4 - Po prostu
Ilość słów: 5128
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Obudził go kłujący ból w klatce piersiowej i udzie. Tabletki przeciwbólowe na jego nieszczęście przestały działać. Jęknął przeciągle z bólu i powoli otworzył oczy. Nie wiedział ile spał, ale widząc, że na zewnątrz jest już jasno, mógł stwierdzić, że całkiem długo. Przetarł twarz swoimi dłońmi, zahaczając palcem o opatrunek na policzku, przez co go lekko odkleił. Poprawił go i nagle spojrzał na swój nadgarstek, z szokiem zauważając, że nie jest już przykuty. Podniósł się powoli na swoich rękach i półleżąc, rozejrzał się po pomieszczeniu.
Przez okno wpadały promienie słońca, które sugerowały ładną pogodę bez chmur. Gdy spojrzał na pościel, zauważył na niej schludnie złożone ubrania, które zapewne były przeznaczone dla niego. Następnie spojrzał na bok, skąd zniknęło krzesło, a na szafce nocnej znajdowała się taca z butelką wody i dwie, jak mniemał, tabletki przeciwbólowe. Od razu po nie sięgnął i połknął, a następnie popił wodą.
Czując się bardziej na siłach, odkrył się i powoli uniósł się do pozycji siedzącej. Nagle poczuł, jak bardzo potrzebuje zaspokoić swoje podstawowe potrzeby fizjologiczne, więc na tyle szybko, na ile mógł, wstał z łóżka i pokierował się do drzwi. Licząc, że nie napotka po drodze swojego porywacza, wszedł najpierw do pomieszczenia naprzeciwko. Widząc, że zamiast do łazienki trafił do innej sypialni, wycofał się. Przeszedł na koniec korytarza i w końcu znalazł miejsce, którego szukał.
Od razu poczuł ulgę, nie tylko w brzuchu, ale też tabletki powoli zaczęły działać, dzięki czemu nie czuł już takiego bólu. Podszedł do umywalki i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał naprawdę marnie. Był cały blady, przez co jego wory pod oczami były bardziej uwydatnione. Opatrunek na twarzy wcale nie polepszał jego wyglądu, tak samo jak te na jego klatce piersiowej. Gdzieniegdzie na ciele dalej miał zaschnięte plamy krwi. Gumka od jego spodenek również była od niej cała brudna.
Nie mogąc dłużej ustać prosto, oparł się obiema rękoma o umywalkę, czując, że jego nogi zaraz odmówią mu posłuszeństwa. Przymknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów. Odkręcił wodę i pierwsze co, to umył swoją twarz zimną wodą, uważając, aby nie zamoczyć opatrunku. Wziął jakiś ręczniczek, który wisiał na wieszaku i nie przejmując się tym, że go pobrudzi, namoczył go lekko i wytarł zaschniętą krew na swoim brzuchu. Najchętniej wziąłby prysznic, gdyż czuł się niesamowicie brudny, ale wiedział, że długo nie ustoi na swoich nogach, a na dodatek miał dużo opatrunków na całej klatce piersiowej oraz udzie i nie chciał ich przez przypadek zamoczyć. Po chwili zostawił ręczniczek na umywalce i przypominając sobie, że jego porywacz zostawił mu ubrania, poszedł po nie.
Gdy wrócił do łazienki, rozebrał się całkowicie do naga i stwierdzając, że jednak nie wytrzyma bez prysznica, wziął taboret stojący przy ścianie i postawił go w brodziku. Wziął do ręki słuchawkę prysznicową i usiadł na krzesełku. Uważając na wszelkie opatrunki, powoli i ostrożnie zmywał z siebie zaschniętą krew, brud i pot.
Jak to u wielu ludzi bywa, podczas prysznica pozwalają sobie na rozmyślanie o różnych sprawach. Felix myślał nad swoją sytuacją i przyszłością. Dzisiaj miał się dowiedzieć, co się dalej z nim stanie. Jedyne co wiedział, to to, że chce żyć. Wcześniej był gotowy, aby umrzeć, ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej się tej śmierci bał. Postanowił więc sobie, że zrobi wszystko, aby przeżyć, ale tak, aby jego bliskim się nic nie stało. Nie zamierzał również wydawać żadnych sekretów Meduz. Jeśli chodziło o niego, to pewnie - mógł powiedzieć im o sobie wszystko. Ale tylko to.
Zastanawiał go również Hyunjin. Miał na niego zlecenie, nie wiadomo przez kogo wydane, ale zamiast go zabić, to go porwał. Pozwolił mu normalnie założyć buty; gdy Minho go torturował, ten nie mógł na to patrzeć, opatrzył go i ogólnie się nim zaopiekował, nawet przygotował dla niego czyste ubrania. Próbował być groźny, lecz niezbyt mu to wychodziło. Tak się przecież nawet nie zachowują ci, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę w świecie przestępczym. Lecz to wszystko sprawiało, że Felix się go nie bał i czuł się w pewnym sensie przy nim bezpiecznie. To wszystko było tak sprzeczne ze sobą, że sprawiało Felixowi ogromny mętlik w głowie. Nie wiedział już, czy ma go traktować jako kogoś, kto może mu pomóc, czy jako potencjalne zagrożenie.
