P. XVII / OPTYMIZM IZAKIEGO

No hej, przyszłam Wam podrzucić jeden rozdział i zwiać na najbliższy miesiąc xD


- Chuuya wszyscy już czekają w konferencyjnej, ale jesteś pewien, że chcesz się w to teraz pakować? - spytała zmartwiona Yosano, gdy Nakahara przekroczył próg Biurowca blady, roztrzęsiony, z ogromnymi worami pod oczami i ledwie powstrzywanymi łzami. - Na pewno w takim stanie chcesz im to przekazać? Tak wiem, że nienawidzisz tego stwierdzenia, ale nie sądzisz, że powinieneś utrzymać przed nimi jakiekolwiek pozory? Tak źle nie wyglądałeś od dawna. A to spory wyczyn biorąc pod uwagę, że to ja zbierałam cię z podłogi w szkolnym kiblu parę dni temu.

- Powinni wiedzieć - odpowiedział słabo Chuuya, pozwalając się zatrzymać przyjaciółce na środku głównego holu, gdy Yosano gestem dała wszystkim znać, że mają opróżnić pomieszczenie i zostawić ich samych.

- Owszem, powinni - potwierdziła, uśmiechając się lekko i delikatnie ujmując twarz przyjaciela, zmuszając go tym samym, by spojrzał wprost na nią. - Ale nie są małymi dziećmi. Zrozumieją opóźnienia. Zrozumieją, że potrzebowałeś chwili. Ba, zrozumieliby nawet, gdyby w ogóle się o tym wszystkim nie dowiedzieli. Ufają tej organizacji, ufają tobie. Przecież, przykład pierwszy z brzegu, Ozaki nie ma pojęcia o działaniach Usaia. Nie rzucą ci zabawkami po całej piaskownicy tylko dlatego, że przekażesz im wieści z niewielkim opóźnieniem. 

- Yos, ja po prostu nie wiem, co mam zrobić - przyznał się szeptem Nakahara pozwalając pierwszym łzom na spłynięcie po jego policzkach. Patrzenie na przyjaciela w takim stanie łamało Yosano serce. - Potrzebuję kogoś, kto spojrzy na tę sytuację z szerszej perspektywy. Kto potrafi myśleć logiczniej, niż ja w tym momencie. Potrzebuję rady. Odpowiedzi.

- I sądzisz, że teraz ją dostaniesz? - spytała szczerze, doceniając, że naprawdę zostali sami. Niezależnie od tego, co mogliby pomyśleć o Chuuyi strażnicy, sam Chuuya nie wybaczyłby sobie takiego momentu słabości widzinego przez innych. - Sądzisz, że twoje przerażenie, rozdygotanie, stres i nienawiść skierowana w stronę samego siebie się im nie udzielą? Ty myślisz, że mogłeś szukać Dazaia dłużej. Tam na górze są ludzie, którzy przekonywali cię, że masz prawo się poddać, że zrobiłeś wystarczająco dużo. Gdy usłyszą nowiny od roztrzęsionego ciebie myślisz, że co sobie pomyślą? Że nie zaczną sobie wyrzucać, że może niepotrzebnie odwodzili cię od samobójczych pomysłów? Że może powinni wspierać cię w dalszym szukaniu Dazaia? I tak, wiem, że to jest nieproporcjonalne. Wiem, że ich zniszczy to o wiele mniej, niż ciebie. Ale jesteś szefem Chuu. A to jest cholernie krytyczny moment. I uwierz mi, nikt bardziej nie cierpi prosić cię o odłożenie emocji na drugi plan, niż ja, ale chwilowo właśnie o to proszę. Muszę. I kiedyś mi za to podziękujesz.

- Więc co powinienem zrobić twoim zdaniem teraz? - odparł Nakahara z bólem w oczach tak wielkim, że Akiko najzwyczajniej w świecie go przytuliła, niemalże czując, jak chłopak rozpada jej się w rękach.

- W tym momencie? Wyjdź z Biurowca. Olej spotkanie Cuppoli, ja je poprowadzę z Izakim. Przedstawimy im część nowej sytuacji, wspomnimy o tym, że będziemy musieli podzielić zasoby tak by móc wysłać niewielkie oddziały badawcze do Europy, Wspomnimy, że ma to związek z Dazaiem, ale nie powiemy jaki. Albo po całości zrzucimy to na Christie. To duże i ryzykowne przedsięwzięcie, uwierzą, że po to zwołaliśmy ich o tej godzinie - odpowiedziała z absolutnym spokojem, który powoli, bo powoli, ale zaczął się udzielać Nakaharze.

