Rozdział drugi: Puszka Coli I Kpina Losu

Jughead POV

Z całą stanowczością mogłem stwierdzić, że na pierwszą lekcję nie opłacało się już iść. Do końca zostało raptem piętnaście minut, nie zamierzałem więc nawet irytować nauczycielki fizyki. Już i tak wystarczająco mnie nienawidziła. Rozejrzałem się dookoła. Korytarz był pusty, ale moją uwagę jak zwykle przykuło coś innego. Ta szkoła była czysta, powiedziałbym wręcz, że sterylna. Żółto niebieskie barwy drużyny Buldogów dominowały tutaj niemal na każdym kroku. Nawet szafki były żółto niebieskie. Naprawdę nie dziwiłem się, że Riverdale jest chlubą swojego stanu, ponieważ to miasto potrafiło świetnie udawać, że problemy są wszędzie dookoła tylko nie u nich.

Parsknąłem śmiechem.

Skierowałem swoje kroki do pokoju, który można było nazwać świetlicą. Tam znajdował się automat z napojami i jedzeniem, a także było to miejsce, w którym przesiadywali wszyscy Ci, dla których byłem rzeczywiście tylko śmieciem. Z automatu korzystałem więc tylko wtedy, gdy w pokoju nie było nikogo. Wyciągnąłem portfel i poczułem jego lekkość. Westchnąłem z rezygnacją i wyciągnąłem jedne z ostatnich monet, które mi zostały. Wrzuciłem je w maszynę, a po chwili wyleciała z niej puszka Coli.

Skrawek, ochłap przyjemności, na który jeszcze mogłem sobie pozwolić. Na całe szczęście już w ten weekend pójdę do pracy i będę mógł zarobić na najpotrzebniejsze dla siebie rzeczy. No co? Nie każdy nastolatek ma kieszonkowe. Niektórzy muszą sami sobie na siebie zapracować, a do tego jeszcze utrzymać przyczepę. Przy rozsądnym gospodarowaniu wypłatami z kina, starczyło mi nawet czasem na kupienie ojcu paczki papierosów i zawiezienie mu ich do więzienia. Trzeba szukać pozytywów, co nie?

Rozległ się dzwonek, więc szybko opuściłem to pomieszczenie, licząc po cichu na bezproblemowe dojście pod klasę Języka Angielskiego. Wtopiłem się w tłum, rozglądając po znajomych twarzach. Tutaj wszyscy byli tacy uśmiechnięci, wszyscy należeli do jakiejś grupy, wszyscy starali się ukryć swoje problemy przed światem. To miasto potrafiło niszczyć.

Ethel Muggs, na ten przykład. Gruba dziewczyna o rudych włosach i bladej, piegowatej twarzy. Chodziła zawsze ze swoimi koleżankami z koła teatralnego lub z chłopakami z grupy gier planszowych, zawsze uśmiechnięta, radosna i szczęśliwa. Tak się mogło przynajmniej wydawać. Tak naprawdę jej życie było jednym wielkim dramatem. Nie potrafiła radzić sobie z kompleksami, które posiadała, czuła się samotna w całym gronie swoich przyjaciół i starała się robić wszystko, by tylko przypodobać się którejkolwiek grupie. Wszystko, byle nie zostać sama. Gdy jednak nikt nie patrzył, Ethel siadała na schodach prowadzących do kotłowni i cicho płakała, przeklinając swój los. Mało kto widział, że regularnie na jej ramionach pojawiają się kolejne, cieniutkie blizny. Nikt nie widział? Czy może nikt nie chciał zauważyć?

Spojrzałem w jej stronę, a ona odwróciła wzrok i pomaszerowała przed siebie. Nawet ona boi się utrzymywać ze mną jakikolwiek kontakt. Zapewne zapytacie skąd wiem tyle o Ethel. Prawda jest taka, że na każdej długiej przerwie chodziłem do kotłowni, by zapalić papierosa. Nikt mnie tam nie widział, a ja wiedziałem jak wiele dzieciaków tam przychodzi, jak wiele mają problemów. Byłem takim ich spowiednikiem, który nie odpowiadał, o którego istnieniu i obecności nie wiedzieli. Kiedyś do niej podszedłem, zaproponowałem jej pomoc i przyznałem się, że tam byłem i słyszałem co mówiła. Dostałem za to w twarz i ostrzeżenie, że mam się nie zbliżać.

Słooodko.

Moje rozmyślania przerwał dzwonek, szybko wszedłem więc do klasy i zająłem typowe dla siebie miejsce w ostatniej ławce. Po chwili do klasy zaczęli wchodzić pozostali uczniowie. Archie Andrews spojrzał na mnie nienawistnie i poprowadził Betty za rękę jak na smyczy, tak samo weszli Reggie i Veronica.

