13 - Przejdźmy do rzeczy
Ilość słów: 2541
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Minho wszedł pewnym krokiem do biura lidera i zamknął za sobą drzwi. Stanął jednak w miejscu, gdy zobaczył wszystkich przy stole. Najdłużej zatrzymał wzrok na Jeonginie, którego objechał spojrzeniem od góry do dołu, oceniając jego strój. Widząc go w niebieskiej szpitalnej piżamie i kapciach Chana, które ten musiał mu pewnie wcześniej dać, zmarszczył brwi i zaczął iść w ich stronę.
— Dlaczego jesteś ubrany w jakieś szmaty? — spytał, siadając przy stole obok Chana.
— A nie, chwila... — uśmiechnął się cwaniacko.
— ...wtedy musiałbyś być ubrany w Felixa. — dodał, a Jeongin zacisnął wargi w cienką linię, aby powstrzymać się od zaśmiania. Reszta natomiast spojrzała na niego z pobłażaniem, a najbardziej blondyn. On lecz nie zamierzał tego komentować, nie chcąc jeszcze bardziej mu podpadać.
— Innie stwierdził, że trzeba omówić plan, co mamy zrobić z Meduzami, dziesięć minut po wybudzeniu się ze śpiączki. — odparł Chan za najmłodszego, a mina Minho nagle spoważniała. Myślał, że Jeongin będąc tu, obudził się kilka godzin temu, a nie trzydzieści minut temu.
— Pojebało cię, Yang? — spytał retorycznie, przybierając ton matki, która poucza swoje dziecko, a najmłodszy spojrzał na niego z pobłażaniem.
— Czy skoro już się tu pofatygowałem, będąc w nieco obolałym stanie, może to nie pójść na marne i możemy zacząć już myśleć nad planem? — spytał znudzonym tonem, przewracając oczami.
— Naprawdę czuję się całkiem dobrze. Nawet tabletki przeciwbólowe zaczęły działać.
— No dobrze. — Chan klasnął w dłonie i wszyscy na niego spojrzeli.
— Najpierw ustalmy fakty. Meduzy wiedzą, że mamy Felixa. Chcą go albo odzyskać, albo zabić. — wyliczał na palcach.
— Biorąc pod uwagę to, że wysłali na nas mało profesjonalne osoby, które strzelały na ślepo, zakładam, że chcą go zabić. — dodał Minho z zadowolonym uśmiechem.
— Nawet jeśli, to i tak nie możemy na to pozwolić. — powiedział Chan, znacząco patrząc na Minho.
— Czemu? — spytał zawiedziony.
— Nie możemy po prostu go im oddać i mieć kłopot z głowy? Moim zdaniem dobry plan. Kto jest za? — spytał, unosząc jedną rękę, patrząc po wszystkich z zachęcającym uśmiechem. Ci jednak patrzyli na niego z pobłażaniem, więc ten ze zrzędniętą miną opuścił dłoń.
— Przypominam ci, Minho, że to ty jako pierwszy chciałeś Felixa w Harpiach. — powiedział Hyunjin, patrząc na niego znacząco, a ten przewrócił na to oczami.
— Zawsze mogłeś zostawić mnie z tym problemem sam.
— Nie musisz mi wypominać moich błędów, wiesz? — powiedział obrażonym tonem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Ekhem... — odkaszlnął Felix i wszyscy zwrócili głowy w jego stronę. Był nieco urażony i zraniony przez ich słowa, ale z drugiej strony ich rozumiał. Tylko, skoro był problemem, to czemu się tego problemu nie pozbyli odpowiednio wcześnie?
— Byłbym wdzięczny, jakbyście nie rozmawiali tak, jakby mnie tu nie było. — powiedział z niezręcznym uśmiechem.
— Ja byłbym wdzięczny, jakbyś zamilkł na wieki. — powiedział Minho z wrednym uśmiechem, który Felix odwzajemnił.
— Minho... — zaczął ostrzegawczym tonem Chan, a ten westchnął głośno w niezadowoleniu.
— No dobra! — wyrzucił ręce w powietrze, po czym znów je skrzyżował na klatce piersiowej.
— Dzisiaj już nie będę mu groził śmiercią, ani nie będę mu jej życzyć. — powiedział, przewracając oczami.
— Super. — odparł Felix z ironią.
— Mogę teraz przedstawić w końcu pomysł, na który wpadłem? — spytał, patrząc po wszystkich, a gdy nikt się nie sprzeciwiał, postanowił przedstawić swój plan.