- Okay cieszę się, że zadbasz o moją dupę, ale to dalej nie jest odpowiedź na moje pytanie. Nie mogę teraz zostać sam. Jeśli zostanę, nawet na chwilę, to wszystko mnie przygniecie i pogrzebie raz na zawsze - odparł cicho Nakahara nie podnosząc nawet głowy znad ramienia przyjaciółki.

- Wiem skarbie, wiem. I nie wierzę, że to mówię, ale rzeczywiście musisz być dzisiaj z kimś. Rozumiem, że matka i Shuuji odpadają, bo to jeszcze nie ten etap odbudowy zaufania. Ja nie będę miała jak z tobą zostać jeśli muszę ogarnąć wszystko tu, na miejscu - zaczęła wymieniać Akiko, delikatnie gładząc Nakaharę po włosach. -  Nawet jeśli zadzwonisz do Rose, co w sumie powinienieś zrobić, przylot tutaj w najlepszym wypadku zajmie jej kilkanaście godzin, a i to zakładając, że ma jak wyrwać się ze swojego życia. Bogowie, ja naprawdę to powiem i doceńmy ten moment, bo sama nie wierzę, że przejdzie mi to przez gardło, ale... Moim zdaniem powinieneś zadzwonić do Rina. 

- Przecież nie znosisz tego typa - zauważył Chuuya spinając się nagle i zamierając na myśl o tym, że przecież pokłócił się z własnym chłopakiem tak dawno temu, a teraz miałby tak z konopii zwalić mu się na głowę? Przecież pocałuje klamkę w najlepszym przypadku. Nie potrzebował kolejnego ciosu w serce jednego wieczoru.

- Nie zamierzam temu zaprzeczać - przyznała szczerze Yos, na co Nakahara uśmiechnął się nieznacznie. - Ale potrzebujesz na chwilę odsunąć się od mafijnych spraw. Potrzebujesz złapać kilka godzin względnie porządnego snu. Potrzebujesz czyjejś obecności obok żeby się uspokoić i być w stanie funkcjonować z poczuciem winy, a nie dać się mu przygniatać. Więc idź do domu. Złap lepszą perspektywę. Jutro musisz wrócić spokojniejszy.

- Yos? Dziękuję. Za wszystko. Nie dałbym bez ciebie rady, wiesz? - spytał chłopak, gdy przyjaciółka najpierw pocałowała go w czubek głowy a potem machnęła na niego ręką, jakby odganiała komara, by popchnąć go wreszcie delikatnie w stronę drzwi.

- Jasne, że wiem. Jestem niezastąpiona. A teraz leć i pamiętaj żeby zgarnąć mi kawę jak będziesz wracał - zaznaczyła dziewczyna, teatralnie ciężko wzdychając.

- Mogę mieć ostatnią prośbę? - spytał Chuuya dosłownie stojąc w drzwiach.

- To zależy. Telefon wykonać mogę, ale nalotu na Pentagon ci teraz nie zorganizuję - zaznaczyła z miejsca lekarka i zaplotła ręce na klatce piersiowej czekając na najnowszy pomysł własnego szefa.

- Raczej chodziło mi o to pierwsze - uspokoił ją z miejsca rudzielec, drapiąc się po karku w wyrazie zakłopotania. - Nie chcę dać Rose zawału. Wystarczająco się dziewczyna przeze mnie nastresowała. Dałabyś jej znać, że jej obecność tutaj mogłaby mieć pozytywny wpływ na sytuację? Ona czyta ze mnie jak z otwartej księgi. Dosłownie spojrzy na mnie raz i ogarnie, jak tragicznie jest.

- Załatwię to. Napiszę ci później wiadomość, kiedy zgodziła się wpaść. Dobranoc Chuu - dodała wybitnie sugestywnie Akiko

- Kocham Cię Yos - krzyknął na odchodne Chuuya machając przyjaciółce, gdy ta tylko z niedowierzaniem patrzyła przez chwilę na jego plecy zastanawiając się, czy są poziomy załamania, których da się przy Chuuyi nie osiągnąć.

