2 - Lee Felix Yongbok
Ilość słów: 3680
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Obudził go straszny ból głowy oraz karku i mrowienie w lewej ręce. Jęknął przeciągle z powodu ogromnego dyskomfortu. Otworzył powoli oczy, aby te przyzwyczaiły się do światła, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, w jakiej pozycji się znajduje. Siedział na drewnianej podłodze, bokiem oparty o metalową ramę łóżka, do której miał również przykutą rękę, która przez to, że znajdowała się wyżej niż reszta jego ciała, mrowiła od niewystarczającej ilości krwi w kończynie. Powoli uniósł głowę, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu, przy okazji poprawiając swoją pozycję na chociaż trochę wygodniejszą.
Znajdował się ewidentnie w jakiejś sypialni. Pierwsze, co zauważył to drewniana komoda pomalowana na biało, która stała blisko drzwi. Naprzeciwko łóżka znajdowała się trzydrzwiowa biała szafa, po której na środku było lustro, w którym zauważył siebie, dalej ledwo kontaktującego. Gdy obejrzał się za siebie, zobaczył jedyne okno, które się tam znajdowało i wpuszczało naturalne światło dzienne. Ostatnie, na co spojrzał, to swój zakuty nadgarstek.
To było dla niego jak kubeł zimnej wody, wylany prosto na jego głowę. Właśnie zdał sobie sprawę, że został porwany, a do jego głowy zaczęły napływać wspomnienia z nocy. Zaskakująca pobudka, nachylający się nad nim czerwonowłosy mężczyzna, zimne ostrze przy jego gardle, jego chłopak, który został czymś odurzony, dziwne słowa i akcje jego porywacza. Jego pierwszym odruchem od razu była próba wyrwania ręki z kajdanek, co z wiadomych powodów, nic mu nie dawało, natomiast robiło hałas, który mógł działać na jego niekorzyść. Zaczął więc rozglądać się za czymkolwiek, co mogłoby mu pomóc się wydostać.
Mimo przerażenia, próbował zachować spokój, gdyż wiedział, że musi uciec, przeżyć i przede wszystkim dowiedzieć się co z Changbinem. W końcu po tym, jak jego porywacz go odurzył, mógł wrócić do jego chłopaka i mu coś zrobić, a te myśli przerażały go bardziej, niż możliwość utraty swojego własnego życia. Niewiedza na temat sytuacji jego, jak i Changbina, była największą torturą, jaką kiedykolwiek przeżył, a torturowany już był, ale fizycznie.
Po rozejrzeniu się, stwierdził, że coś, co mogłoby mu pomóc, może się znajdować w komodzie przed nim, lecz nie miał opcji, jak się do niej dostać. Przesuwanie dosyć ciężkiego łóżka nie wchodziło w grę, gdyż jego porywacz również mógłby to usłyszeć, a on nawet nie zdążyłby czegokolwiek zrobić. Pozostała mu więc tylko jedna opcja, która niezbyt mu się podobała, ale był zbyt zdesperowany, żeby wyjść z tej sytuacji, aby myśleć o tym, jak bardzo to będzie nieprzyjemne.
Włożył sobie koszulkę między zęby, przygotowując się w ten sposób na nadchodzący ból, aby nie przegryźć sobie języka i przy okazji stłumić jakiekolwiek dźwięki, które wyjdą z jego ust po tym, co zrobi. Złapał za kciuk od lewej ręki, wciągnął głęboko powietrze, po czym pociągnął za niego z taką siłą, że wyjął palec ze stawu. Gdyby nie koszulka między zębami, krzyknąłby z ogromnego bólu. Oddychał ciężko, zaciskając mocno zęby, zupełnie tak, jakby pomagało to w zmniejszeniu bólu. Gdy jego kciuk praktycznie latał luźno, był w stanie wyjąć rękę z kajdanek. Wstał z podłogi i dalej trzymając koszulkę w zębach, znów złapał za kciuka od lewej ręki, przymknął oczy i wstawił go sobie z powrotem, co również sprawiło mu niemało bólu.
