14 - Słońce

Ilość słów: 6767

—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—

Felix siedział na schodach, patrząc na drzwi wejściowe, z niecierpliwością czekając na trójkę Harpii, która miała zaraz wrócić do rezydencji po spotkaniu z Meduzami. Machał nerwowo nogą, obejmując się za brzuch, który bolał go ze stresu. Było mu wręcz niedobrze i bał się, że zaraz zwymiotuje. Niewiedza, co z nim się stanie w najbliższe godziny, dobijała go i robiła mu okropny mętlik w głowie.

Gdy usłyszał otwieranie drzwi wejściowych, serce zabiło mu mocniej i od razu spojrzał w tamtą stronę. Po chwili do środka weszła trójka mężczyzn, mająca poważne miny. W trakcie, gdy ci zmieniali buty na kapcie, Felix podszedł do nich szybko ze zmartwioną miną, chcąc się dowiedzieć, jak przeszło spotkanie.

— Proszę, powiedzcie mi, że będę żył. — powiedział błagalnym tonem, gdy w końcu go zauważyli.
— Chcę wiedzieć tylko to.

— Przez ten tydzień na pewno. — odpowiedział Chan bez emocji, wymijając Felixa, kierując się w stronę schodów. Miał już nieco dość tego dnia, a jedyne co chciał, to iść do swojego pokoju, aby na spokojnie obmyślić plan jutrzejszej randki z Jisungiem, na którą nie mógł się doczekać.

— Tak. Jak minie ten tydzień to robisz "pa pa", Felix. — dodał Minho z wrednym uśmiechem. Słyszący to Hyunjin, który szedł za mężczyzną, przewrócił tylko oczami, a Felix wytrzeszczył swoje w strachu. Gdy go wyminęli, ruszył za nimi.

— Co? Jak to? Czy ktoś może mi powiedzieć w końcu, co ustaliliście?! — ostatnie pytanie wręcz wykrzyczał w zdenerwowaniu. Trójka mężczyzn odwróciła się w jego stronę. Minho miał uniesioną brew, patrząc na niego oceniająco. Hyunjin spojrzał na niego z nieznacznym zmartwieniem, a Chan z powagą.

— Za tydzień odbędzie się wyścig motocyklowy. My mamy wystawić kogoś do niego i oni kogoś wystawią. Ten, kto wygra, będzie miał...ciebie. — odpowiedział Chan, po czym znów się odwrócił i zaczął wchodzić po schodach. Felix stał w miejscu, mrugając szybko oczami, przetwarzając tę informację. Hyunjin i Minho przyglądali się mu, chcąc widzieć jego reakcję.

— Czyli...to czy przeżyję, zależy od tego, kto wygra jakiś tam nielegalny wyścig? — spytał retorycznie, nie wiedząc do końca, czy ma się bać, czy wręcz przeciwnie.
— Błagam, powiedzcie, że macie kogoś dobrego. — powiedział, spoglądając na obu mężczyzn z nadzieją.

— Czy ja wiem, czy Chan jest taki dobry... — powiedział Minho z niepewnym grymasem na twarzy, chcąc nastraszyć bardziej Felixa. Tak naprawdę był przekonany, że lider Harpii jest jednym z lepszych kierowców w całym Busan.

— Dzięki, że we mnie wierzysz, Minho! — krzyknął Chan, będąc już na górze schodów, a po chwili zniknął im z pola widzenia.

— Do usług! — odkrzyknął mu, lekko się uśmiechając.

— Mam nadzieję, że jest lepszy od Sana lub Hongjoonga. Znając ich, wystawią do wyścigu któregoś z nich. — powiedział załamanym głosem. Chyba jednak wolał żyć w niewiedzy, niż wiedzieć i stresować się cały tydzień tym, czy Harpie wygrają wyścig. Niestety nie można mieć wszystkiego...

— Chodź... — powiedział Hyunjin wskazując głową na schody.
— Teraz moja kolej, aby cię pilnować. — powiedział obojętnym tonem.

Hyunjin znów był zły, ale tym razem na Chana. Teraz zadanie pilnowania Felixa wydawało mu się cięższe. Przez to, że zdążył się do niego przywiązać, chciał go unikać w obliczu jego możliwej śmierci. Nie mógł jednak tego zrobić, przez ten wyznaczony mu obowiązek. Nie chciał go pilnować, bo wiedział, że przez to tylko bardziej się do niego przywiąże. Jak to się stanie, a Chan przegra wyścig, śmierć Felixa go zaboli. Nie chciał tego. Nie chciał znowu czuć tego bólu straty...



🦋🦋🦋



Jisung tym razem schodził wolniej po schodach na klatce, nie chcąc aż tak bardzo się męczyć, aby się nie spocić. W połowie maja pogoda naprawdę dopisywała, a temperatura była dość ciepła nawet wieczorem, więc łatwiej było o posiadanie mokrych pach czy też czoła. Han nie chciał więc na to pozwolić, aby jego wygląd, nad którym starał się przez ponad godzinę, został zniszczony. Trzymając w dłoniach małe pudełeczko, wyszedł na parking, gdzie czekał na niego Chan, stojący przy swoim "czarnym rumaku".

Tym razem mężczyzna był odwrócony w jego stronę, uśmiechając się szeroko i obserwując, jak ten się do niego zbliża. Jisung uśmiechał się nieśmiało, nie spuszczając wzroku z Chana. Uśmiechem próbował zakryć swój stres, lecz tym razem spowodowany martwieniem się, czy ten mały prezent, który mu przygotował, spodoba się mężczyźnie. W końcu stanął przed nim i uśmiechnął się szerzej.

— Cześć, Sungie. — przywitał się z czarującym uśmiechem, po czym przyjrzał się wyglądowi Jisunga, który po raz kolejny zaparł mu dech w piersi.

Jisung chciał być najpiękniejszą wersją siebie na ich randce. Umówił się do fryzjera przed spotkaniem, aby zrobić sobie trwale falowane włosy, które dawały pozór lekko wilgotnych; czuł się w nich naprawdę dobrze. W związku ze szczególną okazją postawił na jakiś nowy styl ubioru, którego nigdy nie próbował. Zdecydował się grubo przed randką wybrać do sklepu i zakupić nowe ubrania. Między innymi był to czarny podkoszulek na ramiączkach, na który założył spadający z jego ramienia sweter z dziurami o sporej wielkości. Dawał on wrażenie troszkę porwanego, co zadziwiająco współgrało z całym jego strojem. Dolna część jego ubioru to były czarne, materiałowe spodenki sięgające do jego kolan. Dołożył do całej stylizacji białe zakolanówki, na które założył swoje czarne conversy. Czuł się dziwnie, z racji próbowania nowego stylu, ale czego nie zrobi dla chłopaka? Do jego ubioru wręcz pięknie wpasowała się nowo zakupiona biała torebka, w której trzymał wszystkie potrzebne rzeczy.

