" Lot do Chicago"
Od godziny jesteśmy w powietrzu. Najlepsze uczucie na świecie. Moja podróż będzie trwała szesnaście dni, a potem znów wrócę do Filadelfii. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na kolejny plan lotu. Mam dość napięty grafik, ale się cieszę. To zajmie moje myśli przez większość czasu. Pozostałe stewardessy przyjęły mnie przyjaźnie, co lekko mnie zdziwiło. Zazwyczaj spotykałam się z niechęcią. No, ale wtedy byłam Adele. Zduszam w sobie prychnięcie. Przecież to nie ma nic wspólnego. Imię nie czyni mnie innym człowiekiem. W środku jestem wciąż taka sama. Zmienił się jedynie mój wygląd zewnętrzny.
- Przepraszam - zaczepia mnie jeden z pasażerów z pierwszej klasy.
- Słucham? - pytam z miłym uśmiechem. Mężczyzna jest na oko starszy ode mnie, ale ma śliczny uśmiech. Dołeczki w policzku są rozbrajające, a jego rozczochrane włosy dodają jedynie słodkiego uroku. Jednak ma w sobie ostre rysy twarzy i niezły pewnie z niego drań, ale nie jestem od tego, żeby oceniać pasażerów.
- Ile czasu zostało do wylądowania w Chicago, ślicznotko? - ignoruję jego zwrot. Każdy ma prawo tak powiedzieć, mimo że w ani jedynym stopniu nie wierzę w takie słodkie słówka.
- Nieco ponad trzy godziny. Potrzebuje Pan czegoś?
- Tak. Kobiety. Zwłaszcza takiej ślicznej czarnowłosej w uniformie stewardessy.
- Obawiam się, że to jest niemożliwe. Może coś bardziej realnego? Jednorożce, albo dinozaury? - posyła mi figlarny uśmieszek.
- Trudno dostępna?
- Chce Pan coś do picia? Szampana, kawę, herbatę, sok?
- Poproszę lampkę szampana. Najlepiej mocno schłodzony. - kiwam głową i odchodzę do służbowej kuchni.
- I jak pierwszy dzień w pracy? - zagaduje Debbie, która układa na talerzykach kawałki ciasta.
- W porządku. Często zdarzają się nachalni pasażerowie?
- Ooo tak - prycha. - Często są przystojniakami, ale mnie żaden z nich nie obchodzi. Mój narzeczony na mnie czeka w Filadelfii. Mogę zobaczyć twój grafik?
- Jasne - wzruszam ramionami i ze swojej podręcznej torby wyjmuję telefon, a potem wchodzę w mój plan lotów. Podaję telefon Debbie, a sama wyjmuję schłodzonego szampana z lodówki.
- O kurde - mówi po chwili. - Masz strasznie napięty ten grafik. W jeden miesiąc zarobisz więcej niż ja przez trzy miesiące. - dziwi się. - O cholera! Lecisz do Madrytu? Wow! O fuck! Paryż!
- To tylko szesnaście dni!
- Ale jakie piękne miejsca. Masz kilka bardzo długich podróży. Tylko ci pozazdrościć. Ja z Chicago lecę do Detroit, a stamtąd wracam do Filadelfii. Nigdy nie leciałam dalej niż Stany Zjednoczone, a ty masz loty do Europy, a nawet do cholernego Dubaju. Musisz mieć niezłe kwalifikacje. - oddaje mi telefon, a ja chowam go do torby. Nie za bardzo wiem, co powinnam teraz odpowiedzieć. Nic nie zrobiłam, żeby dostać taki grafik. Wszystko załatwiał Jacob.
- Muszę zanieść tego szampana - tłumaczę i opuszczam pomieszczenie i idę z szampanem do przystojnego blondyna.
- Pański szampan. - zwracam się do mężczyzny.
- Wie pani, co? Zmieniłem zdanie. Poproszę jednak kawę z mlekiem sojowym z dwoma łyżeczkami cukru trzcinowego, a na wierzchu najlepiej żeby pojawiła się bita śmietana.