Gdy już tak bardzo nie czuł pulsującego bólu w dłoni, wstrząsnął ręką i sprawdził, czy może ruszać palcem. Rozejrzał się po pokoju, zastanawiając się, co ma teraz zrobić. Nagle lecz usłyszał kroki, które sugerowały, że ktoś wchodzi po schodach. Wytrzeszczył oczy i znów rozejrzał się po pomieszczeniu. Zauważając lampkę, stojącą na szafce nocnej obok łóżka, od razu do niej podszedł i ją szybko zgarnął. Ustawił się za drzwiami i uniósł ręce z lampką, przygotowując się do ataku. Wciągnął powietrze do płuc, wstrzymując oddech, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
Gdy drzwi się otworzyły, bez zawahania walnął w tył głowy osobę wchodzącą do pomieszczenia. Czerwonowłosy syknął z bólu i prawie stracił równowagę. Gdy ten złapał się za bolące miejsce ręką, blondyn przeraził się, że nie otrzymał takiego efektu, jakiego oczekiwał. Wypuścił lampkę z rąk, która upadła na podłogę z hukiem i wybiegł szybko z pokoju.
— I tak nie uciekniesz! — krzyknął za nim, masując sobie tył głowy, gdy ten zbiegał już po schodach.
Nie rozglądając się zbytnio, dosyć szybko znalazł drzwi wyjściowe. Złapał za klamkę i wybiegł na ganek. Gdy miał już zbiegać ze schodków, przed twarzą pojawił mu się czerwonowłosy, który zeskoczył z daszku, wcześniej wychodząc przez okno w pokoju, w którym był więziony blondyn. Otworzył szeroko oczy i zaczął się cofać, gdy ten szedł w jego stronę z cwanym uśmiechem.
— Mówiłem, że nie uciekniesz. — wzruszył ramionami, gdy blondyn trafił na ścianę. Oddychał szybko, nie tylko z powodu krótkiego wysiłku fizycznego, ale też i przerażenia.
— Nie wiem, czy zauważyłeś... — rozejrzał się na boki, stając tuż przed nim. Spojrzał znów na niego z góry, a ten przez różnicę wzrostu musiał lekko zadrzeć głowę.
— ...ale znajdujemy się w pierdolonym lesie. Daleko od ludzi. A teraz chodź. — złapał go mocno za nadgarstek i zaczął ciągnąć z powrotem do środka. Ten próbował wyrwać się z jego uścisku, lecz jego próby szły na marne, a na dodatek ręka, za którą ten ciągnął, dalej była obolała.
— Czego ode mnie chcesz?! Zostaw mnie! — wykrzykiwał, gdy wchodzili po schodach.
— Chcę, abyś przestał się wyrywać, bo nic ci to nie da. — powiedział spokojnie. W końcu dotarli do pokoju gościnnego, gdzie czerwonowłosy przykuł z powrotem blondyna do łóżka, ale tym razem mocniej.
— A teraz grzecznie tu chwilę posiedzisz i nie będziesz nic próbował. — mówił, chowając klucz od kajdanek do kieszeni spodni. Blondyn patrzył na niego złowrogo, mając tymczasowy przypływ odwagi. Być może przez to, że na dany moment jego życie nie było zagrożone.
— Jak już mówiłem, nie uciekniesz. Jesteśmy w lesie, daleko od cywilizacji. — mówił z wrednym uśmiechem. Wiedział bardzo dobrze, że niezbyt wychodzi mu bycie groźnym, dlatego nawet się nie starał.
— Nawet, jeśli jakimś cudem byś uciekł, to wiedz, że i tak cię znajdę...Ale wtedy to się nie skończy twoim porwaniem, a tym, czym miało na samym początku.
Gdy to powiedział, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Ten odprowadził go morderczym wzrokiem, wyobrażając sobie milion sposobów na zrobieniu mu poważnej krzywdy. Strach, który go wcześniej opanował, kompletnie zniknął, a zastąpiło go wkurzenie. Miał wrażenie, że czerwonowłosy ma niezły ubaw z całej tej sytuacji, jednocześnie dając wrażenie, jakby nie do końca wiedział, co robi. Zupełnie tak, jakby nie wiedział jak wyglądają groźne porwania. Chociaż to nie było też tak, że blondyn chciał, aby jego porwanie było zagrażające jego życiu. Cała ta sytuacja była z lekka absurdalna, przez co miał ogromny mętlik w głowie, sam już nie wiedząc, czy ma się martwić o swoje życie i Changbina, czy nie.
