Rozdział I

Ciemność,
dlaczego nie widzi niczego poza nią?
Może w końcu wykitował i wylądował w nicości lub jest to poczekalnia do czegoś innego?
Czegoś większego, może straszniejszego?
Nie miał złudzeń co do tego, że nie pójdzie do nieba. Nie dostanie kretyńskich skrzydełek i aureolki. Za dużo zrobił, za dużo widział.

Do jego nozdrzy dotarł zapach świeżo zaparzonej herbaty, drewna i kwiatów. Piekło raczej tak nie pachnie.
Nagle usłyszał cichy śpiew, delikatny i kojący.
Spróbował podnieść swoje powieki, niestety okazały się zbyt ciężkie.

Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.

Delikatnie spróbował poruszyć palcem wskazującym prawej dłoni.

Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.

Teraz drugi palec.

Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.

Usłyszał szum lejącej się wody.

Kochał ją król, kochał ją paź,
kochali ją oboje.

Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.

Szczęk naczyń.

Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.

Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.

Spróbował zacisnąć pięści.

Króla zjadł pies, pazia zjadł kot,
królewnę myszka zjadła.

Króla zjadł pies, pazia zjadł kot,
królewnę myszka zjadła.

Gdy spróbował poruszyć głową przeszedł go paraliżujący ból rozchodzący się od szyi.

Lecz żeby Ci, nie było żal,
dziecino ma kochana.

W końcu udało mu się otworzyć oczy.

Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.

Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z mar...

W drzwiach stanęła niebieskooka szatynka. W rękach trzymała bandaże i apteczkę. Prawdopodobnie przeraził ją tak żałosny widok, jaki przedstawiał obecnie Severus Snape. Podkrążone oczy, skóra dużo bledsza niż być powinna u zdrowego człowieka, posklejane przez pot włosy, rana na szyi i przekrwione oczy.
Ona jednak uśmiechnęła się.
Co jest grane, do cholery?

- Widzę, że się pan już obudził. To dobrze już się martwiłam, że cała moja robota na nic. Muszę zmienić panu opatrunki, proszę się nie ruszać. - przysiadła na skraju łóżka na którym leżał. Zaczęła delikatnie odwijać już trochę przesiąknięty krwią opatrunek z jego szyi. - Dobrze się pan czuje? W sumie, głupie pytanie. - paplała nie przerywając wykonywanej czynności. - Jak ma się pan czuć po schadzce z Voldemortem i jego pupilkiem? - została obdarzona wyjątkowo wymownym spojrzeniem. - Przepraszam, za dużo gadam. - teraz przeszła do ran na brzuchu. - Teraz może troszeczkę zaboleć. - jeżeli "troszeczkę" znaczy piecze i rwie jak diabli, to była wyjątkowo szczera. Kiedy w końcu skończyła, postanowił się nareszcie odezwać.

- Kim jesteś i co ważniejsze, gdzie ja jestem? - wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego.

- Miły jak zawsze. - westchnęła. - Nazywam się Mary Turing, a znajduje się pan w moim mieszkaniu. Znalazłam pana na wpół martwego i przylewitowałam tutaj. W trzech słowach, uratowałam panu życie. Podziękowania, gotówkę i czeki proszę wysyłać droga listowną. No chyba, że zrobi pan to teraz, profesorze Snape. - ponownie się do niego uśmiechnęła.
On na te słowa prychną dość wymownie dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru dziękować. Niby za co? Za przedłużenie tego czegoś co uprawiał przez te cholerne 38 lat, bo na pewno nie można było nazwać tego życiem.

- Znamy się w ogóle?

- Można tak powiedzieć. Korespondowaliśmy ze sobą w sprawie badań dotyczących udoskonalenia eliksiru Wiggenowego.

- To pani?!

- O, teraz pani? Na cnotliwą Helgę, uratować życie - zero odzewu, wykazać wiedzę na temat eliksirów - pani! Zero wdzięczności!

- Nie prosiłem o to! - poderwał się nagle, ale zaraz z głuchym jękiem opadł z powrotem na poduszki.

