7 - Przepraszam
Ilość słów: 6876
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Jisung wszedł pewnym krokiem do kawiarni i rozejrzał się po całym lokalu. Od kiedy jego przyjaciel tu pracował, to czuł się tu prawie jak w domu. W końcu był tu niemalże codziennie, więc na dany moment mógłby tu nawet zamieszkać, gdyby miał tylko gdzie spać i się myć. A gdyby nie lepiej płatna praca w zawodzie, który uwielbiał, to pewnie starałby się o pracę właśnie tu, byle móc tylko przebywać w bliskim otoczeniu swojego obiektu westchnień i przy okazji pracować ze swoim najlepszym przyjacielem.
Oczywiście Hyunjin nie był jedynym powodem, dla którego lubił przychodzić do tej kawiarenki, a przyczyniał się do tego też jej właściciel. Mężczyzna o najpiękniejszym uśmiechu, który Jisung widział w swoim życiu. Człowiek roztaczający wokół siebie ciepłą i komfortową aurę, dzięki której chciało się przebywać w jego otoczeniu. Mężczyzna, który był niesamowicie przystojny i męski, wydający się osobą, która mogłaby się bardzo dobrze zająć drugą osobą na wszelkie możliwe sposoby.
Jisung właśnie takiego kogoś potrzebował w swoim życiu. Lubił czuć się zaopiekowanym i kochanym na ten sposób romantyczny, a już od dawna tego nie czuł. Sam również miał do zaoferowania mnóstwo miłości, tylko jeszcze nie miał komu jej dać. Może gdyby obiekt jego westchnień nie byłby tak bardzo onieśmielający, to w końcu sam by wykonał ten pierwszy krok w jego stronę. Niestety wolał czekać, zamiast kompletnie się przed nim zbłaźnić, nawet mówiąc zwykłe "cześć".
Brunet usiadł na swoim ulubionym miejscu, wiedząc, że zaraz pewnie podejdzie do niego Hyunjin. Przyjrzał się innym pracownikom, którzy również mogliby do niego podejść, aby ten mógł złożyć swoje zamówienie, lecz każdy z nich wiedział, że Jisung nie przychodzi tu tylko i wyłącznie dla kawy i dobrego ciasta, a aby porozmawiać ze swoim przyjacielem. Zmarszczył brwi w zdziwieniu, gdy od kilku minut nie widział nigdzie czerwonej czupryny. Postanowił poczekać jeszcze chwilę, a przy tym przejrzeć menu, które i tak znał już na pamięć.
— Cześć, Sungie. — jakby znikąd pojawił się przy nim Chan, sprawiając, że ten podskoczył lekko z przestrachu. Od razu otworzył na niego szerzej oczy i uśmiechnął się nieśmiało, czując, jak już jego policzki robią się czerwone poprzez samą obecność mężczyzny przy nim. Dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że starszy pierwszy raz zdrobnił jego imię, a on już wiedział, że to będzie jego ulubione zdrobnienie swojego własnego imienia.
— Cześć, hyung. — odpowiedział, omal się nie zająkując. Zaczął się nerwowo bawić swoimi palcami, a w myślach karcić za swoją nieśmiałość i brak jakiejkolwiek odwagi, która znikała, gdy tylko pojawiał się Chan. Zachowywał się jak przysłowiowa zakochana nastolatka i bardzo mu się to nie podobało, ale nic nie mógł na to poradzić.
— Chyba naprawdę musisz lubić naszą kawę, że przychodzisz tu prawie codziennie... — powiedział, posyłając mu swój szarmancki uśmiech, na który Jisung się tylko bardziej zarumienił.
— A może coś innego cię tu przyciąga? Bo nie powiesz mi, że tylko Hyunjinnie... — zaśmiał się lekko, a Jisung zaczął biegać wszędzie wzrokiem, unikając tego jego. Czuł, że w sekundzie, w której spojrzy mu w oczy, straci możliwość mówienia i postanowi kompletnie się w nich zatopić.
— Emm...tak...Atmosfera też jest całkiem przyjemna. — odpowiedział, przymknął lekko oczy na swoją własną głupotę i zdzielił się w myślach po twarzy. Naprawdę? Atmosfera? Czemu nie powiedział mu, że jego uśmiech go tu przyciąga albo on sam? Głupek...
— Atmosfera, którą stwarzam? — dopytał, udając głupiego, tak naprawdę wiedząc dokładnie, co ma zamiar zrobić. Jisung nieśmiało mu przytaknął i uśmiechnął się niezręcznie, pokazując zęby.
— Ach, tak... — oparł się łokciami o blat, przez co jego twarz znalazła się całkiem blisko tej Jisunga.
— Wiesz? Przyjaciele zawsze mi mówili, że nadawałbym się na takiego właściciela kawiarni...Uznałem to jako podpowiedź do tego, co mogę robić w życiu. — przyjrzał się twarzy młodszego, a widząc jego czerwone poliki i sparaliżowane ciało od kiedy się do niego przybliżył, spojrzał na niego z udawanym zmartwieniem tak, jakby serio się przejął jego obecnym stanem fizycznym. Tak naprawdę uważał jego reakcję na niego za naprawdę uroczą, więc od dziś obrał sobie za cel zawstydzanie Jisunga przy każdej możliwej okazji.
— Wyglądasz na lekko zakłopotanego. — położył swoją dłoń na jego złączonych w geście wsparcia.
— Wiem, że to zwykle Hyunjin z tobą rozmawia i cię obsługuje, ale ja również mogę cię obsłużyć... — zaczął jeździć swoimi palcami po dłoni Jisunga, patrząc mu prosto w oczy, a ten zacisnął mocno wargi, powstrzymując się od krzyknięcia. Zaczął się poważnie zastanawiać, czy to nie jest jego kolejny mokry sen, bo jeśli tak, to nie chciał się z niego nigdy wybudzać.
— Na każdy możliwy sposób. — dodał, na koniec uśmiechając się, ukazując swoje białe, równe zęby.
— Mhm... — mruknął tylko, czując, że jakby tylko otworzył usta, to by się wydarł, będąc wniebowziętym.
— A-a...możesz mi w takim razie podać kawę? Americano? — spytał nieśmiało, gdyż czuł, że zaraz naprawdę wybuchnie ze szczęścia. Chciał, aby Chan od niego odszedł na chwilę, aby móc uspokoić swoje szybko bijące serce i ogarnąć swoje myśli.
— Pewnie, Sungie. — odpowiedział, po czym przejechał jeszcze kilka razy palcami po jego dłoni, przyglądając się im. Były niesamowicie gładkie, przez co miał ochotę dotykać je cały czas. Uśmiechnął się do niego, a następnie odszedł, aby przygotować mu zamówioną kawę.