Hyunjin zszedł do salonu i wyciągnął telefon z kieszeni swojej bluzy typu kangur. Westchnął głośno zrezygnowany, gdyż sam już nie wiedział, co on tak właściwie robi. Pierwszy raz kogoś porwał i kompletnie nie wiedział, co z tą osobą ma zrobić. Aby chociaż trochę uspokoić swój umysł i ustalić dalszy plan, postanowił wybrać numer do swojego dobrego przyjaciela, który często mu pomagał w znalezieniu niektórych zleceń lub innych przydatnych, lecz nielegalnych rzeczy.
— Halo? — usłyszał głos przyjaciela, który odebrał po kilku sygnałach.
— Cześć, Seungmin. Mógłbyś, proszę, sprawdzić dla mnie pewną osobę? — spytał od razu, słysząc skrzypnięcie krzesła, na które mężczyzna najprawdopodobniej usiadł.
— Jasne. O kogo chodzi? To kolejne twoje zlecenie?
— Tak. Sprawdź proszę mi Lee Felixa Yongboka. — powiedział, drapiąc się po głowie jedną ręką. Już po chwili usłyszał stukanie palców o klawiaturę i kliknięcia myszki.
— Wydaję mi się, że szybko znajdziesz, bo jest to chyba dość niespotykane połączenie imion.
— Tak. Znalazłem. Hmm... — słyszał scrollowanie myszki oraz to, jak ten odkłada telefon na biurko, przełączając go na głośnomówiący.
— A więc tak...Lee Felix Yongbok, urodzony piętnastego września dwutysięcznego roku w Busan. Od ponad roku jest pełnoprawnym prawnikiem i w swojej karierze przegrał tylko jedną sprawę... — przerwał na chwilę, a Hyunjin zaczął chodzić w tę i we w tę, zastanawiając się, dlaczego miał zlecenie na jakiegoś prawnika.
— Jeśli chodzi o te mniej legalne rzeczy, to z tego co widzę, to ma jakieś powiązania z Meduzami...Często bronił w sądzie członków właśnie tej mafii. — nagle wszystko miało więcej sensu dla Hwanga. Czyli jednak nie jest tak do końca niewinny, mimo że się na takiego wydaje.
— Hmm...dziwne... — mruknął.
— Co jest dziwne? — spytał, stając w miejscu.
— Nie mogę znaleźć nic na temat jego rodziców...Zupełnie tak, jakby nie istnieli. — znów słyszał klikanie i wpisywanie czegoś na klawiaturze. Zmarszczył brwi w zdziwieniu, lecz jakoś się tym faktem nie przejął. I tak ta informacja była na dany moment najmniej ważna.
— Aby znaleźć informacje o nich, to chyba musiałbym wejść na bardziej zaawansowaną stronę, a to może trochę zająć.
— Wiesz co, nie zawracaj sobie tym głowy. Nie jest to jakaś ważna informacja dla mnie. — wytłumaczył i nagle usłyszał przesuwanie czegoś ciężkiego w pokoju, w którym więził Felixa. Westchnął ciężko i skierował się w stronę schodów.
— Czekaj chwilę, bo ten idiota coś kombinuje... — oznajmił, wchodząc po schodach.
— A mówiłem mu, żeby nic nie próbował... — powiedział cicho bardziej do siebie, niż do Seungmina.
— O jakim idiocie mówisz? — spytał ze słyszalnym zdziwieniem.
— O Felixie. Porwałem go. — powiedział tak, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
— Że co zrobiłeś?! — spytał, będąc w szoku, a Hyunjin mógłby przysiąc, że jego przyjaciel właśnie miał wytrzeszczone oczy.
— Długa historia. — otworzył drzwi od pokoju i pierwsze, co zobaczył to Felixa dalej przykutego do łóżka, które było przesunięte na środek pokoju, a sam blondyn ciągnął je w stronę komody.
— Muszę się tym zająć. — Felix przestraszył się i odwrócił się gwałtownie w stronę Hyunjina, po czym znów zmrużył na niego złowrogo oczy.
— Zadzwonię do ciebie później, aby ustalić zapłatę, okej? — spytał, powoli podchodząc do mężczyzny.
— Wiesz co? Nie płać mi, a za to wpłać odpowiednią kwotę na jakąś organizację charytatywną i wyślij mi potwierdzenie wpłaty. Ok? — zaproponował.
