Rozdział X

Przez kolejne parę dni powtarzali wywoływanie w Eve strachu. Dziewczyna żyła przez ten czas w ciągłym stresie. Nie było to zbyt zdrowe i odbijało się na jej samopoczuciu.

Theo siedział jedną ławkę z boku, za Eve. Był już prawie koniec lekcji gdy jego uwagę przykuło dziwne zachowanie czarnowłosej. Dziewczyna zerkała co jakiś czas przez okno. Mocno ściskała brzeg ławki, nerwowo stukając o nią palcem. Nagle czarnowłosa wysunęła pazury. Nie były one zbyt widoczne bo trzymała je bardziej pod ławką, ale i tak ktoś mógł je zobaczyć.

– Eve. Twoje pazury.– powiedział szeptem, ale dziewczyna i tak go usłyszała. Szybko schowała dłonie w kieszenie kurtki. Jednak jej niepokój nie zniknął. Gdy tylko dzwonek zadzwonił, Eve wybiegła z klasy prawie popychając jednego z uczniów. Theo ruszył za nią.

Na korytarz wyszedł tłum nastolatków przez co zielonooki szybko zgubił Eve z pola widzenia. Podążył jej zapachem aż do damskiej szatni. Ostrożnie wszedł do środka. Na pozór nikogo nie było, ale wyczuwał czyjąś obecność. Zerknął w dół. Na podłodze leżały ubrania, porzucone niczym szlak prowadzący na sam koniec szatni. W momencie gdy zielonooki wyszedł zza rzędu szafek, ustał w miejscu. Czarna pantera leżała pod ścianą. Na jego widok zwierzę zerwało się na proste łapy. Powoli uniósł dłonie do góry i zbliżył się o krok, jednak pantera syknęła ostrzegawczo więc zdecydował nie podchodzić bliżej.

– Eve.– powiedział spokojnie Theo. Wyczuwał jej emocje. Bała się i to bardzo. Ale nie zielonookiego, tylko czegoś innego.– Eve. Uspokój się. Cokolwiek wydaje ci się że widzisz czy czujesz, to nie jest realne.

Pantera przestała syczeć, przez co Theo myślał, że czarnowłosa zaczęła się uspokajać. Jednak nagle głośno ryknęła. Skoczyła do góry. Wspięła się na szafki dzięki czemu ominęła zielonookiego po czym zeskoczyła. Eve ruszyła biegiem ku wyjściu z szatni, ale drogę zagrodził jej Scott. Oczy alfy zaświeciły się na czerwono. Eve zatrzymała się po czym cofnęła. Była osaczona z dwóch stron przez co wycofała się w kąt. Ciężko oddychała jakby dostała ataku paniki. Stiles wyjrzał zza Scott'a by spojrzeć na Eve. Jego wzrok skrzyżował się z spojrzeniem pantery. Widział w nich oczy przyjaciółki, przesiąknięte czystym strachem.

– Poczekaj.– odezwał się Stiles, powstrzymując przyjaciela przed ryknięciem. Scott spojrzał na piwnookiego lekko zdezorientowany. Jednak Stiles podszedł do rozrzuconych na podłodze ubrań. Znalazł srebrny naszyjnik. Ryk Scott'a przywróciłby Eve do ludzkiej postaci, ale mogłaby doznać wstrząsu emocjonalnego, co byłoby dla niej szkodliwe. Stiles przyjrzał się naszyjnikowi po czym wystawił rękę z przedmiotem w kierunku Theo. Zielonooki wziął naszyjnik domyślając się o co chodzi Stylinski'emu, po czym zrobił krok ku Eve. Pantera syknęła, ale tym razem było to słabsze. Wydawała się być wyczerpana.

Theo powoli zbliżył się do czarnowłosej trzymając przed sobą naszyjnik. Pantera skupiła na nim wzrok. Uklęknął przed zwierzęciem.

– Eve. Jesteś bezpieczna.

Pantera oderwała wzrok od naszyjnika i spojrzała na zielonookiego. Z jej oczu popłynęły łzy. Upadła na podłogę tracąc przytomność. Wtedy Eve przybrała ludzką formę. Theo szybko zdjął swoją kurtkę i przykrył dziewczynę. Dotknął czoła czarnowłosej. Była rozpalona.

– Co się stało?– zapytał Scott.

– Zaczęła dziwnie zachowywać się na zajęciach. Nie kontrolowała się, a później tu uciekła. Gdy przyszedłem już się przemieniła.– wyjaśnił Theo.

