Rozdział IV
Dwoje dorosłych ludzi siedziało teraz w salonie panny Turing, z czego mężczyzna starał się w ogóle nie patrzeć na siedzącą na przeciwko niego kobiety. Po wczorajszej sytuacji w mieszkaniu Snape'a, wspomniany czarodziej starał się jak mógł unikać wzroku swojej towarzyszki. Zwłaszcza gdy okazało się, że zamiast herbaty zaparzył im ziół nasennych. To była największa hańba. Jak on Wielki Mistrz Eliksirów, Naczelny Nietoperz Hogwartu, Mroczny Dupek z Lochów mógł popełnić tak banalny błąd?! Nie wspominając już o tym, że nieświadomi zmusił Mary do spania z nim w jednym łóżku. Chociaż tyle, że ona zachowywała w przeciwieństwie do niego normalnie.
- Długo nie będziesz się jeszcze do mnie odzywał? - przerwała ciszę uśmiechając się w stronę gazety za którą krył się przerośnięty Nietoperz ze szczególną smykałka do trucizn.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. - jak widać nasz Severus postawił na przysłowiowe "rżnięcie głupa".
- Tak, oczywiście. I wcale wczorajszy incydent nie ma nic wspólnego z twoim chowaniem się za ta gazeta. - przechyliła gazetę tak aby ją widział. Nawet nie usłyszał, kiedy wstawała z fotelu. - Nie wiedziałam, że jesteś taki nieśmiały, Sever. - przechyliła głowę jak zdziwiony pies i uśmiechnęła się rozbawiona jego zakłopotaną miną. No proszę, jak niewiele trzeba, żeby go zawstydzić. Uśmiech na jej twarzy jeszcze bardziej się powiększył.
- Nie wydurniaj się, to nie ja robiłem sobie z twojego ramienia darmowa poduszkę.
- Tak, jasne. Jeszcze mi powiedz, że nie było ci wygodnie. Kiedy ostatnio byłeś tak blisko z kobietą?
- Twoja bezpośredniość jest przerażająca. A wracając, nie twoja sprawa. I radzę ci, nie interesuj się tym. - cedził przez zaciśnięte zęby nachylając się ku niej.
- Uuuu. Uwaga, bo się przestraszę. Takie gatki możesz wciskać swoim pachołkom w Hogwarcie. - nachyliła się nad nim jeszcze bardziej, tak że jej twarz była tuż obok jego ucha. - Ja się ciebie nie boję, Sever... - wyszeptała, cichutko, miękko muskając płatek jego ucha. Spojrzała na jego minę i wybuchła gromkim śmiechem. - O Helgo, Sever nie przeżywaj tak tego. Oddychaj! - rozchichotana Harpia wróciła na swoje miejsce.
- Jednak nadal mam w sobie to coś! Ah! - westchnęła teatralnie, aby zaraz wybuchnąć kolejną salwa śmiechu.
- Taa, nie mam pojęcia o jakie "coś" ci chodzi, ale dupy nie urywa - Mary już miała otwierać usta aby mu coś odpowiedzieć. Lecz nagle przez uchylone okno wleciał puchacz zwyczajny, który przysiadł na oparciu fotela na którym siedziała brązowowłosa kobieta. Upuścił list na jej kolana.
- Dziękuję Wonder. - uśmiechnęła się w stronę puchacza i sięgnęła po paczkę ziarna słonecznika.
- Cud? Naprawdę? - zapytał kpiąco Severus.
- Na nic innego nie reagował. - nasypała trochę ziaren, a ptak od razu się na nie rzucił. Kobieta spojrzała na kopertę. - To do ciebie... - podała list mężczyźnie. Mistrz eliksirów przejął świstek papieru i zaczął studiować jego treść. Sądząc po jego minie nie przypadła mu do gustu.
- Cholera... - warkną ponownie przebiegając tekst.
- Co się stało?
- Prawdopodobnie te durne dzieciaki jak mnie zobaczyły od razu poszły na spowiedź do McGonagall, a ona zawiadomiła ministerstwo... Nie wiem jakim cudem dowiedzieli się gdzie jestem, ale wzywają mnie na przesłuchanie w sprawie odławiania potencjalnych Śmierciożerców... - Mary poderwała się z fotela i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
- Ale... przecież współpracowałeś z Zakonem Feniksa.
