25 - Przekorny los
Ilość słów: 4154
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Po wczorajszym niefortunnym wydarzeniu w kasynie Hyunjin i Felix postanowili, że przydałoby im się przeszkolenie ze strzelania z broni palnej. Dlatego rano, podczas śniadania, poprosili Soyeon o danie im lekcji, na co ta się od razu zgodziła. Skoro już ćwiczyli razem sztuki walki, to czemu by też nie strzelanie? Zresztą to nie było też tak, że narzekali, że znowu robią coś we dwójkę. Wręcz przeciwnie - cieszyli się, że będą mieli jeszcze więcej okazji do spędzenia ze sobą czasu.
Cały czas jakaś niewidzialna siła ich do siebie ciągnęła i inni wydawali się to zauważać. Oni to również wiedzieli, lecz póki co, nie mieli zamiaru się do tego przyznawać. Zupełnie tak, jakby czekali na ten odpowiedni moment. Jakby los chciał, aby ci w końcu zrobili coś z ich przyciąganiem, lecz jeszcze nie w najbliższym czasie. Było to dość frustrujące dla nich obu i kompletnie nie rozumieli, dlaczego tak jest, ale nie wiedzieli nawet, jak mieliby to zwalczyć. Szczególnie że za każdym razem, gdy ma już do czegoś dojść, los zsyła na nich kogoś, kto ma to przerwać.
Jakby się głębiej nad tym zastanowić, los potrafił być przekorny. Szczególnie dla nich. Grał z nimi w pokera tak, jak jeszcze wczoraj Felix i Minho. Raz dawał im okazję do przylgnięcia do siebie, jak magnesy, a potem ją zabierał, odsuwając ich od siebie, najczęściej przez osobę trzecią. Tylko ile jeszcze będą musieli w tego pokera grać? Kiedy ten przekorny los w końcu da im szczęście? Kiedy da im miłość, do której tak lgną, a nie zdają sobie z tego sprawy? Kiedy będzie ten odpowiedni czas?
Póki co, nie mieli czasu, aby się nad tym zastanowić, gdyż przyszedł czas na udanie się na strzelnicę. Znajdowała się ona w piwnicy, a na dodatek była wyciszona na wszelki wypadek, gdyby jacyś ludzie mieli w obawie dzwonić na policję, gdyby usłyszeli strzały pochodzące z rezydencji. W dość przestronnym pomieszczeniu, przy szafce z różnymi typami broni stała już Soyeon, która od razu odwróciła się w ich stronę, gdy tylko usłyszała otwieranie drzwi i uśmiechnęła się do nich lekko.
— Witajcie, chłopcy, na waszej, pewnie nie pierwszej, lekcji strzelania. — powiedziała profesjonalnym tonem, jak nauczyciel w szkole lub wykładowca na studiach.
— Dzisiaj nauczycie się strzelać z różnych typów broni, nawet z pistoletów, z których i tak już umiecie całkiem dobrze korzystać.
— Jest coś, czego nie potrafisz? — spytał Felix, będąc zdumionym tym, że nie dość, że uczyła ich sztuk walki, to teraz jeszcze, jak się strzela z broni palnej. Co będzie następne? Kurs jak przetrwać w dziczy?
— Hmm... — zastanowiła się naprawdę mocno nad odpowiedzią. Będąc kobietą w tym świecie, dobrze jest być dobrą we wszystkim, w czym się da. Inaczej inni nie traktowaliby jej poważnie. Chociaż ci, co jej ani trochę nie znają, już jej tak nie traktują. Śmieją się, że kobieta "brudzi" sobie ręce, lecz ona wtedy daje im solidną nauczkę, że nie warto jej nie doceniać.
— Nie umiem piec. — wzruszyła ramionami.
— Nie wiem czemu, ale nawet, jak robię wszystko zupełnie tak, jak w przepisie...Nie przekraczam czasu, używam tych samych składników i w ogóle...To i tak albo wychodzi spalone, albo niesmaczne, albo jest zakalcem.
— O! To jest coś, co ja akurat najlepiej potrafię. — podekscytował się Felix.
— Może w zamian za naukę walki i strzelania, ja cię nauczę piec? — zaproponował, szeroko się uśmiechając.