Następną osobą, która go zastanawiała był Minho. Ten człowiek przerażał go najbardziej gdy nie wyrażał żadnych emocji i nacinał jego ciało z kamienną twarzą lub nagłą zmianą nastroju i psychopatycznym uśmiechem. Kim on był? Innym zabójcą na zlecenie? Na dodatek kogoś mu przypominał, ale nie miał pojęcia kogo. Czyżby go już kiedyś widział? Mogłoby to być prawdopodobne. W końcu w tym podziemnym świecie z pozoru nie ma tak wielu ludzi. Gdzie teraz się znajdował Minho? Czy tu wróci?
Miał tyle pytań, a żadnych odpowiedzi i nie wiedział, czy kiedykolwiek je dostanie...Znów ta cholerna niewiedza. Wolał być znów nacinany do utraty przytomności przez za dużą utratę krwi, niż żyć w ciągłej niewiedzy i niepewności. Jedynie myśl, że podobno dziś się dowie, co z nim dalej będzie, pocieszała go w jakimś stopniu i sprawiała, że jeszcze nie chciał się poddawać.
W końcu przerwał swoje przemyślenia i wyszedł spod prysznica. Złapał za pierwszy lepszy duży ręcznik, który wisiał na wieszaku i wytarł swoje ciało do sucha. Powoli ubrał bieliznę, szerokie szare dresy i czarną koszulkę na krótki rękaw, które wcześniej odłożył na blat. Sięgnął po czysty, średniej wielkości ręcznik i susząc sobie nim włosy, wyszedł z łazienki. Prysznic sprawił, że czuł się o wiele lepiej i w pewnym sensie miał więcej energii. Nie zmieniało to jednak faktu, że dalej był lekko osłabiony, więc powoli schodził po schodach, zastanawiając się, gdzie jest czerwonowłosy.
— Jeśli wpadł ci do głowy pomysł, aby uciec, to radzę ci go sobie z tej głowy wybić! — o wilku mowa, nagle usłyszał jego głos dochodzący z innego pomieszczenia, przez co lekko podskoczył. Wziął głęboki oddech i poszedł powoli w stronę, z której go usłyszał. Znalazł go w przestronnej jadalni, siedzącego przy stole, czytającego jakąś książkę i popijającego herbatę.
— To czemu mnie odkułeś? — spytał podejrzliwie, podchodząc do jednego z krzeseł. Hyunjin włożył zakładkę do książki i odłożył ją na stół, po czym spojrzał na Felixa, który usiadł na miejscu "gospodarza", obok niego.
— Bo wiedziałem, że daleko nie uciekniesz w twoim stanie. Na dodatek już nie spałem, więc udusić mnie poduszką też nie mogłeś. — wzruszył ramionami i obrócił swoje ciało bardziej w jego stronę. Przyjrzał mu się, oceniając jego stan. Wyglądał zdecydowanie lepiej, niż jeszcze wczoraj, gdy go opatrywał.
— Głodny?
Mimo że mu nie odpowiedział, ten i tak wstał i podążył do kuchni. Z jadalni idealnie było ją widać, gdyż te pomieszczenia rozdzielał tylko blat, przy którym znajdowały się krzesła barowe. Felix, chcąc przeprowadzić konwersację z czerwonowłosym, usiadł na jednym z tych siedzeń i zaczął obserwować jego ruchy. Chciał dowiedzieć się od niego czegokolwiek, by jego tortura się skończyła i w końcu zaznał chociaż trochę spokoju ducha.
— Czy... — zaczął niepewnie, po czym odchrząknął i spojrzał na jego plecy.
— Czy mógłbyś mi odpowiedzieć na kilka pytań? — spytał, gdy ten wyciągnął z lodówki jakąś miskę. Felix zaprzestał wycierania włosów i opuścił rękę, czując, jak mu powoli drętwieje.
— Zależy jakie pytania to będą. — odpowiedział, odkładając miskę z ciastem na naleśniki na blat. Wylał trochę oleju na specjalną patelnię i podpalił palnik.
— To może ja je będę zadawać, a ty zdecydujesz, czy chcesz na nie odpowiedzieć. — zaproponował. Nie wiedząc czemu, poczuł, że może mówić swobodnie. Zupełnie tak, jakby Hyunjin był jakimś jego znajomym, a nie osobą, która go porwała, pozwoliła na torturowanie go i groziła mu śmiercią, jak i Changbinowi.
— Okej... — odpowiedział, lejąc pierwszą chochelkę ciasta na rozgrzaną patelnię.
— Pytaj w takim razie.
— Co z Changbinem? — spytał od razu. Pierwsze co, to chciał wiedzieć, czy jest bezpieczny. Zaczął się bawić swoimi palcami, gdy ten przez jakiś czas nie odpowiadał, a zamiast tego przewracał naleśnika na patelni.
— Nie martw się. Nikt mu nic nie zrobi. — zapewnił, kładąc pierwszego naleśnika na talerz.