- No i świetnie! Jeszcze pan wszystkie szwy pozrywa i cała robota na nic! - zaczęła sprawdzać wszystkie rany jeszcze raz, aby się upewnić, że wszystko w porządku. - A co do tego, że pan o to nie prosił, to trudno. Nie po to studiowałam medycynę magiczną, jak i mugolską, aby zostawić umierającego na pastwę losu. Najpierw pana wykuruję, a potem niech pan robi co chce. - gdy sprawdziła już wszystkie szwy, poprawiła mu jeszcze poduszkę. - Zaraz przyniosę panu śniadanie, bo wygląda pan jak trup. - powiedziała i wyszła z pokoju.
Severus leżał przez chwilę trochę skołowany, po czym postanowił się rozejrzeć. Pokój w którym przebywał był całkiem spory. Okno z ciężkimi zasłonami, tworzyły przyjemną atmosferę półmroku. Naprzeciw dużego łóżka, na którym spoczywał mężczyzna były drzwi, którymi przed chwilą wyszła kobieta. Po prawej stała niewielka kanapa obita brązowym materiałem wraz z dwoma fotelami i okrągłym stoliczkiem do kompletu. Za nimi palił się elegancki, marmurowy kominek. Po drugiej stronie stały masywne, dębowe regały pełne książek. Przez ciemnobrązowe drzwi ponownie weszła panna Turing, tym razem z tacą na której była postawiona herbata i talerz z jajecznicą i bekonem. Postawiła tacę na stoliku nocnym obok łóżka i przysunęła sobie krzesło. - Proszę teraz uważać, pomogę panu usiąść. Tylko bez gwałtownych ruchów, powoli. - mówiła spokojnie. Pomogła mu się wygodnie ułożyć, uważając za razem na jeszcze całkiem świeże szwy. - Mam nadzieję, że trafiłam w pana gusta. - odezwała się kładąc tacę na jego kolanach. Była zadziwiająco miła, jak na sposób w jaki ją powitał. Może to dlatego, że nie znali się prawie wcale, albo po prostu była taka dla wszystkich?

- Dziękuję.

- O, czyli jednak umie pan powiedzieć coś miłego? - uśmiechnęła się do niego nieco złośliwie. - Nie ma za co.

~<^>~

Od ostatniego ocknięcia się Snape'a w mieszkaniu panny Turing minęły 2 miesiące. Severus obudził się w tym samym pokoju co wczoraj, w tej samej granatowej pościeli co wczoraj i co zadziwiające, z tym samym ledwie zauważalnym uśmiechem co wczoraj. Musiał przyznać, że od bardzo, bardzo dawna tak dobrze się nie wyspał, tak samo od bardzo, bardzo dawna nie spał w tak wygodnym łóżku. O tak, było mu tu naprawdę dobrze. Przeciągną się, aby rozluźnić zastygłe mięśnie, czyli na tyle, aby nie nadwyrężyć szwów. Turing przekazała mu, że Czarny Pan oficjalnie i nieodwołalnie jest martwy. Mieszkańcy Hogwartu, choć w rozsypce, powoli odbudowywali ten symbol zwycięstwa. Niestety, to zwycięstwo pochłonęło wiele ofiar. Lecz dzięki ich poświęceniu miliony ludzi będzie mieć dużo lepszą przyszłość.
Ale on starał się teraz o tym nie myśleć, po tak wielu lat czuł po prostu spokój. Nikt nic od niego nie chciał, nie miał żadnych obowiązków, kompletnie nic. Zamkną oczy z cichym westchnieniem ulgi.
Był wolny.

- Nie śpij, już dziewiąta. - gdy podniósł swoje powieki, zobaczył stojącą w drzwiach Mary niosącą w rękach tacę z jego śniadaniem. - Jak się dziś czujesz? Nadal masz fazę marudy? - uśmiechnęła się do niego i przysiadła na stającym obok łóżka krześle.

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi. - burkną, lecz jego wzrok natrafił na leżącą na stole tacę. - To dla mnie? - kobieta powędrowała za jego wzrokiem.

- Eh typowy facet, myślicie tylko o jednym.

- Zwykle kobiety mówią to w innych okolicznościach. - uśmiechną się chytrze i ostrożnie usiadł na łóżku.

- Oj zamknij się. - chciała grać obrażoną, ale trochę jej nie wyszło bo na jej ustach zaczynał pojawiać mimowolny uśmiech. Przeniosła tace na jego kolana. Severus spojrzał na przygotowane przez kobietę śniadanie, a potem na nią. - Owsianka. - spojrzał z powrotem na talerz z obrzydzeniem.

