Rozdział 3 • Prefekci •
Danielle obudziła się zlana potem. Nie spodziewała się, że po ostatnim śnie następny przybędzie tak szybko. Zdecydowanie nie była na to gotowa.
Ze zrezygnowaniem pokręciła głową, uznając, że z pewnością już nie zaśnie. Po czymś takim nawet nie miała na to ochoty. Nie chciała ponownie spotkać tego mężczyzny. Przyprawiał ją o przyśpieszone bicie serca i ból głowy.
Podniosła się do siadu i rozejrzała po pokoju. Hermiona i Ginny wciąż spały, co nie było takie dziwne, biorąc pod uwagę, że słońce wciąż nie wzeszło, a przez okno do środka dostawał się jedynie blask ulicznej latarni. Westchnęła, opadając z powrotem na poduszkę. Nabrała ochoty na herbatę, jednak nie chciała po drodze zbudzić całego domu. Może udałoby jej się bezszelestnie zejść na dół, ale pani Black nie dało się oszukać – z pewnością zaczęłaby się drzeć, jak tylko wyczułaby obecność dziewczyny piętro wyżej.
Przez następną godzinę Dan leżała otulona ciepłą kołdrą i wpatrzona w ciemny sufit. Miała dużo czasu, który mogła wykorzystać na rozmyślanie. Czy powinna powiedzieć komuś o tym, co jej się przyśniło? Taka informacja pewnie przydałaby się Zakonowi Feniksa. Z drugiej jednak strony, wszystko prawdopodobnie potoczyłoby się tak, jak rok temu. Dumbledore tylko udałby, że przejmuje się czymkolwiek, wszyscy patrzyliby się na nią jak na świruskę, a ostatecznie i tak skończyłoby się źle. Czy nie lepiej było siedzieć cicho? Przynajmniej oszczędziłoby jej to rozczarowania i wstydu. Już widziała te prześmiewcze artykuły w Proroku Codziennym i kpiące docinki ze strony Pansy Parkinson...
Mimo to utrzymanie tego w sekrecie mogło przynieść jeszcze więcej szkód. Co, jeśli tym razem Dumbledore wziąłby jej słowa na poważnie? Zwłaszcza po tym, co wydarzyło się w zeszłym roku. Poza tym, jeśli znów zataiłaby to przed przyjaciółmi, kto wie, jak by zareagowali. Ukrywanie takich rzeczy nie przynosiło nic dobrego.
Wciąż jednak przeważało jedno uczucie, które kazało jej siedzieć cicho i nie martwić bliskich. Nie chciała, żeby się o nią bali, na dodatek być może niepotrzebnie.
Rozmyślania te przerwało jej nagłe burczenie w brzuchu. Danielle jęknęła, przypominając sobie, jak bardzo ma ochotę na herbatę, a także, od niedawna, na jakieś śniadanie. Spojrzała w stronę okna, chcąc w ten sposób wywnioskować, która może być godzina i czy to dobra pora, żeby udać się na krótką i trochę niebezpieczną wycieczkę do kuchni.
Na zewnątrz wciąż świeciły lampy, jednak niebo zdawało się być odrobinę jaśniejsze niż wcześniej. Dziewczyna westchnęła, po czym podniosła się do siadu i wyciągnęła ręce do góry, chcąc je trochę rozprostować. Cóż, trudno. Jeśli nie zaryzykuje, to wszystkich obudzi burczenie jej brzucha, a nie wrzaski pani Black. Z dwojga złego lepiej wybrać niepewną porażkę.
Po cichu odrzuciła kołdrę i wsunęła bose stopy w obdarte, czerwone trampki, z którymi wciąż nie potrafiła się rozstać. Schyliła się, skupiając na dokładnym zawiązaniu sznurówek, co miało zapobiec nieszczęśliwym wypadkom na schodach. Kiedy już skończyła przygotowania, na paluszkach, aby nie obudzić dziewczyn zbyt głośnymi krokami, skierowała się w stronę drzwi, które starała się otworzyć tak delikatnie, aby nie wydały z siebie ani skrzypnięcia.
Misja zakończyła się sukcesem i już po chwili Dan znalazła się na korytarzu. Wszędzie wokół było cicho, ale i bardzo ciemno, przez co blondynka pożałowała, że nie wzięła ze sobą różdżki. Stwierdziła, że wracanie się po nią jest zbyt ryzykowne, i powoli skierowała się w stronę schodów.
