23 - Nudziarze

Ilość słów: 7000

—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—

Minho właśnie wstawał z łóżka po ostatnim badaniu i wymianie opatrunków, gdy do sali weszli Chan, Hyunjin, Felix, Jeongin, Jisung i Soyeon, którzy niedawno skończyli jeść wspólnie śniadanie. Razem postanowili się wybrać do starszego Lee, chcąc wiedzieć, jak ten się czuje. I jak Felix i Jisung byli zdziwieni, że ten już wygląda, jakby był w pełni sił, tak reszta nie była ani trochę w szoku. Z lekkimi uśmiechami podeszli do Minho, który zmarszczył na nich brwi.

— Więcej was matka nie miała? — spytał sarkastycznie, udając, że nie podoba mu się to, że tak dużo osób go odwiedziło. W środku jednak cieszył się, że ma osoby, które się o niego martwią. Wszyscy stanęli w półkole naprzeciwko Minho, gdy lekarz skończył swoją pracę.

— Miała, ale do ciebie nie przysłała. — odpowiedział mu Chan, patrząc na niego z pobłażaniem, po czym jego mina zmieniła się na zatroskaną.
— Jak się czujesz?

— Dobrze. — odpowiedział, wstając z łóżka, aby pokazać, że mówi prawdę.
— Idę zjeść sam śniadanie, bo łaskawie na mnie nie poczekaliście, a potem idę do roboty. — odpowiedział z uśmiechem, po czym miał zamiar ich wyminąć, lecz Chan zatrzymał go, łapiąc za jego ramiona i posadził go z powrotem na łóżko. Ten przewrócił oczami w poirytowaniu, a jego mina zrzedła, będąc niezadowolonym.

— Lekarz kazał ci się oszczędzać. Zrób sobie dzisiaj wolne. — powiedział Chan, patrząc na niego znacząco, a ten tylko znów przewrócił na to oczami.

— Podziękuję. Wolę iść do pracy, póki nie czuje absolutnie żadnego bólu, dzięki tym mocnym tabletkom, które dał mi lekarz. — powiedział z szerokim uśmiechem i tym razem wszyscy spojrzeli na niego z pobłażaniem. Ten człowiek był niereformowalny...

— Taa...Nie ma mowy, że idziesz dziś do pracy. Ktoś inny przejmie twoje obowiązki. — oznajmił Chan poważnym tonem, a Minho znowu zrzedła mina.
— Po śniadaniu masz iść do swojego pokoju i odpoczywać. Przed drzwiami postawie ci ochroniarza i na zewnątrz, pod twoim oknem również, na wszelki wypadek, jakbyś postanowił wyskoczyć przez nie z pierwszego piętra, aby uciec.

— Chan...Nie wyskoczę z okna, będąc poobijanym. Myślisz, że intencjonalnie zrobiłbym sobie krzywdę tylko po to, aby iść do pracy? — spytał retorycznie, marszcząc na niego brwi.

— Tak. — odpowiedział od razu, patrząc na niego z pobłażaniem. Minho przewrócił znów oczami i skrzywił się w niezadowoleniu. Chan miał rację i mu się to ani trochę nie podobało, że aż tak dobrze go znał. Teraz będzie musiał wykombinować coś, aby któryś z ochroniarzy go puścił, lecz swoich planów nie miał zamiaru zdradzać komukolwiek.

— Serio byłby do tego zdolny? — spytał zszokowany Jisung, patrząc na Minho, jak na człowieka szalonego. Wszyscy inni pokiwali głową na tak, tylko starszy Lee kręcił głową na boki, nie zgadzając się z nimi.

— Ah, Jisung. — Minho nagle wstał znów z łóżka i stanął przed Hanem.
— Słyszałem, że dzięki tobie byli w stanie mnie uratować. Dziękuję ci za pomoc. — powiedział szczerze, lekko się uśmiechając, przez co Jisung również się uśmiechnął, tylko że nieśmiało. Teraz już kompletnie dobrze czuł się z tym, że pomógł uratować przestępcę.

— Nie dziękuj. Chciałem pomóc, bo wiedziałem jak, więc to zrobiłem. — odrzekł nieśmiało, nieco wzruszając ramionami.

— Radzę ci przyjąć jego podziękowania. — rzekła Soyeon, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Naprawdę rzadko te słowo opuszcza jego usta.

— Ej, nieprawda! — oburzył się Minho, cofając się o krok, aby móc znowu widzieć wszystkich.
— Jak obsługa robi jedzenie, sprząta lub w czymkolwiek mi pomoże, to zawsze im dziękuję. Jestem kulturalny. — prychnął i również skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

— Fakt... — przyznała, po czym spojrzała na niego znacząco.
— Powinnam raczej powiedzieć...To słowo rzadko opuszcza twoje usta, gdy trzeba je powiedzieć do któregoś z członków.

— Nie rozmawiam z penisami, więc nie wiem, o czym mówisz. — wzruszył ramionami i ułożył usta w dzióbek. Soyeon westchnęła ciężko, Chan, Felix i Jeongin parsknęli cicho śmiechem, od razu łapiąc żart, Hyunjin przywalił sobie mentalnie z otwartej dłoni w czoło, również go rozumiejąc, a Jisung przez dobrą chwilę zastanawiał się, o co chodzi. Dopiero gdy załapał, zaczął się lekko śmiać pod nosem.
— Mogę już iść do kuchni? Jestem głodny. — narzekał starszy Lee, a Soyeon i Jeongin się rozstąpili, aby zrobić mu przejście.

— Idź, idź. — rzekł Chan, więc ten od razu ich wyminął i udał się w stronę wyjścia z sali, a oni zaraz za nim.
— Ale nie myśl, że zaraz tam do ciebie kogoś nie wyślę! — krzyknął jeszcze za nim, gdy ten szybkim krokiem oddalał się od nich coraz bardziej.

— Powodzenia w znalezieniu mnie! — odkrzyknął, po czym ruszył biegiem wzdłuż korytarza. Chan przewrócił oczami, westchnął ciężko i również puścił się biegiem za uciekającym Minho. Inni natomiast podśmiewywali się lekko pod nosami z tej sytuacji i kręcili głowami z niedowierzaniem.



🦋🦋🦋



Przyszedł kolejny dzień, w którym Hyunjin i Felix mieli umówiony trening wraz z Soyeon. Obaj z dobrymi humorami, zwarci i gotowi, przebrani w dresy, szli w stronę sali treningowej, rozmawiając ze sobą wesoło. W środku, jak w dzień ich pierwszego treningu, czekała na nich już kobieta, która się rozciągała, stojąc pośrodku sali na cienkim materacu. Mężczyźni przywitali się z nią krótko, więc ta zaprzestała swoich działań i również się z nimi przywitała, po czym zaprosiła ich na materac.

— Dzisiaj zajmiemy się zapasami. Zakładam, że znacie już podstawy, więc od razu zaczniemy od bardziej zaawansowanych technik. — oznajmiła im, a ci potaknęli głowami zgadzając się.
— Powiedzcie mi tylko, czy chcecie zacząć od stylu klasycznego, czy wolnego? — spytała, a mężczyźni spojrzeli na siebie pytająco.