Gdy tylko odwrócił się od niego, Jisung wypuścił powietrze z płuc, zdając sobie sprawę, że w pewnym momencie po prostu przestał oddychać, trzymając powietrze w sobie. Panikował wewnętrznie, niedowierzając w to, co miało miejsce przed chwilą. Na skórze pojawiła mu się gęsia skórka, jak tylko pomyślał o jego dotyku na swojej dłoni oraz o tym, jak zdrabniał jego imię. Nie był też głupi - wiedział, że starszy jawnie z nim flirtuje, a to sprawiało, że tylko bardziej nie wiedział, co ma ze sobą zrobić i jak się zachowywać, bo do tej pory takie sytuacje zdarzały się tylko w jego wyobraźni. A w jego głowie on nie zachowywał się, jakby miał jakiś udar, przez co nie mógł się nawet normalnie odezwać. Akurat, gdy uspokoił swój oddech i bicie serca, Chan wrócił z kawą, którą położył na blacie.
— Proszę... — przysunął ją bliżej niego z lekkim uśmiechem.
— Oto twoja kawa. Tym razem na koszt firmy. W końcu jesteś stałym i lojalnym klientem. — powiedział, a Jisung podziękował cicho, po czym wyciągnął dłonie w stronę kubka. Zrobił jednak zaskoczoną minę, kiedy to Chan przysunął kawę znów w swoją stronę.
— Chociaż...Za kawę mógłbyś coś dla mnie zrobić... — powiedział tajemniczo, a oczy Jisunga rozszerzyły się w szoku. Nie wiedział, czy ma się bać, czy być zadowolonym. Aczkolwiek w danym momencie był tak zdesperowany, że mógł zrobić dla niego wszystko, byle tylko być blisko niego. Nawet jeśli zaproponowałby mu zapłacenie za napój w naturze. Chociaż wydawało mu się, że mężczyzna taki nie jest i tego nie zrobi.
— Co takiego? — spytał z niepewnym uśmiechem. Chan natomiast zaczął oklepywać się po kieszeniach w poszukiwaniu czegoś. Robiąc to, przygryzał wargę, a Jisung uznał to za bardzo seksowny widok. W jego głowie od razu pojawiły się myśli, że zamiast przygryzać swoją wargę, mógłby zrobić tak z tymi jego. Z tych myśli wyrwał go starszy, który wyjął telefon w jego stronę, podając mu go obiema rękoma.
— W zamian za kawę, musisz wpisać mi siebie w moje kontakty. — mrugnął do niego jednym okiem, a ten spojrzał na niego z zaskoczeniem i lekką paniką, myśląc, że zaraz oszaleje kompletnie.
— P-pewnie. — zająknął się lekko i odebrał od niego telefon. Wpisał ciąg liczb, po czym spojrzał na starszego, który się lekko uśmiechał, wpatrując się w twarz Jisunga.
— A...jak mam się tobie wpisać? — spytał, drapiąc się jedną ręką po karku. Chan znów oparł się łokciami o blat i nachylił się nad nim, co sprawiło, że serce Jisunga znowu przyspieszyło bicie.
— Jak tylko chcesz, ale dodaj serduszko obok. — odpowiedział z czarującym uśmiechem, a Jisung schował wargi i je zacisnął, aby znów powstrzymać się od wydarcia. Widząc minę młodszego, która była jeszcze bardziej zakłopotana, niż wcześniej, zaśmiał się lekko pod nosem.
— No dobrze... — powiedział jakby ze zrezygnowaniem.
— Widzę, że ci nie pasuje jedno, to możesz dodać dwa.
Jisung wciągnął nosem powietrze do płuc i je tam zatrzymał. Spojrzał znów na ekran telefonu i bardzo powoli wpisał zdrobnienie swojego imienia, którego używał Chan, po czym wszedł w emotikony. Patrzył przez dłuższą chwilę na nie, nie wiedząc, czy sam jest na to gotowy, ale nie chcąc przetrzymywać dłużej jego własności, kliknął szybko dwa razy na emotkę czerwonego serduszka, a następnie zapisał kontakt. Oddał mu telefon z nieśmiałym uśmiechem, a jego policzki i uszy zaczęły niemiłosiernie piec z zawstydzenia.
— Dziękuję pięknie. — powiedział z szerokim uśmiechem, a następnie wyprostował się i schował telefon. Złapał za kubek z gorącym napojem i przystawił go bliżej Jisunga.
— Proszę...Twoja kawa, a z twojego numeru skorzystam w najbliższym czasie. — znów mrugnął do niego jednym okiem, po czym miał już odchodzić, lecz nagle sobie o czymś przypomniał.
— A! I jeszcze jedno. — powiedział nagle, a Jisung spojrzał na niego z zaciekawieniem. Jeszcze dobrze nawet nie zarejestrował sytuacji sprzed chwili, a Chan chciał coś jeszcze powiedzieć. Przecież jego serce może tego nie wytrzymać, a nawet jeszcze nie wiedział, co chciał.
— Jutro robimy imprezę firmową w klubie i każdy może kogoś zaprosić... — wytłumaczył najpierw, po czym schował ręce za plecy, a następnie spojrzał na Jisunga nieśmiało.
— Chciałbyś może pójść na tę imprezę ze mną?
— Ou... — powiedział z lekkim zaskoczeniem. Pójście na imprezę z Chanem, gdzie będzie mógł spędzić z nim jeszcze więcej czasu, dobrze się bawiąc? Czy to, aby na pewno nie był sen? Aby się upewnić, uszczypnął się w rękę i skrzywił się lekko, czując ból.
— Jasne. Chętnie z tobą pójdę. — odpowiedział od razu, a Chan tylko uśmiechnął się szerzej.
— Będę po ciebie jutro o dziewiętnastej. — powiedział, znów mrugając do niego jednym okiem.
— Do zobaczenia, Sungie.
— Do zobaczenia. — gdy odpowiedział, starszy odwrócił się i podszedł do drugiej kasy fiskalnej, aby obsłużyć innego klienta.
Jisung zaczął oddychać szybciej po tym, jak znów niekontrolowanie wstrzymywał za długo powietrze w płucach. Kompletnie nie mógł uwierzyć w to, co się wydarzyło jak i to, że już jutro będzie się bawił na imprezie ze swoim obiektem westchnień. Powoli w swoich myślach zaczynał wszystko przetwarzać, co sprawiało, że miał ochotę krzyczeć z radości. Będąc jednak w miejscu publicznym, ścisnął dłoń w pięść i zaczął ją gryźć, aby się od tego powstrzymać. Nie mógł jednak wstrzymać wydawania z siebie bliżej nieokreślonych dźwięków, które akurat usłyszał Hyunjin, podchodząc do lady ze zdezorientowaną i zmartwioną miną.
— Jisung? Dobrze się czujesz? Wezwać karetkę? — spytał, będąc naprawdę zaniepokojonym zachowaniem przyjaciela. Ten tylko spojrzał na niego i nagle zaczął piszczeć z radości, trząść rękoma i podskakiwać lekko na siedzeniu. Hyunjin otworzył tylko szerzej oczy i zastygł w miejscu, nie wiedząc, co się dzieje jego przyjacielowi.
— Jisung?