— Chyba że nie będziesz współpracować. — dodał po chwili, nalewając kolejną chochelkę ciasta na patelnię. Felix spiął się lekko na tę informację. Wiedział, że nie może na to pozwolić, więc tyle, ile będzie mógł, tyle będzie się starał współpracować. W końcu nie chciał, aby jego chłopakowi coś się stało.
— Co dalej ze mną? — zadał od razu kolejne pytanie. Jego noga zaczęła się nerwowo poruszać. Tego się najbardziej bał, ale jednocześnie był tego ciekaw. Jedyne co wiedział, to to, że raczej chcą go żywego, ale nic poza tym.
— Tego jeszcze nie wiem. — odpowiedział, kładąc kolejnego naleśnika na talerz.
— Obaj się dowiemy pewnie w tym samym czasie. — wzruszył ramionami, a Felix zmarszczył brwi w zdziwieniu. Czy to oznaczało, że Hyunjin nawet nie ma nic do powiedzenia? Jedyna osoba, która wydaje mu się najbardziej godna zaufania, jeśli chodzi o jego życie? Nie to, żeby mu ufał już teraz.
— Dlaczego chcieliście, abym powiedział o sobie? — spytał z czystej ciekawości. Zaledwie powiedział im tylko, gdzie pracuje i do jakiej grupy należy i to wydawało im się wystarczać, co było bardzo podejrzane.
— Ja chciałem wiedzieć, aby mieć dobry powód, żeby cię nie zabijać. — włożył już ostatniego naleśnika na talerz i zgasił palnik. Wziął do ręki słoik z dżemem truskawkowym i odwrócił się w stronę Felixa.
— I znalazłeś ten powód? — spytał, a Hyunjin postawił przed nim talerz pełen naleśników i dżem, po czym znów się odwrócił, aby wziąć nożyk.
— A żyjesz? — zapytał retorycznie, podając mu nożyk i unosząc jedną brew.
— Rozumiem. — kiwnął głową i przyjął od niego sztuciec.
— Dziękuję. — powiedział z niezręcznym uśmiechem, po czym zajął się jedzeniem. Hyunjin oparł się obiema rękoma o blat naprzeciwko Felixa i się mu przyjrzał. Ten czując na sobie jego wzrok, spojrzał mu prosto w oczy.
— Mam jakieś nieodparte wrażenie, że to nie był jedyny powód.
— Chcesz poznać prawdę? — spytał, prostując się. Felix spojrzał na niego z zaciekawieniem. Oczywiście, że chciał. Byłby głupi, gdyby było inaczej.
— Byłoby miło. — odpowiedział, po czym znów zabrał się za jedzenie. Już wcześniej od samego zapachu burczało mu w brzuchu, więc cieszył się, że w końcu może wypełnić żołądek naprawdę dobrymi naleśnikami.
— Prawda jest taka, że już wcześniej... — nie było mu dane dokończyć, gdyż telefon w kieszeni od jego spodni zaczął dzwonić. Wyciągnął go, spojrzał na ekran i odebrał połączenie.
— Tak, Chan?
— Czy ciebie do reszty pojebało? — od razu usłyszał pretensjonalny głos przyjaciela. Wiedząc, o co mu chodzi, przewrócił oczami. No tak - powiedział mu, że porwał swoje zlecenie, ale nie powiedział dokładnie kogo. Nie chcąc, aby Felix usłyszał ich rozmowę, skierował się do wyjścia z domu, będąc odprowadzonym przez wzrok blondyna.
— Tak, wiem Chan, że odjebałem. — powiedział, po czym ciężko westchnął.
— Możesz powiedzieć, czemu dzwonisz, zamiast mi mówić, jak to bardzo nie mam przepierdolone?
— Przegadałem sprawę z Minho oraz innymi ważnymi członkami i ustaliliśmy wstępny plan, co zrobić z tym Felixem. — odpowiedział od razu. Hyunjin zamknął za sobą drzwi i poszedł od nich dalej.
— Ja i Minho przyjedziemy do ciebie wieczorem i wszystko wyjaśnimy.
— Czyli chcesz mi powiedzieć, że nie muszę już się martwić, co z nim zrobić, tak? — upewniał się, lekko się uśmiechając.
— Tak. — odpowiedział, a ten odetchnął z ulgą.
— W takim razie, do wieczora. — powiedział z szerszym uśmiechem, mimo że ten nie mógł tego zobaczyć. Kamień spadł mu z serca, wiedząc, że nie jest w tym sam, mimo że ta cała sytuacja była spowodowana przez niego.
— Do wieczora. — odpowiedział i się rozłączyli.
Hyunjin schował telefon do kieszeni i wrócił do środka. Tam zobaczył Felixa, który właśnie kończył jeść ostatniego naleśnika z dżemem. Patrzył na czerwonowłosego z zaciekawieniem. Nie dość, że nie dokończył tego, co miał powiedzieć, to wyszedł, by z kimś porozmawiać, a teraz wydaje się jakiś szczęśliwszy. Nie ukrywał - był bardzo ciekaw, co się stało, mimo że jedyne, co wiedział o Hyunjinie, to jego imię i to, że jest on zabójcą na zlecenie.
