Być pięknym jak motyl

♥ Louis x Harry ♥


Od zawsze zazdrościłem wszystkim motylom. Były piękne, perfekcyjne. Posiadały kolorowe skrzydła, na których wznosiły się w powietrze. Ja tak nie mogłem. Patrzyłem na nich z daleka  z ogromnym podziwem. Wstydziłem się własnego ciała. Byłem podłużny i zielony z kilkoma parami krótkich nóżek. Wstrętny, obleśny - tak mnie opisywano. Byłem gąsieniczką, małą larwą, którą wszyscy wzgardzali.

Powoli ruszyłem przed siebie. Ostrożnie zacząłem wspinać się na łodyżkę młodej roślinki. Miała smaczne listki. Nie mogłem nic na to poradzić, że ciągle chodziłem głodny. Po prostu musiałem jeść. Spojrzałem na swoje ciałko, chyba znów przytyłem.

Dostrzegłem kropelkę rosy na jednym z listku. Zacząłem iść w jej stronę. Gdy dotarłem na miejsce, przejrzałem się w niej. Byłem taki brzydki.  Obok mnie przeszła mrówka, zbyt zapracowana, aby mnie zauważyć. Niosła małe nasionko polnych kwiatów. Wszyscy byli po coś stworzeni,  ja?

Powróciłem do jedzenia. Przeżuwałem swój zielony pokarm, nie spiesząc się. Nie zauważyłem nawet, że ktoś mnie obserwuje.  Dopiero odgłos skrzydełek mnie w tym uświadomił. Spojrzałem w bok i zauważyłem najpiękniejsze stworzenie na ziemi.  Piękne, zielone, rozłożyste skrzydła mieniły się w promieniach słońca. Motyl.

- Czemu mi się przyglądasz? - usłyszałem jak się do mnie odezwał.

- Ja... - spuściłem spojrzenie na swój niedojedzony listek. - Przepraszam, po prostu jesteś piękny.

- Ty też jesteś. - usłyszałem po chwili.

- Nie śmiej się ze mnie. - posmutniałem.

Odkręciłem się i zacząłem odchodzić w drugą stronę. Nie szedłem za szybko, ledwo co mój odwłoczek za mną nadążał. Nieznajomy jednak nie dawał mi spokoju. Podleciał bliżej i usiadł na listku tuż przede mną.

- Nazywam się Harry. - powiedział. - A ty malutki?

- Louis. - odparłem niechętnie. - Proszę nie śmiej się ze mnie, pozwól mi odejść.

- Nie śmieję się. - odparł, będąc śmiertelnie poważnym. - Podziwiam cię.

- Dlaczego? - zdziwiłem się.

- Niedługo wszystko się zmieni, zobaczysz. - zapewnił tajemniczo.

- Co takiego się stanie?

- Wszystko w swoim czasie. - dodał na koniec i poderwał się w powietrze.

Skrzydełka zatrzepotały i już go nie było. Znów zostałem sam. Pomyślałem, że nie warto zaprzątać sobie swojej malutkiej główki. Musiałem skupić się na czymś ważniejszym. Jedzonko przede wszystkim. Wgryzłem się w soczysty listek i powoli przeżuwałem.

Przez następne dni nie robiłem nic innego. Podczas posiłku obserwowałem latające motyle. Każdy z nich był wyjątkowy. Miały różnokolorowe skrzydełka. To było w nich piękne. Ile ja bym dał, abym choć przez chwilę mógł  być kimś tak pięknym.

- Przesuń się brzydalu! - usłyszałem nieprzyjemny  głos.

Spojrzałem na małe koniki polne, które skoczyły na listek, który jadłem.  Zatrzymały się na chwilę, skacząc po nim.

- Czego ode mnie chcecie? - spytałem cichutko. - Nic wam nie robię.

- Zaniżasz poziom piękna naszej polany. - odparł jeden z nich. - Jesteś pasożytem, który niszczy tylko rośliny.

Odsunąłem się i zacząłem iść dalej. Jeden z koników polnych skoczył na mnie i zrobił sobie trampolinę, nie było to wcale miłe. Zwinąłem się w kuleczkę i spadłem z roślinki. Przez chwilę leżałem w bezruchu. Liczyłem, że ktoś mnie zdepcze i oszczędzi tych cierpień.  Obok mnie przeszedł obojętnie żuczek i kilka mrówek. Dwie z nich się co prawda mną  zainteresowało. Wzięły mnie za zdechłego robaczka i chciały zanieść do jednej ze swoich spiżarni, gdzie pożarłyby mnie i nie zostawiły ani nóżki.

