24 - Umiem liczyć karty
Ilość słów: 4346
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Ostatni dzień maja, który okazał się też być czwartkiem, był mimo to luźny dla Harpii. Wszelkie obowiązki związane z końcem miesiąca zostały przedwcześnie wykonane, dzięki czemu mogli sobie pozwolić na długi weekend i przeznaczyć go na odpoczynek. Lecz każdy w swoim czasie wstając na śniadanie, nie wiedział, że ich wspólny weekend nie będzie taki spokojny, jakby tego chcieli.
Minho jako ostatni wszedł do jadalni, gdyż przed śniadaniem udał się jeszcze do ich sali szpitalnej, aby nałożyć sobie maść na siniaki, które powoli zaczęły się goić i mniej boleć. Jakie było jego zaskoczenie, gdy zobaczył nieco inne usadowienie wszystkich członków, którzy już zajadali się swoim śniadaniem. Stanął w przejściu i spojrzał po wszystkich, mrużąc na nich oczy. Kiedy tak nagle zrobiło ich się więcej? Jeszcze niedawno przy stole siedział tylko Chan na miejscu gospodarza, on po jego prawej, Jeongin obok niego, a Soyeon po lewej stronie lidera.
Teraz, gdy doszły im aż trzy osoby w przeciągu zaledwie niecałego miesiąca, wszystko się zmieniło. Pomijając to, że ich praktycznie całe życia się zmieniły, Minho na dany moment skupił się na tym, jak wszyscy siedzą podczas najważniejszego posiłku w ciągu dnia. Chan siedział tam, gdzie zawsze, jak na lidera przystało, lecz inni nieco zmienili swoje miejsca. Na krześle Minho siedział teraz Jisung, który najwyraźniej się pogodził z Bangiem. Obok Hana siedziała Soyeon, obok której był Jeongin. Po lewej stronie Chana siedział Hyunjin, obok którego nie mogło zabraknąć Felixa.
Minho wciągnął głośno powietrze nosem i równo głośno wypuścił je ze swoich płuc. Zaczął się zastanawiać, kiedy pewna hierarchia, niegdyś panująca w Harpiach, praktycznie zanikła. Lecz on nie był osobą, która by się o to kłóciła. W końcu to tylko siedzenia przy stole. Lubił zmiany, po prostu nie był do nich przyzwyczajony. Przez wiele lat bycia zastępcą lidera Harpii nic się nie zmieniało. Nawet po dołączeniu Jeongina. Nie można mu się było więc dziwić, że czuł się nieco dziwnie. Dużo zmieniło się w bardzo krótkim odstępie czasowym, a to wszystko zaczęło się od tego, że Hyunjin postanowił sobie porwać swoje zlecenie.
— Widzę, że ktoś tu się ze sobą pogodził. — rzekł, w końcu postanawiając usiąść obok Felixa. Ten zrobił nieco zdziwioną minę, lecz postanowił tego nie komentować. Może w końcu starszy Lee się do niego bardziej przekonał, więc nie chciał tego psuć.
— W końcu. — opowiedział Chan z szerokim uśmiechem, patrząc na Jisunga, który również się do niego lekko uśmiechnął.
— Nie wiem, ile jeszcze mógłbym wytrzymać bez niego przy mnie. — powiedział radosnym, trochę rozmarzonym tonem, a Minho na to udał odruch wymiotny.
— Świetnie... — westchnął głośno starszy Lee i przewrócił oczami, po czym zaczął nakładać sobie swoje ulubione jedzenie na talerz.
— Czyli teraz my single, będziemy musieli codziennie oglądać na żywo dwie zakochane pary i to, jak się do siebie słodko uśmiechają. — narzekał, po czym wepchnął do buzi dość sporą ilość jedzenia. Inni natomiast zaprzestali jeść i spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Czy, aby na pewno, dobrze usłyszeli?
— Dwie? — dopytał Jisung, gdyż tak jak inni myślał, że się przesłyszał. Minho spojrzał na wszystkich ze zdezorientowaniem. Czy oni naprawdę byli aż tak ślepi?
— No co? Wy jesteście razem, a ci dwaj... — wskazał ruchem głowy na Felixa i Hyunjina.
— ...też zaraz pewnie wyznają sobie dozgonną miłość. Nie umiecie liczyć? Dwie pary, cztery osoby. To nie jest takie trudne. — przewrócił oczami w poirytowaniu i dalej zajął się jedzeniem. Oczy innych natomiast były skierowane prosto na Felixa i Hyunjina. Ci spuścili głowy i zaczęli unikać natarczywych wzroków, czując się bardzo niezręcznie.