— Jak oczywiście wiecie, znam numer Changbina na pamięć. Moją propozycją jest skontaktowanie się z Meduzami, spotkanie z nimi i...po prostu ustalenie, co ze mną zrobicie. — wzruszył nieznacznie ramionami i spojrzał znów po wszystkich, aby zobaczyć ich reakcje. Nastała chwila ciszy, w której każdy rozważał, czy ten plan jest dobry.
— To...nie jest głupie. — przyznał Jeongin, kiwając głową z uznaniem.
— Chwila... — zaczął Chan, marszcząc brwi, jednak mając jedną uwagę co do tego planu.
— Co, jeśli finalnie po tym ustaleniu wyjdzie na to, że trafisz do nich z powrotem?
— To... — wypuścił głośno powietrze z płuc. Taki finał wydarzeń podobał mu się najmniej. Z dnia na dzień był coraz bardziej pewny, że jeśli do nich wróci, to zginie w męczarniach, a Changbin wcale go od tego nie uratuje. Nawet nie był pewien, czy ten go jeszcze kocha. W końcu on sam po niecałych dwóch tygodniach miał ochotę pocałować innego mężczyznę. Był okropnym chłopakiem...
— Pewnie mnie zabiją. — powiedział w końcu, ze słyszalnym smutkiem.
— I ja mogę tego nie chcieć, ale chyba już dawno straciłem jakikolwiek wybór nad swoim życiem. Jak się tak stanie, to wy też będziecie mieli problem z głowy. — wzruszył ramionami.
Czuł się źle. Przez swoje głupie decyzje, pogarszał swoją sytuację, a potem tego żałował. Miał okazję dobrze współpracować z Harpiami, być może być lojalny im i należeć w dalekiej przyszłości do nich. Wiedział, że przynajmniej niektórzy z nich mu w małym stopniu zaufali i vice versa, ale to zaprzepaścił. Nie ważne gdzie był, czy to na początku w Meduzach, czy teraz "złapany" przez Harpie, był problemem. Jakim cudem on w ogóle jeszcze żył?
— Felix... — zaczął Chan poważnym tonem.
— Czy ty myślisz, że twoja osoba jest problemem? — spytał, a Felix tylko spojrzał na niego niepewnie, po czym spuścił wzrok. Czy on czyta w jego myślach?
— Jeśli tak, to źle myślisz. Nie ty jesteś problemem, a twoje czyny. Nie ukrywam też, że my zaufaliśmy ci zbyt szybko, co jest błędem z naszej strony...
— Mów za siebie, Chan. — wtrącił Minho.
— ...ale wystarczyło, abyś bardziej myślał nad swoimi decyzjami. — dokończył, ignorując wtrącenie starszego Lee.
— Jesteś naprawdę wartościowym i inteligentnym człowiekiem. Mimo że jesteś tu tak krótki czas, to zdążyłeś kilka razy nam pomóc i niejednokrotnie podsunąłeś nam dobre pomysły. Jesteś dla nas naprawdę przydatny, ale jeśli dalej będziesz działać pod wpływem emocji, podejmując głupie decyzje, to już się nam na nic nie zdasz. A wydaję mi się, że wiesz, że w tym świecie albo jesteś przydatny, albo giniesz. Wiesz też, jakie my mamy zasady, bo ci o nich powiedziałem, więc dobrze by było, jakbyś nie stawiał mnie w sytuacji, w której będę musiał odebrać ci to życie. Zacznij je w końcu szanować poprzez pełną współpracę z nami. — powiedział dobitnie i nastała cisza.
Kiedy Chan czuł się jak nauczyciel, pedagog lub rodzic, tak inni zaczęli się głębiej zastanawiać nad jego słowami. Hyunjin podziwiał starszego za to opanowanie oraz dojrzałość, którą każdy w ich wieku powinien posiadać, lecz rzeczywistość była inna. Już wiedział, dlaczego jest on idealnym kandydatem na lidera, nawet zorganizowanej grupy przestępczej. Był niesamowicie inteligentny intelektualnie, ale także i emocjonalnie, a Hyunjin zapragnął posiadać taką inteligencję jak on.
