P. XXVI / OBOJE WIEMY, ŻE TO KŁAMSTWO

Adelaide naprawdę wypiła zbyt wiele. Tak przynajmniej zamierzał żartować Nakahara od tego dnia aż po koniec wszystkich innych. I na nic zdały się tłumaczenia Rose, że przecież są po wielogodzinny locie, że zmiana strefy czasowej może mieć męczący wpływ na człowieka. Jeśli mógł jakkolwiek dokuczać młodszej siostrze to zamierzał to robić. Zwłaszcza, że to przecież on przeniósł ją do hotelu na własnych plecach. I to dosłownie. Dziewczyna początkowo coś tam pijacko gaworzyła, gdy trzymała ręce zaplecione luźno dookoła szyi Nakahary, gdy ten niósł ją starając iść się jak najbardziej stabilnym i spokojnym tempem, jak tylko dał radę. To również on z największą delikatnością odłożył ją na jej łóżko i jakimś cudem wyplątał się z jej objęć żartując cicho, że jej mąż mógłby nie być z takiego widoku i takiej sytuacji zadowolonej, gdyby Nakahara grał do tej drugiej bramki, na co Rose ukryła twarz w dłoniach stojąc wtedy jeszcze w progu pokoju. Pokoju, który Nakahara opuścił uśmiechając się lekko i zostawiając siostry same, by Rose mogła rozbudzić Adsy na tyle, by ta sama przebrała się szybko w jakąkolwiek piżamę i przykrywszy ją dokładnie kołdrą, zostawiła ją do snu, na wszelki wypadek zostawiając jej przy łóżku miskę.

- Będzie żyła? - spytał Nakahara siedząc na kuchennej wyspie po turecku i nalewając wina do dwóch stojących przed nim kieliszków.

Rose uśmiechnęła się widząc to. To na pewno był jeden z tych nawyków, które Nakahara podłapał od Dazaia. Kobieta nie zliczyłaby ile razy przyłapała Osamu na siedzeniu w miejscu do tego ewidentnie nieprzeznaczonym, a ten tylko by się uśmiechnął i rzucił jakąś mądrą uwagą. Bonusowo jeszcze jej dzieci bardzo często stały wtedy gdzieś w okolicy i ochoczo kiwały głowami zgadzając się z każdym słowem ulubionego wujka jakby ten mówił właśnie prawdę objawioną. Rosalie musiała zamrugać gwałtownie żeby odpędzić łzy, które powoli zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu na to wspomnienie. Zamiast tego uznała, że skoro najmłodsze z nich poszło już spać to może pozwolić sobie na drobną nierozwagę. Dlatego zwyczajnie dołączyła do Nakahary na blacie i z uśmiechem podziękowała za kieliszek.

- Jakoś tak - odpowiedziała po stuknięciu się szkłem i upiciu pierwszego łyka. - Odeśpi jutro to pojutrze może będzie się do czegokolwiek nadawała. Dobrze, że zawsze przylatujemy tu na parę dni. Wiesz, jet lag i alkohol to nie jest za dobre połączenie. Zwłaszcza w jej przypadku. I nie w twoim z tego, co pamiętam. Dlatego nie rozumiem, dlaczego trzymasz się aż tak dobrze.

- O mnie już tego z taką łatwością powiedzieć - zaśmiał się Nakahara przypominając sobie jak wielkiego kaca miał po każdym spotkaniu z Fyodorem, z którego udawał, że wychodził prosto, ale wszystkie Szczury w okolicy widziały, że chodził już lekkim zygzakiem. - Najwidoczniej w końcu wyrobiłem sobie jakąś tam odporność na procenty. Najwyższy czas. Bo w końcu jak inaczej mógłbym tak cudownie i trzeźwo wyglądać po tylu kieliszkach wina? Swoją drogą ty też wyglądasz cudownie i w absolutnie nierozmazujący się sposób. Przynajmniej wtedy, gdy mrużę oczy. Nie, czekaj. Wtedy jednak też - oznajmił gestykulując przesadnie wolną ręką i wręcz teatralnie i zbytecznie mrużąc oczy, co spowodowało, że oboje szczerze się roześmiali. To dobrze. Potrzebowali każdego uśmiechu, który mogli zdobyć, zwłaszcza że spotykali się w takim a nie innym momencie roku.

- Szczerze mówiąc wyglądasz lepiej, niż się spodziewałam - oznajmiła Rose wzruszając nieznacznie ramionami i wiedząc, że niezależnie od tego, jak miły był ich wieczór, mieli parę spraw do przedyskutowania. I że jak zwykle centrum rozmowy powinno trzymać się osoby rudzielca. Ona była przecież tylko siostrą.

