1 - Zawahanie
Ilość słów: 5030
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
Hyunjin lubił swoją pracę. I wcale nie chodziło o tą, przez którą ktoś niejednokrotnie tracił kogoś bliskiego. Wręcz przeciwnie - w swojej drugiej pracy mógł tchnąć w zwykłą kartkę papieru życie. Co prawda, jego głównymi obowiązkami była obsługa klienta, robienie napojów i podawanie wszelakich słodkości, lecz to ani trochę mu nie przeszkadzało. Lubił rozmawiać z ludźmi, poznawać ich historie - szczególnie te miłosne, czasami wymieniać się z nimi życiowymi radami i słuchać doświadczeń innych. Bo tyle, ile jest ludzi na świecie - tyle jest różnych historii, opinii i doświadczeń, a dla Hyunjina to wszystko było bardzo ciekawe i najchętniej poznałby tych ludzi, bo wie, że od każdego można się czegoś nauczyć.
Hwang szczególnie uwielbiał, kiedy do kawiarni przychodziły pary. Zawsze ich obserwuje, a gdy wydają się być zakochani w sobie po uszy, proponuje im narysowanie ich - czasami za darmo, a czasami za małą opłatą. Zawsze wtedy pyta o ich wspólną historię, gdyż inspirują go one do rysowania. Za każdym razem niezmiernie go to cieszy, bo wie, że dzięki niemu niektóre pary wracają często do tej kawiarenki, a on może wtedy zobaczyć, jak rozwija się ich relacja oraz jak ich miłość rośnie. Od kiedy tu pracuje, pogratulował już wielu parom zaręczyn, czy też zawarcia związku małżeńskiego oraz cieszył się ich szczęściem.
Hwang Hyunjin po prostu kocha miłość. Lecz sam uważa, że miłość nie jest dla niego. Lubił uważać siebie jedynie za jej obserwatora oraz człowieka, który potrafił uwiecznić ją dobrze na płótnie, czy też zwykłej kartce papieru. Sam był daleki od zakochania się w kimkolwiek, nawet jak los mu kogoś podsuwał. Jedyną miłość, którą miał, to tą do samej miłości.
— Halo...Ziemia do Hyunjina... — jego przyjaciel pomachał mu dłonią przed twarzą, dzięki czemu ten wyrwał się ze swoich myśli. Spojrzał z lekkim poirytowaniem na siedzącego przed nim mężczyznę, który wyglądał na podekscytowanego czymś.
— Stary...kompletnie odleciałeś. Nawet nie zauważyłeś, jak tu siadam i nie usłyszałeś mojego powitania. — skrzyżował ręce na klatce piersiowej w ramach obrazy i wydął wargi.
— Widzę iskierki tańczące w twoich oczach, więc...Co tym razem? Chan się do ciebie tylko uśmiechnął, czy też powiedział zwykłe "cześć"? — spytał z ironią, jakby był już kompletnie zmęczony tym samym tematem, który był wałkowany już od ponad pół roku. Przyjaciel spojrzał na niego z pobłażaniem, po czym oparł się łokciami o blat, kładąc na nim przedramiona.
— Po pierwsze, dalej mi nie odpowiedziałeś na powitanie. Po drugie, nie chodzi o Chana. — odpowiedział szybko, a ten lekko parsknął śmiechem, trochę nie dowierzając, że tym razem nie chodziło o jego szefa, a zarazem przyjaciela.
— Cześć, Jisung. — uśmiechnął się lekko do niego, a ten od razu przestał się naburmuszać, a wcześniejsze podekscytowanie znów wymalowało się na jego twarzy.
— Więc, o co chodzi?
— Słyszałeś? — nachylił się lekko nad blatem i ściszył głos, aby być pewnym, że nikt oprócz Hyunjina tego nie usłyszy.
— Se Chulhyeol ostatnio znów kogoś zabił, przez co nagroda za złapanie go wzrosła o kolejne milion won. — zaczął lekko podskakiwać na krześle z podekscytowania.
No tak...Krwawiąca Trójka, nad którą jego przyjaciel miał niewyjaśnioną obsesję, przez którą łamał prawo, włamując się do baz policyjnych, czy też przeglądając darkweba. Hyunjina w pewnym sensie bawiła ta jego obsesja, biorąc pod uwagę, że wiedział kim jest Se Chulhyeol. Lecz co by zrobił jego przyjaciel, gdyby się dowiedział, że osoba, którą szuka, stoi tuż przed nim? Dosłownie ma ponad trzydzieści milionów won na wyciągnięcie ręki i nawet o tym nie wie. Los jednak potrafił być całkiem zabawny, ale też i okrutny.
— Czy ty się cieszysz, że ktoś zginął, tylko dlatego, że teraz jest większa nagroda? — spojrzał na niego z lekkim niedowierzaniem. Jisungowi zrzedła nieco mina, gdyż kompletnie nie o to mu chodziło.
— Oczywiście, że nie cieszę się z czyjejś śmierci! — odpowiedział głośniej i znów skrzyżował ręce na klatce piersiowej, oburzając się. Rozejrzał się po kawiarni, zauważając, że kilkoro ludzi się na niego dziwnie patrzy. Speszył się, po czym znów nachylił nad blatem.