— Wieczorem będziemy mieli gości. — oznajmił, znów stając naprzeciwko niego, opierając się rękoma o blat.
— Powiedzą nam obu, co będzie dalej z tobą.
— Czy jednym z tych gości będzie ten...Minho? — spytał z niepewnością. Nie chciał jeszcze raz go spotykać. Na samą myśl o tym przeszły go ciarki, a w głowie przewinęły mu się obrazy z wczoraj.
— Tak. Ale nie martw się... — dodał, widząc jego lekko przestraszoną i niepewną minę.
— On nie przyjedzie tu po to, aby cię torturować. Śmiem nawet twierdzić, że w pewnym sensie mu się spodobałeś.
— Że co? — wytrzeszczył oczy w szoku. Czy on właśnie powiedział, że podoba się osobie, która go torturowała? Teraz był w jeszcze większym przekonaniu, że ten cały Minho ma bardzo nierówno pod sufitem.
— Co? — spytał głupio, marszcząc brwi.
— Aaa... — dopiero po chwili zdał sobie sprawę, jak musiało zabrzmieć to, co powiedział.
— Nie chodzi mi o to, że w takim sensie. — wytłumaczył szybko.
— Chodzi o to, że stwierdził, iż być może im się przydasz.
— Im? Komu "im"? W czym mam się niby przydać? — zadawał pytania z prędkością światła. Coraz bardziej ta wizyta "gości" zaczęła mu się mniej podobać. Wstał z krzesła i odsunął się lekko od blatu, czując, jak panika zaczyna go powoli ogarniać. Miał dość tego, że prawie kompletnie stracił kontrolę nad swoim własnym życiem.
— Felix...Spokojnie. — Hyunjin odepchnął się rękoma od blatu i przeszedł na około, aby stanąć przed blondynem. Widział, jak ten zaczyna ciężej oddychać, więc chciał go uspokoić.
— Zaraz ci wszystko wyjaśnię. — Felix cofał się coraz bardziej, trafiając do salonu, a ten podchodził do niego powoli z wyciągniętymi rękoma do przodu, aby pokazać mu, że nie ma złych zamiarów.
— To możesz zrobić to już teraz?! — krzyknął nagle. Czuł, jak łzy powoli napływają mu do oczu. Miał już tak bardzo dosyć tej niewiedzy, a tajemnicze zachowanie czerwonowłosego tylko sprawiało, że Felix miał jeszcze większy mętlik w głowie.
— To jest moje życie! Dlaczego ty i jeszcze jacyś inni kompletnie nieznani mi ludzie stwierdziliście, że możecie tak o sobie przejąć nad nim władzę?! Że możecie kontrolować mój los?! Ja nie jestem jakimś zwierzęciem, tylko człowiekiem! — wyrzucał z siebie wszystko to, co się w nim kotłowało od kiedy tu był. Coraz bardziej się cofał, aż w końcu natrafił na ścianę. Z jego oczu poleciało kilka łez bezradności.
— Felix...Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale najpierw się uspokój. — stanął w bezpiecznej od niego odległości tak, aby nie naruszać jego przestrzeni osobistej. To mogłoby tylko pogorszyć tę sytuację.
— A teraz weź głęboki wdech i wydech...
Felix oparł się plecami jak i rękoma o ścianę, po czym wykonał polecenie Hyunjina. Wziął kilka głębokich oddechów, powoli się uspokajając. Wytarł dłońmi łzy z policzków, po czym spojrzał niepewnie na Hyunjina. Hwang wskazał ręką na kanapę, zapraszając go na nią i spojrzał na niego z niemym pytaniem w oczach. Blondyn pokiwał lekko głową na tak, odbił się plecami od ściany i powoli przeszedł w stronę kanapy. Czerwonowłosy podążył za nim i usiadł niedaleko niego, dalej nie chcąc naruszyć jego przestrzeni osobistej. I tak w ostatnie dwa dni została nazbyt naruszona. Felix spojrzał na niego niepewnie, nie wiedząc, czego się spodziewać. O jakiej prawdzie on mówi? Na pewno nie dotyczyła jego dalszego losu, skoro obaj o tym mieli się dowiedzieć w tym samym czasie.
— Prawda jest taka... — zaczął cicho. Czuł się głupio przez to, co zrobił. Tak naprawdę nie znał Felixa, ale czuł się, jakby zrobił krzywdę komuś, kogo zna bardzo dobrze. Zżerały go wyrzuty sumienia i dlatego teraz się nim tak opiekował i w pewnym sensie martwił o niego.
— ...że już wcześniej wiedziałem, kim jesteś. — dokończył na jednym wydechu i spojrzał z niepewnością na blondyna. Ten podwinął nogi do klatki piersiowej i objął je rękoma.
— Co masz na myśli, tak konkretnie? — spytał, marszcząc brwi. To chyba było jasne, że coś tam wiedział, skoro miał na niego zlecenie.
— To, że po porwaniu ciebie, poprosiłem mojego przyjaciela o sprawdzenie ciebie i... — odwrócił wzrok w inną stronę, nie chcąc na niego patrzeć.