Za nimi wszedł Kevin Keller, jedyna osoba, która czasem się do mnie odzywała bez odrazy w głosie, Kevin Keller, jedyny chłopak w szkole, który przyznawał się do bycia gejem. Jedyny, który miał na tyle odwagi. Oczywiście, było ich więcej, kryptogejów, którzy starali się to z siebie wyprzeć. Tak więc Kevin w pewnym sensie cierpiał na samotność. W szatni na wf jednak wszystko to wychodziło. Był dobrze zbudowany, ale ubierał się zawsze jak gwiazda filmów z lat pięćdziesiątych. Mimo wszystko, była to zdecydowanie najlepsza osoba w klasie. Nigdy nie zrobiła mi nic złego.

Josephine McCoy, nasza klasowa feminazi, z matką burmistrzem wojowała o wolność i równość, a w wolnych chwilach śpiewała ze swoimi przyjaciółkami smętne piosenki, które napisała z powodu braku ojca. Czarnoskóra, szczupła dziewczyna, której marzeniem było pójść w ślady tatusia, który był światowej klasy muzykiem.

Ethel Muggs i Dilton Doiley - zastępowy drużyny harcerzy, a prywatnie totalnie zafiksowany na punkcie obronności facet, w tajemnicy budował bunkry i uczył dzieciaki korzystać z broni.

Chuck Clayton, czarnoskóry chłopak, bardzo umięśniony i świetnie zbudowany, z narcystyczną osobowością, dla którego ulubionym sportem poza footbalem było zaliczanie lasek i wpisywanie ich do ksiegi, przyznając sobie za nie punkty. Nie chciałem nawet myśleć ile dziewczyn zostało przez to poszkodowanych. Otoczenie pozwalało. Czy to nie jest już patologia? Jeśli mówimy o patologii, oto nadchodziła Cheryl Blossom, siostra Jasona. Dziwna, zimna suka, rudowłosa piękność o bladej cerze i długich nogach, która nie miała oporu przed niszczeniem ludziom życia. Powszechnie wiedziano, że była baaarzdo blisko ze swoim bratem, powszechnie wiedziano, że chłopak, którego za rękę prowadziła, Moose Mason, kryptogej, jest tylko przykrywką, ponieważ jej matka i ojciec nie akceptowali orientacji Cheryl. Blossomowie to w ogóle chora rodzina, ale o tym wam jeszcze opowiem.

Cała nasza klasa, parszywa dwunastka. Każdy miał swoje problemy, każdy udawał, że ich nie ma. Całkiem sporo o nich wiem, co nie? Kryminalistyka i prowadzenie śledztw to moja ulubiona rzecz poza pisaniem. Gdy tylko usłyszałem jakikolwiek szept rozmowy, która mnie zainteresowała, ruszałem na poszukiwania. W taki sposób wiedziałem o wiele więcej niż chciałbym wiedzieć.

- Witam klaso.

Drzwi zamknęły się, każdy usiadł na swoim miejscu, a pan Bloom wszedł do klasy. Był to niski mężczyzna o jasnych, słomianych włosach, którego zostawiła żona, podobno za to, że przespał się z uczennicą. Zaliczenie za zaliczenie.

- Witam was na pierwszych w tym roku zajęciach. Zapiszcie sobie ten sam temat co każdego roku.

Otworzyłem notatnik i zacząłem pisać. Nie słuchałem o czym mówi nauczyciel. Wymagania i system oceniania, znałem to na pamięć. Zamiast tego skupiłem się na swojej książce, którą od roku pisałem. Część znajdowała się na moim laptopie,ale pomysły i przemyślenia zapisywałem w notatniku, którego nigdy nie zostawiałem. Tematem mojego "dzieła" miała być śmierć Jasona, chciałem dotrzeć do sedna, kto tego dokonał, jakim sposobem i dlaczego. Właśnie dlatego prowadziłem swoje prywatne śledztwo, które pomogło mi zrozumieć, jak popieprzeni są mieszkańcy tej dziury...

- Pan Jones obecny tylko ciałem jak widzę?

Cała klasa wpatrywała się we mnie, a ja poczułem, że na mojej twarzy pojawia się rumieniec.

- Przepraszam.

- Jak więc mówiłem - kontynuował pan Bloom - przeczytałem przez wakację książkę: "Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku"...

Można zacząć od tego, że nie będzie się spało z dziewczynami, które mogłyby być siostrami Twojego dziecka.

- ... i znalazłem tam bardzo ciekawą metodę. Otóż powinniście jak najwięcej pracować sami i uczyć się na swoich własnych błędach, szkoła nie powinna blokować waszej kreatywności...

No brawo, panie profesorze, odkrycie na miarę nobla.

- ... Postanowiłem więc, że w tym roku zadam wam projekt, od którego zależeć będzie całość waszej końcowej oceny. Projekt ten będziecie pisać w parach...