— Pewnie. Do usłyszenia.
— Do usłyszenia. — pożegnali się i Hyunjin się rozłączył, po czym włożył telefon z powrotem do kieszeni. Spojrzał na blondyna z pobłażaniem i założył ręce na biodra.
— Powiedz mi, co chciałeś uzyskać? Gdzie chciałeś się wybrać z tym łóżkiem, Lee? — spytał z lekkim rozbawieniem, ale też i poirytowaniem. Czuł, jakby zajmował się nieposłusznym dzieciakiem.
Blondyn nic mu nie odpowiedział, tylko patrzył na niego wzrokiem, który mógłby zabić. Póki co, Hyunjin wydawał mu się niezbyt groźnym człowiekiem, dzięki czemu czuł większą pewność siebie. Dalej lecz w środku czuł strach, głównie o Changbina. Hyunjin podszedł do łóżka i zaczął je przesuwać z powrotem na miejsce, przez co Felix upadł na ziemię, pociągnięty razem z łóżkiem. Jęknął przeciągle przez ból w nadgarstku, po czym uniósł się, aby usiąść tak, jak wcześniej. Oddychał ciężej, gdyż wcześniej namęczył się z przesuwaniem łóżka, lecz jak się okazało, kompletnie na marne.
Hyunjin kucnął przy Felixie i przyjrzał się jego twarzy. Światło dzienne jak i zapalone światło uwydatniały wszelkie rysy i cechy jego twarzy. Teraz widział jeszcze więcej piegów, nie tylko na policzkach i nosie, ale także i na skroniach. Jego oczy wyglądały tak, jakby miały w sobie kuleczki z jego ulubionej bubble tea, co również w pewien sposób urzekło Hwanga, zupełnie tak, jak ten jeden pieg w kształcie serca. Dopiero teraz zauważył, że górna warga jego ust była nieco większa od dolnej, lecz to wcale nie odejmowało wrażenia, że są one niesamowicie miękkie. Z jego ust znowu przeniósł wzrok na jego oczy, które wyrażały zdziwienie i niepewność. No tak - w końcu nic nie mówił, tylko przypatrywał się jego twarzy, na dodatek będąc jego porywaczem. Oczywiście, że jest zdezorientowany.
— Posłuchaj mnie teraz uważnie. Od tego będzie zależeć twoje życie. — zaczął, a ten spojrzał na niego z zaciekawieniem, dalej będąc lekko zdziwionym wcześniejszym przyglądaniem się mu. Zaczął myśleć, że padł ofiarą handlu ludźmi, a ten ocenia po jego wyglądzie, ile za niego dostanie.
— Dostałem na ciebie zlecenie, aby cię zabić. — powiedział prosto z mostu, od razu widząc zmianę emocji w oczach Felixa. Widział zaskoczenie i strach. Strach o własne życie.
— Z niewiadomych mi przyczyn moja intuicja podpowiedziała mi, żeby jeszcze cię nie zabijać, ale nie obiecuję, że to się ewentualnie nie stanie. — mówił spokojnym i opanowanym głosem, przez co Felix dopiero teraz zaczął się go bać. Jednak, aby być groźnym, nie trzeba wcale używać przemocy.
— Także teraz opowiesz mi wszystko o sobie, inaczej zmienię zdanie, zabiję cię i odbiorę swoją zapłatę. — uśmiechnął się miło i przechylił lekko głowę w bok, czekając na jego odpowiedź.
— Nic ci nie powiem. — odpowiedział krótko, po czym podwinął nogi do klatki piersiowej i objął je wolną ręką. Położył głowę na swoich kolanach i spojrzał się przed siebie. Jeśli powiedziałby cokolwiek, szczególnie o grupie, w której się znajduje, to czekałby go gorszy los niż zwykła śmierć poprzez płatnego zabójcę. Wolał zginąć w taki sposób, na dodatek z wiedzą, że Changbinowi raczej nic nie jest, biorąc pod uwagę to, że ten miał zlecenie tylko na niego i porwał tylko jego.
— Pewnie. Obraź się jeszcze. — prychnął i przewrócił oczami ze zirytowaniem. Dosłownie, jak z dzieckiem...
