P. XX / BOGOWIE, JAK SZEF TRAGICZNIE WYGLĄDA

Wiecie co? Ktoś właśnie czyta pierwszy tom. I dotarł do momentu, jak Dazai do siebie strzelił. I ta osoba naprawdę to przeżywa, bo komentuje (co mega, mega doceniam), ale uwielbiam ten przeskok między Wami, którzy już jesteście w tym momencie tej historii i na kolejne cierpienia każdej postaci macie takie "dawaj, wiemy, że jesteś sadystką", a osobami, które dopiero zaczynają z tym ficzkiem i mocno przeżywają rzeczy, na które Wy już machacie ręką. Top tier comedy, właśnie po to piszę tego ficzka. Miłego dziona buby ♥


Wystarczyło jedno zebranie. Jedno zebranie, na którym go nie było, a był tak bardzo w plecy z absolutnie wszystkim. I zazwyczaj w takich przypadkach ktoś wprowadzał go w temat, zdradzał mu najważniejsze szczegóły pomijając bezsensowną gadaninę, która zazwyczaj mimo wszystko towarzyszyła zebraniom. Tym kimś w tym konkretnym przypadku miała być Akiko, która przywitała go u samego wejścia z tabletem w dłoniach i w pełnej gotowości. Tylko, że ta opcja trochę spadła mu ze stołu w wyniku rozmowy, która była jednym z największych rollercoasterów w całym jego życiu. Bo zaczęło się przecież tak niewinnie, zaczęło się od żartów. Te żarty miały trwać. Yosano nie miała się na niego wściec, choć Chuuya musiał przyznać, że miała do tego święte prawo. Bo przecież Nakahara w jakimś stopniu znał, bo mu powiedziała, albo chociaż przypuszczał, jakie było stanowisko i emocje lekarki wobec konkretnych spraw. Pamiętał też, ile jego wybuchów, ile jego przytyków i sytuacji, gdzie musiał się wyżyć, znosiła z uśmiechem na twarzy i z chęcią pomocy. Przekroczył linię. I wiedział to sekundę po tym, jak słowa opuściły jego usta. I teraz powinien pójść za Yosano i ją przeprosić. I miał na to nawet ochotę. Ale nie miał do tego prawa. Więc tylko chwycił w dłonie leżący na biurku tablet i na własną rękę zaczął przeglądać raporty.

Yosano otarła łzy wchodząc do windy i nieco zbyt agresywnie wciskając guzik piętra, na które chciała dojechać. Natychmiast też przeprosiła, zupełnie w eter, jakby przycisk realnie mógł odczuć ból związany z całą tą sytuacją. Dziewczyna zamrugała kilka razy, przetwarzając wszystko, co właśnie zrobiła i zaśmiała się krótko zdając sobie sprawę z kuriozalności własnych działań. Jakaś jej część chciała zatrzymać windę i wrócić na najwyższe piętro, przeprosić Chuuyę i kontynuować cały ten dzień tak, jak miał się potoczyć. Stając naprzeciw wszystkich wyzwań razem. Tylko, że była to stosunkowo mała część w porównaniu do tej, która zamierzała unieść się dumą. Bo tak naprawdę nie miała za co przepraszać. Jasne, jej serce mówiło jej coś zupełnie przeciwnego, ale zamierzała trzymać się czystej logiki. Tak, wymagała od Chuuyi niemożliwego. Tak, kazała mu maskować jego uczucia. Tak, zrzuciła na jego barki ciężar całej Portowej Mafii. Tylko, że nie zrobiła tego przez własne widzimisię. Bycie katalizatorem między Nakaharą a Cuppolą było jej sposobem na ukaranie się.