— Jak znajdę na to czas, to pewnie. — odpowiedziała, również się nieco uśmiechając.
— Ale teraz jest czas na naukę. — oznajmiła nieco poważniej, po czym zaprosiła ich gestem ręki do podejścia do szafki z broniami.
— Zaczniemy od zwykłych pistoletów na naboje dziewięciomilimetrowe. — powiedziała, wyjmując dwa z szafki, a następnie podając im.
— Z tego, co wiem i widziałam, z nimi mieliście najwięcej do czynienia, dlatego nie będziemy jakoś długo się na nich skupiać. — mówiła, idąc w stronę miejsc do strzelania, a ci podążyli za nią.
— Aczkolwiek chciałabym przyjrzeć się waszej postawie i chwytowi. Wypunktować ewentualne błędy i je naprawić.
Mężczyźni potaknęli głowami na znak, że rozumieją, po czym stanęli przy odpowiednich stanowiskach obok siebie. Założyli słuchawki wygłuszające, po czym obaj wycelowali w tarcze. Na znak Soyeon, obaj wykonali serię strzałów, a kobieta chodziła za nimi oraz obok nich, sprawdzając, czy nie wykonują żadnych błędów. Jak się można było spodziewać - trafiali w wyznaczone pole, a ich celność również była na dość wysokim poziomie. Kobieta nie miała do nich żadnych uwag, więc ci po wystrzeleniu całego magazynku, odwrócili się do siebie i przybili dziesiątkę, będąc zadowolonym ze swojego rezultatu.
I tak mijała im powoli lekcja strzelania z pistoletów, ale też i z innych broni. Gdy przeszli na tak zwaną broń długą, dopiero wtedy zaczęła się zabawa, szczególnie dla Soyeon. Obaj wcześniej mieli okazję trzymać taką M czwórkę czy snajperkę, ale kompletnie nie potrafili dobrze z nich celować i strzelać. Aczkolwiek teraz bardziej to Hyunjin dawał sobie radę, niż Felix.
— Brawo, Hwang! — krzyknęła Soyeon, aby ten mógł usłyszeć ją przez słuchawki.
— Masz naprawdę dobrą postawę! Tak trzymaj! — dodała, a ten strzelił jeszcze kilka razy ze strzelby kombinowanej, która była połączeniem zwykłej strzelby z karabinem, trafiając w odpowiednie pola.
— Felix! Popraw postawę! — krzyknęła do niego, więc ten nieco zmienił pozycję, a Hyunjin ściągnął słuchawki i odłożył broń, aby przyjrzeć się poczynaniom blondyna. Ten jednak znów nie trafił nawet w tarcze, a ścianę za nią.
— Pomogę ci! — krzyknął do niego Hyunjin, po czym podszedł do niego od tyłu i obiema rękoma objął go, aby poprawić jego pozycję.
Plecy Felixa zetknęły się z klatką piersiową Hyunjina, przez co ich obu przeszły niekontrolowane dreszcze, które jednak były przyjemne. Przez swoją bliskość ich oddechy przyspieszyły, a serca zabiły mocniej. Hwang wychylił swoją głowę przez ramię młodszego Lee, przez co ich twarze znalazły się naprawdę blisko siebie. Lecz tym razem były one do siebie bokiem. Hyunjin powoli wyciągnął dłoń w stronę tej Felixa, którą trzymał lufę, a ten obserwował jego każdy ruch. Gdy położył swoją rękę na dłoni blondyna, ten wstrzymał na chwilę oddech. Dłonie Hyunjina były takie przyjemne w dotyku, że Felix chciał trzymać je w swoich cały czas.
Hwang poprawił pozycję jego ręki, po czym rozstawił nieco bardziej jego nogi swoją. Gdy był już pewny, że ten stoi w odpowiedniej pozycji, obaj w tym samym czasie spojrzeli na swoje twarze, odwracając do siebie głowy. Ich usta znów znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie, a ich oddechy mieszały się ze sobą. Lee spojrzał na pełne usta Hwanga i niekontrolowanie oblizał dolną wargę, chcąc ich zasmakować, co nie uszło uwadze Hyunjina. Sam miał ochotę dowiedzieć się, jakiej naprawdę tekstury są usta Felixa i chciał to sprawdzić tymi swoimi. W całym pomieszczeniu znów nastało to napięcie...