— Chodzi mi o to, że dzięki temu jakiś kolejny świadek zeznał, że Se Chulhyeol ma czerwone włosy... — szepnął, rozglądając się na boki, po czym znów spojrzał na przyjaciela.
— Przecież ta informacja znacząco zawęża krąg podejrzanych. A poza tym... — nagle jednak przerwał swoją wypowiedź, zauważając czerwone włosy swojego przyjaciela. Wyprostował się nagle i spojrzał na niego podejrzliwie, a ten patrzył na niego z pytaniem w oczach.
— Co? — spytał, będąc zdziwionym dziwnym zachowaniem Jisunga. Gdy ten nie odpowiadał, tylko dalej patrzył na niego wręcz przeszywającym wzrokiem, szczególnie zwracając uwagę na jego włosy, zdał sobie sprawę, o co mu chodzi. Westchnął ciężko, założył dłonie na biodra i spojrzał na Jisunga z pobłażaniem.
— Czy ty myślisz, że jestem Se Chulhyeolem?
— Nie wiem. A jesteś? — zmrużył na niego oczy, przy okazji oceniając jego sylwetkę i wzrost, przypominając sobie wszelkie opisy, jakie do tej pory pojawiły się na temat Krwawiącej Trójki.
— Myślisz, że jakbym był, to bym ci powiedział? — odpowiedział pytaniem na pytanie, unosząc brwi. Bardzo dobrze znał odpowiedź na jego pytanie, ale był ciekaw czy jego przyjaciel myśli, że byłby zdolny zabić człowieka, więc postanowił tę konwersację pociągnąć.
— Nie wiem. — wzruszył ramionami i uniósł jedną brew.
— A powiedziałbyś? — skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przytaknął sobie w głowie, stwierdzając, że wzrost jego przyjaciela wpasowuje się w odpowiednie kryteria do bycia tym słynnym zabójcą.
— Abyś mógł wsypać mnie policji i się wzbogadzić o ponad trzydzieści milionów wonów? — skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uśmiechnął się cwaniacko.
— W życiu.
— Aha... — zrobił obrażoną, jak i zawiedzioną minę i opuścił ręce wzdłuż ciała.
— Taki z ciebie przyjaciel... — znów oparł się przedramionami o blat i uśmiechnął się lekko.
— A tak serio, to nie mógłbyś być seryjnym zabójcą. Nie nadajesz się. — wzruszył ramionami, a Hyunjin zrobił urażoną minę, łapiąc się jedną ręką za serce, udając, że jego uczucia zostały zranione.
— Aha! A to niby czemu? — oburzył się, a Jisung spojrzał na niego, jak na idiotę.
— Ty serio pytasz? Po pierwsze... — zaczął wyliczać na palcach jednej dłoni.
— ...znam cię bardzo dobrze. O ile nie najlepiej ze wszystkich osób, które cię znają. — gdy to powiedział, Hyunjin parsknął mentalnie, powstrzymując się od zaśmiania przez zaciśnięcie ust w cienką linię.
— Po drugie...jesteś zbyt wrażliwy i empatyczny. Statystycznie seryjni mordercy nie odczuwają czegoś takiego jak empatia.
— A istnieją mordercy, którzy odczuwają empatię? — przerwał mu wyliczanie, więc ten odwrócił wzrok od swoich palców i spojrzał na niego ze zdezorientowaniem.
— Pewnie istnieją, ale raczej jest to bardzo mały odsetek. — wzruszył ramionami, a Hyunjin pokiwał głową na znak, że rozumie.
— To skąd wiesz, że ja się nie znajduję w tym odsetku? — poruszył znacząco brwiami, znów się cwaniacko uśmiechając. Aby zająć czymś dłonie, wziął do ręki ściereczkę i zaczął wycierać i tak czysty blat. Nie chciał też, żeby Chan zobaczył, że ten się obija w pracy.
— Bo nie i tyle. Daj mi dokończyć. Po trzecie... — znów zaczął wyliczać na palcach.
— ...za bardzo lubisz ludzi, aby ich zabijać.
— A co ze złymi ludźmi? — znów mu przerwał. Nie wiedział czemu, ale miał ochotę obalić jego wszelkie argumenty, tym bardziej znając całą prawdę.
— Sam mówiłeś, że Se Chulhyeol zabija tylko osoby, które mają związek ze światem przestępczym. Myślisz, że nie byłbym w stanie zabijać tylko tych złych ludzi?
— Oczywiście, że nie! — znów spojrzał na Hyunjina, jak na największego idiotę. Irytował go swoimi głupimi i niedorzecznymi pytaniami. A mówi się, że nie ma głupich pytań...
— Czemu ty takie pytania w ogóle zadajesz? Czy ty chcesz, abym myślał, że jesteś na serio tym Se Chulhyeolem? — pytał ze słyszalnym oburzeniem w głosie, mrużąc na niego oczy.
— Nie. — wzruszył ramionami i zaśmiał się cicho pod nosem.
