Rozdział 3 • Przeciwieństwa
To wcale nie tak, że Danielle nie lubiła Ginny Weasley. Bo lubiła. Tutaj chodziło bardziej o to, że w połączeniu z zazdrością wobec Rona i Hermiony, wydarzeniami poprzedniego wieczora i zaciekłą, cichą rywalizację o uwagę Harry'ego, jej obecność była raczej słabym pomysłem.
Kiedy szli razem przez pociąg, szukając wolnego przedziału, Ginny cały czas nawijała. I normalnie nie przeszkadzałoby to Danielle, bo czemu by miało. Jednak sam fakt, że młodsza koleżanka była zakochana w jej przyjacielu i widocznie jej to nie przeszło nie działał na jej korzyść. Jedynym, co pocieszało pannę Ross w tej sytuacji, było to, że przynajmniej nie zauważyła jeszcze nigdzie Cho Chang.
W końcu znaleźli jakiś pusty przedział na końcu ostatniego wagonu i wpakowali tam swoje kufry, po czym z ulgą opadli na siedzenia. Pociąg był pełny, a samo przejście przez korytarz stanowiło niemały problem.
Danielle usiadła przy oknie i od razu spojrzała na mijane pola i lasy za szybą. To był jeden z tych zmiennych dni, kiedy to raz oślepiało ich jasne słońce, a za moment tonęli w cieniu szarych chmur. Pannie Weasley szybko skończyły się tematy do rozmowy i przez jakiś czas trwali w niezręcznej ciszy.
— Macie zamiar w tym roku wziąć udział w eliminacjach do drużyny? — zapytała rudowłosa, przechylając się lekko do przodu i podpierając brodę dłońmi.
— Tak. — Odpowiedź padła natychmiastowo z dwóch różnych stron. Wzrok Dan oderwał się od szyby i natychmiast powędrował w stronę Harry'ego, który z rozbawieniem wzruszył ramionami. Gdy chwilę później spojrzała na twarz Ginny, po samym jej wyrazie wydedukowała, że jej zamiary są takie same.
Danielle od zawsze chciała się dostać do domowej drużyny Quidditcha. Już podczas pierwszej lekcji pokochała latanie całym sercem i od tamtego czasu tylko czekała na okazję by wsiąść na miotłę. Od pierwszego roku próbowała też bezskutecznie przekonać Olivera Wooda, już byłego kapitana reprezentacji Gryffindoru, do przynajmniej sprawdzenia jej umiejętności, jednak chłopak zawsze miał tony wymówek i do spełnienia się jej marzeń nie doszło. Jeszcze.
W tym roku kapitanem nie miał być już Wood. Skończył szkołę dwa lata temu i w tym roku jego urząd miał zostać przejęty przez kogoś innego, a co za tym idzie, z pewnością będą musiały się odbyć sprawdziany na obrońcę. Dan nie miała zamiaru grać na tej pozycji, ale uważała to za idealną okazję do pokazania nowemu kapitanowi swoich umiejętności.
Rozmowa im się nie kleiła, więc Ross się wyłączyła i znów wbiła spojrzenie w okno. Mijali różne pola i łąki, a także wioski. Danielle zawsze ciekawiło, czy są to wioski magiczne, czy wręcz przeciwnie i czy ich mieszkańcy widzą Ekspres Hogwart.
Ron i Hermiona weszli do ich przedziału po około godzinie niezręcznej ciszy, którą przerwała tylko pani z wózkiem. Rudzielec odetchnął z ulgą, opadając wreszcie na siedzenie tuż obok Danielle i pakując sobie do ust garść fasolek wszystkich smaków z jej pudełka. Granger zajęła za to miejsce obok Harry'ego, jednak nie pokusiła się na słodycze. Krzywołap pomrukiwał niewyraźnie w koszyku na osobnym siedzeniu, a klatka ze Świstoświnką znalazła się pomiędzy tą należącą do Hedwigi i pozłacanej Persofony.
— Jest po dwóch pięciorocznych prefektów z każdego domu — zaczęła nieco niezadowolona prefekt, wyciągając jednocześnie kota z jego posłania i kładąc go sobie na kolana. Ron naburmuszł się nieznacznie, jednak nie odezwał się ani słowem, zajęty konsumowaniem fasolek przyjaciółki, która nie wyglądała, jakby jej to przeszkadzało. — Zgadnijcie, kto ze Slytherinu.