— Jesteś za wolny, Bang! — nagle do pomieszczenia wpadł zdyszany Jisung, który ze zmęczenia podparł się rękoma o swoje kolana i się nieco nad nimi pochylił, oddychając szybko. Hyunjin od razu odskoczył od Felixa, a jego policzki zrobiły się czerwone, tak samo jak te blondyna. Młodszy Lee odłożył trzymaną broń na stanowisko i zdjął słuchawki, a w tym czasie zdyszany Chan również pojawił się w pomieszczeniu.
— No kurwa... — jęknęła Soyeon w niezadowoleniu.
— A było tak blisko... — powiedziała pod nosem, po czym spojrzała złowrogo na intruzów, którzy przerwali rozgrywającą się przed nią scenę pocałunku, do którego niestety nie doszło.
— Jakim cudem ty tak szybko biegasz? — wysapał zmęczony Chan, który również oparł się o swoje kolana, nad którymi się nachylił, aby złapać oddech. Gonił Jisunga od jego sypialni, aż do strzelnicy, a droga ta nie była jakoś specjalnie krótka, a na dodatek zawierała schody. Jisung wyprostował się i odwrócił do Banga, uśmiechając się cwaniacko.
— Może i mam krótkie nogi, ale potrafię nimi szybko przebierać. — powiedział, poruszając cwaniacko brwiami i krzyżując ręce na klatce piersiowej, a ten tylko spojrzał na niego z pobłażaniem.
— Nie, żebym się nie cieszyła, że was widzę... — zaczęła Soyeon, a oni w końcu spojrzeli na nią.
— ...bo w sumie się nie cieszę, ale co wy tu robicie? — spytała, a oni spojrzeli na nią, będąc nieco urażonymi.
— Sung usłyszał rano, jak wy... — spojrzał na Felixa i Hyunjina, którzy stali obok siebie, czując się dalej nieco niezręcznie.
— ...prosicie o lekcje ze strzelania i nagle mu też się zachciało strzelać. — powiedział, zakładając ręce na biodra, a Jisung uśmiechnął się niewinnie. On po prostu po wczorajszej sytuacji, chciał się nauczyć bronić siebie. Nie chciał wiecznie polegać na innych, a szczególnie na Bangu, jeśli chodziło o jego własne bezpieczeństwo. A kto wie? Może jednego dnia to on kogoś uchroni?
— Nie, żeby coś...ale ja już mam dwóch uczniów. — powiedziała Soyeon z lekkim poirytowaniem.
— Na dodatek są oni na podobnym poziomie, przez co mam łatwiej.
— Nie martw się, ja go będę uczyć. — powiedział, jakby od niechcenia. Nie podobało mu się to kompletnie, ale z drugiej strony rozumiał Jisunga i znał jego motywy. Gdyby był na jego miejscu, to albo by już nigdy nie chciał nawet widzieć broni na oczy, albo też chciałby nauczyć się jej używać. W końcu nie idzie się na strzelaninę z nożem.
— Yay! To od czego zaczynamy? — podekscytował się i wręcz podbiegł do szafki z broniami. Zdumiony nimi wszystkimi otworzył szeroko buzię, zastanawiając się, którą broń wybrać najpierw. Rozpoznając jedną ze strzelanki, w którą niegdyś grał, od razu ściągnął ją z haczyków, lecz nie spodziewał się jej wagi. Ciężki karabin pociągnął go nieco w dół, przez co ten prawie go wypuścił z rąk, a inni spojrzeli na niego z przerażeniem i zmartwieniem, chcąc do niego podbiec, aby uratować sytuację.
— Ło, ło, ło, ło, ło... — Chan jednak podbiegł do niego jako pierwszy i wyjął mu ostrożnie broń z rąk, po czym odłożył ją tam, gdzie była, na co ten zrobił niezadowoloną minę i wydymał wargi.
— Ty się nawet za duże bronie nie bierz. Jesteśmy tu, aby nauczyć cię bronić się z małego pistoletu, którego i tak będziesz musiał użyć dopiero w ostateczności. Na wojnę żadną nie idziemy, także nawet nie patrz ani nie dotykaj tych broni, bo zrobisz sobie albo komuś tu krzywdę. — powiedział pouczającym tonem, pokazując na ciężkie, długie bronie. Mina Jisunga zrzedła i spojrzał na Chana tak, jakby ten zepsuł mu zabawę.