– Czy to przez... no wiecie, te koszmary?– dopytał Scott. Stiles i Theo spojrzeli na siebie.

– Pewnie tak. Jest w ciągłym stresie, słabo sypia. Nic dziwnego że odbiło się to na jej zdrowiu.– oznajmił Stiles.

Eve powoli ocknęła się. Z początku była przymroczona, ale gdy zdała sobie sprawę że leży na podłodze naga, przykryta jedynie czyjąś kurtką w obecności aż trzech chłopaków, spięła się. Szczelniej okryła się kurtką.

– Spokojnie. Jesteś bezpieczna.– powiedział łagodnie Scott. Eve przyglądała się całej trójce zdezorientowana.

– Co się stało?

Chłopacy spojrzeli na siebie nawzajem, po czym na czarnowłosą.

– Nie pamiętasz co się stało?– zapytał Stiles. Dziewczyna zaprzeczyła głową.

– Siedziałam na lekcji.– mruknęła speszona. Czuła się jakby urwał jej się film.

Jej zdenerwowanie zniknęło jakby w ogóle go nie było. Wydawało się że nic jej nie dolega. Wyglądała normalnie.

Chłopacy wyszli na korytarz by dać czarnowłosej chwilę prywatności. Eve ubrała się. Gdy wyszła z szatni oddała kurtkę Theo.

– Dzięki.– mruknęła zawstydzona i spuściła wzrok. We czwórkę ruszyli korytarzem.

Wszystkie zajęcia już się skończyły, przez co szkoła prawie opustoszała. Po korytarzach kręciło się kilkunastu uczniów idących na zajęcia dodatkowe.

Eve starała się przypomnieć sobie co się z nią stało. Chłopacy szli przed nią. Stiles ożywczo o czymś mówił, ale czarnowłosa nie słuchała go. Zwolniła kroku, a po chwili zatrzymała się. Odczuła dziwne wrażenie przymusu. Odwróciła się powoli i spojrzała na koniec korytarza. Skupiła na nim wzrok jakby zaraz coś miało się tam pojawić.

– Eve.

Stiles ledwo powstrzymał swój krzyk gdy dotknął ramienia Eve. Dziewczyna gwałtownie zareagowała. Zamachnęła się pazurami na piwnookiego. Jednak szybki refleks Theo pozwolił mu złapać jej rękę, zanim doszło do tragedii. Brakowało zaledwie centymetra by jej pazury spotkały się z twarzą Stiles'a. Eve w panice cofnęła się. Nie miała pojęcia dlaczego to zrobiła.

– Przepraszam.– mruknęła.– Nie wiem czemu to zrobiłam. Przepraszam.– cofnęła się jeszcze bardziej przez co jej plecy zetknęły się z szafkami. Spojrzała na ręce. Miała wysunięte pazury. I nie rozumiała czemu. Przerażał ją brak kontroli nad sobą. Mimo że była początkującym panterołakiem, to radziła sobie nawet dobrze. Aż do teraz.

– Co czułaś?– odezwał się Stiles. Odkaszlnął zanim odezwał się by jego głos nie zabrzmiał zbyt roztrzęsiony.

– Co?– Eve uniosła wzrok i spojrzała na piwnookiego.

– Patrzyłaś na koniec korytarza jakbyś kogoś wyczekiwała. Co czułaś w tamtym momencie?

Eve zastanowiła się przez moment.

– Wiele emocji na raz, ale chyba irytacja przeważała najbardziej.

– Nie bez powodu tracisz kontrolę.– stwierdził po chwili namysłu Stiles.

We czwórkę pojechali do domu Scott'a.

Stiles chodził po salonie w tą i z powrotem. W przeciwieństwie do pozostałych, nie potrafił zatrzymać się ani na chwilę.

– To Magnus.– oznajmił Stylinski i stanął pośrodku salonu.– Próbuje przeciąć nad tobą kontrolę.

– Jeśli tak, to plan działa.– powiedział Scott.

– I co będzie dalej. Będziemy czekać aż po nią przyjdzie?– zapytał Theo. Nie do końca mieli zaplanowany następy etap. Bardziej skupili się na sposobie by przykuć uwagę Magnusa, a nie przemyśleli dokładniej jak wyglądałoby spotkanie Eve z nim. Raczej nie wpadnie do niej na herbatkę by pogadać.

– Kto ma po kogo przyjść?– do salonu wszedł Derek, w towarzystwie Peter'a.

Stiles, Eve i Theo spojrzeli na Scott'a, który palnął się ręką w czoło. Zapomniał że po zajęciach wszyscy mieli spotkać się u niego by kontynuować obmyślanie planu pokonania Magnusa, który miał być tym zmyłkowym.