— Czekaj! Nie mów. Zgadnę — ożywiła się Danielle, wrzucając do ust garść kolorowych smakołyków. Powoli je przeżuwała, myśląc przy okazji zaciekle, chociaż była prawie pewna swojej odpowiedzi. — Draco Sklątka Malfoy? Jak można wręczyć odznakę prefekta komuś, kto wygląda jak stworzenie o właściwościach tylnowybuchowych?
Wszyscy obecni w przedziale parsknęli śmiechem, a biedny Ron nawet zakrztusił się słodyczami, które akurat jadł. Dan walnęła go ręką w tył pleców, przez co kilka fasolek prawie znalazło się na podłodze lub twarzy Harry'ego.
— A pozostali? — zapytał Potter, gdy wreszcie przestał się śmiać. Hermiona, która udawała spokojną i poważną, chrząknęła i podjęła się wyjaśnienia wszystkiego.
— Dafne Greengrass ze Slytherinu — rzuciła na początek, krzywiąc się lekko. Nie przepadała za uczniami domu Salazara, podobnie, jak reszta osób w przedziale. — Z Hufflepuffu Ernie Macmillan i Hannah Abbott, a z Ravenclaw Anthony Goldstein i Padma Patil.
— Mamy patrolować korytarze co jakiś czas — odezwał się Ronald, któremu blondynka dopiero co świsnęła resztę fasolek od Botta sprzed nosa. — I możemy rozdawać kary, gdy ktoś zachowuje się nieodpowiednio. Nie mogę się doczekać, żeby dorwać bandę Malfoya!
W oczach Danny zalśniły radosne iskierki. W jej wyobraźni pojawił się obraz Ślizgonów, z Malfoyem na czele, czyszczących nocniki w skrzydle szpitalnym. Uśmiechnęła się lekko na ten widok, lecz Hermiona szybko rozwiała jej marzenia i ostudziła zapał rudzielca.
— Nie możesz wykorzystywać w ten sposób swojej pozycji, Ron — wyjaśniła, drapiąc Krzywołapa za uszami. — Poza tym, prefekt nie może odbierać punktów innemu prefektowi.
— Myślisz, że Malfoy nie będzie jej wykorzystywał? — parsknął Weasley, układając się wygodniej na siedzeniu. — Ja chcę po prostu dorwać jego kumpli, zanim on dorwie moich.
Dan uznała wypowiedź przyjaciela za całkiem logiczną i w pełni go popierała, nie zwracając uwagi na wywracającą oczami Granger. Gdyby była prefektem, sama z chęcią odjęłaby kilka punktów Slytherinowi. A że nie była prefektem, to cieszyła się, że ma wśród nich przynajmniej jednego podobnie myślącego przedstawiciela.
Drzwi rozchyliły się, a milcząca przez jakiś czas Ginny jęknęła cicho. Większość Gryfonów spodziewała się tego, ale to nie oznaczało, że widok Dracona Malfoya i dwóch jego goryli przedziale był w jakiś sposób przyjemniejszy. Na szacie blondyna połyskiwała wypolerowana odznaka prefekta.
— A ty tu czego? — burknął Harry, zanim Ślizgon zdołał otworzyć usta.
— Grzeczniej, Potter — wycedził chłopak, uśmiechając się złośliwie. Po wakacjach wyglądał jak jeszcze większy klon swojego ojca, co nie działało wcale na jego korzyść. — W przeciwieństwie do ciebie, ja jestem prefektem i w każdej chwili mogę cię ukarać.
— A ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie jestem kretynem, więc wypad stąd — zrewanżował się Wybraniec, na co Gryfoni wybuchnęli śmiechem, a Ślizgoni zacisnęli zęby. No, przynajmniej Malfoy je zacisnął, bo Crabb i Goyle wyglądali tak samo głupio jak zawsze.
— Powiedz mi Potter... Jak to jest być gorszym od Weasley'a, co? — syknął Draco, pochylając się lekko w stronę okularnika. — Mogę ci obiecać, że gdy tylko coś wywiniesz, ja dowiem się pierwszy. I nie omieszkam wybrać ci kary. — Uniósł głowę z powrotem i spojrzał na siedzącą przy oknie Dan. — Właściwie, to przyszedłem do Ross. Słówko, na korytarzu, TERAZ.