— Może na razie nie idziemy na wojnę, ale...nigdy nie wiesz. — powiedział tak, jak gdyby wiedział coś, czego inni nie.
— Co, jak na przykład, Triada po wczoraj nas zaatakuje? Albo te...Meduzy czy inne węże nas zaatakują? — mówił tak, jakby wierzył w jakieś teorie spiskowe, machając palcem. Chan natomiast spojrzał na niego z pobłażaniem.
— Nawet jeśli tak się stanie, to TY nie pójdziesz na żadną wojnę. — powiedział, wskazując na niego palcem, podchodząc do niego jeszcze bliżej, przez co ten musiał nieco zadrzeć głowę do góry.
— W życiu na to nie pozwolę. Nawet jak będziesz bardzo chciał, to wtedy zamknę cię w jakimś pomieszczeniu i jeszcze na wszelki wypadek cię do czegoś przywiąże, abyś się nie mógł wydostać. — powiedział poważnym tonem, mrużąc na niego nieco oczy.
— Nie będziesz kontrolował mojego życia. — powiedział, również mrużąc na niego oczy, po czym też stanął jeszcze bliżej niego, przez co prawie stykali się klatkami piersiowymi.
— A przywiązywać do czegoś to mnie możesz w innej sytuacji. — powiedział, cwaniacko poruszając brwiami, a Chan aż wstrzymał powietrze w płucach, od razu łapiąc, o co mu chodzi. Nieco go zatkało, gdyż się nie spodziewał usłyszeć od niego takiego tekstu, więc nic na to nie odpowiedział. Między nimi momentalnie można było wyczuć seksualne napięcie.
— O mój Boże, get a room. — powiedział swoim australijskim akcentem Felix, nieco poirytowanym tonem. Według niego było to nieco nie fair, że mu i Hyunjinowi co chwila ktoś przerywa, gdy Chan i Jisung patrzyli na siebie teraz tak, jakby chcieli uprawiać seks tu i teraz. Jak tutaj nie czuć frustracji?
Chan i Jisung odchrząknęli w tym samym momencie, po czym się od siebie odsunęli, chcąc rozładować napięcie, które między nimi powstało. Po chwili Soyeon, Hyunjin i Felix wrócili do swoich lekcji, a Bang i Han zaczęli swoją. Resztę czasu spędzonego na strzelnicy spędzili w dość profesjonalnej atmosferze, pełnej nauk technik i mądrych wskazówek. Niestety przyszedł też czas, w którym każdy musiał się rozejść, gdyż obowiązki ich wzywały...
🦋🦋🦋
Hyunjin poszedł do pracy na popołudniową zmianę, mając nieco mieszany humor. Jego myśli oczywiście zaprzątał głównie Felix i los, który z nimi ostatnio pogrywał. To natomiast irytowało Hwanga i nie tylko jego. Bo dlaczego los nie pozwalał im jeszcze na nic więcej? Dlaczego nie pozwalał im rozwinąć bardziej ich relacji? Czy miał dla nich jeszcze coś przygotowane, zanim im na to pozwoli? Czy w ogóle zamierzał ich kiedyś połączyć? A co, jeśli los się tak tylko bawi nimi i ich uczuciami, a potem, jak się nimi znudzi, to wyrzuci ich, jak zepsutą zabawkę, niszcząc przy okazji ich uczucia co do siebie?
A może da się jakoś okiełznać los lub go oszukać? Wziąć jakimś sposobem sprawy w swoje ręce? Sprzeciwić się losowi? A co, jeśli los ma rację? Co, jeśli specjalnie jeszcze nie pozwala im na rozwinięcie relacji, bo wie, że to nie jest jeszcze odpowiednia na to pora? Co, jak coś się stanie, a los po prostu chce ochronić ich obu od doznania krzywdy? Co, jeśli poprzez zsyłanie na nich ludzi, którzy im przerywają, los chce im coś przekazać? Może chce ich ostrzec? Ale przed czym? Niebezpieczeństwem? Złamanym sercem? Jak uzyskać odpowiedzi na te wszystkie pytania?
