23. Nie odejdę.
Zatrzymaliśmy się przed kamienicą Sheya. Moje serce znajdowało się już gdzieś w gardle, a przyśpieszonego tętna nijak nie mogłam zatrzymać. Przełknęłam ślinę, wpatrując się w stary budynek, który był mi już tak dobrze znany. Ciche westchnięcie Luke'a wypełniło wnętrze dotychczas cichego samochodu. Kątem oka spojrzałam na jego ponurą twarz. Uparcie wpatrywał się w punkt na kierownicy, mrużąc brwi. W końcu uniósł głowę, blokując ze mną spojrzenie.
– Mam do ciebie prośbę, Victoria. – zaczął, na co skinęłam głową. – Proszę cię o jedną rzecz, a mianowicie... Po prostu go zrozum. Nie oceniaj, nie przytakuj tylko postaraj się go zrozumieć.
Z każdym jego słowem zaczynałam denerwować się coraz bardziej. Moje dłonie całe drżały, plecy oblewał nieprzyjemny pot, a ja sama co chwilę przełykałam ślinę. To miała być taka miła i spokojna niedziela, a wszystko diabli wzięli. Naprawdę martwiłam się o Nate'a. W końcu kłopoty bardzo go lubiły, a to było naprawdę poważne. W końcu nie mówiliśmy tu o zwykłych głupotach, a o przestępcach i to naprawdę groźnych, z którymi Nate miał jakieś interesy, a rykoszetem odbiło się to na mnie. To popieprzone.
– Okej, – odparłam i jeszcze raz niepewnie przeskanowałam wzrokiem budynek.
Dasz radę.
Odetchnęłam, a następnie na nogach jak z waty, wyszłam z pojazdu i skierowałam się do wejścia do klatki. Z każdym kolejnym krokiem, było mi coraz bardziej niedobrze. Nawet nie wiem, czego tak naprawdę się bałam. Po prostu przerażała mnie, jaka może okazać się prawda i co ona zmieni. W końcu znalazłam się przed drzwiami do jego mieszkania. Bite pięć minut patrzyłam pustym wzrokiem w brązowe drewno, błagając w myślach, aby to wszystko się jakoś popieprzyło. By chciał rozmawiać bez kłótni i krzyków i wszystko mi wyjaśnić, bo po tamtym nieszczęsnym incydencie, wyjaśnienia mi się należały.
Niepewnie nacisnęłam dzwonek. Słyszałam tylko krew szumiącą w moich uszach. Z każdą kolejną sekundą nic się nie działo, więc ponowiłam próbę, coraz bardziej zdeterminowana. Cholera, wiedziałam, że mogło go nie być. Niewiele myśląc, chwyciłam klamkę i nacisnęłam ją, gotowa na blokadę, jednak ku mojemu zdziwieniu, zamek ustąpił. Zmarszczyłam brwi, popychając delikatnie ciemne drewno. Od razu dotarł do mnie zapach, jaki panował tylko w jego mieszkaniu. Zapach Sheya, który przesiąkł na wnętrze. Odetchnęłam i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Objąwszy się swoimi ramionami, skierowałam niepewne kroki wąskim korytarzem, rozglądając się na boki.
W mieszkaniu jak zwykle panował idealny porządek, godny tego pedanta. Prócz swoich kroków i bicia serca, nie słyszałam niczego innego, toteż wydawało mi się, że może go nie być. Tylko on nigdy nie zostawiał otwartych drzwi... Weszłam do salonu, gdzie również nie było żywej duszy. Spojrzałam na skórzany narożnik oraz plazmę naprzeciw. Do mojej głowy od razu wpadło wspomnienie, kiedy to graliśmy tu po naszej zgodzie niecałe dwa miesiące wcześniej. Uśmiechnęłam się delikatnie do samej siebie.
– Nate? – zapytałam w przestrzeń, mocniej zaciskając dłonie na swoich ramionach. Mój głos był słaby i zachrypnięty. – Nate, jesteś tu?
Podeszłam jeszcze kilka kroków, spoglądając na jasną kuchnię. Wzdrygnęłam się, o mało nie krzycząc, kiedy zobaczyłam go w pomieszczeniu. Stał bokiem do mnie, a przodem do dużego okna, przez które spoglądał. Nadal stał w kurtce i butach. Dłonie umieścił w kieszeniach czarnych jeansów. Wyraz jego twarzy nie wyrażał absolutnie niczego. Po prostu stał, pustym wzrokiem wgapiając się w widok za szybą. Przełknęłam ślinę, taksując wzrokiem jego wysoką, wyprostowaną sylwetkę. Nie ruszyłam się nawet o krok, chociaż wszystko, czego w tamtym momencie chciałam, to podejść do niego i przytulić go najmocniej, jak mogłam. Chciałam, aby zapewnił mnie, że już wszystko w porządku, a ja jestem bezpieczna. Że nikt mnie już nie skrzywdzi. Tak bardzo tego pragnęłam.
Ale nadal stałam w miejscu, z każda sekunda coraz mocniej zaciskając palce na ramionach. Nienawidziłam tego uczucia, które mnie wtedy opanowało. Wydawało mi się, że jestem sama, mała i bezbronna. Nie chciałam tego czuć. Odchyliłam lekko głowę, podczas gdy on nie ruszył się nawet o milimetr. Przypominał posąg, a jedyną oznaką tego, że w ogóle żył, były jego ramiona, które wznosiły się i opadały z każdym jego oddechem. I tylko tyle. Minuty mijały, a my nadal tak staliśmy, nie robiąc zupełnie nic. Nie wiedziałam jak zacząć, co powiedzieć. Nie wiedziałam nic.
– Musimy porozmawiać, wiesz o tym. – zaczęłam w końcu, irytując się tą ciągłą ciszą, która wewnętrznie mnie zabijała.
Nie odpowiedział. Nie zrobił niczego. Nawet się nie ruszył. Westchnęłam, czując coraz większe rozdrażnienie. To przestało być zabawne odkąd do gry weszli naprawdę niebezpieczni ludzie. Nie miałam o tym zielonego pojęcia. Nie wiedziałam, czego chcą ani o co poszło, ale wiedziałam, że byli zdolni mnie skrzywdzić. Zapewne byli zdolni skrzywdzić i Nate'a, a tego bym nie zniosła. Westchnęłam, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
– Nate, musimy porozmawiać o tym wszystkim. – ponowiłam próbę, tym razem z większą mocą i irytacją. Nadal nic. – Spójrz na mnie. Nate, do cholery!
– Nie powinno cię tu być. – odparł w końcu, na co zamilkłam, patrząc na niego niezrozumiale. Nie posłał mi nawet jednego spojrzenia, gdy wypowiadał te nieprzyjemne słowa tym przerażająco nijakim tonem. Ale tak było. Jego głos był wyprany z czegokolwiek i to przerażało mnie najbardziej.
Ale to w końcu Nate. On zawsze należał do tych ciężkich przypadków.
– Ale jestem.
– Po tym, co dziś się stało, nie powinnaś się więcej do mnie zbliżać. – wypowiedział ozięble słowa, które były jak sztylety, wbijające się w moje ciało. Przełknęłam jednak gorycz, zaciągając nosem i spoglądając na białą ścianę obok. Niektóre rozmowy z nim były takie trudne.
– Ale jestem tu. – powiedziałam z mocą, patrząc na niego pewnym wzrokiem. – Jestem tu, zbliżając się. I nie mam zamiaru przestać! – dodałam poważnie, unosząc zachrypnięty głos. I w końcu coś ruszyło.
Powolnie odwrócił głowę w moją stronę, blokując ze mną spojrzenie tych pustych, czarnych oczu bez wyrazu. To spojrzenie nie był tym, w którym... którym się zachwycałam. Nie było tam tych niebezpiecznych iskierek i głębi, która pociągała mnie w otchłań z każdą kolejną sekundą. Patrzył na mnie zimno i obojętnie, pogłębiając tym samym realny ból w mojej klatce piersiowej. Zacisnęłam mocno zęby, niemal krusząc ząb, aby nie rozsypać się tam na kawałki. Uniosłam hardo głowę, ani na chwile nie spuszczając wzroku. Atmosfera wokół nas zrobiła się niezbyt przyjemna i wyczuwałam to bez najmniejszego problemu.
– Po co? – zapytał, na co posłałam mu pytające spojrzenie. – Po co tu jesteś?
Prychnęłam, kręcąc z niedowierzaniem głową, chociaż w środku zaczęłam się nad tym zastanawiać. Po co tam byłam? Aby znać prawdę? Tak, to też, ale kiedy tak patrzył na mnie tymi tęczówkami, powodując moją mentalną rozpacz i krzyk z gardła, zdałam sobie sprawę, że zdecydowałam się, aby do niego pojechać z większych pobudek. Westchnęłam cicho, patrząc mu prosto w oczy, a z każdą sekundą odprężając obolałe mięśnie coraz bardziej.
– Bo mi zależy? Bo chcę poznać prawdę? Bo właśnie jakichś dwóch typów mi groziło? Bo nie chcę, aby to się tak skończyło? – pytałam wzruszając ramionami i kręcąc głową. – Bo nie chcę, żebyś był teraz sam.
– Zasługuję na to. – odparł, po czym znów odwrócił spojrzenie na duże okno, powodując tym samym moje westchnięcie. Dlaczego z nim nie mogłoby być chociaż odrobine prościej?
– Nate, o co tutaj chodzi? – zapytałam słabo, robiąc kilka kroków w jego stronę, tym samym zmniejszając nasz dystans. Zatrzymałam się około dwa metry obok, uważnie taksując wzrokiem jego postać. – Nie uważasz, że zasługuję na wyjaśnienia?
– Zasługujesz na nie bardziej, niż ktokolwiek inny.
– Więc wyjaśnij. Wyjaśnij mi to wszystko. – wyszeptałam.
Brunet westchnął, po czym w wyciągnął dłoń z kieszeni i przetarł zmęczoną twarz. Przejechał również palcami po ciemnych włosach i znów odwrócił się w moją stronę. Stanął tuż naprzeciw mnie, patrząc nieodgadnionym wzrokiem w jakiś nieznany mi punkt. Sińce pod oczami dodały mu paru lat, jednak nadal wyglądał nienagannie, idealnie, pięknie... Chciałam go wtedy dotknąć. Poczuć jego dotyk na swojej skórze, jednak znów niczego nie uczyniłam. Zadarłam głowę, patrząc na jego niewyrażającą emocji twarz. Dość długą chwilę milczał, po czym w końcu zabrał głos.
– To zaczęło się pięć lat temu. – powiedział w końcu, patrząc na coś ponad moją głową. – Miałem siedemnaście lat, brak planów na przyszłość i chujową sytuację w domu. Razem z mamą i Charliem wyprowadziliśmy się od ojca, który oczywiście zaczął przepraszać i zgrywać dobrego tatusia, który chce wszystko naprawić. Żyliśmy w domu dziadków za miastem. Mama dochodziła do siebie, a ja pomału brałem udział w walkach. Nie byłem zbyt dobry, ale dużo ćwiczyłem. To pomagało mi nie myśleć o tym, jak gówniano jest. Po pewnym czasie zacząłem odnosić zwycięstwa, ludzie stawiali na mnie w zakładach, więc... on się tym zainteresował.
Z każdym słowem jego głos stawał się coraz bardziej wyprany i zachrypnięty. Nie spojrzał mi ani razu w oczy, podczas gdy ja cały czas obserwowałam jego twarz. Westchnął ciężko, wzruszając ramionami i wkładając dłonie do kieszeni kurtki.
– Wiedziałem o nim jedynie z plotek. Że handluje bronią i ma pod sobą sporo ludzi w Kalifornii. Imponował innym. Ludzie bali się go, bo wiedzieli, do czego jest zdolny. W końcu Culver City było jednym z głównych miast, w którym to wszystko się odbywało. Miał wtyki w policji, przez co był praktycznie nietykalny, a ja byłem tylko dzieciakiem, który chciał dobrze. – na te słowa parsknął śmiechem, lecz w żadnym calu nie było w nim niczego dobrego. – Wtedy mama zachorowała.
Niczego tak bardzo nie pragnęłam, jak odrobiny szczęścia dla tego chłopaka. Był taki dobry. Nie zasłużył na wszystko, co go spotkało. Po prostu nie zasłużył i zrobiłabym wszystko, aby zabrać trochę tego gówna z jego życia.
– Zdiagnozowali u niej guza mózgu. Lekarze stwierdzili, że to tykającą bomba i nikt nie chciał podjąć cię tak ryzykownego leczenia. Tylko jedna klinika w Kalifornii oferowała pomoc, ale była zbyt droga. Oczywiście, że miałem pieniądze, ale należały one do mojego ojca i nie chciałem ich. Nie chciałem niczego, co należało do tego skurwysyna. On sam je oferował, ale odmawiałem. Nie wiem, przez godność? Możliwe. Po prostu nie chciałem jego zasranych pieniędzy. Postanowiłem, że sam je zdobędę. Luke ustawiał coraz więcej walk, coraz więcej wygrywałem, pokonując dotychczasowych liderów. I wtedy zjawił się Venom, który zaoferował mi pomoc.
– O mój...
– Wiedział o mojej matce i sytuacji rodzinnej. Obserwował mnie od dłuższego czasu. Powiedział, że pomoże mi ze wszystkim, gdy zgodzę się na pewien układ. Zaproponował mi, że zapłaci za najlepszą klinikę dla mojej matki, jeśli zostanę jego Zawodnikiem. – zmarszczyłam brwi na jego słowa, nie rozumiejąc. Mętlik w mojej głowie cały czas narastał. Shey w końcu spuścił wzrok na moje oczy, wzdychając. Jego mina była ponura i oziębła, ale wcale się temu nie dziwiłam. W końcu to wszystko było okropne. – Niektórzy ludzie wykupują bokserów na swoich Zawodników. Oznaczało to, że gdy on wskaże walkę, ja muszę brać w niej udział. Bez żadnego sprzeciwu.
Zamknęłam powieki, czując, jakby coś właśnie uderzyło w moje ciało. Lodowaty pot oblał całą moją skórę, przyprawiając mnie o dreszcze. To się działo.
– A ja się zgodziłem, nie myśląc o konsekwencjach. Byłem tylko głupim dzieciakiem, który chciał pomóc mamie, a poza tym, imponowało mi to. W końcu ten gangster, o którym tyle w tym mieście mówiono, zaproponował coś takiego mi. I to osobiście. I zrobił tak, jak obiecał. Zapewnił mi wszystko. Wysłał mamę do szpitala, zatrudnił dla mnie najlepszego trenera w mieście, załatwił robotę w warsztacie. – mówił, coraz bardziej napinając całe swoje ciało. – Stoisz w mieszkaniu, które mi podarował.
Kurwa.
– Zrobił dla mnie wszystko. Pomógł mi wysłać mojego brata do moich dziadków w Kanadzie bez większych problemów, aby nie dorastał w tym bagnie. Pomógł mi we wszystkim, a w zamian tego, ja zacząłem się dla niego bić. Zacząłem dla niego wygrywać. Już nie dla siebie. Dla niego. Dla człowieka, którego widziałem dwa razy w życiu.
– Ale dlaczego... – nawet nie wiedziałam, o co chciałam zapytać. Traciłam zdolność normalnego myślenia, nie mówiąc o oddychaniu. Nigdy nie sądziłam, że to będzie tak wyglądać. Że prawda jest właśnie taka. Nate chciał jedynie pomóc swojej mamie.
Chłopak wzruszył ramionami, nadal pozostając obojętnym na to, co mówił. Jakbyśmy rozmawiali o pogodzie, jednak w środku wiedziałam, ile musiało go to kosztować. Wyznanie prawdy. Być może robił to, bo czuł się winny tym, co mi się przydarzyło. Być może, jednak to nie miało wtedy znaczenia. Ważne było, że ten chłopak nie zasłużył na to, co mu się przydarzyło. Jako siedemnastolatek wdał się w interesy z gangsterem, aby pomóc swoim bliskim. Był małolatem, a zrobił już coś takiego. To straszne.