— Cóż...Mi, kochanieńki, nie przeszkadza bycie niezależną singielką. — z niezręcznej sytuacji uratowała ich Soyeon, która wzruszyła ramionami. W środku jednak cieszyła się, że nie tylko ona widzi to, jak Felixa i Hyunjina ciągnie do siebie. Obiecała sobie, że później pójdzie do Minho, aby móc z nim poobgadywać tę dwójkę.
— Skoro tobie to nie przeszkadza, to...ty... — wskazał nagle palcem na siedzącego naprzeciwko niego Jeongina. Ten spojrzał na niego zdezorientowanym wzrokiem i jakby nieco przestraszonym.
— ...od dziś jesteś mój. Jesteśmy w związku i bardzo siebie kochamy. A teraz daj buzi. — oznajmił nagle, po czym nachylił się nieco nad stołem i zrobił z ust dzióbek, sugerując, aby ten go pocałował. Jeongin natomiast zrobił zdegustowaną minę, a inni mrugali szybko oczami w niedowierzaniu.
— Eww... — wydał z siebie dźwięk obrzydzenia, a mina Minho zrzedła, zmieniając się na obrażoną.
— "Eww"? Naprawdę, Yang? — pytał z oburzeniem.
— Masz okazję bycia z najcudowniejszym, najprzystojniejszym i najwspanialszym mężczyzną na świecie, a jedyna twoja reakcja na to, to "Eww"?! — wytrzeszczył oczy, jakby będąc w naprawdę ciężkim szoku.
— Bez urazy, ale nie jesteś w moim typie. — wzruszył ramionami, po czym zajął się dalszym jedzeniem.
— Nie wiesz, co mówisz. Ja jestem w każdego typie. — powiedział pewnym siebie głosem i również zajął się jedzeniem.
Inni podczas tej krótkiej wymiany zdań tylko patrzyli się na Minho, zastanawiając się, jak bardzo nieprzewidywalnym i dziwnym może jeszcze być. Potem już każdy zajął się jedzeniem w ciszy, dopóki do pomieszczenia nie wszedł jeden z ochroniarzy zawsze pilnujący bramę. Ukłonił się nieco wszystkim na powitanie, po czym podszedł do Chana i podał mu czarną kopertę. Ten ze zdziwioną miną ją przyjął, cicho dziękując, a wtedy ochroniarz wyszedł z pomieszczenia.
— Poczta? — spytał zdziwiony i jakby zdegustowany Minho.
— To ktoś dalej w tych czasach lubi marnować papier? I to na dodatek w Korei Południowej, która jest naprawdę dobrze rozwinięta technologicznie? Co za ludzie...
Chan natomiast zignorował jego uwagi i otworzył kopertę, będąc równie ciekaw, jak inni, co się w niej znajduje. Powoli wyjął jej zawartość i zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę, gdy zobaczył zaproszenie zrobione z bordowego, twardego papieru, na którym napisy były złote. Na jego wierzchu znajdowała się pieczęć, którą od razu poznał, lecz dawno nie widział. Czyżby pewna bardzo znana osoba w świecie mafijnym wróciła do miasta? Będąc tego bardzo ciekaw, otworzył je i przeczytał jego zawartość.
— "Drogie Harpie...Mam przyjemność zaprosić was na ekskluzywny wieczór hazardu na moim jachcie. Dołączcie do mnie pierwszego czerwca o dwudziestej pierwszej, w południowych dokach na niezapomnianą noc pełną emocji i luksusu. Mój jacht jest wyposażony w najnowocześniejsze kasyno, w którym znajdziecie wszystkie swoje ulubione gry, takie jak blackjack, ruletka, poker i automaty do gry. Będzie też otwarty bar z najwyższej jakości alkoholami i przekąskami. Nie przegapcie tej wyjątkowej okazji, aby spędzić noc w otoczeniu luksusu i emocji. Zapewniam, że będzie to niezapomniane przeżycie. Z poważaniem...Jackson Wang". — przeczytał na głos, a inni uważnie słuchali z zaciekawieniem.
— O mój Boże, blackjack? — podekscytował się Jisung, aż łapiąc za rękę Chana.
— Powiedz, że też mogę z wami iść. Ja umiem grać w blackjacka. Wygram wam naprawdę dużo pieniędzy, tylko pozwól mi z wami iść. — mówił jak najęty, błagalnym tonem, ruszając ręką Banga, jakby miało mu to pomóc go namówić.
