10 - Masz niezłe poczucie humoru
Ilość słów: 3333
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Felix kompletnie się nie wyspał. Gdyby wiedział, że wysłanie jednego, krótkiego SMS-a sprawi, że będzie miał takie wyrzuty sumienia, które nie pozwolą mu spać, to by tego w życiu nie zrobił. Teraz natomiast siedział przy stole w jadalni z innymi, ruszając nerwowo nogą i ziewając co chwila. Jadł swoje śniadanie, które było zdecydowanie uboższe niż zwykle, unikając wzroku wszystkich. Cały czas miał z tyłu głowy, że coś złego może się wydarzyć, a niewiedza kiedy, gdzie i jak niesamowicie go stresowała. A może Changbin nie dostał tego SMS-a? Może pomylił jakąś cyfrę?
— Wiedzieliście, że muzułmanie kłamią mniej, niż ludzie innej wiary? — wypalił nagle Minho, patrząc się prosto na Felixa.
I kiedy inni kompletnie go zignorowali, myśląc, że to kolejna z jego dziwnych ciekawostek, tak Felix zastygł w miejscu, mając widelec uniesiony nieco nad talerzem. Pierwszy raz tego dnia spojrzał na kogoś twarz, a po uniesieniu głowy zobaczył cwaniacką minę Minho, który poruszył raz brwiami. Teraz młodszy Lee był pewny, że ten wiedział. Tylko dlaczego nie powiedział nic reszcie?
Po chwili Minho znów zajął się jedzeniem, jak gdyby nigdy nic, zostawiając Felixa z większym mętlikiem w głowie. Nagle kompletnie stracił apetyt, więc odłożył widelec na talerz i oparł się o krzesło. Skąd starszy Lee wiedział, co on zrobił? A może nie wiedział i tylko chciał go torturować psychicznie na swój pokręcony sposób? Chociaż, jakby nic nie wiedział, to czemu patrzy się na niego tak od wczorajszej kolacji? O co w tym wszystkim chodzi?
Nagle po pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Felix podskoczył lekko na siedząco z przestrachu, zostając wyrwanym z myśli. Jeongin, do którego ktoś dzwonił, zrobił zdziwioną minę, szybko wytarł buzię serwetką, po czym wstał i wybiegł na hol, aby odebrać. Blondyn spojrzał po wszystkich Harpiach, które niespecjalnie się tym przejęły, więc postanowił udawać, że jego też to nie obchodzi. W środku jednak bał się, że to coś związanego z tym niefortunnym SMS-em.
— Mamy problem. — do jadalni wrócił Jeongin, mając poważną minę. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco, a Felixowi mocniej zabiło serce oraz zaczął szybciej oddychać. Co, jeśli to o niego chodzi i o to, co zrobił?
— Dostałem cynka, że nasz dzisiejszy zakup broni może być zagrożony przez inną grupę. Nie jest to stuprocentowo pewne info, ale i tak bym coś z tym zrobił.
To na pewno były Meduzy. A przynajmniej tak myślał Felix. Bo czy to przypadek, że akurat po wysłaniu tego SMS-a nagle okazuje się, że kupno broni przez Harpie, może być zagrożone? Teraz to już na pewno się domyślą, że to przez niego. Lecz on zamierzał udawać, że on nie ma z tym nic wspólnego, dopóki nie przedstawią mu wiarygodnych dowodów. Zupełnie jak w sądzie.
— Weźmiemy ze sobą więcej ludzi i się lepiej uzbroimy. — oznajmił Chan poważnie, przełączając się na tryb lidera mafii. Wstał ze swojego krzesła i spojrzał po wszystkich.
— Soyeon...Zbierz ludzi odpowiedzialnych za obstawę na zewnątrz. Ty będziesz nimi dowodzić. Jeongin...Spróbuj się skontaktować z dostawcą broni i wypytaj go czy on cokolwiek o tym wie, a jeśli nie to ich ostrzeż również. Minho, ty zbierz ludzi, którzy będą nas obstawiać w środku. Hyunjin, Felix...Wy chodźcie ze mną do mojego biura.
