Rozdział IX
Złapała ją za długie kudły i przyciągnęła bliżej swojej twarzy.
- To jak Turing, dogadamy się? - zapytała przymilnie.
- Po moim trupie...
- To się da załatwić... ale wtedy nie będzie z ciebie żadnego pożytku. - mruknęła puszczając ją i pozwalając by posiniaczone ciało kobiety upadło na twardą, kamienną posadzkę. Z westchnieniem podeszła do stołu i przemyła brudne od krwi dłonie. - Co ci zależy, hym? - od paliła papierosa od różdżki. - Co ci szkodzi przetłumaczyć jedną księgę? Zrobisz to, wrócisz do swojego małego mieszkanka i wszystko będzie po staremu.
- Zapomniałaś dodać, że dzięki tej konkretnej księdze zamierzacie przejąć Londyn... - wycharczała przez zaciśnięte gardło, skutek podduszenia.
- To prawda... ale my chcemy was wyzwolić. Szlamy nie zasługują na równe z nami prawa. Powinni nam służyć i być wdzięczni, że mogą chociaż tyle. - mówiła z pasją głęboko przekonana o swych wartościach. Oczy zwrócone miała do okna lecz wzrok jej sięgał jakby dalej.... dalej niż ten dom, miasto, kraj czy nawet świat. - Czarodzieje zajęli by należne im miejsce. Ponad szlamami, ponad mugolami, ponad każdą, żywą istotą na Ziemi...
- Powinnaś się z kimś tym podzielić... - przestawiła sobie szczękę na odpowiednie dla niej miejsce. - Ministerstwo na przykład bardzo chętnie by tego posłuchało. - mgła opuściła lodowe oczy wiedźmy, by ustąpić miejsca gromom ciskanym teraz w stronę posiniaczonej czarownicy.
- Dobra królewno... chciałam po dobroci...
~<^>~
- Czy moja siostra nadal przesłuchuje tą Turing? - Schmeterling siedział rozłożony władczo na swym "tronie", wychylając kolejną szklankę ognistej whisky.
- Tak panie. - dało się słyszeć odpowiedź z konta sali.
- Coś wolno jej to idzie. - mruknął zataczając kręgi resztkę napoju na dnie kryształowej szklanki. Zaczynał się niecierpliwić. Kudłata wiedźma była ostatnią w Londynie, która umiała przeczytać to cholerstwo... - Karz się jej pospieszyć... - trzask teleportacji zmącił ciszę trwającą w sali.
Już niedługo... Niedługo wypełnią ją dziękczynne głosy kłaniających się mu poddanych... i ani jednej szlamy. - Już nie długo...
~<^>~
- Masz już dość? - kolejne pytanie grzmiące w jej głowie. - Może zrobimy przerwę? - słodziutki głos, który był jak babeczka z arszenikiem coraz bardziej pustoszył jej umysł. Słowa platynowowłosej rebeliantki wylewały się do jej uszu, niczym jad wypalający je stopniowo i boleśnie... - Harda z ciebie suka... - jej oprawczyni sama już miała lekką zadyszkę przez machania batem. Musiało jej to sprawiać przyjemność skoro nie użyła jeszcze różdżki... Ciszę pomieszczenia po raz kolejny przeciął świst bata, wiszące w powietrzu ciało młodej kobiety od dłuższego czasu nie poruszało się. Rozdarty tył brudnej sukni ukazywał posiniaczone i poranione plecy z których małymi stróżkami spływała czerwona posoka. Nie było żadnych krzyków, jęków, czy błagań... tylko świsty bata... - Żyjesz ty jeszcze? - warknęła unosząc za kudły jej bezwładną głowę.
Drzwi otworzyły się, a w nich stanął jeden z rebeliantów.
- Pani, brat karze się pospieszyć.
- Karze?
- Tak... moja Pani... - odpowiedział zlękniony głos. Może fakt, że stała do niego tyłem, zakrwawiona i z batem w ręku miał ku temu powód?
- Zemdlała. - mruknęła odrzucając bat. - Sprowadź medyka by ją opatrzył. - ściągnęła skórzane rękawiczki, tak łatwo ta krew nie zejdzie... - I pilnuj by nie uciekła. - warknęła odwracając się w jego stronę, a bezwładne ciało opadło z hukiem na kamienną posadzkę przez co mężczyzna wzdrygnął się z przestrachem.
- Tak jest... moja Pani... - wydukał, gdy Schmeterling opuściła pomieszczenie.
Znów nastała cisza...
~<^>~
- Gdzie jesteś Turing?... - mamrotał do siebie te trzy słowa przeglądając wszystkie dostępne gazety sprzed miesiąca. Szukał wskazówki, czegokolwiek co mogło naprowadzić go na trop rebeliantów chcących spełnić wizję Łysej Volde Mordy...
Dzwonek do drzwi. Zignorował to, miał ważniejsze rzeczy na głowie. Udało mu się już znaleźć informację o dwóch podejrzanych zaginięciach. Dwaj mężczyźni, wysoko wykształceni... Kolejny dzwonek.
- No cholera jasna! Kogo tam niesie?! - rykną otwierając z rozmachem drzwi.
- Powitanie godne neandertalczyka. - mruknęła na dzień dobry kobieta niskiego wzrostu o ciemno hebanowych włosach. - Przyszłam do Mary, nie było jej w Mungu... - powiedziała przeciskając się obok niego i wchodząc do holu. Zdjęła z siebie płaszcz i rozglądnęła się po salonie. - Gdzie ona jest?
- To samo pytanie zadaję sobie od dwóch dni. - warknął zatrzaskując drzwi i powracając do swojej pracy.