- Wszyscy którzy przeżyli... mogą poświadczyć, że przekazywałem im informację.... Ale coś nie sądzę, że ktoś się pokwapi żeby za mnie poręczyć. - odpowiedział raczej już zrezygnowanym tonem. - Dumbledore nie żyje... a mnie pewnie udupią dla przykładu. - westchną zmęczony i odchylił się na oparciu fotela.
- Nawet tak nie mów. Jestem pewna, że ktoś za ciebie poświadczy. A jeśli nawet nie... To ja nie pozwolę, żeby cię skazali. - Severus jakby bardziej się ożywił i spojrzał na nią nie do końca dowierzając w to co przed chwilą usłyszał. - No, co? Nie patrz tak na mnie. Nie po to tyle się orobiłam przy tobie, żeby cię teraz zamknęli!
Dzień przesłuchania, niebo jakby zwiastując wszystkim mordercom Voldemorta sromotną klęskę spuszczało na ziemię hektolitry deszczu. Wiatr bawił się napotkanymi przez siebie przechodniami niczym szmacianymi lalkami. Zza okna budynku ministerstwa przyglądała się temu wszystkiemu Mary G.Turing. Siedziała samotnie na korytarzu przed salą przesłuchań czekając, aż będzie mogła wejść. Severus nie chciał, żeby tu przychodziła, ale co miała zrobić? Nie mogła go zostawić, zbyt długo był sam.
- Przesłuchanie Severusa Snape'a. - odezwał się czarnowłosy mężczyzna. Mary szybko poderwała się z miejsca i weszła do sali razem z innymi ludźmi.
Sale wypełniał szum wielu rozmów, było tam pełno ludzi wszelakich funkcji. Byli przysięgli, obrońcy, czekający na swoich, mniej lub bardziej winnych klientów, prokuratorzy, czytający akta i zwykłych ludzi, którzy przyszli tylko popatrzeć.
Na wyszczególnionym miejscu zasiadał, jak na razie nieobecny sędzia. To pomieszczenie, atmosfera i okoliczności... przywodziły jej na myśl mniejszą wersję rzymskiego Koloseum. Wokół na miejscach zasiadali widzowie, czekający na przedstawienie i rozrywkę, są wybredni, zadowoli ich tylko widok krwi. Na dole siedzieli skazańcy czekający na wyrok Wielkiego Cezara. Czy uniesie swój zbawczy kciuk i pozwoli im żyć dalej, we względnym spokoju? Czy może opuści go i skarze nieszczęśników na wieczne cierpienie, które wiele zamieniłoby na śmierć - Azkaban. Do sali wkroczył przewodniczący rady Wizengamot.
- A oto i wszechmocny Cezar... - szepnęła, spojrzała w dół. - Chyba wolałby rozszarpanie przez lwy...
- Severusie Tobiasie Snape. Potwierdzono twój udział w pierwszej i drugiej wojnie czarodziejów, gdzie stanąłeś po wrogiej stronie przyjmując Mroczny Znak i ideologię Lorda Voldemorta... - Rozpoczął gdy zasiadł na swoim tronie. Severus siedział w dole, w samym środku sali na krześle z wysokim drewnianym oparciem. Milczał, miał dosyć tych wszystkich ludzi i nie zamierzał się z niczego tłumaczyć. Najwyżej Mary go zabije jeśli wyrok nie będzie pozytywny, to i tak lepszy koniec od Askabanu.
- Jednakże pański obrońca zeznał, że w czasie drugiej wojny był pan podwójnym szpiegiem na rzecz Zakonu Feniksa, co potwierdził nawet sam Albus Dumbeldore, niech spoczywa w pokoju. Twierdzi także, że wszystkie pańskie winy zdołał pan wymazać przez poświęcenie jakiego pan się dopuścił wśród szeregów Śmierciożerców. - kobieta wytrzeszczyła oczy i coraz uważniej słuchała rozprawy. Może nie wszystko stracone?
- Że jak?! Jaki znowu obrońca?! Co?! - Snape wstał ze swojego miejsca, a gdy to uczynił bocznymi drzwiami wszedł młody chłopak o rozwichrzonej czarnej czuprynie. - Tylko nie ty... - dwóch autorów posadziło go ponownie na krześle.
- Dzień dobry, profesorze Snape. - chłopak podszedł bliżej stającej naprzeciw niego ławie przysięgłych.