Wszyscy, nie kwestionując rozkazów lidera, jak jeden mąż wyszli z jadalni, zostawiając niedokończone jedzenie na stole. Teraz były ważniejsze sprawy do załatwienia. Ich pierwotny plan musiał być niemalże całkowicie zmieniony, a nie zostało dużo czasu. Dlatego też wszyscy chcieli wykonać swoją część jak najszybciej.
— Przez tę sytuację musimy trochę zmienić plany. — powiedział Chan, gdy weszli do jego gabinetu. Stanęli po jego środku i wszyscy trzej skrzyżowali ręce na klatce piersiowej.
— Na początku tylko Jeongin miał obstawiać Felixa, ale teraz musimy to zmienić. — spojrzał na Hyunjina.
— Ty też będziesz go obstawiać i ja również. Lecz ja będę musiał się zająć nadzorowaniem całej akcji, dlatego ty i Jeongin musicie się bardziej skupić na Felixie. — mówiąc jego imię, spojrzał na niego.
— A ty Lix, masz się zachowywać, jakbyśmy nic nie wiedzieli i normalnie negocjować cenę. Nie zwracaj uwagi w ogóle na otoczenie i skup się na swoim zadaniu.
— Pewnie. — pokiwał głową na znak, że rozumie i spojrzał na Hyunjina. Widząc jego nieco zestresowaną minę, sam zaczął się stresować. No tak - w końcu Hwang został wrzucony na głęboką wodę, a teraz ma się zająć nie tylko swoim własnym bezpieczeństwem, ale też i jego.
— Jesteś pewny, Chan, że mam się tym zająć? Czułbym się chyba lepiej na zewnątrz lub wewnątrz obserwując wszystko z boku. — powiedział niepewnie.
— Nie martw się, Hyunjinnie. — powiedział z lekkim uśmiechem.
— Twoje zadanie będzie nawet prostsze. Zamiast obserwować całe otoczenie, musisz się skupić tylko na osobie Felixa i jego najbliższego otoczenia. Będziesz musiał szczególnie obserwować negocjatora drugiej strony i jego ochroniarzy, z którymi pewnie będzie.
Hyunjin spojrzał na niego niepewnie, po czym przemyślając wszystko, przytaknął, zgadzając się. Spojrzał na Felixa, którego wzrok czuł już na sobie wcześniej, ale go ignorował. Zdziwiło go to, że ten patrzył na niego ze zmartwieniem, ale i też poczuciem winy. I jak to pierwsze mógł jeszcze zrozumieć, tak nie wiedział, dlaczego Felix czuł się czemuś winny. Przecież nic nie było jego winą. Chyba że to on źle odczytywał emocje i uczucia. Hwang więc spojrzał na niego pytającym wzrokiem, lecz wtedy ten speszył się i odwrócił głowę.
— Jak reszta da znać, że są gotowi, to będziemy ruszać. Idźcie się przygotować. — dodał jeszcze, a obaj wyszli z jego biura.
Mężczyźni szli obok siebie w ciszy, pogrążeni we własnych myślach. Felix zaczął coraz bardziej się stresować, a jego myśli pisały coraz to czarniejsze scenariusze. Był nawet taki, w którym Meduzy rozstrzelają ich wszystkich, a na koniec bardzo powoli zabijają go za to, że ich zdradził. Jego dłonie zaczęły się pocić, a serce przyspieszyło swoje bicie. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego był tak głupi?
— Hej...Wszystko w porządku? — spytał w końcu Hyunjin, gdy zatrzymali się przy drzwiach do swoich sypialni. Felix spojrzał na niego lekko zaskoczonym wzrokiem, znów wyciągnięty ze spirali swoich własnych złych myśli.