– Dlaczego? Nie mam pojęcia. Wtedy miałem to w dupie. Miałem dziewczynę, przyjaciół, pieniądze, a w Culver City robiło się o mnie coraz głośniej. Do tego mama miała naprawdę dobrą opiekę. Wszystko się układało. – mruknął. – Wiesz, Clark, na walkach zwykli ludzie się zakładają, owszem. Tylko to nie wszystko. Na walkach pewne osoby również robią zakłady, tylko o, o wiele wyższą stawkę. Venom chciał mnie jako Zawodnika, bo mógł na mnie zarabiać potężną kasę. Walki są jednym z głównych napędów całego tego gówna, a zakłady niektórych ludzi nie zatrzymują się już na tysiącach. Byłem sporo warty, dlatego we mnie zainwestował.
Jego spojrzenie wwiercało się w moje oczy, a obraz lekko mi się zamazywał. Zacisnęłam drżące dłonie w pięści, starając się jakoś uspokoić. Przełknęłam ślinę, marszcząc brwi, gdy coś sobie uświadomiłam.
– Powiedziałeś, że widziałeś go zaledwie dwa razy w życiu. Jak to możliwe?
– Pierwszy raz, gdy mi to wszystko zaproponował. Potem już go nie widziałem, a wszystkim zajmowali się jego ludzie, którzy przekazywali mi od niego wiadomości. Nie bywał zbyt często w Culver City. Drugi raz złożył mi wizytę, gdy byłem z tobą.
– Ze mną? – zdziwiłam się.
– Tak. – skinął głową. – Pamiętasz, jak pojechaliśmy samochodem na ten parking po imprezie u Luke'a, gdzie wpadła policja? Ja wtedy kierowałem. – przypomniał mi, a wspomnienie z tej nocy zalało mój umysł. – Przyjechał tam Brooklyn ze swoimi ludźmi. Jest jego bliskim przyjacielem i zajmuje się interesami w tym mieście. Powiedział, że Venom wrócił do Culver City i chce się spotkać. Wtedy widziałem go drugi raz w życiu i nie miałem zielonego pojęcia, czego ode mnie chciał, bo taka sytuacja się nie zdarzała wcześniej.
– Ale byłeś wtedy taki wyluzowany. – jęknęłam, gubiąc się w tych wszystkich informacjach, które miażdżyły mi głowę. – Powiedziałeś, ze idziecie na piwo i musisz się z nim zobaczyć, bo dawno go nie widziałeś. Myślałam, że... utrzymujecie jakiś kontakt czy coś takiego.
Na moje słowa parsknął cynicznym śmiechem. Wyglądał na bardzo zmęczonego, a z każdym kolejnym zdaniem zauważałam, jak ciężko było mu o tym mówić. I mimo że nie chciałam patrzeć na jego ból, to nie mogłam pozwolić, aby przerwał. Musiał dokończyć całą historię i zamknąć wszystkie wątki, abym wiedziała. Chociaż wtedy naprawdę chciałam go zamknąć w szczelnym uścisku i nie wypuścić.
– Chciałem pokazać, że mnie to nie rusza. Nie lubiłem cię wtedy. Nie chciałem, żebyś drążyła. Ale okazało się, że jego spotkanie nie było niestety przyjacielską wizytą, co w sumie, nawet mnie nie zdziwiło. Poinformował mnie o kolejnej walce, ale tym razem, chciał zrobić to osobiście, bo chodziło o Walkę Śmierci.
Na jego słowa wciągnęłam więcej powietrza do płuc, zastanawiając się, czy to wszystko właśnie działo się naprawdę.
– Miałem z nim układ od czterech lat, ale wcześniej sądził, że nie jestem gotowy. W końcu jednak, stało się. Kazał wziąć mi w niej udział, a ja nie mogłem odmówić. Musiałem się zgodzić i nikogo nie obchodziło, czy tego chcę, czy nie.
Z szokiem wpatrywałam się w jego oczy, nie wierząc w to, co usłyszałam. Czyli Walki Śmierci, te cholerne Walki Śmierci, które rozdzieliły nas na pięć miesięcy, nie odbyły się, bo sam tego chciał. Odbywały się, bo został do tego zmuszony. On tego nie chciał. Poczułam pieczenie w kącikach swoich oczu, gdy tak spoglądałam na jego niewzruszoną twarz. A ja tyle razy robiłam o to awantury. Tyle kłótni. Sądziłam, że on tego chciał, aby poczuć się lepiej. Aby pokazać, że wygrywa. Ależ ja byłam głupia! Nie zrobił tego, bo chciał. Zrobił, bo musiał.
– Czyli ty nigdy...
– Nigdy nie chciałem brać w tym bagnie udziału. – dokończył za mnie, z mocą wpatrując się w moje oczy. – Nie chciałem nikogo zabić, dlatego już postanowiłem, że gdy wyjdę na ring, nie będę walczyć, aby wygrać. Nie chciałem być zabójczą zabawką w czyichś rękach.
– Nie mogłeś zrezygnować?!
– Myślisz, że nie chciałem? – parsknął, obserwując mnie z góry, a kpiący uśmiech zagościł na jego twarzy. – Wiele razy. Mama dostała sporo odszkodowania, co poszło na leczenie, więc nie byłem już zależny. Chciałem zrezygnować, ale Venom ma spora listę ludzi, na których mi zależy. Nie chciałem, aby zaczął wykreślać z niej nazwiska. Zarabiał na mnie duże pieniądze i nie chciał tego stracić.
Zacisnął mocno szczękę, przez co rysy jego twarzy wyostrzyły się jeszcze bardziej. Czułam tę złość i niemoc, która się z niego wylewała, a sama przeżywałam wewnętrzny wstrząs. W końcu oderwał ode mnie swój wzrok, po czym wyminął mnie, delikatnie trącając swoim ramieniem mój bark. Zachwiałam się delikatnie, patrząc pustym wzrokiem w zlew kuchenny. I właśnie wszystko się rozjaśniło. To, jak bardzo szedł w zaparte, jeśli chodziło o te cholerne walki na śmierć i życie. Nie dopuszczał do siebie opcji, żeby zrezygnować. Nie słuchał wszystkich, którzy do niego mówili, a to wszystko z powodu człowieka, który groził mu w najgorszy sposób.
Moje oczy się zaszkliły, a ja sama znów poczułam zawroty w głowie, przez które moje nogi zrobiły się jak z waty. Zaciągnęłam nosem i targana nieprzyjemnymi dreszczami, odwróciłam się w stronę salonu, w którym stał, głośno oddychając. Zaciskał mocno pięści, przez co pobladły mu knykcie. Szybko zerwał z siebie kurtkę i cisnął ją na kanapę, pozostając w jeansach i siwej bluzie. Nie patrzył na mnie, a znów wzrok umieścił w obrazie za oknem. Obserwowałam jego profil, walcząc z milionem emocji, jakie się we mnie skumulowały.
Nate był zły. Nie, to spore niedopowiedzenie. Pierwszy raz w życiu w końcu to u niego widziałam. To rozżalenie, gniew i gorycz, jakie zalewały go od środka, i których już nie chował głęboko w sobie pod maską cynizmu i sarkazmu. Wychodziło mu to tak bezbłędnie, że wielokrotnie myślałam, iż taki właśnie jest. Bezuczuciowy. Jednak właśnie w tamtej chwili w końcu pokazał emocje. Znałam go rok i nigdy tego nie widziałam, a teraz pękł, ukazując choć trochę uczuć, które wyżerały go od środka. Nie był zimnym posągiem z marmuru. Był człowiekiem z krwi i kości, który czuł. Czuł tak wiele...
– Na jaką odpowiedź czeka Venom? – zapytałam niemal niesłyszalnie. Nie odpowiedział przez dłuższą chwilę, uparcie wpatrując się w szybę, a jego szczęka coraz mocniej się zaciskała. Kiedy myślałam, że już nie usłyszę odpowiedzi, zasznurował równe usta, kręcąc ze zrezygnowaniem głową.
– Znów każe brać mi udział w tegorocznych Walkach Śmierci.
Nie wytrzymałam. Po jego słowach jedna gorąca łza potoczyła się po moim policzku, tworząc mokry ślad. Rozchyliłam lekko wargi, nie mogąc w to uwierzyć. Nie chcąc w to uwierzyć. Po tym wszystkim to znów się powtarzało. W mojej głowie już na zawsze pozostanie wyryte to wspomnienie. Jego wzrok i moje łzy, kiedy zatrzaskiwał drzwi po moim ultimatum. Do tej pory myślałam, że zrobił to, bo tego chciał. Już wiedziałam, że zrobił to, bo chciał ochronić swoich bliskich. Obraz zaczął mi się lekko zamazywać przez łzy. Słyszałam tylko swój zdławiony oddech i bicie serca, które ledwo przepompowywało krew. Ten koszmar znów się powtarza.
– Spotkałem się z nim przed moim wyjazdem do mamy. Powiedział mi, że znów mam być jednym z zawodników. Tylko, że... nie chcę tego robić. Nie chcę brać w tym wszystkim udziału. – wyrzucił z siebie zmęczonym głosem, zwieszając głowę. – Więc się zbuntowałem. Powiedziałem, że nie ma opcji. Zerwałem się z imprezy, bo chcieli zgłosić mnie bez mojej zgody, więc to przerwałem. Venom kazał mi się dobrze zastanowić i dać mu odpowiedź, czy chcę wziąć udział, czy nie. Kazał przekazać informacje tobie, abym miał mniejszy problem z podjęciem decyzji.
– Reszta wie? – zapytałam, walcząc ze łzami, które uparcie chciały się wydostać spod moich powiek. Pokręcił głową.
– Tylko Luke. Reszta wie, że coś mnie z nim kiedyś łączyło, ale byli pewni, że już dawno się to skończyło. Parker pomagał mi we wszystkim.
– Dlaczego nie powiedziałeś? – wyszeptałam, mając zbyt duży uścisk w gardle, aby mówić głośniej. Dwie kolejne łzy również znalazły swoje ujście w postaci gorących śladów na moich policzkach.
Na moje pytanie prychnął pod nosem, unosząc szybko głowę. Mój umysł był jak jedna wielka papka nieskładnych zdań i natłoku informacji. Zblokował ze mną spojrzenie, a w jego oczach jeszcze bardziej widoczna była ta apatia i zniechęcenie tym wszystkim. Jego twarz wygięła się w grymasie kpiny, której w takich sytuacjach nie znosiłam.
– A co miałem powiedzieć? – zapytał ironicznie, a chłód jego wypowiedzi owiał moje drżące ze stresu i emocji ciało. – Co, miałem powiedzieć, że należę do typa, który każe mi zabijać na ringu? Że moi bliscy skończą z kulką w głowie, jeśli się sprzeciwie? Kiedy niby miałem ci to powiedzieć? Przez ciebie to wszystko stało się takie trudne.
– Przeze mnie?! – krzyknęłam nagle, a moje gardło zawyło z bólu na ten gest, jednak nie mogłam się opanować. Spojrzałam na niego, posyłając mu niedowierzający wyraz twarzy. Pokiwał głową, parskając kpiącym śmiechem.
– Tak, tak przez ciebie, a wiesz dlaczego? Dlatego, że przed poznaniem ciebie to wszystko było banalnie proste. Zgadzałem się na każdą walkę. Na wszystko, bez zbędnego oporu. Podświadomie wiedziałem, że w przyszłości będę musiał zawalczyć też w Walkach Śmierci, ale wiesz co? Zabawne, bo nawet mi nie zależało. Przeciwnicy byli dla mnie, jak kolejne pionki do zbicia. Nie obchodziło mnie, co się z nimi stanie. Miałem wygrywać i wygrywałem. A potem poznałem ciebie i to wszystko zepsułaś. Zepsułaś wszystko, bo zaczęło mi w ten głupi sposób zależeć, aby się z tego wyrwać, chociaż to niemożliwe. Pogodziłem się z moim życiem. Że jestem tylko tym cholernym pionkiem. Kiedy dałaś mi wybór, wiedziałem, że to nie ma sensu. Pozwoliłem ci odejść, bo takie było moje życie. I odeszłaś, a to wszystko znów przestało mnie obchodzić. Przestało mi zależeć i tak było łatwiej.
– Kiedy jestem, też może ci nie zależeć.
– Nie może! – wydarł się, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy i wyrzucając dłonie w powietrzu. Zamarłam niczym sparaliżowana. – Nie może, bo gdy jesteś blisko, chcę, aby mi zależało!
Z każdym słowem mówił coraz ciszej. Za to moje serce biło coraz szybciej. W szoku patrzyłam na jego coraz łagodniejszą postawę, kiedy ciężko westchnął i bezwiednie opuścił ręce wzdłuż ciała, kręcąc głową. Wzruszył ramionami, patrząc prosto w moje oczy.
– Nie może, bo gdy jesteś blisko, zaczynam czuć.
Po jego słowach nastała cisza, którą zagłuszały jedynie nasze głośne oddechy. Patrzyliśmy w swoje oczy, jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy. Jakbyśmy nigdy w życiu się nie spotkali. Badaliśmy wzrokiem swoje twarze, szukając w nich tego, o czym sami nie wiedzieliśmy. Zastanawiałam się, kiedy to wszystko się stało. Kiedy od kompletnie obcych sobie osób, staliśmy się kimś, przy kim potrafiliśmy czuć. Tak, czułam przy nim. Czułam przy nim miliony emocji i właśnie dowiedziałam się, że on przy mnie też. Odkrywaliśmy to, co nieznane, inne. Potrafił wydobyć ze mnie coś, czego nie umiał nikt inny. Przy nim potrafiłam całkowicie wyłączyć umysł, a włączyć wszystkie zmysły. Nie sądziłam, że to działało w dwie strony. On był kimś dla mnie. Ja byłam kimś dla niego?
Kolejne sekundy mijały, a my nadal staliśmy w odległości kilku metrów, tocząc bitwę na spojrzenia. Zastanawiałam się nad wszystkim, co właśnie mi powiedział. Nad informacjami. Nad Venomem, tymi dwoma kolesiami, nad naszym bezpieczeństwem. Tylko w tamtej chwili, po jego słowach, to nie miało absolutnie znaczenia. Nic nie miało znaczenia, prócz tego, że z każdym dniem, mimo wszystkich złych wieści, ja zatracałam się w nim jeszcze bardziej. Nie interesowało mnie, że to wszystko było dla mnie złe. Że powinnam odejść, aby się chronić, bo każdy dzień przy nim był jak tykająca bomba, która mogła roznieść moje życie w popiół.
Odetchnęłam głęboko, przełykając ślinę. Zacisnęłam szczękę, a następnie zdecydowanie uniosłam głowę, nie przestając patrzeć w jego oczy. Na wiotkich nogach ruszyłam w jego stronę, nie zważając na kolejną łzę, która wypłynęła z mojego oka. Patrzył z uwagą, jak podchodzę bardzo blisko niego, zatrzymując się przed jego ciałem. Nasze klatki piersiowe niemal się stykały, a jego zapach znów wdarł się do moich nozdrzy, opanowując umysł. Zadarłam głowę, uważnie obserwując te czarne oczy, które kryły w sobie tyle mroku i tajemnicy, i których widok mogłam chłonąć godzinami.
Błagam, patrz na mnie.
– Więc czuj. – wyszeptałam, czując ciarki na całym ciele przez atmosferę, jaka pomiędzy nami zapanowała. – Czuj to wszystko.
Jego oczy złowrogo zamigotały, gdy wypowiadałam to pewnym i zachrypniętym głosem. Ale tego chciałam. Chciałam być powodem, dla którego zatraci się tak, jak ja zatraciłam się w nim. Bez reszty, bez szansy na ocalenie. Jego ciało znów się spięło, a spojrzenie stało się jeszcze bardziej głębokie. Pokręcił głową, unosząc kącik ust.
– Nie chcę.
Proszę, dotknij mnie.
– Dlaczego?