- Nie wiem czy nie powinienem teraz poczuć się urażony. Jakby nie patrzeć to naprawdę było tylko kilka kieliszków - odparł na to Nakahara z niedowierzaniem, próbując kupić sobie jeszcze kilka ostatnich chwil, ale wiedząc, do czego zmierza Rosalie.

- Doskonale wiesz, że nie o tym mówię - potwierdziła jego przypuszczenia kobieta na co Nakahara westchnął ciężko i zapatrując się w wino nalane do kieliszka odchylił nieznacznie, by oprzeć się plecami o słup.

- Wiem, ale chyba chciałem przeciągnąć tę miła atmosferę troszkę dłużej - przyznał się szczerze z miną dziecka przyłapanego na czekaniu na Świętego Mikołaja. - Tak po prostu posiedzieć z tobą, pożartować. Poczuć to ciepło domowego ogniska. Wiesz, nasza dwójka z kubkami parującej herbaty w dłoniach pod ciepłymi kocami, oglądająca jakiś durny film w telewizji i wcinająca niezdrowe żarcie. Piękny widok.

- Taki maraton może zrobimy sobie jak jesień zagości tu na dobre. Może. Bo jak u was będzie zimno to wolałabym żebyś to jednak ty ruszył się do nas. Na chłodniejsze dni najlepsze są włoskie trunki - obiecała mu Rose, nie chcąc się do tego otwarcie przyznać, ale w głębi duszy czując to samo. Sama nie wiedziała, ile oddałaby za możliwość przeżycia ponownego obiadu z Dazaiem i Nakaharą, którzy przyjechaliby po prostu w odwiedziny i Chuuya odpadłby zdecydowanie wcześniej, więc Dai delikatnie zaniósłby go do łóżka po czym wyszedł posiedzieć z nią i porozmawiać o rzeczach małych i dużych. O awansie w pracy, o tym, co u dzieciaków. O najnowszych serialach, które oglądają.

- Macie wy w ogóle chłodniejsze dni? - spytał z lekką kpiną Chuuya.

- Mamy i są bardzo uciążliwe. Na szczęście śniegu nie uświadczysz, ale i tak zimno jest irytujące - mruknęła niezadowolona dziewczyna wzdrygając się nieznacznie na samą myśl. - Adsy będzie gdzieś chciała jechać zimą. Ten wasz knypek ją przekonał, że może ją nauczyć jeździć na snowboardzie i że romantyczne wieczory są bardziej pamiętliwe, gdy poprzedzone są chłodem dnia. Czy coś takiego. Miał na tę okazję całą przemowę i mówię ci szczerze, jestem prawie pewna, że miał ją przygotowaną wcześniej i tylko czekał na odpowieni moment. Tylko udawał, że to było wymyślone tak na biegu. Nie mogło być. Było zbyt przejęte emocjami, ale zbyt spójne jednocześnie.

- Po nauce jazdy to młoda będzie spocona, zmęczona i zaśnie jak tylko rzuci się na łóżko. Kija z romantyczności - zauważył szczerze Chuuya "jestem od dzisiaj realistą" Nakahara, doskonale zdając sobie sprawę, że ani jemu, ani Dazaiowi by to nijak nie przeszkodziło.

- Ja to wiem, ty to wiesz, a ona i tak zrobi swoje - odpowiedziała na to Rose dość wymownie podstawiając Nakaharze swój pusty kieliszek i uśmiechając się szeroko, gdy dolał jej kolejną lampkę. - To chyba cecha każdego w tej rodzinie. Nie słuchać bliskich, a potem narzekać, że coś poszło nie tak. O ile zakład, że wrócą szybciej, niż planują, bo ona złapie przeziębienie?

- Myślę, że zostaną dłużej. Szczerze - uznał Chuuya, przyjmując zakład i rozwijając swoją myśl. - Myślę, że jak Adsy uparła się na to żeby mieć romantyczną scenerię to będzie ją miała choćby miała uwięzić ich w pensjonacie za pomocą lawiny. I nawet nie pytaj mnie, jakim cudem młoda miałaby dać radę wytrzasnąć w górach przypadkową lawinę, ale jeśli miałbym uwierzyć, że ktoś da radę to uwierzyłbym w nią.

- Pewnie masz rację. Aczkolwiek brzmi jak to historia z doświadczenia, a nie wymyślona na biegu - zauważyła Rose ze śmiechem potrafiąc wyobrazić sobie tak Dazaia i Chuuyę, jak Adelaide i jej męża w wyżej opisanej sytuacji.