Bo przecież kochała Dazaia. Z całego serca. Chłopak wierzył w nią, dał jej dom, pozwolił się rozwinąć. Jak mogła nie darzyć go silnym uczuciem? Tylko, że umarł. Wszyscy to widzieli. Wszyscy widzieli, jak Christie podcina mu gardło, a potem kopie jego bezwładnego trupa po ulicy. I jasne, wszyscy wierzyli, że to Dazai, że on nawet Kostuchę w kości ogra, podpierdoli typowi kosę i wróci do żywych, bo przecież to był Dazai, wywinął już niejeden cud, ale mijały miesiące. Miesiące, kiedy szukali nawet nie jego samego, ale najdrobniejszego śladu, który mógłby im zasugerować, że chłopak jednak jakimś cudem przeżył. Szczątkowego dowodu. Tylko, że nie znaleźli niczego. Każde kolejne śledztwo kończyło się porażką. I każda porażka coraz bardziej dobijała Nakaharę, który i tak ledwie utrzymywał się na powierzchni, gdy wszystkie emocje ciągnęły go w największe głębiny. Dlatego Yosano odpuściła. Straciła jednego przyjaciela, nie mogła patrzeć na to, jak drugi traci zmysły walcząc z wiatrakami. Dlatego wzięła to na siebie. Dlatego przekazała mu, że to już nie ma sensu, mimo że sama chciała szukać kolejnych sposobów, na jakie Osamu mógł przeżyć. Dlatego powstrzymała jego walkę, bo gdyby Nakahara kontynuował, nie byłoby żadnej pewności, że w ogóle dożyłby powrotu Dazaia. Nie wspominając o jego próbie samobójczej. 

A emocje? Jasne, zmusiła Nakaharę do ukrycia swoich, ale nie była to hipokryzja. Sama też musiała uśmiechać się, pocieszać chłopaka i zawsze być gotowa do działania. Nie mogła przy Chuuyi pokazać, jak bardzo też tęskni za Dazaiem. Musiała być dla niego podporą, więc on nie mógł zobaczyć, w jak słabym stanie sama jest. A była w tragicznym. I to, w jak bardzo tragicznym, pamiętała tylko Kato, która płakała razem z nią, gdy zostawały same w mieszkaniu, gdy maski opadały przy przekroczeniu progu domu i mogły pozwolić sobie na szczere uczucia i emocje. Nikt nie mógł pokazać swoich prawdziwych uczuć przy Nakaharze, bo wszyscy wiedzieli, że to by tylko chłopaka pogrzebało. Więc udawali, że pogodzili się ze stratą przyjaciela. Udawali, że wszystko jest w porządku. Zakopali się w pracy, której naprawdę mieli ogrom. A potem to przestało być szaradą. Powoli, z dnia na dzień, ale zaczęli godzić się z nową sytuacją. Zaczęli doceniać sytuacje, które przeżyli, wspomnienia, którymi mogli cieszyć się po swoje ostatnie dni. Pozwolili smutkowi i żałobie nie tyle odejść z ich serc, bo po utracie takiej osoby, jaką był Dazai, było to absolutnie niemożliwe, ale wycofać się w zakamarki ich serc. I wszystkim cały czas przyświecały słowa Rosalie, że muszą być silni, bo tak naprawdę najważniejszy jest Chuuya. Bo ich emocje w porównaniu się nie liczą. Okrutne stwierdzenie, zwłaszcza w takiej sytuacji, ale Włoszka sama dopasowała się do swoich słów dając im w ten sposób przykład.