Jeongin również był pod niemałym wrażeniem przez Chana. Zaczął się zastanawiać, jak to się stało, że los wrzucił go akurat do Harpii, gdzie teraz miał takiego lidera. Może i Chan niejednokrotnie był dla kogoś za dobry, przez co Harpie na tym często cierpiały, ale na końcu bycie dobrym i wyrozumiałym człowiekiem wynagradzało te wszystkie krzywdy i straty. Najmłodszy więc miał nadzieję, że i tym razem tak będzie. Ufał swojemu liderowi oraz jego decyzjom i będzie przy nim stał aż do swojej śmierci.
Minho natomiast spojrzał ciekawsko na Felixa. Chana znał długo, więc słowa wychodzące z jego ust ani trochę go nie dziwiły. Blondyn go jednak zastanawiał. Pomijając fakt, że kogoś mu przypominał już pierwszego dnia, w którym poznał jego pozycję w Meduzach oraz osiągnięcia, jako prawnik czy doradca, zobaczył coś w nim. Już wtedy wiedział, że może on się przydać Harpiom, gdyż takiej osoby właśnie im brakowało. Zgadzał się z Chanem - Felix jest inteligentny. Dlaczego więc pozwalał emocjom i uczuciom brać górę, przez co podejmował głupie decyzje?
Felix wiedział też, że Chan ma rację. W tym świecie raczej panowała zasada "zabij albo zostań zabity", lecz Harpie się nieco od niej odłamywały. Pomimo wielokrotnych gróźb, które poleciały w jego stronę, Harpie szanowały życie. Nie tylko swoje, ale także i kogoś. Nawet kogoś, kto był ich wrogiem albo mógł nim być. Te zasady bardzo pasowały Felixowi, a nawet sam starał się je egzekwować, lecz dopiero teraz zrozumiał, że pokazał kompletny brak szacunku do tych zasad poprzez swoje niemądre decyzje.
— Zrobiło się dość...dziwnie. — skwitował Minho, który jako pierwszy wyrwał się ze swoich myśli, tym samym wyrywając innych ze swoich głów.
— Podsumowując... — klasnął w dłonie.
— ...Chan ma rację, a pomysł Felixa również jest dobry. — przyznał z małą niechęcią, słyszalną w głosie.
— Dobrze...W takim razie, czy ktoś jest przeciwko temu planowi? — spytał ostatecznie Chan, patrząc po wszystkich. Niektórzy pokiwali głowami na nie, a inni się nie odzywali w ogóle.
— Świetnie. Podaj mi w takim razie numer, Felix. — powiedział, wyciągając telefon z kieszeni, a ten spojrzał na niego w lekkim szoku.
— Chcesz tak od razu dzwonić? Bez żadnego szyfrowania połączenia czy cokolwiek? — pytał niepewnie.
— Co jak namierzą twoją lokalizację?
— Felix... — westchnął głośno na to, że znów musi coś komuś tłumaczyć.
— Mieszkamy w mieście nie bez powodu. Może kiedy indziej ci zdradzę, dlaczego akurat tu, ale teraz podaj ten numer. — powiedział poważnie, patrząc na niego znacząco. Powoli zaczął tracić cierpliwość i chciał mieć już tę sprawę z głowy.
— Okej... — odpowiedział, po czym podał rząd cyferek Chanowi, a ten po wpisaniu ich od razu wcisnął zieloną słuchawkę, po czym przełączył na głośno mówiący, aby wszyscy mogli tę rozmowę usłyszeć.
— Halo? — usłyszeli poirytowany głos Changbina. Felixowi do razu zaczęło bić szybciej serce ze stresu i strachu. Słysząc głos swojego chłopaka po dwóch tygodniach bez żadnego kontaktu z nim, sprawiło, że poczuł się słabo. Chyba nie był na to gotowy i znów powróciło poczucie winy przez to, że przestał za nim tęsknić. A przynajmniej tak, jak kochający chłopak powinien tęsknić.
— Witaj, Changbin. Można prosić waszego lidera do telefonu? — spytał profesjonalnym tonem. Spotkał się jednak z ciszą, więc wszyscy spojrzeli na ekran telefonu w zdziwieniu, sprawdzając, czy połączenie dalej trwa.
— Ah, tak...Bang Chan z tej strony, lider Harpii.
— Czego chcesz? — po jego głosie można było wywnioskować, że nie jest zadowolony faktem, że to właśnie Chan do niego dzwoni.
— Porozmawiać z twoim liderem. Byłbym bardzo wdzięczny, jakbyś przekazał mu telefon. — powiedział z miłym uśmiechem, mimo że ten go nie mógł zobaczyć. Znów nastała dłuższa chwila ciszy sugerująca, że ich rozmówca wyłączył mikrofon.