- Przecież wiesz, że nie zdążyliśmy z gnidą pojechać nigdzie na wakacje zimą. Byliśmy na jednych. W środku lata w Stanach. Tak szczerze to nawet nie wiem, czy on potrafiłby utrzymać się na czymkolwiek na śniegu - odparł Nakahara uśmiechając się smutno i zaciskając szczękę w ten typowy dla siebie sposób, gdy próbuje nie pokazać po sobie bólu. - Czekaj, co zrobiłem, że zarobiłem takie pełne zdziwienia spojrzenie? - spytał, gdy poczuł się nagle zupełnie nagi pod nieco zbyt uważnym spojrzeniem rozmówczyni.

- Nic, nic. Po prostu, kwestia semantyki - odpowiedziała nieco zbyt nagle Rose, unosząc ręce w geście poddania wybitnie uważają, by przypadkiem nie rozlać wina.

- Rose, ja wiem, że nie wypiłem aż tak dużo, ale uwierz mi, że wypiłem wystarczająco żeby mądre słowa nie docierały do mojego mózgu - ściągnął ją na ziemię Nakahara, na co ta zaśmiała się krótko.

- Po prostu przez ostatnie trzy lata nie słyszałam żebyś tak określił Daia - powiedziała szczerze kobieta patrząc na Nakaharę z mieszaniną dumy, smutku i zazdrości. - Gdy musiałeś o nim mówić unikałeś jego imienia w ogóle. A gdy nie dawałeś rady to używałeś nazwiska. Rzadko samego imienia. Kiedy ostatnio słyszałam, że nazywasz go w ten sposób to Dai jeszcze żył - dodała o wiele delikatniej, zapatrując się przez chwilę w przypadkowy punkt w przestrzeni, nim otrząsnęła się, że jej słowa mogą powodować u Chuuyi niepotrzebny ból i próbowała się zreflektować. - Przepraszam, nie powinnam się czepiać, po prostu chyba dziwnie było to usłyszeć. Ale to chyba dobrze. W sensie. Najwidoczniej w końcu jakoś dałeś radę ruszyć z życiem dalej. Nawet jeśli okoliczności nie są zbyt szczęśliwe. Jestem z ciebie dumna. Naprawdę. Jak z rodzonego brata.

- Wiesz, że nie musisz mnie tak nazywać, prawda? Wiem, że Dazai prosił cię żebyś się mną zajęła i ogromnie to doceniam. Ale wiem, że to on był waszą rodziną i nic tego nie zmieni - mruknął Nakahara po raz pierwszy przyznając się na głos do niepewności, którą czuł. Bo on czuł się częścią rodziny de Luca. Miał wrażenie, że Rosalie i Adelaide były jego siostrami. Ale to, czy one czuły to samo, czy robiły to tylko ze względu na Dazaia to zupełnie inna kwestia. A on nie zamierzał zmuszać ich do wyjścia poza ich strefę komfortu nawet w kwestii słów.

- Masz rację. Nie zmieni - przyznała mu rację Rose, przez co na krótką chwilę serce Chuuyi zdawało się zatrzymać. - Traktowałam Daia jak młodsze rodzeństwo przez ogromną część mojego życia. Był dla mnie tak ważny jak Adsy. Tylko że to, że nasza relacja rozwinęła się ze względu na jego prośbę niczego jej nie umniejsza. Przynajmniej w moich oczach. Bo tak między nami to Dai nie musiałby nawet prosić. Stałeś się rodziną od tego pamiętnego momentu, który wbił w fotele absolutnie wszystkich, gdy Adsy chciała wybrać sobie ciebie na narzeczonego, a Dai oświadczył, że jesteście razem. I będziesz rodziną tak długo, jak którekolwiek z nas będzie oddychać.

- Szczerze nie mam pojęcia, co zrobiłem w życiu na tyle dobrze by na was zasłużyć. By ta gnida na was zasłużyła - oznajmił rudzielec, nie mając nawet pojęcia, jak ważne dla niego to było stwierdzenie i ile ciężaru zdjęło z jego barków.

- Na rodzinę nie trzeba zasłużyć Chuu. Rodzina po prostu jest. Zwłaszcza wtedy, gdy jej potrzebujesz - uświadomiła go Rose, deliketnie dźgając go palcem w policzek i mając pełną świadomość tego, że chłopak za dużego szczęścia do rodziny z krwi nie miał.

- Kolejna rocznica jego śmierci brzmi jak coś, gdzie można potrzebować rodziny? - spytał w odpowiedzi Chuuya.

- Między innymi - przyznała niechętnie Rose wracając do pierwotnej pozycji i tym razem samej dolewając im wina.