— Dzień dobry. — z głębokiego zamyślenia wyrwał go młody chłopak, stojący przy ladzie, przez co nieco podskoczył z przestrachu.
— Przepraszam, nie chciałem pana wystraszyć. — powiedział od razu nieco zmartwionym tonem. Dopiero teraz Hyunjin zauważył, że obok niego stoi drugi chłopak, który się lekko uśmiechał.
— Nie przepraszaj. Zamyśliłem się i dzień dobry. Co wam podać? — spytał z miłym uśmiechem i się im przyjrzał. Albo mu się wydawało, albo widział wokół nich tą słynną, różową aurę. Czyżby miał kolejną potencjalną parę do narysowania?
— Emm...zdamy się na pana wybór. Byle to było coś dobrego do zjedzenia i picia. — odpowiedział mu ten sam chłopak, który uśmiechnął się szerzej.
— Dobrze, w takim razie wybiorę coś dla was. A macie jakieś uczulenia? — spytał na wszelki wypadek. W końcu nie chciał któregoś z nich przez przypadek zabić.
— Nie, nie mamy. — odpowiedział od razu, kręcąc lekko głową na boki.
— Świetnie. To mam do was tylko jeszcze jedno pytanie...Czy jesteście może w związku? — spytał delikatnie, a ci się uśmiechnęli jeszcze szerzej.
— Tak, jesteśmy. Aż tak to widać? — spytał i cała trójka się zaśmiała.
— Po prostu widzę wokół was taką aurę miłości. To moja supermoc. — powiedział nieco tajemniczo, po czym spojrzał na nich z nadzieją.
— A skoro ona dalej dobrze działa, to mam do was jeszcze jedno pytanie. Czy mógłbym was może narysować? Dostaniecie potem ten rysunek na pamiątkę. — zaproponował, a ci spojrzeli po sobie, ustalając, czy się na to zgadzają.
— Pewnie. Może nas pan narysować. — odpowiedział ten, co wcześniej.
— Nie mówcie do mnie "pan". Mówcie do mnie Hyunjin. — powiedział od razu, dalej nie lubiąc, jak młodsi ludzie mówią do niego formalnie. Chyba będzie musiał zacząć nosić tabliczkę z napisem "Mówcie do mnie Hyunjin, a nie proszę pana".
— A wy, jak macie na imię?
— Ja jestem Hanbin, a to Hao. — przedstawił siebie, a potem swojego chłopaka, pokazując na niego ręką.
— Miło mi was poznać. A więc Hanbin, Hao...zajmijcie sobie jakieś miejsca, a ja zaraz do was przyjdę z zamówieniem oraz potrzebnymi mi rzeczami do rysowania. — powiedział, miło się uśmiechając, w środku skacząc ze szczęścia, wiedząc, że będzie mógł narysować już kolejną zakochaną w sobie parę w przeciągu ostatniego tygodnia. Czyżby jednak los się chociaż trochę do niego uśmiechnął?
— Dobrze. — odpowiedzieli obaj, po czym rozejrzeli się po lokalu, a następnie udali do dwuosobowego stolika przy ścianie, przy którym usiedli. Po kilku minutach Hyunjin przyniósł im dwa kawałki ciasta czekoladowego oraz po kubku herbaty o smaku mango, a następnie poszedł po potrzebne mu rzeczy do rysowania, po czym przy nich usiadł.
— Jak coś, to w trakcie rysowania zwykle zadaje różne pytania, dotyczące związku. Czy pozwolicie mi zadać wam kilka takich pytań? — spytał, już rozpoczynając szkic.
— Matthew i Jiwoong mówili nam o tych pytaniach i mówili, że było im strasznie miło, także pewnie. — odpowiedział Hanbin, a Hyunjin spojrzał na niego z miłym zaskoczeniem.
— O, czyli to ty jesteś tym słynnym Hanbinem, który poznał ze sobą Matthew i Jiwoonga? — spytał, patrząc na niego znacząco.
— Tak, to ja. — odpowiedział, po czym lekko się zaśmiał.
— Wiedziałeś, że dzięki tobie powstała naprawdę świetna, kochająca się para? — spytał Hyunjin, unosząc brew, po czym wrócił do rysowania, a ci się zajęli jedzeniem swoich kawałków ciast.