— ...jeszcze przed tym, jak ty to powiedziałeś, wiedziałem, że jesteś prawnikiem, że jesteś w Meduzach i działasz z nimi, że w swoim życiu przegrałeś tylko jedną sprawę...
Felixa zamurowało. Skoro wiedział wcześniej, to po co te tortury? Po co to wszystko? Dosłownie poczuł się zdradzony przez osobę, której nie znał i dalej nie wiedział, jakie ma zamiary. Jak to w ogóle było możliwe? Czy on już się przywiązał do swojego porywacza tylko i wyłącznie przez to, że się nim zaopiekował i przez chwilę dał mu poczucie bezpieczeństwa? Czy on właśnie powoli popadał w syndrom sztokholmski?
— Wiem, że nie powinienem cię o to pytać, ale... — zaczął niepewnie, patrząc na zawiedzionego Felixa.
— ...czy mógłbyś zrozumieć to, co się wydarzyło? Jesteś w tym podziemnym świecie nie od dziś, więc wiesz, że musiałem to zrobić. — tłumaczył się, bardziej po to, aby lepiej się poczuć z samym sobą.
— Domyśliłem się, że ty mi nic nie powiesz i prędzej byś wolał zginąć. W sumie już mi to udowodniłeś. — dodał, przypominając sobie, jak dzień wcześniej dał mu dostęp do swojej szyi, aby móc ją z łatwością poderżnąć.
— A ja nie chciałem cię zabijać.
— Dlaczego? — spytał od razu, będąc złym. Skoro już przetrwał te tortury tylko po to, aby móc i tak dalej żyć, to należała mu się ta odpowiedź. Chciał wiedzieć, dlaczego jakiś randomowy typ, za którego się uważał w oczach Hyunjina, dostał szansę na dalsze życie.
— Bo... — znów odwrócił wzrok, nie wiedząc, jak wytłumaczyć mu to, że to intuicja mu to powiedziała. Że zobaczył znak, który zawsze się u niego sprawdzał w podejmowaniu decyzji. Przecież to brzmiało tak absurdalnie, a on nie wiedział, czy Felix wierzy w takie rzeczy.
— ...po prostu... — odparł w końcu, lekko wzdychając.
— "Po prostu..." — prychnął. Pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym powoli wstał. Dosłownie nie wiedział nawet, jak ma się czuć z tą wiadomością. Dostał szansę dalszego życia tak "po prostu". Co to w ogóle miało oznaczać? Spojrzał na niego z góry, mrużąc na niego oczy.
— Tak samo jak "po prostu" pozwoliłeś na moje tortury? Tak samo jak "po prostu" mnie porwałeś? Tak samo jak "po prostu" groziłeś mi i Changbinowi? Tak samo jak "po prostu" decydujecie sobie o MOIM życiu? — wymieniał praktycznie na jednym wydechu. Znowu czuł, jak łzy zbierają mu się w kącikach oczu, a nie chciał płakać. Lecz to było silniejsze od niego, gdyż czuł się okropnie bezradnie.
— Felix... — również wstał i spojrzał na niego przepraszająco. Czuł się winny całej tej sytuacji jeszcze bardziej. Szczególnie widząc te zawiedzione oczy blondyna. Tylko co on miał mu powiedzieć? Przeprosić? To niedorzeczne.
— Nie wysilaj się. To, co powiesz i tak nie ma znaczenia. Przecież i tak ty i ci inni macie kontrolę nad moim życiem i nad tym co się ze mną stanie. — powiedział zawiedzionym głosem.
— Jedyne, nad czym mógłbym mieć kontrolę, to nad tym, czy się zabiję. — dopowiedział, a Hyunjin wytrzeszczył lekko oczy w strachu, bojąc się, że ten będzie próbował to zrobić.
— Ale nie martw się... — powiedział z żałością.
— ...nie zamierzam tego robić. Wolę żyć, aby zobaczyć wasze miny, jak już w pełni odzyskam kontrolę nad własnym życiem. — powiedział pewnie, z determinacją. Właśnie ustalił sobie nowy cel w życiu i zamierzał go wypełnić dla swojej własnej satysfakcji.
Hyunjin już chciał coś powiedzieć, lecz Felix odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę schodów. Był zły, zawiedziony, ale też poczuł w sobie nową energię, chcąc już teraz powoli wdrażać plan w życie spełniania swojego celu.
🦋🦋🦋
Po dosyć burzliwej rozmowie z Felixem, Hyunjin siedział cały czas w salonie. Najpierw debatował nad tym czy pójść do niego, lecz zrezygnował z tego pomysłu i tak nie mając co mu powiedzieć. Nie słyszał też żadnych dźwięków z góry, co go lekko martwiło, ale i tak postanowił go zostawić w spokoju. Pozostało mu tylko czekać do wieczora na przyjazd Chana i Minho.
Nie chcąc marnować czasu na pustym siedzeniu i zamartwianiu się na kanapie w salonie, postanowił się zamartwiać gdzie indziej. Poszedł do korytarza, założył buty, a następnie otworzył drzwi od schowka, w którym trzymał sztalugę, taboret i wszelkie potrzebne mu przybory do malowania. Korzystając z naprawdę pięknej i ciepłej majowej pogody, powoli zaczął wynosić wszystkie potrzebne mu rzeczy na pomost przy jeziorze.