- Dla kogo dobry, ten dobry... Co ty tu robisz Potter? - nie wiedzieć czemu magomedyczka zaczęła cicho chichotać. Wielki, mroczny Postrach Hogwartu ma za obrońcę znienawidzonego przez siebie ucznia i to jeszcze z wzajemnością. Będzie ciekawie.
- Aktualnie próbuje ułaskawić pana od wyroku - okularnik na chwilę odwrócił się w stronę swojego byłego nauczyciela.
- Czy podtrzymuje pan swoje zeznania, panie Potter? - zapytał sędzia. Wybraniec spojrzał z powątpiewaniem na Mistrza eliksirów - Tak. - odpowiedział, choć sam nie był pewien tych słów.
- Panie Snape, jakie łączą pana stosunki z byłym uczniem, Harrym Jamesem Potterem?
- Żadne... - wywarczał przez zaciśnięte zęby. Po cholerę tu przylazł?! Severus nie chciał litości, zrobił co do niego należało i koniec. Dlaczego, więc ta ciapowata latorośl kretyna Pottera chce go uratować?!
- Potwierdzam! - parsknął Potter - Ten człowiek może i przekazał Riddl'owi przepowiednie starej schizofreniczki, przez co straciłem rodziców... Jednaj gdyby nie profesor Snape nie żyłbym już wiele razy, tak samo jak wielu tu zebranych... - wszyscy w zaskoczeniu spojrzeli na Nietoperza. Siedział z zaciśniętymi pięściami i nie tęgą miną w myślach wyliczając najbarwniejsze klątwy jakimi mógłby uraczył Wybrańca, gdyby ci kretyni nie zabrali mu różdżki...
- Czy potwierdza pan słowa obrońcy? - do Nietoperza zwrócił się sędzia.
- Tak... - rzucił niechętnie. Potter Potterem, nie jest tak głupi, żeby samemu się pogrążać. Mary nie da mu już teraz spokoju...
- To zmienia postać rzeczy... Dziękujemy za złożenie zeznań, panie Potter. Zarządzam przerwę. Ogłoszenie wyniku nastąpi po naradzie rady... - wszyscy zobligowani do wyjścia zaczęli powoli opuszczali salę obrad. Krypto wampir wstał dumnie z krzesła, po czym został odprowadzony przez aurorów bocznym wyjściem. Jednak nasz Cichy Bohater nie byłby sobą gdyby nie posłał Potterowi jednego ze swoich sławnych spojrzeń, które śnią i będą się śniły pokoleniom uczniów Hogwartu po nocach do końca ich marnego życia...
- Rada Wizengamotu w dniu 3 lipca 1998 roku w sprawie Severusa Thobiasa Snape'a, postanawia. Ława przysięgłych potwierdziła należenie oskarżonego do Śmierciożerców. Jednajże, przedstawiono nowe dowody w sprawie, działające na korzyść oskarżonego. Rada i ława przysięgłych Wizengamotu uznaje oskarżonego Severusa Tobiasa Snape'a za winnego dokonanych czynów i jednocześnie oczyszcza go ze wszelakich zarzutów. Koniec rozprawy... - po trybunach rozniósł się cichy pomruk. Zdziwienie? Zawiedzenia? Wielki Cezar uniósł swój kciuk, skazaniec jest wolny...
Snape potrzebował chwili by sens wypowiedzianych słów doszedł do niego. Uniewinniony? W dali słyszał jak pewna zwariowana kobieta cieszy się jak głupia. Z czego do cholery?! Teraz tym bardziej nie będzie miał spokoju... Spojrzał na Pottera. Szczeniak szczerzył się jak gdyby wygrał los na loterii. Świeżo zrehabilitowany bohater wojenny oparł swój łokieć na podłokietniku, a na zaciśniętej pięści ułożył swój blady policzek. - Nie wiem dlaczego to zrobiłeś, ale jesteś kompletnym kretynem, Potter. - Powiedział nie dowierzając w to co zrobił ten chłopak. Uratować najbardziej znienawidzoną osobę, która gnębiła go przez bite 7 lat? Komplety kretynizm...
- Ja też się cieszę, że jest pan niewinny - posłał profesorowi krzywy uśmiech - Przynajmniej już nigdy nie oberwę od pana żadnym szlabanem...