— Powiedziałem, że zależy od tego twoje życie. Nie chcesz żyć? — spytał, a ten nie reagował w żaden sposób, nawet nie drgnął palcem. Hyunjin czując, jak cierpliwość z niego ucieka, westchnął głośno i złapał jedną ręką mocno za policzki Felixa i zwrócił jego głowę w swoją stronę. Ten czując ból, syknął i ścisnął lekko powieki.
— Słuchaj. Mi nie zależy na twoim życiu. Więc jeśli nie masz zamiaru powiedzieć niczego o sobie, to nie ma sprawy. — mówił wściekle. Pierwszy raz od dawna ktoś tak bardzo podniósł mu ciśnienie. Nawet Jisung mówiący cały czas o Chanie aż tak go nie wkurzał. Może po prostu nie rozumiał, jak komuś może nie zależeć na własnym życiu.
— Wiesz, jak działam? — zapytał retorycznie.
— Najpierw podrzynam gardło, a moja ofiara dławi się własną krwią, dusi się nią wręcz... — mówił, coraz bardziej zaciskając swoje palce na jego policzkach, sprawiając, że Felixowi zaczęły lecieć łzy.
— Patrzę, jak życie z nich ucieka, a oni desperacko próbują się jakoś uratować. — wstał i dalej trzymając go za policzki, nachylił się nad nim tak, że miał całkowicie zadartą głowę do tyłu.
— Potem, gdy moje ofiary opadają już z sił i umierają, przecinam skórę wzdłuż lewego przedramienia i lewego uda, a to tylko dlatego, że satysfakcjonuje mnie to, jak mój sztylet łatwo wtapia się w skórę człowieka i tnie ją bez żadnego problemu. — mówił tak bardzo opanowanym głosem o odbieraniu komuś życia, że było to przerażające.
I on doskonale widział ten strach w oczach Felixa, ale o to mu chodziło. Chciał, aby się bał o własne życie i powiedział cokolwiek, aby ten go nie zabił, bo on tego nie chciał. Intuicja jeszcze nigdy go nie zawiodła, więc on nie chciał zawodzić jej. Wpatrywał się więc groźnie w jego skrzywioną z bólu twarz. Widział łzy wypływające z kącików jego oczu. Nie wiedział czy były one z bólu, czy ze strachu. Patrzył tak na niego z nadzieją, że ten powie cokolwiek. W końcu zdając sobie sprawę, że dość mocno ściska jego policzki, puścił je. Ten od razu spuścił głowę i jedną ręką zaczął rozmasowywać obolałe miejsca. Hyunjin odszedł od niego kawałek i spojrzał na mężczyznę. Felix wyczuwając na sobie jego intensywny wzrok, spojrzał mu prosto w oczy. Miał łzy w oczach i czerwone ślady od palców Hwanga na swoich policzkach. Blondyn patrzył na niego wściekłym, ale też i zrezygnowanym wzrokiem. Tak, jakby pogodził się z tym, że może umrzeć.
— Ostatni raz mówię... — Hyunjin westchnął głośno i znów spojrzał na mężczyznę z nadzieją.
— Powiedz mi o sobie, to przeżyjesz.
Felixowi zaczęły jeszcze bardziej lecieć łzy z oczu. Nie dość, że ręka niesamowicie go bolała, to teraz na dodatek policzki i szczęka. Oczywiście, że bał się o swoje życie i nie chciał umierać. Lecz nie miał innego wyboru. Jak Meduzy się dowiedzą, że cokolwiek powiedział, to i tak będzie martwy, ale zginie w gorszy sposób. A tak przynajmniej zachowa swoją lojalność do końca życia. Lojalność nie tylko do grupy, do której należy, ale też i do swojego chłopaka. Wyprostował się więc, po czym splunął tuż pod nogi swojego porywcza.
— Pierdol się. — odrzekł krótko, po czym odchylił głowę do tyłu, ukazując swoją szyję.
— No dajesz! Poderżnij mi gardło i miejmy to już za sobą! — jego oddech przyspieszył, ale dalej trwał w tej pozycji, czekając na ruch Hyunjina.
Bał się jak cholera, ale był gotów, by umrzeć. Pogodził się ze śmiercią już dawno, wiedząc, że będąc w tym podziemnym świecie, może umrzeć tak naprawdę w każdej chwili. Zamknął więc oczy i oczekiwał aż osoba, która miała i tak na niego zlecenie, podejdzie i poderżnie mu gardło, w myślach żegnając się ze wszystkimi bliskimi mu osobami.