Każdy stopień stanowił coraz większe ryzyko. Im dalej udało jej się dojść, tym bardziej czuła się niepewnie w panującym wokół mroku. Po omacku i wciąż trzymając się poręczy pokonywała dzielące ją od parteru kondygnacje, obiecując sobie, że to jest ostatni raz, kiedy robi coś takiego.
Gdy w końcu pokonała ostatni stopień, odetchnęła z ulgą opierając dłonie na kolanach. Zakryty zasłoną portret pani Black znajdował się tuż przed nią i, jak dotąd, nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Nie mogła uwierzyć we własne szczęście.
Coś skrzypnęło. Danielle z niepokojem wyprostowała się, nie wiedząc, czy bardziej przeraził ją ten niespodziewany dźwięk, czy perspektywa wybuchu ze strony pani Black. Nie potrafiła zrozumieć, skąd ta kobieta miała w sobie aż tyle złości.
— Znowu tu przylazła! — syknęła pani Black, co nie do końca pasowało do jej codziennego wizerunku, jednak i tak zdołało wywołać u Dan zdecydowanie szybsze bicie serca. Kilka razy wcześniej zdarzało się, że kobieta syczała właśnie coś w takim stylu. Pewnie traktowała to jako odskocznię od swojego zwyczajowego tekstu o szlamach i zdrajcach krwi. Widocznie czasami też musiała zmienić repertuar. — Znowu przylazła ta wstrętna dziewucha. Chce mamić mojego synka tymi swoimi bzdurami, już ja ją przejrzałam! Przebrzydły mieszaniec! A ta druga z nią?
Danielle skrzywiła się. Powinna nawiązać dialog? Czy lepiej się nie odzywać? Wciąż czekała, aż pojawi się osoba, która wywołała wcześniejsze skrzypienie. To nie w porządku, jeśli tak się starała i teraz będzie musiała wysłuchiwać jakiś bzdur pani Black nie ze swojej winy. Ten ktoś powinien tu przyjść i sam posłuchać o "wstrętnej dziewusze", która przyszła mamić jej synka. Zresztą, o kim to babsko mówiło? Chodziło jej o Syriusza? Przecież podobno nawet go nie lubiła. No i kim miała być ta "wstrętna dziewucha"?
— Niech odpowie! Niewychowana dziewucha! — zasyczała wściekłe kobieta. Dan na poważnie zaczęła się zastanawiać, czy z matką Syriusza było aby na pewno wszystko po kolei. Fakt, że zakryta zasłoną nawet nie mogła jej widzieć, a i tak zdawała się oczekiwać odpowiedzi, jakby wiedziała, do kogo mówi, raczej nie przemawiał na jej korzyść. — Ta druga jest z nią?
Danielle westchnęła. Chyba lepiej było grać w tę grę i udawać, że wie, o co w ogóle chodzi. Jeśli nie odpowie, pani Black pewnie poczuje się bardzo urażona i zacznie krzyczeć, a tego raczej nikt nie chciał.
— Nie. Drugiej nie ma. — Kimkolwiek miałaby być, dopowiedziała sobie w myślach dziewczyna. — Jestem tylko ja.
— Wstrętna dziewucha! Przestań mącić mu w głowie, rozumiesz?! Przestań natychmiast! — Głos pani Black stawał się coraz głośniejszy, przez co Dan zaczynała mieć wątpliwości, czy aby na pewno dobrze zrobiła odpowiadając.
Nie miała bladego pojęcia, o co chodzi, ale wiedziała, że to z pewnością nie dotyczy jej osoby. Pewnie nie powinna się mieszać w nieswoje sprawy. Jeśli kobieta zacznie krzyczeć, to będzie koniec. Całe starania pójdą na marne.
— Zniknij stąd! Zniknij! Zostaw go w spokoju, ty wstrętna dziewucho!
— Chyba troszeczkę się pani zapędziła.
Danielle obróciła się z wymalowaną na twarzy wdzięcznością, którą dało się zauważyć dzięki emanowanemu przez końcówkę różdżki światłu. Za nią stał Remus. Na jej widok uśmiechnął się blado, po czym przyłożył palec do ust, na znak, żeby na razie się nie odzywała.
— Plugawy m...!
