Rozdział X

Pulsujący ból gnieździł się w jej skroni. Miała wrażenie, że za raz rozsadzi jej czaszkę. Leżała na brzuchu nie mogąc nawet sprawdzić co tak pali jej plecy. Jedyne co zdążyła zauważyć to to, że ma na sobie bandaże.

- Nigdy więcej nie powiem, że chcę przygód... - jęknęła podnosząc się do siadu. Brudna, czerwona suknia nie nadawała się już do niczego innego jak na szmaty do mycia podług. Dobrze, że nie wzięła tej zielonej... Dlaczego pomyślała o Severusie? Pewnie teraz ten Sęp zastanawia się gdzie podziewa się ta Harpia, jak to zaczął ją nazywać... O ile się zastanawia... Pewnie siedzi w fotelu i czyta te swoje ogromne tomiszcza. Spojrzała w kierunku okna. Było dość wysoko, ale przy odrobinie szczęścia... - Czemu nie?

Ostatkiem sił, które pozostały jeszcze w szczątkowych ilościach w jej ciele, podniosła się opierając o kamienną ścianę. Powoli tak, by sprawić sobie jak najmniej bólu zaczęła się kierować w stronę maleńkiego okienka. Gdy była już pod nim niestety okazało się, że jego wysokość przewyższa ją o jakąś głowę. Spojrzała na kamienie pod oknem.

- Chyba zwariowałam... - mruknęła sama do siebie z powrotem patrząc na okno. Niepewnie wymacała dłońmi trochę bardziej wystające kamienie i oparła na jednym z nich stopę trzymając się mocno dłońmi innej wypustki. W tej nie zbyt codziennej, a na pewno nie wygodniej pozie spróbowała się podciągnąć do okna, by dojrzeć choć skrawek miejsca gdzie się znajduje.
Las. Tyle zdążyła dostrzec. Wokół budynku rozpościerał się gesty zagajnik niczym mur chroniący przed wścibskimi oczami sąsiadów.

- Jest się gdzie ukryć... - mruknęła do siebie bardziej się wychylając, nagle jednak stopa zsunęła się z mokrego przez wilgoć kamienia a ona runęła z głuchym piskiem na ziemię. - Świetnie... - warknęła obolała podnosząc się do pół siadu. Spojrzała nienawistnie na kamienną ścianę i spojrzała na swoją stopę. - Kuźwa idealnie! - żachnęła pojmując, że właśnie skręciła kostkę. Teraz to na pewno ucieknie... Ironicznie myśli kłębiły się w jej głowie.
Metaliczny szczęk zamka otrzeźwił ją na tyle, że nie zgrabnie spróbowała wstać. Właśnie... spróbowała...

- Mistrz chce cię widzieć. - w drzwiach stanął rosły mężczyzna o długich, skołtunionych włosach. Jego przekrwione oczy spojrzały na leżącą na posadzce kobietę z nie przychylną miną. - Wstaniesz sama, czy mam cię ciągnąć? - warknął zniecierpliwiony.

- Emmm... skręciłam kostkę... - widząc nie zbyt rozumiejące spojrzenie mężczyzny dodała. - Nie dam rady chodzić. - dopowiedziała bardziej dosadnie.

~<^>~

Zabicie mnie...
Wcześniej przedstawiony mięśniak niósł ją teraz jak worek ziemniaków przerzuconą przez ramię. Większego upokorzenia nie mogła sobie wymarzyć...
Kudłacz w końcu stanął. Ale z racji, że głowa zwisała jej z przeciwnej strony nie mogła zobaczyć sali do której z nią wszedł, gdy uzyskał na to pozwolenie.

- Co to ma znaczyć? - usłyszała mocny, męski głos. Czyżby Mistrz?

- Więzień Panie.

- To widzę... - warknął widocznie zirytowany postawą kudłacza. - Ale dlaczego na dobrą Avadę widzę tył jej sukni, a nie twarz?

- Tak jest. - odpowiedział i obrócił się tyłem do mężczyzny. Turing miała ochotę się śmiać, a widok czerwonej z wściekłości twarzy Mistrza wcale nie ułatwiała jej opanowania się.

- Postaw ją na ziemi durniu! - wrzasnął ciskając pioruny w stronę półgłówka.

- Ale...

- Mistrz wybaczy, skręciłam kostkę. - uśmiechnęła się w stronę jeszcze bardziej czerwonego mężczyzny.

- To podstawić jej krzesło do cholery... - warknął. W minutę po tym panna Turing siedziała wyprostowana na tyle ile mogła i mierzyła się wzrokiem z blondwłosym furiatem. Aż dziw bierze, że jego lodowato niebieskie oczy tak bardzo nie odpowiadały porywczości tego człowieka. - Czy wiesz po co tu jesteś? - zapytał w końcu Mistrz.

- Nikt nie raczył mnie poinformować. - odpowiedziała dumnie, nie chcąc pokazać jak dużo ją kosztuje zachowanie wyprostowanej sylwetki.

- Z tego co wiemy, jesteś specjalistką w starożytnej runologii... - spojrzał na nią jakby oczekując potwierdzenia.
Próżna fatyga.

- Odpowiadaj jak cię pytają. - warknęła zasuszona kobieta wyłaniając się z kryjówki jaką był cień jednej z ciemno zielonych kotar, gdy milczenie szatynki zaczęło się przedłużać. Poszkodowana czarownica spojrzała na nią kpiąco. Co ona się w przedszkolankę bawi?

- Tak, mam pewne wykształcenie w tym kierunku. - odpowiedziała ostrożnie lecz dumnie.