Nie odpowiedział. Ja również tego nie zrobiłam, bo zdałam sobie sprawę, że tu nie były potrzebne słowa. Zamiast tego, po prostu powolnie uniosłam dłonie, przybliżając się do niego. Spuściłam wzrok na jego tors, a następnie delikatnie owinęłam swoje ramiona wokół jego ciała, przylegając do jego klatki piersiowej. Wypuściłam drżący oddech spomiędzy ust i przymknęłam powieki, mocno go przytulając. Nie dbałam o całą resztę. O to, czy tego chciał, czy nie. W tamtej chwil robiłam to, czego potrzebowałam najbardziej. Potrzebowałam jego dotyku, obecności i zapachu. Zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, nieważnie jak patetycznie to zabrzmiało. Oparłam policzek o jego twardy tors, nie potrzebując wtedy niczego więcej. Czułam jego spięte ciało. Nie ruszył się ani o krok. Nie zrobił kompletnie niczego. Tylko stał, a ja wsłuchiwałam się w miarowe bicie jego serca i głęboki oddech.
– Nie odejdę. – wyszeptałam, o dziwo, spokojnym głosem. Niemal czułam, jak uchodzi ze mnie cały stres i wszystkie negatywne emocje.
I nie, nie zapomniałam co się stało. Że dwóch facetów mnie zastraszało, bo znam Nathaniela. Że mogłam być cały czas w niebezpieczeństwie przez jego układy i życie. Szczerze? Nie dbałam o to. Wtedy liczyła się tylko jego obecność i bliskość. Jednak wiedziałam, że będę walczyć. Doskonale zdawałam sobie sprawę, jakie było moje życie bez niego. I za nic w świecie nie chciałam do tego dopuścić.
Staliśmy tak dobre kilkadziesiąt sekund, nim coś się stało. Usta Sheya opuściło głębokie westchnięcie, a jego silne ramiona owinęły się wokół mojego ciała, szczelnie je zamykając. Uśmiechnęłam się sama do siebie, z ulgą przełykając ślinę. Ułożył swój podbródek na czubku mojej głowy, jeszcze mocniej zamykając mnie w objęciach i przysięgam, że ta chwila przewyższała wszystkie inne z nim, choć każda była wyjątkowa. Jednak to było inne. Pierwszy raz się przytuliliśmy. Owszem, ja sama robiłam to już wcześniej, ale nigdy tego nie odwzajemnił. Aż do teraz.
I może było to głupie. W końcu byłam w niezłym niebezpieczeństwie, ale w ramionach tego chłopaka czułam się jak najbezpieczniejsza dziewczyna na świecie. Nie potrzebowałam niczego innego. W ciszy przysłuchiwałam się biciu jego serca, które było dla mnie jednym z piękniejszych dźwięków, jakie w życiu słyszałam. I tak, dało się wyczuć w tym pewną sztywność, jakby nikt nie przytulał go już od bardzo dawna. Mimo wszystko wciąż miał do mnie ten dystans, który ja przekroczyłam względem niego już dawno, ale i tak się przełamał. Kolejny raz przekroczyliśmy jedną z granic, będąc bliżej. To wynagradzało wszystko.
Po kilku minutach, Nate'owi chyba znudziła się ta pozycja, ponieważ poczułam, jak jeszcze mocniej zaciska swoje ramiona, a następnie unosi moje ciało. Automatycznie uniosłam nogi i oplotłam go nimi w pasie, owijając ręce wokół jego karku. Jedną z dłoni nadal trzymał na moich plecach, a drugą złapał za moje udo, kiedy ja oparłam brodę na jego barku, a nos wcisnęłam w zagłębienie jego szyi, chłonąc jego kojący zapach i ciepło.
I przysięgam, że mogłam zostać tam na zawsze.
– Nie odejdę. – ponownie wyszeptałam wprost do jego ucha.
Nie odpowiedział, a zamiast tego, mocniej mnie złapał i zaczął iść w kierunku sypialni. Nie protestowałam. Sprawnie otworzył drzwi, po czym wszedł do ciemnego pomieszczenia, w którym okna zasłaniały ciemne rolety. W ciszy podszedł do zasłanego, dużego łóżka. Poczułam, jak nachyla się, a następnie kładzie nas na nim w poprzek materaca. Uchyliłam powieki, spoglądając na jego twarz. Leżałam na plecach, podczas gdy on na brzuchu, w połowie na mnie, a w połowie na materacu. Patrzył na mnie niezidentyfikowanym wzrokiem. Kaptur jego bluzy naciągnął mu się lekko na głowę, więc uniosłam kącik ust i poprawiłam materiał. Znów spojrzałam w jego oczy, czując nieopisane uczucie w środku. W końcu byłam tam, gdzie chciałam być.
– Nie odejdę. – ponowiłam mój szept, wkładając w to wszystko, co chciałam mu w tamtym momencie przekazać. To, że jestem i będę, bez względu na wszystko. – Obiecuję.
Pokiwał głową, kiedy ja napawałam się pięknem jego twarzy. Każdą blizną i niedoskonałością. Wszystkim tym, co perfekcyjne. To była nieliczna z takich sytuacji. W pełni intymnych i tylko dla nas, gdy uczucia są na pierwszym planie. I wtedy już wiedziałam, że mu zależało. Może nie tak mocno, jak mi, ale zależało. Przydarzyło mu się w życiu wiele złych rzeczy, na które nie zasłużył. Był dobrą osobą, która dbała o swoich bliskich, a ja chciałam dbać o niego. Przejechałam dłonią po jego policzku, kciukiem zajeżdżając o dolną wargę. Westchnęłam, kiwając głową.
– Coś się wymyśli. – szepnęłam.
Nic więcej nie mówiąc, ułożył głowę zaraz obok mojej, tym razem w zagłębieniu mojej szyi. W moim żołądku coś eksplodowało, kiedy poczułam, jak przerzuca lewą dłoń przez moje ciało i jeszcze bardziej przyciska do siebie. W tamtym momencie byłam najszczęśliwszą dziewczyną w kraju. Wewnętrznie krzyczałam, wznosiłam się do niebios i spadałam do czeluści piekieł. Każda komórka mojego ciała darła się w ekstazie na jego bliskość i całą tę sytuację. I chociaż z tyłu głowy wiedziałam, że będziemy musieli coś wymyślić, aby ogarnąć całą tę sytuację, chciałam cieszyć się tym, co mam. Jego zapachem, dotykiem i samą obecnością. Tym naszym małym czymś.
I być może, dla innych nie było to czymś wielkim, ale dla mnie ta sytuacja była wszystkim.
Czułam jego spokojny oddech na skórze szyi, który powodował moją gęsią skórkę. W ciszy patrzyłam w sufit, myśląc nad tym, w jakie bagno się władowałam. Przetrawiałam informacje, które szczerze mi wyznał, układając sobie to wszystko. Po kilkunastu minutach przekręciłam głowę w lewo, natrafiając spojrzeniem na przymknięte powieki chłopaka, którego błoga mina wyrażała to, iż zasnął. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok. Moje usta, które niemal stykały się z jego nosem, złożyły na nim delikatny pocałunek.
I wtedy wiedziałam, że było warto.
***
Jęknęłam cicho, budząc się. Zmarszczyłam twarz, niezbyt wiedząc o co chodzi. Obraz przed oczami mi się zamazywał, więc przetarłam dłońmi oczy, a następnie szeroko rozchyliłam powieki, patrząc w ciemność przed sobą. Mój umysł jeszcze nie za bardzo ogarniał, w której galaktyce jestem. Musiało być już dawno po zmroku, bo w pokoju, w którym byłam, panowała ciemność. Westchnęłam cicho, ze zmarszczonymi brwiami zastanawiając się, co się dzieje, gdy nagle poczułam oddech na skórze szyi, a mój umysł doznał olśnienia.
Powolnie odwróciłam skostniałą głowę, w lewo, widząc w ciemności zarys głowy Nate'a, który nadal spał. Do mojej głowy zaczęły wpadać wszystkie wspomnienia z naszej rozmowy i położenia się w jego łóżku. W pewnej chwili musiałam zasnąć. Jęknęłam cicho i znów powróciłam wzrokiem do ciemności przed sobą. Wiedziałam, że spędziłam tam dobre kilka godzin, a reszta musiała się zamartwiać. Delikatnie chwyciłam rękę bruneta, którą obejmował moje ciało i wyplątałam się z jego uścisku, aby go nie zgubić. Uniosłam się do pozycji siedzącej w akompaniamencie moich strzelających stawów. Pokręciłam głową i jak najciszej wstałam z miejsca, na oślep kierując się w stronę drzwi. Gdy przez nie przeszłam, zamknęłam je za sobą, aby nie zbudzić chłopaka, a następnie po omacku wyszukałam włącznika światła w salonie. Ledy wokół plazmy na ścianie zaświeciły się, a ja szybko zacisnęłam oczy, marszcząc twarz na nawet tak słabe światło. Jęknęłam cierpiętniczo, przystosowując się do jasności.
– Cholera. – zaklęłam zachrypniętym głosem, patrząc na zegarek ścienny, który wskazywał dwudziestą pierwszą. Szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni, przeglądając sporo wiadomości, które dostałam. W myślach przeklęłam na tryb wyciszony, który nie mógł mnie zbudzić.
Miałam pięć wiadomości od Mii, kilka od Chrisa i cztery połącznia od mamy, która nie wiedziała, że po treningu poszłam do Roberts, więc od rana nie widziała mnie ani razu i już pewnie odchodzi od zmysłów. Cholera. Zaczęłam przeglądać wiadomości coraz bardziej zestresowana.
Mia: Vic, wszystko gra? Nate jest?
Mia: Powiedz, że wszystko okej. Wyślij chociaż kropkę .
Mia: Dobra, Luke powiedział, że nie wyszłaś z kamienicy, więc pewnie gadacie. Reszta przyjechała później. Nie powiedzieliśmy im co się stało, bo nie chcieliśmy ich martwić. Wiedzą tylko, że jesteście u niego w mieszkaniu i was nie będzie. Tylko Chris coś podejrzewał, ale nic mu nie powiedziałam, bo nie wiedziałam czy chcesz.
Mia: Ale serio się odezwij, jak od niego wyjdziesz i zadzwoń do mnie to do ciebie przyjdę
Mia: Okej, dzwoniła twoja mama i pytała się czy nie wiem gdzie jesteś. Powiedziałam jej że po treningu przyszłaś do mnie i poszłaś do sklepu po żarcie ale zostawiłaś telefon. Oddzwoń do niej szybko
Odetchnęłam cicho, zaczynając wystukiwać do niej wiadomość.
Victoria: cholera, zasnęliśmy. wszystko jest w porządku. pogadaliśmy szczerze. dzięki, że nic im nie powiedziałaś, a chrisowi wyjaśnię sama. zaraz zadzwonię do mamy, bo mam milion nieodebranych. dziękuję za wszystko, jutro w szkole ci opowiem.
Następnie wybrałam numer mamy i przytknęłam urządzenie do ucha, oddychając głęboko, aby się uspokoić. Przeczesałam palcami rozpuszczone włosy, które już całkowicie wyschły.
– Halo? – zapytałam, kiedy odebrała.
– Vic, do cholery! – krzyknęła do słuchawki, na co skrzywiłam się. Jej głos nie był za szczęśliwy. – Gdzie ty jesteś i dlaczego nie odbierasz? Martwiłam się! Nadal jesteś u Mii? Wracaj do domu.
– Spokojnie mamo, wszystko okej. – wyjaśniłam jej, odchrząkując. – Zasnęłam, a miałam wyciszony telefon. Dlatego nie odbierałam.
– Zasnęłaś u Mii? – zapytała zdziwiona. Oblizałam dolną wargę i spojrzałam w ścianę przed sobą, gotowa skłamać, gdy nagle zdałam sobie z czegoś sprawę.
Miałam być szczera z nią i z samą sobą. Nabrałam powietrza do płuc, czując przyśpieszone bicie serca. Zacisnęłam szczękę, automatycznie kręcąc głową.
– Nie, nie u Mii. Jestem u Nate'a.
Po tych słowach nastąpiła długa cisza, podczas której chciałam, aby coś powiedziała. Cokolwiek. Wyżywałam się na wnętrzu swojego policzka, będąc zestresowaną z każdą sekundą coraz bardziej. Po kilkudziesięciu dobrych sekundach, usłyszałam jej głębokie westchnięcie, a ja zaczynałam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobiłam.
– Cóż, w porządku. – odparła z odchrząknięciem, a ja wiedziałam, ile musiały kosztować ją te słowa. Wielki kamień spadł z mojego serca, bo teraz wiedziałam, że mówiła prawdę i będzie starała się to zaakceptować. – A u Mii byłaś?
– Tak, po treningu. – odparłam, nie chcąc martwić ją szczegółami. – Niedługo wrócę.
– Dobrze. Tylko nie tłucz się po nocy autobusem. Zadzwoń, a Erick po ciebie przyjedzie, albo niech on-Nathaniel cię przywiezie. – szybko się poprawiła, na co uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
– Jasne. Kocham cię, mamo. I dziękuję. – mruknęłam dźwięcznie.
– Będzie mi ciężko się przestawić. – westchnęła, rozłączając się w akompaniamencie mojego cichego śmiechu. Spojrzałam na pozostałe wiadomości, bardziej spokojna.
Chris: Okej, odobraziłem się
Chris: Gdzie jesteś? Potrzebuję cię tutaj, bo ten typ się znowu na mnie gapi i ja pierdole zaraz stąd wyjdę. On jest kurwa dziwny.
Chris: CZY TY JESTEŚ Z SHEYEM W JEGO MIESZKANIU I JA O TYM NIE WIEDZIAŁEM CO-
Chris: Okej, coś mi tu nie gra. Mia zachowuje się dziwnie a ty nie odpisujesz
Chris: Co się dzieje? Napisz jak będziesz mogła.
Szybko odpisałam mu wiadomość, że wszystko gra, a w szkole wytłumaczę mu resztę. Zablokowałam telefon, rozmyślając nad tym, co mam zrobić dalej. Nie przewidziałam tego, że tu zostanę, a tym bardziej, że zasnę. Do tego nie chciałam budzić Nate'a, bo odpoczynek mu się przyda. Wypuściłam ze świstem powietrze, bawiąc się telefonem i odwracając. Dostałam wewnętrznego zawału, gdy zobaczyłam Sheya w drzwiach swojej sypialni, który na mnie spoglądał. Krzyknęłam krótko, podskakując, na co uniósł kącik ust w prześmiewczy sposób, masując dłonią swój kark. Popatrzyłam na niego ze zmrużonymi powiekami, szybko oddychając.
– Przez ciebie zawału można dostać. – burknęłam, na co przewrócił oczami. Zamilkłam nagle, czując się dziwnie, zważywszy na to, co stało się wcześniej. Zagryzłam dolną wargę, podczas gdy on strzelił palcami, a charakterystyczny dźwięk wyłamywanych stawów dotarł do moich uszu.
Nie wiedziałam za bardzo, co mam powiedzieć i zrobić. Nasza szczera rozmowa odsłoniła nowe światło na naszą relację, ale nie wiedziałam, czy aby na pewno nie będzie niekomfortowo. Nie zamierzałam tu zostać, a co dopiero spać w jego łóżku. Jednak Nate chyba niezbyt się tym przejął, bo luźnym krokiem ruszył w moją stronę. Z niewzruszoną miną spojrzał w moje oczy.
– Z kim gadałaś? – zapytał.
– Z mamą. Napisałam jeszcze kilka wiadomości do Mii.
– Twoja mama wie, że tu jesteś? – zdziwił się. Skinęłam głową, na co rozszerzył oczy w niedowierzającym geście.
– Wow. – odparł. – Robicie postępy. – rzucił zaczepnie, a ja wiedziałam, że będzie dobrze. Musiało być.
– Taak. – jęknęłam, uświadamiając sobie, że muszę poruszyć ten temat, bo nie da mi to spokoju. Odchrząknęłam, nie za bardzo wiedząc, jak się do tego zabrać, gdy chłopak podszedł do kanapy i zabrał z niej swoją kurtkę, a następnie ruszył w stronę wieszaka w holu. Pedant. – Nate, słuchaj. – zaczęłam niezbyt pewnym głosem. – Chciałam zapytać, co z tym wszystkim. No wiesz, co z Venomem.
