" Jeśli przeżyję"
Valerie
W ciągu dziesięciu minut wydarzyło się zbyt wiele. Pojawił się mój ojciec, Colin wpadł w dziwną paranoję i zaczął pakować moje ubrania do walizki, wykłócał się z bratem Jacoba, a na samym końcu wziął na rozmowę mojego rzekomego ojca, z którym nawet nie zdążyłam porozmawiać.
- Colin! - wychodzę za nim na tył domu. - Co tu się dzieje?
- Musisz jechać.
- Co? - przystaję na środku trawnika. Przecież mieliśmy już tutaj zostać.
- Nathaniel jest już w drodze. Musisz uciekać. - marszczę brwi, bo nie rozumiem, dlaczego mówi tylko o mnie.
- A ty?
- Zostaję - mówi stanowczo. - Nie mogę się więcej ukrywać, bo Nathaniel znajdzie zawsze jakiś sposób, żeby nas znaleźć. Najlepiej będzie jak się na razie rozdzielimy. - czuję pod powiekami zbierające się łzy. Przecież on może nie przeżyć starcia z moim oprawcą. Pod wpływem impulsu biegnę w kierunku Colina, a potem z padam prosto w jego ramiona. Mimo mojej wcześniejszej niechęci, naprawdę mi na nim zaczęło zależeć.
- Jedź ze mną. On cię zabije.
- Przynajmniej będę wiedział, że ty jesteś bezpieczna - szepcze mi do ucha. - Twój tatuś się na coś przyda. - odsuwa się ode mnie. - Pojedziesz z nim i Reece'm.
- Dokąd? - pytam lekko spanikowana. Przecież ja w ogóle nie znam Barta Hansena. Tylko Colinowi ufam i tylko przy nim czuję się bezpieczna.
- Wole nie wiedzieć. - składa soczystego całusa na moim czole.- Gdy będzie po wszystkim skontaktuję się z tobą, dobrze?
- Walczmy razem - łkam, a Colin wyciera każdą pojedynczą, słoną łzę z moich policzków.
- Uciekaj - odsuwa się ode mnie. - Reece! Bart! Zabierzcie ją!
- NIE! - krzyczę. - Nie mogę cię tutaj zostawić, żebyś walczył sam!
- Poradzę sobie, najważniejsze że ty będziesz daleko stąd.
- A co z planem? - pytam chaotycznie.
- Jest nieważny. Dominic i tak na razie o niczym się nie dowie. Reece! Weź ją! - czyjeś silne ramiona oplatają mnie w pasie i unoszą do góry.
- Puszczaj! - próbuję się wyrwać. - Zostaję tutaj! Słyszysz? Zostaję! - moje piski i kopniaki nie skutkują. Reece niesie mnie do czerwonego samochodu i siłą zmusza mnie do zajęcia tylnego siedzenia.
- Valerie - Colin staje przy drzwiach. - Jeśli przeżyję, obiecaj mi że dasz nam szansę.
- Tak - odpowiadam od razu. - Dam, nawet jeśli wsiądziesz do tego samochodu razem z nami i uciekniesz. - ze smutnym uśmiechem zamyka jedynie drzwi i odsuwa się od samochodu. Spoglądam na niego przez przyciemnianą szybę i naprawdę staram się nie krzyczeć na ojca i brata Jacoba. Ojciec wyjeżdża z podjazdu na górską drogę, zostawiając za nami Colina w bardzo dużym niebezpieczeństwie.
- Spróbuj zasnąć - sugeruje Reece. - Przed nami daleka droga.
- Zamknij dziób - fukam. - Powinniśmy z nim zostać! Nathaniel na pewno przywiezie ze sobą ochroniarzy.
- Dla Nathaniela liczysz się tylko ty, daj Colinowi działać w pojedynkę.
- On go zabije!
- Valerie - wzdycha Bart. - Uspokój się!
- Nie tatkuj mi tutaj! Ledwie się pojawiasz i już mi rozkazujesz! Spadaj! - opieram głowę zimną szybę i zamykam oczy. Colin. Dlaczego dopiero teraz w obliczu zagrożenia dostrzegam, że naprawdę mi na nim zależy? Dlaczego teraz? Nie mogły te uczucia pojawić się chwilę wcześniej? Przecież zostawiliśmy go tam na śmierć.
- Czarne BMW przed nami - mówi Reece, a moje całe ciało się spina. - Rejestracja się zgadza. - mijamy ten przeklęty samochód i dopiero gdy w tylnej szybie widać jedynie jego światła, wypuszczam ze świstem powietrze z płuc.
- Droga jest ruchliwa - zagaja ojciec. - Możemy jechać spokojnie.
- Dokąd? - pytam ponownie. - Chyba mam prawo wiedzieć, gdzie mnie wywozicie!
- Na lotnisko. - odpowiada Reece.
- Po co?
- Lecimy do Florencji - odpowiada ojciec. - mam tam dość spore mieszkanie, nikt cię tam nie będzie szukał, bo nikt nie wie, kim dla ciebie jestem.
- Obcym człowiekiem - kwituję. - Dzięki za pomoc, ale na zaufanie i zrozumienie musisz popracować.
- Sre te te te - wtrąca Reece. - Pogaduszki rodzinne na później, bo czas nas goni. - zapada cisza, ojciec przyśpiesza na autostradzie, a ja jedynie myślę o Colinie. Co gorsza O Colinie w kałuży własnej krwi
*****
Colin
Reece: Przygotuj się! Mijaliśmy Nathaniela.
Czytając tą wiadomość ponownie, żałuję że nie pojechałem z nimi. Może i wyglądam na spokojnego i opanowanego na zewnątrz, ale w środku trzęsę się ze strachu. Kto wie Może w ogóle tego nie przeżyję? Nie mam zielonego pojęcia do czego zdolny jest mój własny brat, zwłaszcza w obliczu zniknięcia Valerie. Siedzę na werandzie i czekam, aż na podjeździe pojawi się czarne BMW. Co jakiś czas mój wzrok ląduje na górskiej ścieżce, która prowadzi na polanę pełną stokrotek. Może powinienem tam uciec? Może nie powinienem walczyć? Nie! Colin! Weź się kurwa w garść! Chcesz dać szczęście Valerie, więc walcz! Najpierw słyszę, a potem widzę czarny samochód mknący przez żwirową dróżkę. Z mocno bijącym sercem obserwuję jak samochód zatrzymuje się przed domem.
Trzy.... samochód gaśnie...
Dwa.... Drzwi od strony kierowcy się otwierają....
Jeden.... Wysiada Nathaniel....
Zero...
- GDZIE ONA KURWA JEST?
-----
Hej misie ❤️
Drugi rozdział jednego dnia... Odzyskałam chęci i wenę do pisania tej historii 💪💪
Nareszcie 😂😂
Ale wiem wiem... Polsat zawsze przerywa w nieodpowiednim momencie😘😘😘
Buziole 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top