- Wiem, wiem. Idź zanim się rozmyślę i zaciągnę cię do tej konferencyjnej - odkrzyknęła tylko dziewczyna i uśmiechnęła się nieznacznie, kierując własne kroki ku spotkaniu Cuppoli.

Nakahara długo zastanawiał się nad słowami przyjaciółki. Jasne, odskoczenie od wszystkich tematów, które tak bardzo ciążyły mu na sercu, na pewno dobrze by mu zrobiło. Tak, jak spokojny, nieprzerwany sen. Tylko, że Rin też miał prawo do swoich uczuć. Miał prawo być na niego wściekły za ostatnią sytuację między nimi. Chuuya zdawał sobie sprawę z tego, że kiedyś będzie musiał za to wszystko przeprosić. Wytłumaczyć się, jednocześnie nie zdradzając żadnego sekretu Portówki. Cywile powinni pozostać cywilami. I tak, Nakahara wiedział, że najchętniej spędziłby całą noc rozmawiając z Dazaiem, śpiąc w jego ramionach w ich mieszkaniu. Nawet przez te parę lat jego miłość do bruneta nie zmniejszyła się ani o jotę. Tylko, że chwilowo nie było to możliwe. I być może w ogóle nie miało być. I tak, zdawał sobie sprawę z tego, że traktuje Rina jak gorszy zamiennik, który nigdy nie będzie oryginałem. Tylko to wszystko nie były problemy na ten jeden, konkretny wieczór. To nie były problemy na raptem jedną, nieważne jak długą, rozmowę. Rudzielec nie wiedział, czego ma się spodziewać, gdy nacisnął dzwonek stojąc przed drzwiami Rina. A najmniej chyba spodziewał się tego, że chłopak realnie, i to dość szybko, mu otworzy.

- Hej - oznajmił tylko Nakahara, ściskając dłonie w pięści i nie potrafiąc nawet spojrzeć Rinowi w oczy.

- Hej - odpowiedział spokojnie Hotoke, opierając się piewrotnie leniwie o framugę, ale zerwał się jak oparzony, gdy zwrócił uwagę na stan Chuuyi. - Bogowie, Chuuya wyglądasz tragicznie i jesteś cholernie przemarznięty. Właź do środka - dodał ciepłym głosem, niemalże wciągając chłopaka do środka i zamykając za nim drzwi, zupełnie jakby byli w dobrych relacjach i nic złego się między nimi nie stało.

- Tak szczerze to nie spodziewałem się, że będziesz jeszcze na nogach. Albo, że w ogóle będziesz chciał mnie wpuścić - oznajmił Nakahara, gdy Rin posadził go na kanapie i opatuliwszy kilkoma kocami, ruszył do kuchni żeby zagrzać wodę na herbatę.

- Normalnie pewnie bym spał, ale przed chwilą skończyłem grać z chłopakami. Nie wiem, czy to aż takie dziwne, że cię wpuściłem - dodał, stawiając gorący napój na stoliku w zasięgu ręki rudzielca i siadając obok niego z lekkim, choć zaprawionym smutkiem uśmiechem.

- Co masz na myśli? Ostatnio jak rozmawialiśmy... - zaczął Chuuya, ale Hotoke z miejsca mu przerwał.

- Ostatnio jak rozmawialiśmy to niezbyt kulturalnie kazałeś mi wypierdalać - skończył za niego chłopak. - I początkowo byłem o to tak solidnie wkurwiony, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Wmawiałem sobie, że gdybyś wtedy danego dnia pojawił się przed moim domem to zgrywałbym tego twardziela ważniaka, który ma zlodowaciałą skałę zamiast serca. Że przetrzymam cię przed drzwiami i będę czekał na przeprosiny. Ale dni mijały i się nie pojawiałeś, a złość zaczęła mi przechodzić. I jak byłem spokojniejszy to przemyślałem parę rzeczy i uznałem, że poczekam. I przeproszę.

- Przeprosisz? - spytał zaskoczony Chuuya, po raz pierwszy od początku tej sytuacji patrząc Hotoke prosto w oczy.