— Oh my God, oh my God, oh my God! Ja...ja...kjahdjkanad. — zaczął mamrotać, tylko bardziej zamartwiając Hyunjina.
— O mój Boże! Co ja mam zrobić, Jinnie?! — panikował.
— Co? Co się stało?
— Chan...on...on... — jąkał się, po czym uśmiechnął się szeroko, mając rozmarzony wzrok.
— Najpierw powiedział mi, że może mnie obsłużyć na każdy możliwy sposób...mhmm... — zrobił przebiegłą minę, po czym znów rozmarzoną.
— Potem dał mi kawę w zamian za to, że wpisałem mu się w kontakty. Na dodatek chciał, abym przy swojej nazwie dodał serduszka. Cały czas mówił do mnie "Sungie", co jest tak swoją drogą bardzo słodkie. A na koniec zaprosił mnie na jakąś imprezę firmową. — skrócił bardzo szybko, na koniec nabierając powietrza do płuc, aby znów się powstrzymać od krzyku radości i zarazem paniki.
Hyunjin słuchając całej tej historii, tylko mrugał co jakiś czas oczami. To on naprawdę martwił się o swojego przyjaciela i jego stan fizyczny, chcąc wezwać karetkę, a to jak zwykle chodziło o Chana. Załamany złapał się za nasadę nosa i przymknął powieki, czując napływający ból głowy. Westchnął ciężko, po czym spojrzał na przyjaciela, który dalej z radości podskakiwał nieznacznie na krześle.
— Zamiast na imprezę to wyślę cię do psychiatryka, a rachunek za twoje leczenie wyśle Chanowi. To on to sprawił, więc on będzie płacił. — powiedział, grożąc mu palcem, lecz to ani trochę nie przejęło Jisunga.
— O mój Boże! Hyunjin! — powiedział nagle głośniej, a jego mina zrzedła. Złapał się obiema rękoma za głowę i spojrzał z paniką na przyjaciela.
— Co ja mam ubrać? Przecież ja nie chodzę praktycznie na imprezy! Co jak ubiorę coś, co mu się nie spodoba? Jeszcze przyjedzie po mnie o dziewiętnastej, a on nawet nie wie, gdzie mieszkam. To jest przecież jedna, wielka tragedia... — mówił jak najęty, załamując samego siebie, ale też i Hyunjina. Ten westchnął znów ciężko i spojrzał na przyjaciela z pobłażaniem.
— Jisung... — już chciał narzekać na to, jak to ten bardzo niepotrzebnie panikuje, lecz zdał sobie sprawę, że to by mogło tylko pogorszyć tę sytuację.
— Po pierwsze, ubierz się casualowo z lekką nutą elegancji oraz dodaj coś seksownego. Po drugie, nieważne co byś ubrał, jemu byś się spodobał nawet w worku od ziemniaków. — wyliczał na swoich palcach, według niego dobre rady.
— Po trzecie, skoro ma teraz twój numer, to pewnie spyta cię, gdzie mieszkasz albo spyta mnie. — wzruszył ramionami.
— Po czwarte... — zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć, co jeszcze chciał powiedzieć.
— Po czwarte, to nie jest żadna wielka tragedia i powinieneś się cieszyć, że w końcu coś się zaczęło między wami dziać i nie musisz już do niego wzdychać, obserwując go z daleka. — powiedział dobitnie, po czym oparł się dłońmi o blat.
Jisung opuścił ręce po bokach i spojrzał niepewnie na przyjaciela. Wszystko, co mówił, jak najbardziej miało sens, więc się trochę uspokoił, ale nie zmieniało to faktu, że stresował się jutrzejszą imprezą. Na dodatek dochodziła sprawa tego, że wiedział bardzo dobrze, jak zachowuje się po alkoholu, nawet po jego nieznacznej ilości. Może i nabrałby odwagi, ale znając siebie - za dużej. Nie chciał ryzykować odwaleniem czegoś, co skreśliłoby go w oczach Chana.
— Okej...Trochę mnie uspokoiłeś, ale możesz mi coś obiecać? — spytał z nadzieją w głosie.
— Co takiego? — spytał, uśmiechając się pocieszająco.
— Będziesz pilnował, abym niczego nie odwalił po alkoholu? Proszę? — spytał, robiąc minę zbitego pieska.
— Bo ty też idziesz na tę imprezę, prawda?
— Tak, idę i okej...Będę cię pilnował. — powiedział od niechcenia. Jisung tak bardzo się ucieszył, że aż wstał i przyciągnął do uścisku Hyunjina tak, że obejmował tylko jego ramiona, a obaj musieli się dosyć mocno nachylić nad blatem.
— Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
— No już. Puść mnie, bo kant blatu wbija mi się tam, gdzie nie powinien... — powiedział, krzywiąc się nieznacznie z bólu, a Jisung od razu się od niego odsunął i usiadł z powrotem na krześle.
— Jeśli przeze mnie nie będziesz mógł mieć dzieci, to przepraszam. — powiedział z niezręcznym uśmiechem.
— Ale to nie jest też tak, że twoja gejowa dupa miałaby z kim te dzieci mieć. — zaśmiał się cwaniacko, a Hyunjin spojrzał na niego pobłażliwie.
— Przecież wiesz dobrze, że jestem biseksualny... — skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
— Nooo...Ale ewidentnie z preferencją na mężczyzn... — powiedział oceniającym tonem, a Hyunjin prychnął.
— Pierdol się... — pokręcił głową z niedowierzaniem.
— Mmm... — mruknął, uśmiechając się przebiegle.
— Z tobą? Chętnie. Chociaż nie. — nagle zmienił zdanie, a jego wzrok podążył na mężczyznę, który właśnie obsługiwał jakiegoś klienta przy jednym ze stolików.
— Wolę Chana. Spójrz tylko na te jego umięśnione ręce...Kiedy trzyma coś mocno, to widać mu żyły i to wygląda tak cholernie seksownie, że pozwoliłbym mu zrobić ze mną tymi rękoma, dosłownie co tylko chce...A jeszcze, jakby mnie tak złapał za...
— Hola, hola! Nie zapędzaj się tak! — zatrzymał go, zanim wszedł w szczegóły, których nie chciał słyszeć. Zarumienił się jednak lekko, przypominając sobie o tym, że jeszcze wczoraj miał dokładnie takie same myśli, jak Jisung teraz. Jego przyjaciel od razu odwrócił wzrok od Chana i podrapał się niezręcznie po głowie.
— Mówiłem to na głos? — uśmiechnął się niewinnie.
— Niestety...
🦋🦋🦋
Gdy nadchodziła godzina dziewiętnasta, Jisunga jeszcze bardziej zabolał brzuch ze stresu. Był już kompletnie gotowy od jakiejś godziny, a ze zdenerwowania nie miał pojęcia, co ma ze sobą zrobić. Siedział więc przy wyspie kuchennej w swoim mieszkaniu i patrzył na zegar naścienny, obserwując, jak jego wskazówki się przesuwają. Musiał przyznać, że było to całkiem usypiające, dlatego oparł się łokciami o blat, a głowę położył na swoich dłoniach. Gdy zaczynał lekko przysypiać, nagle usłyszał dźwięk przychodzącego SMS-a. Jego oczy momentalnie się rozszerzyły, a serce zabiło szybciej, domyślając się, że to Chan. Wziął szybko telefon do rąk i go odblokował.