— Witaj, Chan. — po minucie usłyszeli głos innego mężczyzny, po którym domyślali się, że się cwaniacko uśmiecha.
— Dawno się nie słyszeliśmy ani nie widzieliśmy. Tęskniłeś, kochany? — spytał z ironią.
— Bardzo. — odpowiedział z sarkazmem.
— Przejdźmy do rzeczy, Hongjoong. — zmienił ton na poważny.
— Wiesz, czemu dzwonię.
— Tak, ale zanim do tego przejdziemy, to powiedz mi...Ile ta mała kurewka sprzedała wam informacji o nas w zamian za swoje życie? — spytał z przekąsem.
— Nic im o was nie powiedziałem. — odezwał się Felix, mrużąc oczy w złości. Nie sądził, że aż tak nisko o nim sądzą, myśląc, że ten od razu by sprzedał jakieś ważne informacje, tylko po to, aby przeżyć. Myślał, że Meduzy wiedzą, że jest lub był im lojalny. Najwyraźniej się mylił.
— Ooo...Yongbokie. — powiedział tak, jakby naprawdę się ucieszył, że go słyszy. Lecz Felix wiedział, że jest kompletnie na odwrót, szczególnie po tym, że użył on jego imienia, którego nie lubił.
— Czyli innymi słowy, użyczyłeś im swoich ust i gardła w inny sposób? Rozumiem... — powiedział z przekąsem, a Felix poczuł wręcz ten metaforyczny nóż wbijany w jego plecy. Ała...
— Ja...
— Przejdźmy w końcu do rzeczy. — przerwał im Chan, który tylko bardziej się zirytował.
— Proponuję się spotkać na neutralnym gruncie, aby omówić sytuację, w której się znaleźliśmy. Nie wiem, jak ty, ale ja nie chcę rozlewu krwi i wolałbym się jakoś z wami dogadać. — powiedział poważnie, złączając dłonie jak do modlitwy.
— Moglibyśmy na to pójść...Co więcej, abyście nie czuli się zagrożeni, jestem w stanie pozwolić ci wybrać czas i miejsce spotkania. — odpowiedział po chwili zastanowienia.
— To zabawne, że myślisz, że masz w tej sytuacji kontrolę. — powiedział Chan z przekąsem, uśmiechając się szeroko.
— Przypominam, że to my mamy Felixa, więc to my stawiamy warunki. Adres i czas wyślę Changbinowi SMS-em. Na spotkaniu nie będzie Felixa, więc spokojnie, nie musisz się wysilać z obmyślaniem planu odbicia go.
— Ależ oczywiście. Nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę, misiaczku. Do zobaczenia! Czekam na SMS-ka! Mwuah! — pożegnał się z dozą ironii, przesłodzonym głosem, na koniec cmokając w mikrofon i się rozłączając.
Chan tylko przewrócił na to oczami, po czym schował telefon do kieszeni i spojrzał po innych. Wszyscy, oprócz Minho, spojrzeli na niego podejrzliwie, zastanawiając się, jaka relacja łączy lub łączyła go i lidera Meduz przez to, jak się do siebie zwracali. Nie chcieli jednak pytać, domyślając się, że nie dostaną odpowiedzi. Teraz i tak mieli inną sprawę do ustalenia.
🦋🦋🦋
Następnego dnia po wysłaniu lokalizacji i czasu spotkania do Changbina, Harpie czekały w jakimś opuszczonym magazynie, aż reprezentatywne osoby z Meduz się zjawią. Felix w tym czasie znów został skazany na siedzenie w rezydencji, pilnowany przez swojego ochroniarza. Oczywiście rozumiał, dlaczego go tam nie wzięli, ale nie zmieniało to faktu, że będzie umierał z nudy i stresu. Stresu spowodowanego niewiedzą o tym, o czym w danym momencie będą rozmawiać na spotkaniu. Co, jeśli Harpie wrócą do rezydencji i oznajmią mu, żeby zabierał manatki - które swoją drogą nie są jego - i wracał do Meduz, które go zabiją?