— Hmm? Emm...Po prostu się stresuję negocjacjami. — wzruszył nieznacznie ramionami i odwrócił wzrok, uważając obraz z jakimś statkiem na wzburzonym morzu za bardzo ciekawy. Co z tego, że widział go już wiele razy, za każdym razem, jak tędy przechodził.
— Pierwszy raz też będę negocjował cenę za broń dla innej grupy. Nie wiem, jak to wygląda u Harpii, więc nie wiem, czy te negocjacje pójdą dobrze.
— Z tego, co znalazł o tobie Seungmin, wydajesz się być dobry w tym, co robisz. — przechylił lekko głowę w bok jak kot i spojrzał na niego z zaciekawieniem. Dlaczego stresował się czymś, w czym był dobry? Chyba że chodziło o zagrożenie przez inną grupę.
— Nie martw się. Na pewno dasz sobie radę. Razem z Jeonginem i Chanem zapewnimy ci też odpowiednie bezpieczeństwo. — uśmiechnął się do niego lekko, a ten spojrzał na niego niepewnie.
— Dziękuję. — odpowiedział z niezręcznym uśmiechem. Szkoda tylko, że to nie o swoje bezpieczeństwo się martwił, a ich. Może i przez Harpie stracił Meduzy i Changbina, ale zaczął się do nich przywiązywać, więc o dziwo, nie chciał ich krzywdy. A teraz mogła ona się stać przez niego i jego głupie decyzje pod wpływem emocji. Sam również nie chciał ucierpieć, a było to bardzo możliwie po tym, jak Harpie dowiedzą się prawdy.
— Idź się przygotować. Pewnie za niedługo będziemy ruszać. — powiedział, łapiąc za klamkę od drzwi do swojego pokoju.
🦋🦋🦋
Jechali dość liczną grupą w swoistym konwoju, złożonego głównie z czarnych G klas. Felix jechał wraz z Hyunjinem i Jeonginem. Chan i Minho jechali w na pozór zwykle wyglądającym dostawczaku, w którym mieli przewieźć już zakupioną broń. Soyeon natomiast była w pojeździe ze swoimi najbardziej zaufanymi ludźmi. W każdym pojeździe panowała cisza, przy której każdy rozglądał się na boki, sprawdzając, czy już nie są być może śledzeni albo żeby zobaczyć czy nigdzie nie widać niczego podejrzanego.
Gdy dojechali na jedne z mniejszych doków w Busan, zaparkowali swoje pojazdy w taktycznych miejscach. Soyeon, tak jak miała za zadanie, rozstawiła swoich ludzi na zewnątrz, którzy mieli obserwować cały teren. Piątka mężczyzn natomiast wjechała do środka, gdzie już widzieli rozstawionych ludzi od ich sprzedawców oraz same kraty z bronią. Wysiedli z pojazdów, po czym podeszli do starszego i niższego od nich wszystkich mężczyzny, ubranego w długi czarny płaszcz. Przy nim stało po jego bokach dwóch osiłków, ubranych w takie same, czarne garnitury. Obaj trzymali w rękach bronie długie, skierowane lufą do dołu.
— Nowe nabytki? — spytał, najpierw patrząc na Felixa i Hyunjina oceniającym wzrokiem, a następnie na Chana.
— Można tak powiedzieć. — odpowiedział Chan beznamiętnie, po czym podszedł do jednej z krat i oparł się o nią plecami. Nie lubił tego mężczyzny za to, co robił, więc zamierzał go ignorować na tyle, ile będzie mógł.
— Lee Felix. — przedstawił się, nieznacznie skinając głową, wychodząc naprzód, a po jego bokach, nieco za nim stanęli Hyunjin i Jeongin. W ten sposób mieli zapewnioną sytuację trzech na trzech, dzięki której żadna ze stron nie powinna się czuć w jakiś sposób zagrożona.
— Będę dziś negocjatorem Harpii.