- Mam nadzieję, że i ja nie będę musiał cię już więcej oglądać. - powoli podniósł się z miejsca. - Powodzenia Potter, obyś nie zmarnował życia za które walczyliśmy. - Złoty Chłopiec pierwszy raz w życiu widział uśmiech profesora eliksirów i nie był to uśmiech cyniczny lub szyderczy, był to najprawdziwszy uśmiech ulgi. Spojrzał na starszego mężczyznę przerażony. Mógł mu grozić, a nawet mordować wzrokiem, a on się uśmiechnął. To zbyt wiele na jego psychikę.
- Wzajemnie... Zasłużył pan na spokojne życie. - po raz ostatni spojrzał na profesora i posyłając mu krzywy uśmiech, opuścił sale. Do dziś pamiętał tego Trolla na drugim roku za esej.
- Chyba powinnam dostać jakiś order czy coś, bo dokonałam niemożliwego. - Zza pleców Postrachu Hogwartu wyjrzała Turing z bananem na ustach.
- Możesz sobie pomarzyć. - prychnął mogąc wreszcie opuścić to parszywe miejsce.
- Marzenia czasem się spełniają. Oj już nie bądź taki sztywny. - roześmiała się - Jak się uśmiechasz to wyglądasz na młodszego. - ruszyła za nim w kierunku wyjścia.
- Wiem, że wieść o moim uniewinnieniu napawa cię euforią, ale nie musisz tego okazywać tak entuzjastycznie. - parsknął - Wielki Zbawca świata czarodziejów, święty Potter zlitował się nad najgorszym złem tego świata zaraz po Voldemorcie...
- Nie dramatyzuj... I nie udawaj, że ci nie ulżyło. - trąciła go ramieniem - Straszna z ciebie Drama Queen. - zachichotała. Spojrzał na nią spod uniesionej brwi.
- Niepoprawna optymistka....
- Jesteś teraz bohaterem narodowym! Jak tu się nie cieszyć? Poza tym, ktoś musi wyrównać poziom skrajności emocjonalnej na metr kwadratowy. - A pro po metrów kwadratowych... Miał swoje mieszkanie na Spinner's End. Czuł się już znacznie lepiej, niż dwa miesiące temu, choć dalej parszywie...
- To jak? Wracamy czy chcesz się jeszcze nacieszyć świeżym powietrzem? Tylko nie przesadź, bo się prze tlenisz! - dorzuciła rozbawiona.
- Czekam, aż utlenią się twoje szare komórki... o ile jeszcze jakieś zostały. - wybudził się ze stanu zamyślenia.
- Wszystko w porządku? - zapytała przybliżając się do niego.
- Już po wszystkim - westchnął. - To takie... Dostać wybaczenie za coś, za co wybaczenia się nie oczekiwało...
- Ale należało ci się wybaczenie. - stanęła na przeciw niego - Odpokutowałeś, aż nad to... - uśmiechnęła się pokrzepiająco patrząc w najciekawsze oczy, które kiedykolwiek widziała.
- Tak samo jak ty zasłużyłaś na Order. - parsknął ironicznie, szczerze rozbawiony jej zachowaniem.
- Widzisz? Sam to przyznałeś! - roześmiała się wciskając rękę między jego ramię - Trzeba to uczcić! Wiem! Upiekę sernik! Co ty na to?
- Tylko nie drzyj się potem na mnie, jak go spalisz. - mruknął i zaśmiał się widząc jej oburzoną minę. Za raz po tym przeteleportował ich do domu.
~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~
Nilme - Ooooooou... Patrzcie, Sever mi dorasta! Muszę przyznać, że ta scena z Potterem całkiem słodko wyszła.
Severus - Już nie żyjesz... Jak mogłaś napisać coś takiego?!!!
Nilme - Na Merlina, Snape nie dramatyzuj... zastanawiam się jakim cudem Mary z tobą wytrzymuje...
Severus - A ja się zastanawiam jakim cudem ty nadal to ciągniesz... Mogłaś zostawić mnie w spokoju jako bohatera wojennego.
Nilme - Zimnego, martwego.... ale tak masz rację, powinnam zostawić cię jako zimnego trupa.
Severus - Przynajmniej nie musiałbym się teraz z tobą użerać...
Nilme - Jesteś naprawdę milutki... Wy też uważacie, że nie ma sensu tego dalej ciągnąć? Nie bądźcie duchami i zostawcie komentarz... Przyjmę nawet dementora z wyjcem, tylko dajcie znać, że jesteście...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top