— Teraz to już wiem, ale w momencie poznawania ich ze sobą, Jiwoong był już w związku, więc na pewno się tego nie spodziewałem. — przyznał i cała trójka się lekko zaśmiała.
— A jak wy się poznaliście i kiedy? — spytał ciekawsko, w końcu przechodząc do standardowych pytań.
— W pierwszej klasie liceum w pierwszy dzień szkoły. Gdy tylko zobaczyłem Hao, to... — zaczął Hanbin nieco rozmarzonym tonem, patrząc na Hao, jak na najpiękniejszy obrazek.
— ...to była miłość od pierwszego wejrzenia.
— Ja miałem dokładnie tak samo z Hanbinem. Zobaczyłem go i...tak jakby wiedziałem, że to on jest moją bratnią duszą. Że jest osobą, którą muszę poznać. — powiedział Hao, patrząc z szerokim uśmiechem na swojego chłopaka.
— Wow... — wydusił z siebie Hyunjin, będąc nieco oniemiałym, przez co na chwilę zaprzestał rysować.
— Powiem wam, że już wiele par narysowałem i poznałem ich historie, ale bardzo rzadko zdarzała się taka, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Muszę przyznać, że trochę przypominacie mi moich przyjaciół. — wyznał z lekkim uśmiechem, myśląc o Jisungu i Chanie.
— Też zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia? — spytał ciekawsko Hao.
— Tego nie wiem, niestety. Być może? — powiedział niepewnie, wzruszając ramionami.
— Wiem tylko, że od kiedy ich ze sobą poznałem, jeden prawie codziennie mówił mi o tym drugim, a drugi czasami też, ale się pewnie bardzo często powstrzymywał, aby mnie nie denerwować. — powiedział, przewracając oczami, po czym spojrzał krótko na nich.
— W każdym razie wróćmy do was. Jak to się stało, że weszliście w związek?
— Gdy się poznaliśmy, bardzo szybko złapaliśmy wspólny język, więc zaledwie dwa tygodnie po poznaniu się, weszliśmy w związek. Co prawda nie padło od żadnego z nas to słynne pytanie, ale wydaje mi się, że pocałowanie się i wyznanie sobie uczuć wystarczyło. — powiedział Hanbin i cała trójka się zaśmiała.
— Szybcy jesteście. — powiedział Hyunjin, będąc pod wrażeniem. Jakim cudem niektórzy ludzie potrafią się tak szybko w kimś zakochiwać, kiedy on potrzebuje dość długiego czasu na poznanie danej osoby oraz na przywiązanie się do niej?
— Teraz jeszcze bardziej przypominacie mi moich przyjaciół. To wtedy powiedzieliście sobie, że się kochacie, czy kiedy indziej?
— Tak, właśnie wtedy. Jakoś tak czuliśmy, że to wcale nie jest za szybko i że nasze uczucia co do siebie się nie zmienią. — powiedział Hanbin.
— A jedyne, co może się z nimi stać, to się rozwinąć bardziej i urosnąć. — dodał od siebie Hao, a Hyunjin na nich spojrzał. Był naprawdę pod wrażeniem tej dwójki młodych ludzi i tego, jak pięknym i silnym uczuciem się darzą.
— Wydajecie się bardzo dojrzali, jak na swój wiek, a przynajmniej jeśli chodzi o miłość. Podziwiam was za to. — przyznał, a ci się do niego uśmiechnęli.
— Miło nam to słyszeć. — powiedział Hanbin za nich obu.
— A jak wygląda wasza relacja? Jak wy ją widzicie? — spytał Hyunjin, chcąc mieć dalej swój ulubiony podcast do rysowania, do którego wrócił.
— Jest taka, że jesteśmy bardzo podobni do siebie. Gdy patrzę na Hao, to jest tak, jakbym patrzył w lustro, mimo różnicy charakterów. My jesteśmy po prostu bardzo podobni w myśleniu, w naszych planach na przyszłość, pasjach... — wymieniał Hanbin.
— Tak, a to nasze podobne myślenie, plany i pasje nas łączą, za to nasze różne charaktery sprawiają, że się uzupełniamy, ale także nie nudzimy w swoim towarzystwie. — dodał od siebie Hao.