— Po prostu chciałem cię trochę podirytować. — roztrzepał mu włosy jedną dłonią, a ten przymknął oczy, próbując uspokoić swoje agresywne myśli, które najchętniej ucięłyby tę rękę, która rozwaliła jego fryzurę.
— No to teraz moja kolej. — nagle uśmiechnął się przebiegle i zaczął sobie poprawiać włosy.
— Jak wszedłem do kawiarni, to Chan się do mnie uśmiechnął. — prawie pisnął jak zakochana nastolatka, po czym wyszczerzył zęby. Hyunjin od razu zrobił zrezygnowaną minę i walnął ściereczką o blat, przygotowując się mentalnie na dalszą rozmowę.
— I co w związku z tym? — zapytał od niechcenia, wiedząc, że nawet jakby nie zapytał, to ten i tak by mu o tym opowiedział. Oparł się dłońmi o blat i spojrzał na swojego bardzo zadowolonego przyjaciela.
— To...że on się tak cudownie uśmiecha. — rozmarzył się, przypominając sobie widok sprzed kilku minut. Oparł się znów łokciami o blat, a im bardziej rozmarzał, tym bardziej rozpływał się na obrazy w swojej głowie tak, że prawie leżał na ladzie.
— Chciałbym, aby uśmiechał się tak do mnie codziennie i tylko do mnie... — powiedział, przymykając oczy, aby lepiej widzieć w swojej głowie te wszystkie scenariusze, w których główną rolę grał jego obiekt westchnień.
— A ja bym chciał, abyś codziennie nie mówił mi o tym, jaki to on nie jest cudowny. — przewrócił oczami, a gdy ten się wyprostował i spojrzał na niego z oburzeniem, uśmiechnął się do niego wrednie.
— Cóż... — wzruszył ramionami.
— Chyba obaj nie dostaniemy tego, czego chcemy.
— Nie dostaniemy, bo ty masz do niego jakąś awersję. — wydął wargi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Kompletnie nie rozumiał Hyunjina i jego podejścia, bo do tej pory nie podał mu żadnych dobrych argumentów, dlaczego owo podejście posiada.
— Nie mam awersji. Jest moim przyjacielem. — westchnął ciężko.
— Po prostu dalej uważam, że nie jest odpowiednią osobą dla ciebie i tyle. — już kolejny raz mówił o tym Jisungowi, ale przecież nie mógł powiedzieć mu prawdy, dlaczego tak uważa. To było najgorsze.
— A ja dalej nie rozumiem, dlaczego tak uważasz. Tym bardziej że jest twoim przyjacielem. — zrobił smutną minkę.
— Przecież jest on niesamowicie miły, jest dżentelmenem... — zaczął wyliczać ze zdeterminowaniem na palcach wszystkie cechy swojego obiektu westchnień, które zdążył poznać.
— ...troskliwy, nawet o ludzi, których nie zna...pomocny. — przestał wyliczać na palcach i spojrzał na swojego przyjaciela, który unikał jego wzroku. On bardzo dobrze wiedział, że Chan, gdyby nie jedna sprawa, byłby wręcz idealny dla Jisunga. Wiedział, że byłby z nim szczęśliwy i vice versa, ale ten jeden aspekt wszystko psuł.
— Ogólnie wydaje się na takiego, wiesz...idealnego kandydata na męża.
Hyunjin niemal opluł się własną śliną, gdy usłyszał ostatnie zdanie. Zamiast tego zaczął się nią krztusić, co zmusiło go do pochylenia się nad blatem. Jisung wstał ze swojego siedzenia i zaczął klepać przyjaciela po plecach, aby mu pomóc. Ludzie wokół znów dziwnie się patrzyli na nich, gdyż już kolejny raz ich rozmowa lub spokojne picie kawy zostało przerwane przez głośne dźwięki. W końcu Hyunjin odkrztusił zalegającą mu w gardle ślinę i spojrzał z niedowierzaniem na Jisunga, który usiadł z powrotem na stołek.
— Pojebało cię? — spytał, masując się ręką po klatce piersiowej, próbując unormować oddech. Ten spojrzał na niego jak głupi, nie wiedząc, o co mu chodzi. Zrobił więc minę niewiniątka.
— Zamieniłeś z nim może z kilka zdań, uśmiechnął się do ciebie też kilka razy, a ty już stwierdzasz, że byłby idealnym kandydatem na męża? — spytał, będąc wręcz oniemiałym, aczkolwiek z drugiej strony wiedział, dlaczego Jisung tak uważa. W końcu nie miał całego obrazka przed sobą.
— Tak. — odpowiedział krótko, ale pewnie.
— I dopóki nie przedstawisz mi realnych i wiarygodnych argumentów, dlaczego nie jest tak, jak myślę, to dalej będę tak uważać. — zagroził mu palcem, a ten spojrzał na niego z pobłażaniem.
— Hyunjin! — o wilku mowa, usłyszeli głos Chana, który wyłonił się zza drzwi zaplecza. Obaj spojrzeli w jego stronę, lecz Jisung z lekkim przestrachem, martwiąc się, że to jego wina, że Hyunjin, zamiast pracować, zajmuje się rozmową z nim.