Zauważyłam, jak lekko się spiął, gdy odwieszał odzież na miejsce. Odchrząknął cicho i powolnie odwrócił się w moją stronę. Zasznurował usta, wzruszając ramionami jak gdyby nigdy nic, po czym ruszył do kuchni.
– Nic. Załatwię to. – odparł, co jednak mnie nie przekonało.
– Nate... – zaczęłam ostrzegawczo. Brunet westchnął, stając w miejscu. Przetarł swoje już i tak sterczące na wszystkie strony włosy, po czym odwrócił się w moja stronę. Mimo że spał tyle czasu, jego twarz nadal pozostała zmęczona, albo tak po prostu mi się wydawało. Popatrzył na mnie poważnie, kiedy ja założyłam ręce na piersi, oczekując wyjaśnień.
– Możesz być pewna, że taka sytuacja się nie powtórzy. Nikt cię już nie skrzywdzi. – odparł i choć te słowa, wypowiedziane jego głosem, roztapiały mi serce, nadal nie byłam przekonana.
– Skąd możesz mieć taką pewność? Nate, sam możesz mieć problemy. Lepiej nie zaczynać z takimi ludźmi, jak on. Trzeba cos zrobić, bo... – zaczęłam się plątać, gdy nagle podszedł do mnie, spoglądając na mnie z góry czarnymi oczami. – Nie chcę, żebyś zgodził się na Walki Śmierci.
– I nie zgodzę.
– Ale wtedy on. .. – zaczęłam, jednak znowu nie dał mi skończyć.
– Nic mi nie zrobi. Tobie też. – przerwał mi. – Znam go trochę i znam niektórych ludzi. Załatwię to wszystko, nie musisz się martwić. Dzisiejszy przypadek był jednorazowy i obiecuję, że to się nie powtórzy. Wszystko będzie dobrze.
– Ale...
– Ufasz mi?
Spojrzałam na niego zdziwiona. Mimo charakterystycznego, zadziornego uśmieszku, który wrócił na swoje miejsce, jego wzrok był w pełni poważny. Patrzył na mnie z góry tymi czarnymi jak nocne niebo ślepiami. Parsknęłam śmiechem na jego pytanie, myśląc, że żartował, ale brunet pozostał w pełni poważny. Od razu zamilkłam, przełykając ślinę. Cholera. Czy mu ufałam? Odpowiedź była prosta. Bezgranicznie. Mimo naszej przeszłości i wszystkiego, co złe w naszej historii. Ufałam mu bezgranicznie i powierzyłabym mu własne życie.
– Dobrze wiesz, że tak. – odparłam poważnie, powodując tym samym powiększenie się tego cwanego uśmiechu. Skinął głową, delikatnie nachylając się w moją stronę i wkładając przy tym dłonie do kieszeni spodni.
– Więc zaufaj w to, że wszystko będzie dobrze, a ja to załatwię. – rzucił, po czym w akompaniamencie mojego warknięcia, odwrócił się, idąc w stronę kuchni.
– Nate. – jęknęłam. Nie chciałam tego tak zostawiać. Znałam go już trochę i wiedziałam do czego był zdolny. I ufałam mu. Wiedziałam, że jeśli tak powiedział, to naprawdę będę bezpieczna, ale bałam się, czy to działało też w jego przypadku. Venom był niebezpiecznym człowiekiem i nie chciało mi się wierzyć, że tak łatwo odpuści.
– Chcesz coś do jedzenia? – zmienił temat, na co wzniosłam oczu ku niebu, bo był czasem tak cholernie irytujący. Pokręciłam głową, obiecując sobie, że jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
– Nie. Muszę zwijać się do domu. – odparłam, gdy otwierał lodówkę. Spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
– Myślałem, że zostajesz na noc. – mruknął, jak gdyby nigdy nic, na co wytrzeszczyłam oczu, doznając wewnętrznego szoku.
Co.
– Że zostaję na noc? – powtórzyłam zdezorientowana, nie za bardzo wiedząc, czy to wszystko naprawdę się działo. Nate za to nie podzielał mojego zdziwienia, bo wzruszył jak gdyby nigdy nic ramionami, obserwując wnętrze swojej lodówki.
– A nie?
– A tak? – odbiłam pałeczkę. Nie miałam w planach zostawać u niego na noc, a szczególnie nie po tym. Myślałam, że po naszej rozmowie, gdzie wyznał prawdę o wszystkim, chłopak nie będzie skory do widzenia się ze mną, a on nagle oświadcza, że mogę mam zostać na noc. On był naprawdę dziwny.
Nie za bardzo wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Z jednej strony chciałam zostać tu, gdzie on i być blisko, ale z drugiej musiałam wracać. Była niedziela wieczór, nie miałam przygotowanego nic do szkoły, a poza tym, to mogło być z lekka dziwne. Schowałam telefon do kieszeni, kręcąc głową, gdy on z westchnięciem zamknął lodówkę i spojrzał na mnie ze swoją neutralną miną. Po Sheyu z naszej rozmowy nie było już śladu. Teraz był taki, jak zawsze. Zaczepny, chamski i ironiczny. I chociaż koch-uwielbiałam, jak pokazywał swoją uczuciową stronę, to tego Sheya też lubiłam. Mojego Sheya.
– Nie mogę. – pokręciłam głową. – Mam jutro szkołę i nie mam żadnych rzeczy.
– Co za problem? – zapytał, marszcząc twarz. – Dam ci zaraz jakieś ubrania, a najwyżej rano podwiozę cię do domu. Nie ma sensu, żebyś teraz wracała.
– Muszę jeszcze odrobić matmę i się pouczyć. – jęknęłam, jednak jego postawa coraz bardziej mnie przekonywała. Chciałam zostać...
– Clark, powiedzmy coś sobie szczerze. – zaczął. – I tak się dziś nie pouczysz i jej nie odrobisz. Na jedno wychodzi. – prychnął, opierając się tyłem o jeden z blatów. Przewróciłam oczami, gdy nagle do mojej głowy wpadła jedna myśl. Spojrzałam na niego, rozszerzając coraz bardziej oczy, na co czujnie zmarszczył brwi, zakładając ręce na piersi. – Zaczęłaś myśleć, a to źle wróży.
– Ja przynajmniej to robię. – sarknęłam, ale zaraz wróciłam do swojej wcześniejszej postawy. – Albooo mogę też pokazać ci zdjęcia zadań, jakie mi zadali i ty ze swoim wielkim, matematycznym umysłem rozwiążesz je w pięć minut! – klasnęłam radośnie dłońmi, posyłając mu zachęcający uśmiech, od którego rozbolały mnie policzki. W tym samym czasie on przewrócił oczami odbijając się od mebla i kręcąc głową. – Nate, proszę! Wtedy będę mogła na luzie zostać, a ty je zrobisz dziesięć razy szybciej, niż ja!
– Ty egzaminów nie zdasz. – westchnął, na co teraz ja przewróciłam oczami.
– O moje egzaminy się nie martw. Tam jest chyba pięć zadań. Proszę. – złączyłam dłonie w błagalny sposób. Patrzyłam na niego prosząco, a kiedy westchnął, odchylając głowę, uśmiechnęłam się z zadowoleniem, bo wygrałam. – Dziękuję!
– Pamiętasz, w czym przyjmuję podziękowania? – zapytał, nawiązując tym samym do naszej rozmowy przed szkołą, gdzie powiedział, że podziękowania przyjmuje w dolarach, naturze lub kluczykach do sportowych aut. Pokręciłam głową, chociaż mały uśmiech wykwitł na moich wargach.
– Idę zadzwonić do mamy. – mruknęłam, a następnie przeszłam do jego sypialni, wybierając w międzyczasie numer mojej matki. Przyłożyłam urządzenie do ucha, rozglądając się po pokoju.
– No co tam? – zapytała, gdy tylko odebrała. Oblizałam spierzchnięte wargi, zastanawiając się, jak ubrać to w słowa bez zbędnej afery. Sytuacja nadal była świeża. – Przyjechać po ciebie?
– Hej, słuchaj mamo. Bo ja jednak zostaję na noc u Nate'a. – wyrzuciłam szybko z siebie, a kiedy nie dostałam żaden odpowiedzi, kontynuowałam. – Nie opłaca mi się teraz wracać do domu. Rano wrócę wcześniej. Lekcje już mam, a Nate pomoże mi jeszcze z matmą.
– No nie wiem czy to dobry pomysł... – mruknęła po chwili.
– Znasz mnie. Wszystko będzie okej, a po prostu będzie mi tak wygodniej.
– Może lepiej wróć do domu.
– Mamo... – jęknęłam, bo nie chciałam wszczynać kłótni po świeżo rozwiązanej sprawie. Tak, miałam osiemnaście lat, a nadal tłumaczyłam się mamie.
– No cóż, twoja decyzja. Ja jestem dobrą matką i staram się rozumieć swoją córkę. – mruknęłam, jakby sama do siebie, powodując tym mój uśmiech. Jeszcze chwilę z nią porozmawiałam, zapewniając, że będzie dobrze, po czym rozłączyłam się, zadowolona z przebiegu rozmowy.
Przeczesałam swoje włosy i już miałam wychodzić, gdy nagle spojrzałam na czarny materiał, leżący na fotelu obok. Chwyciłam grubą bluzę z kapturem z wyszytą czerwoną czaszką po lewej stronie, która była naprawdę ładna. Mimochodem spojrzałam na metkę, wytrzeszczając oczy na nazwisko Alexandra McQueena, którego bluzy chodziły średnio po cztery stówy. Od zawsze wiedziałam, że Nate ubierał się cholernie dobrze. Miał ten swój styl, na który składały się tylko i wyłącznie czarne spodnie oraz różnego rodzaju, wkładane bluzy lub t-shirty ze świetnymi napisami. Kiedyś chodził w skórzanych kurtkach, ale ostatnio częściej widziałam go w jeansowych. Nie sądziłam jednak, że kupował ubrania, gdzie jedna sztuka była droższa, niż jedna czwarta mojej szafy.
Zagryzłam wargę, po czym szybko przeciągnęłam przez głowę swoją zieloną bluzę. Zostałam w samym staniku, więc szybko założyłam ciemny materiał. Bluza sama w sobie była duża, więc na mnie delikatnie wisiała, co jak najbardziej mi odpowiadało. I do tego pachniała nim. Pozostawiając włosy za kołnierzem, otworzyłam drzwi i weszłam z powrotem do salonu, w którym Nate stał przed komodą, szukając czegoś w szufladzie. Spojrzał na mnie z opóźnionym refleksem, gdy zdał sobie sprawę, co mam na sobie. Uniosłam głowę, przybierając wyraz twarzy jak pseudo modelka, a następnie rozłożyłam ręce.
– Czekam na oklaski, przez to, jak cudownie w tym wyglądam. – powiedziałam wyniośle, na co parsknął, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami.
– Ty masz jakiś fetysz na za duże bluzy? – zapytał, powracając do przeglądania szuflady.
– Nie, ale mam na sobie coś, za co trzeba było zapłacić więcej, niż za mojego brata na targu niewolników i uwielbiam to. – odpowiedziałam, co skwitował śmiechem, kręcąc przy tym głową.
Przeciągnęłam się, zaciągając rękawy ciepłej bluzy, która sięgała mi do połowy uda. Ruszyłam w stronę lodówki, ale kiedy ją otworzyłam, nie byłam zbytnio pocieszona, bo albo nie był przez ostatni miesiąc na zakupach, albo jest sporym żarłokiem. Nie było w niej niczego ciekawego, więc otworzyłam drugie drzwiczki od zamrażarki. Otworzyłam pierwszą szufladę, a kiedy zobaczyłam jej zawartość, stanęłam jak wryta. Moje oczy zapewne wyglądały jak dwa spodki. Dobrą chwilę zajęło mi przeanalizowanie tego, a kiedy to zrobiłam, siłowałam się z powstrzymaniem uśmiechu, jaki stale cisnął mi się na usta. Zacisnęłam usta w wąską linię, aby nie wybuchnąć, po czym wyciągnęłam jedno z pudełek i weszłam do salonu, który i tak połączony był z kuchnią. Stanęłam przed Nate'em, który nadal czegoś szukał.
– Kurwa, poważnie? – zapytałam, na co uniósł wzrok, spoglądając na przedmiot w mojej dłoni. – Dwanaście opakowań mrożonej lasagne?
Przewrócił oczami, również hamując uśmiech.
– Masz fetysz na lasagne? – zironizowałam go, więc uniósł tylko środkowy palec, powracając do grzebania w szufladzie.
– Była promocja.
– Och, nie wątpię! – zawołałam, gdy wracałam do kuchni. Wyciągnęłam jeszcze jedną paczkę i zamknęłam drzwiczki. Rzuciłam jedna porcję na blat, a w drugiej zaczęłam czytać etykietę.
Rozejrzałam się po jego nowoczesnej kuchni, która bardzo pasowała do całości. Ogólnie, jak na tak starą kamienicę, jego mieszkanie było urządzone w lekko nowoczesnym stylu. Białe, nagie ściany, jasne podłogi, ale drewniane meble. Wzrokiem wyszukałam piekarnika, który razem z mikrofalówką wbudowany był w wystającą ściankę. Otworzyłam dwa pudełka lasagne, starając się ogarnąć urządzenie.
– Zostaw to, bo nas wysadzisz. – usłyszałam za sobą ociekający sarkazmem głos, więc przewróciłam oczami, odwracając się w jego stronę.
– Ten piekarnik jest elektryczny, nie gazowy. – przypomniałam mu, na co skinął głową, obdarzając mnie sztucznym uśmiechem.
– Wiem. – skinął głową. – Jednak z twoimi umiejętnościami to bardzo możliwe.
– Kutas! – zawołałam, kiedy podszedł do mnie i zabrał mi lasagne, przy okazji trącając ramieniem i powodując moje westchnięcie irytacji.
– Dla ciebie zawsze. – mruknął, wciskając coś w piekarniku. – Włącz Netflixa.
– Mm, masz Netflixa. Jak banalnie. – drażniłam się, ruszając w stronę salonu. Potrzebowałam tego i takiej atmosfery, aby wyluzować i wyrzucić z głowy wspomnienie zdarzenia sprzed kilku godzin, które stale tam siedziało. – Czyli już wiem, na co wyrywasz dziewczyny. Lasagne i wspólne oglądanie Riverdale. – na moją wypowiedź tylko głośno parsknął. Chwyciłam pilot, włączając plazmę.
– Tak, dokładnie, ale czy wspomniałem, że jesz w piwnicy? – zapytał, jak gdyby nigdy nic, na co tylko przewróciłam oczami i uruchomiłam Netflixa. Na ekranie telewizora standardowo pojawiły się cztery okienka z profilami, które oprócz Nate'a, należały również do Matta, Luke'a i Aidena. Wybrałam profil Sheya, po czym zaczęłam przeglądając seriale. Zauważyłam, że w zaczętych miał takie pozycje, jak Breaking Bad, Narcos, Peaky Blinders czy Stranger Things. Musiałam przyznać, że miał serio dobry gust.
Nate wyszedł z kuchni chwilę później.
– Wstawiłeś? – zapytałam, na co skinął, podciągając rękawy siwej bluzy. – Najlepiej wydane sześć dolarów w życiu, co?
– Po promocji cztery. – poprawił mnie, zaczepnie unosząc brwi, na co rozchyliłam szerzej powieki.
– Geniusz biznesu.
– Przynajmniej używam mózgu. – chłopak uśmiechnął się w serdecznie sztuczny sposób, na co również to zrobiłam, marszcząc przy tym nos.
– Gdybym miała spisać listę rzeczy, które zrobiłeś jak ostatni bezmózg, bezmózgu, to zajęłoby mi to ze trzysta stron. – wytknęłam mu, co przyjął z udawanym rozbawieniem.
– Dać ci szklankę, żebyś rzuciła? – od razu spoważniałam, mrużąc oczy. Rzuciłam mu ostre spojrzenie, na co wyszczerzył się w tym swoim irytującym uśmieszku jeszcze bardziej.