- Serio? - szatynka zaczęła się nie kontrolowanie śmiać. Czekoladowooki mężczyzna patrzył na nią i sam starał się nie roześmiać. - Z czego się tak śmiejesz? Który normalny facet lubi owsiankę? - z każdym kolejnym słowem na jego twarzy wykwitał coraz większy uśmiech. - Podobno jest kilka fanów zdrowego odżywiania, których taka forma posiłku zadowala. Ale mogę cię zapewnić, że do nich nie należę.

- Na przemiłą... Helgę, twoja... Twoja mina! - jej wypowiedź przerywały salwy dźwięcznego śmiechu. Severus chwilę na nią patrzył, aż nie wytrzymał i sam zaczął się śmiać.

- Przestań! - zawołał, jednak oboje ledwo dali radę się opanować.

- Masz piękny śmiech. - powiedziała szatynka, a on patrzył chwilę na nią jak na idiotkę. To było... dziwne.

- Dobra, ale ja serio tego nie zjem. - wskazał na nieszczęsną owsiankę, Mary spojrzała na talerz.

- Sever... zdajesz sobie sprawę, że nie mogę ci codziennie dawać jajecznicy z bekonem?

- To dorzuć do tego kawę.

- Sever...

- No co? Od dwóch miesięcy poisz mnie tylko tą cholerną herbatą! Ja chcę kawy!

- A więc. - pochyliła się nad nim. - Jeżeli będziesz grzecznym chłopcem i zjesz owsiankę, to dostaniesz swoją kawę, co ty na to?

- Niech będzie, ale się teraz odsuń.

- Zawstydzam cię? - uśmiechnęła się chytrze.

- Chciałabyś harpio. - odpowiedział mu tylko śmiech Turing. Rozbawiona kobieta wyszła ponownie z pokoju, po czym wróciła z kubkiem kawy. - A jednak dobra z ciebie kobieta... - niestety, panna Turing zamiast podać mu upragniony nektar bogów... siadła centralnie przed nim i łyczek po łyczku popijała "Płynnego Szatana". Gdyby wzrok mógł zabijać... Prawdopodobnie panna Mary leżałaby na podłodze zwijając się z bólu, bo w tym momencie nie zasługiwała na bezbolesną śmierć.

- Mówiłeś coś? - i znowu ten uśmiech, gdyby teraz w pomieszczeniu znajdował się któryś z byłych uczniów padłby na zawał. Ten chytry, wredny i przesiąknięty cynizmem uśmiech połączony z twarzą zwykle na prawdę miłej kobiety... był dwa razy bardziej przerażający. Jednak nie na tyle, żeby wywołać w Severusie coś więcej niż irytację.
Może być ciekawie.

~<^>~<^>~<^>~<^>~<^>~

Nilme - Cześć Wszystkim! Nie mam pojęcia jak wyszło, więc będę wdzięczna za wasze opinie.

Severus - Możecie jej powiedzieć, żeby to usunęła? Będę wdzięczny.

Nilme - No wiesz co?! Dzięki mnie nadal masz tą swoją niewyparzoną gębę!

Severus - A więc powtórzę to jeszcze raz, bo widzę, że nie dotarło do twojego Puchońskiego łba. Nie prosiłem o to!

Nilme - Ciekawe jak miałeś to zrobić? A ja to zrobiłam z dobroci serca!

Severus - A co mnie to obchodzi?!

Nilme - Dobra, stop. Strasznie Was za niego przepraszam. Stare nawyki *morduje Snape'a wzrokiem, a on odwzajemnia się tym samym* Pożegnaj się ładnie... proszę...

Severus - Zjeżdżać sprzed tych monitorów! Zabralibyście się lepiej do jakiejś pożytecznej roboty!

Nilme - Eh... no to tyle było z kulturalnego pożegnania... Na koniec jeszcze chcę podziękować pewnej wspaniałej duszyczce, która zmobilizowała mnie do opublikowania tego... czegoś...

NiennaValar, dziękuję Ci z całego mojego Puchońskiego serduszka!

Cześć Czarodzieje! Bo mugole raczej nie mają czego tu szukać.
*szczerzy się i macha jak porąbana*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top