Matka Syriusza nie zdążyła dokończyć tej myśli, ponieważ mężczyzna machnął w dziwny sposób ręką, co musiało jakoś ją wyciszyć. Dan rozchyliła usta ze zdziwienia. Dotąd nie wiedziała, że da się zrobić coś takiego bez użycia różdżki. Zdecydowanie chciała nauczyć się tej sztuczki. Mogła się przydać w przyszłości.
Ponownie utkwiła spojrzenie w twarzy Lupina. Wyglądał na niewyspanego, ale to właściwie stanowiło jedną z jego cech rozpoznawalnych. Na co dzień sprawiał wrażenie, jakby nie sypiał, co, jak twierdził, nie było prawdą. Za każdym razem, kiedy ktoś go o to pytał, Remus odpowiadał, że dobrze sypia, jednak Danielle nie do końca w to wierzyła.
— Danielle, dlaczego o piątej rano jesteś na nogach? — zapytał mężczyzna, przysuwając różdżkę do dziewczyny w taki sposób, aby lepiej mógł się przyjrzeć jej twarzy. Nie potrzebował dużo czasu, aby z ulgą stwierdzić, że na pierwszy rzut oka nie wygląda, jakby coś się stało. — Miałaś zły sen?
Dan niemal skinęła głową na potwierdzenie, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała i zdecydowanie nią pokręciła. Nie chciała martwić Remusa. W końcu to nie było nic wielkiego. Dużo osób ma straszne sny. To wcale nie musiała być zapowiedź czegoś złego. Póki co nie nie chciała wzniecać niepotrzebnego zainteresowania i zaniepokojenia.
Może jeśli się to powtórzy. Wtedy powiem, pomyślała.
— Właściwie, to zgłodniałam — wyznała, opuszczając z zakłopotaniem wzrok na swoje buty. Półprawda. Miała ogromną nadzieję, że nie wyglądało to zbyt podejrzanie. Jak na zawołanie, ponownie zaburzało jej w brzuchu, co prawdopodobnie rozwiało wszelkie wątpliwości, jakie mógł mieć w tym momencie mężczyzna.
Remus pokiwał ze zrozumieniem głową. Nocny głód potrafił być naprawdę okropny, znał to z własnego doświadczenia, a już zwłaszcza, jeśli nie zjadło się kolacji, jak poprzedniego wieczoru Dan. Nic dziwnego, że teraz była głodna.
— Zrobić ci coś? Pójdziemy do kuchni, tylko cicho, bo zaraz znowu będzie zdolna do krzyków. — Remus wskazał głową na aktualnie milczący portret pani Black. Danielle skinęła głową i już zamierzała wtrącić, że sama sobie poradzi i żeby się nie kłopotał, kiedy mężczyzna dodał: — Ciepłe kakao i tosty? Z czekoladą, rzecz jasna.
Nie czekając na jej odpowiedź udał się do kuchni i zaświecił w niej światło, po czym zniknął z jej oczu, prawdopodobnie zajmując się przygotowaniem przekąski. Dziewczyna westchnęła, po czym powoli i po cichu także się tam udała.
Gdy przyszła, w czajniku już gotowała się woda, na blacie stały dwa kubki z ciemnym proszkiem, a Remus smarował czekoladą kromki chleba. Podeszła do niego, żeby zaoferować pomoc, ale zanim zdążyła to zrobić, bez słowa wskazał jej stół, chcąc w ten sposób przekazać, że ma po prostu usiąść. Dan wzruszyła ramionami, po czym wypełniła polecenie.
Po chwili pojawił się przed nią kubek parującego i aromatycznie pachnącego kakao, a także talerz pełen ciepłych, ale nie za gorących, tostów z czekoladą.
— Dzięki — szepnęła, nie będąc pewna, czy przebywając w kuchni nadal muszą się obawiać gniewu pani Black.
Wzięła łyk kakao i z przyjemnością stwierdziła, że jest to jedno z najlepszych, jakie piła. Przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele, pozostawiając w ustach smak cudownej słodyczy.
— Nie ma za co — odpowiedział mężczyzna ponownie się uśmiechając, po czym także upił trochę kakao ze swojego kubka.
Przez następne kilka minut w ciszy jedli tosty i popijali je kakaowym napojem. Chociaż w kuchni nie było okien, Dan miała pewność, że na zewnątrz robi się coraz bardziej jasno. Niedługo wstanie cała reszta i w domu numer dwanaście na Grimmauld Place znów zrobi się głośno.