— Nie wiem, czy zauważyłeś, ale są też inni klienci do obsłużenia. — powiedział sugerująco, z miłym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Jisung na ten widok westchnął głośno, wręcz się rozpływając.
— Jasne. Już idę...szefie. — dodał z przekąsem, uśmiechając się cwanie, a ten na niego spojrzał z pobłażaniem. Mimo że rzeczywiście był jego szefem, to nie lubił, jak jego przyjaciel go tak nazywa. Zdecydowanie wolał, jak mówi się do niego po imieniu.
— A ty... — Hyunjin odwrócił się do Jisunga.
— Uspokój się i wytrzyj brodę, bo ci ślinka poleciała. — zaśmiał się lekko, a ten wystraszył się i zaczął wycierać brodę, która okazała się jednak sucha.
Hyunjin jeszcze głośniej się zaśmiał na jego reakcję, po czym wziął swoją ściereczkę i odszedł w stronę innej kasy, przy której była krótka kolejka. Jisung odprowadził go wzrokiem, po czym spojrzał z zawstydzeniem w stronę drzwi od zaplecza. W nich dalej stał Chan, który wydawał się czekać na to, aż ten na niego spojrzy. Han uśmiechnął się do niego niezręcznie, a ten pokazał swój równy rządek białych zębów i mrugnął do niego okiem. Ten tylko bardziej się zawstydził, wiedząc, że pewnie wygląda jak burak i odwrócił wzrok, w środku jednak ciesząc się jak głupi z zaistniałej sytuacji.
To, co miłość albo zauroczenie robi z człowiekiem, jest niesamowicie fascynujące...
🦋🦋🦋
Kiedy nadeszła godzina dwudziesta, Hyunjin wycierał już ostatni stolik. Gdy wszyscy klienci wyszli, zamknął kawiarnię od środka, poustawiał wszystkie krzesła, wrzucił brudną ściereczkę do zlewu i poszedł na zaplecze. Na nim zauważył siedzącego przy komputerze mężczyznę, którego uważał za swojego młodszego braciszka. To była jedyna opcja przez to, że był jedynakiem, a zawsze chciał mieć rodzeństwo. Ucieszył się więc, widząc go i podszedł do niego od tyłu. Zarzucił na jego szyję swoje ręce i przytulił się do jego pleców, przyciskając swój policzek do tego jego.
— Cześć, Innie... — ścisnął go mocniej, niemal go podduszając, a ten od razu się skrzywił, gdyż nie lubił zbytnio takich czułości fizycznych.
— Dusisz mnie... — powiedział ledwo klepiąc dłonią o rękę Hyunjina, która była na jego szyi. Ten ścisnął go jeszcze raz mocniej, po czym w końcu go puścił. Jeongin odwrócił się do niego przodem, a Hyunjin jak tylko spojrzał na jego twarz, od razu stwierdził, że jest to najsłodsza rzecz na świecie, jaką można zobaczyć.
— Boże, jaki ty jesteś słodki! — podszedł do niego i ścisnął jego policzki, przez co ten wydął wargi i spojrzał na niego z pobłażaniem.
— Jestem dorosłym mężczyzną. — powiedział niezbyt wyraźnie przez ściskane policzki. Hyunjin pobawił się nimi chwilę, gdyż były niezwykle miękkie i gładkie, po czym roztrzepał mu włosy dłonią, co tylko bardziej zirytowało młodszego. Chociaż teoretycznie powinien się do tego przyzwyczaić, gdyż czerwonowłosy zawsze się tak zachowywał w stosunku co do niego.
— No i co? — wzruszył ramionami i założył ręce na biodra wyglądając, jak kobieta w ciąży.
— To wcale nie zmienia faktu, że wyglądasz jak taki słodki baby chlebek. — uśmiechnął się szeroko, próbując powstrzymać napad słodkiej agresji, widząc roztrzepanego Jeongina.
— To jest dosyć absurdalne, biorąc pod uwagę, że... — zaczął sobie poprawiać włosy, po czym spojrzał z lekkim uśmiechem na Hyunjina.
— ...mówisz to, będąc zabójcą na zlecenie, o członku mafii, który jest całkiem wysoko postawiony w hierarchii. — powiedział z ironią i obaj się lekko na to zaśmiali. Faktycznie - było to dość absurdalne patrząc na to, jakie mają drugie życie.
— Ty nawet jak robisz nielegalne rzeczy, to wyglądasz słodko... — powiedział, uśmiechając się szerzej, a ten spojrzał znów na niego z pobłażaniem.
— Ty będziesz zamykał całkowicie potem? — spytał, ściągając z siebie fartuch i odwieszając go na jeden z pustych wieszaków.
— Jeśli ty już wracasz do domu, to tak. — odpowiedział, przyglądając się Hyunjinowi, który podszedł do swojej szafki.
— Tak... — ściągnął z siebie koszulkę, ładnie złożył, po czym odłożył do szafki i założył tą, w której przyszedł do pracy.
— Mam dziś zlecenie. — powiedział poważniej, przypominając sobie o wiadomości, którą dostał rano. Już za kilka godzin będzie miał kolejną ofiarę na swoim koncie, lecz nie napawało go to optymizmem. Z jego twarzy od razu zmył się ten szeroki uśmiech, a zastąpiła go mina niewyrażająca jakichkolwiek emocji. Zupełnie tak, jakby nacisnął jakiś guzik w głowie, który zmienia osobowości.