— Cześć...Channie. — dodał niepewnie i również spojrzał na niego od dołu do góry, a widząc dokładniej jego strój, myślał, że zemdleje - w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Stwierdzenie, że Chan wyglądał bosko, opisywało tylko małą część tego, jak dobrze on wyglądał. Tak samo jak Jisung, miał on na sobie czarny podkoszulek na ramiączkach, na który założył białą, zwiewną koszulę. Owa koszula w tamtym momencie spadała z jego rąk tak, że idealnie odkrywała jego mięśnie. Jego równie umięśnione nogi były bardzo widoczne za dziurami w jego jeansowych, czarnych spodniach, które złapane były paskiem u góry części odzieży. Na obuwie wybrał swoje wygodne glany. Natomiast włosy, które przez niedawną jazdę, jak i wiatr delikatnie owiewający ich osoby, opadały na jego przystojną twarz tak, że człowiek nie chciał w ogóle odwrócić od niej wzroku.

— Mam coś dla ciebie. — powiedział z nieśmiałym uśmiechem Jisung, wyciągając w jego stronę małe, czarne pudełeczko.

Chan spojrzał na niego z małym zdziwieniem, nie spodziewając się, że dostanie od niego jakikolwiek prezent już na ich pierwszej randce. Z równie nieśmiałym uśmiechem przyjął od niego pudełeczko i je od razu otworzył, będąc ciekaw, co jest w środku. Jego oczom ukazał się srebrny brelok w kształcie tarczy słońca z wygrawerowanymi inicjałami "B.C." na jego środku. Przyjrzał się najpierw przedmiotowi, a następnie spojrzał rozczulony na Jisunga. Ten prezent jak i sam mężczyzna byli strasznie uroczy i Chan myślał, że się zaraz rozpłynie.

— Mam nadzieję, że się podoba. — powiedział nieśmiało, czując, jak jego policzki robią się gorące.
— Jeśli przypniesz sobie do kluczy, to...jest on na szczęście i ochronę na drodze. — powiedział z nieco niezręcznym uśmiechem, chowając ręce za plecy. Po minie Chana kompletnie nie mógł stwierdzić czy mu się ten brelok podoba, czy nie.

— Jest uroczy. — powiedział, wyjmując brelok i patrząc na niego, a potem znów wracając wzrokiem na Jisunga.
— Ale ty bardziej. — powiedział z czarującym uśmiechem.
— Przypnę sobie ten brelok do kluczy, jeśli ty pozwolisz mi nazywać cię moim Słońcem. — powiedział, patrząc na niego znacząco, a ten miał ochotę krzyknąć ze szczęścia. Uśmiechnął się jednak lekko, próbując jednocześnie powstrzymać się od skakania z radości.

— Słońcem mogę ci pozwolić mnie nazywać...ale czy twoim...? — powiedział tajemniczo, próbując zachować chociaż trochę niedostępności. W rzeczywistości mógłby mu nawet pozwolić na nazywanie go czymś obraźliwym, byle tylko być przy nim. Czy było to niezdrowe i obsesyjne podejście? Pewnie tak, ale nie zamierzał się tym przejmować.
— Spytaj mnie na koniec randki, to ci odpowiem. — dodał tajemniczo, biegając wzrokiem wszędzie, byle tylko nie spojrzeć w oczy Chana i się nie wydać.

— Ooo... — Chan potaknął powoli głową, zdając sobie z czegoś sprawę.
— Czyli to czy będę mógł cię nazywać swoim, zależy od tego, jak ta randka przebiegnie? — spytał, zamykając pudełeczko jedną ręką, w drugiej trzymając brelok. Spojrzał na niego podejrzliwie, uśmiechając się i unosząc jedną brew. Jisung w końcu nie wytrzymał i tęskniąc za jego oczami, spojrzał w nie, widząc w nich dokładnie to, co chciał zobaczyć - radość.

— Możliwe. — wzruszył ramionami, uśmiechając się niewinnie, a Chan na tę odpowiedź ukazał swój biały rząd równych zębów.

— W takim razie mam nadzieję, że to, co nam przygotowałem, ci się spodoba. — powiedział tajemniczo, po czym odwrócił się na chwilę od niego, wziął w rękę klucz ze stacyjki i wrócił spojrzeniem na Jisunga.
— A to sobie oczywiście przyczepię i zostawię na zawsze. — powiedział, ukazując brelok.

— Daj. — powiedział, wyciągając w jego stronę dłoń, sugerując, aby położył na nie pudełeczko. Ten to zrobił, a Jisung schował je do swojej małej torebki, w której miał wszelkie niezbędne mu rzeczy. Chan w tym czasie szybko uporał się z przypięciem breloka do kluczyka.

— Idealnie. — powiedział, unosząc nieco klucz, aby móc się lepiej przyjrzeć. Jisung uśmiechnął się szeroko, będąc zadowolonym, że prezent spodobał się mężczyźnie, a stres, który wcześniej mu towarzyszył, kompletnie zniknął.
— Też coś dla ciebie mam. — powiedział, odwracając się, wkładając kluczyk z powrotem do stacyjki, po czym wziął jeden kask, a następnie założył go na głowę Jisunga.
— Ale dam ci to dopiero jak będziemy na miejscu. — powiedział z szerokim uśmiechem, zapinając mu kask tak, aby mu nie spadł.

Spojrzał mu jeszcze raz w oczy, widząc w nich iskierki ekscytacji, po czym sam założył swój kask i wsiadł na motocykl. Przechylił go tak, aby młodszy mógł na niego wsiąść, a gdy ten oplótł go szczelnie w pasie swoimi rękoma, odpalił silnik i ruszył z impetem z miejsca. Jisung ścisnął go mocniej, bardziej przytulając się do jego pleców, aby nie spaść. Lecz tym razem się nie bał, a wręcz przeciwnie - cholernie mu się to podobało i dostarczało wystarczająco adrenaliny, od której coraz bardziej się uzależniał.

Chanowi natomiast podobał się ten uścisk wokół jego talii. Gdyby mógł, to chciałby, aby Jisung go tak przytulał zawsze. Z resztą - nie tylko to, ale chciał też, żeby po prostu był przy nim blisko. Zaczął się od niego uzależniać, ale on nie miał zamiaru iść na odwyk. Nie mógłby tak zwyczajnie odpuścić sobie widoku jego radosnego uśmiechu, rozpromienionej twarzy i tych oczu, w których mógłby utonąć. Oczu, które były prawdziwe i szczere. Oczu, które wyrażały wszystkie emocje i uczucia ich właściciela.