Dlatego Yosano nie zamierzała przepraszać. Bo przez te trzy lata też nie miała lekko. Bo ona też każdego dnia tęskniła jeszcze za Dazaiem. Bo może przeżyła swoją żałobę, ale cały czas miała wrażenie, że to nie wystarczyło. Że nie zrobiła tego absolutnie tak, jak oczekiwałby po niej przyjaciel. Tylko, że miała jeszcze mniejsze prawo do pokazania tego wszystkiego, niż Nakahara. Więc jego słowa były dla niej po prostu potwarzą. Dlatego zareagowała emocjonalnie. I dlatego też musiała uspokoić się przed wyjściem z windy. Bo mimo wszystko była w pracy. Mimo wszystko musiała udowadniać na każdym kroku, że nie kierują nią emocje i że zasłużyła na swoje miejsce w Portowej Mafii nie tylko dlatego, że jej przyjaciel był Szefem. Przełknęła ciężko ślinę, wyciągnęła telefon żeby w aparacie sprawdzić, czy jej makijaż nie uległ zniszczeniu i odchrząknęła cicho poprawiając spódniczkę. Nie pierwszy i nie zdecydowanie ostatni raz musiała odłożyć swoje emocje na bok. Nawet jeśli na sam początek miała spotkać się z Kato, która nucąc cicho czekała na nią w jednym z pokoi socjalnych pijąc kawę. Akiko uśmiechnęła się z pewnym rozczuleniem z daleka, gdy zobaczyła swoją dziewczynę pochłoniętą raportem, który czytała na telefonie, lekko przygryzając język w wyrazie skupienia i machając jedną nogą w powietrzu w rytm piosenki, która akurat utknęła jej w głowie. Yosano zatrzymała się na chwilę by docenić ten pełen sielanki widok, zżerana przez wyrzuty sumienia w związku z tym, co musiała za chwilę zrobić. Musiała ją okłamać i liczyć, że Kato kiedyś jej wybaczy.

- Hej skarbie - oznajmiła z uśmiechem, podchodząc do dziewczyny, której twarz natychmiast rozpromieniła się w szerokim uśmiechu.

- Hej pani prezydent - odparła Kato radośnie, nie wstając z krzesła, ale obracając głowę w górę tak, by Yosano mogła pocałować ją na powitanie i przytulić od tyłu, kładąc swój podbródek na czubku jej włosów i oplatając ramionami.

- Pani prezydent? - spytała z niezrozumieniem Akiko.

- No albo nią jesteś, albo z nią sypiasz, bo ja nie wyobrażam sobie, co innego byłoby tak ważne żebyś nie wróciła do domu przez tyle nocek z rzędu - odbiła piłeczkę Kato, śmiejąc się cicho.

- Jak ci powiem, że to ważniejsze, niż prezydent, to mi wybaczysz? Obiecuję, że jak chwilowy bajzel się skończy to kupimy tonę tego najtańszego, ohydnego popcornu i usiądziemy na tarasie oceniając ludzi i rzucając w nich tym popcornem jeśli dostaną mniej niż 5 gwiazdek - zaoferowała Akiko, dalej nie ruszając się i trzymając ukochaną osobę w ramionach.

- Dostanę podwójne rzuty? - spytała nieufnym tonem dziewczyna na co Yosano zaśmiała się cicho.

- Przecież pokonujesz mnie i bez tego. Ja prawie nie trafiam w przechodniów a ty masz wzrok jak snajper nawet jak trzymasz popcorn w ręku - zauważyła lekarka poważnie po czym westchnęła teatralnie. - Ale możemy się zgodzić, że dostaniesz podwójne rzuty.

- Umiesz się targować moja droga, oj umiesz - przyznała jej dziewczyna, ponownie obracając się, by spojrzeć na ukochaną z tymi radosnymi ognikami w oczach i coś w duszy Yosano pękło. - Bierę ten deal. Opowiadaj. Chociaż, tak na marginesie, przekupiło mnie pierwsze zdanie, nie musiałaś zgadzać się na podwójne.

- Chodzi o Dazaia - powiedziała zadziwiająco cicho Yosano, gdy usiadła naprzeciw ukochanej, odbierając od niej kubek z kawą, który ta przesunęła w jej stronę ręką.