89321465441 v
Twój książę na czarnym koniu już na ciebie czeka, słodki książę! 🐎
Widząc ten SMS, krzyknął w panice, ale też i radości. Od razu wstał z krzesła i biorąc po drodze klucze, zapisał sobie jego numer jako "Channie" z dwoma czerwonymi serduszkami. Uznał to za naprawdę uroczy pomysł, stwierdzając, że będą mieli pasujące do siebie swoje wzajemne nazwy w kontaktach. Ubrał szybko buty i przejrzał się ostatni raz w lustrze, po czym wyszedł z mieszkania i je zamknął. Schował klucze i telefon do swojej małej, czarnej, prostokątnej torebki, a następnie wręcz zbiegł po schodach. Przed wyjściem z klatki, stanął na chwilę, aby uspokoić oddech, po czym otworzył drzwi. Przeszedł na parking, a następnie się po nim rozejrzał.
Zaledwie kilka metrów od niego zobaczył mężczyznę ubranego w czarne dżinsy, wpuszczona w nie była specjalnie prześwitująca ciemna koszula, w której swoją drogą wyglądał bosko, pod którą miał tego samego koloru podkoszulek. Stał przy czarnym motorze, trzymając kask o tym samym kolorze. Był odwrócony do niego tyłem, więc Jisung nabierając odwagi, postanowił go spróbować zaskoczyć. Jak najciszej się dało, podszedł do niego na palcach, nie wydając żadnych dźwięków. Gdy już miał go złapać za barki, aby go wystraszyć, ten nagle odwrócił się do niego przodem, uśmiechając się szeroko, więc zamiast Chana, to Jisung się wystraszył, lekko podskakując.
— Mnie nie wystraszysz, Sungie. — zaśmiał się nieznacznie, a ten złapał się za serce i spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— Skąd wiedziałeś? Przecież byłem tak cicho... — powiedział jakby z zawodem.
— To moja supermoc... — powiedział tajemniczo, a następnie spojrzał na to, w co był ubrany Jisung, nie mogąc wyjść z zachwytu.
Młodszy z mężczyzn przeszedł samego siebie. Miał na sobie śliską czerwoną koszulę, którą wahając się w domu, zdecydował zapiąć o jeden guzik niżej, niż to zwykle robi. Na jego talii oraz biodrach spoczywał czarny pas gorsetowy, który był przewiązany czerwonym, pasującym do jego koszuli sznurkiem. Do tego wszystkiego zdecydował się dodać czarne lateksowe spodnie, które podkreślały jego nogi. Nie wiedział czemu, ale postanowił ubrać się najlepiej, jak tylko potrafił. Do końcowej stylizacji dołożył jeszcze biżuterię, w tym cienki czarny choker na szyje. Na nogach miał swoje ulubione czarne glany, w których chodzi w każde miejsce o każdej porze.
— Wyglądasz cudownie... — powiedział po krótkiej chwili ciszy, w której podziwiał jego wygląd. Jisung od razu poczuł gorąc na swoich policzkach, w myślach dziękując samemu sobie za zrobienie sobie makijażu, który być może zakrył czerwony kolor na jego twarzy. Szkoda tylko, że jego uszy go zdradzały.
— Dziękuję. — odpowiedział, zakładając swoje już przydługie włosy za ucho.
— Ty za to wyglądasz bardzo, ale to bardzo przystojnie. — czując chwilowy przypływ odwagi, również zdobył się na komplement.
— Dziękuję pięknie. — powiedział z szerszym uśmiechem, po czym wyciągnął w jego stronę kask.
— Proszę, załóż. Chyba że wolisz czuć wiatr we włosach.
— Lubię czuć wiatr we włosach. — odpowiedział z niezręcznym uśmiechem, po czym jednak przyjął od niego rzecz.
— Ale lubię też się czuć bezpiecznie. Dziękuję. — po chwili założył kask na głowę, lecz miał mały problem z jego zapięciem. Widząc to, Chan pomógł mu z nim, a ten cicho podziękował.
— Zapraszam więc na mojego rumaka. — zaśmiał się lekko, zapraszając go gestem ręki na pojazd.
Jisung spojrzał na motor z małym przerażeniem, lecz i tak podszedł do niego. Najpierw na motocykl wsiadł Chan, zakładając swój kask, który wcześniej leżał na siedzeniu. Przechylił pojazd tak, aby niższemu było łatwiej na niego wsiąść, a gdy to zrobił, ustabilizował go. Jisung złapał delikatnie koszulę wyższego po jego bokach. Ten przewrócił na to oczami, złapał z jego dłonie i ustawił je tak, że młodszy całkowicie go obejmował w talii, przy okazji przytulając się do jego pleców.
— Trzymaj się mocno. — powiedział z cwaniackim uśmiechem. Mimo ubrań czuł, jak ciało Jisunga lekko się spina, a było to spowodowane niespodziewanym i onieśmielającym dla niego ruchem Chana. W danym momencie Jisung nie pragnął niczego innego, jak po prostu zostać w tej pozycji jak najdłużej. W końcu miał okazję, aby być bardzo blisko osoby, która mu się podobała.
— Mam nadzieję, że nie jesteś z tych, co chcą być dawcą nerek... — powiedział, bardziej wtulając się w jego plecy, o ile to było jeszcze możliwie. Chan czując większy uścisk, uśmiechnął się od ucha do ucha. Wiedział, że Jisung chce się czuć bezpiecznie, a on z radością chciał mu to bezpieczeństwo zapewnić.
— Nie martw się, Sungie. Z tobą będę jechać naprawdę bezpiecznie. — zapewnił, a Jisung odetchnął z ulgą.
Po chwili ruszyli z parkingu, wręcz się zrywając. Jisung wytrzeszczył na to oczy i jeszcze bardziej zacieśnił uścisk. Czuł się lekko zdradzony, bo Chan przecież mówił, że będzie jechał bezpiecznie, lecz po chwili, gdy poczuł przypływ adrenaliny, przestał już się tak bardzo bać. Zamiast tego poluzował uścisk na jego talii i odsunął się nieznacznie od jego pleców. Wyjrzał przez jego ramię, aby zobaczyć drogę przed nimi. O tej godzinie słońce powoli zachodziło, a złote promienie słoneczne wkradły się pomiędzy budynki, tworząc magiczny obraz miasta.