Gdy się ściemniło, ruszyłem powolnym tempem naprzód. Kiedy nastał ranek, siedziałem znów na jednym z kwiatów i żułem zielony listek. Odwiedził mnie ten sam motyl co ostatnio. Usiadł blisko mnie i przyglądał się jak jem. Nie odzywałem się do niego.

- Chyba umieram. - powiedziałem pewnego dnia, gdy poczułem się źle.

- Ktoś tak piękny nie może umrzeć. - powiedział.

- To chyba czas. - odparłem i żwawym tempem skierowałem się w stronę najbliższego krzaczka.

Tam uwiłem sobie z listka małe mieszkanko, gdzie cały się schowałem. Nie wystawała z niego nawet nóżka. Nie czułem już głodu i pragnąłem jedynie usnąć.

- Ja tu poczekam. - usłyszałem głos zielonego motyla. - Będę na ciebie czekał Louis!

Potem zapadła ciemność. Nie pamiętałem ile tak leżałem. Było mi strasznie ciasno. Zmuszony byłem wydostać się z listka. Przestraszony zauważyłem, że coś dzieje się z moim odwłoczkiem. Dlaczego nawet własne ciało mnie odrzucało?

- Witaj piękny. - rozpoznałem głos Harry'ego. - Jak tam twoja drzemka?

Wszędzie było jasno. Musiałem się przyzwyczaić do promieni słonecznych.

- Naprawdę na mnie czekałeś? - zdziwiłem się.

- Na piękne stworzonka zawsze warto poczekać. - odparł. - Masz skrzydła.

- Co? - zapytałem i spojrzałem w obie strony.

Zamiast kilkunastu par odnóży miałem śliczne, niebieskie skrzydła. Delikatnie je rozprostowałem i zauważyłem, jak mienią się w słońcu. Byłem taki szczęśliwy. Ale dlaczego jestem motylem, a nie tą ohydną gąsienicą?

- Przelecimy się nad polaną? - zaproponował.

- Nie wiem jak... - odparłem spanikowany. - To chyba pomyłka, ja nie potrafię.

- Po prostu rozłóż skrzydła i leć. - poinstruował mnie. - Sam będziesz wiedział jak.

Posłuchałem go i po chwili rzeczywiście unosiłem się nad polaną. To było fantastyczne. Czułem podmuch wiatru pod skrzydełkami, ciepłe promienie słońca. Z tej wysokości świat był piękny.  Zielony motyl ciągle mi towarzyszył. Lecieliśmy razem nad kwiatami i małymi krzewami.

- Ja byłem gąsienicą. - uparłem się, gdy wylądowaliśmy na jednym z tulipanów. - Byłem brzydki.

- Zawsze byłeś piękny, Louis. - odparł. - W końcu urodziłeś się motylem.

Nie rozumiałem tego. Harry podleciał bliżej i musnął mnie swoim skrzydełkiem.  Teraz na mnie była odrobinka jego zielonego pyłku.

- Każdy ma w sobie coś z motyla, Louis. - powiedział uważnie mi się przyglądając. - Nie liczy się to jakim się urodziłeś, ale kim się stałeś. Ciężko pracowałeś, aby stać się pięknym w oczach innych. Ty od zawsze byłeś wspaniały, tylko tego nie dostrzegałeś.

- Ty też byłeś taką gąsieniczką? - spojrzałem na niego uważnie.

- Tak, Lou. - ponownie musnął mnie swoim skrzydełkiem. - Czy chciałbyś mi towarzyszyć przez resztę mojego krótkiego życia?

- J-ja?

- Oczywiście, motylku. Tylko ty i ja, skrzydełko w skrzydełko. - odparł.

- Nie porzucisz mnie? - zapytałem, bojąc się odrzucenia.

- Nigdy, Lou. Będę z tobą do końca swoich dni. Już na zawsze.

Wzbiliśmy się w powietrze. Harry tak jak obiecał, nie odstępował mnie ani na chwilę. Na błękitnym niebie widać było tylko dwa, małe punkciki - niebieski i zielony, które tworzyły jedność.


><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie motylki!

Dziękuję za okładkę: Marlena1999

Miałam tu napisać OS o robaczkach i pomyślałam, aby zmienić nieco plany i napisać o motylkach.

Trochę taka nietypowa fabuła xD

Króciutka historia Lou gąsieniczki i H motylka ♥

||| Każdy ma w sobie coś z motyla, Louis. Nie liczy się to jakim się urodziłeś, ale kim się stałeś. Ciężko pracowałeś, aby stać się pięknym w oczach innych. Ty od zawsze byłeś wspaniały, tylko tego nie dostrzegałeś. |||

><><><><><><><><><><><><><><

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top