Jechali przez miasto, przeciskając się przez korki pełne samochodów ludzi, którzy albo gdzieś wyjeżdżali na weekend, albo wracali z pracy do domu. Jisunga jednak zdziwiło, gdy wjechali na obrzeża miasta, następnie całkowicie je opuszczając. Skręcali w jakieś mało uczęszczane uliczki, aby na koniec dostać się na żwirową drogę, przy której nie stały żadne domy czy też nawet uliczne lampy. Powoli zbliżali się do górki z małym lasem i Jisungowi zaczęło coś nie grać.

Nagle przypomniał sobie o tym, jak to Hyunjin zawsze mówił, że Chan nie jest dla niego odpowiednią osobą, nigdy nie podając powodu dlaczego. W jego głowie zaczęły się formować różne czarne scenariusze, a większość z nich kończyła się jego fatalną śmiercią. Jego serce przyspieszyło bicie ze strachu i stresu, a szczęście, które wcześniej odczuwał, szybko z niego uleciało. Co, jeśli tym prezentem dla niego jest dziura w ziemi, w której zostanie pochowany żywcem, po tym, jak już Chan go wykorzysta?

Nie...Przecież on taki nie był, prawda? A co, jeśli tak? Boże...Przecież on, będąc kompletnie zaślepionym zauroczeniem do tej cudownej, przystojnej i miłej odsłony Chana, nie powiedział nawet Hyunjinowi, że ma z nim randkę. Jeśli za niedługo zginie, to nikt nie będzie o tym wiedział. Boże, jaki on był głupi...

W końcu zaparkowali przy samym lesie, tam, gdzie żwirowa droga się skończyła. Gdy Chan zgasił silnik, Jisung puścił jego talię i zastygł w miejscu jak sparaliżowany. Co teraz? Musiał działać szybko, więc w jego głowie zaczął się układać plan ucieczki. Dalej siedząc na motocyklu, rozglądał się wokół w poszukiwaniu czegokolwiek, lecz znikąd nie widać było potencjalnej pomocy. Jedynym opcjonalnym planem była szybka ucieczka na nogach. Może miał je krótkie, ale potrafił dość szybko nimi przebierać. Póki co, zamierzał udawać, że wszystko jest okej. W końcu nie był pewny czy któryś z tych czarnych scenariuszy w ogóle się spełni.

— Sungie, Słońce. — wyrwał go z transu okropnych myśli, mówiąc do niego nieznacznie rozbawionym głosem. Spojrzał na młodszego przez ramię i zmarszczył brwi, widząc, że ten się nieco spiął oraz niezbyt udolnie próbował ukryć emocje.
— Wiem, że lubisz jeździć na motocyklu, ale niestety do finalnego punktu naszej podróży musimy przejść pieszo.

— Hmm? — mruknął, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Dopiero po chwili skapnął się, że ma zsiąść z pojazdu, aby umożliwić to też Chanowi.
— A, tak, tak. Już zsiadam. — zaśmiał się niezręcznie, po czym prawie wywalając się na ziemię, zsiadł z motocykla, a zaraz po nim zrobił to Chan. Obaj ściągnęli kaski w tym samym momencie i zostawili je na pojeździe, po czym poprawili sobie włosy.

— Chodź. — wyciągnął do niego rękę i zwrócił się ciałem w stronę lasku.
— Musimy przejść przez te drzewa.

Jisung spojrzał niepewnie na jego dłoń, zastanawiając się, czy to dobry pomysł, aby za nią złapać. Co, jeśli w ten sposób straci możliwość szybkiej ucieczki, będąc schwytanym w jego sidła? Po chwili jednak przypomniał sobie, że póki co ma się zachowywać normalnie. Potrząsnął więc lekko głową i złapał za jego dłoń, a ten pociągnął go za sobą.

Weszli w głąb nieco ciemnego lasku, idąc wąską, udeptaną ścieżką. Promienie słoneczne przebijały się przez korony drzew, co jakiś czas oświetlając ich złotymi promieniami, powoli chylącemu się ku zachodowi słońca. W końcu wyszli zza drzew na pełną mocno zielonej trawy polanę, która aż kusiła, aby na niej usiąść lub się położyć. Lecz to dalej nie był koniec ich podróży, gdyż musieli wejść na sam szczyt górki.

Gdy tam dotarli, im obu ukazał się zapierający dech w piersiach widok. Na trawie leżał niebieski, wydający się na miękki kocyk. Obok niego stał dość spory, wiklinowy kosz, a wokół tego wszystkiego losowo były ułożone, jeszcze niezapalone świeczki w przejrzystych słoikach, dodając romantycznego klimatu. Z tego miejsca mieli wręcz doskonały widok na całe Busan, kawałek morza oraz złoty zachód słońca, które codziennie się chowało za horyzontem wykonanym z szerokiej wody.

Jisung jednocześnie odetchnął z ulgą, że jego czarne scenariusze się nie spełniają i westchnął z wrażenia. To, co starszy im przygotował sprawiało, że miał lekko rozchylone usta, niedowierzając w to, co widzi. Kompletnie go zatkało i nie wiedział, co ma powiedzieć lub zrobić. Zamiast tego stał jak wryty w miejscu, dalej trzymając Chana za rękę.

Starszy natomiast znalazł sobie lepszy widok niż miasto, czy morze. Z niemałą satysfakcją obserwował reakcje Jisunga, które były nawet lepsze, niż sobie to wcześniej wyobrażał. Widząc jego szok i zaniemówienie oraz znów te iskierki ekscytacji w jego oczach, zapragnął częściej robić im takie randki, tylko po to, aby móc znów podziwiać właśnie takie jego reakcje.

— Zapraszam, Słońce, na kocyk. — wskazał ręką przed nich, wyrywając tym samym Jisunga z transu zachwytu nad widokiem miasta.

— Ale tu jest...pięknie... — westchnął rozmarzonym tonem, gdy usadowili się na kocu. Chan uśmiechnął się szeroko, będąc zadowolonym, że jego małe, sekretne miejsce, które znalazł lata temu, spodobało się młodszemu. Szczególnie, że był on pierwszą osobą, którą tu zabrał.

— Czy ja wiem...Ja teraz znalazłem sobie lepszy widok. — powiedział z czarującym uśmiechem, nie spuszczając nawet na chwilę wzroku z Jisunga. Ten w końcu spojrzał na starszego i gdy zdał sobie sprawę, że to o nim mówił, zarumienił się, a jego serce znów przyspieszyło swoje bicie, lecz tym razem z onieśmielenia.
— A! — klasnął w dłonie, przypominając sobie o czymś.
— Tak jak mówiłem, mam coś dla ciebie... — powiedział tajemniczo, po czym otworzył kosz i wyciągnął z niego granatowe, podłużne pudełeczko.
— No...może bardziej dla nas obu.

Jisung zmarszczył brwi w zdziwieniu i zaciekawieniu. Chan wyciągnął w jego stronę pudełeczko, a ten z małą niepewnością je przyjął. Powoli je otworzył, a ich oczom ukazały się dwie srebrne bransoletki z małymi przewieszkami w kształcie motocykli, po jednej na każdą. Młodszy przejechał po jednej delikatnie palcem, podziwiając ją.