— Może zacznijmy od wolnego? Ty i ja pewnie i tak już umiemy dobrze klasyczny, więc... — zaproponował Hyunjin, a Felix pokiwał głową, zgadzając się.

— Okej. Mi obojętnie i tak, bo wiem, że przegram. — powiedział z lekkim uśmiechem, godząc się ze swoją przegraną i wzruszył ramionami.

— Dlaczego tak sądzisz? — spytała Soyeon, unosząc jedną brew.

— Och, proszę cię. Widzisz go? — spytał retorycznie, pokazując na niego obiema rękoma, a ten tylko uśmiechnął się niewinnie.
— Jest dwa razy silniejszy ode mnie. Oczywiście, że w zapasach, w których trzeba użyć swojej siły, on wygra. — powiedział tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

— Jeśli takie będzie twoje nastawienie, to na pewno przegrasz. — powiedziała z lekkim, cwaniackim uśmiechem.
— Wystarczy, że będziesz wiedział, jak użyć swoją mniejszą masę i siłę, przeciwko jego większej masie i sile. — powiedziała, podchodząc do niego i poklepała go pokrzepiająco po ręce, po czym odsunęła się od nich, aby zacząć z nimi krótką sesję rozciągania się.

— I mam rozumieć, że mam się sam domyślić, jak to zrobić poprzez praktykę i ty mi nie powiesz? — spytał z kwadratowym uśmiechem, po czym odsunął się nieco od Hyunjina i zaczął rozciągać sobie ręce. Hwang poszedł za jego przykładem i również zaczął się rozciągać, tylko że zaczął od pleców.

— Widzisz, jak szybko łapiesz? Dlatego właśnie jesteś moim ulubionym uczniem. — powiedziała z szerokim uśmiechem, po czym kontynuowała swoje wcześniejsze rozciąganie się.

— Zaczynam się zastanawiać, czy to dobrze, że nim jestem, skoro przez to mam trudniej... — westchnął ciężko, udając smutek. W środku jednak cieszył się jak małe dziecko, że to właśnie Soyeon sądzi, że ten jest jej ulubionym uczniem, nie zapominając też, że może awansować na miano jej ulubionego człowieka.

— Oj, nie narzekaj, Felix. Nawet nie wiesz, jak inni ci tego zazdroszczą, że nim jesteś. — rzekł Hyunjin, wykrzywiając twarz w grymasie. On też chciał być ulubionym uczniem tak wspaniałej kobiety, jaką była Soyeon.

— "Inni", czyli ty? — spytał z przekąsem, poruszając cwaniacko brwiami.

— "Inni", czyli...ja... — powiedział cicho pod nosem, spuszczając nieco głowę.
— ...i inni! — dodał głośniej, a Soyeon i Felix tylko się nieco zaśmiali.

Po skończonej sesji rozciągania się, aby przygotować się do treningu, przyszedł czas na wykorzystanie swojej wiedzy teoretycznej o zapasach w praktyce. Soyeon najpierw zmierzyła się z Felixem, aby samej mu pokazać, że to, iż on jest od niej większy i silniejszy wcale nie ma znaczenia. Ustalili sobie trzy rundy zapasów i każdą z nich wygrała właśnie kobieta. Zarówno młodszy Lee, jak i Hwang byli pod niemałym wrażeniem jej umiejętności. Felix jednak dalej nie mógł domyślić się, jak ona to zrobiła.

Następnie Soyeon zmierzyła się w trzech rundach z Hyunjinem. Ich walki trwały o wiele dłużej, niż te z blondynem. Jednak kobieta była w stanie wygrać dwa razy na trzy rundy, gdyż w ostatniej Hwang domyślił się, jaką ta ma taktykę. W tym czasie Felix cały czas ich obserwował, myśląc, że może patrząc z boku, będzie w stanie pojąć, jak Soyeon z taką łatwością z nimi wygrywa, lecz jego mózg najwyraźniej postanowił odmówić mu dziś posłuszeństwa. Nie miał kompletnie pojęcia, jak on będzie w stanie wygrać z Hyunjinem, a biorąc pod uwagę to, że pod koniec zawsze o coś rywalizują, powoli zaczął się godzić z tym, że pewnie tym razem to on będzie musiał pozmywać stos naczyń i sztućców.

W końcu przyszedł czas na mężczyzn do zmierzenia się ze sobą w kilku rundach zapaśniczych. Felix starał się mieć pozytywne nastawienie i próbował wierzyć w siebie, aby wygrać, lecz z każdą kolejną przegraną tracił swoje nastawienie i nadzieję, że mu się uda. Gdy kolejny raz Hyunjin zawisł nad nim, pokonując go, przymknął oczy w zrezygnowaniu. Nie miał pojęcia, jak ma z nim wygrać.

— Skup się, Felix. — rzekł Hyunjin, mając twarz tuż nad tą jego, trzymając jego ręce przytwierdzone do materaca, mając je nad jego głową. Siedział okrakiem na jego brzuchu, a oboje oddychali ciężko po wcześniejszym siłowaniu się ze sobą.

— Próbuję... — odrzekł, otwierając oczy, przez co natrafił na te jego.

Patrzyli się sobie intensywnie i głęboko w oczy. Znów nastało między nimi te napięcie, którego nie potrafili wyjaśnić, ani opisać. Widzieli w swoich oczach zaciekawienie i jakby oczekiwanie na to, co ma się wydarzyć. Hyunjin w końcu spojrzał na pełne usta Felixa, które miał nieco uchylone. Wyglądały tak, jakby zapraszały te jego do słodkiego i miękkiego pocałunku. Nieświadomie więc skrócił dystans dzielący ich twarze. W ich obu brzuchach skrzydłami zatrzepotały motylki, ekscytując się chwilą, która miała zaraz nadejść.

Felix patrzył uważnie na każdy detal twarzy Hyunjina. Jego kolczyk w brwi, przez który często bał się zrobić jakikolwiek ruch podczas ich zapasów, aby nie zrobić mu krzywdy. Jego pieprzyk pod okiem, który był w dosyć specyficznym miejscu, sprawiał, że sam Hwang wydawał się mu unikatem. Nigdy nie widział podobnego mężczyzny do niego i nie sądził, że kiedykolwiek takiego zobaczy. Inni mogliby tylko próbować wyglądać jak on, lecz nikomu w życiu by się to nie udało, nawet po operacjach plastycznych. Dla Felixa wyglądał zbyt idealnie. Na końcu spojrzał też i na jego usta, wiedząc, że ten patrzy na te jego. Nieświadomie uchylił bardziej swoje wargi, chcąc, aby ten w końcu skrócił kompletnie dzielący ich dystans. Ich oddechy mieszały się ze sobą, a serca przyspieszyły bicia.

— Pocałujecie się w końcu, czy mam sama złapać za wasze głowy i przybliżyć wasze twarze do siebie, jak gdy byłam mała i bawiłam się lalkami? — spytała nieco poirytowanym głosem Soyeon, która obserwowała całą sytuację z boku. Zniecierpliwiła się, gdy ci, zamiast w końcu się pocałować, patrzyli się tylko na swoje twarze, mimo wyczuwalnego między nimi napięcia, które można było wyczuć w całej sali.