- W tej organizacji wszystko chodzi o Dazaia - odbiła piłeczkę Kato w sekundę tracąc dobry humor. - Poważnie. Plany Dazaia. Przyjaciele Dazaia. Niesiemy schedę po Dazaiu. Nie można mówić o Dazaiu, bo umarł. Zaraz człowiek do kibla nie wejdzie żeby nie usłyszeć czegoś o byłym Szefie. I szczerze? Już bym to wolała, bo chociaż robilibyśmy jakieś plany. Szukalibyśmy go. On tam może być i potrzebować naszej pomocy, dlaczego się poddaliśmy? Trzeba było odsunąć od tego Nakaharę i kontynuować bez niego. Dalibyśmy radę. I może byśmy go znaleźli, nie masz pewności, że byłoby inaczej... - rozgadała się szeptem dziewczyna, doskonale wiedząc, że tego typu rozmowy nie są zbyt mile widziane w Biurowcu ze względu na dość nieciekawy stan psychiczny Nakahary.

- Mamy pewność - przerwała jej Yosano z bólem w oczach.

- Jak możemy mieć pewność? - zaperzyła się dziewczyna patrząc na ukochaną spod uniesionych wysoko brwi. - Pamiętasz credo? Nie ma ciała, nie ma trupa.

- Po pierwsze to zawsze szło w drugą stronę i miało być zabezpieczeniem tyłków Portowej Mafii. Bo jak nie ma ciała to nie znajdą winnych i policja była bezsilna, zanim zaczęli pracować z nami - oznajmiła w pierwszej kolejności Yosano.

- Tak, tak, a zasłony były niebieskie, bo autor miał depresję - przerwała jej Kato patrząc na nią z mieszaniną rozczulenia i niedowierzania, że nawet po tylu latach w Mafii Yosano wypiera podstawowe rzeczy.

- Po drugie - kontynuowała lekarka zupełnie nie przejmując się drobną wstawką ukochanej. - Znaleźliśmy Dazaia.

- Czekaj, co ? - spytała zszokowana dziewczyna, nie wiedząc, której emocji pozwolić wybrzmieć jako pierwszej. Radości? Zaskoczeniu? Nieufności?

- Parę dni temu znaleźliśmy Dazaia - zaczęła tłumaczyć Akiko obserwując całą gamę uczuć malującą się na twarzy Kato. - Był w okropnym stanie. Dalej jest. Jego leczenie sporo potrwa. I no wiesz. Dazai miał burzliwą przeszłość w tej organizacji. Nie chcemy oficjalnie ogłaszać jego powrotu dopóki nie będzie pewnie stał na dwóch nogach, absolutnie zdrowy. Dlatego chwilowo przebywa w specjalnie przeznaczonym do tego piętrze, z bardzo wysokim stopniem tajności. Naprawdę nieliczni o tym wiedzą, a jeszcze mniej osób ma tam dostęp.

- Dlatego byłaś taka nieswoja na zebraniu. Dlatego tak naciskałaś na odnalezienie Kaguyi. To jest jakoś powiązane z Szefem, prawda? - spytała tylko dziewczyna, uznając, że czas na szok wygospodaruje sobie później, bo skoro Akiko jej o tym mówi to znaczy, że jest coś ważnego do zrobienia.

- Poniekąd tak, ale to plany na za wiele, wiele miesięcy - odpowiedziała zgodnie z prawdą Yosano.

- Dlaczego mi o tym mówisz? Skoro to tak ściśle tajne? - kontynuowała dziewczyna dość niepewnie, nie chcąc naruszyć protokołów i wątpiąc, by Yosano powiedziała jej coś tylko dlatego, że są razem, ale na wszelki wypadek nie chcąc tego ryzykować.

