiedział Harry, zanim dźwięk opuścił już otwierające się usta Severusa. Orlonosy spojrzał przelotnie na chłopaka, podmienili go? Wydawało mu się, że Potter gada jakoś bardziej z sensem, co w jego przypadku było rzadkością.

- Nadal nie rozumiem. - stwierdził Black, a Severus po raz kolejny tego wieczoru złapał się za nasadę nosa. - Nie musisz tego rozumieć Black, byleś dobrze wykonał swoją robotę.

- Jak mam niby zrobić to dobrze, skoro nie rozumiem? - mokry sen każdej suczki w okolicy skrzyżował ręce na piersi.

- Nie mam czasu, by ci wszystko od nowa tłumaczyć, jak małemu dziecku po raz enty. - stwierdził uznając dyskusję za skończoną. - Więc łaskawie się zamknijcie, bo drugi raz nie będę powtarzał...

~<^>~

Ciało kobiety leżało na mocno sfatygowanym materacu. Korzystała z tych kilku chwil snu, które były jej dane. Severus przekazał jej przez Williama kilka eliksirów, które pomogły jej w pewnej części zregenerować organizm. Lecz niezbędny do tego procesu był też czas i sen. Niestety ani na nadmiar jednego i drugiego nie mogła narzekać. Z tego powodu łapała każdą okazję do odpoczynku. Musiała jak najszybciej odzyskać siły, bo oni z każdym dniem wiedzą coraz więcej...

~<^>~

- Anguiscendio. - różdżka Egona wypuściła na posadzkę cztery węże złożone z zielonej mgły. Widmowe gady rzuciły się na przywiązane do kamiennej ściany ciało jakiegoś nieszczęśnika. Przerażający wrzask odbijał się od ścian komnaty, a upiorne echo wołało razem z nim dzieciątkami głosów. A wszystko dlatego, że ów mężczyzna nie wpisywał się w ramy czystości krwi...

Błękitne oczy, tak samo lodowe jak serce patrzyły na ten obraz z chorą fascynacją. Nareszcie...
Nareszcie mógł zobaczyć na własne oczy efekty tych wszystkich starożytnych formuł, o których tyle słyszał... Mógł poczuć ten dreszcz adrenaliny, usłyszeć wrzask pokonanego. Nareszcie!

- Zaczyna mi się to coraz bardziej podobać. - szaleńczy śmiech Niemca był jeszcze bardziej przerażający niż jego ofiary. Kolejne zaklęcia smagały spętane ciało, które teraz bardziej przypominało kawał mięsa niż człowieka... - No co? Ścierwo? - podszedł do konającej ofiary. - Dlaczego nie krzyczysz? - zapytał głosem małego chłopca, gdy mama przestała śpiewać jego ulubioną kołysankę. - Ścierwo? - złapał za brudne, pozlepiane włosy "Ścierwa". Jakie było jego zaskoczenie, gdy okazało się, że głowa jest odcięta. - Szybko się popsułeś. - westchnął i odrzucił szczątki mugolaka.

- Żałosne. - siostra oprawcy kopnęła turlającą się do niej głowę.

- Eva żałuj, że nie było cię wcześniej. Ten wyjątkowo głośno wrzeszczał.

- Wiem, dlatego przyszłam. - odpowiedziała podchodząc do brata.

- Było go słychać, aż u ciebie? - roześmiał się.

- I to wyraźnie, musieli go słyszeć nawet w lochach. - zachichotała obejmując plecy blondyna.

- Bosko. - zarechotał ujmując jej dłonie. - Dzięki tym klątwom cały Londyn będzie nasz.

- A później cała Anglia...

- Cała Europa...

- Cały świat... - powiedzieli razem rozmarzeni i wtuleni w siebie. A tym marzeniom przysłuchiwała się tylko mała, zakrwawiona, ludzka głowa.

Czas się bać...

~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~

Nilme: Ta głowa powinna być moja... i jestem tego świadoma.

Severus: Mogę ci to załatwić.

Nilme: Ty Sevciu jak zawsze uczynny...

Severus: Korzystaj póki jest z czego.

William: Nil dlaczego cię tak długo nie było?

Nilme: Ponieważ zrobiłam sobie taki post od wattpada.

William: To dlatego byłaś taka dziś zdziwiona?

Nilme: Tak skarbie, nie było mnie ledwo miesiąc, a tu już 133 powiadomień... Nie wiem kiedy ja to nadrobię. Ale wiem jedno, z całego serca chcę podziękować RoxennSnape za jej komentarze. Jak dzisiaj je zobaczyłam, to dzisiaj dokończyłam rozdział. Jest krótki, ale zawsze coś.

Do zobaczenia Czarodzieje!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top