— A to z kolei sprawia, że jesteśmy pewni, że będziemy ze sobą już do końca naszych żyć. Wiemy, że nic nie będzie w stanie nas rozdzielić, dlatego też z pewnością robimy plany na wspólną przyszłość i dążymy do spełniania naszych wspólnych, jak i indywidualnych celów. — powiedział pewnym tonem Hanbin, a Hyunjin znów spojrzał na nich, będąc kolejny raz pod wrażeniem.
— Wasza miłość jest taka... — zastanowił się chwilę, jak ubrać to, co myśli, w słowa.
— ...czysta, poważna i pewna. Wielu ludzi oddałoby wszystko, aby mieć taką pewność czegoś w swoim życiu. Ja pewnie też, dlatego zazdroszczę wam tego, co macie.
— Cóż, Hyunjin... — zaczął Hanbin, patrząc na niego znacząco, z lekkim uśmiechem.
— Wierzę, że każdy ma przypisaną do siebie osobę. Że każdy ma swoją bratnią duszę gdzieś na świecie i że każdy ewentualnie swoją bratnią duszę spotka. Jeśli ty jeszcze takiej osoby nie spotkałeś albo nie zdajesz sobie sprawy, że już masz ją w swoim życiu, to wiem, że w końcu spotkasz swoją bratnią duszę lub zdasz sobie sprawę, kto to. Jak to już się stanie, będziesz miał chociaż jedną, być może najważniejszą, rzecz, która będzie pewna w twoim życiu. — mówił, a Hyunjin słuchał go z uwagą. Słysząc jego słowa, już teraz poczuł się pewnie. Chciał wierzyć w to, co ten młody mężczyzna.
— Mam nadzieję, że masz rację. Jesteś bardzo inteligentny i masz bardzo piękny umysł, Hanbin. — przyznał, uśmiechając się lekko.
— Prawda? To jest jedna z wielu jego cech, przez które go kocham. — powiedział Hao, łapiąc za dłoń Hanbina, który miał ją na stoliku.
— Też cię kocham. — wyznał Hanbin, ściskając dłoń Hao.
— A propos pięknych umysłów, Hao również taki ma. Niestety nie pokazuje tego zbyt często, a jak już, to tylko przy bliskich osobach.
— W takim razie jesteście naprawdę dobraną parą. Śmiem stwierdzić, że idealną. — powiedział Hyunjin i cała trójka się lekko zaśmiała.
— Słyszymy to określenie naprawdę bardzo często. — powiedział Hanbin, po czym wypił do końca swoją herbatę.
— Tak i co prawda miło nam, gdy to słyszymy, to obaj wiemy też, że ideały nie istnieją, ale to jest właśnie piękne. — powiedział Hao, a Hanbin mu przytaknął.
— Nasza relacja też nie jest idealna. Zawsze się znajdzie coś, co nie pozwoli na osiągnięcie ideału, ale to nic. Ideał jest...nudny. Uważam, że ludzie, którzy dążą do osiągnięcia ideału, nie zdają sobie sprawy, że nigdy go nie osiągną, a to ich może kompletnie wyniszczyć. Ważne jest, aby zaakceptować przede wszystkim swoje wady, ale dążyć do bycia dobrym człowiekiem. A bycie dobrym człowiekiem, nie oznacza bycia ideałem.
— Wow... — Hyunjin aż westchnął, kolejny raz będąc pod wrażeniem.
— Faktycznie, Hao, ty również masz piękny umysł. Jesteście naprawdę inteligentnymi ludźmi i osoby, które mają was w swoim życiu, mają naprawdę duże szczęście. Mimo że dopiero co was poznałem, to jestem za to bardzo wdzięczny. Na pewno dużo wyciągnę z naszej rozmowy i jeszcze się zastanowię nad waszymi słowami, jak wrócę do domu.
— Cieszymy się, że wyciągniesz coś z naszej rozmowy. — powiedział Hanbin.
— Hmm...Może powinniście być nauczycielami lub mentorami? — zasugerował Hyunjin.
— Na pewno osiągniecie sukces na takich ścieżkach kariery.
— Emm...Ja tak właściwie chciałbym być nauczycielem w przyszłości. — wyznał Hao.