Nikt nie musiał go wypraszać. Sam się wyniósł, a za nim jego dwaj koledzy o głupkowatych minach. Blondynka przełknęła ślinę i zorientowała się, że wszystkie oczy w przedziale są zwrócone w jej stronę. Wierciły w niej dziurę, chcąc dowiedzieć się czegoś o powodzie wizyty największego gada Hogwartu zaraz po bazyliszku.
Danny podniosła się z siedzenia i omiotła wzrokiem przyjaciół, chrząkając cicho.
— To ja... Pójdę się dowiedzieć, czego on chce.
I wyszła po cichu na korytarz, a zdziwione spojrzenia odprowadziły ją aż tam.
Na korytarzu nie było już tłoczno. Właściwie, jedyną żywą duszą była tam ona, a co do duszy Malfoya, opierającego się o ścianę, nie mogła mieć pewności. Crabb i Goyle gdzieś zniknęli, zostawiając im idealne warunki do rozmowy. Dziewczyna nie wiedziała jeszcze, czego może chcieć od niej Ślizgon, ale nie miała zamiaru długo z nim przebywać. Miała się tylko dowiedzieć, czego on chce.
Miejsce, które wybrał Dracon, nie było jednak tak doskonałe, jakby się mogło na początku wydawać. Wiele osób mogło ich zobaczyć, a zwłaszcza przyjaciele, których przedział był przecież zaraz obok. Wystarczyły jej rewelacje z poprzedniego roku, nie chciała nowych.
— Wiesz, w zasadzie, to cieszę się na twój widok — zaczął chłopak, nie zaszczycając jej spojrzeniem. W ciągu wakacji sporo urósł, przez co górował nad nią wzrostem. — Skoro tu jesteś, to znaczy, że jeszcze nie utknęłaś w czasoprzestrzeni.
Danny poruszała przez chwilę ustami jak ryba, zastanawiając się, co powinna odpowiedzieć. Prawie zapomniała, że Malfoy wie więcej, niż by chciała, żeby wiedział.
— Dobra, nie wysilaj się — parsknął Draco, odwracając się do niej twarzą. Jak zwykle, na jego twarzy formował się złośliwy uśmieszek. — Widocznie mówienie jest dla ciebie tak samo trudne, jak odpisywanie na listy.
Danielle zacisnęła usta w wąską kreskę i wywróciła oczami. Nie miała zamiaru się do niego odzywać. Faktycznie, odpisywanie na jego listy było trudne. Dużo łatwiej było je palić w kominku, przynajmniej wtedy na coś się przydawały. Nie rozumiała jego zainteresowania jej osobą w najmniejszym procencie. I chyba nie zamierzała zrozumieć.
— Słuchaj... Chociaż się nie lubimy. — W tym momencie jego wypowiedzi Dan dość głośno prychnęła. — To nie chcę, żebyś utknęła w tej czasoprzestrzeni. Uważaj na siebie, dobra? I pamiętaj, że mogę...
Tego Danny już nie usłyszała, bo dokładnie w tym momencie zatrzasnęła za sobą drzwi przedziału. Nie chciała go słuchać. Nie chciała go widzieć. Nie chciała mieć nic wspólnego z Draconem Malfoyem.
Pogoda wciąż się zmieniała. Raz to deszcz opryskał szybę, a za moment słońce wysuszyło jego krople, by schować się niedługo za szarymi chmurami. Trwali w ciszy, aż wkrótce zrobiło się ciemno, a w pociągu zaświecono światła.
Hermiona wyjrzała zza podręcznika od transmutacji, który czytała już od dłuższego czasu. Omiotła wzrokiem wszystkich w przedziale i chrząknęła cicho, odrywając każdego od swoich myśli i problemów.
— Za chwilę wysiadamy — oznajmiła, zamykając książkę i wstając z siedzenia. Krzywołap pochrapywał sobie spokojnie w koszyku. — Powinniśmy się przebrać.
Chłopcy bez słowa opuścili przedział, aby dziewczęta mogły się przebrać, a później nastąpiła wymiana. Wszyscy nie mogli się już doczekać Hogwartu, chociaż nikt nie powiedział tego na głos. Ron i Hermiona przyczepili swoje odznaki do szat, po czym poprosili przyjaciół o zajęcie się ich zwierzętami. Sami zaś poszli przodem, mając w zamiarze pełnienie swoich prefektowskich obowiązków.