- Yup. Też na początku mnie to zdziwiło, ale poważnie czuję taką potrzebę - odparł z lekkim choć krótkim śmiechem Rin. - Ustawiłeś granice. Najróżniejsze. Niektóre całkowicie logiczne, inne, moim zdaniem niezrozumiałe. Zazwyczaj je szanowałem, a w przypadku tych mniej ważnych, gdy je przekroczyłem, odpuszczałeś mi. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że są sprawy, których nie powinienem ruszać kijem. Że są rzeczy, których nie mogę zrobić, bo niszczą twoje poczucie komfortu. I wejście do mieszkania, gdy cię tam nie było, jest jedną z nich. Wymuszenie na twoim bracie żeby mnie wpuścił też. I chyba podskórnie czułem, że to co robiłem, było mocnym przegięciem, ale martwiłem się i okłamywałem sam siebie, że to wystarczy. Jakbyś wcześniej nie udowadniał mi raz za razem, że zawsze dasz sobie radę sam. Po prostu chyba chciałem ci być potrzebny.

- Rin...

- Cóż, wygląda na to, że wystarczyło poczekać - kontynuował chłopak najspokojniejszym możliwym tonem. - Wychodzi na to, że sam wyciągasz rękę do ludzi, gdy potrzebujesz pomocy. Cieplej ci już? Poczekaj, zrobię ci kolejnej herbaty. A wracając do głównego tematu to po prostu przepraszam. Przysięgam, że więcej tego nie zrobię i mam nadzieję, że nie wyrządziłem zbyt wielu szkód.

- Rin ja też przepraszam. Naprawdę - zaczął Nakahara, nic nie robiąc sobie z zaskoczonej miny chłopaka. - Nie za moją reakcję. Nawet gdybym chciał cię za to przeprosić to nie dałbym rady, bo nie czułbym się z tym komfortowo. Po prostu część tego, co się wtedy stało to była moja złość na ciebie za złamanie podstawowej zasady w naszej relacji, ale część to było zwykłe wyżycie się po ciężkim dniu na kogoś, kto nie był z tymi wydarzeniami w ogóle związany. Padło na ciebie tylko dlatego, że byłeś w złym miejscu o złym czasie.

- Czy możemy uznać, że między nami jest dobrze? Odpuścić tamtą kłótnię, wybaczyć sobie nawzajem i iść dalej? - spytał Rin na znak, że nie ma Chuuyi niczego za złe.

- Z tym może być mały problem. Nawet nie taki mały. Po prostu... Czy mogę opowiedzieć ci o tym za parę dni? Jak się już z tym wszystkim jakkolwiek uporam? Nie chcę źle dobrać słów, nie chcę cię zranić, ale chwilowo sam też nie wiem czego chcę z wyjątkiem tego, że zdecydowanie potrzebuję kolejnej herbaty i tego, żebyś mnie przytulił - odpowiedział szczerze Nakahara.

- Aż tak źle?

- Gorzej. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo gorzej - skomentował to rudzielec śmiejąc się nieszczerze z tego, w jak tragicznej sytuacji się znalazł na każdym możliwym froncie.

- Powiesz mi chociaż ogólnie, co się stało? Jakikolwiek zarys sytuacji? Nie naciskam i zrozumiem, jeśli odmówisz, po prostu skoro już przyszedłeś do mnie po pomoc to chciałbym pomóc ci najlepiej, jak tylko mogę. Powiedz mi, czego oczekujesz - odparł nieco zaskoczony tym wybuchem Hotoke.

- Sam nie wiem Rin. Sam nie wiem. A ty nie jesteś w stanie magicznie dać mi wszystkich odpowiedzi świata - oznajmił z niejakim smutkiem Nakahara, pozwalając siedzącemu obok chłopakowi się przytulić i przymykając oczy. Yosano miała rację, jak zwykle. Zmęczone ciało rudzielca zwyczajnie skupiło się na cieple siedzącego obok człowieka, a umysł Nakahary bardzo szybko oddał się bezpiecznej i cichej nicości.

Yosano uśmiechnęła się, gdy zobaczyła czekającego przed salą na nią Izakiego. Chłopak stał leniwie oparty plecami o ścianę obok drzwi i zerwał się ze swojej pozycji dopiero, gdy się z nim zrównała. Nie powiedział nawet słowa, tylko posłusznie wszedł za Yosano do sali konferencyjnej i zamknął za nimi drzwi, z miejsca rzucając się na swoje krzesło i siadając z nogami przerzuconymi przez podłokietnik.

- Przepraszam, że zwołaliśmy was o tej odzinie. Naprawdę. Wiem, że wszyscy wolelibyśmy leżeć teraz we własnych wyrkach. Tylko mamy dwie sprawy do omówienia, które wymagają bezzwłocznego omówienia - zaczęła Yosano, patrząc na wszystkich pokolei z przepraszającą miną. 