– Poważnie?– Stiles spojrzał wymownie na przyjaciela, który skrzywił się posyłając mu przepraszające spojrzenie.

– Czyli tym razem wszyscy jesteśmy w komplecie.– do pomieszczenia weszła Malia, a za nią Lydia. Szatynka posłała złowrogie spojrzenie Theo, cicho przy tym warcząc.

– Choć raz. Może mózgowcy czegoś ciekawego dowiedzieli się z książek i się z nami podzielą.– powiedział Peter. Mężczyzna skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. Derek również to zrobił. Młodszy Hale posłał wymowne spojrzenie Scott'owi by odpowiedział na jego pytanie.

Stiles patrzył na przyjaciela. Oboje wymieniali się spojrzeniami jakby komunikowali się w niemy sposób. Scott westchnął, tym samym przerywając ich rozmowę, którą potrafili zrozumieć tylko oni sami.

– Mamy problem.– odezwał się Stiles, wyprzedzając Scott'a. Piwnooki zdążył wykombinować jak wybrnąć z tej sytuacji. Scott zerknął na niego. Od razu poznał że jego przyjaciel ma plan.

– Tak mamy problem.– dodał Scott by potwierdzić słowa piwnookiego.

– Całkiem spory.– powiedział Stiles.

– Możecie do cholery wyjaśnić o co chodzi.– młody Hale nie miał cierpliwości. Przyszedł tu w konkretnym celu, nie potrzebował typowego krętactwa Stiles'a.

Stiles powiedział że Magnus próbuje przejąć kontrolę nad Eve. Wyjaśnił że może to być spowodowane tym, czego czarnowłosa dowiedziała się z książek swojego ojca. Krótko opowiedział o demonie Viresmortem i dlaczego Magnus mógł się tym zainteresować. Precyzyjnie pominął ważne szczegóły, zwłaszcza ten o sekretnym planie.

– Czyli czytanie książek pogorszyło naszą sytuację?– podsumowała Malia. Dziewczyna skrzywiła się.– Nienawidzę książek.– warknęła pod nosem.

– Jesteśmy już martwi.– stwierdził Peter. Machnął ręką w powietrzu po czym odwrócił się i ruszył ku wyjściu.

– A ty dokąd?!– zawołał za nim Derek.

– Wykorzystam ostatnie chwile życia w przyjemniejszy sposób niż niańczenie dzieci!– wykrzyknął po czym opuścił dom McCall'a.

– Ktoś jeszcze ma zamiar się wypisać?– zapytał Stiles. Rozejrzał się po zgromadzonych. Eve powoli zaczęła podnosić rękę.– Ty nie możesz.– oznajmił, przez co czarnowłosa opuściła rękę. Pozostali zostali na swoich miejscach.

Eve najchętniej wróciłaby do domu, ale plan trzeba było zrealizować do końca. Innego wyjścia nie było.

***

Eve nie miała pojęcia czemu wszystko tak szybko się potoczyło. Została w swoim domu jedynie w towarzystwie Theo i Stiles'a, akurat jej matka wyszła na jakieś spotkanie. Scott i pozostali pojechali gdy szeryf Stylinski powiadomił ich że coś przerażającego i ogromnego pojawiło się w mieście. Kilku świadków mówiło o wielkiej wilczo-człekokształtnej istocie, którą dostrzegli między budynkami. Jednak istota zniknęła tak szybko jak się pojawiła.

Przeczuwali co, a raczej kto, nadchodzi.

Eve czuła pod sobą nierówną, wilgotną powierzchnię. Powoli podniosła się na rękach. Była w lesie. Skrzywiła się czując ból głowy. Podciągnęła się do siadu, a wtedy dostrzegła że znajdowała się przy nemetonie. Wspomnienia błyskawicznie pojawiły się przed jej oczami. Magnus pojawił się w jej domu, a później nastał ból i ciemność. Dziewczyna spróbowała się podnieść, ale upadła z powrotem na kolana. Mocno oberwała w głowę przez co zapewne doznała wstrząśnienia mózgu.

– Ostrożnie. Nie chcemy by twoja słodka główka została bardziej uszkodzona.

Spomiędzy drzew doszedł ją męski głos. To był Magnus. Krył się w mroku, między drzewami, ale nie musiał się pokazywać. Czarnowłosa czuła że jest obok. Panika przeniknęła jej ciało. Myśli o tym co Magnus mógł zrobić Theo albo Stiles'owi, zmroziły ją. Nie musiała niczego udawać, czuła prawdziwy strach.