Dzięki temu, że byli na motocyklu, z łatwością omijali korki, aby szybciej wydostać się z centrum. Klub, który należał również do Harpii, znajdował się na obrzeżach miasta, więc mieli do pokonania kilkanaście minut drogi. Na szczęście Jisungowi ani trochę to nie przeszkadzało, a nawet zaczęło bardzo podobać. Przez krótką chwilę nawet pomyślał o kupieniu sobie motoru, aby móc w każdej możliwej chwili poczuć tę adrenalinę, która potrafiła uzależniać w bardzo krótkim czasie. Do tych wszystkich pozytywnych odczuć dodawał fakt, że jechał właśnie z Chanem.
W pewnym momencie zaciągnął się zapachem, który uderzył w niego nagle, jakby znikąd, akurat, gdy musieli zwolnić. Pierwsze co się wybijało to ostrawy zapach imbiru, który trafiał do jego nozdrzy nawet poprzez kask. Potem od razu poczuł świeżą woń mięty oraz cytryny, pobudzające jego umysł niemal w takim samym stopniu, jak adrenalina. Na sam koniec, do tego wszystkiego doszły subtelne nuty cedru i bursztynu. Od razu domyślił się, że był to zapach perfum Chana i od tej pory wiedział, że stanie się on jego ulubionym zapachem, który będzie chciał czuć codziennie.
Zanim się jednak obejrzał, parkowali przed budynkiem, nad którego drzwiami wisiał niebieski neon z nazwą klubu "Limbo". Chan znów przechylił motocykl tak, aby ten mógł z łatwością z niego zejść, a następnie sam to zrobił. Obaj w tym samym momencie zdjęli z siebie kaski, które zostawili na pojeździe. Jisung poprawiając sobie włosy, które się lekko roztrzepały i uśmiechał się od ucha do ucha, będąc zadowolonym z przejażdżki. Widzący to Chan, również się uśmiechnął, po czym stanął bliżej Jisunga.
— Chyba muszę cię częściej zabierać na przejażdżki motorem. — rzekł, a Jisungowi od razu zaświeciły się oczy z podekscytowania.
— O mój Boże! Tak! — podskoczył nieznacznie i zacisnął pięści z podekscytowania.
— Naprawdę chciałbyś mnie zabierać na takie przejażdżki? — nagle zrobił jednak zmartwioną i zakłopotaną minę
— To nie będzie dla ciebie żaden problem? Nie będę tylko dodatkowym obciążeniem? Przecież zamiast tylko o swoje bezpieczeństwo, będziesz na dodatek musiał się martwić o te moje...Jesteś pewien? — panikował, a Chan położył obie dłonie na jego barkach i spojrzał mu oczy.
— Jestem pewien, Sungie. — powiedział zapewniająco, uśmiechając się nieznacznie.
— Zrobię to, chociażby dlatego, abyś znów mnie mocno przytulał oraz żebym mógł widzieć twój uśmiech po każdej takiej przejażdżce. — powiedział z onieśmielającym uśmiechem, a Jisung uśmiechnął się uroczo, czując jak jego policzki oraz uszy znów robią się gorące i czerwone. Kompletnie nie wiedział, co ma odpowiedzieć, lecz na pomoc przyszedł Chan, który stanął do niego bokiem i wyciągnął do niego dłoń.
— Chodź. Inni już na nas czekają. — kiwnął głową, pokazując w ten sposób wejście do klubu. Jisung niepewnie złapał za jego dłoń, a ten mocno ścisnął tę jego, po czym poprowadził go do środka.
Ochroniarz wpuścił ich bezproblemowo, rozpoznając Chana. Wchodząc do klubu, od razu uderzył ich jego klimat. Wnętrze było ożywione pulsującymi światłami niebieskich i fioletowych reflektorów, które tańczyły w rytm muzyki. Ściany pokryte były mrocznymi odcieniami tych kolorów, tworząc tło dla niekończącej się zabawy na parkiecie. Na środku klubu znajdował się obszerny parkiet taneczny, gdzie ludzie tańczyli w rytm różnorodnych dźwięków, począwszy od pulsującego EDM-u, po radosne rytmy latyno-amerykańskie.
Oświetlenie klubu zmieniało się wraz z muzyką, tworząc dynamiczny i ekscytujący efekt wizualny. Na ścianach wisiały lustra, które rozpraszały światło, dodając jeszcze więcej blasku i energii do miejsca. Bar był zlokalizowany przy jednym z boków klubu. Serwował orzeźwiające napoje i koktajle w kolorach niebieskim i fioletowym, idealnie pasujące do klimatu miejsca. Obsługa klubu była ubrana w stroje w tych samych odcieniach i dbała, aby wszyscy goście czuli się swobodnie i bawili się świetnie.
Chan poprowadził za rękę Jisunga do zarezerwowanego miejsca dla VIP-ów, znajdującego się w bardziej ustronnym miejscu w klubie, gdzie nie było aż tak głośno i można było normalnie rozmawiać. Tam na ciemnych skórzanych kanapach, siedział już Hyunjin wraz z Jeonginem, Minho i Soyeon. Jisung natomiast oprócz swojego najlepszego przyjaciela, Chana i Inniego, nie znał tam nikogo innego. Dlatego gdy podeszli do stolika, uśmiechnął się niezręcznie.
— Cześć, Jisung. — jako pierwszy przywitał się z nim Hyunjin, który spojrzał znaczącym wzrokiem na złączone dłonie przyjaciół. Jisung jeszcze bardziej się zawstydził i miał ochotę się gdzieś schować.
— Cześć, Jinnie. — odpowiedział mu, po czym spojrzał na Jeongina.
— Cześć, Innie. Dawno cię nie widziałem. — przywitał się również z nim, a Chan w tym czasie pociągnął go za sobą, aby również usiąść na jednej z kanap.
— Cześć, Jisung. Przepraszam...Miałem bardzo dużo pracy i tak jakoś wyszło... — podrapał się niezręcznie po karku, uśmiechając się przepraszająco. Mężczyźni usiedli na kanapie, naprzeciwko tej, na której siedział Minho wraz z Jeonginem. Na ukos od nich siedzieli Hyunjin oraz Soyeon.
— Jisung... — starszy puścił jego dłoń i wskazał ręką na mężczyznę siedzącego naprzeciwko niego.
— Poznaj Minho, mojego najlepszego przyjaciela.
— Miło mi... — powiedział Jisung z niezręcznym uśmiechem, skinając do niego głową. Zmarszczył jednak lekko brwi w zdziwieniu, gdyż ten, zamiast odpowiedzieć, uśmiechał się cwaniacko i dziwnie mu się przyglądał.
— A to... — wskazał ręką na kobietę.
— ...jest Soyeon, moja najlepsza przyjaciółka.
— Witaj, kochanieńki. — pomachała do niego palcami, uśmiechając się czarująco.
— Hej. — opowiedział krótko, uśmiechając się do niej miło.
Zapadła lekko niezręczna atmosfera, w której nikt się nie odzywał. Wszyscy patrzyli się na Chana i szczególnie na Jisunga, którzy przyszli tu trzymając się za ręce. Każdy zastanawiał się nad tym, co łączy tę dwójkę, oprócz Hyunjina, który wiedział wszystko. Jedynie co, to był lekko zaskoczony, że jego przyjaciele już przeszli do etapu trzymania się za ręce i bardzo bliskiego siedzenia obok siebie, praktycznie stykając się bokami ud.