Ci od razu nieco spanikowali i zaczęli unikać swoich wzroków. Obaj odchrząknęli kilka razy, a Hyunjin puścił ręce Felixa i podniósł się z niego, stając na równe nogi. Wyciągnął do leżącego rękę, za którą ten niepewnie złapał i pomógł mu wstać. Stanęli obok siebie, a w całej sali nastała dziwna i nieco niezręczna atmosfera, która tylko się potęgowała, gdy czuli na sobie wzrok Soyeon, która patrzyła na nich z nieco uniesionymi brwiami. Coś między tą dwójką było, a ona chciała wiedzieć co. Nie zamierzała jednak ich dopytywać, a od dziś bacznie obserwować ich każde zachowania, nie tylko podczas treningów.

— Nudziarze. — prychnęła i podeszła do nich bliżej.
— Zróbcie ostatnie trzy rundy zapasów, a ten, który przegra, zajmie się przycinaniem krzaków w ogrodzie, w zamian za ogrodnika, który ostatnio zachorował. — rozkazała, po czym zrobiła kilka kroków w tył. Mężczyźni obrócili się do siebie przodem, Hyunjin odchrząknął ostatni raz i unikając cały czas swoich wzroków, zaczęli pierwszą rundę zapasów. Jak się można było domyślić, to Felix będzie bawił się potem w ogrodnika.



🦋🦋🦋



Mimo nieco obolałego stanu po dzisiejszych zapasach Hyunjin wrócił do pracy na popołudniową zmianę. Miał bardzo dobry humor i mógł się domyślać, co go spowodowało, a właściwie kto. Myśląc tak o Felixie, który zaprzątał jego głowę cały dzień, wycierając blat, zauważył dwóch młodych chłopaków, trzymających się za ręce, którzy weszli do środka, mających lekkie uśmiechy. Hyunjin zainteresował się nimi szczególnie, gdyż miał wrażenie, że widzi wokół nich różową aurę - aurę miłości. To oznaczało dla niego, że dziś być może będzie miał okazję znów narysować zakochanych w sobie ludzi i poznać ich historię, co sprawiło, że jego humor został jeszcze bardziej poprawiony.

Widząc, że ci dopiero co siadają przy jednym ze stolików i czytają menu, postanowił odczekać chwilę, aby dać im na spokojnie czas na zastanowienie się, co zamówić. Po jakimś czasie, z lekkim uśmiechem i pozytywnym nastawieniem, wyciągnął swój notesik i długopis z kieszeni fartucha, a następnie podszedł do stolika bruneta i blondyna, którzy widząc go, odłożyli menu i się do niego uśmiechnęli.

— Dzień dobry, co wam mogę podać? — spytał, przygotowując się do zapisania ich zamówienia.

— Ja poproszę tartę truskawkową oraz czarną, mocną kawę, a dla Matthew będzie sernik oraz zielona herbata. — odpowiedział brunet, a Hyunjin od razu zapisał wszystko w notesiku.

— Dobrze, zaraz wam przyniosę wasze zamówienie. — odpowiedział, po czym miał już odchodzić, lecz cofnął się o krok.
— A...czy jesteście może razem? — spytał delikatnym tonem, trochę tak, jakby bał się, że to pytanie może ich urazić. W końcu nie wiedział, czy jego supermoc dalej działa.

— Tak, jesteśmy. — odpowiedział mu brunet, uśmiechając się do niego.

— Czyli moja tajemnicza moc dalej działa. — powiedział, nieco wzdychając z ulgą, po czym uśmiechnął się do nich szerzej.
— Powiedzcie mi, czy mógłbym was może narysować? Jak coś to w pełni za darmo, a potem jeszcze dostaniecie ten rysunek. — zaproponował, a ci spojrzeli na siebie z lekkim, pozytywnym zaskoczeniem, niemo ustalając, czy się na to zgadzają.

— W sumie, czemu nie? Będzie to też dobry urodzinowy prezent. — odpowiedział za nich obu ciemnowłosy, a Hyunjin zrobił nieco zaskoczoną minę.

— O, któryś z was ma urodziny? — spytał ciekawsko.

— Tak, ja. — odpowiedział mu, jak zdążył wywnioskować, Matthew, uśmiechając się szeroko.

— To wszystkiego najlepszego, Matthew. Życzę ci spełnienia wszystkich marzeń oraz przede wszystkim dużo zdrowia i miłości. — powiedział, lekko mu się kłaniając.

— Dziękuję, proszę pana. — powiedział nieco nieśmiało, skinając do niego głową.

— O nie, nie mówcie do mnie per pan. Mówcie do mnie Hyunjin. — powiedział od razu, nie lubiąc, jak mówi się do niego tak formalnie, po czym spojrzał na bruneta.
— A ty jak masz na imię?

— Jiwoong.

— W takim razie, Matthew, Jiwoong... — zaczął, patrząc najpierw na jednego, potem na drugiego.
— ...zaraz przyniosę wasze zamówienie oraz potrzebne mi rzeczy. — powiedział, po czym odszedł od nich, aby przygotować ich zamówienie.

Gdy miał już wszystko gotowe, ułożone na tacy, wpadł na pewien pomysł. Ukroił jeszcze dodatkowy kawałek ciasta, a następnie wbił w niego świeczkę, znalezioną w jednej z szafek przy ladzie. Zapalił ją, a następnie udał się z tacą do Matthew i Jiwoonga. Gdy do nich podszedł, mógł zobaczyć na twarzy blondyna pozytywne zaskoczenie.

— Oto wasze zamówienie. — powiedział, wykładając wszystko na stolik.
— Nie wiem, czy dziś już zdmuchiwałeś świeczki z tortu, a nawet jeśli, to nie zaszkodzi drugi raz. Nie zapomnij pomyśleć o życzeniu.

— Dziękuję...Hyunjin. — powiedział nieśmiało i nieco niepewnie. Po chwili uśmiechnął się, przymknął oczy, a następnie zdmuchnął świeczkę. Jiwoong oraz Hyunjin na to cicho zaklaskali.

— Pomyślałeś życzenie? — spytał Jiwoong.

— Tak.

— Tylko nie mów go na głos. — powiedział znacząco Hyunjin, po czym przytulił do siebie tacę.
— Zaraz do was wrócę, tylko przyniosę sobie rzeczy do rysowania.

— Dobrze. — powiedzieli obaj, po czym Hyunjin znów od nich odszedł, udając się na zaplecze. Po chwili wrócił z taboretem, metalową sztalugą z rysownikiem, szkicownikiem oraz kubeczkiem pełnym ołówków. Gdy miał już wszystko, usiadł przy nich i praktycznie od razu rozpoczął szkicowanie.

— Ogólnie zwykle, gdy rysuje pary, to zadaje im różne pytania. Czy będziecie chcieli mi na kilka takich pytań odpowiedzieć, czy raczej mam siedzieć cicho i tylko rysować? — spytał z dozą nadziei, a ci spojrzeli krótko na siebie, po czym znów na niego.

— Chętnie odpowiemy na pytania. — odpowiedział za nich obu Jiwoong, a Hyunjin uśmiechnął się na to szeroko. Ten dzień staje się tylko lepszy.