Eve rozejrzała się. Odetchnęła z ulgą gdy zobaczyła Theo i Stiles'a, przykutych łańcuchami do jednego drzewa. Oboje mieli zakneblowane usta. Byli żywi, a to było najważniejsze.

– Twój strach był irytujący. Choć przyznaję że zaciekawiło mnie czym był spowodowany.

Eve obróciła głowę, ale nigdzie nie dostrzegła Magnusa. Kręcił się wokół niczym drapieżnik.

– Musiałem osobiście się pofatygować ponieważ twój żałosny móżdżek nie chciał się podporządkować mojej woli.

Eve wzdrygnęła się na jego ton.

– Dlatego łaskawie wyjaśnij dlaczego nie chciałaś ujawnić wiedzy o demonie Viresmortem.

Czarnowłosa milczała. Zadrżała gdy po okolicy rozniosło się warknięcie. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Eve uchyliła rąbek swojej wiedzy Magnus'owi, wykorzystując ich więź. I jak Theo przewidział, Magnus połasił się by zyskać więcej mocy.

– Może potrzebujesz zachęty?

Duża włochata łapa z długimi szponami pojawiła się tuż nad Stiles'em. Magnus wbił szpony w drzewo i zaczął jechać nimi w dół, robiąc w drzewie głębokie rysy.

– Nie rób tego!– krzyknęła błagalnie Eve. Magnus zatrzymał szpony tuż nad głową Stiles'a.

– W końcu zdecydowałaś się odezwać.– stwierdził z zadowoleniem. Nie śpiesząc się wyszedł z mroku ukazując swoje przerażające oblicze.– Więc mów.– powiedział donośnie, co wywołało w całej trójce dreszcze.

Eve przełknęła z trudem ślinę. Teraz wszystko zależało od niej. Spojrzała na Theo, a później na Stiles'a. Nie mogła ich zawieść. Nie gdy byli tak blisko pokonania Magnusa. Eve była kiepskim kłamcą czy aktorem, ale zdała sobie sprawę że nie musiała kłamać czy grać. Wystarczyło pominąć pewne informacje.

– Ten demon... – głos jej zadrżał przez co musiała urwać i odetchnąć. To nie był czas na załamanie nerwowe. Magnus okrążył ją powolnym krokiem. Czuła się przy nim niczym robak, którego w każdej chwili może rozgnieść but. Była maleńka i bezbronna. Nie miała z nim żadnych szans w walce. Mogła jedynie spróbować go przechytrzyć.– Viresmortem... może obdarzyć każdego śmiałka niewyobrażalną mocą. Kilkukrotnie napotkałam wzmianki o nim w książce. Mit o bogu Potent... był jednym z tych, którzy odważyli się wezwać Viresmortem. Otrzymał moc tak nieopisaną, że stał się bogiem i złączył z księżycem.– ani razu Eve nie odważyła się spojrzeć na Magnusa. Była przesiąknięta mieszanką negatywnych emocji dlatego liczyła że mężczyzna nie wyczuje że coś kombinuje.

– Więc dlaczego sami nie pofatygowaliście się by wezwać tego demona?

– Ponieważ by go wezwać trzeba być niezwykle silnym. Żadne z nas nie było wstanie tego zrobić. Brakowało nam mocy. Dlatego tak mnie to przeraziło. Wiedziałam że ty mógłbyś to zrobić. Naiwnie sądziłam że ukryje to przed tobą.

– Oj tak. Byłaś żałośnie naiwna.– zadrwił. Złapał nagle Eve za ramię i szarpnął do góry. Dziewczyna krzyknęła wystraszona. Theo szarpnął łańcuchami próbując się uwolnić, ale jego wysiłek był na nic.

Magnus dość mocno popchnął Eve w kierunku nemetonu. Czarnowłosa boleśnie upadła na ziemię, prawie uderzając głową o jeden z wystających grubych korzeni. Podciągnęła się do siadu, przyciskając się do ściętego drzewa gdy Magnus ustał nad nią, górując swą olbrzymią postacią.

– Jak przywołać tego demona?

Eve spuściła wzrok. To była dobra szansa, ale mimo że chciała by to wszystko skończyło się jak najszybciej, to wiedziała że nie może od tak dać mu wszystkiego na tacy. Wtedy mógłby wyczuć podstęp. Choć chore pragnienie większej mocy, wystarczająco przyćmiło jego zdrowy rozsądek. Ten co ma dużo, zawsze będzie chciał więcej.

