" Ewakuacja"
Dominic
W drodze do siedziby Nathaniela, rozmyślam nad planem Colina. Jest naprawdę ryzykowany, ale przynajmniej mamy szansę wygrać. Chcę, żeby moja żona była bezpieczna, a moja siostra mogła spoczywać w spokoju. Na pewno trafiła do nieba, gdzie ja się nie dostanę za te wszystkie morderstwa, ale myśl, że ona zazna należytego spokoju, poprawia mi samopoczucie. Moje rozmyślenia przerywa dzwonek komórki.
- Co jest? - pytam bez żadnego przywitania.
- Dominic, tu Caleb. - marszczę brwi.
- Stało się coś?
- Nathaniel wie, że twoją żoną jest Lorelei. Wie, że podajesz się za Bruno. - zatrzymuję samochód na poboczu i tępo spoglądam na drogę przede mną.
- Jak się kurwa dowiedział?
- Jake. - zaciskam szczęki. Przecież dostarczyłem Nathanielowi raport o mojej żonie. Dlaczego Jake również drążył ten temat?
- Zabiję gnoja - warczę. - Gdzie on teraz jest?
- W gabinecie Nathaniela.
- Dobra, informuj mnie na bieżąco, co tam się dzieje. Lepiej dla mnie, żebym zniknął na jakiś czas.
- Nathaniel już naszykował sobie na ciebie broń. - prycham. Jakie to w jego stylu. Jest przewidywalny jak zmiana pór roku.
- Jako pierwszego musimy załatwić Jakea. Młody za bardzo się wtrąca.
- Jasna sprawa - wyczuwam jego śmiech. - Z miłą chęcią się nim zajmę. Najpierw kulka w jaja, a potem w łeb, czy od razu w łeb?
- Twój wybór. Będziemy w kontakcie - rozłączam się i nawracam. Muszę teraz unikać, wszystkiego co jest związane z tym psychopatą. Wybieram numer Colina, bo nasz plan właśnie spalił na panewce. Nie przypuszczaliśmy, że Nathaniel dowie się kim jestem.
- Mów - odzywa się rzeczowym tonem.
- Nathaniel wie, że ja to Bruno.
- Kurwa mać. - w tle słyszę jak czymś rzuca. - Co teraz?
- Musimy ewakuować Naomi, Jacoba i Valerie, zanim postanowi sprawdzić to mieszkanie.
- Masz rację. - wzdycha. - Ale Valerie nie może opuścić Filadelfii.
- Nate ma ludzi wszędzie. Jak ktoś ją zobaczy, to już po niej.
- Zostanie w moim domu, ze mną.
- Chyba cię pojebało!
- Nathaniel i tak nie wpada w odwiedziny. On nawet nie wie, że my działamy razem.
- To pewnie kwestia czasu.
- Coś wymyślimy. Wywieź Naomi i Jacoba, najlepiej poza ten kontynent. Lot na mój koszt.
- Lorelei też musi się ukryć.
- Leć z nimi. Ja sobie na razie tutaj poradzę. Mam jeszcze Reecea.
- Dobra. Twoim informatorem będzie Caleb. Wyślę ci później na niego namiary.
- Okej, teraz do roboty. Czas ucieka. - rozłączam się i przyśpieszam. W międzyczasie dzwonię jeszcze do mojej żony.
- Hej, skarbie - mówię. - Gdzie jesteś?
- W Rzymie.
- Okej, zostań tam. - mówię dobitnie. - Przylecę do ciebie jeszcze dzisiaj. Masz wolne.
- Stało się coś?
- Po prostu nie wychodź na razie z hotelu i czekaj na mnie. Proszę.
- Dobrze, ale zaczynam się bać.
- Nie masz czego, jestem po prostu ostrożny. Do zobaczenia za kilka godzin.
- Pa. - rozłącza się. Nie przeżyłbym, gdyby jej coś się stało z mojej winy. Zajeżdżam pod mieszkanie Lorelei i niemal od razu wbiegam do bloku. Nie mamy czasu do stracenia. Wpadam do mieszkania, robiąc przy tym sporo hałasu.