Do tej pory Danielle nie często o tym myślała, ale zaczęła zastanawiać się, jak to będzie wyglądało, gdy wrócą do szkoły. Wakacje wkrótce się skończą i w Kwaterze zostanie tylko kilka osób, z których większość nie łączy żadna bliższa relacja. Z pewnością zniknie wiele ciepła i zrobi się trochę bardziej poważnie, jak to z dorosłymi już bywa. Będą mijać się na korytarzach i niewiele poza tym, przez większość czasu Syriusz zostanie zupełnie sam. Jako jedyny nie opuści tego miejsca ani na chwilę. To okropne, ale to zupełnie tak, jakby wciąż był więźniem. I to we własnym domu.
Z pozytywnych rzeczy, przynajmniej pani Black będzie miała mniej okazji do krzyczenia. Do tej pory najczęściej robiła to, gdy bliźniacy wypróbowywali jakiś ze swoich kawałów, albo gdy Dan wywracała się na schodach. Kiedy wrócą do Hogwartu wreszcie zamilknie, a przynajmniej na dłużej niż zazwyczaj.
— Remusie... — zaczęła Danielle, za co natychmiast skraciła się w myślach. Nie miała go o to pytać. Po prostu tak nagle naszło ją, by to zrobić i nawet nie pomyślała nad tym dłużej, jednak skoro już powiedziała a, to musiała powiedzieć również b. — O co chodziło matce Syriusza? Gadała jakieś bzdury, jak zwykle, tylko no... Inne niż zwykle.
Mężczyzna zasępił się. Przez moment milczał, jakby zastanawiając się, co powinien odpowiedzieć. Dan cierpliwie czekała, jednak z każdą sekundą coraz bardziej przekonywała się, że nie powinna w ogóle pytać. Każdy dotyczący rodziny Black temat był tak śliski, że podejmowanie go wydawało się nie do końca rozważne.
— Cóż, ciężko powiedzieć — odparł w końcu niepewnie, po czym wypił ostatni łyk, jaki pozostał z całego kubka jego kakao. — Zawsze była dziwna. Nawet Syriusz nie wie, o co jej chodzi, kiedy zaczyna syczeć o "wstrętnej dziewusze". Ostatnio próbowaliśmy to odgadnąć, tak w ramach sposobu na nudę, i mamy nawet kilka typów, ale to nic pewnego. Najbardziej skłaniałbym się ku opcji, że ta kobieta jest po prostu świrnięta. Nie przejmuj się tym.
I Dan się nie przejmowała. To wyjaśnienie w zupełności jej wystarczyło. Zgadzała się z Remusem, że z panią Black nie było do końca w porządku. Te jej monologi nie miały ani ładu, ani składu, a doszukiwanie się w ich sensu zdawało się nie przynosić żadnych pozytywnych efektów. Zresztą, niedługo i tak wracali do Hogwartu. Tam słowa tej kobiety, nie ważne jak bardzo dziwne, nie mogły dosięgnąć.
Następne tygodnie upłynęły głównie na sprzątaniu, w końcu po domu wciąż walało się wiele kurzu oraz innych brudów, nie wspominając już o zamieszkujących rozmaite zakamarki szkodnikach pokroju chochlików. Większość starała się nie myśleć o kończących wakacjach i po prostu cieszyć się chwilą, co tyczyło się najbardziej Harry'ego i Syriusza, którzy starali się spędzać jak najwięcej czasu razem. Dan czasami zdawało się, że na pewien sposób oboje trochę żałują, że nie będą mogli zamieszkać tu razem na dłużej, jednak nie próbowała potwierdzić swoich przypuszczeń.
Dziwny sen nie powtórzył się. Nie pojawił się także kolejny, dlatego dziewczyna wciąż nie wyjawiła nikomu tego, co zobaczyła tamtej nocy. Wieczorami łapała się na tym, że zastanawia się, kim może być tamta Śmierciożerczyni, jednak natychmiast przerywała, kiedy skupiała się nad tym przez zbyt długi czas. Obiecała sobie, że nie będzie się tym tak przejmować, dopóki to się nie powtórzy i zamierzała słowa dotrzymać.
W końcu nadszedł ostatni dzień wakacji.