- Ten rok będzie inny, niż poprzednie - oświadczył cicho Nakahara, zaciskając palce wolnej dłoni na ramieniu tak mocno, że na pewno miały mu po tym zostać siniaki.

- Co masz na myśli? Chyba nie... Powiedz mi, że nie zacząłeś znowu go szukać - oznajmiła Rose, patrząc na chłopaka z przerażeniem i czując nową falę zmartwienia. Bo może coś było naprawdę nie tak. Może powinna była znaleźć jakieś wskazówki wcześniej. Może powinna była go powstrzymać.

- Nie muszę go szukać. To tylko głupie przeczucie, spokojnie - oświadczył Nakahara, nim kobieta zdążyła pogrążyć się w spirali wyrzutów sumienia, na co ta odetchnęła z ulgą.

- Ale jakbyś kiedyś wpadł na taki pomysł to pamiętaj żeby najpierw się odezwać, dobrze? Spróbuję wybić ci to z głowy. Wszyscy pamiętamy, jak prawie skończyło się to ostatnim razem - poprosiła łagodnie włoszka.

- Nie byłem w za dobrym stanie - przyznał zadziwiająco szczerze rudzielec.

- Niedomówienie roku Chuu - podsumowała to stwierdzenie Rose.

- Czy ja kiedykolwiek spytałem o to ciebie? - spytał nagle rudzielec, na co kobieta spojrzała na niego z zaskoczeniem i zmrużeniem oczu.

- Co konkretnie masz na myśli? Zadajesz całkiem sporo pytań na różne tematy - uświadomiła go ze śmiechem, odstawiając kieliszek na blat i biorąc głębszy oddech. Wiedziała, że odpowiedź na następne pytanie nie będzie prosta.

- Czy pytałem cię jak się czujesz? - naprostował Nakahara, patrząc na włoszkę przepraszająco. - Chyba nie. Nie przypominam sobie przynajmniej żebym pytał. Trochę wredne z mojej strony. Tyle czasu zachowywałem się tak, jakbym tylko ja go stracił. Jakby tylko mnie mogło to dotknąć. Nie mogłaś nawet prawidłowo przeżyć własnej żałoby, bo musiałaś zająć się mną. A przecież też byłaś jego rodziną. Po tobie to też nie spłynęło jak woda po kaczce. Musiałaś odczuwać tak podobne do moich emocje, a jednak trzymałaś je na wodzy. Więc przepraszam, że zajęło mi to aż trzy lata, ale w końcu jestem w stanie cię o to zapytać. Jak się czujesz?

- Szczerze? Wydaje mi się, że jestem w gorszej sytuacji, niż ty - Rose postawiła na szczerość. I tak tłumiła w sobie te wszystkie uczucia przez ostatnie trzy lata dla dobra wszystkich. Skoro Nakahara ją zapytał to najwidoczniej był gotów na usłyszenie prawdziwej odpowidzi. - Wiem, wiem, to nieporównywalny poziom, ale ty wyglądasz na spokojniejszego. Jakbyś naprawdę powoli zaczynał się z tym godzić. Ja jeszcze nie potrafię. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła. Czasami łapię się na tym, że słyszę wibrację telefonu i podnoszę go z nadzieją, że to on dzwoni. Albo że przysłał jakieś kolejne idiotyczne zdjęcie czy to ze sobą w roli głównej robiącego dziwną minę, czy po prostu otoczenia. Czy kota, którego znalazł przy drodze i musiał nagrać mi, jak go głaska. Czasem coś się dzieje i opamiętuję się w ostatniej chwili, bo już mam jego numer gotowy do wybrania. Nie potrafię przejrzeć naszych starych wiadomości bez płaczu. Te najdrobniejsze rzeczy bolą najbardziej. Bo jakaś część mnie jest spokojna. Nie wiem, czy to, co mówię ma jakikolwiek sens...

- Ma Rose. Naprawdę ma - uspokoił ją Chuuya, gdy kobieta zaczęła nerwowo wyłamywać sobie palce i wędrować wzrokiem bez celu.