— Świetnie. To pierwsze, standardowe pytanie...Jak się poznaliście? — spytał, a ci przy okazji zajęli się jedzeniem swoich ciast.

— Przez wspólnego przyjaciela. — odpowiedział Matthew.
— Hanbin-hyung zaprzyjaźnił się z Jiwoonem-hyungiem w pierwszej klasie liceum, a ja z Hanbinem-hyungiem znamy się praktycznie od podstawówki, więc gdy również poszedłem do liceum, to hyung poznał mnie z nim.

— A teraz w których klasach jesteście? — dopytał ciekawsko.

— Ja skończyłem właśnie szkołę, a Matthew zaraz skończy drugą klasę. — tym razem to Jiwoong odpowiedział.

— O, mam nadzieję, że miałeś dobre oceny na koniec. — powiedział Hyunjin, patrząc na niego krótko.

— Miałem bardzo dobre oceny. Bardziej się martwię o egzaminy końcowe, ale wyniki z nich raczej też będą dobre. — powiedział pewnym tonem.

— Na pewno będą. — powiedział zapewniająco, po czym wrócił do szkicowania.
— A ile jesteście już razem?

— Od szóstego stycznia tego roku. — odpowiedział Jiwoong, a Hyunjin spojrzał na nich z zaskoczeniem. Dla niego wyglądali tak, jakby byli już kilka lat w związku.

— Ou, myślałem, że jesteście ze sobą od prawie samego początku waszej znajomości. — przyznał.

— Nie, nie. Ja jeszcze na początku ostatniego roku szkolnego byłem w związku, który trwał od pierwszej klasy liceum. Potem...mój były zerwał ze mną przez przeprowadzkę do cóż...Busan. — powiedział, uśmiechając się lekko niezręcznie.

— O, to nie jesteście stąd? — spytał ciekawsko.

— Jesteśmy z Seulu. Teraz jesteśmy na wycieczce szkolnej. — wyjaśnił krótko Jiwoong.

— Mam nadzieję, że Busan wam się podoba. — powiedział z szerokim uśmiechem, a potem znów zajął się rysowaniem ich.
— Skoro jesteście w związku dopiero kilka miesięcy, to jak tak ogólnie do tego doszło, że jesteście razem?

— Cóż... — zaczął Matthew, mieszając swoją herbatę łyżeczką.
— W tym roku szkolnym potrzebowałem korepetycji z chemii, a Jiwoon-hyung jest z niej naprawdę bardzo dobry i Hanbin-hyung poprosił go za mnie o to, czy może mi tych korepetycji udzielać i hyung się zgodził.

— Tak...Na dodatek ja potem potrzebowałem korepetycji z angielskiego, a jako że Matthew jest świetny z tego języka, to udzielał mi korepetycji. — dodał od siebie Jiwoong, po czym wziął gryza ciasta.

— No i na dodatek obaj byliśmy w kółku teatralnym w naszej szkole i obaj dostaliśmy główne role w musicalu ,,Mały Książę", więc tym sposobem spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu i się do siebie zbliżyliśmy. — dokończył Matthew z uśmiechem, po czym spuścił nieco głowę.
— Ja też...ustaliłem sobie taki mały cel uszczęśliwiania Jiwoona-hyunga. — dodał ciszej, a Jiwoong spojrzał na niego ze zdziwieniem. Hyunjin natomiast zaprzestał na chwilę rysowania i spojrzał na nich z zaciekawieniem.

— Cel uszczęśliwiania mnie? — spytał, unosząc brew i przechylając głowę w bok, jak ciekawski kot.

— Tak... — powiedział, unosząc głowę i uśmiechając się do niego nieśmiało.
— Wiesz, hyung, spodobałeś mi się już we wrześniu i widziałem, jak bardzo smutny byłeś przez...zerwanie, więc chciałem widzieć cię znów szczęśliwego. Za każdym razem, gdy udawało mi się wywołać uśmiech na twojej twarzy, to sam również czułem się szczęśliwy, a na dodatek czułem satysfakcję z tego, że mój mały cel się spełnia. — wyznał, a Jiwoong złapał za dłoń młodszego i spojrzał mu w oczy.

— Kocham cię, Matthew. — powiedział nagle.
— Teraz, jak mi to powiedziałeś, to moim celem będzie uszczęśliwianie cię do końca mojego życia.

— Zgapiasz, hyung. Od kiedy jesteśmy razem, to to moim celem jest uszczęśliwianie cię do końca życia. — powiedział, uśmiechając się do niego szeroko.
— A no i...też cię kocham, hyung. — dodał, a Hwang westchnął głośno ze wzruszenia i słodkości. Jak on kochał zakochanych w sobie ludzi...

— Jesteście przeuroczy. — skomentował Hyunjin, patrząc na nich, jak na coś słodkiego, a ci uśmiechnęli się do niego, po czym zajęli się swoimi teraz już ciepłymi napojami.
— Czyli...zbliżyliście się do siebie poprzez wzajemne korepetycje i kółko teatralne? A jak wyglądał moment wejścia w związek? — spytał, wracając do rysowania.

— Emm... — Jiwoong spuścił wstydliwie głowę i podrapał się niezręcznie po karku. Widząc jego zakłopotanie, Matthew postanowił odpowiedzieć.

— Cóż...W Nowy Rok, z momentem wybicia północy, pocałowaliśmy się na imprezie. Na następny dzień chciałem porozmawiać z hyungiem i się spytać go o związek, ale...

— Ale powiedziałem mu wtedy najgłupszą rzecz na świecie, czyli że "jeszcze nie jestem gotowy na związek". — dokończył za niego zdanie, uśmiechając się do Matthew przepraszająco.

— Tak...Ja wtedy zacząłem go unikać, bo...chciałem mu dać czas i przestrzeń. — powiedział, również uśmiechając się do Jiwoonga przepraszająco.

— A ja przez ten czas zdałem sobie sprawę, że nie mogę bez niego żyć i że potrzebuje go w moim życiu jak tlenu, więc tego szóstego stycznia poszedłem do niego, przeprosiłem, wyznałem, że mi na nim zależy, a potem spytałem, czy zostanie moim chłopakiem. — powiedział, łapiąc Matthew za dłoń i ją ściskając.

— A ja, jako że również nie mogę żyć bez hyunga, zgodziłem się od razu. — powiedział, łapiąc za drugą dłoń Jiwoonga.

— A ja tak bardzo się ucieszyłem, że od razu go wtedy pocałowałem. — dodał jeszcze brunet, po czym uśmiechnęli się do siebie szeroko, patrząc sobie w oczy z miłością.

— Ooo...Wyobraziłem to sobie. Słodkie. — powiedział Hyunjin, wzruszając się na widok w swojej głowie, jak i ten przed nim.
— A kiedy pierwszy raz powiedzieliście sobie, że się kochacie?

— W Walentynki. — odpowiedział Jiwoong.

— Tak. Robiliśmy pizze i potem sprzątaliśmy, w trakcie, gdy ona się piekła i em... — zaczął Matthew, lecz po chwili zrobił nieco zakłopotaną minę.