- Nakahara doszedł do wniosku, że twoja obecność może Dazaiowi pomóc - kontynuowała lekarka ostrożnie dobierając słowa i balansując na granicy prawdy i kłamstwa. - My wszyscy jesteśmy tam, bo musimy tam być. Bo musimy się nim zająć. Nie mamy czasu na zwykłe zagadanie do niego, zwykłą przyjacielską rozmowę. No i każdego z nas zżerają wyrzuty sumienia, że się poddaliśmy. I on by to wyczuł gdybyśmy próbowali odnowić z nim relację. Wiesz, że mimo wszystko się poddaliśmy, a on gdzieś tam nie dość, że czekał na ratunek bogowie wiedzą jak długo, to jeszcze musiał sam praktycznie doczołgać się do nas, bo zauważyliśmy go dopiero w Kobe. I jakoś tak w związku z tym wszystkim nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy. I trochę czasu minie zanim będę na to gotowa. Zresztą, potrafisz to sobie wyobrazić, znasz mnie lepiej, niż ktokolwiek inny. Ty chciałaś walczyć. Ba, nawet pięć minut temu gadałaś o wyznaczniu kolejnej wyprawy poszukiwawczej. Tobie będzie łatwiej zacząć traktować go tak, jakby był jednym z nas. Przy nas będzie czuł raczej niechęć i wykluczenie i tak jak on nie jest temu w żaden sposób winien, tak my nie możemy nic na to poradzić. 

- Znam cię - potwierdziła dziewczyna delikatnie, czule ujmując twarz Yosano w dłonie ponad stolikiem. - Dlatego nie będę naciskać i będę cię wspierać przez całą drogę. I będę akceptować decyzje wszystkich w dowolnej kwestii dotyczącej Dazaia. Ale cieszę się, że będę mogła być punktem zaczepienia do jego powrotu do normalności. I trochę mam nadzieję, że za jakiś czas pójdziecie w moje ślady.

We dwie ruszyły w stronę windy i we dwie odmeldowały się na odpowiednim piętrze, gdzie z miejsca przywitał je zaskoczony Nakahara. Po minie chłopaka Yosano widziała, że chce ją przeprosić, że chce z nią porozmawiać, ale jeszcze nie była gotowa na tę rozmowę i ten jeden raz zamierzała posluchać się własnych uczuć. O dziwo, Chuuya zaakceptował to i skupił się na pełnej szczęścia i dobrego humoru blondynce, która zupełnie nieświadomie miała zostać ich królikiem doświadczalnym. Nakahara trochę zazdrościł Kato. Zazdrościł tej niezłomnej wiary. Tego, że dziewczyna będzie teraz mogła spojrzeć Dazaiowi prosto w twarz bez wyrzutów sumienia.  Że podejmie tę relację tak, jak ją zostawiła trzy lata temu, nawet jeśli siedząca przed nią osoba to nie do końca będzie Dazai.

- Z góry chciałem ci podziękować za to, że się zgodziłaś - zaczął Nakahara, zauważając, w jak oczywisty sposób Yosano stojąc za Kato udaje, że wcale go tam nie ma. - To naprawdę wiele dla nas wszystkich znaczy. Pamiętaj tylko o trzech rzeczach. Z jednej strony nie zawsze dasz radę do niego dotrzeć. Czasami może gadać absolutne głupoty, ale zignoruj to, To kwestia niezwykle silnych leków pod których działaniem się znajduje. Monitorujemy jego stan zdrowia, ale to, co możemy zrobić, jest mocno ograniczone i będzie wymagało czasu.

- Jasne, rozumiem - odpowiedziała krótko, poważniejąc na chwilę.

- Druga kwestia to chwilowe zakwaterowanie Dazaia - kontynuował Nakahara, trzymając w dłoniach plik kilkunastu kartek zapisanych drobnym druczkiem. Umowa, którą musiał podpisać każdy mający dostęp do Dazaia. Klauzura tajności. - To praktycznie cela. Bardzo wygodna, ale jednak cela. I to nie chodzi o to, że Dazai zrobił coś złego albo że jest niebezpieczny dla nas. Po prostu znasz go. Najchętniej by stąd zwiał i od razu ruszył do akcji nie bacząc na swoje rany. Ta cela ma po prostu zatrzymać go w środku dla jego własnego zdrowia i bezpieczeństwa. Jest kodowana genetycznie, więc ty dasz radę przejść przez nią w każdą możliwą stronę, ale nie będziesz mogła go dotknąć w żaden sposób. A on nie będzie mógł wyjść. No i cały czas znajduje się pod obserwacją kamer rozmieszczonych w pomieszczeniu.