Danielle ze znudzeniem leżała na stosie rozrzuconych po łóżku ubrań, których zdawało się być dużo więcej, niż kiedy tu przyjechała, czytając jednocześnie najnowszy list od rodziców. Mama kazała jej być grzeczną, wspominała coś o jakimś rzekomo przez nią podprowadzonym veritaserum, a tata dodawał, że ma mieć się na baczności, bo zamierzają wprowadzić w projekt ochrony nad nią sprawowanej Harry'ego, który miałby im donosić o każdej głupocie, jakiej dziewczyna się dopuści. Dan nie wiedziała, czy powinna być obrażona za to, jak mało jej ufają, czy śmiać się z tego, że jej rodzice widocznie wierzyli w to, że jej najlepszy przyjaciel na nią doniesie.
— Poczta przyszła — oznajmił Ron, który właśnie wszedł do pokoju z kilkoma listami w rękach. Rzucił jeden na łóżko swojej siostry, która z nieznanych im powodów była akurat nieobecna, drugi podał składającej skarpetki Hermionie, a trzeci rzucił w stronę Dan, mając nadzieję, że trafi i nie będzie musiał się wysilać i wchodzić w głąb pomieszczenia. Nie zamierzał marnować ostatniego dnia wakacji na doręczanie korespondencji prosto do rąk adresatów.
List upadł w połowie drogi. Danielle akurat odkładała pergamin z wiadomością od rodziców na spód swojego kufra, który od rana usiłowała choćby zacząć pakować. Nie chciała wyjeżdżać i wracać do ciężkiej nauki, ale jednocześnie nie mogła się doczekać naborów do drużyny Quidditcha. Zamierzała wziąć w nich udział i absolutnie nic nie powinno stanąć jej na przeszkodzie.
— Rzucasz jak oferma, ty leniu jeden — mruknęła Dan, schylając się po leżącą na podłodze kopertę. Ron uśmiechnął się szeroko, po czym wystawił jej język i opuścił pokój. Chyba od tego wspólnie spędzanego czasu zaczął przejmować jej złe nawyki. — Co za ciołek.
Danielle spojrzała na siedzącą na łóżku przyjaciółkę, spodziewając się potwierdzenia swojego stwierdzenia. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Hermiona z zainteresowaniem i lekkim niedowierzaniem wpatrywała się w jakiś nieduży przedmiot, kompletnie ignorując to, co Dan ma jej do powiedzenia. Blondynka westchnęła i pokręciła ze zrezygnowaniem głową, zastanawiając się, jak z nimi wciąż wytrzymuje. Jeden ciągle ładował się w kłopoty, drugi wystawiał jej język, a kolejna nawet nie zwracała uwagi na otoczenie, gdy coś ją zbyt bardzo zaabsorbowało. Cóż, wywracając się na prostej drodze wcale nie była lepsza.
— Hermiono, ziemia do Hermiony, halo halo! — zawołała śpiewnie, machając przy tym dłonią w górę i w dół oraz próbując dostać się do łóżka przyjaciółki przez zagracony pokój.
Skutek był przewidywalny – Dan potknęła się o leżący na podłodze podręcznik do transmutacji, którego wcześniej kompletnie nie zauważyła. Dziewczyna próbowała złapać równowagę, jednak na próżno. Skończyła w dziwnej pozie pomiędzy dwoma łóżkami i z poobijanym kolanem.
To jednak nie przeszkodziło jej w dowiedzeniu się, co tak bardzo pochłaniało uwagę przyjaciółki. Z miejsca, w którym się znalazła, bez problemu mogła dostrzec każdy szczegół przedmiotu, który z takim zainteresowaniem oglądała Hermiona.
Okazała się nim nieduża, szkarłatnozłota odznaka prefekta. Duże, złote P nałożone było na lwa, symbol Gryffindoru. To nie mogła być pomyłka. Dan rozchyliła szeroko usta ze zdziwienia, chociaż teoretycznie nie powinna być wcale zaskoczona. Nikt nie zasługiwał na to bardziej niż Granger.
— Hermiona! Masz odznakę!
Entuzjastyczny okrzyk Danielle wybudził nastolatkę z zamyślenia. Hermiona jeszcze raz spojrzała na przypinkę w swojej dłoni. To nie był sen. Naprawdę została prefektem. Całe wakacje martwiła się, że jest zbyt nijaka, aby móc sprawować taką rolę. A jednak dostała ją. Nikt inny, tylko ona. Uśmiechnęła się lekko i przypięła odznakę do swetra. W samą porę, bo już chwilę później Dan wdrapała się po kołdrze na łóżko i zamknęła ją w mocnym uścisku.