— Oh Chanhyun. — wyciągnął dłoń w jego stronę, a ten ścisnął za nią mocno, nieznacznie się uśmiechając. Felix po tym krótkim uścisku wiedział, że bez problemu da sobie radę wynegocjować niższą cenę. Mężczyzna tylko stwarzał pozory bycia pewnym siebie, lecz w rzeczywistości było inaczej.
— To może przejdźmy od razu do rzeczy i nie przedłużajmy.
— Pewnie. — odpowiedział skinając głową.
— Jaka jest twoja cena?
— Pięćset tysięcy dolarów. — powiedział zupełnie poważnie, na co Felix prychnął. Teraz postawił sobie za cel zbicie tej ceny o chociażby dwadzieścia pięć tysięcy. Jeśli mu się to nie uda, to nie będzie mógł się nazywać jednym z najlepszych negocjatorów w podziemnym świecie.
— Czterysta tysięcy. — powiedział z wyrafinowaną powagą, lecz sprzedawca się roześmiał, po czym spojrzał na Felixa z pobłażaniem. Młodszy Lee spodziewał się takiej reakcji. Sam wiedział, że jest to absurdalne i nikt o zdrowych zmysłach by się na taką cenę nie zgodził. Lecz to właśnie była jego taktyka - zrobić tak, aby sprzedawca myślał, że Felix jest głupi, proponując taką cenę, a następnie powoli proponować rozsądniejszą. Dzięki temu ta ostateczna cena, do której dążył, nie będzie się wydawać już taka straszna i przesadzona.
— Widzę, że masz niezłe poczucie humoru. — prychnął, po czym jego mina nieco zrzedła. Wydawał się na zirytowanego i Felix mu się ani trochę nie dziwił.
— Zdobycie tej broni nie było łatwe i nie obniżę ci ceny o aż tyle. Prędzej bym proponował czterysta siedemdziesiąt pięć tysięcy. — odpowiedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Oho - pozycja obronna. Chyba sprzedawca przestał czuć już taką pewność siebie. A taki obrót spraw ucieszył Felixa, bo wiedział, że wygrał. Uśmiechnął się więc nieznacznie i się bardziej wyprostował, wypinając pierś.
— Z całym szacunkiem, to jak zdobyliście tę broń, mało nas obchodzi. — powiedział z nutą ironii.
— Czterysta dwadzieścia pięć tysięcy i możemy się rozejść. Przypominam, że nawet jeszcze tej broni nie sprawdziliśmy. — wskazał na kraty głową.
— To śmiało sprawdźcie. — prychnął, jakby obojętnie. Słysząc to, Minho podszedł do jednej z krat i odsłonił plandekę. Zaczął po kolei sprawdzać niektóre bronie i czy mają jakiekolwiek uszkodzenia.
— Zawsze ode mnie kupujecie i wiecie, że daję wam dobry i nieuszkodzony towar. Z tegoż też powodu nie zejdę ci poniżej czterystu siedemdziesięciu pięciu tysięcy. — powiedział, będąc jeszcze bardziej zirytowanym. Teraz jego wzrok skupił się na Minho, a jego mina wyrażała, że boi się czegoś. Czyżby jednak coś było z jakąś partią nie tak?
— Czterysta pięćdziesiąt i obietnica ponownego zakupu u was broni. — odparł, nieco się do niego zbliżając, aby wywołać na nim większą presję.
— No chyba, że wolisz dalej się targować i stracić przez to stałego i pewnego klienta. — uniósł cwaniacko brew. Mężczyzna za to wydawał się przeżywać wewnętrzną walkę ze samym sobą.
— Okej... — powiedział po dłużej chwili zastanowienia.
— Czterysta pięćdziesiąt tysięcy dolarów jeszcze mogę zaakceptować. — westchnął, opuszczając ręce po swoich bokach.