Odsuwane krzesła, krzyki, łapanie za rękę. Każdy chciał być w parze z najlepszym kolegą albo z osobą, która będzie gwarantem dobrej oceny. Zaśmiałem się pod nosem i kontynuowałem pisanie w notatniku. Skoro Jason został zamordowany to musiał komuś poważnie zaleźć za skórę...

- ... W parach, które już SAM WYMYŚLIŁEM!

Jęk zawodu, w oczach błysk strachu, na moich ustach sarkastyczny uśmiech, który spowodował ponowne otwarcie się rany na policzku. Syknąłem z bólu.

- Ciekawe, kto zostanie ukarany Jonesem. - powiedział na cały głos Archie.

Cała klasa wybuchnęła śmiechem, a ja westchnąłem. W sumie to nawet mnie to zaciekawiło. Nie dość, że będę musiał znosić tych sadystów i nimfomanki w szkole, to jeszcze w domu? Ten rok zapowiadał się naprawdę cuuuudnie.

- Zaraz panu powiem, panie Andrews - odparł nauczyciel, rzucając mi krótkie spojrzenie.

Pan Bloom zawsze mnie lubił, nigdy nie powiedział o mnie złego słowa, zawsze starał się motywować i pytał czy może mi jakoś pomóc. Kiedyś, w pierwszej klasie nawet oddał mi swoją własną kanapkę, gdy już skończyły mi się pieniądze i nie miałem nic do jedzenia. Ja też go lubiłem. To był jeden z niewielu nauczycieli, którzy naprawdę uczyli z pasji, a nie z obowiązku. Bardzo chciał nas nauczyć jak dobrze pisać. Według niego pisałem lepiej niż dobrze, toteż stałem się takim jego osobistym pupilkiem, cichym ulubieńcem. Uważał, że obowiązkiem każdego obywatela każdego kraju na świecie jest opanowanie własnego języka. Szkoda, że większość klasy nie potrafiła skleić zdania wielokrotnie złożonego, a języka używała tylko do wiadomych celów...

- Panna Lodge oraz Pan Andrews, Pan Mason i Pan Clayton... - zrobił przerwę, podczas, której chłopcy zbili piątki, a Archie uśmiechnął się do Veronici.

No, to jeszcze tylko Reggie i nie będzie najgorzej, pomyślałem. Jak bardzo się wtedy myliłem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że mój projektowy partner wywali całe moje życie do góry nogami.

- Pan Keller i Panna McCoy...

Josie uściskała serdecznie Kevina. Może ten koleś wyrywa laski na swoją orientację?

- Panna Blossom i Pan Mantle...

Cheryl jęknęła z rezygnacją patrząc jak Reggie przykleja gumę do żucia pod ławkę. To jeszcze klasa czy zoo?

Kątem oka zauważyłem, że Archie rzuca mi niespokojne spojrzenie, a Betty z napięciem wpatruje się w nauczyciela. No tak, zostało nas czterech. Stresik, Cooper? Ciekawe kogo mną ukarzą, co Archie? Na samą myśl o tym, zaśmiałem się pod nosem.

- Pan Doiley i Panna Muggs...

Dilton i Ethel pokiwali głowami, Betty ukryła twarz w dłoniach, Archie wstał krzycząc "SPRZECIW", a ja, ledwo powstrzymując śmiech, napisałem w swoim skórzanym notatniku krótką wiadomość: "XDDDDDDD"

- Pan Jones i Panna Cooper... Coś się nie zgadza panie Andrews? - zapytał ostro pan Bloom.

- Betty nie może być z... z nim... no proszę Pana!

- To tylko projekt, Archie - mruknęła cicho Betty, ciągnąc chłopaka za rękę by usiadł - poradzę sobie.

Dlaczego nikt nie zapyta o zdanie mnie? Los zakpił ze mnie kolejny raz. Moje życie to jedna wielka komedia. Mimo wszystko, mogło być jednak gorzej...

Poczułem na sobie wzrok całej klasy, do moich uszu doszło kilka szeptów, ale nie rozróżniłem słów. Otworzyłem puszkę coli i pociągnąłem łyka.

Ależ będzie, kurwa, ubaw.






___________

___________

 Stwierdziłam, że trzeba coś zmienić, że trzeba spróbować czegoś nowego i właśnie tym jest dla mnie ta książeczka. Próbą czegoś nowego. Chcę spróbować zwrócić uwagę na coś, co ostatnio zauważam coraz częściej. Mam nadzieję, że się spodoba! Tak jak zwykle, proszę o krytykę, ocenę i gwiazdki. Kolejny rozdział ( wszystkie następne są dużo dłuższe) pojawi się jeszcze w tym tygodniu.

Trzymajcie się i uważajcie na siebie! 🖤🖤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top