Z tej niezręcznej ciszy po krótkiej chwili wybawił ich kelner, który przyszedł odebrać od nich zamówienia. Wszyscy, jak jeden mąż, prawie rzucili się, aby złożyć swoje zamówienie, byle tylko wyrwać się z tej niezręcznej sytuacji i w końcu napić się alkoholu, którego każdy z nich nie pił nawet i od kilku miesięcy.
Gdy kelner odszedł, zaczęli normalną rozmowę o mniej ważnych rzeczach, przy okazji poznając siebie nawzajem. Atmosfera od razu zrobiła się nieco luźniejsza, a szczególnie gdy każdy z nich - oprócz Chana, który obiecał odwieźć potem Jisunga - miał już wypite po jednym drinku. A po godzinie siedzenia, rozmawiania i picia Soyeon nagle wstała ze swojego miejsca, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
— Sorry, Chan, ale ten słodziak teraz idzie ze mną. — powiedziała wskazując na Jisunga palcem. Ten zrobił zaskoczoną minę, po czym spojrzał niepewnie na Chana, niemo pytając go o zgodę, o którą przecież nie musiał nawet prosić. On się tylko do niego uśmiechnął i skinął głową, dając mu znać, żeby poszedł z kobietą.
— A gdzie idziemy? — spytał, wstając z kanapy. Ta tylko wyciągnęła do niego dłoń, więc ten za nią złapał, a ona pociągnęła go w stronę parkietu.
— Idziemy tańczyć! — krzyknęła i tanecznym krokiem poprowadziła go na sam środek parkietu, mijając innych bawiących się ludzi.
Gdy ta już bujała się w rytm muzyki, Jisung stał jak sparaliżowany, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, tylko się niezręcznie uśmiechając. Soyeon złapała go więc za obie dłonie, postanawiając go rozruszać. Już po chwili Jisung się bardziej rozluźnił i z dodatkową pomocą alkoholu, bawił się w najlepsze z kobietą, którą poznał godzinę temu.
— Kochany! — powiedziała głośniej, a ten spojrzał na nią pytająco i się do niej nachylił, aby ją lepiej słyszeć.
— Powiedz mi, co cię łączy z Chanem?
— Sam nawet nie wiem, jak nazwać tą relację. — odpowiedział z niezręcznym uśmiechem, wzruszając nieznacznie ramionami.
— W takim razie, cokolwiek to jest, to mam nadzieje, że się rozwinie. Pierwszy raz od bardzo dawna widzę Chana, który jest tak szczęśliwy. Coś w tobie jest takiego, że już sprawiasz u niego uśmiech, a to jest wyczyn, biorąc pod uwagę to, że nawet nie jesteście jeszcze razem. — powiedziała z szerokim uśmiechem.
Jisung zawstydził się jej słowami, ale wewnętrznie krzyczał z radości. Cieszył się, że Chan dzięki niemu jest szczęśliwszy, a na dodatek otrzymał tego potwierdzenie od jego przyjaciółki. Bang również dostarczał mu mnóstwo radości, a w jeden dzień sprawił, że poczuł coś, czego dawno nie czuł, czyli przypływ adrenaliny. Jeszcze kiedyś taką ekscytację dostarczało mu tylko włamywanie się do policyjnych baz danych, gdy wyszukiwał informacji o Se Chulhyeolu. Lecz po jakimś czasie, gdy stało się to wręcz jego rutyną, przestało to mu dawać adrenalinę, a jego życie znów stało się nudne.
Z zamyślenia wyrwał go nagle Chan, który postanowił zabawić się w odbijanego. Soyeon spojrzała na swojego lidera pobłażliwie, ale po chwili znalazła swój kolejny cel, którym był Hyunjin. Jisung uśmiechnął się nieśmiało do starszego, co ten odwzajemnił. Tańczyli razem w rytm piosenek, co jakiś czas ocierając się o siebie. W pewnym momencie w ich głowach nie było nic, oprócz dudniącej muzyki oraz uczucia wolności, które dawał taniec.
Nagle w całym klubie rozbrzmiała bardziej sensualna piosenka. Mężczyźni więc zbliżyli się do siebie, a Chan położył swoje dłonie na talii Jisunga. Ten ułożył swoje dłonie na jego ramionach i razem bujali się w rytm muzyki, uśmiechając się do siebie. Starszy nagle przyciągnął do siebie bardziej młodszego tak, że ich brzuchy się stykały, a on obejmował go całkowicie w talii. Jisung zarzucił sobie więc swoje ręce na jego kark, aby było mu wygodniej.
W trakcie tańca rozmawiali o różnych przyziemnych sprawach, chcąc poznać siebie bardziej. Wcześniej nie mieli zbytnio takiej okazji, gdyż byli przy innych, a teraz mogli się dowiedzieć różnych rzeczy bardziej indywidualnie. Opowiadali sobie różne historie z życia, śmiejąc się przy tym i ogólnie spędzali dobrze czas. Lecz wszystko, co dobre, musi się kiedyś kończyć, gdyż powoli nadchodziła godzina, o której ta impreza miała się skończyć, ale miała zacząć następna...
🦋🦋🦋
Felix wyszedł ze swojego pokoju, aby poszukać sobie czegokolwiek do roboty. Okropnie się nudził, nie mając nawet telefonu, na którym mógłby, chociażby przejrzeć różne media społecznościowe. Na dodatek był zły na Harpie, gdyż nie chcieli go zabrać na imprezę do klubu, mimo że wiedział, dlaczego tego nie zrobili. To nie zmieniało jednak faktu, że przez nich nie miał co ze sobą zrobić. Na dodatek przez tę imprezę, lider Harpii postanowił, że przełożą akcję ze znalezieniem zleceniodawcy na inny dzień, co tylko bardziej zdenerwowało Felixa. A co z tym, że chcieli, aby to on najpierw zaufał im? Bo jak na razie tylko tracili w jego oczach, a jedyne, na czym zyskali, to na odwołaniu jego ochroniarza.
Już wcześniej, gdy miał czas, zwiedził praktycznie całą rezydencję - a przynajmniej te pomieszczenia, do których nie trzeba było wpisywać kodu dostępu. Dlatego teraz bezproblemowo dostawał się w szybkim tempie tam, gdzie chciał. Tym razem obrał sobie za cel salon, w którym już pierwszego dnia zauważył mały barek z alkoholem. Skoro nie zabrali go na imprezę, to zamierzał sam sobie taką zrobić, tylko po to, aby wprowadzić się w stan upojenia i być może w ten sposób zrobić na złość Harpiom. Zamierzał wybrać butelkę jakiegoś naprawdę drogiego i wiekowego wina, a następnie wypić ją samemu.