— Świetnie. — Felix uśmiechnął się szeroko. Zbił cenę o wiele bardziej, niż sobie to na początku zakładał, co go bardzo cieszyło.
— To płatność zostawiam dla Jeongina. — wskazał na niego obiema dłońmi. Jeden z osiłków zaprosił rudego blondyna za sobą, aby podpisać umowę, więc ten za nim poszedł.
— Możemy już zabierać broń?
— Tak. Te kraty są wasze. — powiedział ze zrezygnowaniem, wskazując na kraty, które i tak przeszukiwał i sprawdzał dalej Minho.
Pomimo udanego zakupu coś tu było nie tak. Było za spokojnie, jak na możliwą groźbę ataku innej grupy. Każdy z Harpii miał w swoich uszach słuchawkę, oprócz Felixa, a jedyne komunikaty, jakie słyszeli podczas negocjacji, to informacje, że teren jest czysty i nic podejrzanego się nie dzieje. I jak powinno to ich uspokoić, to było wręcz odwrotnie. Było to zbyt podejrzane.
Mimo tego, po dokonaniu zapłaty i załadowaniu broni do dostawczaka, postanowili ruszyć z miejsca, nie chcąc kusić bardziej losu. Być może rzeczywiście to był fałszywy alarm. Po pożegnaniu się ze sprzedawcą, piątka mężczyzn wyjechała przed budynek doków, gdzie czekali, aż wszyscy zbiorą się ze swoich pozycji i wrócą do swoich pojazdów.
— Świetnie sobie poradziłeś, Felix. — rzekł Jeongin, siedzący za kierownicą, patrząc w lusterko, aby widzieć siedzącego z tyłu blondyna. Stali w miejscu, czekając na resztę Harpii, więc najmłodszy z trójki chciał przerwać ciszę.
— Może to zabrzmieć nie na miejscu, ale cieszę się, że Hyunjin cię porwał. — zaśmiał się pod nosem.
— Dzięki. Cieszę się, że mogłem się jakoś przydać. — powiedział z lekkim uśmiechem. Przestał już się tak bardzo stresować przez wysłanie tej wiadomości. Skoro nic się nie działo, to może rzeczywiście Changbin tego SMS-a nie dostał. On więc mógł mieć czyste sumienie.
— A co do tego drugiego to...ja się nie cieszę zbytnio, ale ja w tej sprawie nie mam nic do gadania, więc... — uśmiechnął się niezręcznie, a mężczyźni siedzący z przodu nieco się speszyli.
Nagle usłyszeli dźwięk wystrzału, który był nieznacznie przytłumiony przez to, że siedzieli w samochodzie. Od razu ich miny spoważniały i zaczęli się rozglądać dookoła siebie. Widzieli, jak Harpie wychodzą ze swoich pojazdów i się za nimi chowają. Po krótkiej chwili nastąpiło kilka kolejnych strzałów. Padły pierwsze komunikaty w ich słuchawkach, skąd strzały pochodzą oraz rozkazy Minho i Soyeon, którzy dyrygowali swoimi ludźmi, gdzie mają się ustawić. Jeongin wyjął broń z kabury, którą miał na nodze, odbezpieczył ją i spojrzał na swoich towarzyszy.
— Musimy stąd wysiąść, inaczej będziemy zamknięci jak w puszce, ryzykując rozstrzelaniem. — obrócił się ciałem w stronę Felixa i spojrzał na jego przestraszoną twarz.
— Musimy się udać w jakieś bezpieczne miejsce. Ty nie masz broni, więc idziesz za mną, a Hyunjin pójdzie za tobą. — obrócił się w stronę Hwanga, który również wyciągnął swoją broń i ją odblokował.
— Hyunjin, osłaniaj go i mnie. Ja będę osłaniać ciebie i również go. — rozkazał, mówiąc spokojnie i poważnie. Nagle z uśmiechniętego chłopca powstał poważny i zorganizowany mężczyzna.