— Pomyślałem, że fajnie by było mieć jakąś pamiątkę z naszej pierwszej i mam nadzieję, że nie ostatniej randki. — powiedział nieśmiało i niepewnie, nie wiedząc, czy dobrze trafił z prezentem.
— Jako że ja uwielbiam motocykle oraz zauważyłem, że też się nimi zainteresowałeś, to właśnie taką przewieszkę wybrałem. — wyjaśnił szybko, a Jisung spojrzał na twarz Chana z małym wzruszeniem. Jakim cudem trafił na tak cudownego mężczyznę, który na dodatek myśli o dosłownie wszystkim?

— Wspaniały pomysł, Channie. — powiedział z szerokim uśmiechem, a ten od razu odetchnął z ulgą i również się szeroko uśmiechnął. Jego zadowolenie również wzrosło, gdy po raz kolejny tego dnia usłyszał z ust Jisunga zdrobnienie swojego imienia.
— Są śliczne. — powiedział, patrząc znów na bransoletki.

Chan wyjął jedną z pudełka i niemo poprosił Jisunga o wystawienie nadgarstka. Ten więc wyciągnął w jego stronę swoją prawą rękę, a starszy zapiął na niej biżuterię. Młodszy również wyciągnął drugą bransoletkę i zapiął ją na prawym nadgarstku Chana. Obaj przyjrzeli się jeszcze raz przewieszkom z motocyklami, a potem uśmiechnęli się do siebie.

— Chyba naprawdę musisz lubić motocykle. — skwitował Jisung, a starszy się lekko zaśmiał.

— Uwielbiam. Chociaż bardziej od samych pojazdów uwielbiam jazdę na nich, szczególnie w nocy. — odpowiedział, po czym zajął się wyjmowaniem wszystkich rzeczy z koszyka, kładąc je między nimi na kocu.

— Może powinieneś brać udział w jakiś wyścigach. — rzucił wesoło pomysłem, patrząc na to, co wyciąga Chan z koszyka. Gdy zobaczył swój ulubiony sernik w jednym z pudełek, oczy mu się zaświeciły, jednocześnie wzdychając nad wspaniałomyślnością starszego. W pudełkach widział same swoje ulubione dania, o których kiedyś mu powiedział, a ten je najwyraźniej zapamiętał. Urocze.

— Cóż... — zaczął z niezręcznym uśmiechem, drapiąc się jedną ręką po karku.
— Tak jakby...może trochę...uczestniczę czasami w wyścigach. — przyznał, a Jisung spojrzał na niego, wytrzeszczając oczy w szoku.

— Co? Jak to "tak jakby"? — spytał ze zdziwieniem.

— Powiem ci, jeśli...nie zgłosisz mnie na policję. — powiedział tajemniczo, z niewinnym uśmiechem. Jisung tylko bardziej wytrzeszczył oczy w szoku i lekkim strachu. Czemu miałby go zgłaszać na policję?

— Dlaczego miałbym to robić? — spytał niepewnie, nieznacznie się odsuwając od niego. Co, jeśli jednak któryś z jego czarnych scenariuszy się spełni?

— Bo...to nie są tak do końca legalne wyścigi. — powiedział bardzo powoli, bojąc się jego reakcji, widząc, że ten po tej informacji zaczął toczyć walkę w swoim własnym umyśle.

Jisung nie wiedział, co miał o tym sądzić. Z jednej strony, nie lubił łamać prawa i osób, które to robią. Chociaż był hipokrytą, bo sam to prawo łamał, aczkolwiek w nieszkodliwy dla innych ludzi sposób. Gdy się głębiej nad tym zastanowił, to poprzez takie wyścigi Chan również nikogo nie krzywdził. Natomiast martwiła go jedna, bardzo istotna sprawa.

— Aaa...One nie są przypadkiem bardzo niebezpieczne? Co, jeśli coś ci się stanie na którymś wyścigu? — spytał z troską i nieznacznym strachem. Strachem o życie Chana.

— Te wyścigi różnią się od legalnych tylko tym, że nie trzeba się nigdzie rejestrować oraz pieniądze za wygraną są często większe. — odpowiedział poważnie, ale też zapewniająco. Nie chciał, aby Jisung się o niego niepotrzebnie martwił.
— No i wiadomo, te nielegalne są praktycznie zawsze w nocy oraz nie są uregulowane prawnie. — dodał z nieśmiałym uśmiechem.

— Oł...Rozumiem. — potaknął głową na znak, że przyjął tę informację. Dalej lecz czuł lekki niepokój, bojąc się o życie i zdrowie Chana, co ten najwyraźniej zauważył.

— Nie martw się, Słońce. — powiedział z lekkim uśmiechem, przybliżając się do niego i powoli wyciągając w stronę jego twarzy dłoń.
— Dbam o swoje bezpieczeństwo. Zawsze mam na sobie odpowiedni strój i kask oraz się nie popisuję specjalnie tak, jak niektórzy cwaniacy. — zapewnił, odgarniając kosmyk włosów za jego ucho, aby lepiej widzieć jego uroczą twarz.

— No dobrze...Wierzę ci. — powiedział, wzdychając, po czym mimowolnie wtulił policzek w jego dłoń, której jeszcze nie zabrał i przymknął oczy na ten przyjemny dotyk.
— Ale i tak będę się troszkę martwić. Szczególnie jak nie będę nawet wiedział, czy właśnie przypadkiem nie jesteś na takim wyścigu. — powiedział, wydymając wargi, robiąc minkę zbitego pieska.

— A może...Chciałbyś pójść na taki wyścig? — spytał z nadzieją w głosie.
— Będę się ścigał w ten czwartek i w sumie, przydałoby mi się twoje wsparcie. — powiedział nieśmiało, uśmiechając się niewinnie, aby w ten sposób go jakoś przekonać.
— Hyunjin też będzie.

— Chwila... — zmarszczył brwi w zdezorientowaniu.
— To Hyunjin też wie?

— Tak. — odpowiedział, zdejmując dłoń z jego policzka, na co ten zrobił niezadowoloną minę. Tak bardzo było mu przyjemnie, kiedy ten gładził kciukiem jego skórę.
— On tak naprawdę wie już od jakiegoś czasu. — dodał, a Jisungowi nagle zaczęły się łączyć kropki w głowie.

— Ooo...To może o to chodziło Hyunjinowi... — powiedział, kiwając głową, zdając sobie z czegoś sprawę.

— Co? O co chodzi? — spytał zdezorientowany, a Jisung spojrzał na niego, jakby przepraszająco.