— Zasłużyłaś na nią.
Hermionę powitały dwa rodzaje uczuć, a były one tak sprzeczne, jak Ślizgoni i Gryfoni. Odczuwała ulgę i radość, widząc, że jej przyjaciółka zareagowała tak entuzjastycznie na tą wiadomość, ale czuła gdzieś w głębi poczucie wstydu. Ona nie potrafiłaby się cieszyć, gdyby to Danielle dostała odznakę.
— Yhym — mruknęła dziewczyna, nie bardzo wiedząc, co powinna teraz powiedzieć. Postanowiła więc zmienić temat i wolną ręką podniosła jeden z kawałków pergaminu, które znajdowały się w jej kopercie. Powoli zaczęła śledzić znajdujący się na nim tekst, przyswajając informacje dotyczące tegorocznej listy podręczników, podczas gdy blondynka odrobinę się odsunęła, przywracając przyjaciółce jej przestrzeń prywatną. — Ciekawe, kto wybrał książkę Slinkharda. Remus mówił, że Dumbledore miał duży problem ze znalezieniem kogoś na ten rok. Wiesz, do nauczania Obrony.
— Nic dziwnego, jeśli przypomnisz sobie, co stało się z poprzednimi — stwierdziła Dan, wachlując się swoją kopertą. — Jeden wylany, jeden zabity, jeden z wymazaną pamięcią i jeden przetrzymywany w kufrze przez dziewięć miesięcy. Zachęcające, prawda?
Hermiona zachichotała, składając list na pół i odkładając na bok.
— Brzmi jak coś dla ciebie.
— Co nie? — Dan wyszczerzyła się, po czym zeskoczyła z łóżka, zrzucając przy okazji jedną parę złożonych wcześniej przez przyjaciółkę skarpetek, co umknęło uwadze ich obydwu. — Chodź, trzeba pochwalić się chłopakom!
Blondynka wybiegła z pokoju bez butów i chwilę później już była przy drzwiach do pokoju Harry'ego i Rona. Hermiona pobiegła za nią, kręcąc z rozbawieniem głową na roztargnienie przyjaciółki. Dan złapała za wężową klamkę i otworzyła z hukiem drzwi, wpadając do pokoju jak burza.
— Dostałeś? — zapytała Hermiona, szybko omiotując wzrokiem pomieszczenie i zauważając w rękach Harry'ego taką samą przypinkę, jaka widniała na jej swetrze.
Bliźniacy Weasley, którzy także znajdowali się w pokoju, stali obok swojego młodszego brata i śmiali się cicho, klepiąc go po plecach, a on sam wyglądał na nieobecnego. Danielle poczuła dziwne ukłucie w żołądku.
Nic dziwnego, że Harry został prefektem. W końcu miał całkiem dobre wyniki w nauce, grał w drużynie Quidditcha przez trzy lata, wygrał Turniej Trójmagiczny i w ogóle dwa razy ocalił szkołę, co wręcz prosiło się o docenienie. Mimo to Dan jakoś nie potrafiła się z tego cieszyć. Już drugi. Dwoje jej najlepszych przyjaciół dostało odznakę prefekta.
— Ja nie... — zaczął Potter, podchodząc do Rona z odznaką i wpychając mu ją w dłonie. Rudzielec wciąż wyglądał na mocno zaskoczonego, co udzieliło się także reszcie osób w pomieszczeniu. Tylko bliźniacy Weasley uśmiechali się znacząco. Wybraniec natomiast wyglądał, jakby ktoś mocno przywalił mu butem w twarz. — To Rona, nie moja.
Blondynka rozchyliła usta ze zdziwienia. Co prawda, niewiele to zmieniało w jej odczuciach – tak czy tak, dwoje jej najlepszych przyjaciół zostało prefektami. Sama do końca nie wiedziała, dlaczego tak ją to irytuje, ale tak już było. Chociaż z zewnątrz starała się okazywać radość, wewnątrz czuła jedynie obezwładniające uczucie zazdrości.
— Ale... Jesteście pewni? — wyjąkała Granger, patrząc na nich tak, jakby wszyscy robili ją w durnia. Ron? Prefektem? — Chłopcy nie wyglądali, jakby mieli zaraz krzyknąć, że to żart, a jej rudowłosy przyjaciel uniósł w górę brew. Cóż, nie zabrzmiało to najlepiej. — To znaczy... Ron z pewnością zasłużył. Zrobił wiele... Ważnych rzeczy...