— Pójdźmy za doki, w stronę wody. — wskazał głową na budynek, z którego niedawno wyjechali.
— Wysiadamy w tym samym czasie i idziemy gęsiego, mając oczy i uszy dookoła głowy.
Wszyscy trzej złapali za klamki od drzwi i po odliczeniu do trzech wysiedli z samochodu w tym samym czasie. Od razu usłyszeli głośniejsze strzały, których z minuty na minutę było coraz więcej. Hyunjin obiegł samochód, szybko znajdując się przy obu mężczyznach. Unikając strzałów, które padały niedaleko za nimi, trafiając w ziemię, szli we wcześniej ustalonym szyku w stronę budynku. Co jakiś czas Jeongin lub też i Hyunjin oddawali strzały w stronę, z której do nich strzelano, lecz robili to na ślepo. Kompletnie nie widzieli przeciwnika, zapewne dlatego, że chowali się na pobliskich kontenerach.
Nagle lecz ich szyk został złamany, gdy Jeongin upadł na ziemię, krzycząc z bólu. Przerażeni Felix z Hyunjinem od razu do niego podbiegli. Mężczyzna trzymał się za lewy bark, w który został postrzelony. Leżał na plecach, zwijając się z bólu, a jego garnitur, ręka i ziemia pod nim powoli zaczęły zamieniać się w ciemnoczerwony kolor krwi. Felix od razu panicznie próbował zatamować krwawienia własnymi rękoma, a Hyunjin zasłaniał ich własnym ciałem, co jakiś czas oddając strzały w stronę napastnika.
— Musimy wrócić do samochodu! On się tu zaraz wykrwawi! — krzyczał panicznie Felix, a w jego oczach zebrały się łzy.
To wszystko przez niego. Osobami atakującymi na pewno były Meduzy. Wiedział to po tym, jak zobaczył charakterystyczną maskę jednego z nich. Aby odróżniać się od swoich wrogów na "polu bitwy", każdy zawsze musiał nosić maskę z nadrukiem zielonego węża, rozchodzącą się na pół twarzy. Miał więc potwierdzenie, że jego SMS do nich doszedł, a przez niego teraz Jeongin wykrwawiał się na betonie.
Czuł okropne wyrzuty sumienia. Jeongin był drugą osobą po Hyunjinie, której ufał najbardziej ze wszystkich Harpii. Dogadywał się z nim i nawet go polubił, więc nie chciał jego krzywdy. A teraz? Teraz mógł umrzeć, przez jego głupią decyzję. Na dodatek czuł jeszcze większą winę, gdyż ucierpiał ochraniając właśnie go - osobę, przez którą ten atak nastąpił. Jeśli więc młodszy umrze, w ogóle się nie zdziwi, jeśli Harpie będą chciały zabić i jego. Wtedy nawet się nie będzie stawiał i bronił, pozwalając im na to.
Gdy strzały nieco ustały, Hyunjin pomógł Felixowi zanieść Jeongina do samochodu na tylne siedzenia. Hwang powiadomił Harpie o sytuacji i już po chwili można było usłyszeć komunikaty o wycofywaniu się. Unikając pojedynczych strzałów, Hyunjin bez zastanowienia ruszył czym prędzej do rezydencji. Nie miał zamiaru czekać, aż wszyscy się zbiorą, bo do tego czasu jego młodszy "braciszek" mógł się zupełnie wykrwawić. Felix, który siedział z tyłu przy Jeonginie, z zamazanym wzrokiem robił już nieprzytomnemu mężczyźnie prowizoryczne opatrunki z koszuli, którą mu rozerwał.