— Chciałbym uczyć muzyki, a szczególnie gry na instrumentach w szkole średniej.
— O, naprawdę? — spytał Hyunjin, będąc miło zaskoczonym.
— To życzę powodzenia i przede wszystkim wytrwałości. Nastolatki mogą czasami być gorsze do opanowania niż małe dzieci.
— Dziękuję.
— A ty, Hanbin? Kim chcesz być w przyszłości? — spytał ciekawsko, patrząc na niego krótko.
— Też chciałbym być nauczycielem, tylko że nie w szkole. Chciałbym zostać choreografem, najlepiej w jakiejś popularnej k-popowej firmie i robić choreografie dla popularnych grup. Natomiast w wolnym czasie chciałbym również uczyć tańca młodych ludzi. — odpowiedział, a Hyunjin pokiwał głową na znak, że rozumie.
— W takim razie tobie też życzę powodzenia.
— Dziękuję.
— Wiecie...Jako że jesteście pięknymi ludźmi, to wróżę wam też piękną przyszłość. Wierzę, że będziecie żyć długo i szczęśliwie. Mam też nadzieję, że jeśli zamierzacie kiedyś brać ślub, to dostanę zaproszenie. — powiedział i cała trójka uśmiechnęła się szeroko.
— Oczywiście, że dostaniesz. — powiedział pewnym tonem Hanbin.
— Cieszę się. Za to wy teraz dostaniecie wasz rysunek, który właśnie skończyłem. Jesteście gotowi? — spytał, biorąc rogi rysunku w palce.
— Oczywiście. Pokaż nam to arcydzieło. — powiedział Hanbin, a Hyunjin uniósł rysunek i odwrócił w ich stronę. Widząc ich zachwycone miny, czuł ogromną satysfakcję.
— Wow...To jest przepiękne. — powiedział Hao, mając uchylone usta z zachwytu.
— Zgadzam się z Hao. Oprawimy to sobie w ramkę, a jak już się wprowadzimy do naszego mieszkania, to powiesimy to sobie w salonie. — powiedział Hanbin, a Hyunjin zrobił zaskoczoną minę.
— O, zamierzacie za niedługo zamieszkać razem? — spytał ciekawsko, odkładając rysunek z powrotem na szkicownik.
— Tak, jak pójdziemy na studia. Chcemy się bardziej usamodzielnić i na dodatek mieszkać bliżej naszej uczelni. — powiedział Hanbin, a Hyunjin pokiwał głową na znak, że przyjął tę informację.
— Wow, to jest naprawdę duży krok. Życzę wam w takim razie szczęścia na tej nowej drodze życia. — powiedział z szerokim uśmiechem.
— Dziękujemy i dziękujemy za ten piękny rysunek. — powiedział za nich obu Hanbin, również się uśmiechając.
— Nie ma za co. Zaraz wam go zabezpieczę i wrócę do was. — powiedział, wstając, po czym udał się na zaplecze. Po chwili wrócił do nich z zabezpieczonym rysunkiem, który przekazał w ręce Hanbina.
— Dziękujemy, Hyunjin. — powiedział Hanbin, wstając razem z Hao.
— Miło nam było cię poznać i z tobą porozmawiać. Cieszymy się, że Matthew i Jiwoong znaleźli to miejsce i nam je polecili.
— Ja też się cieszę. Mam nadzieję, że Busan wam się spodobało i że jeszcze do niego wrócicie. Matthew i Jiwoong już mi obiecali, że mnie jeszcze kiedyś odwiedzą, więc mam nadzieję, że wy też. — powiedział Hyunjin z szerokim uśmiechem, patrząc na nich znacząco.
— Na pewno cię odwiedzimy następnym razem, jak będziemy w Busan. — powiedział pewnie Hao.
— Świetnie. W takim razie do zobaczenia.
— Do zobaczenia. — pożegnali się, po czym wyszli i pomachali mu jeszcze przez szybę.
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Los chce ze mną grać w pokera
Raz mi daje, raz zabiera
Ja za swoim szczęściem biegnę w świat
Cuda przecież sie zdarzają
I marzenia się spełniają
Los przekorny znowu miłość da!
Notka od Bety: YEAAAH!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top