— Na kogo? Jest to ktoś ważny w naszym półświatku przestępczym? — spytał również poważnie. Często był świadkiem tego jak nagle Hyunjin się zmieniał, gdy był tuż przed zleceniem. Zupełnie tak, jakby był kompletnie innym człowiekiem, którego nie zna.
— Jak zwykle, znam tylko imię, nazwisko, opis jak mniej więcej wygląda i gdzie mieszka. Nie mam pojęcia o reszcie. — odpowiedział, biorąc swoje rzeczy z szafki, a następnie ją zamknął na kluczyk. Spojrzał w końcu na Jeongina, który patrzył na niego lekko zmartwionym wzrokiem. Zawsze tak było przed jakimkolwiek zleceniem. Wiedział, że młodszy martwi się o niego, a szczególnie o jego psychikę.
— A co mówi twoja intuicja? — wstał z krzesła i podszedł do niego, po czym położył mu dłoń na barku w geście wsparcia. Hyunjin zmarszczył brwi, gdyż pierwszy raz było coś inaczej, a on nie wiedział dlaczego.
— Właśnie...jest to dosyć dziwne, bo tym razem nie mówi mi, czy to zlecenie jest odpowiednie ani czy jest nieodpowiednie. — wzruszył ramionami.
— Może się dowiem, co mi powie intuicja, jak już zobaczę mój cel. — odpowiedział, a Jeongina to tylko bardziej zmartwiło. Położył drugą dłoń na drugi bark starszego i spojrzał na niego z troską.
— To może jak intuicja ci nic nie mówi, to nie jedź na to zlecenie...? — zasugerował, a Hyunjin zmarszczył czoło, chwilę się nad tym zastanawiając.
— Co jeśli to pułapka?
— Nie wydaje mi się. — pokiwał głową na nie.
— Już przecież policja jak i przestępcy próbowali zastawiać na mnie pułapki kilka razy, ale im to nie wychodziło. — wytłumaczył, chcąc uspokoić Jeongina.
— Nie martw się, Innie. Nic mi się nie stanie. — zapewnił.
— No dobrze... — westchnął, po czym wtulił się w niego, a ten uśmiechnął się lekko, jeszcze chociaż na chwilę pokazując jakieś emocje. Po chwili odsunął się od niego i włożył ręce do kieszeni od swoich spodni.
— A dostaniesz chociaż jakąś pokaźną kwotę za to zlecenie? — spytał z lekkim uśmiechem, chcąc trochę rozładować tą nieco ciężką atmosferę, która zapanowała po tym, jak Hyunjin powiedział słowo ,,zlecenie".
— Na pewno większą niż nagroda za złapanie mnie. — zaśmiał się lekko, po czym oboje westchnęli w tym samym momencie. Hyunjin poprawił torbę na swoim ramieniu i skierował się w stronę tylnych drzwi.
— Do zobaczenia.
— Do zobaczenia. Uważaj na siebie. — dodał, po czym skinęli do siebie głowami i Hyunjin wyszedł z budynku z ciężkim westchnieniem, przygotowując się mentalnie na dzisiejszą noc.
🦋🦋🦋
Każda droga na jakiekolwiek zlecenie oznaczała dla Hyunjina rozmyślanie nad samym sobą i nad tym, co robił. Za każdym razem zastanawiał się, czy dobrze robi, czy może to już czas, aby porzucić swoje drugie życie i czy jego psychika wytrzyma kolejne obciążenie, jakim było odebranie życia drugiemu człowiekowi. Za każdym razem też tłumaczył sobie, że zabija złych ludzi. Ludzi, którzy również zabijają, którzy oszukują, popełniają inne przestępstwa i są zakałą dla tego społeczeństwa.
Lecz kim był on? Sam popełniał przestępstwa i to na dodatek tego wyższego sortu. Zabijał ludzi i brał za to pieniądze. Czym, w takim razie, różnił się od tych osób, którym odbierał życie? Też był zakałą jak oni, lecz jakoś nie potrafił tego zmienić. Nie potrafił zmienić swojego życia, gdyż tak było, w pewnym sensie, wygodniej.
W końcu miał to, co wielu ludzi by chciało. Własny dom i to na dodatek w lesie, przy jeziorze, mając ciszę i spokój. Normalną pracę, która dawała mu radość, gdyż mógł poznawać wielu ciekawych ludzi i ich historie. Kochających przyjaciół, których on kochał równie mocno. Pasje, w których się spełnia i dają mu pewne ukojenie nerwów oraz pozwalają nie myśleć o tym, co robi pod osłoną nocy. Lecz czegoś w tym wszystkim brakowało...
On bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co mu brakowało, ale tak wybrał. To nie jest tak, że on by bardzo tego chciał, ale los mu na to nie pozwala. On sam tak zdecydował i już dawno pogodził się ze swoją decyzją. W taki sposób żyło mu się łatwiej i bez większego obciążenia psychicznego, które mogłoby nastąpić, gdyby miał to, czego mu brakuje.