— No i gdy czekaliśmy, aż się upiecze to...umilaliśmy sobie nawzajem czas. — wyjaśnił nieco okrężnie Jiwoong.

— Tak...No i hyung tak nagle powiedział, że mnie kocha i ja mu oczywiście odpowiedziałem, że ja go również. — dokończył Matthew.

— Hmm...Wyznanie miłości przy robieniu pizzy. Takiej historii jeszcze nie słyszałem, a trochę tych par już narysowałem i usłyszałem tych historii dużo. — przyznał i cała trójka się lekko zaśmiała.
— Oczywiście nie ważne, jak i gdzie, ważne, że to sobie nawzajem powiedzieliście i że to było szczere oraz że darzycie się tak silnym i pięknym uczuciem.

— Myślę, że obaj się z tobą zgadzamy. — powiedział Jiwoong, uśmiechając się szeroko, ściskając mocniej dłonie Matthew.

— W stu procentach. — dodał najmłodszy z nich.

— Wiecie, od kiedy was zobaczyłem, to widzę wokół was taką aurę miłości, a zwykle przy parach, przy których to widzę, oznacza to, że będą oni ze sobą żyć długo i szczęśliwie. Wróżę wam więc świetlaną, wspólną przyszłość, pełną miłości. — powiedział Hyunjin, patrząc na nich i uśmiechając się miło.

— Nie dość, że jesteś pracownikiem kawiarni i artystą, to na dodatek wróżbitą? — spytał Jiwoong i w trójkę znów się lekko zaśmiali.

— Tak, ale tylko takim, co się specjalizuje w miłości. — powiedział, patrząc na nich znacząco.

— Skoro się w tym specjalizujesz, to też masz kogoś specjalnego? — spytał ciekawsko Matthew, a Hyunjin od razu zrobił lekko zakłopotaną minę.

— Ou, nie... — pokręcił głową na boki i ją nieco spuścił.
— Na razie nie, ale chyba jestem na dobrej drodze. — powiedział, nieśmiało się uśmiechając. Mimo że nie był na żadnej sobie ustalonej drodze, to pozwalał sobie ostatnio na odczuwanie czegoś, czego dawno nie czuł. Miał tylko nadzieję, że nie odbije to się na nim lub na Felixie źle.

— W takim razie, ja i Matthew pewnie też, życzymy ci mnóstwo miłości i dojścia do celu, skoro jesteś na dobrej drodze. — powiedział Jiwoong, a Hyunjin się do nich uśmiechnął szerzej.

— Dziękuję wam. — powiedział, po czym westchnął i klasnął w dłonie.
— Skończyłem rysunek. Jesteście gotowi?

— Tak, pokazuj. — odpowiedział mu od razu Jiwoong, a Hyunjin wtedy uniósł rysunek, a następnie odwrócił w ich stronę. Widząc ich, trzymających się za ręce i patrzących sobie w oczy, obaj aż zaniemówili. Matthew natomiast otworzył lekko buzię z zachwytu.

— Woah...Hyung, chyba masz rywala. — powiedział młodszy, patrząc krótko na Jiwoonga, po czym znów na rysunek.
— To jest przepiękne.

— Rywala? Ty też jesteś artystą? — spytał z zaciekawieniem Hyunjin, patrząc na Jiwoonga, odkładając rysunek na szkicownik.

— Tak, ale bardziej wolę akryle niż ołówki. — odpowiedział Jiwoong.

— Oj, uwierz mi, ja też. Aczkolwiek biorąc pod uwagę to, że nie mogę zabierać zbyt dużo czasu klientom, to tutaj muszę się limitować do ołówków. — powiedział z lekkim żalem.

— Rozumiem w pełni. A no i zgadzam się z Matthew. To jest przepiękne. Będę musiał zrobić kopię tego, aby sobie to wstawić w ramkę i postawić gdzieś w moim pokoju. — powiedział Jiwoong, a Hyunjin uśmiechnął się nieśmiało.

— Cieszę się, że wam się podoba. Zaraz wam to zabezpieczę i nie będę wam już więcej zabierał czasu. Busan ma jeszcze wiele do zaoferowania, więc musicie go jeszcze trochę pozwiedzać. — powiedział, wstając i biorąc rysunek w ręce.

— Na pewno gdzieś dziś jeszcze pójdziemy. — powiedział zapewniająco Jiwoong.

— Zaraz do was wrócę. — powiedział, po czym poszedł na zaplecze, aby zabezpieczyć rysunek, a po chwili do nich wrócił wraz z zapakowanym w tubkę rysunkiem. Ci mieli już na sobie swoje dżinsowe kurtki i stali obok stolika.
— Proszę. — powiedział, dając przedmiot Matthew, a on go przyjął z szerokim uśmiechem.
— Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odwiedzicie Busan i przy okazji mnie. Będziecie musieli mi streścić wtedy, co się między wami wydarzyło. — powiedział z szerokim uśmiechem.

— Oczywiście, że cię odwiedzimy. — powiedział Matthew pewnym tonem.

— Bardzo mnie to cieszy. To do zobaczenia. — powiedział, biorąc w ręce sztalugę.

— Do zobaczenia. — pożegnali się, po czym udali się do wyjścia, a następnie pomachali do Hyunjina przez okno, a ten im odmachał, po czym zatopił się we własnych myślach, które krążyły wokół Felixa, a szczególnie jego ust, które tak bardzo go do siebie przyciągały...



🦋🦋🦋



Felix również wrócił do pracy w barze, mając wieczorną zmianę. Za każdym razem, jak tu wracał, czuł wewnętrzny spokój. W przerwach od obsługi klientów miał czas na różne przemyślenia, przy okazji wycierania blatu. Dziś jego myśli cały czas krążyły wokół sytuacji z treningu i przede wszystkim wokół Hyunjina. Już miał dość wypierania nawet przed samym sobą tego, że ten mu się nie podoba. Oczywiście, że Hwang mu się podoba i to nie tylko z wyglądu. Jego charakter i to, że często myśli podobnie do niego w stosunku co do tych samych spraw, przyciągały go do niego.

Nie sądził, że w tak krótkim czasie od jego ostatniego związku, będzie w stanie tak szybko zauroczyć się w kimś innym. Zupełnie tak, jakby Changbin nie istniał i jakby nie był z nim w związku jeszcze miesiąc temu. Przez to zaczął się bardziej martwić o samego siebie i o to, czy jego myśli oraz uczucia są prawidłowe i czy powinny w ogóle istnieć. Na dodatek nie dawało mu spokoju to, że już kolejny raz ktoś im przerwał, przez co znów nie był w stanie zasmakować jego kuszących ust, które przyciągały go, jak magnes...

— Poproszę z dziesięć shotów tequili... — z zamyślenia wyrwał go głos kobiety, mówiącej po angielsku, mającej brytyjski akcent.

Rudowłosa, niska dziewczyna, która z pochodzenia wyglądała na europejkę, co podkreślał jej akcent, usiadła na stołku barowym, jakby był on jej największym wrogiem. Rzuciła niedbale swoją czarną torbę pod swoje nogi i oparła się łokciami o blat. Felix po jej minie mógł od razu stwierdzić, że ta jest wyraźnie czymś wkurzona. Nie zwracając nawet uwagi na Lee i to, czy ten w ogóle robi jej zamówienie, sprawdziła telefon, który po chwili szybko zablokowała i niezbyt delikatnie opuściła na blat baru.