- Dobrze - wymuszam uśmiech i zabieram szampana z powrotem do kuchni. Zanim realizuję zamówienie nadętego blondyna, sprawdzam, czy jacyś inni pasażerowie czegoś nie potrzebują. Szykuję tą przeklętą kawę i w głowie wyklinam tego pasażera. Ma gorsze wymagania niż narzeczona Jacoba. Zrealizowałam jego zamówienie zgodnie z jego wytycznymi i idę mu podać napój.
- Pańska kawa - mówię.
- Dłużej się nie dało? - pyta, nie unosząc głowy znad książki. - Już nie mam ochoty na kawę. Poproszę jednak tego szampana.
- Jak Pan sobie życzy - z uśmiechem na ustach wracam do kuchni, ale mam ochotę udusić tego idiotę. Robi to specjalnie. Jestem tego pewna na sto procent. Próbuje mnie sprowokować, ale mu się nie uda. Moja cierpliwość nie zna granic. Jestem profesjonalna i nikt mnie nie wyprowadzi z równowagi.
- Widzę, że jakiś koleś cię wkurza - nabija się Debbie. - Tacy często się zdarzają.
- A weź - prycham - Mam go w dupie. Chcesz kawę? - wskazuję na szklankę. - Ten dupek z niej zrezygnował.
- Z miłą chęcią. - zabieram szampana i wracam do mężczyzny.
- Pański szampan. - tym razem odbiera ode mnie kieliszek.
- Co powie Pani na małą randkę w Chicago?
- Nikt Panu nie zabroni randkować. - stwierdzam, a on się uśmiecha.
- Więc jesteśmy umówieni?
- Nie - odpowiadam dobitnie. - Miłego lotu. Jakby Pan coś jeszcze potrzebował, proszę wołać.
- Proszę o numer telefonu. - odchodzę do innych pasażerów. Nie umawiam się na randki. Panicznie boję się bliskości mężczyzn. Z resztą ja ciągle uciekam. Lepiej, żeby wszyscy trzymali mnie na dystans. Ja mogę na wszystkich sprowadzić duże niebezpieczeństwo.
****
Colin
- Reece - zwracam się do managera mojego lotniska. - Zatrudniłeś ostatnio jakieś nowe stewardessy? - zaraz po dotarciu do hotelu, postanowiłem dowiedzieć się, czegoś na temat tej czarnowłosej ślicznotki.
- Tak, dwie. Jacqui (czyt. dżaki) Reed i Valerie Bowen.
- Któraś z nich ma czarne włosy?
- Tak, obie. - wywracam oczami. Że też nie zajrzałem na plakietkę z jej imieniem.
- Chodzi mi o stewardessę, co leciała dzisiaj do Chicago.
- Chwila, szefie - siadam na łóżku i opieram się o zagłówek. Mam nadzieję, że ta podróż pozwoli mi nabrać dystansu do niektórych spraw. Chcę całkowicie wyzbyć się myśli o Leah. Chcę zapomnieć te lata małżeństwa. Chcę zacząć od nowa, a śliczna czarnowłosa stewardessa, mogłaby mi w tym pomóc. Zwłaszcza, że od dawna nie uprawiałem seksu. Moja żona była bardziej zajęta ploteczkami z koleżankami i zakupami, więc ciągle pracowałem. Nigdy jej nie zdradziłem, bo to przysięgałem przed pastorem, ale tego małżeństwa nie da się już uratować. - Valerie Bowen - odzywa się Reece. Na moich ustach formuje się uśmieszek. Valerie? Pasuje do niej to imię.
- Dzięki, Reece. Wyślij mi jej plan lotu, a potem dostosuj wszystkie moje loty, tak żebym latał razem z nią.
- Wedle życzenia.
- Dzięki, stary - rozłączam się i zadowolony z siebie wyskakuję z łóżka i idę pod prysznic. Skoro jestem już w Chicago, wypadałoby odwiedzić kochaną siostrzyczkę. Zrobię jej niespodziankę.
-------
Hej misie ❤️
Malutka niespodzianka 😘😘
Słodkich snów ❤️
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top