— Bo... — zaczął niepewnie.
— Wcześniej Hyunjin cały czas mi powtarzał, że nie jesteś odpowiedni dla mnie. Kiedy pytałem dlaczego, nie miał żadnych argumentów. — wzruszył lekko ramionami.
— Pewnie nie chciał mi tak o mówić, że czasami uczestniczysz w nielegalnych wyścigach. — wywnioskował.

— Ooo...Rozumiem. — pokiwał powoli głową na znak, że przyjął tę informację. Z jednej strony, ta jego niewiedza była dość urocza, a z drugiej chciałby mu kiedyś powiedzieć prawdę. Zanim to jednak nastąpi, musi minąć naprawdę dużo czasu. Chciał jak najdłużej trwać w "normalnym" związku, odłączonym od mafijnego świata.
— To jak? Będziesz mi dopingować na wyścigu? — spytał jeszcze raz z zachęcającym uśmiechem, a ten się chwilę zastanowił.

— Okej. Ale nie jadę z Hyunjinem. — zagroził mu palcem.
— Ty musisz po mnie przyjechać. — powiedział, robiąc uroczą minę, a Chan się lekko zaśmiał.

— Oczywiście. Jakże bym mógł przepuścić okazję na twoje przytulanie się do moich pleców podczas jazdy? — powiedział z czarującym uśmiechem, a Jisung myślał, że się zaraz rozpłynie.

W końcu zajęli się również jedzeniem, które przygotował Chan oraz rozmowami na różne przyziemnie i interesujące ich tematy. Humor im dopisywał, a sami przekonywali się, jak bardzo do siebie pasują, często mając podobne do siebie zdanie na jakiś temat. Natomiast, gdy mieli odmienne zdanie - uzupełniali się. Czuli się, jakby dosłownie byli swoimi bratnimi duszami.

Gdy słońce już prawie zaszło, a pudełka z jedzeniem zostały opróżnione, Chan postanowił zapalić świeczki, aby nadać więcej romantycznego klimatu. Dosyć szybko się z tym zadaniem uporał, po czym stanął przed Jisungiem i wyciągnął w jego stronę dłoń. Ten za nią złapał bez zastanowienia. Starszy specjalnie pociągnął go nagle i szybko do góry w taki sposób, że ten wpadł na jego klatkę piersiową z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, gdyż nie spodziewał się takiego ruchu. Chan objął go jedną ręką w jego wąskiej talii, niemalże obejmując ją całą tak, że stykali się klatkami piersiowymi. Jisung odruchowo oplótł swoje ręce wokół karku wyższego i spojrzał w jego oczy.

Tańczyły w nich iskierki szczęścia i ekscytacji, a to samo można było zobaczyć w oczach młodszego. Wpatrywali się tak sobie w oczy, nawzajem tonąc w swoich spojrzeniach, a czas i wszystko wokół zatrzymały się. Nie widzieli nic innego poza sobą, a motylki szalały im w brzuchach. Obaj wiedzieli, co zaraz nastąpi i nie mogli się już tego doczekać.

— To była najcudowniejsza pierwsza randka, na jakiej byłem. — wyznał Jisung rozmarzonym tonem, uśmiechając się szeroko.

— A wiesz, że to jeszcze nie koniec tej randki? — spytał, tajemniczo się uśmiechając.

— Tak? — spytał, unosząc brew.
— A co jeszcze masz zaplanowane? — przygryzł nieco dolną wargę.

— Hmm...Na pewno później leżenie na kocu, wtuleni w siebie i oglądanie gwiazd...Potem jeszcze nocna przejażdżka po mieście...No i jeszcze taka jedna, mała rzecz. — powiedział znów tajemniczo, cały czas pewnie mu patrząc w oczy.

— A co to za mała rzecz? — spytał ciekawsko, w środku jednak domyślając się, o co może mężczyźnie chodzić. Jego serce zabiło szybciej w ekscytacji.

— Zaraz się przekonasz. — odpowiedział z czarującym uśmiechem.

Wolną ręką, którą go nie obejmował, złapał za jego podbródek i nakierował jego usta na te swoje. Ich serca przyspieszyły bicie, wyznaczając jeden i ten sam rytm. Motyle w ich brzuchach stwarzały totalny chaos, a ich oddechy przyspieszyły, mieszając się ze sobą, gdy ich twarze powoli się do siebie zbliżały. Gdy dzielił ich może mniej niż centymetr, obaj przymknęli oczy.

Po chwili ich wargi złączyły się w miękkim i czułym pocałunku. Był on jak zastrzyk szczęścia i ekscytacji. Najpierw nadali sobie powolne tempo, kosztując swoich ust i rozpływając się nad ich miękkością. Potem pocałunek stał się nieco intensywniejszy i pewniejszy, gdyż obaj chcieli więcej. Jisung nawet ustał na palcach, aby być jeszcze bliżej Chana, o ile to było możliwe. Zatracili się w sobie kompletnie, stwierdzając, że nie potrzebują jeszcze powietrza. Chcieli, aby ta magiczna chwila się nigdy nie kończyła.

Lecz wszystko, co dobre, musi się kiedyś kończyć. W końcu zaczęli tego powietrza potrzebować, więc powoli się od siebie oderwali z cichym mlaśnięciem. Spojrzeli sobie w oczy, w których dalej tańczyły iskierki radości i ekscytacji. Uśmiechnęli się do siebie szeroko, a Jisung przestał stać na palcach i odchylił nieco głowę, aby widzieć dobrze całą, rozpromienioną oraz przystojną twarz Chana.

— Słońce? — zaczął, a Jisungowi znów szybciej zabiło serce. Uwielbiał to, że tak go nazywał, nawet chyba bardziej niż zdrobnieniem swojego imienia.

— Tak, Channie? — spojrzał na niego z ciekawością.

— Chyba nie wytrzymam do końca randki i muszę spytać teraz. — powiedział z niecierpliwością.
— Czy mogę już cię nazywać swoim? Moim Słońcem? — spytał z olbrzymią dozą nadziei słyszalną w głosie, a Jisung się tylko szerzej uśmiechnął.

— Tak, tak i jeszcze raz, tak. — odpowiedział pewnie.
— A ja mogę cię nazywać swoim? Moim Channiem?

— Tak, tak i jeszcze raz, tak. — odpowiedział z szerokim uśmiechem, a ich usta złączyły się znów w słodkim pocałunku, który był jak przypieczętowanie ich słów.



🦋🦋🦋



Jako że Hyunjin został sam z Felixem w rezydencji, przy okazji mając wolne w pracy, musiał już od rana go pilnować. Miał ogromny mętlik w głowie po ostatnich wydarzeniach i sam już nie wiedział, jak ma się zachować. Za wydarzenie ze strzelaniną, postrzelonym Jeonginem i SMS-a był już mniej zły. Widział to też po Harpiach, które po prostu żyły dalej, nie pozwalając sobie na niepotrzebne załamywanie się i denerwowanie tym, czego się już nie da cofnąć. Rozumiał ich - w końcu w tym świecie nigdy nie było wiadomo, kiedy twój czas na nim się skończy. Sam również powoli zaczynał się przekonywać do tego podejścia.