- Po prostu wiesz - kontynuowała, po raz pierwszy zrzucając ten ciężar z własnych barków. - Nie żałuję niczego w naszej relacji. On wiedział, że go kochałam i że zawsze traktowałam go jak młodszego brata. Utrzymywaliśmy tak bliski kontakt jak tylko się dało biorąc pod uwagę nasze powiązania z różnymi mafiami. Pisaliśmy czy dzwoniliśmy do siebie praktycznie codziennie. A jednocześnie zdarzały się nawet miesiące bez odezwania po którejś ze stron. Dlatego teraz to wciąż wydaje się takie irracjonalne. Bo mam wrażenie, że to tylko kolejna przerwa. Że on dalej może zadzwonić i przeprosić, że napędził mi stracha - Rose otarła łzy, które zaczęły jej spływać po policzkach, mimo uśmiechu, który próbowała utrzymać. - Wizyty twarzą w twarz były mocno utrudnione, ale wiem, że przyjeżdżał, gdy tylko dawał radę. Nie zaprosił nas nigdy do siebie. Przynajmniej za czasów poprzednich szefów. Bał się, że nie pogodzi tych dwóch masek. Że albo my zobaczymy jego mroczniejszą stronę, albo jego podwładni zobaczą, że jakaś jego część wciąż jest człowiekiem, który ma emocje i którego można zranić. Po prostu żałuję tego, co mogłoby być. Przyszłości, która nie nadejdzie. Żałuję tego, że już nigdy nie będę mogła do niego zadzwonić. Że już nigdy nie dostanę durnego filmiku, na którym przypadkowy kot z ulicy drapie mu twarz. Ba, chociaż to zabrzmi idiotycznie, żałuję tego, że Adsy nie będzie miała szans na rozwinięcie swojej relacji z nim. Bo może nie przyzna się do tego zbyt chętnie na głos, ale ona też go kochała. I żałuje bardziej, bo większość tego czasu spędziła na przepychankach i docinkach, które są przecież tak typowe dla osób w ich wieku, ale które z pewnej perspektywy zdają się tylko stratą cennych chwil. Ją zżera to bardziej. A ja nie mam jak jej pomóc.

- Jeśli młoda jest choć trochę podobna do Dazaia to są małe szanse, że dopuści do siebie kogokolwiek - zauważył delikatnie Chuuya. - Zwłaszcza w tak delikatnej chwili. Myślisz, że jej wizyta tutaj to dobry pomysł?

- Szczerze? Nie wiem - przyznała Rose przyjmując od Nakahary chusteczkę do otarcia twarzy i nosa. - Ostatnio była tutaj, gdy on jeszcze żył a ona szukała sobie męża. Wtedy, gdy coś się stało mogła pójść do niego, on mógł obiecać jej, że wszystko się ułoży i nagle całe poczucie niebezpieczeństwa znikało jak za sprawą magicznej różdżki. Teraz tak nie będzie. Już nigdy tak nie będzie. Ale to jej decyzja i nie mogłam jej tego zabraniać. Może pluje sobie w brodę, że ominęła dwie poprzednie uroczystości? A może po prostu się za nim stęskniła i chciałaby móc chociaż usiąść przed jego nagrobkiem i porozmawiać z nim tak, jakby naprawdę tam był i mógł jej odpowiedzieć? Nie wiem. Niestety w tej kwestii moja siostra to dla mnie absolutna zagadka.

- A jak trzymają się dzieciaki? - spytał Nakahara, gdy cisza zaczęła się przedłużać, ale on widział po całej drżącej postawie Rose, że kobieta potrzebuje przebyć tę rozmowę raz od początku do końca.

- Dzieciaki? - spytała zaskoczona włoszka, nim przełknęła kilkukrotnie ślinę i skupiła się na odpowiedzi. -Bardzo dobrze. Ja przy nich trzymam się o wiele gorzej. Bo widzisz, nie powiedzieliśmy im. Nie potrafiłam. Za każdym razem, gdy o niego pytają są tacy szczęśliwi. Mówią, jak bardzo nie mogą się doczekać. Wymyślają nowe smaki lodów, na które go zaciągną. Mają całe listy rzeczy do zrobienia. I to boli jak diabli. Mam wrażenie, że nieświadomie wyrywają mi serce z każdą taką rozmową. Cóż, taka moja za to kara. Ale są za młodzi żeby poznać prawdę. Nie muszą jeszcze wiedzieć o śmierci. Nie muszą czuć tego zagrożenia związanego z tym, że ich rodzina jest w mafii. Tego strachu na każdym kroku o czyjeś życie. Mogą jeszcze przez chwilę pobyć beztroskimi dziećmi i naprawdę nie chcę im tego odbierać w najbliższym czasie. Kiedyś będę musiała, ale będę to przedłużać na tyle, na ile dam radę.

- Niby mówią, że z każdym mijającym dniem jest łatwiej - próbował pocieszyć ją Nakahara.

- Oboje doskonale wiemy, że to kłamstwo - zaśmiała się nieszczerze Rose, na co Chuuya tylko sięgnął po kolejną butelkę wina.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top