Gdy mu się to udało, Felix w końcu pozwolił sobie na kompletnie rozpłakanie się. Widząc bladą twarz Jeongina i to, jak te prowizoryczne opatrunki powoli przesiąkają jego krwią, miał ochotę postrzelić samego siebie. Gdy spojrzał na swoje drżące dłonie, które były całe we krwi młodszego, zaczął je wycierać o swoją marynarkę, nie mogąc znieść tego widoku. Wycieranie jednak nic nie dało, więc poddał się, a gdy zobaczył, że już są niedaleko rezydencji, postanowił się nieco uspokoić. Płacz i panika nic teraz nie da, a na pewno nie pomoże w ten sposób Jeonginowi. Otarł szybko łzy rękawem i spojrzał jeszcze raz na jego rany.
Prowizoryczne opatrunki były całe przekrwione. Pociągając głośno nosem, urwał kolejne kawałki jego koszuli, a te przesiąknięte krwią zdjął i rzucił gdzieś na podłogę samochodu. Z ran znów zaczęła obficie lecieć krew, więc czym prędzej zrobił mu kolejne prowizoryczne opatrunki. Zanim się obejrzał, byli już pod bramą, która została natychmiastowo otwarta. Hyunjin zaparkował jak najbliżej drzwi wejściowych, po czym i on i Felix wysiedli z pojazdu. Hwang złapał Jeongina pod pachami, a Lee obszedł samochód i pomógł wyjąć Yanga z pojazdu, łapiąc go za nogi.
Niosąc na rękach Jeongina na tyle szybko, na ile mogli, udali się do "skrzydła szpitalnego". Tam czekał już na nich ich prywatny lekarz chirurg. Ułożyli nieprzytomnego na łóżku i odsunęli się, aby dać pole do działania mężczyźnie, który od razu zajął się swoją robotą. I kiedy Hyunjin próbował zachować zimną krew, chcąc być dobrej myśli, Felix był kompletnym przeciwieństwem. Teraz widząc Jeongina walczącego o życie, znów kompletnie się rozkleił.
Wszystko przez niego. Gdyby nie ten głupi SMS, ta sytuacja w ogóle by nie miała miejsca. Przez niego mógł umrzeć i byłaby to pierwsza ofiara na koncie Felixa. Może to on nie pociągnął za spust, ale klikając w ikonkę na telefonie obcego mu mężczyzny, było to jak te kule, które tkwiły teraz w barku Jeongina. Błagał więc teraz wszelkie bóstwa, w które nawet nie wierzył, aby operacja się udała, a młodszy przeżył.
Hyunjin widząc stan Felixa, stanął bliżej niego i przyciągnął go do swojego boku w ramach pocieszenia. Sam martwił się niesamowicie i miał ochotę krzyczeć, płakać i wyzywać Boga, za jakie grzechy te pociski trafiły właśnie w Jeongina, a nie w niego. Lecz wiedział, że musiał być silny. Dla niego, dla załamanego Felixa i dla reszty Harpii, które pewnie zamartwiały się o swojego najmłodszego członka, a jednocześnie musieli się zająć akcją na dokach.
Po kilkunastu minutach ciszy, przerywanej tylko pikaniem kardiomonitora i pochlipywaniem Felixa do sali wpadli Chan i Minho. Pierwsze co, to chcieli podejść do operowanego Jeongina, martwiąc się o niego, lecz zostali powstrzymani przez chirurga. Obaj więc ze zrezygnowaniem stanęli obok Hyunjina, w którego dalej był wtulony Felix i z dala patrzyli na przebieg operacji.
Każdy był pogrążony we własnych myślach, nie chcąc też przeszkadzać lekarzowi w wykonywaniu swojej roboty. Każdy z nich modlił się o młodszego - nawet ci, co nie wierzyli. W końcu, jak trwoga, to do Boga. Lecz ich modlitwy najwyraźniej nie miały mocy sprawczej, gdyż po kilkunastu minutach usłyszeli tylko podłużny pisk kardiomonitora...
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Oj...
Ej, a wy wiedzieliście, że muzułmanie kłamią mniej, niż ludzie innej wiary?
A wiedzieliście np też to, że lubię zabijać postacie?
I guess wygrałam zakład, oh well
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top