– Zdarzyło mi się to raptem dwa razy, a ten od razu musi wypominać. – burknęłam pod nosem, powracając wzrokiem do ekranu plazmy.
– Co wybrałaś? – zapytał, po czym spojrzał na telewizor, marszcząc twarz. – Big Mouth? Serio?
– Oczywiście. – odparłam i mimo że obejrzałam już każdy odcinek pierwszego sezonu, mogłam je oglądać w nieskończoność. – Masz coś do tego? – zapytałam bojowo, zakładając ręce na piersi i patrząc na niego z hardo uniesioną głową. Zacisnął wargi, aby nie roześmiać się na mój widok i pokręcił głową.
– Nie śmiałbym.
Dziesięć minut później, parująca lasagne wylądowała na naszych talerzach, kiedy siedzieliśmy na skórzanej kanapie, oglądając od początku kreskówkę. Skrzyżowałam nogi, kiedy chłopak podał mi naczynie z jedzeniem, a sam wrócił jeszcze do lodówki. Wyciągnął z niej dwa piwa i wskazał na mnie z pytającą miną, więc pokiwałam głową, wbijając widelec w ciągnący się ser. Brunet siadł zaraz obok mnie, podczas gdy ja spróbowałam tej jego świętości.
– Gorące. – wysapałam, wachlując usta, na co posłał mi spojrzenie w stylu „no-co-ty".
– Może dlatego, że właśnie wyciągnąłem ją z piekarnika? – zironizował, co skomentowałam jedynie przewróceniem oczu. Zaczęłam jeść, uprzednio czekając, aż trochę wystygnie i musiałam przyznać jedną rzecz.
– Ej, to jest serio dobre. – powiedziałam całkowicie poważnie, kiedy otwierał nasze piwa. Uśmiechnął się z uznaniem, kiwając głową.
– A ty się śmiałaś, że mam dwanaście pudełek w zapasie.
– Bo to obsesja. – wytknęłam. Upiłam łyk piwa, które mi podał, a później sam zaczął jeść.
I wtedy naprawdę poczułam się dobrze. Siedziałam w towarzystwie zajebistego chłopaka, jedząc, pijąc piwo i po prostu spędzając dobrze czas, gadając o serialu. Tak, może i po tym wszystkim to nie był najlepszy moment, ale właśnie wtedy uznałam, że tego potrzebowałam. Oboje potrzebowaliśmy. Chwili normalności i oderwania się od tego gówna, w jakim siedzieliśmy. Już nie myślałam o zdarzeniu po sparingu, które cały czas zajmowało mi głowę, o sytuacji z ojcem czy o innych złych rzeczach. I może trwać miało to tylko przez tamten wieczór. Nie dbałam o to. W końcu było dobrze i chciałam, aby trwało to jak najdłużej.
Po czterech odcinkach Big Mouth, dwóch piwach i górze lasagne, na którą już nie mogłam patrzeć, zdecydowaliśmy się zmienić serial. Przerzucałam kolejne propozycje, aż musiałam zatrzymać się na jednej, której widok lekko mnie zszokował, ale wiedziałam, ze musimy to obejrzeć. Z poważną miną spojrzałam z góry na Nate'a, który lekko zsunął się na kanapie, w jednej dłoni trzymając piwo. Swoje długie nogi wyciągnął na podłodze przed sobą, a sam opierał się plecami o oparcie z kapturem zarzuconym na głowę. Kiedy przez dłuższy czas nic nie mówiłam, spojrzał znudzony na ekran, a następnie wytrzeszczył oczy, patrząc na moją propozycję.
– Błagam. – zaczęłam, nim jeszcze w ogóle zdążył się odezwać. – Musimy to obejrzeć. – coraz trudniej było utrzymać mi powagę, kiedy on kręcił stanowczo głowo.
– Nie ma, kurwa, takiej opcji, rozumiesz? – powiedział poważnie, wyciągając pustą dłoń. – Oddawaj pilota.
– Nate, błagam. To ikona kultury!
– Jakim cudem Pięćdziesiąt Twarzy Greya to ikona kultury? – zawołał, tocząc ze mną walkę na wzrok. – Bo jakoś nie rozumiem.
Parsknęłam śmiechem i nim się obejrzał, szybko uruchomiłam film. Kiedy chciał mi wyrwać pilot, szybko schowałam go za plecy, kręcąc głową. Odsunęłam się na bezpieczną odległość, zagryzając dolną wargę, aby pohamować uśmiech. Oglądałam ten film kilka razy, głównie przez Chrisa i Mię. We trójkę nie znosiliśmy tego dzieła, ale Adams był zakochany w Jamiem Dornanie, i w sumie się nie dziwiłam. Jednak wiedziałam, że muszę obejrzeć to z Sheyem, bo uwielbiałam go drażnić. Popatrzył na mnie groźnie, odstawiając piwo na stolik przed sobą.
– Pilot. – burknął tylko, a do naszych uszu dotarła znajoma piosenka, promująca film.
– Nie. – odparłam.
– Bo wstanę. – kiedy wypowiedział te słowa tak niskim i zachrypniętym głosem, poczułam, jak zasycha mi w gardle. Cholera, dlaczego on musiał tak zawsze na mnie działać? W ciszy toczyliśmy wojnę na spojrzenia, a ja wiedziałam, że nie mogę dać mu wygrać, więc niewiele myśląc, odchyliłam przód bluzy i wrzuciłam za nią pilota, przyciskając go do piersi. Uniósł brew na moje poczynania, które niezbyt go przekonały. – Wiesz, że zawsze mogę go stamtąd wyciągnąć, zdajesz sobie z tego sprawę?
– To cię oskarżę o molestowanie. – odparłam bojowo, powodując tym samym jego męczeński jęk na moją postawę. Z zadowoleniem spojrzałam na ekran telewizora, który przedstawiał Anę i Kate w ich mieszkaniu. Potem spojrzałam na zdenerwowanego Sheya, który wypalał dziury w telewizorze i wiedziałam, że to będą wspaniałe dwie godziny.
Cóż, nie myliłam się.
– Jakim, kurwa, cudem ten typ mówi jej jak ma się zabezpieczać? Boże Święty, dlaczego oglądamy film dla ułomnych? – warknął z irytacją po kilkudziesięciu minutach, powodując tym samym kolejną salwę śmiechu z mojej strony. Wydawało mi się, że z każdą kolejną sceną, nienawidził tego filmu coraz bardziej. Spojrzałam na jego zasępioną minę z góry, uświadamiając sobie, że znalazłam nowe ulubione zajęcie.
– Jezu, uwielbiam to. – mruknęłam sama do siebie, ale tak, aby usłyszał. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, na co tylko wzruszyłam ramionami, sięgając po paczkę miętowych gum, które leżały przed nami na stoliku. Wyciągnęłam dwie i wrzuciłam sobie do ust, odrzucając opakowanie. – Ty byś tak nie postąpił? – zapytałam, ale wiedząc jego pytające spojrzenie, szybko dodałam. – No wiesz, nie mówiłbyś dziewczynie, jaką metodę zabezpieczania ma wybrać?
Westchnął, kręcąc głową.
– Nie za bardzo mam prawo, aby to robić. Teoretycznie to nikt nie ma. – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic, a moje uwielbienie do jego osoby rosło coraz bardziej. Znudzonym wzrokiem spoglądał na film, który znów przedstawiał jakąś nudną scenę. – To jej ciało i wiadomo, jaki jest seks z prezerwatywą, ale jeśli nie chce faszerować się jakimiś tabletkami, to żaden facet nie ma prawa kazać tego robić. A tym bardziej wstrzykiwać dożylnie jakieś gówno. – dodał z niesmakiem, wskazując na ekran.
Patrzyłam na niego w ciszy z delikatnym uśmiechem, podczas gdy on setny raz wywracał oczyma na kwestie Christiana. I wtedy znów zobaczyłam, jak wartościowym człowiekiem był. Jasne, nie był święty, swoje za uszami miał, ale w takich chwilach widziałam w nim kogoś bardziej wartościowego, niż w ludziach, których znałam. Nie mówiąc już, że był mniej więcej o jeden poziom ewolucyjny wyżej, niż faceci w mojej szkole. Zagryzłam dolną wargę, kręcąc głową.
– Wow. – powiedziałam z uznaniem, chociaż lekko ironiczny uśmieszek nie spełzł z moich warg. – Mów to na pierwszej randce, a każda będzie twoja.
Skwitował moje słowa jedynie parsknięciem, odsłaniając równe i białe zęby. Uparł głowę na oparciu kanapy, a następnie przekręcił ją w moją stronę, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Obserwowałam z uniesionymi brwiami jego znudzoną, ale lekko rozbawioną minę, gdy tak zjechał mnie tym elektryzującym wzrokiem.
– A ty jesteś? – zapytał zachrypniętym głosem. Westchnęłam, zasznurowując usta z niewzruszoną miną.
– Musisz postarać się bardziej. – szepnęłam, uśmiechając się sztucznie.
– Brzmi, jak wyzwanie.
– Chyba przegrałeś na starcie.
– Nie byłbym tego taki pewny. – odparł z tą typową dla siebie wyższością i teraz to on posłał mi sztuczny uśmiech, odbijając pałeczkę. Prychnęłam pod nosem, kręcąc z politowaniem głową. – O mój Boże, tak. Mów jej, że byś ją rżnął, a potem zabroń spotykać się ze znajomymi i ukarz ją, bo przewróciła oczami. To takie romantyczne.
Przysięgam, że nigdy w życiu nie miałam lepszej zabawy.
Po kolejnych piętnastu minutach jego wyklinania, postanowiłam się zlitować i wyłączyć te męki. Chłopak zaczął przeglądać seriale, podczas gdy ja udałam się do łazienki za potrzebą. Gdy już wykonałam czynność fizjologiczną, podeszłam do umywalki, aby umyć dłonie. Uniosłam wzrok na swoje odbicie, krzywiąc się. Cholera, wiedziałam, że za dobrze nie było, ale nie, że aż tak. Nieco się podłamałam, ponieważ całkowicie zapomniałam o tym, że nie miałam makijażu, przez co od razu wyglądałam gorzej. Zakręciłam kurek i przytknęłam mokre dłonie do rozgrzanych policzków, uśmiechając się sama do siebie. Dla takiego wieczoru warto było przeżyć wszystko.
Nagle wszystkie światła zgasły, powodując tym samym nagłą ciemność. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się, jednak i tak nie mogłam nic zobaczyć. Na ślepo dostałam się do drzwi i przekręciłam w nich zamek, po czym wróciłam do salonu, w którym również nie paliły się żadne światła. Całe mieszkanie spowił mrok, w którym widoczność ograniczała się do minimum.
– Nate? – zapytałam w przestrzeń.
– Cholera. – zaklął gdzieś niedaleko mnie, na co odetchnęłam z ulgą, bo tamtego dnia byłam naprawdę rozstrojona emocjonalnie i takie rzeczy nie bawiły mnie ani trochę. Usłyszałam jego kroki, a następnie głośne westchnięcie. – W kamienicy naprzeciw też nic się nie świeci. Wygląda na to, że cała okolica nie ma prądu. Pewnie jakaś awaria.
– Albo zacznijcie w końcu płacić rachunki. – zażartowałam mimochodem, zakładając ręce na piersi. Byłam pewna, że właśnie teraz posyłał mi ten swój chamski uśmieszek.
– Ale ci się ostatnio humor wyostrzył.
– Co nie? – przytaknęłam mu ochoczo, ignorując całkowicie fakt, że była to tylko sarkastyczna odzywka. – Też się cieszę.
Podeszłam do kanapy, na której na ślepo odnalazłam swój telefon. Szybko włączyłam latarkę, oświetlając pomieszczenie i Sheya, który stał obok okna. Skrzywił się na światło, odwracając głowę. Podeszłam do stołu obok i oparłam się o niego tyłem, spoglądając na chłopaka. Westchnęłam ciężko.
– Co teraz? – zapytałam, patrząc na niego. Wzruszył ramionami, po czym włożył ręce do kieszeni spodni, opierając się plecami o ścianę. Odchylił głowę, przymykając powieki.
– Teraz poczekamy, aż włączą prąd. – odparł, jak gdyby nigdy nic. Zdusiłam w sobie chęć jęknięcia, więc pokiwałam głową, rozglądając się po pomieszczeniu. Zapanowała między nami chwilowa cisza, której nie potrafiłam znieść. Chciałam z nim rozmawiać. – To nie wiem, może w coś zagramy.
– Niby w co? – zapytał, nawet nie otwierając oczu. Zastanawiałam się krótką chwilę, bo opcji nie było za wiele.
– Prawda czy prawda. – odpowiedziałam pewnie. Zmarszczył brwi i otworzył oczy, patrząc na mnie z grymasem na twarzy.
– A to nie było prawda czy wyzwanie?
– Wysilam się tutaj, wic się nie wymądrzaj, okej? – burknęłam, więc tylko uniósł ręce w obronnym geście, uśmiechając się głupkowato pod nosem.
– I to ja niby jestem banalny z Netflixem. – mruknął niby pod nosem, ale tak, abym usłyszała. Idiota. – W porządku, możemy zagrać. Panie mają pierwszeństwo, więc...
– Więc zacznij. – dokończyłam za niego z pięknym uśmiechem, kiwając głową. Spojrzał na mnie spod byka tym swoim grobowym wzrokiem, więc tylko przewróciłam oczami. – Boże, wyluzuj i nie patrz już na mnie, jak Cruella De Mon na szczeniaki. – wymamrotałam.
I wtedy zdałam sobie sprawę, że naprawdę miałam okazję, aby go trochę poznać. Fakt, znaliśmy się od prawie roku i wiedzieliśmy o sobie wiele, ale w tych poważniejszych sprawach. Mieliśmy wiele ciężkich rozmów o swojej przeszłości i tego typu rzeczach, iż zapomniałam, że tak naprawdę nie wiedziałam najbanalniejszych faktów, które chciałam znać. Bo chciałam. Chciałam, znów rozmawiać z nim o pierdołach, tak jak na wakacje i poznawać go w ten najprostszy, a zarazem najlepszy sposób. Zastanowiłam się chwilę nad swoim pytaniem.
– Dobra, w porządku. – zaczęłam. – Twój ulubiony kolor? – walnęłam banalnie, na co zmarszczył w grymasie twarz. – No co? Chcę wiedzieć.
– Eh, zielono-brązowy. – odpowiedział po chwili namysłu. Rozchyliłam powieki, patrząc na niego jak na idiotę.
– Zielono-brązowy? – powtórzyłam, aby mieć pewność. – Wiesz, większość ludzi odpowiada, że czerwony albo czarny.
– Lubię być oryginalny. – oczywiście. – Ulubiona bajka z dzieciństwa?
– Ryczę jak głupia na Królu Lwie, więc pewnie ta, chociaż mam tez sentyment do Zakochanego Kundla. – odparłam szczerze, wgapiając się w szafkę naprzeciw. Znów myślałam na pytaniem, gdy nagle mój umysł rozjaśnił się, a ja spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem. – Dobra, a teraz chwal się, gdzie masz przypalenie po pierwszej fajce. – rzuciłam ze śmiechem, na co przymknął powieki, mrucząc ciche „o mój Boże".
Culver City miało wiele tradycji, ale bezapelacyjnie jedną z największych była słynna „pamiątka" po pierwszym papierosie. Kiedy w całości pierwszy raz wypaliło się całą fajkę, zwyczajem było, aby zgasić ją na wybranej części ciała. Nie miałam pojęcia, jak daleko to sięgało, ale nawet moja mama posiadała małą bliznę na lewej ręce. Byłam ciekawa, czy Nate też ją miał, ale po jego rekcji, byłam pewna, że tak. Westchnął cicho, po czym podwinął rękaw bluzy, ukazując swoje przedramię. Wskazał palcem na miejsce obok łokcia.
– Siódma klasa za szkołą. – odparł, znów zaciągając rękaw. – A ty?
Oparłam telefon o koszyk z jabłkami, a następnie podwinęłam bluzę, pokazując kawałek swojej miednicy, na której widniała jasna, okrągła blizna. Zaśmiałam się na ten widok, przypominając sobie swojego pierwszego papierosa z Mią i Chrisem.