- Tylko dwie? Mało jak na tę organizację - zażartował Usai.

- Z Chuuyą wszystko w porządku? Nigdy nie przepuszczał żadnego zebrania, więc to dziwne, że go tu nie ma - zaczęła zastanawiać się na głos Ozaki.

- Z Chuu chwilowo nie jest w porządku - Yosano zdecydowała się na szczerość po dłuższej chwili przemyśleń. - Nie zrozumcie mnie źle, będzie sprawnie na nogach, gdy już do nas wróci, ale wydarzenia ostatnich dni dość mocno odcisnęły się na jego psychice. Wiem, że w jakiś sposób odcisnęły się na każdym tu obecnym, ale wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy w stanie zrozumieć, że to coś nieco innego, niż w przypadku Chuu. Potrzebował chwili odpoczynku. Dlatego uznaliśmy, że odpuści sobie to jedno spotkanie i pójdzie się przespać. Zresztą, nim bym się w tym momencie nie przejmowała. To wy jesteście tu, skazani na mnie jako prowadzącą tego spotkania. Na mnie i na Izakiego.

- Na Izakiego też? To bogowie miejscie nas w opiece - zażartował Harada chcąc rozluźnić atmosferę po tym, jak Akiko przyznała, że Chuuya mógłby być w lepszym stanie.

- Ej - oburzył się informatyk.

- To nic osobistego chłopie, po prostu wiesz. Jak zaczniesz gadać o technologii to rzucę w ciebie kubkiem - Poughi wsparł Haradę z miejsca.

- Uczciwe - przyznał chłopak krzywiąc się nieznacznie.

- Jedną ze spraw jest konieczność odnalezienia Kaguyi - przerwała im tę drobną wymianę zdań Yosano uznając, że wystarczy tego koleżeńskiego wstępu.

- Kaguyi? Nawet nie wiemy, czy ona jeszcze żyje. Śledziliśmy ją na ile mogliśmy żeby znać mniej więcej miasto, w którym się znajduje, gdy podróżowała po świecie, ale po jej wizycie w Londynie, która pozwól, że ci przypomnę, kosztowała nas niemało, ślad po niej zaginął. Nie mieliśmy z nią kontaktu od kiedy odjechała. Ledwo daliśmy radę ją jakkolwiek namierzać. A teraz chcesz ją odnaleźć? - spytała Ozaki szczerze zmartwiona.

- Nie ma ciała, nie ma śmierci, pamiętaj. No i jest jedno miejsce, którego nie sprawdziliśmy - zauważyła Yosano spokojnie.

- Chrzaniona Antarktyda - powiedział za nią Izaki z tą samą niechęcią, jaką zawsze żywił wobec całego tego kontynentu.

- Czy ja dobrze pamiętam, że żaden z naszych zwiadowców nigdy nie wrócił z Antarktydy? Że początkowo znikali bez śladu, a im więcej osób wysyłaliśmy, tym więcej krwawszych znaków dostawaliśmy, że nie jesteśmy tam mile widziani? - kontynuowała wciąż absolutnie nieprzekonana Ozaki przypominając sobie setki wypraw.

- Tak, myślimy o tym samym miejscu - potwierdziła Yosano.

- I sądzimy, że Kaguya nie podzieliła ich losu, bo? - spytała Shizuki, która może nie pamiętala tych wypraw, ale taki wstęp poprowadzony przez innych Hersztów zdecydowanie jej wystarczył.

- Bardziej modlimy się o to, że nie podzieliła ich losu - zauważył Izaki.

- To trochę okrutne ściągać ją, zakładając, że udało jej się odzyskać choć szczątki spokoju i normalnego życia, tylko dlatego, że potrzebujemy jej Zdolności - Ozaki zupełnie zignorowała słowa chłopaka, skupiając się raczej na swoim macierzyńskim instynkcie.

- To nie takie proste. Fakt, jej Zdolność jest niezwykle rzadka, ale szczerze? Łatwiej byłoby nam przeznaczyć te środki na odnalezienie kogoś z podobnymi umiejętnościami, niż na poszukiwania Kags - przyznała jej rację Yosano, choć zrobiła to z niewielkim ociąganiem. Ozaki miała rację. To było okrutne z ich strony. Tylko nie mieli już innych opcji.

