What matters is the part we choose to act on
I co ja powinienem teraz zrobić?
Odwieczny dylemat człowieka za każdym razem sprowadza się do sensu jego istnienia. Czy żyjemy po to, by umrzeć? A może śmierć jest tylko początkiem kolejnej przygody? Czy jest sens starać się być dobrym, skoro i tak nikt tego nie docenia? Skoro po śmierci nie będzie to miało znaczenia?
Kwestionowanie leży w ludzkiej naturze. Kiedyś - czy ten liść wygląda na jadalny?. Dzisiaj - czy to naprawdę telefony psują nam wzrok?. Poczucie dobra, zła, sprawiedliwości, bezpieczeństwa. To chyba najczęściej rozważane. Życie składa się z pewnych wartości, z pewnych chwil, w których myślimy o znaczeniu tych elementów. Myślenie oznacza kwestionowanie, zgadzanie się, rozważanie. Człowiek przestaje się zastanawiać, gdy znajdzie dla siebie coś odpowiedniego, jakiś sens, z którego będzie zadowolony i w który będzie skłonny uwierzyć. Sens życia, sens wartości, sens etykiet, sens nazw.
Mógłbym wrócić do domu... po prostu porozmawiać z Kinn'em i Tankhun'em. Zrozumieliby. Sprawdziłbym, czy są bezpieczni. Nie porzuciłbym muzyki, tylko chwila przerwy. Może nawet... może nawet spotkanie z terapeutą.
I choć może się to wydawać głupie, to sens życia najłatwiej jest odnaleźć, najłatwiej jest zdefiniować. Miłość, życie dla kogoś, robienie rzeczy, które lubimy, dni bez znaczenia, a także te pełne szczęścia i smutku. To się składa na życie, zmienia egzystencję w coś wartego uwagi. To wszystko właśnie powoduje, że sens życia jest najprostszy do odszukania. Składa się z kawałków, które odkrywamy z czasem.
A co, jeśli jednak mnie nie zaakceptują? Jeśli mi nie pomogą? Jeśli po prostu już nie ma dla mnie ratunku?
Zabawną, lecz całkiem sensowną rzeczą u ludzi jest to, iż ważne decyzje podejmuje się w łóżku. Pod kołdrą, kiedy przez okno wpadają światła ulicznych lamp, czujemy się bezpiecznie. Gdzie czujemy, że nikt nie może nas skrzywdzić. Dlatego pozwalamy sobie odpłynąć w świat marzeń, rozmyślań. Pozwalamy sobie płakać i rozmawiać z tymi, do których boimy się mówić w codziennym życiu.
Kim wie, gdzie byłoby dla niego bezpiecznie. Wie, gdzie byłby kochany. Niestety, to miejsce wiąże się również z utratą swobody i w pewnym sensie utraty siebie. I musiałby wrócić do pewnych starych nawyków. Do starej roboty. Kinn nigdy nie zdawał sobie sprawy, ile ojciec załatwiał spraw pod jego nosem. Ile problemów rozwiązał za pomocą rąk najmłodszego syna. I pomimo wszystkiego, mimo każdej pojedynczej myśli pchającej Kima w stronę przepaści, pulsującego pragnienia miłości oraz bezpieczeństwa w ramionach rodzeństwa, nie chce wracać pod władzę ojca. Nie chce wracać do rodzinnego domu. Boi się. Niepewność zżera go od środka. Trzyma wspomnienia w dłoniach. Przewraca się na drugi bok.
Czy jestem wart miłości? Nie powinienem tam wracać. Zawsze kończy się tak samo. Wiesz o tym. Wiesz. Nie możesz zapewnić bezpieczeństwa ani sobie, ani im. Nie na jego terenie. Poza nim też cię obserwuje, ale nic nie może zrobić. Nie swojej najlepszej broni. Kiedy... jeśli wrócę, nie będzie już odwrotu. Słabości będą musiały zniknąć, a ich miłość dostanę w skrawkach, strzępkach, urywkach. Czy rodzina naprawdę jest tego warta?
Wtula twarz w poduszkę. Chce zasnąć, odpocząć od świata zewnętrznego. Przez chwilę rozważa modlitwę. O dobrą noc. O spokój duszy. Myśli o poprzednich modlitwach. Niewysłuchanych. Wyciąga jedną nogę spod kołdry, podciąga kolana do brzucha. Pragnie przez jeden moment przestać myśleć, zapomnieć o wszystkim, co kiedykolwiek znał. Jest zmęczony ciągłymi próbami rozwiązania swoich problemów, ciągłym rozważaniem swojego życia w kawałkach. Albo właśnie jak utrzymać je w jednym kawałku.
- Boję się, że zapomnę, kim jestem, jeśli tam wrócę. Nie chcę być znów wykorzystany. Nie chcę zostać zraniony - szepcze. - Co mam robić, mamo?
Lecz zmarli, jak to zwykle mają w zwyczaju, milczą.