— Już się robi. — rzekł Felix również po angielsku, lecz z australijskim akcentem, wykładając dziesięć kieliszków przed kobietą. Lejąc po kolei alkohol prawie do pełna, miał okazję jej się przyjrzeć. Dopiero teraz zauważył, że ma ona piegi, które były nieco zakryte lekkim makijażem w odcieniach różu. Kobieta miała na sobie okulary, dzięki czemu lepiej widział przez nie iskierki złości tańczące w jej oczach.
— Coś się stało? — spytał nieco zmartwionym tonem, a ta w końcu zwróciła na niego swoją uwagę. Westchnęła ciężko, wypiła szybko dwa gotowe shoty i oparła swoją głowę o dłonie.

— Wie pan...mężczyźni to są jednak...głupi... — rzekła zmęczonym tonem, po czym spojrzała na Felixa, wzruszając lekko ramionami.
— Bez urazy. — powiedziała z lekkim uśmiechem, a ten tylko machnął na to ręką, nie czując się ani trochę urażonym. Wiedział, że przecież raczej nie mówi o nim, bo go nie znała, więc się nie przejmował.

— Rozumiem. — pokiwał głową, jakby na potwierdzenie.
— Sam mam pewne doświadczenie z takimi... — wyznał, przypominając sobie swoje czasy liceum, gdy jeszcze odkrywał swoją orientację.
— Jak, tak w ogóle, masz na imię? Mogę do ciebie mówić na "ty"? — spytał, w środku ciesząc się nieco, że będzie miał okazję porozmawiać z kolejną zakłopotaną miłośnie osobą. Może sam wyciągnie jakieś wnioski po tej rozmowie?

— W sumie...co mi szkodzi? — powiedziała bardziej do siebie niż do niego.
— Robin jestem. — odpowiedziała mu, siląc się na lekki uśmiech.

— A ja Felix. Miło mi. — powiedział z ciepłym uśmiechem.
— A więc Robin... — zaczął, a ta wypiła kolejnego shota, po czym spojrzała na niego pytająco.
— Jaki głupi mężczyzna sprawił, że jesteś tak wkurzona i smutna? — spytał, zaczynając swego rodzaju terapię, chcąc, aby kobieta po tej rozmowie chociażby poczuła się trochę lepiej. Jeśli tak będzie, on osiągnie sukces.

— Żeby to jeden... — przewróciła oczami i westchnęła ciężko, jakby przygotowując się na opowiedzenie swojej historii.
— Ale tak od początku. Poznałam takiego jednego i przyjaźniliśmy się trochę, ale wiadomo jak to jest. Dawał mi sygnały, to co miałam robić? — mówiła wręcz z prędkością światła, ale na tyle wyraźnie, że Felix na szczęście był w stanie ją zrozumieć.
— I wiesz, lato, wspólne wyjazdy, imprezy...a nawet umówiliśmy się sam na sam... — zaczęła bawić się pustym kieliszkiem, na który smutno spojrzała.
— ...co nie wypaliło i znalazł sobie ładniejszą pod koniec lata. — wzruszyła ramionami, a następnie wypiła kolejnego shota zamówionej przez siebie tequili.

— Przecież ty również jesteś piękna. — powiedział, będąc oburzonym tym, że kobieta nie docenia swojej urody.
— A jeśli poszedł do innej, to jego strata. — wzruszył ramionami.
— A tak poza tym...Czemu przejmujesz się czymś, co stało się prawie rok temu? — spytał, marszcząc brwi w zdziwieniu.

— Bo wiesz, ciągnie się to dalej. Tak latałam za nim, nawet jak był teoretycznie zajęty. Na szczęście przespałam ich pocałunek w sylwestra, ale jak się potem o tym dowiedziałam... — westchnęła znów ciężko.
— ...no dalej za nim latałam. Beznadziejna romantyczka, czy coś. — wzruszyła ramionami.
— Próbowałam się z niego wyleczyć po ponad roku wyłącznej przyjaźni, ale nie dało rady...Chociaż jeden wieczór pozwolił mi na jakiś czas o nim zapomnieć. Za to pojawił się ktoś...inny.

— Czyli byłaś tamtym przez tyle czasu zauroczona? — spytał retorycznie, będąc w małym szoku. Gdy Robin potrafiła być zauroczoną w kimś przez długi okres czasu, on potrafił zauroczyć się w kimś bardzo szybko i zapomnieć o poprzednim. Co to o nim, w ogóle, świadczyło?
— A ten nowy? To on wprawił cię w twój teraźniejszy stan? A może oboje? — dopytywał, coraz bardziej wkręcając się w historię kobiety.

— Właśnie tu się zaczyna rollercoaster. — znów westchnęła ciężko, wypiła kolejnego shota i postanowiła kontynuować.
— Z tym "innym" znam się dłużej i zawsze go lubiłam jako zwykłego kolegę, ale na jednej z imprez kompletnie zawrócił mi w głowie. Był naprawdę mocno pijany, ale wyraźnie usłyszałam, jak powiedział "chciałbym cię pocałować". Jak na złość przyszłej sobie odmówiłam, mówiąc mu, by nie robił tego, będąc pijanym. On na to spytał "a możemy na trzeźwo?". Powiedziałam, że możliwe...i wtedy już było po mnie. Mętlik w głowie przez kolejny tydzień. — pokręciła głową na boki.
— On najwidoczniej nic nie pamięta. Nie wiem, co robić, aż tu nagle wchodzą całe na biało: walentynki.

— Walentynki? — spytał, marszcząc brwi, nieco się gubiąc na osi czasowej.
— Zaprosił cię na randkę? A tak w nawiasie, podziwiam za zachowanie zdrowego rozsądku nawet po alkoholu. — pokiwał głową z uznaniem, lekko się uśmiechając.

— Raczej ja jego...i czy ja wiem, czy randka? — nieco się skrzywiła.
— Poszliśmy pogadać nad rzeką, a tam dowiedziałam się, że już na początku naszej znajomości mu się podobałam, rozumiesz? — spytała retorycznie, jakby z oburzeniem.
— Ale bał się zagadać, bo wiadomo, do ładnych się boją podchodzić. I co? Opowiedziałam mu wszystko, a zrobił z tym nic i po jakimś czasie zwyczajnie przeszło... — wzruszyła ramionami.
— ...za to tu odblokowujemy nową postać.

— Kolejny? — powiedział w szoku, przez co aż musiał oprzeć się rękami o blat.
— Nie powiem...Zaczyna się robić ciekawie. Nie mów tylko, że masz aż takiego pecha, że spotykasz aż tylu głupich mężczyzn... — westchnął, zastanawiając się, czy kiedykolwiek poznał inną osobę, która miała tak ciekawe i zarówno nieciekawe życie miłosne jak Robin.

— Sam stwierdź po tym, jak ci powiem, że koleś kręci z moją koleżanką, a to mi losowo dał różę, gdy czekałam na autobus. — poruszyła znacząco brwiami, po czym znów zaczęła się bawić pustym kieliszkiem, kręcąc nim na różne strony.
— Potem nie widziała go przez kolejny tydzień i już do tego nie wracaliśmy. Po tym mi jednak nie szkoda.