– Może powinienem urwać któremuś głowę by cię zachęcić.– zasugerował. Jego drwiący ton, przyprawiał Eve o dreszcze obrzydzenia.

– Nie. Proszę. Zrobię co zechcesz, ale nie krzywdź ich.

– Mów, a zastanowię się nad tym.

Eve wcześniej nauczyła się na pamięć, tego jak powinien przebiegać rytuał przyzwania demona Viresmortem. Nie było to zbyt szczególnie trudne, ale nie można było niczego pomylić.

Eve potulnie wyjaśniła że na ziemi trzeba narysować duży okrąg, w nim odwrócony pentagram, a poza kołem trzy kręte symbole, oznaczające w starożytnym języku siłę, odwagę i śmierć. Czarnowłosa narysowała to wszystko kijem by później Magnus mógł namoczyć rysunek w ziemi swoją krwią. Musiał użyć jej bardzo dużo, co było samo w sobie śmiertelne gdyby nie był wystarczająco potężny. Później wystarczyło wypowiedzieć kilka zdań w łacinie.

Eve odsunęła się gdy ostatnie słowa rytuału padały z ust Magnusa. Atmosfer a w lesie zrobiła się napięta. Wiatr mocniej zawiał, ciemność dookoła wydawała się być jeszcze mroczniejsza. Można było poczuć w powietrzu zapach śmierci.

– Magnus!

Spomiędzy drzew wyszedł Derek w towarzystwie Scott'a, Malii, Lydii oraz Peter'a, który rzekomo nie chciał brać udziału w pojedynku z Magnus'em. Gdy tylko zauważyli zniknięcie Eve, Stiles'a i Theo, ruszyli by ich odnaleźć. O dziwo Magnus nie zabrał ich zbyt daleko. Możliwe że była to pułapka na nich.

Magnus roześmiał się krótko.

Jasny czerwony blask pojawił się na ziemi przypominając pęknięcie. Rozdzielił okrąg na pół. Szczelina powiększyła się. Z dołu zapłonął ogień. Szczelina przypominała wrota dosłownie prowadzące do Piekieł.

Wszyscy stanęli sparaliżowani. Nie zdążyli go powstrzymać. Mogli teraz jedynie przyglądać się jak zbliża się ich koniec.

Eve w tym czasie podbiegła do drzewa by uwolnić Theo i Stiles'a.

Wysoka, szczupła, czarna, cienista postać wyszła z szczeliny. W jego dużych czerwonych świecących ślepiach można było dostrzec oblicza najprawdziwszej śmierci. Biała twarz odznaczała się na tle jego ciemnego ciała przyozdobionego cienisty czarnym płaszczem. Jego wzrok był tak przerażający że nikt z wyjątkiem Magnusa nie odważył się skrzyżować z nim spojrzenia.

Magnus uklęknął przed demonem w zachwycie że ponownie udało mu się osiągnąć swój cel. Viresmortem pochylił się nad nim. Wyciągnął przed siebie długą wychudzoną rękę i położył ją na ramieniu Magnusa. Mężczyzna przymknął powieki i z chorym uśmiechem czekał na otrzymanie mocy. Otworzył nagle oczy gdy demon przeprowadził na nim test. Były to zaledwie sekundy gdy zrozumiał, że został oszukany. Demon cofnął się po czym wrócił do Piekieł. Magnus obrócił się. W jego oczach widać było czyste przerażenie. Spojrzał na Eve, która lekko się do niego uśmiechnęła. Przechytrzyła go. Magnus chciał ruszyć ku niej, ale kilka długich kościstych par rąk wydostały się z szczeliny i złapały go. Mężczyzna próbował chwycić się czegokolwiek by nie pozwolić im wciągnąć go do szczeliny. Krzyczał, zatapiając swoje szpony w ziemi, ale to było na nic. Demony wciągnęły go do Piekła gdzie miał cierpieć wieczne katusze po wieki. Piekielna otchłań po chwili zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie zruszoną ziemie.

Eve poczuła się słabo. Theo podtrzymał ją by nie upadła. Dziewczyna poczuła jak więź z Magnusem, urwała się.

– Co tu się do jasnej cholery odwaliło?– zapytał zszokowany Peter. Był zdezorientowany, podobnie jak inni.

– Mieli plan.– oznajmiła Lydia zerkając na Stiles'a. Czuła że wtedy w domu Scott'a, piwnooki pominął istotne fakty. Jednak przeczucie podpowiadało jej by przemilczeć to. Teraz wiedziała czemu.

Pokonali Magnusa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top