Z drugiej strony chciał na wszelkie możliwe sposoby unikać Felixa, chociaż było to niemalże niemożliwe. Nie chciał się do niego przywiązywać bardziej, na wszelki wypadek, jakby miał go za tydzień stracić. Stracił już kilka osób w swoim życiu i niezależnie jaką miał relację z daną osobą, wszystkie straty bolały tak samo. Może oprócz jednej, przez którą sam chciał umrzeć.

Z trzeciej strony widział, jak załamany jest Felix i to jak się stresuje, więc chciał mu pomóc. Dać mu chociaż trochę otuchy, gdyż nikt inny z Harpii mu tego dać nie chciał. Nie mógł sobie nawet wyobrazić, co młodszy Lee musiał czuć, mając świadomość, że za już niecały tydzień albo umrze, albo będzie mógł dalej żyć. Współczuł mu oraz martwił o jego stan psychiczny, więc ciężko mu było udawać, że jego los go nie obchodzi.

Chcąc odpocząć od tych wszystkich dręczących go myśli, chciał trochę pomalować na świeżym powietrzu. Jako że w rezydencji Harpii nie miał jeszcze żadnych swoich przyborów, oprócz ołówków i szkicownika, został zmuszony, aby pojechać do swojego domu, lecz nie mógł tam pojechać sam. Wyszedł więc ze swojego pokoju i stanął w progu otwartych drzwi od pokoju Felixa. Blondyn leżał na łóżku i czytał jakąś książkę. Będąc bardzo zainwestowanym w jej historię, nawet nie zauważył Hyunjina.

— Zbieraj się. — powiedział obojętnym głosem, a Felix wzdrygnął się lekko, opuszczając książkę na siebie z przestrachu. Łapiąc się za szybko bijące serce, spojrzał na Hwanga pytająco.
— Weź ze sobą jakąś bluzę. Wieczorem może być chłodno. — poinformował, a Felix uniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na mężczyznę ze zdziwieniem i zaciekawieniem. Gdy miał już pytać, gdzie się wybierają, ten dokończył.
— Czekam w garażu.

Gdy to powiedział, spojrzał ostatni raz na Felixa, po czym udał się do pokoju Chana, aby pożyczyć od niego samochód, wiedząc, gdzie ten trzyma klucze od pojazdu. Nie chciał jechać swoim motocyklem razem z Felixem tylko po to, aby nie czuć, jak ten się przytula do jego pleców i trzyma go w talii. Wiedział, że wtedy pewnie by pękł i nie wytrzymałby w swoim postanowieniu bycia na niego obojętnym.

Po wzięciu kluczy od razu udał się do garażu i otworzył odpowiednie drzwi pilotem. Wszedł do środka i wsiadł do pojazdu, po czym ustawił sobie lusterko i siedzenie tak, aby mu odpowiadało. Po chwili na miejscu pasażera usiadł blondyn, który trzymał w rękach ciemno-brązową bluzę z kapturem. Hyunjin nawet na niego nie patrząc, po prostu ruszył z miejsca.

— Gdzie jedziemy? — spytał niepewnie, patrząc na jego przystojny profil. Po jego minie widział, że ten nie jest zbyt zadowolony z tego, że musi go pilnować, więc bał się jakkolwiek do niego odezwać, ale był zbyt ciekaw.

— Do mnie. — odpowiedział krótko, nie chcąc się odzywać do niego więcej, niż to było konieczne.

Widząc, że Hyunjin nie jest zbyt skory do rozmowy, stwierdził, że również się nie będzie odzywać do niego. Pewnie i tak by mu nie odpowiadał lub tylko krótkimi zdaniami, a takich rozmów nienawidził najbardziej. Z drugiej strony chciał, aby ten zaczął z nim rozmawiać normalnie, aby móc szybciej przekonać go do siebie. Chciał tego też i z innymi Harpiami. Szczególnie wiedząc, że u Meduz nie ma już czego szukać. Dlatego właśnie chciał, aby Harpie mu zaufały, gdyż on na ten moment może zaufać tylko im.

Wiedział, że musi współpracować na każdy możliwy sposób, aby przetrwać i on już nie zamierzał nic kombinować, by się jakoś od Harpii wyrwać. Może, gdy mu już zaufają, będzie mógł ich nazwać rodziną, tak samo jak jeszcze stosunkowo niedawno Meduzy nią były. Przed rozmową Chana z Hongjoongiem miał jeszcze małą nadzieję na powrót do nich, lecz potem...Nóż został wbity prosto w jego plecy, a może nawet kilka od każdego z Meduz. Najbardziej jednak bolał ten od Changbina.

Pogrążony głęboko w swoich myślach nawet nie zauważył kiedy po mniej więcej czterdziestu minutach jazdy w ciszy, dojechali na miejsce. Hyunjin zaparkował blisko domu i obaj wysiedli z pojazdu. Gdy Hwang poszedł otworzyć dom, Felix stanął w miejscu i zaciągnął się świeżym powietrzem, pachnącym jeziorem i lasem iglastym. Na tę krótką chwilę kompletnie zapomniał o swoich wszelkich problemach, wraz z tym, że za niecały tydzień może umrzeć.

Gdy tak stał i napawał się pogodą, Hyunjin mijał go co jakiś czas, gdy wynosił wszelkie potrzebne mu rzeczy blisko pomostu. Po kilku minutach miał już ustawioną sztalugę ze średniej wielkości płótnem, taboret oraz stoliczek, a na nim farby i paletkę. Nie zwracając nawet uwagi na blondyna, po prostu przyjrzał się widokowi, który chciał namalować. Felix natomiast westchnął ciężko, wiedząc, że to będzie dość nudny dzień dla niego.

Nie mając co ze sobą zrobić, wszedł do domu Hyunjina, aby wziąć krzesło dla siebie. Nie chciał siedzieć w kompletnej ciszy, więc wpadł na pewien plan. Miał tylko nadzieję, że nie zirytuje nim jakoś bardzo Hwanga, przez co ten będzie chciał go utopić w jeziorze. Wyszedł z jednym z krzeseł z jadalni na zewnątrz i usiadł na nim niedaleko Hyunjina, ale tak, że nie widział tego, co maluje. Chciał sobie samemu zrobić niespodziankę i zobaczyć dopiero skończone dzieło czerwonowłosego.

Hyunjin widział Felixa kątem oka i przymknął na chwilę lekko oczy. Chciał go unikać, lecz ten ewidentnie miał inne plany. Westchnął głośno i zaczął malować swoją wizję widoku przed nim. Blondyn natomiast odchrząknął i zaczął się nieco bujać na krześle, zastanawiając się jak zacząć rozmowę.