Gdy miał już wszystko przygotowane, usiadł na taborecie przed płótnem i wylał na paletkę potrzebne mu kolory farb. Kolejny raz malował tę samą scenerię, lecz - jak zawsze, różniła się ona porą dnia. Tym razem słońce świeciło z jego prawej strony i odbijało się od tafli jeziora, prawie go oślepiając. Las, który otaczał jezioro, był skąpany w nasyconej, wiosennej zieleni, a niebo nad nim było błękitne i czyste jak łza.
Zanim zamoczył pędzel w farbie, przymknął oczy i wciągnął głęboko świeże powietrze do płuc. Była to niesamowita mieszanka zapachów jeziora, lasu iglastego i niedawno ściętego drewna, które leżało niedaleko domu, gotowe do opalania całego budynku. Spojrzał jeszcze raz na widok przed sobą i oczyszczając umysł ze wszelkich negatywnych myśli, zamoczył pędzelek w błękitnej farbie i rozpoczął to, co lubił najbardziej - malowanie.
Felix nie wiedząc, co ze sobą zrobić podczas czekania na wieczór, postanowił zmienić sobie opatrunki. Wstał z łóżka, na którym leżał i patrzył się na wskazówki zegara, który wisiał na ścianie, okropnie się nudząc. Udał się do łazienki, gdzie poszperał w różnych szafkach w poszukiwaniu apteczki, lecz tam jej nie znalazł. Podrapał się po głowie, zastanawiając się, gdzie w takim razie Hyunjin mógł schować tak ważną rzecz. Wyszedł z łazienki i przeszedł do sypialni czerwonowłosego.
Tym razem miał więcej czasu, aby się po niej rozejrzeć, więc to właśnie zrobił. Jedynym, czym się różniła od pokoju, w którym był przetrzymywany, to biurko, na którym walało się pełno kartek oraz przyborów do rysowania. Z czystej ciekawości podszedł do niego i przyjrzał się tym wszystkim rysunkom. Widział mnóstwo niedokończonych szkiców, głównie kwiatów, ale też motyli i ludzi. Spod stosu kartek wyciągnął jedną, która najbardziej przykuła jego uwagę.
Ten rysunek był dokończony i przedstawiał połowę niebiesko-fioletowego motyla. Gdy spojrzał na to z daleka, wyglądało to bardziej na zdjęcie, niż rysunek kredkami. Każdy mały detal był dopracowany, a Felix nie mógł się na niego napatrzeć. Musiał przyznać, że czerwonowłosy ma ogromny talent i sam by chciał taki posiadać. Sam czasami coś rysował, lecz w porównaniu z nawet tymi niedokończonymi rysunkami, jego były bardzo amatorskie.
Ostatni raz spojrzał na rysunek tego przepięknego motyla, błogosławiąc sobie oczy, po czym przypominając sobie, po co tu przyszedł, odłożył go na biurko. Obrócił się na pięcie i od razu skierował się w stronę szafy. Ani trochę się nie przejmując tym, że właśnie grzebie komuś w rzeczach osobistych, zaczął przeszukiwać wszystkie półki. Po chwili znalazł apteczkę i wziął ją do "swojego" pokoju. Położył ją na łóżku, otworzył i wyjął wszystkie potrzebne mu rzeczy.
Ściąganie z siebie opatrunków, szczególnie tych przyklejanych, nie należało do przyjemnych rzeczy. Robił to więc bardzo powoli i ostrożnie, aby oszczędzić sobie większego bólu. Oczyścił sobie jeszcze raz wszystkie rany i założył nowe bandaże i opatrunki. Wszelkie śmieci zostawił, póki co na łóżku i podszedł do szafki nocnej, gdzie leżało opakowanie tabletek przeciwbólowych i butelka wody. Wziął kolejne dwie tabletki, popijając wodą i westchnął.
Odwrócił się na pięcie i spojrzał na zegar na ścianie. Zbliżały się godziny wieczorne i z jednej strony cieszył się, że skończy się jego bezczynne siedzenie, a z drugiej zaczął się bardziej stresować. Nie dość, że miał tu przyjechać Minho, którego się bał, to na dodatek jeszcze ktoś, kogo nie zna, a będą decydować o jego dalszym losie. Dlaczego jego życie musiało się tak potoczyć? Jak to się stało, że jednego dnia kładzie się spać razem z Changbinem po imprezie, a następnego jest już porwany, tracąc kontrolę nad własnym życiem?
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, podszedł do okna i przez nie wyjrzał. Na niebie pojawiło się kilka chmur, lecz nie dawały one nawet cienia. Słońce powoli zmierzało ku zachodowi, przybierając cieplejszej barwy. Gałązki drzew nieznacznie się poruszały, sugerując lekki wiaterek. Gdy spojrzał niżej, zauważył czerwonowłosego malującego jakiś obraz na pomoście. Zmrużył lekko oczy, aby wytężyć wzrok, lecz nie zobaczył, co dokładnie znajduje się na płótnie. Nie mając więc nic lepszego do roboty, postanowił do niego pójść.