— No ten, co dał różę tobie, a kręci z twoją koleżanką, nie zachował się zbyt w porządku w stosunku do was obu. — przyznał, po czym podobnie do kobiety, westchnął ciężko.
— Zgadując, że to dopiero trzeci głupi mężczyzna do czasu walentynek, to ile było ich jeszcze po? W końcu coś musiało się stać dzisiaj, a mamy koniec maja.

— Tutaj koło się zatacza i wracam do punktu wyjścia, jakim był ten pierwszy. Zawsze do niego wracam... — powiedziała smutnym tonem.
— Skończył z tą poprzednią i wszystko, jakby wróciło do normy...gdyby moja najlepsza przyjaciółka nie wyznała, że jej też się on podoba i prawie się pocałowali na jednym ze spotkań, gdy mnie nie było. Najgorsze jest to, że ona wiedziała, że on mi się podoba, a nie powiedziała mi, że też coś do niego czuje. — powiedziała z żałością, spuszczając głowę.
— Myślę, że on już wybrał stronę...i tędy wracamy do leczenia się z niego i łapania za wszystko, co się pojawi po drodze.

— Nie sądzisz, że wypadałoby też lepiej dobierać sobie przyjaciół? — spytał, unosząc brew. Po jej krótkiej historii mógł łatwo stwierdzić, że Robin otacza się niezbyt wartościowymi i dobrymi ludźmi.
— Skoro twoja rzekomo najlepsza przyjaciółka wiedziała, że on ci się podoba, a mimo to z nim kręci, to na pewno możesz dalej ją nazywać przyjaciółką? A jeśli chodzi o tego typa, to... — zastanowił się chwilę.
— Masz rację, czas się z niego wyleczyć. On na ciebie w ogóle nie zasługuje. A co masz na myśli, mówiąc, że łapiesz się za wszystko, co pojawi się na twojej drodze?

— Ogólnie nie mam szczęścia do relacji międzyludzkich, jak widać. — wzruszyła ramionami, uśmiechając się smutno, wracając wzrokiem na Felixa.
— Z mężczyznami to taka sytuacja, że planuję ślub, jak się do mnie jakiś odezwie w ogóle...Ostatnio już się nakręciłam na kompletnie mój typ, idealny, artysta, nieco starszy, wyższy... — wymieniała, licząc na palcach wszelkie zalety.
— ...ale okazał się być gejem.

— Wiesz...Nie chcę mówić, że się nie szanujesz, ale...trochę siebie nie szanujesz. — powiedział z nieco niezręcznym uśmiechem. Nie chciał, żeby to zabrzmiało źle.
— A przynajmniej swojego zdrowia psychicznego. — dodał, widząc, że ta miała minę, jakby miała go zaraz zwyzywać.
— Nie powinnaś brać wszystkiego po kolei, co leci. Powinnaś sobie ustalić jakieś standardy i to najlepiej wysokie, bo na takie właśnie zasługujesz. — powiedział dobitnie, biorąc ścierkę do ręki.
— A no i najważniejsze, powinnaś się tych standardów mocno trzymać. Nie zadowalaj się takim...minimum. — wzdrygnął się, gdy pomyślał sobie o tych wszystkich mężczyznach, którzy myśleli, że jak kupią kwiaty na walentynki swojej kobiecie, to ona będzie zadowolona i będzie miał on spokój na resztę roku.

— Może i masz rację... — westchnęła, lekko się uśmiechając.
— Myślę, że po prostu potrzebuję przerwy. Po co mi w ogóle takie latanie? I tak pewnie skończę sama z psem... — powiedziała smutno.
— ...i wcale bym nie narzekała. Przynajmniej on nie wysyłałby mieszanych sygnałów.

— Na pewno nie skończysz sama, Robin. — powiedział pewnym tonem, patrząc na nią z nieznacznym pobłażaniem.
— Jak sama mówiłaś, wcześniej łapałaś się wszystkiego, jakby szukając miłości. Rzecz w tym, że jej nie można szukać, bo się jej nie znajdzie. Miłość w końcu przyjdzie do ciebie sama i to pewnie w najmniej oczekiwanym przez ciebie momencie. Wtedy i ty i twój przyszły partner będziecie mogli sobie zaadoptować psa. — zaśmiał się nieco, sprawiając, że Robin uśmiechnęła się szczerze.

— Damn, mądre rzeczy mówisz. Na pewno jesteś barmanem, a nie terapeutą? — spytała, lekko się śmiejąc.

— Cóż... — przewrócił oczami.
— Kiedyś chciałem nim być, ale pociągnęło mnie do czegoś innego. Teraz też pomagam ludziom, lecz nieco inaczej. — powiedział z szerokim uśmiechem, będąc zadowolonym ze swojej pracy.
— Ale nie mówmy o mnie. Powiesz mi w końcu, co się stało dzisiaj, że zostałaś wprowadzona w zły nastrój?

— Ach, to ten najgorszy palant ze wszystkich. — rzekła, po czym uśmiechnęła się kwadratowo.
— Spotykałam się z nim od miesiąca, a właśnie dziś dowiedziałam się, że od tak przyjaźni się i NOCUJE u swojej ex. — powiedziała z żałością, a Felix aż otworzył szeroko usta w niedowierzaniu.
— Wszyscy tacy są czy tylko ja na takich trafiam?

— Nocuje u swojej ex?! Co za debil... — jego twarz wykrzywiła się w grymasie, a czując złość na człowieka, którego nawet nie zna, cisnął trzymaną ścierką o blat.
— Mam nadzieję, że z nim skończyłaś relację. Ten też kompletnie nie jest ciebie wart. I nie, raczej nie wszyscy tacy są, lecz niestety jest takich dość duży odsetek. Mówię ci, ustal sobie jakieś standardy i się ich trzymaj, to już na takich trafiać nie będziesz. — poradził, będąc pewien swoich przekonań i słów.

— Chyba tak zrobię... — powiedziała, po czym się do niego uśmiechnęła.
— Dziękuję za te rady i ogólnie za rozmowę. Już się znacznie uspokoiłam.

— Nie ma sprawy. Dla mnie to sama przyjemność. — również się uśmiechnął szeroko, pokazując rząd białych zębów.
— Jak coś, to nie musisz płacić za te shoty. — pokazał na kieliszki palcami.
— Będą one na mnie.

— O matko, dziękuję bardzo. — wyraźnie się ucieszyła, a jej uśmiech się poszerzył.
— Najlepszy jesteś. Ja już się będę zbierać, ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wpadniemy na siebie. — powiedziała, wstając i biorąc swoją torbę oraz telefon w ręce.

— Też mam taką nadzieję. Do zobaczenia, Robin.

— Do zobaczenia, Felix. — pożegnała się, po czym wyszła z baru.