Harry, Ginny i Danielle przepychali się przez zatłoczony korytarz, aż w końcu poczuli zapach sosen znad jeziora. Blondynka odetchnęła nocnym powietrzem i mocniej złapała klatkę Persofony. Na peronie stał tłum uczniów z różnych roczników i domów. Gdzieś w tym rozgardiaszu mignęło jej kilku prefektów, próbujących wszystko ogarnąć, ale nigdzie nie zauważyła olbrzymiej sylwetki Hagrida, gajowego Hogwartu.
— Pierwszoroczni! Ustawić się tu rzędem! — Energiczny głos profesor Grubby-Plank zwrócił jej uwagę. Stała tam, w świetle latarni, z tym swoim wydatnym podbródkiem i ostrą fryzurą. Nigdzie nie było widać Hagrida.
— Gdzie Hagrid? — zapytała Ross, lekko zdezorientowana. Spodziewała się spotkać na peronie Hagrida. To był jeden z powodów, dla których odliczała dni do początku roku szkolnego.
— Nie mam pojęcia — mruknął Harry, rozglądając się gorączkowo w poszukiwaniu gęstej brody półolbrzyma.
— Chodźcie, stoicie w przejściu. — Panna Weasley odciągnęła ich na bok, lecz zaraz później wszyscy zgubili się w gromadzie ludzi o kolorowych krawatach. Wszyscy zdążali do powozów.
Danielle szła razem z tłumem w stronę dyliżansów, ale jednocześnie rozglądała się za przyjaciółmi. Nawet nie zauważyła, kiedy zgubiła Harry'ego i Ginny, ale było już za późno na zastanawianie się.
Przy pojazdach po raz kolejny dostrzegła testrale. Jak zwykle, migały jej przed oczami, niczym przerywany program w telewizji. Lekko przypominały konie, ale ich czarna skóra tak ściśle przylegały do kości, że można było policzyć każdą pojedynczą. Ich smocze głowy zawierały jedynie oczy z samych białek i nozdrza. Po obu stronach grzbietu wystawały olbrzymie skrzydła, przypominające nietoperze.
Nagle, przy powozie naprzeciwko, dostrzegła Harry'ego, Rona i Hermionę. Podeszła do nich pośpiesznym krokiem, w tej samej chwili, w której zrobiła to niosąca koszyk Krzywołapa Ginny.
— Skoro jesteśmy wszyscy, to wsiadamy — rozkazała panna prefekt i razem z rudą wskoczyły do środka pojazdu. Harry i Ron kłócili się o coś szeptem, ale Dan postanowiła im nie przeszkadzać, więc weszła za dziewczynami.
W końcu i chłopcy do nich dołączyli, chociaż Potter wyglądał na mocno czymś wystraszonego. Danny otworzyła już usta, by zapytać, o co chodzi, ale przerwał jej sam Harry.
— Widzieliście Grubby-Plank?
Wszyscy skinęli głowami że smutnymi minami. Wszyscy po równi uwielbiali Hagrida, a skoro w Hogwarcie zawitała Grubby-Plank, to musiało być coś na rzeczy.
— Nie mogli go wyrzucić, prawda? — powiedziała z nadzieją Gin, ale nikt nie był w stanie odpowiedzieć na jej pytanie.
Powozy ruszyły ze stukotem i klekotem kół. Gdy przejechali przez wrota, prowadzące na teren szkoły, wszyscy wychylili się przez okna, próbując dostrzec światło w oknach domku gajowego na obrzeżach Zakazanego Lasu. Wszystko pogrążone było w ciemności.
Za to chwilę później znaleźli się przy dębowych wrotach zamku. Powozy zatrzymały się i zaczęli po kolei wychodzić na zewnątrz. Danielle jeszcze raz zwróciła się w stronę chatki Hagrida, jednak niczego tam nie zobaczyła.
Westchnęła cicho i obróciła się szybko, wchodząc za Harrym do środka szkoły. W Sali Wejściowej pełno było świateł i uczniów, którzy z pośpiechem dążyli na powiatalną ucztę w Wielkiej Sali.
Rozdział 4 — 30.11.2019
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top