Hermionę z opresji uratowała pani Weasley, która weszła do pokoju z koszem pełnym świeżo upranych szat i zaczęła je składać na dwie kupki na łóżku. Danielle postanowiła się wycofać, zanim ktoś postanowi się pochwalić rolą prefekta, dlatego po cichu opuściła pokój.
***
— Czy to źle, że się nie cieszę, Syriuszu?
Mężczyzna zamyślił się chwilę, wbijając spojrzenie w ruchome zdjęcie przylepione taśmą do ściany. Przedstawiało czterech chłopców w wieku około piętnastu lat, a każdy z nich czymś się różnił. Mimo to wydawali się szczęśliwi ze swojego towarzystwa i uśmiechali się szeroko.
Danielle siedziała na łóżku, które już dawno przeżyło czasy swojej świetności. Pościel była z pewnością nieświeża, a każdy ruch powodował skrzypienie. Starała się nie zwracać na to uwagi, próbując zająć myśli stwierdzeniem, że nigdzie indziej nie mogliby pogadać na osobności. A coraz częściej miała wrażenie, że Hermiona nie jest dobra na wszystkie zwierzenia. Były przyjaciółkami, jednak nie zawsze się rozumiały. Chociaż mogło się wydawać wręcz przeciwnie. Łączyło je tak wiele, że dla innych oczywista zdawała się ich bliska relacja, jednak jednocześnie różniły się tyloma cechami oraz poglądami, że nie zawsze potrafiły znaleźć wspólny język.
— Wiesz, myślę, że to z pewnością ludzkie i normalne.
Głos Blacka był spokojny i ciepły, chociaż z pewnością zmęczony. Siedzieli w jego starym pokoju od dłuższego czasu, rozmawiając o dziewczęcych sprawach i chociaż czuł się zdecydowanie niewłaściwą do tego osobą, przyjmował niepewności Danielle z anielską wręcz cierpliwością. Ze smutkiem przyjmował do siebie wiadomość, że już następnego dnia gwar w jego domu ustanie i sam będzie musiał zmierzyć się z wszechobecną ciszą.
— Kiedy byłem w twoim wieku i Remus dostał odznakę, też czułem się na swój sposób odtrącony. W końcu w czym byłem gorszy? Wyniki w nauce nie były złe, a dowcipy robił przecież i Lunatyk. Nie miałem pojęcia, w czym tkwił problem, zwłaszcza, gdy i James dostał potem odznakę.
— Tata Harry'ego też był prefektem? — zdziwiła się Dan, spoglądając na ruchome zdjęcie. Gryfon z przekrzywionymi okularami podrzucał do góry znicza od zestawu Quidditcha i mrugał okiem. Był nawet podobny do syna. Tylko ten zawadiacki styl życia nie pasował do jej wrażliwego i nieco zamkniętego w sobie najlepszego przyjaciela.
— Był. I to naczelnym — przytaknął, zawieszając wzrok na tej samej postaci z fotografii. Gdyby ktoś przyjrzał się w tym momencie Syriuszowi, dostrzegłby głęboki żal zarysowany na jego twarzy. Na pierwszy rzut oka widać było, że on i pan Potter byli ze sobą blisko. Danielle nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby któryś z jej przyjaciół zginął. Nikt nie może takich rzeczy wiedzieć, dopóki go nie dopadną. — Na ciebie też może przyjść czas, zobaczysz. James się tego nie spodziewał, a tu BUM, niespodzianka. Odznaka naczelnego.
Danielle uśmiechnęła się, podniesiona na duchu jego słowami. Może i tak miało się zdarzyć? Zresztą, odznaka prefekta nie była przecież wszystkim. Nie była jakimś wyznacznikiem wartości człowieka. Była tylko rzeczą. Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo się nią przejmowała.
Drzwi uchyliły się, a następnie całkowicie otworzyły, wpuszczając do środka wyraźnie czymś zmartwionego Harry'ego. Dan zastanawiała się, czy jej przyjaciel także ma podobne odczucia, co ona, jednak teraz szybko wybiła tę myśl z głowy. Nie, raczej nie. Kiedy widzieli się kilka godzin temu nie wyglądał na zazdrosnego.
— Pani Weasley kazała was zawołać na kolację — powiadomił, siadając na łóżku obok Danielle.