- Jak to od dwóch dni? - zdziwienie wymalowało się na twarzy pani Black patrząc na upiornego faceta ślęczącego nad stertą papierów.
- Od tylu jej nie ma, a ci kretyni z ministerstwa nadal uważają, że to tylko zaginięcie. - warczał nie przerywając lektury. Musi być coś więcej... Czy te dwa zaginięcia mogą mieć coś wspólnego z Mary?... To znaczy z Turing...
- Jak to zaginięcie?! - zawołała z przerażeniem. - Snape nie wygłupiaj się, tylko mów o co chodzi. - wspomniany mężczyzna poderwał się z podłogi podchodząc z mordem w oczach do wnerwiającej przyjaciółeczki Harpii, którą miał nieszczęście poznać na herbacie w tymże mieszkaniu...
- Posłuchaj mnie ty wiecznie zrzędząca Papugo... - warknął. - Dla twojej wiadomości, twoja ukochana psiapsiółka została porwana przez neośmierciożerców. Nie wiem dlaczego, nie wiem gdzie, ale staram się to ustalić, bo ci pieprzeni aurorzy nie robią z tym absolutnie nic! - wykrzyczał nie mogąc się już opanować. Kiedy już myślał, że jego życie zaczyna schodzić na w miarę normalne tory, to oczywiście musiała się trafić banda kretynów...
- Posłuchaj cholerny Nietoperzu. -pociągnęła go za szaty, zniżając do swojego wzrostu. - Ministerstwo to strata czasu, a teraz będą tylko cię przez to obserwować. - warknęła. Miała wprawę, przecież jakoś udało jej się udowodnić niewinności męża, prawda? - Skoro wiesz, że to jacyś wyznawcy ideologii wężogębego. - prychnęła. - To na pewno wiesz czego chcą... A Mary zna się na rzeczy... Kto jak kto, ale ty chyba wiesz gdzie zacząć szukać? - uniosła brew, jej słowa nie miały go obrazić, tylko dać porządnego plaskacza. Najważniejsze było teraz być czy nie być panny Turing.
Jego czarne brwi zmarszczyły się tworząc niemal jedność.
- Może jednak nie umiesz tylko gadać... - mruknął prostując się i powracając do gazet. Wziął w dłoń jeden ze skrawków. - Zamknij za sobą drzwi, klucze są na stole... - mruknął nie patrząc na nią i kierując się w stronę drzwi. Oczy brunetki urosły do wielkości spodków. Czarnomagiczny dupek przyznał jej racje?!
- Nie przydałoby ci się wsparcie? - spytała nawet nie próbując dogonić jego wielkich kroków.
- Masz chyba na myśli kłodę pod nogami. - powiedział ubierając płaszcz. - Z nimi nie pogadasz o nowej kolekcji tiar. - prychnął. Wściekła złapała drugi wycinek gazety, posyłając w Jego kierunku niewerbalne, bezróżdżkowe zaklęcie żądlące.
- Miała się spotkać z Gordonem. Od niego wypadałoby zacząć. - warknęła w jego stronę. - Powiązujesz jej zaginięcie z tymi porwaniami?-pomachała świstkiem papieru. - Oni nie żyją...
- Wiem, czytałem... - mruknął zaciskając pięść na klamce szepcząc przeciw zaklęcie. - Jeśli mam ją znaleźć, to przydadzą mi się zdrowe plecy. - warknął patrząc na nią z pod byka.
- Pomocy też, a jej nie chcesz. - uśmiechnęła się szyderczo jednym ruchem nadgarstka naprawiając szkodę. Podeszła do niego zakładając swój płaszcz. Na szarmanckie zachowanie z jego strony nie było co liczyć. - Gdzie najpierw?
Spojrzał na nią niezbyt przychylnie. Niski wzrost, drobna, szczupła postura i jeszcze te okulary... Z głośnym westchnieniem przetarł zmęczoną twarz.
- Wychodź. - mruknął otwierając drzwi. Orzechowobrązowe oczy spojrzały na niego z wyrzutem. Wredny uparciuch. Naburmuszona kobieta wyszła z mieszkania, by za raz po tym usłyszeć trzask przekręcanego zamka. Już miałam mu wygarnąć jakim to on jest kretynem, że sam narzekał iż nikt mu nie pomaga, a teraz co?! Odwróciła się w jego stronę z zamiarem wyrzucenia tego wszystkiego z siebie, gdy nagle przeżyła kolejny dzisiaj szok. Severus Snape stał przed nią z wystawionym ramieniem czekając, aż za nie chwyci i będą mogli się teleportować. - Idziesz czy będziesz tu stała jak ciele cały dzień. - mruknął nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem. Kobieta wywróciła wymownie oczami przyjmując ramię Gbura z Munga. Na korytarzu rozbrzmiał trzask teleportacji.
~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~
Nilme - Cześć... jak święta? Eh wiem, że długo mnie nie było i pewnie większości z Was już tu nie ma...
Severus - I dobrze.
Nilme - Sever... błagam cię nie zaczynaj.
Severus - Nie będę zaczynał jak ty to skończysz *wzruszył ramionami
Nilme - Eh... Dobra, koniec. Nie mam pojęcia kiedy będzie następna część. Chcę za to bardzo podziękować za bardzo pokrzepiający komentarz ____Karii____ naprawdę dziękuję 😙
Ale oczywiście, największe podziękowania należą się mojej kochanej Kruszynce NiennaValar 😘❄
Severus - Merlinie daj mi siłę...
Nilme - Cześć Królewny!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top