Po wybraniu jednego wina nieznanej mu marki, rozsiadł się na jednej z kanap i otworzył butelkę. Nie fatygując się o wzięcie kieliszka, upił kilka łyków prosto z gwinta. Skrzywił się nieznacznie na cierpki smak alkoholu, po czym spojrzał jeszcze raz na etykietę na butelce. Żałował lekko, że wybrał wino wytrawne, którego nie lubił, ale nie chciało mu się już wstawać, aby wziąć jakieś inne. Pił więc to, robiąc krótkie przerwy na myślenie o wszystkim i o niczym.
Gdy był już w połowie butelki, jego spokojne picie i rozmyślanie przerwały kroki kilkoro ludzi. Domyślając się, że to Harpie, które wróciły z klubu, uniósł się nieznacznie na swojej ręce, poprawiając swoją pozycję. Nie wiedział, czy ma wstać i dać o sobie znać, czy może jednak siedzieć cicho i po prostu dalej pić. Nie musiał się jednak długo zastanawiać, gdy w holu przed progiem stanęła cała grupa. Nie zauważyli go jednak jeszcze, gdyż byli do niego odwróceni plecami, będąc skierowanymi przodem w stronę schodów.
— No chodź...Posiedzisz jeszcze z nami trochę. — nalegał Jeongin, który miał lekko podpity głos, a Minho go podtrzymywał za ramię, gdyż ten miał dość słabą głowę i po kilku drinkach był już całkiem wstawiony.
— Nie, nie, skarbeńku...Muszę jutro rano wcześnie wstać, bo jest robota do zrobienia. — powiedziała Soyeon z lekkim smutkiem, stojąc już na pierwszym schodku na górę. Spojrzała z troską na najmłodszego, a następnie na lidera.
— Chan, dopilnuj, proszę, aby moje drogie dziecko już więcej nie piło.
— Jasne. — odrzekł, uśmiechając się nieznacznie.
— A i Chan... — zaczęła, a ten spojrzał na nią pytająco.
— Skrzywdzisz Jisunga, skrzywdzę ciebie. — powiedziała, mrużąc na niego grożąco oczy. Ten tylko pokiwał szybko głową na tak, dając znać, że przyjął groźbę. Soyeon odwróciła się i już miała wchodzić po schodach, lecz nagle znów się odwróciła i wskazała na Chana, grożąc palcem.
— A i nawet nie myśl o tym, aby wprowadzać go w nasz świat. Jeśli to zrobisz, to ja cię z niego wyprowadzę w jedyny możliwy sposób, w jaki można to zrobić. Jest zbyt niewinny, aby uczestniczyć w tym wszystkim.
Chan znów pokiwał szybko głową, zgadzając się z nią. Reszta grupy tylko przysłuchiwała się tej rozmowie, niezbyt kontaktując. W końcu wszyscy oprócz Chana byli pijani. Trzeba było przyznać Soyeon jedno - potrafiła być przerażająca. Sprawiała, że więksi od niej mężczyźni, którzy na dodatek byli wyżej w hierarchii Harpii, trzęśli portkami na jej groźby. Cała czwórka życzyła jej dobrej nocy, po czym odwrócili się i weszli do salonu.
— O... — Chan zaskoczył się nieco, widząc Felixa z butelką wina w ręce. Zresztą, nie tylko on.
— Cześć, Felix. — przywitał się z nim i wszystkie Harpie już po chwili również znalazły sobie miejsca na kanapach. Minho wraz z Jeonginem usiedli na tej naprzeciwko blondyna, koło którego usiadł Hyunjin, a Chan zajął sobie miejsce na swoim ulubionym fotelu.
— Widzę po was, że się dobrze bawiliście. — powiedział z żałością, mrużąc na Chana oczy, po czym wziął kolejnego łyka wina.
— Ty chyba też całkiem nieźle. — odpowiedział, patrząc znacząco na w połowie opróżnioną butelkę alkoholu. Ten tylko cwaniacko poruszył brwiami i wzruszył ramionami.
Chan po chwili wstał i podszedł do barku z alkoholem. Na tacy położył cztery szklanki oraz jeszcze nieotworzoną whisky. Wrócił do reszty i nalał każdemu - oprócz Felixowi, który już miał swój alkohol - po szklance. Wiedział, że nie powinien dawać już więcej pić Jeonginowi, ale wiedział też, że jakby tego nie zrobił to on, tak czy siak, sam by sobie nalał.
— Nie bądź zły, Lix. Wiesz dobrze, dlaczego cię tam nie wzięliśmy. — powiedział Chan, a Felix zmarszczył lekko brwi w zdziwieniu, słysząc zdrobnienie swojego imienia.
— Nie no...Nie jestem zły. Bawiłem się zajebiście. — powiedział ze słyszalnym sarkazmem.
— Ej, Felix. — odezwał się nagle Jeongin, który podniósł swoją szklankę z whisky i wystawił rękę z nią w jego stronę.
— Weź się ze mną stuknij.
— Zaraz to ja cię mogę stuknąć w ten głupi, nietrzeźwy łeb. — powiedział Minho, po czym sam podniósł swoją szklankę i stuknął nią o tę Jeongina. Felix z lekkim zdezorientowaniem nachylił się nad stolikiem kawowym i stuknął butelką o jego szklankę.
— Za zdrowie nasze! — krzyknął nagle Jeongin, unosząc bardziej trzymaną whisky, a inni spojrzeli na niego z pobłażaniem.
Po chwili jednak Hyunjin i Chan również wzięli swoje szklanki i jeszcze raz, tym razem wszyscy, stuknęli się naczyniami, a następnie wypili po łyku alkoholu. Podśmiewywali się lekko pod nosem z Jeongina, który po alkoholu był kompletnie innym człowiekiem. Z dosyć poważnej osoby, stawał się zabawowym i poprawiającym innym humor człowiekiem. Dzięki niemu atmosfera znacznie się rozluźniła, a mężczyźni nawet zaczęli rozmawiać na różne tematy. Alkohol rozplątywał im języki, przez co już godzinę później rozmawiali tak, jakby wszyscy byli starymi, dobrymi znajomymi. W sumie - po części tak było, tylko Felix niezbyt pasował do tego równania.
— Jak to "zrobił rosół z bażanta"? — pytał Felix z niedowierzaniem, w trakcie, gdy inni prawie że dusili się ze śmiechu.
— A one nie są przypadkiem pod ochroną?
— No normalnie. W ogrodzie pojawił się nam bażant, którego Berry upolowała, a Minho stwierdził, że zrobi z niego rosół. — wytłumaczył śmiejący się Chan. Felix natomiast spojrzał na Minho, jak na jakiegoś zwyrodnialca.
— No co? Nie mogłem sprawić, aby mięso się zmarnowało. — starszy Lee wzruszył ramionami, a reszta się znów głośniej zaśmiała.
— Hmm...Jak tak teraz myślę, to mieliśmy u nas podobną sytuację. — przypomniał sobie o czymś Felix.
— Tylko że u nas to nie był nawet żaden ptak, a jakaś dość duża jaszczurka. — skrzywił się na to wspomnienie. Nie lubił zbytnio gadów - z lekka go obrzydzały.