- Więc o co chodzi? - spytała kobieta, próbując ogarnąć całą sytuację, gdy dostawała raptem strzępki informacji.

- Musimy zebrać w Kobe ludzi, którzy coś dla Dazaia znaczyli - wyjaśniła w końcu Yosano tonem, który ewidentnie prosił wszystkich dookoła o niedrążenie tematu. - Wiem, że chwilowo trzymamy się wersji, że tak naprawdę go nie widziałam. Ale musimy być gotowi na wszelką ewentualność. Możecie to uznać za moją fanaberię. Możecie uznać, że to tylko ja nie jestem gotowa skreślić tej możliwości i jeżeli Dazaia rzeczywiście nie ma w Kobe to sama przeproszę Kags i wszystkich, którzy udadzą się na misję odszukania jej. Po prostu mam wrażenie, że jeśli Dazai jest w Kobe to zobaczenie przyjaznych twarzy może wywabić go z ukrycia. A Kags była jedną z najbliższych mu osób jakby na to nie patrzeć. To z nią miał jako taki kontakt, gdy pracował w Zbrojnej. Nic wykraczającego poza życie prywatne i samopoczucie, ale zawsze ją uwielbiał. No i była pierwszą z osób, do których się odezwał, gdy wrócił do Portówki.

- Trochę też trzeba przypomnieć Kags, że nawet jeśli Hayato już tu nie ma, to wciąż ma tu rodzinę, która ją kocha i za nią tęskni - zauważył Izaki.

- Izaki, czy ty właśnie przyznałeś się do bycia człowiekiem? Do posiadania emocji? Zawsze myślałem, że masz podzespoły zamiast serca - skomentował to Poughi.

- Zamknij się jeśli ci komputer miły - odbił piłeczkę informatyk, nie podnosząc nawet głowy znad tableta, na którym pisał coś z typową dla siebie szybkością.

- Okay to jaki plan mamy na odnalezienie Kaguyi? - spytała Ozaki, przyjmując zupełnie inny front.

- Satelita nie za bardzo nam pomoże. Nie wykazuje żadnego ruchu, sygnatury cieplne też są zakłócone przez tę wieczną zmarźlinę. Już tego kiedyś próbowaliśmy - zauważył na spokojnie Harada, nim ktokolwiek zdążył się odezwać.

- Trzeba będzie wykorzystać Jeźdźca - odparł spokojnie Izaki, ściągając na siebie uwagę absolutnie wszystkich w pomieszczeniu.

- Wiesz, że za jednym pójdą wszyscy, a nie możemy pozwolić sobie na ich utratę - zauważyła Ozaki.

- Przecież Jeźdźcy brali udział już w tylu akcjach, nawet przy zmniejszeniu impaktu tej cholernej fali sprzed paru lat. Dla nich byłaby to tylko kolejna misja, są gotowi - odbiła piłeczkę Shizuki.

- Do tej pory wysyłaliśmy ich tylko tam, skąd mieliśmy pewność, że wrócą - nie poddawała się Ozaki.

- Stąd też wrócą - uspokoiła ich z miejsca Akiko.

- Skąd wiesz?

- Bo teraz jest wśrod nich Kaguya. Kags nie pozwoli skrzywdzić naszych - odparła absolutnie pewnym tonem lekarka.

- Zakładasz, że ona naprawdę gdzieś tam jest, że dołączyła do jakiejś grupy, która do tej pory tylko mordowała naszych, gdy próbowaliśmy się do nich zbliżyć. Tu jest za dużo zmiennych, za dużo niepewności. Zwłaszcza, że ja wiem, że wszyscy nienawidzimy tej możliwości, ale Kags może już z nami nie być. Równie dobrze może być po uszy w innej organizacji albo zwyczajnie zakopana gdzieś pod ziemią, nieważne, jak okrutnie to brzmi - dorzucił swoje trzy grosze Harada.

- Za tym planem kryje się coś jeszcze, prawda? - spytała nagle Ozaki po dłuższej chwili ciszy.

- Co masz na myśli? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Akiko, kupując sobie trochę więcej czasu na odpowiedź.