— Jisung... — zaczął, nie będąc przekonanym co do tego pomysłu.
— Wow...Jackson Wang wrócił do Korei? — spytał z lekkim zaskoczeniem Felix. Będąc w Meduzach, miał okazję go kiedyś poznać, gdy Changbin i reszta zabrały go na jedną z jego aukcji, które wówczas prowadził. Jak na mafiozę, wydawał mu się naprawdę w porządku osobą, a na pewno bardzo zabawową.
— Kim jest Jackson Wang? — spytał Hyunjin, który kojarzył to imię i nazwisko, ale nigdy się jakoś w to bardziej nie zagłębiał.
— Jest liderem koreańskiego oddziału Triady. — odpowiedział mu Chan.
— Z tego, co wiem, zwykle przesiaduje w Seulu albo w innym kraju. Niedawno podobno był w Tajlandii, a teraz najwyraźniej znów wrócił. Ciekawe tylko, dlaczego do Busan...? — zastanawiał się głośno, mając zamyśloną minę.
— Zrobiłbym sobie kolczyk w wardze, ale nie mam teraz jak. — rzekł nagle Minho, dotykając palcem miejsc na dolnej wardze, które jeszcze były w stanie gojenia. Inni tylko spojrzeli na niego krótko, mając zmarszczone brwi, a następnie wrócili wzorkami na Chana.
— To jak? Idziemy stracić trochę pieniędzy? — spytał równie podekscytowany, jak Jisung Felix, uśmiechając się szeroko, a wszyscy spojrzeli na Chana z oczekiwaniem. Ten przygryzł policzek od środka, spojrzał po wszystkich, a widząc szczególnie błagające oczy Hana i młodszego Lee, westchnął ciężko.
— No dobrze. Pójdziemy. — powiedział, po czym uśmiechnął się kwadratowo, a dwójka najbardziej podekscytowanych wstała ze swoich krzeseł, po czym przybili sobie piątki zadowolenia.
— Jak coś, Chan, to ja nie idę. — powiedziała Soyeon, wstając z krzesła po skończonym posiłku.
— Nienawidzę hazardu. Wystarczy, że to życie jest jak jedna wielka ruletka...
🦋🦋🦋
Chan, Jisung, Hyunjin, Felix, Minho i Jeongin ubrani w eleganckie, czarne garnitury weszli na pokład dużego, luksusowego jachtu po wcześniejszym wręczeniu ochroniarzowi zaproszenia, które było ich przepustką. Chan i Jisung szli jako pierwsi, trzymając się pod ramię, a za nimi szli również parami w postaci Hyunjina i Felixa oraz Minho i Jeongina. Gdy zostali pokierowani przez obsługę do głównego pomieszczenia, w którym wszystko się działo, zaczęli się po nim rozglądać, będąc nieco oniemiałymi.
Wygląd kasyna na jachcie był bardzo podobny do tych na powierzchni, czy też pod nią. Czerwony, miękki dywan rozciągający się po całej podłodze. Brak okien, aby grający kompletnie stracili poczucie czasu i grali aż do kompletnego wypłukania się z pieniędzy. Dużo stołów do gier w ruletkę, pokera czy blackjacka. Nie zabrakło również różnych maszyn, w których można spróbować swojego szczęścia, za pomocą pociągnięcia za dźwignię lub kliknięcia w guzik. Pomimo dość sporej ilości ludzi, w całym pomieszczeniu panowała przyjemna, dość cicha atmosfera.
Po zorientowaniu się, gdzie jest, jaka gra, Chan wymienił gotówkę, którą ze sobą wzięli, na żetony, a następnie rozdzielił po równo na każdego z nich. Podekscytowany Felix, gdy tylko otrzymał swoje żetony, od razu udał się do stołu z pokerem, dołączając się do gry, która miała za chwile się zacząć. Na początku obstawił dość małą kwotę, nie będąc pewny, czy jest w to jeszcze dobry, gdyż dawno nie grał. Hyunjin i Jeongin spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym obaj przeszli do stołu z ruletką, aby spróbować swojego szczęścia w tym. Przynajmniej nie musieli jakoś specjalnie wysilać swoich umysłów, aby wygrać lub przegrać swoje pieniądze.