Gdy zszedł do korytarza i założył buty, wyszedł z domu i stanął tuż za Hyunjinem. Ten wydawał się niewzruszony jego przybyciem i dalej jeździł pędzlem po płótnie, dodając ostatnie detale. Tak, jak rysunek motyla, obraz był równie piękny. Felixowi strasznie się podobały realistyczne dzieła, gdyż wiedział, że artysta zawsze musi się dużo nad tym napracować, aby obraz lub rysunek wyglądał jak prawdziwy.
— Przepięknie malujesz. — powiedział szczerze, chcąc w końcu przerwać tę dziwną ciszę, po czym podszedł bliżej, stając obok niego. Hyunjin spojrzał na niego krótko kątem oka, po czym znów skupił się na obrazie.
— Za niedługo będzie tu Chan z Minho. — poinformował beznamiętnie, zamiast podziękować.
W trakcie malowania dużo myślał, szczególnie nad swoim zachowaniem w stosunku co do Felixa. Zauważył, że zaczyna się do niego emocjonalnie przywiązywać, co równało się z większym martwieniem się o niego. Hyunjin nie mógł sobie na to pozwolić, szczególnie że nie wie, co dalej będzie z blondynem. Jedynie domyślał się, że Felix najprawdopodobniej zostanie przeniesiony do rezydencji Harpii albo zabity, a on wtedy wróci do swojego życia sprzed porwania. Oznaczało to, że Felix nie będzie już w jego życiu, więc musiał jakoś zaprzestać dalszemu przywiązywaniu się. Dla własnego spokoju ducha i zdrowia psychicznego, które i tak było już poszargane.
— Domyśliłem się, biorąc pod uwagę, że zbliża się wieczór. — zmrużył na niego gniewnie oczy i prychnął. Jeszcze niedawno wydawał się o niego martwić i się nim opiekował, a teraz nawet nie raczył na niego spojrzeć i był oziębły. Czemu mu się tak nagle odmieniło?
— Mam nadzieję, że jesteś gotowy. To są twoje ostatnie chwile tu. — powiedział, po czym złożył w rogu obrazu swój podpis białą farbą, zwieńczając dzieło.
— Pewnie jeszcze dziś zostaniesz przewieziony do... — nie wiedział, czy może podać dokładniejsze informacje, więc na chwilę przerwał.
— ...do domu innej grupy przestępczej. — dopowiedział, odsuwając się lekko od obrazu, aby na niego spojrzeć.
— Co za różnica czy jestem gotowy, czy nie? Przecież i tak nie mam kontroli nad własnym życiem. — powiedział pretensjonalnie, dalej patrząc na niego gniewnie.
Gdy Hyunjin wstał z taboretu, aby móc zanieść z powrotem wszystko, co wyniósł do domu, usłyszeli nadjeżdżający samochód. Obaj odwrócili się w stronę, z której ten dźwięk pochodził, a już po chwili pod domem zaparkował czarny Range Rover. Mężczyźni podeszli do niego, a z miejsca kierowcy wysiadł Chan, a zaraz po nim Minho. Hyunjin kiwnął do nich obu głowami, witając się z nim w ten sposób, a Felix patrzył na obu przybyłych podejrzliwym wzrokiem.
— Witaj, Felix. — przywitał się Chan, lekko się uśmiechając. Dla Felixa na pierwszy rzut oka wydawał się ciepłą osobą. Miał wokół siebie taką przyjazną aurę, że Lee w życiu by nie powiedział, że ten człowiek należy do świata przestępczego, lecz przypomniał sobie, że sam tak nie wyglądał. Ewidentnie pozory mogą mylić.
— My się jeszcze nie znamy. — wyciągnął do niego rękę, na którą ten spojrzał podejrzliwie.
— Bang Chan. Lider Harpii.
— Również bym się przedstawił... — ścisnął mu rękę.
— ...ale pewnie i tak już wszystko wiecie. — powiedział z przekąsem.
Cała ta sytuacja była dla Felixa bardzo niezrozumiała. Jeszcze dzień temu był torturowany przez Minho, który teraz stał obok Chana, a teraz nagle lider jednych, z tego co słyszał, najgroźniejszych mafii w Busan wita się z nim jak normalny, cywilizowany człowiek. Gdzie w tym wszystkim był sens? Czy, aby na pewno ci ludzie należą do półświatka przestępczego?
— Może wejdźmy do środka? — zaproponował Hyunjin.
Wszyscy kiwnęli głowami, zgadzając się i Hwang wskazał ręką na drzwi, puszczając innych przodem. Weszli do środka, ściągnęli buty i przeszli do salonu. Chan i Minho usiedli na jednej kanapie, a Felix i Hyunjin na tej naprzeciwko nich. Felix spojrzał na lidera Harpii niepewnym wzrokiem, zastanawiając się, co dalej z nim będzie. Nastała chwilowa cisza, w której Chan zbierał wszystkie myśli, aby przekazać wszystkie informacje jak najlepiej.
— Felix. — zaczął, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
— Zacznę może od tego, że pewnie zdajesz sobie sprawę, że nie zostaniesz puszczony wolno. Tym bardziej nie będziesz mógł wrócić do Meduz. — powiedział, złączając palce jak do modlitwy i opierając się łokciami o kolana.