- Skoro tak. - machnął dłonią na jednego z podwładnych, który rozłożył przed nią księgę prawdopodobnie z przed siedmiu wieków... - To możesz to odczytać. - stwierdził blondwłosy.

 Za raz co?... Przemknęło jej przez myśl. Spojrzała na zapisane na kartach znaki i miała ochotę się pochlastać. Z jednej strony miała ochotę piszczeć widząc takie cudeńko, ale z drugiej za cholerę nic nie rozumiała. No może kilka wyrazów, ale za mało by uchwycić sens...

- Po co wam to? - zerknęła na blado trupie rodzeństwo.

- Ta wiedza nie jest ci potrzebna do tłumaczenia. - warknęła blondyna.

- Yhym. Może i tak, ale mam jedną uwagę. Mogliście najpierw mi to pokazać, a dopiero potem linczować. - odparła ze skwaszoną miną. Brat zerknął na siostrę, ale ona najwidoczniej nie była chętna odwzajemnić tego spojrzenia.

- Mniejsza z tym. Odczytasz to czy nie? - mocno zaakcentował ostatnie zdanie chcąc pokazać, że na tym powinna skupić się ta rozmowa.

Magomedyczka ponownie zerknęła na tekst księgi. Słodka Helgo ratuj...


- Nie.

- Czy na pewno? Może zapomniałem dodać, że od tego zależy twoje życie? - uniósł brew świdrując ją spojrzeniem lodowych oczu. Groźby jednak nie zmieniały faktu, że ona naprawdę nie umiała tego przeczytać...

- Dlaczego nie weźmiecie kogoś innego? Kogoś z większym doświadczeniem?

- Ponieważ jesteś ostatnia.

- Ostatnia...? - moment... Czy oni naprawdę byli tak głupi? - Czyli chcecie mi powiedzieć, że powybijaliście wszystkich specjalistów od ronologii, zamiast zostawić ich w grupie, by łatwiej mogli to rozgryźć? - patrzyła na nich z rosnącym powątpiewaniem. To mają być następcy Czarnego Pana? Skoro tak, to wystarczy się poświęcić i zginąć. Wtedy już na pewno tego nie rozgryzą.

 Atmosfera w sali stała się jakby mniej mroczna i chłodna. Neośmierciożercy spoglądali to na siebie, to na swojego przywódcę a sprawczyni tego zwątpienia w nieomylność Schmeterlinga starała się powstrzymać kolejny napad śmiechu. Jak tak dalej pójdzie nie przeżyje do rana.

- Salazarze ratuj...

~<^>~

- Słuchaj no stary grzybie. Dotknij mnie jeszcze raz tą włochatą łapą, a przysięgam, że od tond twoją pięść będzie się zaciskać w drugą stronę. - warknęła do parchatej moczymordy.

- Zwracasz na siebie uwagę... - mruknął nie pocieszony jej towarzystwem Snape. Przyszli tu po informacje, a wydobycie ich wymagało pewnej dozy konspiracji...
Której podjęcie niestety uniemożliwiała ta skrzekliwa Papuga.

- Nie pozwolę na takie traktowanie. Ja się szanuję! - odpowiedziała z werwą.

- Zamknij się kretynko, bo tylko przeszkadzasz. - warknął coraz bardziej wyprowadzony z równowagi. Jak Turing wytrzymywała z tą kobietą i do tego się z nią przyjaźniła?! On po pięciu minutach miał już dość, a był już wieczór...
Jakim cudem jeszcze jej nie zamordował?
Nie miał zielonego pojęcia...

- Ja przeszkadzam?! Sam nic nie robisz...

- Kobieto zawrzyj twarz, bo cię z tond wyprowadzę. - warknął przy jej uchu chcąc ją uspokoić. - Chciałaś iść ze mną, poszłaś. To siedź cicho i daj mi się czegoś dowiedzieć, zanim wszystkich wypłoszysz. - zakończył z kamienną twarzą. O dziwo, podziałało. Lekko *skonfundowana swoim zachowaniem zamilkła upijając łyk ze swojej szklanki. - Nareszcie. - westchną zabierając się do roboty. Czas zdobyć trochę informacji...

* wprawić kogoś w zakłopotanie.

~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~

Nilme - Hej, chciałam Was bardzo przeprosić za tak długi czas oczekiwania na kolejne rozdziały. Przykro mi, ale szkoła nie pozwala mi na tak częste pisanie, jak to wyglądało na początku tej książki. Rozdziały były co tydzień, teraz nie dam rady uzyskać takiej normy.

Severus - Czas dorosnąć dziewczyno.

Nilme - Oj cicho. Mam jeszcze trochę czasu do tego, więc korzystam ile mogę.

Severus - Dzieciuch.

Nilme - Dziadek kwas.

Severus - Chodząca Amortencja!

Nilme - Ale to nie jest obelga...

Severus - Nie wymądrzaj się pisarzyno z gniazdem na głowie.

Nilme - I kto to mówi?! Mogę się założyć o 5 galeonów, że twoim boginem jest szampon!

Severus - Za to twoim szczotka!

Nilme - Przerośnięty Nietoperz!

Severus - Rozhisteryzowana puchonka!

Nilme - Ruski traktor!

Severus *ma pulsującą żyłę na na czole.

Nilme - O kuźwa... *spieprza puki ma jeszcze czym.

Severus - Ja ci dam traktor! *biegnie za nią.

Nilme - Za tą kasę lepiej kup sobie szampon! Do następnego Królewny!

Severus - O ile przeżyjesz!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top