Jego rozmyślania przerwało dotarcie do okolic budynku, w którym mieszka jego zlecenie. Tak - nazywał ludzi, których musi zabić zleceniem, gdyż to również ułatwiało mu wykonanie tej roboty. Zlecenie brzmiało zawsze jak rzecz, a nie jak żywa istota z uczuciami, emocjami, unikalnym charakterem i duszą. Taki zabieg, w pewnym sensie, oszukiwał jego mózg, przynajmniej dopóki nie rozcinał gardła ofiar, które potem dławiły się krwią, a w ich oczach można było zobaczyć strach i uciekające życie.
Zsiadł ze swojego motoru, zdjął kask i zostawił go na pojeździe. Założył kaptur na głowę, chowając szczelniej włosy. Nie chciał, aby znowu kolejny świadek z niewiadomokąd potwierdzał jego kolor włosów. Przywiązał się jakoś do tego koloru i nie chciał go jeszcze zmieniać.
Z lekko spuszczoną głową szedł w stronę odpowiedniego domu. Wiedząc, gdzie znajdują się kamery, skutecznie ich unikał, co jakiś czas kryjąc się za jakąś ścianą lub w jakimś cieniu, gdzie nie docierało światło lamp ulicznych. Dziękował w duchu, że zwykle przestępcy mieszkali w miejscach mniej zaludnionych oraz teoretycznie spokojnych, gdzie nie ma zbyt wielu kamer.
Nagle natknął się na budynek, którego ściana była oświetlana przez światło księżyca i przy nim stanął. Dzięki temu mógł zobaczyć duże graffiti, na którym znajdował się przepięknie namalowany motyl z niebiesko-fioletowymi skrzydłami. Te jaśniejsze partie wydawały się świecić, odbijając światło księżyca, co nadawało mu magicznego uroku. Podszedł do ściany i z podziwem przejechał ręką po malunku. Był to zdecydowanie jeden z piękniejszych namalowanych motyli, jakie było mu dane zobaczyć. Sam był artystą, więc nie mógł zaprzepaścić żadnej okazji do zatrzymania się na chwilę przy jakimś dziele i pobłogosławić nim swoje oczy, ale też i duszę.
Lubił wszelką sztukę, w której pojawiały się motyle. Te małe insekty od małego towarzyszyły w jego życiu. Zawsze pojawiały się w różnych formach wtedy, kiedy musiał podjąć jakąś ważną decyzję lub przy wyjątkowych wydarzeniach w jego życiu. Zupełnie tak, jakby jego anioł stróż zamieniał się w motyla i czuwał nad nim wtedy, kiedy tego potrzebował. Czyżby to graffiti miało coś oznaczać?
Wyrwał się ze swoich myśli i ruszył dalej, w końcu znajdując odpowiedni dom, który zaczął obchodzić dookoła, analizując wszelkie możliwe wejścia. Na drzwiach wejściowych znajdował się zamek na kod, ale on i tak nigdy nie wchodził przodem. Z boku domu znalazł balkon, na który mógłby się dostać, gdyby znalazł coś, na czym mógłby stanąć. Przeszedł więc na tyły domu w poszukiwaniu czegokolwiek. Wytężył wzrok, gdyż było tam prawie całkowicie ciemno i się rozejrzał. W końcu zauważył dwa krzesła stojące przy stoliku, więc do nich podszedł i wziął oba. Najciszej jak potrafił, postawił krzesła na sobie, a następnie stanął na tej prowizorycznej wieżyczce. Złapał się rękoma o barierki, a następnie podciągnął się, jednocześnie uważając, aby krzesła się nie wywróciły i nie narobiły hałasu.
Gdy znalazł się na balkonie, dziękował w duchu losowi, że właściciel postanowił spać z lekko otwartymi drzwiami, dzięki czemu nie musiał używać żadnych trików lub kombinować z innym wejściem. Cicho otworzył szerzej drzwi balkonowe i wszedł do środka. Rozejrzał się po pomieszczeniu, od razu zdając sobie sprawę, że znajduje się w sypialni. Chcąc jak najszybciej wykonać swoją robotę, podszedł do łóżka. Dzięki przyzwyczajonym oczom do ciemności zauważył na nim dwie osoby, przez co przeklnął siarczyście w myślach.
To był jeden z tych przypadków, których szczerze nienawidził. Zwykle, jak ktoś był sam, to Hyunjin przynajmniej nie myślał o tym, że właśnie odbiera komuś bliską osobę. Lecz gdy ofiara z kimś spała, wiedział on, że gdy ta druga osoba się obudzi, pierwsze co zobaczy, to zwłoki osoby jej bliskiej. Sam nie mógł sobie wyobrazić, jak to jest i nigdy nie chciałby tego doświadczyć. Być może to był też jeden z powodów, dlaczego nie chciał mieć swojej miłości...Strach przed utratą kogoś bliskiego był za duży.