– Również siódma klasa za blokami na osiedlu u Mii. Wtedy jeszcze tam mieszkała. – zaśmiałam się, puszczając bluzę. – Miałam niezły przypał u rodziców, gdy się dowiedzieli.
– Kochana córeczka się demoralizuje. – wypowiedział ostentacyjnie, cmokając. – nieładnie.
– Teraz twoje pytanie. – od razu zmieniłam temat, bo nie chciałam tego poruszać. Nate chwilę się zamyślił, rozglądając po salonie. Patrzyłam na niego z zadowoleniem, bo podobała mi się ta gra. Mogliśmy się czegoś o sobie dowiedzieć i było naprawdę miło.
Kiwnął głową, znów się wygodniej opierając.
– Ulubione wspomnienie z dzieciństwa?
Zmarszczyłam brwi, ponieważ takiego pytania się nie spodziewałam. Uniosłam wzrok na ścianę naprzeciw, zastanawiając się nad tym dłużej, gdy nagle do mojej głowy wpadło pewne wspomnienie za czasów, kiedy byłam małą dziewczynką. Niespodziewanie, przyjemne ciepło rozlało się po moim wnętrzu, ponieważ tak długo o tym nie myślałam. Uśmiechnęłam się delikatnie, jednak nic nie mogłam poradzić na uścisk w żołądku.
– To było dawno temu. – zaczęłam po chwili dziwnie zdławionym głosem. Uparcie wpatrywałam się w ścianę, chociaż wiedziałam, że chłopak bacznie mi się przyglądał. – Na nasze siódme urodziny, tato kupił mi teleskop. Wtedy nie miałam pojęcia, do czego to służyło i niezbyt mnie to zadowoliło. Zauważył to, ale wtedy nic nie powiedział. Nie widziałam sensu tego prezentu. – wyszeptałam z coraz większą gulą w gardle, bo te wspomnienia niczym bumerang odbijały się w mojej głowie. – Tej samej nocy przyszedł do mnie, kiedy mama i Theo już spali. Kazał mi owinąć się kocem i zabrać ze sobą jego prezent, więc wzięłam go pod pachę, o mało się nie wywracając, bo był dwa razy większy ode mnie.
Zaśmiałam się cicho, zaciągając nosem. To było tak dawno temu...
– Prosił, abym nic nie mówiła, więc w kompletnej ciszy jechaliśmy samochodem. W końcu zatrzymaliśmy się na jednej polanie za miastem. Dookoła był tylko las i ciemność. Patrzyłam z zaciekawieniem, jak rozstawia teleskop z wielkim skupieniem, chociaż nie miałam pojęcia, po co to robi. A potem kazał mi usiąść na trawie obok siebie, odetchnąć głęboko i spojrzeć na niebo. Zrobiłam to i przysięgam, że był to jeden z najwspanialszych widoków w całym moim życiu. – wyszeptałam szczerze, czując coraz większy uścisk w klatce piersiowej. – I to nie tak, że nie patrzyłam na gwiazdy już wcześniej, bo patrzyłam, ale nigdy nie w ten sposób. Dopiero wtedy zauważyłam to piękno kryjące się w nich. Były niesamowite. Przez dwadzieścia minut, w kompletnej ciszy z zadartą głową, siedziałam na trawie owinięta kocem i nie spuszczałam wzroku z tych miliardów świecących punktów, które wtedy były dla mnie najpiękniejszym widokiem w całym moim życiu.
A on był obok.
– I właśnie wtedy, mój ojciec wskazał na teleskop i powiedział: „Kupiłem ci go, bo chciałem, abyś mogła zobaczyć wszystko." Każdej następnej nocy wykradałam się z domu, aby je obserwować. Brałam ze sobą teleskop, a potem siedziałam godzinami i patrzyłam w niebo, wierząc w to, że obserwuję właśnie wszystko. Bo te cholerne gwiazdy naprawdę były moją definicją tego słowa. – moje słowa echem odbijały się w mojej głowie, napawając mnie uczuciem kompletnej pustki. To wszystko wydawało mi się takie odległe, niemal nierealne. Jakby nigdy się nie wydarzyło. – Kiedy nas zostawił, zniszczyłam ten teleskop kijem baseballowym. Nie zostało z niego absolutnie nic. I chociaż nadal kocham gwiazdy, od tamtej pory ani razu nie oglądałam ich przez żaden teleskop. Ponad cztery lata nie patrzyłam na nasze wszystko.
Po moich słowach nastała cisza. Wlepiałam pusty wzrok w ścianę, ale kiedy obraz zaczął mi się lekko rozmazywać, szybko zaciągnęłam nosem i pomrugałam, kręcąc głową. Nie wspominałam tego kilka dobrych lat. Odcięłam się od wszystkiego związanego z moim ojcem. Wzniosłam mur wokół siebie, który oddzielał mnie od takich rzeczy i było to dobre. Wtedy przynajmniej nie bolało. Odchrząknęłam, aby pozbyć się nieprzyjemnego uczucia z wnętrza mnie, po czym wymusiłam słaby uśmiech i przeniosłam spojrzenie na Nate'a, który patrzył na mnie niezidentyfikowanym wzrokiem, nadal się nie odzywając. Niczym posąg z marmuru, stał i spoglądał w moje oczy, a z jego twarzy nie można było nic wyczytać. Wzruszyłam ramionami, chwytając telefon z nadal włączoną latarką.
– To moje ulubione wspomnienie z dzieciństwa. – podsumowałam zachrypniętym tonem, a gula w gardle nadal nie chciała mnie opuścić. Było mi słabo. – Okej, możemy przestać grać, bo to nudne. Lepsze już byłyby scrabble, czy coś.
Uparcie starałam się zmienić temat. Nie chciałam, aby widział mnie w takim stanie, więc wyłączyłam latarkę, a ciemność ponownie spowiła całe mieszkanie. Zrobiło mi się cholernie przykro na to wspomnienie i naprawdę chciałam o tym zapomnieć. Ojciec to zakończony temat. Zostawił mnie i znalazł sobie nową rodzinę. Sam tak zdecydował.
Po kilku długich minutach ciężkiego milczenia, już miałam się odezwać i zmienić jakoś temat, o którym zapewne oboje myśleliśmy, gdy nagle poczułam ciepły oddech na swojej twarzy. Przełknęłam ślinę, nieruchomiejąc. Bezszelestnie znalazł się tuż naprzeciw mnie, powodując tym samym nagły przypływ gorąca w moim ciele. Ze zdenerwowaniem uniosłam powieki, patrząc na jego pogrążoną w ciemności twarz. Z niezidentyfikowanym wyrazem, obserwował mnie z góry, a ten widok powodował wiotczenie moich nóg. Zaciągnęłam się powietrzem, aby sobie jakoś pomóc, lecz zamiast tego tylko intensywniej poczułam jego zapach, przez co zakręciło mi się w głowie. Złapałam się kantu stołu, aby nie upaść, podczas gdy on nadal z tajemniczym blaskiem w oku, samym spojrzeniem powodował mój wewnętrzny krzyk. Jednak jego wzrok nadal pozostał poważny.
– Twój ojciec jest jednym z największych głupców, jakich poznałem. – odezwał się w końcu niskim tonem. Straciłam zdolność oddychania, przysięgam. – I nie dlatego, że tak zachował się w sprawie mojej siostry. Nie. Jest wielkim idiotą, bo przez własną głupotę stracił kogoś cholernie wartościowego.
W szoku patrzyłam na jego twarz. Moje nogi były jak z waty, a serce biło mi w zastraszająco szybkim tempie. Nie wiedziałam, czy mówił to zupełni w poważnie, jednak jego mina to potwierdzała. Przełknęłam ślinę, aby zwilżyć jakoś suche gardło. Nie potrafiłam oderwać oczy od jego błyszczących, czarnych tęczówek, które tak cholernie wielbiłam. Był niesamowity w całej okazałości. Rysy jego twarzy, spojrzenie, dusza. Wszystko. I może byłam wtedy żałosna, ale takie słowa wypowiedziane przez niego, sprawiły, iż naprawdę się tak poczułam. Jak ktoś cholernie wartościowy. Uśmiechnęłam się delikatnie, posyłając mu ciepłe spojrzenie.
– Dziękuję. – wyszeptałam szczerze. I w tamtej chwili nie potrzebowałam więcej, ale dostałam więcej, To zawsze było więcej. – Jesteś... blisko. – wyszeptałam, gdy nagle poczułam, jak styka się ze mną swoim brzuchem. Starałam się zapanować nad drżeniem mojego głosu, bo nawet on mnie wtedy zdradzał. W ciemności jego twarz wyglądała jeszcze mroczniej i jeszcze bardziej majestatycznie. Był obłędny. Był cudowny i niesamowity. Był wszystkim.
To chore, jak szybko potrafił zapanować nad całym moim ciałem, które już nijak mnie nie słuchało. Nogi miałam jak z waty, mój żołądek wariował, dokładnie tak, jak mój urwany oddech i bicie serca. Przysięgam, że w tamtej chwili w mojej głowie zapanowała pustka. Drżące dłonie coraz mocniej zaciskały się na stole, a atmosfera z każdą sekundą gęstniała. Obserwowałam jego tors, nie mogąc spojrzeć mu w oczy.
– Jestem? – zapytał, a ja w tamtym momencie po prostu umarłam. Jego bas był tak przyjemnie zachrypnięty, niski i zmysłowy, iż to pobudziło wszystkie moje zmysły. Czułam jego obecność dosłownie każdą komórką mojego zdradzieckiego ciała.
Dreszcz przeszył mój rdzeń, a w dole brzucha poczułam to znane mi ssanie.
Boże, przy nim chciałam grzeszyć.
– Nate... – powiedziałam ostrzegawczo, bo wiedziałam, jak to się skończy. Spojrzałam gdzieś w bok, tocząc w myślach wojnę. Zastanawiałam się, czy mam zacząć błagać, aby mnie dotknął, czy błagać, aby się odsunął. – To nie skończy się dobrze.
– Obiecałem ci w klubie, że ci to wynagrodzę. – powiedział. Uniosłam powieki, patrząc na niego spod ciemnych rzęs. Podniecało mnie to, jak nade mną górował, Jak wtedy wyglądał. Był w pełni poważny. Jego rysy twarzy wyostrzyły się przez zaciśniętą szczękę, a czarne, puste oczy wciągały mnie w tę dobrze znaną mi głębie.
Poczułam jego dłonie na swoich ramionach. Najpierw przesunął nimi w dość delikatny sposób, co i tak spowodowało, że musiałam głośniej odetchnąć. Drżałam na sam jego dotyk. Długie palce szybko zjechały na moje biodra. Bez większych problemów, podsadził mnie na blat stolika, na którym usiadłam. Westchnęłam, przejeżdżając językiem po spierzchniętych ustach. Powolnie, niemal boleśnie, zacisnął dłonie na moich udach, a następnie rozsunął je, stając pomiędzy nimi. Moje skostniałe palce już wbijały się w mebel. Serce waliło mi jak młotem, a ja sama byłam coraz bardziej podniecona, choć jeszcze nie zrobił niczego konkretnego.
Chciałam tego. Cholernie tego chciałam, więc kiedy zbliżył się do mojej twarzy, przyciskając swoje ciało do mojego, bez zastanowienia wpiłam się w jego zimne usta. Przylgnęłam do niego z całych sił, wplątując dłonie w jego włosy, podczas gdy on zacisnął w jeszcze mocniej swoje palce na moich biodrach. Nie musiałam długo czekać. On sam oddawał zachłanne pocałunki. Nawzajem pieściliśmy swoje wargi, szyję i szczękę, zostawiając na nich mokre ślady. Nawet nie wiem, w którym momencie zabrał mi moją miętową gumę. Moje podniecenie było coraz większe za każdym razem, gdy się o siebie ocieraliśmy. Jęknęłam gorąco w jego usta, gdy poczułam jego zimne dłonie na nagiej skórze swoich pleców. Wiedziałam, do czego to doprowadzi, ale chciałam więcej. I wciąż, i wciąż, i wciąż...
Oderwałam się od jego ust, głęboko oddychając. Przejechałam kciukiem po jego dolnej wardze, spoglądając w jego błyszczące oczy. Czułam każdy fragment jego umięśnionego ciała. Jak ja go uwielbiałam. Moje ciało go uwielbiało. Dusza. Boże Święty, był wszystkim.
– Chcę coś zrobić. – wyszeptałam zachrypniętym głosem, spoglądając na niego spod rzęs.
Zmarszczył brwi, ale nawet nie dałam dojść mu do słowa, gdy odepchnęłam go od siebie, po czym na miękkich nogach zeskoczyłam z blatu. Szybko złapałam za jego bluzę i odwróciłam nas, więc teraz to on opierał się o stół. Oblizałam spierzchnięte wargi, czując swoje szybko bijące serce już w gardle. Chryste, co ten chłopak ze mną wyprawiał. Ostatni raz wcisnęłam w jego usta mocny pocałunek, a moje dłonie zjechały do paska jego spodni.
I właśnie w tamtym momencie, pierwszy raz upadłam przed nim na kolana. Tak, zgrzeszyłam. Zgrzeszyłam wieloma uczynkami, ale grzeszenie jeszcze nigdy nie było tak dobre. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że będą takie dni, iż będę upadać przed nim co noc. Bo może i byłam niewierząca, ale przed nim klękałam z rozkoszą, prosząc o pokutę i błagając o rozgrzeszenie. Bo znalazłam swoją nową definicję wszystkiego.
A on nadal był piękny, idealny, niesamowity i cudowny... i tak bardzo trujący.
***
Jęknęłam cicho pod nosem, czując nieprzyjemne pulsowanie w czaszce. Przytknęłam dłoń do swoich oczu, przecierając je, a następnie powolnie je otworzyłam, jednak światło było za duże, więc ponownie je zamknęłam. Dopiero po trzeciej próbie mi się udało. Ze zdezorientowaniem rozejrzałam się po pokoju, który nie był moją sypialnią, ale kiedy mój wzrok padł na śpiącego chłopaka obok, zrozumienie rozjaśniło mój umysł.
Leżeliśmy na wielkim łóżku Nate'a. Spojrzałam na swój strój, na który składała się jedynie jego koszulka i moje majtki. Jęknęłam, przeczesując palcami swoje rozczochrane włosy. Nate spał na plecach, przez co widziałam jego pogrążoną w spokoju twarz. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok, a kiedy przypomniałam sobie wydarzenia z nocy poprzedniej, mój uśmiech powiększył się jeszcze bardziej. Cholera. Uniosłam się na łokciu, wzrokiem szukając swojego telefonu. Budzik jeszcze nie zadzwonił, więc musiało być gdzieś przed szóstą. W końcu zauważyłam telefon na szafce nocnej po stronie chłopaka. Delikatnie się uniosłam, po czym przełożyłam jedną z rąk przez jego ciało i oparłam ją na materacu. Nachyliłam się nad nim w stronę szafki tak, aby go nie zbudzić. Nacisnęłam guziczek iPhone'a, a kiedy mój wzrok padł na godzinę, zamarłam.
Kurwa.
– Ja pierdolę, Nate. – powiedziałam głośniej do chłopaka pode mną, a kiedy nie zobaczyłam żadnej reakcji, postawiłam na radykalne środki. – Nate, kurwa, wstawaj! – krzyknęłam, przez co automatycznie uniósł wzrok, wzdrygając się.
Nie miałam czasu na bycie miłą, więc szybko wyskoczyłam z łóżka, o mało nie zabijając się przez kołdrę. Zaczęłam się zbierać, panikując, bo było w pół do siódmej, a ja nie miałam absolutnie niczego gotowego. Szybko wciągnęłam na siebie spodnie, podczas gdy brunet przetarł oczy, patrząc na mnie zamglonym wzrokiem.
– Chryste, co się stało? – zapytał porannym, zachrypniętym głosem, kiedy ja miotałam się po pokoju. Czułam jego zdezorientowany wzrok na swoje osobie, co nie ułatwiało mi sprawy. Cholera!