Minho natomiast również postanowił zagrać w pokera, tylko że on usiadł przy stole, przy którym grali o o wiele większe kwoty, niż przy tym, gdzie grał Felix. Jisung za to pociągnął Chana w stronę stołu do blackjacka, w którego tak bardzo lubił grać, a na dodatek często w niego wygrywał. W nim, mogłoby się wydawać, że nie trzeba używać mózgu, lecz Jisung wiedział, że jest inaczej. On miał swoją sprawdzoną taktykę i zamierzał jej użyć. Mimo to, gdy zasiadł przy stole, najpierw obstawił najmniejszą możliwą kwotę. Chociaż zrobił tak tylko dlatego, że widział niepewną i nieco zestresowaną minę Chana.
— Jisung...Na pewno wiesz, co robisz? — spytał, stając za nim, patrząc, jak krupier tasuje karty, przygotowując się na następną rundę.
— Oczywiście, że tak. — powiedział, uważnie patrząc na ręce tasującego.
— Nie martw się, Channie...Podwoję te pieniądze, a potem resztę. — powiedział pewnym tonem.
Po chwili, gdy wszyscy inni gracze obstawili różne kwoty, krupier zaczął wykładać przed nich karty. Jisung skupił się maksymalnie, a gdy była jego kolej, dobierał karty, dopóki ich suma nie wynosiła osiemnastu, a suma rozdającego wynosiła dwadzieścia. Uśmiechnął się cwaniacko, wiedząc, że zaraz podwoi kwotę, którą obstawił. Nie mylił się, suma krupiera przekroczyła liczbę dwadzieścia jeden, a Jisung oraz niektórzy, co grali razem z nim przy tym samym stole, podwoili obstawione kwoty. Han klasnął w dłonie z zadowolenia i z szerokim uśmiechem odwrócił głowę do Chana.
— Widzisz? Możesz iść, Channie. — powiedział zapewniająco, a Chan spojrzał na niego z troską.
— Przecież nie będziesz stał nade mną kilka godzin, prawda? Też idź w coś zagrać.
— Na pewno? — upewniał się, nie chcąc zostawiać Jisunga samego wśród innych, nieznanych mu mafiozów.
— Na pewno. — odrzekł, uśmiechając się na zapewnienie. Po chwili krupier kazał obstawiać, więc on obstawił połowę kwoty, którą miał przy sobie i znów odwrócił głowę do Chana.
— Idź w coś zagrać i wygraj.
— No dobrze. — odpowiedział, wzdychając, po czym nachylił się nad jego uchem.
— Uważaj na siebie. Pamiętaj, że nie jesteś otoczony zwykłymi, szarymi ludźmi. — wyszeptał mu do ucha poważnym tonem, patrząc niepewnie na ludzi siedzących przy tym samym stole.
Jisung wzdrygnął się nieco, czując jego ciepły oddech na swoim uchu i również spojrzał na swoich "towarzyszy". No tak - są w nielegalnym kasynie. Pokiwał głową, dając znać Chanowi, że będzie na siebie uważał, a wtedy ten odszedł od niego, co jakiś czas oglądając się na niego. W końcu lider Harpii przysiadł się do stołu z ruletką, przy której siedzieli Hyunjin z Jeonginem i skinął do nich głową.
— Jak tam? Co teraz było? — spytał ich, aby wiedzieć, na co obstawić swoje pieniądze.
— Czarne. — odpowiedział krótko Hyunjin, zastanawiając się, ile ma teraz obstawić. Wcześniej trzy razy podwoił obstawioną kwotę, a raz stracił to, co obstawił.
— To teraz też będą czarne. — powiedział pewnie, po czym obstawił, póki co, dość niską kwotę, siadając przy stole.
— Czy ja wiem? Czarne wypadły już cztery razy pod rząd. — powiedział niepewnie Hyunjin, po czym postawił na czerwone pole jedną czwartą całości żetonów, które miał przy sobie.
— No i teraz też będzie. Zobaczycie. — powiedział z cwaniackim uśmiechem.
— A ja postawię sobie na zielone. — rzekł nagle Jeongin, stawiając na podany kolor wybraną przez siebie kwotę. Ci natomiast spojrzeli na niego w małym szoku, lecz to była jego decyzja, a kto wie? Może mu się poszczęści i pieniądze, które obstawił, zostaną pomnożone aż trzydzieści sześć razy?
— Odważnie. — Hyunjin pokiwał głową z uznaniem, a gdy minął czas na obstawianie, krupier zakręcił ruletką i wpuścił kulkę, która skakała z pola na pole. Mężczyźni obserwowali ją intensywnie, trzymając kciuki za swoje szczęście. Po kilku chwilach wszyscy nachylili się nad stołem, jakby chcieli telepatycznie sprawić, aby kulka wylądowała na tym, co oni obstawili.