- Jacob! Naomi! - wołam.
- Salon!
- Pakujcie się. Wylatujemy! Bez zadawania pytań! RUCHY! PIĘĆ MINUT! - posłusznie idą do sypialni. Wiem, że mają mnóstwo pytań, ale odpowiem na nie dopiero, gdy będziemy wszyscy bezpieczni. Spoglądam na Valerie, która z pewnością domyśla się, że sytuacja jest krytyczna. Ona z nas wszystkich najlepiej zna Nathaniela, dlatego nie może wyjechać. Musi zostać tutaj razem z Colinem. Może jest to niebezpieczne, ale innego wyjścia nie ma.
- Dominic, co się dzieje? - pyta w końcu.
- Colin ci wyjaśni. Powinien tutaj lada moment być. - jak na zawołanie drzwi wejściowe się otwierają i w salonie pojawia się Colin.
- Valerie, zbieraj się. - mówi. - Spadamy stąd.
- Gdzie?
- Do mnie!
- Po co? Czy to w ogóle bezpieczne?
- Na pewno bezpieczniejsze, niż to miejsce. Proszę nie kłóć się i idź po swoje rzeczy. - zaciska szczęki, ale posłusznie idzie do swojej sypialni.
- Stary, nieciekawie to wygląda - stwierdza.
- Mnie to mówisz? On chce mnie zabić.
- Dlatego uciekasz. Kurwa, to się robi cyrk - kręci z niedowierzaniem głową. - Nathaniel jest sprytniejszy niż nam się wydaje.
- Módl się, żeby nie dowiedział się o tobie. Mój człowiek rozprawi się z kapusiem, ale to nie wystarczy. - naszą wymianę zdań przerywa Jacob i Naomi, pojawiający się w salonie z walizkami.
- Jesteśmy gotowi. - mówi Jacob.
- No to w drogę! - spoglądam na Colina. - Uważaj na siebie! Zadzieramy z szefem mafii.
****
Valerie
- Colin, co się dzieje? - pytam, gdy pędzimy samochodem przez ulice Filadelfii. Nikt nie chce mi niczego wyjaśnić, co jest mocno frustrujące.
- Nathaniel dowiedział się prawdy o Dominicu i teraz będzie chciał go zabić, dlatego wyjechał.
- A co z tym ma wspólnego Naomi i Jacob? - spogląda na mnie, jakbym nie pojmowała najprostszej rzeczy.
- Przecież Dominic pomógł im uciec. Ponadto mieszkanie, w którym byliście należy do jego żony, a to wiąże się z tym, że Nathaniel by je szybko sprawdził.
- A o tobie nie ma pojęcia?
- Nie - odpowiada i spogląda na mnie z lekkim uśmiechem. - Myśli, że jestem nudnym właścicielem lotniska, którego nie obchodzi nic, oprócz mnie samego.
- Jak myślisz, dlaczego on jest taki? Przecież ty jesteś normalny.
- Nie mam pojęcia - wzdycha. - Zostaliśmy wychowani tak samo. Rodzice obdarzyli nas miłością, pokazali nam prawie cały świat, byli przy nas. Moja siostra poroniłaby, gdyby wiedziała, że nasz brat to szef pieprzonej mafii.
- A może jest taki, bo ktoś go skrzywdził.
- Od dziecka był lekko zacofany, ale nic nie wskazywało na to, że stanie się tym, kim jest. - Colin otwiera pilotem sporych rozmiarów bramę i po chwili podjeżdża pod sporych rozmiarów dom. Jest nowoczesny i gustowny. - A teraz zapraszam do twojego nowego domu - uśmiecha się i wysiada. Mojego nowego domu? Nie wiem dlaczego, ale te słowa sprawiły, że zapragnęłam, żeby były prawdziwe.
------
Hej misie ❤️
Dzisiaj trochę nudny rozdział, ale to tylko cisza przed burzą.
Buziole ❤️
PS. Informacja dla tych, którzy nie czytali wiadomość pod zabójczą grą, na moim profilu pojawiał się zabójcza misja, czyli druga część ❤️ ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top