— Od kiedy malujesz? — spytał, będąc szczerze ciekawym. Chciał trochę poznać Hyunjina. Jako jedyny z Harpii wydawał się taki prawdziwy. Być może dlatego, że wcześniej nie należał do mafijnego świata.

— Od małego. — odpowiedział krótko, nawet na niego nie patrząc, będąc skupionym na malowaniu. Wiedział, że młodszy mu nie odpuści i będzie próbował z nim rozmawiać, dlatego postanowił, że będzie odpowiadać mu na wszelkie pytania dla własnego spokoju. Lecz nie miał zamiaru odpowiadać mu długimi i pełnymi zdaniami. Gorzej, jak zada pytanie, które będzie od niego tego wymagało.

— A co lubisz malować najbardziej? — spytał, a Hyunjin zmarszczył brwi, gdyż poczuł się dziwnie. Pierwszy raz to nie on zadawał komuś pytania w trakcie, gdy malował, a ktoś zadawał je mu. Ktoś pierwszy raz od bardzo dawna był zainteresowany tym, co ma do powiedzenia i to na dodatek o sobie. Dosłownie czuł, jak powoli przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele.

— Przede wszystkim zakochane na zabój w sobie pary. — odpowiedział po chwili, nieco się rozluźniając. Może jednak będzie odpowiadał normalnie? Miło jest opowiadać swoje doświadczenia życiowe oraz ogólnie o sobie. Może dlatego też ludzie lubią, jak ten ich maluje? Bo mogą opowiadać o sobie, nie czując się samolubnie.
— Często maluje takie w kawiarni. Lubię słuchać ich historii miłosnych. — powiedział rozmarzonym głosem, lekko się uśmiechając. Na ten widok, Felix również się uśmiechnął.

— Widać, że to uwielbiasz. — powiedział z szerokim uśmiechem. Wiedział, że to po części jego zasługa, a on uwielbiał sprawiać uśmiech na twarzach innych, nawet obcych mu ludzi. Dlatego też lubił rozmawiać z ludźmi w barze. Zwykle przychodzili do niego załamani, a wychodzili z nieznacznym uśmiechem na twarzy i z dobrą radą.
— A co oprócz par?

— Na pewno kwiaty, motyle i...ogólnie naturę. Szczególnie jak mam możliwość malowania jej na świeżym powietrzu. — odpowiedział, spoglądając na blondyna. Ten się lekko uśmiechał, a w jego oczach mógł zobaczyć szczere zainteresowanie tym, co mówi. Zachęcony tym, malował dalej i miał ochotę opowiadać więcej.
— Malowanie natury jest bardzo wyciszające i sprawia, że można na te czasami kilka godzin uciec od wszelkich problemów i złych myśli. Jestem po prostu ja, natura, płótno i farby.

— To musi być też pewnie bardzo satysfakcjonujące. — powiedział, a ten spojrzał na niego pytająco.
— W sensie...Po całym dniu relaksacji, ale też i pracy nad obrazem wychodzi spod twoich rąk przepiękne dzieło. Musi to być satysfakcjonujące, że robiąc to, co uwielbiasz, tworzysz coś pięknego. — wyjaśnił, gestykulując rękoma.

— To prawda. — przyznał, przytakując mu lekko głową.
— Chociaż najwięcej satysfakcji daje zachwycona reakcja osoby, dla której się coś namalowało. — rozmarzył się znów.
— Dlatego tak często maluję pary.

— Sam też bym chciał umieć malować tak, jak ty. — przyznał, a Hyunjin spojrzał na niego ciekawsko.
— Po tym jak mnie porwałeś, szukałem raz apteczki. Wszedłem do twojego pokoju i tam widziałem twoje biurko pełne szkiców. Chciałem spytać...Dlaczego masz wiele ich nieskończonych? — spytał, a ten znów zrobił kilka pociągnięć pędzlem na płótnie.

— Często miałem tak, że co chwila coś mi nie pasowało w danym rysunku, więc, aby się nie denerwować, odpuszczałem. W końcu rysowanie ma sprawiać przyjemność, a nie frustrację. — wzruszył ramionami.
— Czasami też w trakcie rysowania czegoś, nagle wpadałem na pomysł narysowania czegoś innego...I tak jakoś wychodziło...

— Rozumiem. — pokiwał głową.
— A lubisz robić coś jeszcze oprócz malowania? — spytał, będąc szczerze zainteresowanym.

— Lubię... — zastanowił się chwilę, przy okazji bardziej skupiając uwagę na obrazie.
— Lubię poezję. Czasami przed snem czytam różne wiersze. One też mnie niejednokrotnie inspirują do malowania. Sam też próbowałem coś pisać... — to ostatnie powiedział ciszej, lekko się zawstydzając, mimo że nie miał do tego powodu.

— Ooo...A pokażesz? — spytał od razu, lekko się ekscytując. Sam również czasami czytał poezję, więc był bardzo ciekaw tej stworzonej przez Hyunjina.

— Nie ma takiej opcji. — pomachał od razu głową na nie, a Felixowi momentalnie zrzedła mina.
— To nie ma prawa ujrzeć światła dziennego. Jedyną osobą, która je widziała, jestem ja i niech tak pozostanie.

— Dlaczego? Na pewno są świetne i nie ma czego się wstydzić. — próbował go przekonać, lecz ten dalej kręcił głową na lewo i prawo.
— A możesz chociaż powiedzieć, o czym są? — spytał z nadzieją, a Hyunjin westchnął, chwilę się zastanawiając.

— Są o tym, co lubię też malować. Czyli o...naturze, motylach, kwiatach i...miłości. — to ostatnie dodał cicho pod nosem, lecz Felix i tak to usłyszał.

— Teraz jeszcze bardziej mam ochotę je przeczytać. — powiedział z szerokim uśmiechem.

— Felix... — nagle Hyunjin zdał sobie z czegoś sprawę, więc spojrzał na blondyna podejrzliwe.
— Co ty, tak właściwie, robisz? — spytał pretensjonalnie.
— Czy ty mnie próbujesz w ten sposób jakoś udobruchać? Myślisz, że jak będziesz udawać, że interesujesz się mną, to zapomnę o tym, co zrobiłeś? — zaczął go atakować wręcz pytaniami, a Felix zrobił zakłopotaną minę.