— Ha! — Jeongin klasnął w dłonie z zadowolenia, uśmiechając się szeroko. Inni natomiast westchnęli ciężko, gdyż stracili to, co obstawiali.
— Trzeba było obstawić to, co ja. Szkoda tylko, że nie obstawiłem więcej...
Gdy Jisung grał w blackjacka, a trójka mężczyzn w ruletkę, Felix po jednej wygranej rundzie w pokera, postanowił przenieść się do stołu, gdzie obstawiali większe kwoty, gdyż utwierdził się, że dalej jednak potrafi w to dobrze grać. Wyhaczył wzrokiem Minho i podszedł do jego stołu, po czym usiadł obok niego, gdyż było to ostatnie wolne miejsce. Gdy przyglądał się powoli kończącej się grze, starszy Lee spojrzał na niego kątem oka i uniósł jedną brew.
— Jesteś tego pewny, Felix? — spytał, widząc, jak ten się przygotowuje do gry i obstawia dość dużą kwotę.
— Właśnie wygrałem jedną rundę, więc tak. — powiedział pewnym tonem.
— Umiem w to grać, Minho. A poza tym...to nawet nie są moje pieniądze, więc niezbyt się przejmuję tym, czy je przegram. — wzruszył ramionami.
— Wiesz co? Masz rację. — pokiwał głową z uznaniem.
— To też nie są moje pieniądze, tylko grupowe, więc czym ja się przejmuję? W następnej rundzie obstawiam wszystko. — powiedział z przebiegłym uśmiechem, wiedząc, że zaraz wygra.
— Tylko nie proś mnie potem o żetony, jak wszystko przejebiesz. — zaśmiał się, a po chwili usłyszał tylko cichy okrzyk zadowolenia z wygranej Minho.
🦋🦋🦋
Po około dwóch godzinach grania, wygrywania i czasami przegrywania swoich pieniędzy, Chan postanowił rozejrzeć się po całym kasynie, aby zobaczyć, jak mają się inne Harpie, oprócz tych, z którymi siedział przy ruletce. Najpierw zobaczył bardzo skupionych na grze Minho i Felixa, którzy mieli poważne miny. Obaj intensywnie patrzyli na swoje karty, a przed nimi leżały dość spore stosy żetonów. Następnie spojrzał w stronę, gdzie powinien widzieć Jisunga, lecz jego serce nagle zabiło mocniej w strachu, gdy nie zobaczył go przy stole do blackjacka. Zaczął się nerwowo rozglądać po całym kasynie, lecz nigdzie nie widział swojego ukochanego, więc zaczął nieco panikować.
— Gdzie jest Jisung? — spytał swoich towarzyszy, a ci odwrócili wzrok od ruletki i rozejrzeli się po kasynie.
— Może poszedł do łazienki? — zasugerował Hyunjin.
— Kto, jak kto, ale on ma całkiem słaby pęcherz.
— Mam złe przeczucie. — rzekł Chan poważnym tonem, dalej się rozglądając. Miał nieprzyjemne uczucie w brzuchu, które mówiło mu, że Jisung jest w niebezpieczeństwie.
— Chodźmy go poszukać. Ja pójdę do biura właściciela. Wy powiadomcie Minho i Felixa i również przeszukajcie cały jacht. Ja w międzyczasie powiadomię jeszcze Soyeon, aby na wszelki wypadek szykowała łódkę. — rozkazał, a ci bez żadnego sprzeciwu po prostu zostawili wszelkie żetony i skierowali się w stronę grających w pokera.
Chan natomiast szybkim krokiem poszedł w stronę, w którą sądził, że znajdzie miejsce, o którym mówił wcześniej, przy okazji wysyłając krótką wiadomość do Soyeon. Zgodził się na zabranie Jisunga do tego kasyna, tylko pod warunkiem ustalenia planu B, gdyby coś się wydarzyło, a oni musieliby uciekać z jachtu. Inaczej w życiu by się nie zgodził na przyjście tu, nie chcąc narażać szczególnie Jisunga na niebezpieczeństwo.
Gdy znalazł się na pustym i wąskim korytarzu, wyjął pistolet z paska, który miał założony na łydce. Każdy z nich oprócz Jisunga taki miał, również na wszelki wypadek, gdyby im się musiały przydać. Chociaż właściciel wydawał się nie przejmować tym, że ktoś może wnieść broń na jego jacht, gdyż oni nawet nie zostali przeszukani, wchodząc na niego. Szedł powoli, będąc wycelowanym w drzwi na końcu korytarza, przy okazji nasłuchując, czy może nie usłyszy gdzieś głosu Jisunga.