– Zaspaliśmy, więc wstawaj, bo się nie wyrobię. – poinformowałam go, patrząc kątem oka, jak wzdycha z irytacją, po czym znów opada na materac, zakrywając oczy przedramieniem, aby odciąć się od światła. – I nie zrobiłeś mi matmy, więc jestem w czarnej dupie.
– Wiesz, wczoraj byłem zajęty czymś innym. – odparł niewzruszenie, powodując moje przewrócenie oczami, bo czasami go nie znosiłam. – I raczej to twoja wina.
– Zbieraj się, kutasie, bo jak się spóźnię przez ciebie na historię, to cię zabiję!
W zupełnej ciszy zebraliśmy się do wyjścia. Wyjechaliśmy spod jego kamienicy piętnaście minut później, a pod moim domem byliśmy po siódmej. Westchnęłam, kiedy zatrzymał się przed budynkiem. Przekręciłam głowę i popatrzyłam na jego profil. Nadal miałam na sobie jego bluzę i swoje jeansy, a ja sama zapewne wyglądałam jak siedem nieszczęść, podczas gdy on wyglądał jak grecki Bóg. Spojrzał na mnie kątem oka z neutralnym wyrazem twarzy, chociaż ten standardowy półuśmiech, który z wejścia wyrażał, że i tak był ponad wszystkich, tkwił na jego wargach. Po ostatniej nocy był dziwnie wzmożony.
– Kiedy doczekam się zwrotu bluzy? – zapytał nonszalancko, patrząc przez przednią szybę, podczas gdy ja wyskoczyłam z auta. Nim zamknęłam drzwi, nachyliłam się do środka, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Niebywale mocno chciałam zostać tam dłużej, ale wiedziałam, że nie mam czasu.
– Oczekuj go gdzieś między nigdy, a w żadnym wypadku. – odparłam z pięknym uśmiechem. Pokręcił głową, ale wiedziałam, że i tak nie był zły.
– Powodzenia w szkole, Clark.
Szybko mu zasalutowałam i zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym pognałam do domu w dziwnie dobrym nastroju. Odjechał, gdy weszłam tylnymi drzwiami przez kuchnię. W środku było pusto, co oznaczało, że mama musiała mieć na później do pracy, bo już dawno by się tam krzątała.
Jak najciszej weszłam po schodach do swojego pokoju. Wzięłam krótki prysznic, po którym włożyłam bieliznę i narzuciłam na siebie czarne jeansy oraz ponownie bluzę Sheya. Odetchnęłam, wiedząc, że nie miałam zbytnio czasu. Podeszłam do umywalki i zaczęłam myć zęby. Spojrzałam na siebie w lustrze, a mój wzrok od razu przykuła duża malinka na szyi, której sprawcą był ten cholerny chłopak. Do mojego umysłu od razu wpadły wspomnienia z poprzedniej nocy. Jego dotyk i pocałunki. Pokręciłam wstrząśnięta głową. Musiałam natychmiast porozmawiać o tym z Mią i Chrisem, bo mętlik w mojej głowie po tej nocy jeszcze bardziej wzrósł.
W ekspresowym tempie pomalowałam się i wysuszyłam włosy, które ułożone opadły na moje ramiona. Pomalowałam w końcu twarz, która po niezbyt przespanej nocy, była nieźle zapuchnięta, a następnie szybko spakowałam potrzebne rzeczy do torby. Miałam milion wiadomości na telefonie, ale nie miałam czasu na nie odpowiadać. Zegarek wskazywał za piętnaście ósmą, a na pierwszej lekcji miałam historię. Nie chciało mi się słuchać gadania Roth o moim spóźnieniu, więc szybko wyszłam z pokoju. W ciszy zaczęłam schodzić po schodach, jednak zatrzymałam się, słysząc podniesiony głos mojej matki, znajdującej się w kuchni.
– Jak długo zamierzasz jeszcze to ciągnąć, Alexandrze? – zapytała niezbyt miłym tonem. Nie widziałam ich, jednak moja ciekawość była zbyt duża, więc szybko zbliżyłam się do jednej z barierek, aby być pewną, że nikt mnie nie zauważy.
Mój ojciec głośno westchnął, odkładając coś na blat.
– Jesteś tu już ponad miesiąc. To chyba najwyższy czas, aby coś zdziałać. – powiedziała poważnie.
– Staram się. – odparł ciężkim tonem. – Z Theo jest dobrze. Mamy świetny kontakt, ale ilekroć staram się chociażby zbliżyć do Victorii, ona mnie odtrąca.
Przełknęłam ślinę na dźwięk mojego imienia. Zapewne nawet nie zdawali sobie sprawy, że wróciłam już do domu.
– Dziwisz się jej? – zapytała z ironią. – Zostawiłeś dziecko. Kochała cię najmocniej na świecie. Byłeś dla niej wszystkim. Nie tak łatwo to wybaczyć. Doskonale wiesz, że ma ciężki charakter. Przyjeżdżając tu musiałeś liczyć się z tym, że nie będzie za łatwo. Pomagam ci jak umiem, ale nie mogę sprawić, aby ci wybaczyła. Nie zmuszę jej do tego.
– Dobrze wiesz, że musiałem wyjechać.
– Wiem to lepiej, niż ktokolwiek inny i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
Zaraz, co?
– To co mam zrobić? – jego głos brzmiał iście żałośnie. Zostawił mnie, a teraz chciał wybaczenia? Ja też kiedyś chciałam, aby był przy mnie. Zacisnęłam ze złością szczękę.
– Powiedz im prawdę. I jej i Theo. – poradziła mu moja matka, na co zmarszczyłam brwi. Prawdę? – Zasługują na to, Alexandrze.
– Nie mogę. – zaprzeczył od razu, a głośnie westchnięcie mojej matki, wypełniło cały dom.
– Jesteś tu miesiąc i nic nie zdziałałeś. Drugi miesiąc niczego nie zmieni, a tylko tracisz cenny czas. – wytknęła mu ze złością. – Powiedz im prawdę.
– Co mam im powiedzieć, hm? Że ich ojciec umiera na raka? Joseline, nie chcę, aby wybaczyli mi to wszystko z litości. Szczególnie Victoria.
I znów czas się zatrzymał. Wszystko się zatrzymało. Bicie mojego serca, oddech istnienie. Pustym wzrokiem obserwowałam widok przed sobą, myśląc, że właśnie śnię. Że to się nie dzieje. Mój ojciec ma raka? Przecież... to niemożliwe. Poczułam, jakby ktoś przywiązał stutonowy głaz do mojego serca. Że ich ojciec umiera na raka...Nie, to niemożliwe. On nie umiera. Nadal go nienawidzę, ale nie umiera. Jest w pełni zdrowy i niedługo wróci do Australii, żyjąc kolejne pięćdziesiąt lat. Nie, tylko nie...
– Alexander. – głos mojej matki był dla mnie niemal niesłyszalny. Wszystko było takie niewyraźne i rozmazane. Zimny pot oblał moje trzęsące się ciało, które nie potrafiło ruszyć się chociażby o milimetr. – Pomagam ci jak umiem. Staram się przekonać Victorię. Wiem, że chcesz spędzić czas z nimi oboje, zanim... – urwała, a ostatnie zdanie w grobowym tonie rozpłynęło się po wnętrzu domu.
Przełknęłam ślinę, unosząc wzrok. O mój Boże.
Nie wiem, jak zmusiłam swoje nogi do ruchu. Chyba zrobiłam do podświadomie, bo sama niezbyt pamiętam, co się działo. Z rozchylonymi ustami i niedowierzającym wyrazem twarzy, weszłam do kuchni, obserwując dwójkę ludzi. Moja mama spojrzała na mnie z opóźnionym refleksem, po czym rozchyliła powieki, odskakując od zlewu, przy którym stała. W ślad za nią poszedł mój ojciec, którego mina wyrażała dokładnie to samo, co mina blondynki. Zacisnął powieki, po czym westchnął, kręcąc głową.
– Victoria... – zaczął.
– To prawda? – zapytałam zduszonym głosem, ledwo wypowiadając te słowa. Spojrzałam w jego oczy, czując coraz większą pustkę w brzuchu. – Jesteś chory?
– Victoria, nie chciałem... – znów chciał, ale szybko pokręciłam głową.
– Jesteś chory? – ponowiłam pytanie. W ciężkiej ciszy czekałam na odpowiedź, a kiedy pokiwałam głową, przysięgam, że niemal poczułam, jak w środku coś we mnie umarło.
Odchyliłam głowę, czując się, jakby właśnie przejechał po mnie walec. Nie, to niemożliwe. Mój ojciec nie mógł być chory na raka. Mieliśmy kosę, nienawidziłam go całym sercem za to, co nam zrobił, ale nigdy nie chciałam, aby spotkało go takie coś. Zawroty w mojej głowie lekko się nasiliły przez nadmiar złych emocji i informacji. Mój brzuch również nie chciał ze mną współpracować, bo żółć stale podchodziła mi do gardła. Kolejne sekundy mijały, a my nadal staliśmy w kompletnej ciszy, gdzie słychać było tylko nasze głębsze oddechy.
– Dlaczego nie powiedziałeś? – zapytałam oschle, zdławionym głosem. Spojrzałam na niego złym wzrokiem, podczas gdy on spuścił głowę, kręcąc głową.
– Nie chciałem, abyście się nade mną litowali. – burknął, co zirytowało mnie jeszcze bardziej.
– Więc przyjechałeś jak gdyby nigdy nic, licząc, że będziemy znów cudowną rodzinką, zamiast powiedzieć własnym dzieciom pierdoloną prawdę?! – wydarłam się na całą gardło, wyrzucając ręce w powietrzu. Moje gardło paliło mnie żywym ogniem, dokładnie jak płuca i całe ciało.
Mama posłała mi niemal błagalne spojrzenie.
– Victoria... – zaczęła, na co spojrzałam na nią bez krzty emocji z zaciśniętą szczęką. Nawet ona mnie okłamywała.
– A ty o wszystkim wiedziałaś i nic nie powiedziałaś. Zupełnie nic. – warknęłam już znacznie ciszej. Pokręciłam głową, pokazując jej tym samym, jak bardzo mnie wtedy zawiodła.
– Twój ojciec chciał załatwić to inaczej.
– I nie powiedział własnym dzieciom, że umiera. – dokończyłam za nią głosem wypranym z emocji. I kiedy wypowiedziałam te słowa na głos, wydawało mi się, że wewnętrznie spadam w wielką, czarną przepaść coraz głębiej. Zaciągnęłam nosem, przenosząc wzrok na mojego ojca, który posyłał mi przepraszające spojrzenie. – Rak czego? – zapytałam ciężko przez coraz bardziej większe ukłucie w gardle. Mój ojciec odkaszlnął, ciężko, wzdychając.
– Trzustki.
Wciągnęłam głęboko powietrze, łapiąc się za głowę i odwracając bokiem do nich. Doskonale wiedziałam, że w niemal dziewięćdziesięciu pięciu procentach, chorzy umierają. W końcu na tego raka zmarła mama Mii. Pociągnęłam delikatnie za swoje włosy, po czym przytknęłam jedną z dłoni do ust. Nie wiedziałam, co dokładnie czułam, ale wiedziałam, że to rozpierdalało mnie od środka. Z jednej strony go nienawidziłam i to się nie zmieniło. Zostawił mnie i wiedziałam, że nie wybaczę mu tego nigdy, jednak z drugiej nie chciałam, aby to gówno wyżerało go od środka. On nie mógł być chory. Po prostu nie.
– Muszę iść do szkoły. – powiedziałam w końcu, po czym z roztrzęsieniem złapałam swoja torebkę, leżącą na jednym ze schodków. Nie mogłam tam zostać. Musiałam wyjść na zewnątrz odetchnąć.
– Victoria, proszę... – zaczął mój ojciec, kiedy szybkim krokiem ruszyłam w stronę holu. Nie zdążył złapać mnie za łokieć, bo szybko się wyśliznęłam. W ekspresowym tempie założyłam swoje czarne tenisówki i wyszłam z budynku w akompaniamencie wołania rodziców. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i szybko podbiegłam do czarnego Mercedesa, stojącego na podjeździe, do którego wsiadłam. Drżącymi dłońmi wsadziłam kluczyk do stacyjki i uruchomiłam silnik. Szybkim tempem odjechałam spod swojego domu, kierując się ulicą w stronę szkoły.
To niemożliwe. Nienawidziłam go z całego serca. Przez niego załamałam się jako dziecko i niełatwo się pozbierałam. Zostawił mnie i nie odzywał się cztery lata, pozwalając mi łaskawie przyjeżdżać do siebie do Australii, czego i tak nie robiłam. Zapomniałam o nim. Chciałam o nim zapomnieć. Byłam tylko ja, mama, Theo i Kot, a teraz on znowu przyjeżdża, rujnuje wszystko i jeszcze nie mówi o czymś tak ważnym, jak cholery rak! Tak się po prostu nie robi. Powinnam wiedzieć, do cholery. Ja i Theo.
Krzyknęłam wściekle, uderzając w kierownicę, kiedy stałam na światłach. Zagryzłam drżącą wargę i ukryłam twarz w dłoniach, czując cholernie dużo emocji, które rozwalały mi mózg. Po kilku sekundach, gdy trochę ochłonęłam, spojrzałam przez szybę, biorąc serię wdechów i wydechów. Zacisnęłam swoje palce na skórzanym kółku, przełykając ciężko ślinę. Musiałam się ogarnąć i to wszystko poukładać.
Siedem minut później podjechałam pod swoją szkołę. Miałam dokładnie dwie minuty do rozpoczęcia się zajęć, więc przybrałam neutralny wyraz twarzy, chociaż wewnętrznie chciało mi się krzyczeć. Chwyciłam swoją torebkę, a następnie, jak gdyby nigdy nic, wysiadłam z auta, zamykając je z pilota. Odetchnęłam uspokajająco, spoglądając na ludzi wokół, którzy gromadami wchodzili do budynku. Dam radę. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi, przez które przeszłam. Równo z dzwonkiem przekroczyłam próg sali historycznej, a zapach panujący w niej przyprawił mnie o jeszcze większą chęć zwymiotowania.
Sprawnie zajęłam swoją ławkę, spoglądając na Mię i Chrisa, którzy zajmowali już swoje miejsca, rozmawiając. Roberts spojrzała na mnie z opóźnionym refleksem, a następnie wstała i mocno mnie przytuliła. Uśmiechnęłam się delikatnie. Wiedziałam, że nadal przejmowała się sytuacją, jaka przytrafiła mi się dzień wcześniej. Ja sama o tym myślałam, jednak wiedziałam, że nie mogłam dać się zwariować, bo tylko tego mi wtedy brakowało. Nate to załatwi. Wierzyłam w to.
– Jak się czujesz? – zapytała, patrząc na mnie poważnie, gdy już się ode mnie oderwała. Skinęłam głową, wyginając twarz w grymasie.
– Jest w porządku. – odparłam. Kątem oka spojrzałam na Chrisa, który patrzył na mnie sceptycznym wzrokiem. Wiedziałam, że Mia nic mu nie powiedziała, ale zdawałam sobie doskonale sprawę, że ja będę musiała to zrobić.
– Siadać, nie gadać, notować i modlić się o zdanie matur. – w duchu przewróciłam oczami na szorstki głos Roth za mną. Mia posłała mi ostatni uśmiech i wróciła do swojej ławki. Ja sama usiadłam w swojej. – Czarno to widzę.
– Możemy pogadać po lekcji? – zapytał Chris, na którego spojrzałam. W jego piwnych oczach wiedziałam, że będzie to poważne, ale nie dziwiłam się. On znał mnie lepiej, niż ja sama. Kiwnęłam głową, posyłając mu blady uśmiech.
– Adams nie gadaj!
Typowa lekcja u Roth.
Czterdzieści pięć minut później, kiedy te męki się zakończyły, z ulgą opuściliśmy salę. Wlokłam się za Adamsem i Roberts, myślami nadal będąc przy porannej rozmowie z rodzicami. To wszystko nadal siedziało mi w głowie, więc nawet nie zauważyłam, gdy przyjaciele wyprowadzili mnie na szkolną palarkę. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła, gdy poczułam, że jesteśmy na dworze. Kilka osób stało tam w grupach, rozmawiając i paląc.