- Chciałbym po prostu, by ktoś mnie kochał. By ktoś zauważył, jak bardzo mi na nich zależy. By odciągnęli mnie od przepaści. Przeprosić, że muszą przebić się przez moje mury, a potem powitać ich z otwartymi ramionami. Chciałbym umieć lepiej okazać swoje uczucia, potrzeby... nie tylko za pomocą odrzucenia i zabijania.
Przewraca się na plecy i zakrywa oczy dłońmi. Wzdycha. Nie jest pewien, czy chciałby być teraz w ramionach matki, czy wołałby przytulić się do żyjących ukochanych. Opuszcza ręce niżej, ściska się za ramiona. Wie, że pragnie przytulenia, ale równocześnie nienawidzi dotyku. Pozostanie ze sobą na zawsze, bo nie może zapomnieć śladu rąk, które traktowały go szorstko. Stracił przez głupotę, przez kłamstwa jedyną osobę, która nie przywoływała tamtych wspomnień. A teraz i jej dotyk odszedł, pozostawiając spalone odciski na jego skórze. Ślady miłości, na którą nie zasługiwał.
Zegar na szafce nocnej wskazuje drugą siedemnaście. Zdaje sobie sprawę, iż od dawna powinien już spać, ale myśli biegające po głowie z wielką przyjemnością mu na to nie pozwalają. Chce powiedzieć to wszystko na głos, wyznać każdy najmniejszy błąd, podzielić się najmniejszą wątpliwością. Nie potrafi. Ale kiedy siódemka na wyświetlaczu zmienia się w ósemkę, ponownie przykrywa nogi kołdrą i ujawnia nicości kawałek swojego umysłu. Powolne kroki w kierunku uwolnienia prawdy.
- Jak mam to zrobić, skoro nikt nigdy mnie nie nauczył? Nie pamiętam, czy ojciec kiedykolwiek sprawił, ze poczułem się doceniony. Khun i Kinn są poza zasięgiem. Chay też. Big i ty umarliście... Jemu na mnie zależało, choć nigdy nie byłem pewny, czy miał jakiś konkretny powód. A ty, mamo, nie sądzę, byś teraz w jakikolwiek sposób była ze mnie dumna. Choć nawet bez tego byś mnie kochała. Ale wy nie żyjecie. To, czego się nauczyłem przez lata, sprowadza się do tego, że to nie martwi są problemem. To o żywych trzeba się martwić - chichocze. - Gra słów niezamierzona.
Pierwsze nuty We Found Love Rihanny przebijają się przez zamknięte okno pokoju.
- Wiesz, miałem taki sen. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, jakim cudem udało mi się zasnąć na grobie. Ze wszystkich miejsc akurat tam. Ach, tak - znów się przekręca. Patrzy w okno. Smog tworzy barierę między widokiem tysięcy kropek w ciemnej otchłani, a ludźmi, którzy pragną je podziwiać. Prawie we wszystkich oknach zostały zgaszone światła. Tylko w budynku naprzeciwko w jednym z mieszkań jest urządzana impreza. - Śniłem o tym, że mi pomogli, wiesz? Tęsknili za mną. Teraz boję się, że to było tylko moje pragnienie i w rzeczywistości nawet by na mnie nie spojrzeli. Rozmawialiby ze mną, odpowiedzieli na moje pytania, ale czy chcieliby pomóc? Czy mogliby z czystym sumieniem powiedzieć, że mnie kochają? Ja po prostu - waha się, jak zakończyć to zdanie, jak wyrazić swoje obawy, by nie wydawały się one sztuczne - chciałbym wrócić do domu, do miejsca, gdzie mam nadzieję na bycie kochanym. Tęsknię za oglądaniem seriali i lekcjami pianina. Tęsknię za trzymaniem się za ręce i przytulaniem. Tęsknię za treningami, na które do pewnego momentu chodziliśmy dla zabawy. Tęsknię za nauczaniem gry na gitarze - bierze głęboki oddech. - Tęsknię za tym wszystkim, za nimi, za ich miłością. Chciałbym ich chronić najlepiej jak potrafię, ale wiem też, że po prostu mam nadzieję na takie same uczucia z ich strony.
Kończy mówić z uśmiechem na twarzy. Przekręca się na drugi bok i z zamkniętymi oczami zaczyna szeptać. Opowiada o swoim śnie, o ostatnich dniach, o przemyśleniach. Wyobraża sobie, że jego mama słucha.
W pewnym momencie ciężko jest mu składać zdania. Głośna muzyka z budynku obok cichnie, światła ulicy gasną, a numery na zegarze rozmazują się w czerwoną plamę. Ciało przestaje go słuchać, wtula się w pościel, a powieki zakrywają oczy. Kim nie walczy już z Morfeuszem. Zasypia z uczuciem ręki gładzącej jego włosy.
Tej nocy uśmiecha się przez sen.
1191 słów
Jakieś pytania? Nie? Świetnie, lecimy dalej.
Proszę mnie informować o ewentualnych błędach.
[21.07.2023r. - 30.07.2023r.; 02.10.2023r.]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top