Wiedząc, co musi w takim przypadku zrobić, niechętnie wyjął z kieszeni spodni szmatkę nasączoną silnym środkiem nasennym, przygotowaną specjalnie na takie przypadki. Podszedł jeszcze bliżej łóżka i spojrzał na twarze śpiących ludzi, przy okazji przypominając sobie opis tego, którego miał zabić. Widząc spokojne twarze dwóch mężczyzn, od razu rozpoznał tego, który miał być jego celem. Obaj leżeli płasko na plecach, jedynie mając głowy zwrócone do siebie. Gdy nachylił się nieco nad czarnowłosym, umięśnionym mężczyźnie poczuł lekką woń alkoholu. To było dla niego na plus, gdyż wiedział, że dzięki temu oboje są mniej czujni.
Powoli przystawił do jego nosa i ust szmatkę, a następnie ją przycisnął. Przestraszył się lekko, widząc, jak ten otwiera oczy i zaczyna się szamotać, lecz długo to nie trwało. Już po kilku sekundach czarnowłosy znów spał, ale tym razem o wiele mocniej. Spojrzał szybko w stronę swojego zlecenia, kolejny raz tej nocy dziękując losowi, że ten nawet się nie poruszył i dalej spał jak zabity. Obszedł łóżko, przy okazji chowając z powrotem szmatkę do kieszeni. Wytarł rękę o swoje spodnie, aby przez przypadek sam się nie nawdychać tej substancji, po czym nachylił się nad blondynem.
Wyciągnął nóż motylkowy z pochwy, którą miał założoną na prawym udzie, po czym obrócił delikatnie głowę mężczyzny tak, aby była skierowana w stronę sufitu, cały czas obserwując jego mimikę twarzy. Nachylił się nad nim bardziej i przystawił nóż do jego szyi. Coś jednak tchnęło go, aby przyjrzeć się jego twarzy.
Blondyn miał piękne, pełne usta, które wyglądały na bardzo miękkie. Drugim aspektem, który przyciągnął uwagę Hyunjina, były piegi, rozsypane po policzkach i nosie mężczyzny. Im przyjrzał się dłużej, zauważając, że jeden z nich był w kształcie serduszka. Uśmiechnął się lekko na ten widok, gdyż uważał to za całkiem urocze. Następnie jego wzrok przykuły całkiem długie rzęsy, które rzucały lekki cień na jego policzki, dzięki światłu księżyca, wpadającemu przez okno. Śpiąc tak spokojnie, wyglądał dosłownie jak jakiś anioł albo wróżka. Jak osoba niewinna...
Hyunjin wciągnął głośno powietrze i odsunął lekko nóż od szyi mężczyzny. Czy aby na pewno chciał zabijać tego chłopaka? Wyglądał na młodego i takiego niewinnego. Miał wokół siebie taką pozytywną aurę, przez którą Hwang się zawahał. Co, jeśli on nie jest złym człowiekiem? Co, jeśli zabije dobrą osobę, która jest kompletnie niewinna? Pierwszy raz od wielu lat w swojej zabójczej karierze zawahał się. Biegał wzrokiem po jego twarzy zupełnie tak, jakby chciał na niej znaleźć jakiekolwiek oznaki tego, że ten człowiek jest zły.
Nie dane mu jednak było długo się zastanawiać, gdyż blondyn otworzył szeroko oczy. Hyunjin będąc w takim samym szoku, w jakim był obudzony mężczyzna, zastygł w miejscu. Ten od razu to wykorzystał i odepchnął od siebie rękę z nożem, a następnie samego Hwanga. Ten zachwiał się lekko, prawie wpadając na ścianę za nim. Blondyn wstał szybko z łóżka i skierował się w stronę wyjścia z sypialni. Został lecz nagle złapany przez ockniętego z szoku Hyunjina.
— Nie wyrywaj się, to przeżyjesz. — Hyunjin unieruchomił ręce blondyna za jego plecami, przyciągnął go za nie bliżej siebie, a drugą ręką objął go tak, że ten znów miał przystawione ostrze do gardła. Jako że był niższy, odchylił bardziej głowę, opierając ją o bark czerwonowłosego, chcąc się znaleźć dalej od noża.
— Co zrobiłeś Changbinowi? — spytał ze słyszalnym zmartwieniem i przerażeniem w głosie.
— Spokojnie...On sobie bardzo mocno śpi. Nic mu nie będzie. — powiedział, po czym obrócił ich tak, żeby ten mógł spojrzeć na mężczyznę leżącego na łóżku. Blondyn odetchnął lekko z ulgą, widząc, że jego klatka piersiowa unosi się i opada.
— Czego ode mnie chcesz? — spytał przez zaciśnięte zęby, zaczynając się lekko wierzgać. Zaprzestał jednak swoich działań, gdy poczuł chłód ostrza na swoim gardle.
— Sam chciałbym to wiedzieć... — szepnął, myśląc na głos. Blondyn zmarszczył lekko brwi w zdziwieniu na jego odpowiedź, gdy nagle został popchnięty w stronę drzwi od sypialni.
— A teraz będziesz współpracować, bo inaczej zrobię to, po co tu pierwotnie przyszedłem.