Lee znów powędrował do swojej głowy, w której myśli i tak zaczęły znów krążyć wokół Hyunjina. Poradził Robin ustalić sobie jakieś standardy, aby nie zostać zranioną przez żadnego mężczyznę, a czy on sam takie posiadał? Czy kiedykolwiek takie sobie ustalił? Jeśli tak, to najwyraźniej czerwonowłosy mężczyzna, który ostatnio nie opuszczał jego umysłu, te standardy spełniał. A kto wie, czy ich nawet nie przewyższał? Tylko czy on go zna na tyle, aby stwierdzić, że któryś z jego standardów nie jest przez niego złamany? A może Hyunjin jest ideałem? Czy ideały istnieją...?



🦋🦋🦋



Jisung nie mógł już wytrzymać. Nie był w stanie być na niego zły oraz nie był w stanie go o nic obwiniać. Był natomiast w stanie zapomnieć o tym, że jest on liderem zorganizowanej grupy przestępczej. Że zabijał ludzi. Że popełniał różne inne przestępstwa. W końcu w stosunku co do niego i swoich najbliższych był najwspanialszą osobą, jaką znał. Chyba to się powinno najbardziej liczyć - czyli to, jak traktuje swoich bliskich, a nie obcych ludzi, którzy również są przestępcami i mordercami.

Po wczorajszym seansie filmowym z Felixem, gdy wrócił do swojego pokoju, dużo myślał nad wszystkim. Nad samym sobą i swoimi szybko zmieniającymi się morałami. Nad Hyunjinem, Chanem, Jeonginem i innymi Harpiami, które miał okazję poznać i nad tym, czy są oni złymi ludźmi. Nad tym, jak bardzo jego życie się zmieniło w tak krótkim czasie. To wszystko zaczęło go przytłaczać, więc jedyne czego teraz chciał, to przytulić się do swojego ukochanego oraz chciał usłyszeć od niego te dwa magiczne słowa. Tylko tyle potrzebował w danym momencie do szczęścia czy chociażby uspokojenia swoich skołatanych myśli.

Dopiero po całym dniu zastanawiania się nad tym, co ma zrobić, wieczorem stanął przed drzwiami do sypialni Chana z załzawionymi oczyma. Nawet nie wiedział czemu, ale chciało mu się płakać. Zapukał niepewnie do drzwi i już po chwili usłyszał kroki w ich stronę, pochodzące z wewnątrz pokoju. Gdy Bang otworzył drzwi na oścież, ten wręcz wpadł na jego klatkę piersiową, szczelnie obejmując go w talii, wtulając się w niego. Chan, który na początku był w niemałym szoku, najpierw stał w bezruchu z nieco uniesionymi rękoma. Gdy jednak usłyszał pociągnięcie nosem, od razu go objął i wtulił jeszcze bardziej w siebie, o ile to było możliwe.

— Sungie, Słońce... — zaczął zmartwionym tonem, opierając się swoim podbródkiem o jego głowę.
— Co się stało? — spytał, wędrując jedną dłonią do jego włosów, które zaczął uspokajająco głaskać.

— Przepraszam, Channie. — powiedział nieco płakliwym głosem, odwracając głowę tak, aby móc swobodnie oddychać.

— Czekaj... — Bang zaczął się cofać razem z nim, aby móc zamknąć drzwi, co zrobił, po czym odsunął od siebie nieznacznie Jisunga, trzymając go za ramiona, aby móc spojrzeć na jego twarz.
— Za co mnie przepraszasz?

— Za to... — pociągnął nosem i otarł samotną łzę, która leciała mu po policzku.
— ...co zrobiłem wtedy na imprezie. — powiedział, mając na myśli pocałowanie Minho i jego ogólne zachowanie.

— Oj, Słońce... — odetchnął, jakby z ulgą, gdyż wcześniej bał się, że stało się coś poważnego. Przyciągnął go z powrotem do siebie, a ten znów oplótł go szczelnie swoimi rękoma. Zaciągnął się swoim ulubionym zapachem, jakim były perfumy Chana i przymknął oczy, rozkoszując się tą chwilą. Tak bardzo mu tego brakowało...
— Nie przepraszaj mnie za to. Wiem, że byłeś na mnie zły i miałeś do tego prawo i powody. — powiedział spokojnym tonem, znów głaszcząc go po włosach.

— No właśnie. — pociągnął nosem i westchnął, uspokajając drżący głos i siebie.
— Byłem zły, ale już nie jestem. — pokręcił szybko głową na boki.
— Nie potrafię...Wybaczam ci wszystko, Channie. Kłamałem...Wierzę w to, co mi wtedy powiedziałeś. — wyznał, ściskając go mocniej. Chanowi natomiast mocniej zabiło serce. Wierzył mu...To liczyło się najbardziej.

— Słońce... — zaczął, znów odsuwając go nieznacznie od siebie. Ułożył swoje dłonie na jego policzkach i wytarł kciukami łzy, które wcześniej opuściły oczy Hana. Odetchnął z ulgą, a z jego oczu również poleciało kilka łez, po czym uśmiechnął się do niego, czując radość przez to, że ten w końcu do niego wrócił. Że w końcu wrócił do jego ramion.
— Kocham cię i nic nigdy tego nie zmieni. Mam nadzieję, że teraz też mi wierzysz... — powiedział delikatnym tonem, a Jisung zaczął kiwać głową na tak, również się nieco uśmiechając.

— Oczywiście, że ci wierzę. Ja ciebie też kocham, Channie. — odpowiedział, a ten nie mogąc już dłużej wytrzymać, przyciągnął go do słodkiego pocałunku.

Obaj tak bardzo stęsknili się za swoimi ustami, że z radości i ulgi, obaj kompletnie się rozkleili, pozwalając łzom płynąć po ich policzkach. W końcu obaj przestali czuć pustkę. W końcu czuli się tak, jakby byli tam, gdzie należeli, czyli przy sobie. W końcu ich serca przestały boleć, a zaczęły bić mocniej, gdy byli przy sobie. W końcu są razem, lecz tym razem otwarcie przyznając się do tego, że kochają siebie nawzajem.

Tej nocy obaj zasnęli u swego boku z uśmiechami na twarzy. Tego właśnie pragnęli - zasypiać i budzić się obok ukochanej osoby codziennie, aż do ich śmierci. Nic innego dla nich nie liczyło się tak bardzo, jak ich miłość do siebie. Bo miłość nie powinna być tak trudna, więc oni sprawili, żeby taka nie była...

—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—

Ten rozdział jest dedykowany Robi, aka x_coconut_g gdyż to z nią miałam mini collab, pisząc ten rozdział. Tak, postać o imieniu Robin, jest stworzona przez Robi, która tak BTW JEST WŁAŚCICIELKĄ SUPER SERWERA NA DC, który jest stworzony z myślą o was i o innych autorach.

Zapraszam bardzo serdecznie! Link znajduje się na mojej tablicy. (daje tam zawsze teasery do następnych rozdziałów oraz istnieje tam specjalny kanał, gdzie możecie porozmawiać o tym fanfiku z innymi czytelnikami)

Zrobiłam także crossover z moim drugim fikiem "The Role of Chemistry ▮ Mattwoong", do którego czytania również zapraszam. Te dwa fanfiki znajdują się w tym samym uniwersum, hih.

A tak ogólnie to OMG, CHANSUNGI ZNOWU RAZEM

Notka od Bety: YEAAAAAAH!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top