W końcu stanął przy drzwiach, które były nawet podpisane imieniem i nazwiskiem właściciela. Opuścił broń i przyłożył ucho do ich powierzchni, wytężając słuch. Ze środka dochodził przytłumiony, ewidentnie zdenerwowany głos jakiegoś mężczyzny. Wziął głęboki wdech, niewiele myśląc, wszedł nagle do środka i od razu wcelował się w zszokowanego i wkurzonego Jacksona, który stał przy swoim biurku. Wzrok Chana jednak od razu powędrował na wręcz przerażonego Jisunga, który siedział na fotelu przed biurkiem, mając łzy w oczach. Wang bardzo szybko dobył broni i wycelował prosto w głowę Hana, który przymknął oczy ze strachu.
— Radzę ci go wypuścić, to może ujdziesz z życiem. — zagroził Chan, głosem pełnym jadu. Złapał pewniej za broń i poprawił cel, aby w razie czego, trafić prosto między oczy właściciela jachtu. Ten obszedł biurko, złapał za fraki Jisunga, postawił go przed sobą i objął jego szyję, przykładając lufę pistoletu do jego głowy. Z oczu Jisunga zaczęły lecieć łzy, a on cały się trząsł. Chan natomiast czuł, jak istna furia zaczyna go wypełniać.
— Przykro mi Bang, ale nie mogę pozwolić na oszustwo w MOIM kasynie. — powiedział przez zaciśnięte zęby, wzmacniając uścisk na szyi Jisunga, przez co ten zaczął mieć problemy z oddychaniem. Desperacko złapał obiema rękami za jego przedramię, chcąc spróbować je zdjąć.
— Także możesz się z nim pożegnać. — powiedział, dopiero teraz odbezpieczając swoją broń.
— Naprawdę nie oszukiwałem! Ja po prostu umiem liczyć karty! — krzyczał płaczliwie, próbując się jeszcze jakoś uratować, a łzy leciały ciurkiem po jego policzkach.
— Nie pomagasz, Sungie. — powiedział, patrząc na niego znacząco.
Nagle do pomieszczenia wpadł Minho, który od razu wycelował w Wanga. Czując się jeszcze bardziej zagrożonym, bardziej zacieśnił uścisk na szyi Jisunga i praktycznie schował się za nim, ale tak, że część jego głowy wystawała ponad tą Hana. Gdy po Jacksonie było widać, że nie wie, co ma zrobić, w pomieszczeniu nagle znaleźli się jego ochroniarze, których było czterech, a każdy z nich wycelował w Minho i Chana. W pomieszczeniu zapanowała pełna niepewności i napięcia atmosfera. Każdy w kogoś celował i każdy nie wiedział, co ma zrobić.
Gdy Chan i Minho już się mieli poddać i spróbować wynegocjować jakoś wypuszczenie Jisunga oraz ich z jachtu, do pomieszczenia wpadli Jeongin, Hyunjin i Felix, którzy wycelowali się w pozostałych ochroniarzy. Każdy stał niemalże w bezruchu, tylko Jisung próbował uwolnić się od uścisku Wanga, gdyż powoli zaczął kompletnie tracić dopływ do powietrza. Każdy patrzył się na swojego oponenta złowieszczo, dopóki ktoś nie wystrzelił ze swojej broni, jednak nikogo nie trafiając.
Ten niespodziewany przez nikogo ruch sprawił, że Wang puścił nagle Jisunga, który upadł na swoje kolana i ręce i zaczął głośno odkasływać, próbując nabrać dużo powietrza do płuc. W tym samym czasie inni schowali się za tym, za czym mogli i wywiązała się strzelanina pomiędzy Harpiami a ochroniarzami Wanga. Chan unikając strzałów, podbiegł czym prędzej do Jisunga, pomógł mu wstać i wręcz ochraniając go własnym ciałem, wybiegł z nim na korytarz.
Natomiast w pomieszczeniu właściciela jachtu panował istny chaos. Każdy chował się za jakimś meblem i każdy strzelał na oślep w miejsca, w których chowali się ich oponenci. Gdy Minho zobaczył, że Jisung i Chan, jako tako, bezpiecznie opuścili biuro, dał innym Harpiom znać ruchem głowy, aby się zacząć wycofywać. Gdy mieli okazję, po kolei zaczęli wybiegać z pomieszczenia, czasami oddając jeszcze kilka strzałów.