— Oczywiście, że nie. — odpowiedział mu pewnie.
— Ja naprawdę byłem tego wszystkiego ciekaw i nie ukrywam, trochę to przykre, że odebrałeś to kompletnie inaczej. — powiedział z lekkim smutkiem, a Hyunjin zmarszczył brwi, nie wiedząc, co ma o tym sądzić. — Wiem, że ty i reszta Harpii mi tego nigdy nie zapomnicie, ale... — spuścił głowę i zaczął się bawić swoim palcami.
— Być może za niecały tydzień stracę życie albo zostanę u was i nie ma innych opcji. — uniósł znów głowę i spojrzał pewnie prosto w oczy Hyunjina.
— I mogę teraz zabrzmieć jak chorągiewka, ale prawda jest taka, że u Meduz nie mam już czego szukać. Jeśli Chan wygra wyścig, to chciałbym po prostu...zaprzyjaźnić się z wami...współpracować z wami. — mówił powoli, tłumacząc swój punkt widzenia. Teraz liczył tylko i wyłącznie na zrozumienie Hyunjina, dlatego patrzył na niego z nadzieją.

Hwang wyglądał, jakby toczył walkę z samym sobą w swoim umyśle i po części tak właśnie było. Z jednej strony nie wiedział, czy mu wierzyć, gdyż zdążył się już przejechać na jego kłamstwie lub przemilczanej prawdzie. Z drugiej strony wyglądał, jakby mówił szczerze, a na dodatek nie miał po co kłamać. Jakby spojrzeć na to z szerszej perspektywy, Felix nie miał już nic do stracenia. Pomijając oczywiście jego życie po przegranym przez Chana wyścigu.

Hyunjin nie wiedział, co ma mu na to odpowiedzieć. Spojrzał na niego, poszukując jakichkolwiek oznak tego, że ten po prostu kłamie. Być może szukał tego, gdyż w przypadku przegranej Chana, stracenie Felixa nie bolałoby go. Lecz nic takiego nie widział. Mówił prawdę. Hwang westchnął więc ciężko, a jego mina złagodniała, po czym znów wrócił do malowania obrazu.

— A ty? Co lubisz najbardziej? — spytał, również będąc jego ciekaw. Faktycznie - Felix albo zginie za niecały tydzień, albo zostanie z nimi. Może więc warto było go poznać lepiej?

— Jeśli pytasz mnie tylko dlatego, bo czujesz się w jakiś sposób winnym albo czujesz się głupio, bo ja pytałem wcześniej ciebie, a ty mnie nie, to możesz sobie odpuścić. — powiedział obojętnym tonem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Nie. — spojrzał mu prosto w oczy, aby wiedział, że ten mówi szczerze.
— Też jestem ciekaw ciebie. W końcu sam mówiłeś...Za niecały tydzień albo nas opuszczasz, albo z nami zostajesz. Chcę więc wiedzieć, czy porwałem wartościowego człowieka, który ma więcej do zaoferowania sobą, niż bycie prawnikiem i negocjatorem. — powiedział pewnie, po czym znów wrócił wzrokiem na obraz.

— Ou... — jego mina od razu złagodniała. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi i to jemu zrobiło się głupio za to, że od razu posądził go o coś innego.
— W takim razie...Lubię ludzi. Jak już raz wspominałem, lubię pracę w barze głównie dlatego, że mogę rozmawiać z różnymi ludźmi i słuchać ich historii. Najczęściej opowiadają o swoich problemach miłosnych i ja często...daję im jakieś rady albo przynajmniej naprowadzam na odpowiedź. — mówił z lekkim uśmiechem.

— Czemu więc nie zostałeś psychologiem? — powiedział z nieznacznym uśmiechem, widząc kątem oka, że ten również się uśmiechał.
— Pomagałbyś ludziom i jeszcze na tym zarabiał.

— Jak wybierałem, na jaki kierunek na studia pójść to faktycznie zastanawiałem się nad psychologią, ale...Jakoś bardziej mnie ciągnęło wtedy do prawa. — wzruszył ramionami.
— Teraz pomagam ludziom w sposób prawny i psychologiczny. Znaczy... — jego mina lekko zrzedła.
— ...pomagałem.

— A oprócz pomagania innym, lubisz coś jeszcze? — zmienił szybko temat, widząc, że ten smutnieje.

— Tak, ale w porównaniu z twoimi zainteresowaniami moje hobby wydaje się takie...płytkie. — powiedział z grymasem na twarzy, a Hyunjin spojrzał na niego z pobłażaniem.

— Jeśli jest coś, co uwielbiasz robić i sprawia ci to radość, to nie ważne co to jest, na pewno nie jest płytkie. — powiedział, patrząc na niego znacząco.
— Dosłownie mógłbyś nawet...nie wiem...kolekcjonować kredki różnych firm tylko w różnych odcieniach czerwonego i nie miałbyś się czego wstydzić. Sprawia ci to radość i satysfakcję? To super, tyle wystarczy. — powiedział z przekonującym uśmiechem i wrócił znów wzrokiem do malowanego obrazu. Felix również się uśmiechnął, zgadzając się z nim.

— Skoro tak to przedstawiasz to...Lubię grać w różne gry komputerowe online. Może i często się wkurzam na różnych debili, ale na koniec i tak czuję satysfakcję z każdej wygranej gry. Uczę się na błędach z każdej przegranej. Chociaż może jestem też uzależniony... — zaśmiał się lekko, sprawiając, że Hyunjin również się nieznacznie zaśmiał pod nosem.

— Lepiej być uzależnionym od grania w gry niż alkoholu czy narkotyków. — powiedział znacząco, a Felix mu przytaknął.

— Fakt.

Obaj rozluźnili się na tyle, że nie rozmawiali tylko o sobie, poznając siebie, ale także rozmowa zeszła na różne inne tematy. Nawet nie zauważyli kiedy słońce zaczęło powoli zachodzić. Hyunjin akurat skończył malować swój obraz, więc Felix wstał ze swojego krzesła i spojrzał na dzieło, wstrzymując w płucach powietrze z zachwytu.

Obraz przedstawiał jezioro otoczone ciemnym lasem iglastym w słoneczny dzień, gdzie na niebie było tylko kilka białych chmurek. Był na nim również pomost, na którym siedział blondyn skierowany do nich tyłem. Jego nogi zwisały nad wodą, a sam mężczyzna wydawał się kąpać w ciepłych promieniach słońca, opierając się o swoje ręce. Dzieło wywoływało w nich same pozytywne emocje oraz sprawiało, że czuli wewnętrzny spokój.

— Przepiękne... — skwitował tylko Felix, nie będąc w stanie wydusić z siebie nic innego. Hyunjin spojrzał na reakcję blondyna i widząc niemały zachwyt, uśmiechnął się sam do siebie, czując niebywałą satysfakcję. Zastanawiał się też, czy ten zauważył, że mężczyzna siedzący na pomoście to właśnie on...

—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—

To do wszystkich Chansungar  ^^

Ten rozdział jest w tierze S na mojej Tier liście rozdziałów Buttefly Effect.

Tak bardzo go uwielbiam, że omg...

Notka od Bety: YEEEEEEAHHHHHH!!!!!!!!!!! 🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥

A tak w ogóle, to ja i moja Beta zdołaliśmy kupić bilety na koncert Stray Kids w Londynie, także pytanie: Kogo tam z was widzimy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top