— Ktoś zrobił rosół z jaszczurki? — spytał z szokiem i obrzydzeniem Hyunjin.
— Na szczęście nie, ale prawie do tego doszło! — powiedział, po czym dopił resztkę wina ze swojej butelki. Odstawił naczynie na podłogę obok kanapy, a następnie oparł się łokciami o swoje uda i westchnął.
— Wooyoung raz po pijaku złapał jakąś jaszczurkę i jakimś cudem ubzdurał sobie, że to ryba i chciał z niej zrobić zupę rybną. — wytłumaczył, a na koniec się wzdrygnął z obrzydzenia.
— Ten cały Wooyoung wydaje się na osobę, z którą bym się dogadał. — przyznał Minho, kiwając głową z uznaniem.
— To na pewno. — zgodził się z nim Felix.
Po tym jak Chan dołożył jeszcze jedną szklankę dla Felixa i otworzył nową butelkę whisky, znów zaczęli opowiadać sobie różne zabawne historie z ich życia. Na ten czas zapomnieli o tym, że młodszy Lee nie ufa im i wzajemnie. Była tylko ich piątka i alkohol, który pomagał im w rozmowach. To była też bardzo dobra okazja do poznania siebie nawzajem z kompletnie innej strony. A każdy dobrze wie, że po alkoholu ludzie potrafią być bardziej szczerzy.
Lecz po trzeciej opróżnionej butelce whisky, większość nie kontaktowała. Jeongin, który odpadł jako pierwszy, spał z głową na kolanach Minho. Starszy Lee również spał na siedząco, ze spuszczoną głową, kurczowo trzymając w jednej ręce szklankę z resztką alkoholu. Chan natomiast jeszcze nie spał, ale siedział cicho ze spuszczoną głową, patrząc tępo na pasek od swoich spodni. Gdy był w takim stanie, było wiadomo, że wypił za dużo. Jedynymi osobami, które jeszcze jako tako się trzymały, byli Hyunjin i Felix. Lecz ich stan też nie był za dobry.
— Aaa... — zaczął Hyunjin, patrząc się na dno swojej pustej szklanki.
— Twój związek z Changbinem był szczęśliwy? — spytał. Jak zwykle, po zabawnych historiach, temat musiał zejść na bardziej poważne sprawy - sprawy sercowe. Felix podkulił nogi do klatki piersiowej i spojrzał nieco zamglonym przez alkohol wzrokiem na Hyunjina.
— W zasadzie...to tak. — odpowiedział, wzdychając.
— Może czasami się kłóciliśmy, ale potem szybko się godziliśmy. A ty? — spytał, a Hyunjin spojrzał na niego.
— Jesteś w jakimś związku w ogóle?
— Nie. — odpowiedział ze smutnym uśmiechem, po czym odłożył szklankę na stolik i usiadł podobnie, jak Felix, obejmując swoje nogi.
— Oł...A kiedy ostatnio byłeś w związku? — spytał z czystej ciekawości.
— Jakieś... — zaczął liczyć w głowie lata.
— ...dziewięć lat temu. — odpowiedział, wypuszczając głośno powietrze z ust, a Felix spojrzał na niego z niemałym szokiem. Widząc smutek w oczach Hyunjina, przysunął się do niego tak, że stykali się ramionami.
— I nie czujesz się samotnym? — spytał z troską, patrząc na niego ze współczuciem.
— Oczywiście, że się tak czuję. — wzruszył ramionami. Czuł, że powoli zbierają mu się łzy w oczach.
— Po prostu stwierdziłem, że miłość nie jest dla mnie. Wolę obserwować ją z daleka... — Felix zmarszczył lekko brwi na to wyznanie, po czym niepewnie ułożył swoją głowę na jego ramieniu i spojrzał na śpiących przed nimi mężczyzn.
— Nie mów tak. Miłość jest dla każdego. Każdy na nią zasługuje. — powiedział pocieszająco, a Hyunjin zacisnął powieki, aby powstrzymać łzy od wypłynięcia z jego oczu.
— Nawet tacy mordercy, jak ja? — spytał, a Felixa lekko zatkało, nie wiedząc, co ma na to odpowiedzieć. Czy mordercy również zasługiwali na miłość? To chyba zależało od sytuacji. A kto wie, może gdyby ci wszyscy seryjni zabójcy dostali odpowiednią dawkę miłości, nie zabijaliby ludzi?
— Wierzę, że miałeś jakiś powód, aby zostać zabójcą na zlecenie. I być może była to tylko i wyłącznie chęć zarobienia dużych pieniędzy w stosunkowo łatwy sposób, ale... — westchnął i bardziej wtulił się w zagłębienie szyi Hyunjina.
— ...wydajesz się na człowieka, który na pewno na tą miłość zasługuje i nie daj sobie wmówić inaczej. Nawet, jeśli to ty sam sobie to wmówiłeś.
Hyunjin nie wytrzymał i w końcu uronił łzę. Nie odpowiedział nic, gdyż czuł, jak gula zatyka mu gardło. W życiu nie sądziłby, że w zasadzie obcy mu człowiek, który wie, że ten jest mordercą, stwierdzi, że zasługuje na kogoś miłość. Brzmiało to dla niego absurdalnie, ale też i na swój sposób wzruszająco. Na dodatek przypomniał sobie o swojej pierwszej, jak i jedynej miłości, przez co zachciało mu się płakać. Przymknął więc oczy, aby na to nie pozwolić i ułożył swoją głowę na tej Felixa.
Od tamtej pory, siedzieli tak w ciszy, każdy zatopiony we własnych myślach. Hyunjin przypomniał sobie o swoim życiu te dziewięć lat temu i o tym, jaki wtedy był szczęśliwy, lecz nie na długo. Potem, to co się stało, było już tylko jednym wielkim koszmarem, o którym bardzo chciał zapomnieć, lecz nie mógł. Był zmęczony. Alkohol i powrót silnych i złych przeżyć do jego umysłu sprawiły, że go znużyło. Z jego oczu zaczęły niekontrolowanie lecieć łzy, które spływały mu po policzkach, a następnie kapały na włosy Felixa.
— Przepraszam, Junhan...Przepraszam. — szepnął, po czym z myślą o nim zasnął na głowie zdezorientowanego Felixa.
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Oops, I did it again...
Chwila...Kto to Junhan? I dlaczego Hyunjin go przeprasza???? Huh?
Notka Bety: YEEEEEEEAAAAAAAHH!!
BTW Ta historia z bażantem jest prawdziwa. Gdy raz byłam u mojej przyjaciółki na kilka dni w ferie zimowe, jej pies upolował bażanta, który se wszedł na ich podwórko, a następnie jej mama ugotowała z niego rosół.
Pamiętajmy oczywiście, że te ptaki są pod ochroną i nie można na nie polować!
W tej sytuacji akurat wszyscy zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym, a korzystając z okazji, aby nie zmarnować mięsa...
(rosół był dobry)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top