Hyunjin prowadził mężczyznę przed sobą, chowając nóż motylkowy do pochwy, aby móc złapać go obiema rękoma za jego ręce. Korzystając z okazji nieposiadania ostrza przy szyi, blondyn znów próbował się wyrywać, lecz jego próby szły na marne, gdyż Hwang był od niego silniejszy. Obaj zeszli po schodach i przeszli do korytarza, gdzie wszędzie walała się masa butów, zupełnie tak, jakby w tym domu mieszkało kilkoro ludzi. Hyunjin puścił jego ręce i popchnął w stronę butów, a ten niemal przewrócił się na podłogę.
— Załóż buty. — rozkazał mu, wyciągając na wszelki wypadek nóż.
— Tylko bez głupich ruchów, bo inaczej rzucę ci tym nożem w szyję. — zagroził.
Pierwszy raz w życiu zmierzał się z taką sytuacją i z lekka nie wiedział, co ma zrobić. Właśnie, w pewnym sensie, porywał swoje zlecenie, a jako że nie chciał być okrutny, pozwolił mu założyć buty. Przecież to tak absurdalnie brzmi, że jakby ktoś to zobaczył, to wyśmiałby go za nieudolne próby bycia groźnym porywaczem. Cieszył się jednak, że chłopak miał na sobie koszulkę i spodenki, więc przynajmniej Hyunjin nie musiał się błaźnić jeszcze bardziej.
Blondyn posłusznie wykonał jego polecenie i założył na swoje nagie stopy jedne z wielu par sportowych butów. Hyunjin schował nóż i znów złapał go mocno za ręce, trzymając je na jego plecach. Pokierował go do wyjścia z domu, idąc tak jak policjant z zakutym przestępcą. Hyunjina niepokoił lekko fakt, że blondyn nie odzywał się do niego ani słowem, nie błagał o swoje życie, o nieporywanie go czy też nie wypytywał go, co chce z nim zrobić.
A prawda była taka, że mężczyzna zastanawiał się, co ma zrobić w danej sytuacji. Próbował zachować spokój i nie panikować, tak jak został tego nauczony, aby móc skupić się na jakimkolwiek planie ucieczki lub obalenia swojego napastniko-porywacza. Póki co, nie miał innego wyboru jak wykonywanie poleceń, więc szedł jako tako posłusznie, gdyż zrozumiał w końcu, że próby wyrywania się nic mu nie dadzą, a mogą pogorszyć jego sytuację. Obawiał się, że tylko bardziej irytuje to czerwonowłosego, a on nie chciał mieć znowu przystawionego ostrza do gardła.
Gdy wyszli z domu, Hyunjin zaprowadził go do swojego motoru, który stał w jednym z ciemniejszych zaułków, nie tak daleko domu blondyna. Jak znaleźli się przy pojeździe, Hwang nagle zastygł w miejscu, zdając sobie sprawę, że ciężko będzie przewieźć porwanego do swojego domu tak, aby ten nic mu nie zrobił lub nie wyskoczył podczas jazdy.
— Kurwa... — westchnął głośno, złapał jedną ręką za nadgarstki blondyna, a drugą wyjął z kieszeni szmatkę, którą użył na czarnowłosym mężczyźnie. Przystawił mu ją szybko do ust i nosa, przez co ten znów próbował się wyrwać.
— Wychodzi na to, że ty też jednak będziesz bardzo mocno spał...
Po kilku sekundach wdychania silnych środków nasennych blondyn kompletnie stracił panowanie nad swoim ciałem, a przed jego oczami zrobiło się ciemno. Jego ciało stało się wiotkie, a ostatnie co poczuł, to zimny beton dotykający jego gołych łydek.
Hyunjin schował szmatkę do kieszeni, po czym położył całkowicie mężczyznę na ziemię. Podszedł do motoru i przekręcił kluczyk, aby go odpalić, po czym założył kask na głowę. Wrócił do blondyna, wziął go na ręce, a następnie posadził na swoim motorze. Cały czas go trzymając, z trudem wsiadł na motor, za blondynem, którego głowa i ręce bezwładnie zwisały. Objął go mocno jedną ręką w talii, a drugą złapał za kierownicę. Z lekkim trudem dodał gazu i ruszył powoli pojazdem. Wiedział, że przeprawa do jego domu będzie długa i ciężka, ale to była jego jedyna opcja.
On musi się dowiedzieć dokładnie, kim jest jego zlecenie. On musi wiedzieć, dlaczego się zawahał...
—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—🦋—
No właśnie...
Hej, misie kolorowe!
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się wam spodobał i zachęcił do dalszego czytania.
Od dziś będziemy się widzieć co każdy piątek o godzinie 18 z nowym rozdziałem!
Chcę wam też dać małe wyzwanie, gdyż czasami pod rozdziałami będą się pojawiać notki od Bety forget_me_notss, którą serdecznie pozdrawiam. Chciałabym abyście zgadnęli pattern, dlaczego akurat w tych rozdziałach pojawia się właśnie taka notka.
Widzimy się za tydzień! Buziaczki! Mwuah!
Notka od Bety: YEAAAH!
Fun fuct: ja jestem Jisungiem
Fun fuct: a ja jestem Chanem
(btw to do Postacie i inne informacje dodałam dwie postacie, które też się pojawią kilka razy w tym fanfiku. przywitajcie ciepło Yeji i Ryujin :P)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top