— Pewnie nawet, jakbym chciał wrócić, to by mnie zabili, myśląc, że wydałem ich sekrety. — wzruszył obojętnie ramionami. W rzeczywistości nie wiedział, czy by się tak stało. W końcu Changbin był jego chłopakiem. On kochał go z wzajemnością, więc może Seo pogadałby z ich liderem.
— Czego ode mnie oczekujecie w zamian za moje życie?
— Współpracy. — odpowiedział mu od razu, prostując się.
— Chcę, żebyś też wiedział, że zdajemy sobie sprawę, że nie będziesz tak od razu wydawał sekretów Meduz. Na początku i tak nie będziemy tego od ciebie wymagać. Aczkolwiek... — oparł się o kanapę i spojrzał na niego znacząco.
— Dowiedziałem się o twoich umiejętnościach prawniczych oraz negocjacyjnych. My w Harpiach nie mamy nikogo, kto się w tych sprawach specjalizuje, dlatego przydasz się nam ty.
— Krócej mówiąc...musisz wybrać. — wtrącił się Minho, uśmiechając się cwaniacko.
— Albo będziesz współpracować albo umierasz.
— To nie jest tak do końca wybór. — prychnął. Najchętniej wybrałby zmianę tożsamości i ucieczkę do innego kraju, ale tego w opcjach mu nie podali. Oczywiste też było to, że nie chciał umierać. Pozostało mu więc współpracować, a przynajmniej do czasu, kiedy nadarzy się jakakolwiek okazja do uwolnienia się od tych ludzi.
— Niech będzie ta współpraca... — odparł z westchnieniem.
— Wspaniale. — powiedział Chan z szerszym uśmiechem, po czym wstał, a zaraz za nim Minho.
— W takim razie zapraszamy cię z nami. — Felix i Hyunjin również wstali.
— Hyunjin...zanim pojedziemy, możemy pójść na słówko? — zwrócił się do niego.
— Pewnie. — przytaknął mu i wskazał kiwnięciem głowy kuchnię.
— Minho, bądź tak miły i pójdź z Felixem już do samochodu. — powiedział jeszcze i obaj wyszli z domu. Hyunjin i Chan przeszli do kuchni i stanęli naprzeciwko siebie.
— Zanim powiesz to, co chciałeś, to dziękuję, Chan. — powiedział, gdy ten już otwierał usta.
— Nie wiem, co ja bym z nim zrobił, gdyby nie wy.
— Nie ma sprawy, Hyunjinnie. — powiedział, lekko się do niego uśmiechając.
— A teraz powiedz mi...Dlaczego go nie zabiłeś? Czy ty...?
— Tak. — wiedząc, o co mu chodzi, nawet nie dał dokończyć mu pytania.
— Zobaczyłem tym razem graffiti motyla w drodze do jego domu. Na dodatek wcześniej moja intuicja była jakoś tak...cicho. Jeśli wiesz, co mam na myśli. — wytłumaczył, trochę ściszając głos, jakby bał się, że nieodpowiednie osoby go usłyszą.
— Rozumiem. — pokiwał lekko głową i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
— A możesz mi powiedzieć coś na temat tego zleceniodawcy? Ułatwiłoby to znacząco sprawę.
— Właśnie w tym problem, że dostałem to zlecenie poprzez specjalną stronę. Na niej zleceniodawcy zawsze są anonimowi i trudni do namierzenia. Nie mam pojęcia, kto to był. — powiedział z lekką skruchą. Naprawdę chciał pomóc, ale nie miał jak.
— Może spytajcie go...? — zaproponował.
— Może on będzie miał pomysł na to, kto mógłby to zrobić. Na pewno ma jakichś wrogów.
— Pewnie. Spytam go. Mam nadzieję, że nie będzie sprawiał żadnych kłopotów i serio będzie współpracował. — westchnął ciężko.
— Tak naprawdę to nie wiemy, czego możemy się po nim spodziewać, więc będzie ciekawie. — zaśmiał się lekko, a Hyunjin spojrzał na niego przepraszająco. Właśnie zwalił swój problem na własnych najlepszych przyjaciół i czuł się winny już teraz, mimo że nie wiadomo jeszcze, jak Felix się będzie zachowywać.
— Na pewno chcecie się tym zająć? Może jednak on tu zostanie? Może jednak będę go tu więzić do końca życia? — proponował, mówiąc z prędkością światła. Chan zaczął się nieco śmiać z lekko zakłopotanego Hyunjina.
— Spokojnie, Hyunjinnie. Damy sobie z nim radę. — uspokoił go.
— Dobra...Będziemy się zbierać.
— Okej...Jak będziecie czegoś ode mnie potrzebowali, to mówcie od razu, dobrze? — powiedział z lekkim uśmiechem.
— Pewnie, Hyunjinnie.
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Dlaczego żyję? A tak...po prostu.
Imo valid reason
Wgl, dziś są urodziny mojej cioci Hani, więc wszystkiego najlepszego dla niej. Co z tego, że tego nigdy nie zobaczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top