– Teraz mów, co się stało, bo ta suka nie chce nic zdradzić. – powiedział od razu, wkładając dłonie do kieszeni swojej fioletowo-zielonej wiatrówki, rodem wyjętej z lat dziewięćdziesiątych. Usiadł na murku obok, patrząc na mnie wyczekująco.
Opowiedziałam mu o całym zdarzeniu po sparingu. To dziwne, ale wydawało mi się to tak nierealne, iż myślałam, że to w ogóle się nie wydarzyło. Chris patrzył na mnie niedowierzającym wzrokiem, nie mogąc przełknąć, że coś takiego miało miejsce. Kończyłam właśnie swojego papierosa, wydmuchując ze zdenerwowaniem dym. Cała ta historia, opowiedziana ponownie, była dla mnie cholernie ciężka. Najgorsze były słowa tego faceta, że po mnie wrócą. Ufałam Nate'owi w stu procentach, ale nadal pozostawała ta ludzka obawa i strach.
– Chryste, nie wiedziałem, że to aż tak. – mruknął zszokowany Adams, przejeżdżając dłońmi po swoich gęstych lokach.
– Nate powiedział ci, dlaczego cię napadli? Luke nadal nic nie pisnął. – wtrąciła się Mia. Skinęłam głową, znów wydmuchując dym.
– Powiedział. Ma to sporo związku z jego przeszłością, ale nie chcę o tym gadać. To jego prywatne sprawy i nie bądź zła na Parkera, że nie chce ci nic powiedzieć. W końcu to przyjaciel Nate'a. Wiadomo, że będą nawzajem się kryć. – wytłumaczyłam jej na spokojnie. Blondynka była nieźle narwana i nie znosiła żyć w niewiedzy.
– Ale... – zaczęła, jednak widząc mój wzrok, zrezygnowała, wzdychając ciężko. – Dobra, okej.
Spojrzałam na zamyślonego Chrisa, który po mojej historii, nie odezwał się ani słowem. Ze zdenerwowaniem wciskał dłonie w kieszenie kurtki. Zmarszczyłam brwi, bo milczenie nie było podobne do Chrisa Adamsa.
– Co jest? – zapytałam go, wiec uniósł na mnie swój wzrok. Chwilę toczyliśmy bitwę na spojrzenia, aż w końcu odchrząknął i wstał na równe nogi. W zdenerwowanym geście podrapał się po karku, aż opuścił bezwiednie ręce, kręcąc głową.
– Dobrze wiesz, że nikt nie kibicuje wam tak, jak ja. Poważnie, jestem fanem numer jeden waszego przyszłego związku...
– Ale? – wtrąciłam się, wyrzucając peta na ziemię.
– Ale nie uważasz, że to za dużo? – zapytał, powodując tym samym moje zdezorientowanie. – Kocham cię i chcę dla ciebie jak najlepiej, ale kurwa, Victoria. Przez niego napadło cię dwóch typów, którzy mogli cię skrzywdzić. Doskonale wiem, że Nate pewnie zrobi wszystko, aby to się nie powtórzyło, ale... czy nie sądzisz, że lepiej będzie wycofać się z tego na jakiś czas?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, bo tego po Chrisie się nie spodziewałam. Zawsze pchał mnie w stronę Sheya, a teraz wręcz przeciwnie. Doskonale wiedziałam, jakie ryzyko wiąże się z posiadaniem relacji z Nathanielem, ale wiedziałam również, że to mnie nie zatrzyma. Zbyt mocno w to weszłam, aby się poddać. Pokręciłam głową, przydeptując niedopałek butem. Wcisnęłam dłonie do kieszeni bluzy Sheya, która wciąż pachniała nim, powodując mój uśmiech na twarzy.
– Nie zostawię go. – powiedziałam od razu. Brunet spojrzał na mnie sceptycznie, ale wiedziałam, że poprze moją decyzję. – Nie po tym wszystkim, Chris.
– A ta nadal mówi, że nic do niego nie czuje. – dodała od siebie Mia, wznosząc oczy ku niebu. – Mogę się założyć, że się wczoraj przespaliście.
– A nie, nie masz racji. – odparłam ze sztucznym uśmiechem.
– To może robiliście inne brudne rzeczy? – wytknęła mi ze swoim chytrym uśmieszkiem, a kiedy nie zaprzeczyłam, odwracając wzrok, wciągnęła głęboko powietrze, otwierając oczy. – O kurwa, czy ty mu...
– Przestań. – przerwałam jej od razu, zaciskając zęby na samo wspomnienie tego cholernego wieczoru. Oboje zaczęli ekscytować się coraz bardziej, szturchając nawzajem ramionami, co doprowadzało mnie do szału. – Ugh, po prostu oglądaliśmy film i w pewnym momencie wyłączyli prąd i zeszło na tematy dzieciństwa i... do kurwy, nie patrzcie tak na mnie! – zawołałam, kiedy ich szczerzące się twarzy doprowadzały mnie do szału. Chryste.
– Mała Vicia nam dorasta, oo. – jęknął z rozczuleniem Chris, co skwitowałam środkowym palcem. Westchnęłam jednak, spuszczając wzrok. – Okej, jeżeli to mamy za sobą, to teraz mów, co się dzieje. Na historii ani razu nie pokłóciłaś się z Roth, a widać, że coś jest nie w porządku.
Przełknęłam ślinę, obejmując się ramionami. Doskonale wiedziałam, że musiałam im powiedzieć o tacie, ponieważ, gdy człowiek się wygadał, bywało mu lepiej. Najgorsze jednak było to, że ta informacja nijak nie chciała przejść przez moje ściśnięte gardło. Czułam na sobie ich zaniepokojone spojrzenia, wiec odchyliłam głowę, wypuszczając spomiędzy ust głośny oddech.
– Mój ojciec ma raka. – wyrzuciłam z siebie, czując się jeszcze gorzej. – Dziś się dowiedziałam. Rak trzustki.
Spojrzałam na ich zszokowane twarze, nie dziwiąc się takiej reakcji. W końcu nie codziennie dowiadywało się, że ojciec twojej przyjaciółki jest śmiertelnie chory. Przez dobrą minutę tkwiliśmy w kompletnej ciszy, aż w końcu Mia głębiej odetchnęła, chcąc coś powiedzieć.
– Wiesz, że to da się leczyć. Jeśli nie jest za późno... – zaczęła, patrząc na mnie z chęcią pomocy. Pokręciłam głową, uśmiechając się ciepło.
– Po ich rozmowie, wnioskuję, ze jest za późno. – mruknęłam, jeszcze mocniej obejmując się ramionami. – Doskonale wiesz, jak to wygląda. Chyba najlepiej z nas wszystkich.
Nie odpowiedziała, a skinęła jedynie głową. Chris za to się nie hamował, a po prostu mocno mnie objął, zamykając szczelnie w swoich ramionach. Po krótkiej chwili dołączyła również Mia, powodując tym samym mój uśmiech. Nie miałam pojęcia, czym zasłużyłam sobie na takich przyjaciół, ale ktoś musiał mieć dobry dzień, kiedy mi ich dał. Postaliśmy tak jeszcze przez chwilę, chłonąc swoją bliskość, a po chwili wróciliśmy do środka na lekcje. Nie musieli nic mówić. Wystarczy, że byli.
Cały dzień mijał zabijająco wolno. Na szczęście spisałam matmę od Jerry'ego, więc nie dostałam ochrzanu. Po ostatniej lekcji udałam się do łazienki, aby zrobić siku i w końcu wyjść z tego piekła. Kiedy już to zrobiłam, nadal będąc w kabinie, wyciągnęłam telefon, ponieważ dostałam powiadomienie. Odblokowałam urządzenie, patrząc na wyświetlacz.
Laura: Hej, hej, hej! Może jakaś kawa?
Uśmiechnęłam się delikatnie, bo ta dziewczyna zawsze umiała poprawić humor. Miałam sporo nauki, jednak nie spieszyło mi się, aby wrócić do domu.
Victoria: jasne, zaraz kończę lekcje
Laura: O, to super. Razem z chłopakami jesteśmy w warsztacie u Nate'a więc może wpadnij, oki?
Zagryzłam wargę, wpatrując się w wiadomość. Byli u Sheya, a naprawdę bym się z nim zobaczyła. Tak samo z resztą. Uniosłam kącik ust, wystukując wiadomość.
Victoria: okej, zaraz się zbieram i będę za 20 minut
Zablokowałam urządzenie i już miałam wychodzić, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi. Następnie głośny lament Eve Sharewood wypełnił całe pomieszczenie, powodując tym samym grymas na mojej twarzy. Cudownie, jeszcze tej tu brakowało.
– Na pewno nikogo tu nie ma? – zapytała swoim piskliwym głosikiem. Przewróciłam oczami, powstrzymując odruch wymiocin, bo jak ja tej dziewczyny nie znosiłam.
– Nie, nikt tu nie wchodził. – odparła inna dziewczyna, która chyba była jej koleżanką, albo jedną z tych debilek w kółku wzajemnej adoracji. I okej, naprawdę powinnam stamtąd wyjść, jednak ich rozmowa zaciekawiła mnie na tyle, aby zostać. Czy święta Eve Sharewood coś przeskrobała.
– Lydia, to okropne! – zawołała żałośnym tonem. – Nie wierzę, że to się stało.
– Nic nie pamiętasz? – zapytała ta druga. – Okej, a może test był felerny?
– Robiłam go siedem razy. Boże, jestem w ciąży.
Rozchyliłam z niedowierzaniem powieki, myśląc, że się przesłyszałam. Cholera, co? Doskonała Eve Sharewood, przewodnicząca szkoły, wszędobylska pani przestrzegająca każdą zasadę, wpadła? Dziwne uczucie radości wypełniło mój organizm, a ja sama nie mogłam pozbyć się tego głupiego uśmieszku na moich wargach. Ciekawe, kim był ten wybraniec, bo z tego, co kojarzyłam, Eve nie miała chłopaka.
– Wiesz, kto to był? – zapytała dziewczyna, więc jeszcze bardziej przylgnęłam do ścianki kabiny.
– Nie mam pojęcia.
Szybko przytknęłam dłoń do ust, aby nie wydać żadnego dźwięku. Ton głosu Eve był coraz bardziej żałosny i wiedziałam, że w tamtym momencie byłam po prostu okropna, ale ta sytuacja bawiła mnie niemiłosiernie. A tak mnie tępiła, że niby to ja się puszczam. Jaka ironia.
– Eve...
– Na imprezie u Adama było bardzo dużo ludzi. Ja sama byłam pijana i wzięłam prochy. Film mi się urwał. Monica mówiła, że rano widziała mnie śpiącą w pokoju Adama z jakimś blondynem. I rzeczywiście, tam się rano obudziłam, ale nikogo obok nie było. To może być Sebastian, ale nie jestem pewna. Kurwa, ojciec mnie zabije.
Uznałam, że usłyszałam już wystarczająco, więc chwyciłam torebkę z ziemi, a następnie wcisnęłam spłuczkę i wyszłam z kabiny z niewzruszoną miną, chociaż niebywale chciało mi się śmiać. Dwie zszokowane dziewczyny spojrzały na mnie z niedowierzaniem, gdy ja w spokoju podeszłam do umywalki i umyłam swoje dłonie. Czułam ich wzrok na sobie, kiedy wytarłam ręce papierem i poprawiłam włosy w lustrze. Westchnęłam, a następnie spojrzałam na nie z miłym uśmiechem, uświadamiając je tym samym, że wszystko słyszałam. Twarz Eve wyrażała jedynie rozdrażnienie i niemoc, co bawiło mnie jeszcze bardziej. Pokręciłam tylko głową i ruszyłam w stronę wyjścia.
– Nikomu o tym ani słowa, Clark. – zatrzymałam się, gdy do moich uszu dotarł jej wściekły głos. Parsknęłam śmiechem, odwracając się w jej stronę. Posłałam jej pełen politowania uśmiech, podczas gdy ona poprawiła swoją niebieską sukienkę, unosząc hardo głową.
– Wiesz, w takiej sytuacji, nie powinnaś mi rozkazywać. – odpowiedziałam spokojnie, powodując tym samym coraz większą złość brunetki.
– Sama nie jesteś lepsza.
– Ja nie jestem w ciąży. – odbiłam pałeczkę ze zwycięskim uśmiechem. Przechyliłam głowę, cmokając z dezaprobatą. – Następnym razem, zanim kogoś osądzisz, przypilnuj siebie.
– Sama się puszczasz! – zawołała i przysięgam, że w tamtym momencie brakowało tylko, aby tupnęła ze złości nóżką i się rozpłakała. Nie wiedzieć czemu, to mnie cholernie rozbawiło, więc krótko się zaśmiałam, wzruszając ramionami.
– Wiesz, nawet gdyby chodziło o mnie, to wiedziałabym chociaż z kim zaszłam. W odróżnieniu do ciebie. – wytknęłam jej szczerze. – Powodzenia w matkowaniu!
Machnęłam dłonią na pożegnanie, a następnie opuściłam łazienkę w akompaniamencie jej wyzwisk. Ah, i humor od razu lepszy. Zahaczyłam jeszcze o swoją szafkę, a potem wyszłam ze szkoły. Wsiadłam do swojego samochodu i odpaliłam silnik, ruszając w stronę warsztatu, gdzie pracował Nate. Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu. Zaparkowałam obok jakiejś rozwalonej Toyoty i poprawiłam swoje włosy, by po chwili wysiąść z auta. Z delikatnym uśmiechem ruszyłam w stronę otwartej bramy. Od razu dotarł do moich nozdrzy charakterystyczny zapach smaru mechanicznego. Zapukałam w blaszane drzwi, rozglądając się po wnętrzu hali, jednak nikogo w niej nie było.
– Halo? – zapytałam w przestrzeń, patrząc na narzędzia i dwa auta z podniesionymi maskami. Szybko chwyciłam swój telefon, wybierając numer Laury.
Victoria: już jestem, a gdzie wy?
– Przepraszam? – poskoczyłam w miejscu na kobiecy głos za mną. Odwróciłam się, spoglądając na wysoką, szczupłą blondynkę, która właśnie weszła do warsztatu z dosyć niepewną miną. Zmarszczyła brew, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. – Och, przepraszam bardzo, ale tu jest warsztat samochodowy, tak? – zapytała miłym głosem. Skinęłam głową, szybko rzucając na nią okiem. Była młoda i cholernie ładna. Miała może ze dwadzieścia trzy lata. – Bo szukam mechanika. Jest tu jakiś?
W tym samym momencie spuściłam wzrok na swój włączony telefon, na którym widniała nowa wiadomość.
Laura: Okej, już idziemy. Byliśmy na papierosie
– Mechanik już idzie. – odparłam miło, czując się trochę niezręcznie, bo ta kobieta zapewne przyjechała w sprawie samochodu, a zastała mnie. Uśmiechnęła się miło w moją stronę, wkładając dłonie do kieszeni czarnego, rozpiętego płaszcza. Boże, była naprawdę prześliczna.
– To dobrze, nagła awaria. – powiedziała bardzo przyjemnym dla ucha głosem. – Przepraszam, że tak pytam, ale może wiesz. – zaczęła, więc znów nawiązałam z nią kontakt wzrokowy, posyłając jej pytające spojrzenie. – Tutaj wciąż pracuje Nathaniel Shey?
– Tak. – odparłam ze zdziwieniem, bo takiego pytania się nie spodziewałam. Myślałam, że nigdy tu nie była. – Przepraszam, ale kim pani jest?
– Och, zapomniałam się przedstawić.
I właśnie wtedy na jej pełne, kształtne usta wkradł się uśmiech, który nie zwiastował niczego dobrego. Zadarła delikatnie głowę, patrząc na mnie zielonymi, błyszczącymi oczami, w których kryła się iskra niebezpieczeństwa.
– Jestem Darcy.
***
he
he
hehe
O mój Boże, czekałam na to
Kocham i do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top