— Nie chciałem, żeby do tego doszło, ale nie pozostawiasz mi innego wyboru. — powiedział ze słyszalnym zawodem w głosie.
Spojrzał na gotowego umrzeć mężczyznę ze smutkiem. Czy naprawdę informacje, którego od niego wymagał, były warte utraty życia? Nie chciał go tak bardzo zabijać, jego intuicja również tego nie chciała. Westchnął więc ciężko, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Schodząc po schodach, wyjął telefon z kieszeni i zaczął szukać odpowiedniego kontaktu.
Natomiast, gdy Felix usłyszał zamykane drzwi, od razu spojrzał ze zdziwieniem w ich stronę. Momentalnie do jego głowy zaczęły napływać różne pytania. Czy jego porywacz blefował? Czy to był kolejny, niespodziewany test Meduz, sprawdzający jego lojalność? Dlaczego czerwonowłosy tak bardzo chciał, aby ten powiedział mu o sobie? Dlaczego raz wydawał się przerażający, a raz w pewnym sensie przejęty jego losem? Co z Changbinem? Tyle pytań, na których nie znał odpowiedzi i nie wiedział, czy kiedykolwiek je pozna.
Hyunjin stanął przy oknie w salonie, trzymając telefon przy uchu. Nie podobał mu się jego własny pomysł, ale czuł, że tylko w taki sposób będzie w stanie coś wyciągnąć z blondyna. W końcu po kilku sygnałach usłyszał głos swojego przyjaciela.
— Co tam, Hyunjinnie? — słyszał w jego głosie, że się uśmiecha i gdyby nie aktualna sytuacja, pewnie sam by się uśmiechnął.
— Cześć, Chan. To, co teraz powiem, może cię zaskoczyć, ale nie martw się, opowiem ci kiedy indziej tę historię. — podrapał się nerwowo po karku.
— Będę potrzebował twojej pomocy lub kogoś od ciebie...
— Pewnie. O co chodzi? — spytał, nie wiedząc, że nie będzie kompletnie przygotowany na to, co jego przyjaciel mu powie.
— Bo... — zaśmiał się nerwowo.
— ...porwałem moje zlecenie i...
— CO ZROBIŁEŚ?! — przerwał mu, krzycząc do telefonu, przez co Hyunjina zabolało ucho. Westchnął ciężko i złapał się palcami za nasadę nosa.
— Powiedziałem przecież, że kiedy indziej ci to wytłumaczę... — powiedział ze zrezygnowaniem. Chan siedział w podziemnym życiu praktycznie od urodzenia, a dalej niektóre rzeczy go zaskakiwały. To z jednej strony było w pewnym sensie urocze, ale z drugiej strony jest to dorosły mężczyzna, który jest liderem organizacji przestępczej. Raczej nie powinien być uroczy w swoim lekkim zagubieniu w tym mafijnym życiu.
— Mam nadzieję, że pierwszy szok minął.
— Tak, przepraszam. Czego ode mnie potrzebujesz?
— A więc...tak, jak mówiłem, porwałem moje zlecenie, bo intuicja mi trochę za późno powiedziała, żeby może jednak go nie zabijać. — mówił z ironią.
— Dowiedziałem się mniej więcej od Seungmina kim jest, ale jak zadaje mu pytania, to nie chce nic mówić, siedzi cicho. Ja po prostu chcę, aby powiedział mi cokolwiek, co sprawi, że nie będę musiał go zabić. — mówił desperacko. Zaczynał się zastanawiać, dlaczego tak bardzo zależy mu na życiu kogoś, kogo nie zna i na dodatek miał na tę osobę zlecenie, ale skoro już tak postanowił, to chciał utrzymać swoje postanowienie niezabijania go.
— Rozumiem. — nastała chwila ciszy, w której Chan ewidentnie pisał coś na klawiaturze swojego telefonu.
— Wyślę do ciebie Minho. On jest dobry w wyciąganiu informacji z innych. Jesteś u siebie, czy...?
— U siebie. — odpowiedział od razu. Zaczął się stresować i nawet nie wiedział dlaczego. Może dopiero teraz doszło do niego, co tak właściwie zrobił.