Jako pierwszy wybiegł Jeongin, który znajdował się najbliżej drzwi. Następnie był to Hyunjin, a sekundę po nim Felix. W tym czasie Minho oddawał strzały w różne miejsca, aby umożliwić ucieczkę innym. Gdy przyszedł też i czas na niego, przeładował broń, a następnie idąc tyłem, oddał serię szybkich strzałów, zapewniając sobie pewnego rodzaju tarczę, złożoną z jego pocisków.
Gdy wszyscy znaleźli się już na korytarzu, razem puścili się biegiem w stronę burty jachtu. Chan trzymał za rękę Jisunga, ciągnąc go za sobą, a reszta biegła, co sił w nogach za nimi. Przebiegli przez całą salę z kasynem, wywołując niemałe poruszenie wśród grających. W końcu wybiegli na zewnątrz, zatrzymując się tuż przy barierce. Wszyscy spojrzeli kilka metrów w dół, a jedyne co widzieli, to głęboką i ciemną wodę, od której ledwo co odbijało się światło pochodzące z jachtu. Harpie wiedziały, jaki jest plan B, lecz Jisung nie. Dlatego patrzył się z przerażeniem na taflę wody, domyślając się, że mają do niej skoczyć.
— Sungie, musimy zeskoczyć. — oznajmił Chan, a ten zaczął kręcić głową na boki. Nagle usłyszeli dochodzące ze środka krzyki i wtedy już wiedzieli, że zaraz ich znajdą. Jako pierwszy do wody skoczył Minho, a wszyscy spojrzeli z przerażeniem w miejsce, w którym ten zniknął pod taflą. Gdy ten się po chwili wynurzył, odetchnęli nieco z ulgą.
— Nie...Chan...Ja nie umiem pływać. — wyznał, a jego ciało zadrżało ze strachu i zimna, gdyż morski wiatr dał mu się we znaki.
Słysząc coraz głośniejsze krzyki i poruszenie, Jeongin również postanowił skoczyć i tak samo jak Minho, również się po kilku sekundach wynurzył i odpłynął trochę od jachtu, aby ktoś przez przypadek nie skoczył na niego. Felix i Hyunjin spojrzeli na siebie porozumiewawczo, niemo postanawiając skoczyć do morza razem. Po chwili na burcie jachtu zostali już tylko Chan z Jisungiem.
— Ja umiem, Słońce. Skoczymy razem i ci pomogę, dobrze? — zaproponował delikatnym głosem, a po chwili widział, jak łódka motorowa, na której znajdowała się Soyeon, płynie w ich stronę.
Nagle na zewnątrz wyszli ochroniarze, którzy wcześniej się z nimi strzelali. Obaj obrócili głowy, a widząc, że ci ich zauważyli, Jisung spojrzał niepewnie na Chana i pokiwał głową na tak, zgadzając się. Nie chcąc więc czekać na rozstrzelanie, trzymając się za ręce, wskoczyli do zimnej wody. Jako pierwszy wynurzył się jednak Bang, który od razu zaczął się rozglądać za Jisungiem. Odetchnął z ulgą, gdy ten wynurzył się tuż obok niego, biorąc głęboki oddech. Od razu podpłynął do niego, a po chwili tuż obok całej grupki znalazła się łódka Soyeon.
— Dawać, dawać! — krzyknęła, aby ich pospieszyć, widząc ochroniarzy, którzy podbiegli do barierki.
Minho jako pierwszy wspiął się na łódź, po czym od razu zaczął pomagać wejść na nią innym. Podał rękę Hyunjinowi, który potem również zaczął wciągać innych na łódkę, a po chwili wszyscy opadli na siedzenia lub na podłoże, ciężko oddychając. Soyeon czym prędzej odpłynęła, jak najdalej jachtu, z którego zaczęły padać w ich stronę strzały, lecz żadne w nich nie trafiały. Gdy strzały ustały, wszyscy odetchnęli z ulgą.
— Ja pierdolę... — jęknął z niezadowolenia i zmęczenia Minho.
— A prawie wygrałem miliard won...
🦋🦋🦋
Jisung siedział na łóżku Chana z podkulonymi nogami do klatki piersiowej, obejmując je rękoma, bujając się w przód i tył. Mimo posiadania na sobie ciepłej bluzy i dresów, które dał mu Bang, trząsł się jeszcze nieco z zimna, przez nieplanowaną, nocną kąpiel w zimnym morzu. A może było to spowodowane tym, że przez jego głowę cały czas przechodziły wspomnienia sprzed zaledwie kilku godzin?