Blondynka spojrzała na jego twarz, zastanawiając się, co go tak zmartwiło. Czyżby to przez to, że jutro wyjeżdżają? Nie zdziwiłaby się. Pewnie gdyby była na jego miejscu, czułaby się tak samo.
Gdy chłopak zauważył, że przyjaciółka mu się przygląda, uśmiechnął się blado, po czym wyciągnął dłoń, aby pogładzić jej włosy. Lubił to robić. Były tak przyjemnie miękkie i gładkie, w dodatku bardzo ładnie pachniały.
— Co jest? — zapytał, próbując odgarnąć żyjący własnym życiem kosmyk z twarzy dziewczyny, jednak uniemożliwiła mu to jej ręka.
— Nic. A co ma być? — odparła, jakby to była czysta oczywistość.
Harry pokręcił z rozbawieniem głową, po czym spojrzał pytająco na uśmiechniętego Syriusza. Mężczyzna przyglądał się im z niekrytym zadowoleniem, jednak mimo to na pierwszy rzut oka dało się dostrzec, że coś go trapi.
— Danielle zwierzała mi się ze swoich uczuć romantycznych względem pewnego chłopaka — powiedział absolutnie poważnie Black, ściszając przy tym odrobinę głos, jakby właśnie wyjawiał jakąś tajemnicę.
Oczy Harry'ego rozszerzyły się do rozmiarów złotych zniczy.
Danielle natomiast nagle poczerwieniała i nadęła policzki, ledwo powstrzymując się od tupnięcia nogą. Co jak co, ale takiego zagrania to się nie spodziewała. Oczywiście, wolała, żeby mężczyzna nie wyjawiał tego, o czym rozmawiali wcześniej, ale przecież nie musiał od razu opowiadać kompletnie zmyślonych historyjek i robić dziwnych aluzji co do tego, kto jej się podoba! Ze zirytowaniem złapała za leżącą najbliżej poduszkę, po czym rzuciła nią prosto w twarz niespodziewającego się niczego mężczyzny.
— Syriusz! — pisnęła tylko, wiedząc, że zaprzeczanie tylko pogorszy sytuację. Teraz przyjaciel nie da jej spokoju, na pewno będzie chciał się dowiedzieć, o kogo chodzi. A przecież nie mogła mu powiedzieć!
Mężczyzna wzruszył tylko ramionami, rzucając poduszką, którą sam wcześniej dostał, we wciąż zdezorientowanego chrześniaka.
Dopiero to przypomniało Harry'emu o tym, gdzie jest i co się właściwie dzieje. Położył poduszkę na kolanach, a następnie uśmiechnął się i trącił łokciem siedzącą obok Danielle.
— Kto to jest? Znam go? — zapytał z zaciekawieniem, przez co dziewczyna jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Nie miała bladego pojęcia, jak z tego wybrnąć. Zamierzała porządnie zwymyślać Syriusza za ten okropny pomysł. No i po co to mówił? Gdyby jeszcze chociaż było w tym trochę prawdy! Z zawstydzeniem zabrała przyjacielowi poduszkę i zakryła nią twarz, dochodząc do wniosku, że tak przynajmniej nie wyda się, jak bardzo jest czerwona. — Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
Dan opadła bezwładnie na łóżko, wtulając się w pachnącą cytrusami poduszkę. Chyba poszewka była niedawno myta. Ze zirytowaniem doszła do wniosku, że gdyby Syriusz nic nie wspomniał o jej romantycznych uczuciach, sama nigdy nie zdobyłaby się na odwagę, żeby choć zainicjować podobny temat. Mimo to i tak nie potrafiła tego wyznać. To przeklęte uczucie chodziło za nią od lat i nie dawało spokoju, a fakt, że jest nieodwzajemnione, dodatkowo ją demotywował do podjęcia jakichkolwiek ruchów.
Okropieństwo. Masakra.
______________________________________
Rozdział 4 • Przyjaciele i rywale • →30.03.2022
Hejoo!
Oto kolejny rozdział, który do tej pory jest chyba jednym z moich ulubionych w nowszej wersji (osobiście nie cierpię pierwszych rozdziałów pierwszej wersji :>). Jestem ciekawa, czy macie może podobne odczucia. Jak zwykle, zachęcam do komentowania!
(W tym rozdziale nie ma takiej zapowiedzi jak w poprzednim, ponieważ następny nie jest ukończony w 100%)
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top