W końcu porwał, niezbyt udolnie, mężczyznę, którego miał zabić, który współpracuje z jakąś mafią - która go pewnie teraz szuka - i próbuje namówić go do powiedzenia czegokolwiek, co go przekona do niezabijania go. Na dodatek dochodził fakt, że tak w sumie nie wiedział, co ma potem zrobić z mężczyzną. Przecież nie może go wiecznie więzić w swoim pokoju gościnnym. Powoli zaczynał tracić swoje zmysły, a jego noga zaczęła niespokojnie i nerwowo stukać o podłogę.
— O! Właśnie dostałem informację, że jak tylko Minho skończy pewną robotę, to skieruje się od razu do ciebie. — oznajmił.
— Hyunjinnie? Wszystko okej? — spytał ze słyszalną troską w głosie.
— Tak...Po prostu pierwszy raz takie coś zrobiłem i nie wiem zbytnio, jak mam się zachowywać, ale nie martw się, dam sobie radę. — uspokoił przyjaciela i też w jakiś stopniu siebie.
— Jak będziesz potrzebował jeszcze czegoś, to śmiało pytaj. — powiedział pewnie.
— Jak też nie będziesz wiedział, co masz zrobić z tym porwanym, to możemy razem coś wykombinować.
— Dziękuję, Chan. — uśmiechnął się lekko. Cieszył się, że miał takiego przyjaciela, który znał jego podziemne życie, dzięki czemu mógł mu mówić o wszystkim, a czasami i prosić o rady.
— Jutro ci wszystko opowiem albo zrobi to Minho jeszcze dziś. Kiedyś ci się za to odwdzięczę.
— Nie musisz, Hyunjinnie. Może i nie jesteś w Harpiach, ale wiedz, że tobie zawsze pomogę, bo tak jak oni, jesteś dla mnie jak rodzina. — mówił, a Hwang znów słyszał, że ten się uśmiecha. Jego słowa uspokoiły go jeszcze bardziej, a przez chwilę nawet zapomniał, że ma porwanego mężczyznę w pokoju u góry.
— Ty dla mnie też jesteś jak rodzina. Dziękuję jeszcze raz, Chan. Do zobaczenia. — pożegnał się, również się uśmiechając.
— Do zobaczenia. — rozłączył się i Hyunjin schował telefon do kieszeni.
Westchnął ciężko i spojrzał na schody prowadzące na górę. Jedno małe zawahanie sprawiło, że teraz ma na głowie swoje pierwsze porwanie. Co on miał teraz z tym faktem zrobić? Dlaczego takie małe rzeczy sprawiały, że człowiek musiał się mierzyć z większymi konsekwencjami?
🦋🦋🦋
Po jakiejś godzinie czekania usłyszał, jak jakiś samochód podjeżdża pod jego dom. Od razu wstał z kanapy i udał się do drzwi wejściowych, aby je otworzyć. Gdy to zrobił, przed nim stanął Minho, mający rękę w górze, którą chciał do drzwi zapukać, lecz nie zdążył.
— To gdzie masz tego porwanego? — spytał od razu z lekkim uśmiechem, bez przywitania, opuszczając rękę. Hyunjin wpuścił go do środka, lecz przeszli najpierw do salonu.
— Zanim do niego pójdziemy, to powiem ci to, co się o nim dowiedziałem. — powiedział najpierw, a ten stanął przed nim i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, oczekując na informacje.
— Mów mi wszystko...Dawno z nikogo nie wyciągałem informacji. — klasnął nagle w dłonie z zadowolenia i potarł je o siebie, uśmiechając się przebiegle.
— Nie mogę się doczekać...
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Kochać Lino.
Fun fact: Ja i moja Beta mamy motylowych biasów. Moim biasem jest Jisung, jej Chan, aczkolwiek w Stray Kids moim biasem jest Hyunjin, a jej Lee Know. Natomiast moim wreckerem w Motylu jest Lee Know, a jej Hyunjin.
Mówimy też sobie, że ja jestem połączeniem Chana z Hyunjinem, a ona Jisunga z Minho. Jako że Chansunga mamy już, ona ma z kimś już Hyunho, to oficjalnie otwieram zgłoszenia na bycie mym Felixem!
Any Felix stan?
Znaczy obie jesteśmy OT8, ale wiecie, jest zawsze ta jedna osoba, która jest biasem tak trochę bardziej niż reszta.
A kto jest waszym biasem w Stray Kids?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top