Pierwszy raz tak bardzo bał się o swoje życie. Pierwszy raz miał przystawiony pistolet prosto do swojej głowy. Pierwszy raz grał w nielegalnym kasynie. Pierwszy raz przebywał wśród tylu członków mafii i przestępców. Pierwszy raz czuł się tak bardzo zagrożony i był w tak ogromnym niebezpieczeństwie. Pierwszy raz poczuł ten inny rodzaj adrenaliny, która pomogła mu przetrwać i nie pozwolić mu zemdleć ze strachu, jeszcze w biurze właściciela jachtu. Jednak tego typu adrenaliny nie lubił...
Z jego zamyślenia wyrwał go Chan, który wszedł do pokoju, trzymając dwa kubki parującej herbaty. Zamknął za sobą drzwi nogą, po czym odłożył swój kubek na szafkę nocną, usiadł na skraju łóżka i podał herbatę Jisungowi, który ostrożnie ją od niego przyjął. Bang spojrzał na niego ze zmartwieniem, widząc, że ten ma zaszklone oczy. Wiedział, że Han pewnie dalej przeżywa to, co się stało. W końcu było to pewnie dla niego dość traumatyczne przeżycie. Chcąc zapewnić mu jakikolwiek komfort, usiadł przed nim po turecku i złapał jego policzki w swoje dłonie, aby ten na niego spojrzał.
— Słońce... — zaczął, a ten uniósł na niego swój zaszklony wzrok.
— Już jest wszystko dobrze. Już jesteś bezpieczny. Tobie ani nikomu innemu nic się nie stało. Pamiętaj, że ja nigdy nie pozwolę, aby tobie kiedykolwiek coś się stało. — mówił delikatnym i zapewniającym tonem, lecz mimo to z oka Jisunga poleciała łza, którą ten od razu starł kciukiem.
— Wiem, ale po prostu... — spuścił znów wzrok, po czym pociągnął nosem, próbując powstrzymać się od płaczu.
— Tak strasznie się bałem... — powiedział cicho, spuszczając nieco głowę. Chan od razu wyciągnął kubek z jego dłoni, odstawił go obok swojego, usiadł tym razem obok niego i od razu przyciągnął go do siebie, obejmując go w ramionach.
— Wiem, Słońce... — westchnął w bezradności. Nie wiedział, co ma zrobić, aby ten jakoś zapomniał o tamtym wydarzeniu, aby nie miał czego się bać. Karcił siebie we własnych myślach za to, że zgodził się pójść do tego kasyna.
— Już nie masz czego się bać... — zaczął się bujać z nim lekko na boki, jedną dłonią głaszcząc go po włosach, po czym ucałował czule czubek jego głowy.
— Już jesteś bezpieczny i obiecuję, że nic już się tobie nie stanie. Zadbam o to. — mówił uspokajająco, a Jisung mu wierzył.
Po chwili wtulania się w Chana, czując jego zapach i słysząc jego zapewniające słowa, z jego oczu przestały już lecieć łzy. Wierzył, że będzie bezpieczny, tak samo jak wierzył mu, gdy ten mówił, że go kocha. Aczkolwiek jeśli chodziło o swoje własne bezpieczeństwo, chciał też coś z tym zadziałać. Nagle zapragnął posiąść wiedzę, jak się bronić. Nie chciał nakładać całej presji, związanej z jego bezpieczeństwem na Chana. Bał się, że w sytuacji kryzysowej, zamiast zająć się najpierw sobą, on uratuje jego, przez co coś może mu się stać, a wtedy nie wybaczyłby sobie tego, że sam nie potrafi się obronić. W jego głowie więc zaczął się formować plan, który zakładał odwiedzenie strzelnicy, którą znalazł ostatnio, gdy sam zwiedzał całą rezydencję...
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Musiał się pojawić Jackson Wang. Jakby to jest necessary, aby pojawił się w chociaż jednym moim fanfiku. Like c'mon...It's THE JACKSON WANG
Notka od Bety: YEAAAAH!!!!!!
A tak ogólnie to chciałabym wam życzyć Walentynek pełnych miłości, a jutro na Dzień Singla pełno miłości, ale też i do siebie. Single - spędźcie ten dzień, robiąc coś miłego dla siebie.
A właśnie...obchodzicie Walentynki, czy Dzień Singla? Ja niestety Dzień Singla, ale cóż...
Te quiero cariños míos <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top