" Spalony samochód"
Nathaniel
- Panie - zatrzymuje mnie Serge.
- Czego chcesz? - warczę. Ciągle nie mogę się otrząsnąć z tego, co zrobiła Adele! Jak mogła się okaleczyć? Obrzydziła mnie do siebie w ułamku sekundy. Zniszczyła mój ideał, idealnej dziewczyny do bzykania.
- Na podjeździe stoi samochód pańskiego brata. - wywracam oczami.
- Spal go - wzruszam ramionami. Nie potrzebny mi ten samochód w mojej kolekcji. Ale zaraz! Tak! Genialnie! - Albo wrzuć do środka jakieś kości i podpal na poboczu. Jak się zjara cały, to nie zidentyfikują zwłok, a rodzina pogrąży się w żałobie po stracie syna. Bla bla bla.
- Wedle życzenia - odchodzi, a ja wracam do gabinetu. Idealnie. Nikt nie będzie mi już zawracał dupy, zaginięciem Colina.
****
Reece
- Jesteś idiotą! - wrzeszczy Jacob. - Jak mogłeś pozwolić jej wrócić do Filadelfii? Ba! Jak mogłeś jej pozwolić wyjść samej z mieszkania?
- Nie chciałem na niej wisieć - bronię się.
- Kretyn - fuka. - Nawet się więcej do mnie nie odzywaj.
- Ej! - przerywa nam Dominic. - A gdzie jest kurwa Colin?
- Mnie się pytasz? - prycha Reece. - Przepadł, nie ma z nim kontaktu, telefon ma wyłączony.
- Zostawiliście go kurwa samego z Nathanielem! To chyba logiczne, co się stało - wyrzuca słowa ze złością. - Kurwa mać! On pewnie nie żyje!
- Skąd ta pewność? - pyta Bart.
- Gdyby żył dałby jakiś znak, dobrze o tym wiecie. - sugeruje Lorelei.
- Pięknie! - Jacob z wściekłością strąca porcelanę ze stołu. - Kurwa, cudownie! Zostawiliśmy ich z frajerami! - zwraca się do Dominica! - Valerie pewnie gnije w rezydencji Nathaniela, Colin nie żyje, a to wszystko twoja wina, Reece!
- Ratowałem Valerie - bronię się. - Colin mi kazał
- Bart mógł ją zabrać sam! To mogłeś zostać! - krzyczy.
- Jacob, nerwy nam w niczym nie pomogą - wtrąca Naomi. - Zastanówmy się lepiej, co dalej.
- Nathaniel nie może żyć - odpowiada Dominic. - Nie wiem jak zginie, ale będzie cierpiał.
****
Nathaniel
- Mój syn! - płacze mama, mocno tuląc do siebie ramkę ze zdjęciem Colina. Przedstawienie czas zacząć. - Mój syn, spłonął!
- Mamo - klękam przy niej. - Mamuś, spokojnie.
- Colin - łka. - Moje dziecko - mocniej ściska zdjęcie. - Nawet nie zobaczę jego ciała... - pociąga nosem. - Spłonął... - powtarza.
- Co się stało? - pyta zdezorientowany ojciec, który właśnie wrócił do domu z bingo.
- Colin - szepcze mama. - On...on...
- Co do cholery?
- Nie żyje - wypowiadam z udawanym żalem, bo tak naprawdę zasłużył na to, by spłonąć w piekle. Przez niego Adele oszpeciła sobie twarz i stała się dla mnie zwykłą, brzydką i bezużyteczną dziwką.
- CO? - krzyczy.
- Spłonął - odpowiadam. - Miał wypadek, wypadł z drogi i spadł w dół przepaści, samochód się zapalił, a po Colinie zostały tylko kości. - ojciec siada obok mamy na kanapie i przytula ją do siebie. Eh, przecież to był zwykły kłamca. Za kim wy płaczecie? Debile! Mają przecież jeszcze mnie.
- Ciiii, kochanie - ojciec stara się uspokoić mamę, ale na marne. Z każdą sekundą po jej policzkach płynie coraz więcej łez.
- Mój kochany syn - wyszeptuje. - Był jeszcze taki młody, mój synek, mój malutki synek...
- Nate, zadzwoń do siostry i powiedz, że szykuje nam się pogrzeb.
- NIE! - piszczy mama. - Nie chcę tego słuchać - zrywa się z kanapy. - Colin... - łka i spogląda na zdjęcie. - Oh, skarbie... - gładzi pieszczotliwie jego zasraną twarz. - Wróć do mnie - wywracam oczami. No błagam. Prosisz o niemożliwe, mamusiu. Wiem, bo zginął z mojej cudownej rączki.
- Kochanie, usiądź. - mówi ojciec.
- Zostaw mnie! - oburza się. - Chcę być sama! Muszę...muszę...- ociera łzy i wychodzi wraz ze zdjęciem na taras.
- Synu, bądź przy niej - kładzie mi rękę na ramię. - Colin był jej oczkiem w głowie. - wzdycha. - Boże - zawiesza głowę. - On nie żyje...Mój syn zginął
*****
Dzień później
Dominic
- Dziękuję za wiadomość, panie Williams. - rozłączam się i padam na kanapę ze wzrokiem skierowanym na ścianę. To się nie dzieje naprawdę.
- Valerie jest pewnie w jego pieprzonej komnacie! - wykłóca się Naomi.
- Ja stawiam na piwnice - wtrąca Jacob.
- Nie! Komnata! - oburza się Naomi. - Przecież ona jest dla niego ważna!
- Stulcie mordy! - wrzeszczę. Zapada cisza, a wszystkie pary oczu są skierowane na mnie.
- Domy? - dopytuje Lora.
- Za dwa dni odbędzie się pogrzeb Colina - odpowiadam zrezygnowany. Był moim najlepszym przyjacielem, a teraz trafia do piachu.
- Widzisz! - krzyczy Jacob. - Reece, to twoja pieprzona wina!
----
Hej misie ❤️
Powinnam się uczyć, ale co tam 😂😂
Buziole 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top