- Ma to sens - przyznała dziewczyna, smutniejąc nieco na myśl o tym, jak bardzo musi to ranić Dazaia.

- I ostatnia kwestia - dodał Chuuya. - Dazai może mieć zapaść, gdy będziesz na dole. Wtedy zostaniesz poproszona o opuszczenie pomieszczenia. Musisz się do tego rozkazu dostosować natychmiast i bez zadawania zbędnych pytań. Ja wiem, że to wszystko jest pogmatwane, ale ta kwestia jest zbyt ważna żeby jakkolwiek tu ryzykować.

- Zgadzam się na wszystkie warunki. Jeśli uważacie, że jakkolwiek mogę pomóc Szefowi to to zrobię - odpowiedziała tylko dziewczyna, a Yosano miała ochotę owinąć ją w folię bombelkową i wywieźć gdzieś daleko byleby była bezpieczna, bo była zdecydowanie zbyt dobra dla tego świata.

- Dobrze. W takim razie podpisz się tutaj. Papierologia potwierdzająca wprowadzenie cię do tematu, kilkanaście stron nudy, wszystko właśnie ci streściłem, nie ma co marnować na to więcej czasu, niż jest to konieczne - uznał rudzielec, podając dziewczynie kartki i wskazując miejsce do podpisu.

- Ja mam trochę czasu do zmarnowania - oznajmiła sucho Yosano wcinając się nim Kato wzięła od Nakahary długopis. - Nie będziesz miał nic przeciwko, prawda? Posiedzę tutaj dopóki Kato będzie na dole z Dazaiem, jak będzie wychodzić to to podpisze.

- Nie, oczywiście, że nie mam nic przeciwko - potwierdził Nakahara patrząc na Yosano z pewnym bólem.

- Cudnie - uznała tylko dziewczyna, zabierając umowę i cofając się na swoje miejsce, mierząc Nakaharę chłodnym spojrzeniem pierwszy raz od kiedy oboje znaleźli się na tym piętrze.

- Nie za bardzo lubię atmosferę, która między wami panuje - zauważyła Kato ostrożnie. - Ale nie będę się wcinać między wódkę a zakąskę. Jeśli to wszystko to czy mogę już lecieć? Chciałabym zobaczyć go na własne oczy. I chciałabym z nim porozmawiać.

- Leć - potwierdziła tylko Yosano z rozczuleniem, całując dziewczynę w czoło na pożegnanie. - Uważaj na siebie, dobrze?

- W związku z czym? Przecież to tylko Szef! - krzyknęła Kato już biegnąc w stronę windy żeby zjechać poziom niżej.

- Tylko albo aż - mruknęła cicho Akiko, obserwując ją dopóki nie zniknęła jej z oczu, a potem zajmując jedno z biurek, najdalej od Nakahary jak tylko się dało. I chłopak to uszanował.

- Hej Szefie! Bogowie, jak Szef tragicznie wygląda - zaczęła Kato praktycznie od wejścia, gdy tylko dostrzegła zarys sylwetki Dazaia w celi. - Znaczy, nie tragicznie, oczywiście, że Szef nigdy nie wygląda tragicznie, bo Szef zawsze wygląda świetnie, ale wie Szef co mam na myśli. Prawie umarcie trochę usprawiedliwia wory pod oczami. Tak się za Szefem stęskniłam, bogowie. Jest tyle rzeczy, o których muszę Szefowi opowiedzieć, że Szef sobie nawet nie wyobraża.

I paplając bez ładu i składu Kato usiadła po turecku na podłodze, a po chwili zaciekawiony nową sytuacją dołączył do niej Dazai, który tylko uśmiechał się z lekkim niezrozumieniem i słuchał tego monologu, ukradkiem spoglądając w stronę obserwujących go kamer i uśmiechając się nieprzyjemnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top