Chan, Minho oraz Hyunjin stali pośrodku dużej, pustej i zakurzonej hali i rozmawiali ze sobą do momentu, gdy usłyszeli otwieranie dużych, metalowych drzwi. Po chwili w pomieszczeniu znalazł się Hongjoong, po którego lewej stronie szedł Wooyoung, a prawej Changbin. Szli pewnym krokiem z kamiennymi twarzami, aż w końcu stanęli tuż przed trójką Harpii. Lider Meduz uśmiechnął się cwaniacko, patrząc prosto na Chana.
— Witajcie. Mam nadzieję, że miejsce spotkania przypadło wam do gustu. — przywitał ich Chan, przełączając się na tryb nieco wrednego lidera mafii.
— Mogłeś się bardziej postarać, Chan, ale ujdzie. — odpowiedział Hongjoong z wrednym uśmieszkiem.
— Myślałem, że wężowatym dobrze w umiarkowanie wilgotnych i ciemnych miejscach... — powiedział Minho z równie wrednym uśmiechem.
— Ciebie też miło widzieć, Lee. — odpowiedział, po czym spojrzał na czerwonowłosego, który stał po lewej stronie Chana.
— Ale ciebie nie znam.
— Hwang Hyunjin. — odpowiedział krótko, poważnym tonem, a lider Meduz uniósł jedną brew, wracając wzrokiem na Chana.
— Nie dość, że macie Yongboka, to teraz macie nowego...Robiliście jakąś rekrutację czy coś? Jak Yongbok chciał złożyć papiery rekrutacyjne do was to mógł chociaż najpierw złożyć rezygnację u nas. — zaśmiał się pod nosem.
— To już nie jest twoja sprawa, Kim. — odpowiedział Chan, czując, jak znów ciśnienie mu się podnosi. Lider Meduz strasznie irytował go swoim zachowaniem, więc chciał to spotkanie zakończyć jak najszybciej.
— Przejdźmy w końcu do konkretów, ustalmy co mamy ustalić i się rozejdźmy w swoje strony.
— Niech ci będzie, Chan. — odparł, jakby znudzony.
— Wiesz, oszczędzę nam i wam czasu i od razu zaproponuje ci jedno rozwiązanie.
— Zamieniam się w słuch. — powiedział z udawanym miłym uśmiechem.
— Równo za tydzień, w nocy, odbędzie się wyścig motocyklowy. Co powiesz na to, żeby wystawić na nim swoich najlepszych kierowców, a ten, kto wygra, dostaje Felixa? — powiedział z tajemniczym uśmiechem. Chan zmrużył na niego podejrzliwie oczy.
— Przecież my już Felixa mamy. Twoja propozycja nie ma sensu. — wtrącił Minho, prychając, a Hongjoong westchnął głośno i przewrócił oczami.
— Chodzi mi o to, że jeśli wy wygracie, odpuścimy wam Felixa. Nie będziemy się starali go odbić ani nic. Po prostu będziemy mieli na niego i na was wyjebane. — wzruszył ramionami, mając udawany miły uśmiech.
— Natomiast, jeśli my wygramy, odzyskujemy Yongboka, a to co z nim zrobimy, nie powinno was już obchodzić. — powiedział poważnie.
Chan spojrzał na swoich towarzyszy, w poszukiwaniu niemej odpowiedzi. Gdy spojrzał na Minho, ten tylko wzruszył ramionami, dając tym samym podjęcie decyzji mu. Gdy spojrzał na Hyunjina, ten tylko patrzył na niego niepewnie. Nie znał się na nielegalnych wyścigach i nie wiedział też, kogo by mogli do niego wystawić. Chan wrócił więc spojrzeniem na Hongjoonga i wyprostował bardziej plecy.
— Dobrze. — wyciągnął do niego dłoń, którą ten uścisnął.
— Widzimy się w takim razie na wyścigu.
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Ej, bo wgl to jak wiecie albo nie, mam dostęp do różnych statystyk, dotyczących mych fanfików i jest jedna osoba, która czyta Motyla z Bułgarii.
Ja jestem strasznie ciekawa, kto to jest cn
Pozdrawiam cię bardzo serdecznie
A tak ogólnie to, za tydzień się nie przerażajcie ilością słów. Wiem, że ostatnio były rozdziały same poniżej 4k słów, ale no tak wyszło. Teraz natomiast będzie seria chyba z 10 rozdziałów, które mają ponad 4k słów, a 14 rozdział ma ponad 6k. Także tego...
A i Wika aka wik_sa kazała mi zrobić wojnę o czekolady, także...
Jaka jest wasza ulubiona czekolada? A jakiej nienawidzicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top