- Zazwyczaj poddajemy ważniejsze kwestie głosowaniu. To nie brzmi jak coś, za czym pójdzie głos. Brzmi raczej jakby Chuuya podjął już decyzję, o której powodach nie może nam jeszcze powiedzieć, ale która ostatecznie prawdopodobnie skończy się dla nas dobrze. Albo przynajmniej unikniemy dzięki temu katastrofy. No i Izaki się z tobą zgadza, a to rzadkość. I Izaki, coby nie mówić, traktował Kags jak siostrę. Małą, irytującą i w życiu by się do tego nie przyznał, ale skoro nawet on zgadza się, że musimy ją odnaleźć, to znaczy, że sprawa jest ważna - wtłumaczyła kobieta spokojnie.

- Nie mówiąc o tym, że to ogromne ryzyko i mnóstwo niewiadomych, na które wysyłamy własnych ludzi. To nie jest działanie w naszym stylu. Więc jeśli tak bardzo musimy pójść tą ścieżką i to w takim tempie, to znaczy, że wiecie coś, czego nie wiemy my - kontynuował Poughi.

- Z szacunku do was nie będę zaprzeczać. Pojawiła się nowa zmienna, o której chwilowo nie mogę mówić. Szczerze wolałabym żeby to Chuuya wprowadził was w temat i zrobi to, gdy tylko będzie mógł, więc czy możemy na razie porzucić powody i skupić się na planowaniu? - spytała Akiko, absolutnie się poddając i nie mając pojęcia, jakim cudem Nakahara radził sobie z przewodzeniem im wszystkim aż tak dobrze.

- Oczywiście - uznała Ozaki, a wszyscy Hersztowie niemo zgodzili się, skinąwszy lekko głowami - Będziemy musieli to zrobić międzydziałowo. Z tego, co pamiętam, u Shizuki w oddziale znajdują się najlepsi kartografowie, którzy mieliby szansę nie zgubić naszych ludzi wśród wiecznych śniegów. W mojej jednostce znajdują się ludzie, do których ochrony Jeźdźcowie już przywykli i z którymi bywali na misjach.

- Harada i Poughi wspomogą was w kwestii ludzi - dodała Shizuki.

- Ogarnę wam stabilne łącze między sobą i z nami i zadbam o gadżety, które mogą się wam przydać w podroży - podbił stawkę Izaki.

- To brzmi prawie tak, jakby miało się udać. Jakby to nie była samobójcza misja - zaśmiał się Usai.

- Cóż, skończy się to w jeden z dwóch możliwych sposobów. Albo ściągniemy Kags i wszyscy wrócą bezpiecznie, albo wyślemy jednych z najlepszych ludzi na rzeź - uznała Shizuki.

- Jeden z trzech - poprawił ją bez chwili zastanowienia Izaki.

- Jaki jest trzeci? - spytała Ozaki doskonale wiedząc, że będzie tego bardzo żałować.

- Christie ogarnie, że działamy poza granicą Kobe i każe nas wyrżnąć w pień albo spuści nam na głowy atomówkę. Ewentualnie dowie się, że zlokalizowaliśmy Kags i każe nam ją wydać na egzekucję, a jeśli odmówimy, bo oczywiście odmówimy, bo ta organizacja nie przeżyje większej ilości publicznych ścięć, to tak czy siak z Kobe zostanie gruz i ładny grzybek atomowy na niebie - wytłumaczył spokojnie Izaki.

- Twój optymizm zaraz zacznie nam się udzielać - warknęła cicho Yosano patrząc wybitnie jednoznacznie na towarzysza.

- Zakładam, że druga sprawa jest prostsza, niż pierwsza, prawda? - kontynuowała spotkanie Ozaki.

- Teoretycznie tak - potwierdziła z nieznacznym wahaniem Akiko.

- Teoretycznie? - podłapała natychmiast Shizuki patrząc na nią i oczekując wyjaśnień.

- Praktycznie będziemy wysyłać oddziały do całej Europy w najbliższych dniach, tuż pod nos Christie - Akiko uznała, że najprościej będzie jak z plastrem. Jak najszybciej i po bólu.

- A czyli nie musimy martwić się o to, że Christie zrzuci na nas atomówkę za niewydanie Kaguyi, bo zrzuci ją na nas za to, że złamaliśmy jej rozkazy i rozpanoszyliśmy się po Europie - uznała Shizuki uśmiechając z niedowierzaniem.

- I ty narzekałaś na mój optymizm - zauważył Izaki, a Yosano spojrzała na niego ciężko, naprawdę mając ochotę kopnąć go w kostkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top