P. XIX / NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ

-Wyglądasz pięknie, jesteś cudem świata, kocham cię, ta organizacja upadłaby bez ciebie i wziąłem dodatkowe cztery szoty espresso w twoim karmelowym macchiato - oznajmił na jednym tchu Chuuya, gdy zobaczył niemalże szarżującą na niego Akiko tuż po przekroczeniu progu Biurowca.

Chłopak stanął jak wyryty obserwując tylko, czy jego przekaz był wystarczająco krótki i jasny, by w pełni dotarł do zmęczonego mózgu jego przyjaciółki, która chwilowo wyglądała jakby zastanawiała się, czy darować mu życie przez jeszcze jeden dzień czy pozbawić go trosk świata doczesnego. Delikatna zmarszczka między jej zmarszczonymi brwiami była raczej efektem teatralnym, niż wynikiem realnej złości, więc Nakahara pełen nadziei zaczął obstawiać pierwsze rozwiązanie. Lekarka fuknęła na niego, patrząc na niego z wyrzutem i odbierając mu z rąk kawę, by wreszcie przymknąć na chwilę oczy i pokazać po sobie ten błogi spokój, gdy wypiła pierwszy łyk napoju.

- Zgaduję, że... - zaczął Nakahara, ale Akiko uciszyła go podniesieniem jednego palca i absolutną ignorancją jego istnienia, w pełni skupiając się na kawie. 

Dziewczyna praktycznie haustem wypiła połowę napoju, nim potrząsnęła głową, jakby chciała zrzucić z siebie poprzednią, nieprzyjemną skórę wrednej Yosano i gdy wreszcie spojrzała na rudzielca, zrobiła to z delikatnym, choć wybitnie zmęczonym uśmiechem. Dziewczyna oceniła go z góry do dołu krótkim spojrzeniem i przygryzła wargę udając, że powstrzymuje się od komentarza. Zupełnie, jakby kiedykolwiek jej to wyszło.

- Widzę, że chociaż jedno z nas miało bardzo udaną noc - oświadczyła przez ramię, ruszając w stronę wind i pozostawiając załamanego Chuuyę na krótką chwilę za sobą. 

Gdyby mogły, ciszę przerywałyby wtedy tylko stukoczące po marmurze obcasy lekarki i dźwięk dłoni zderzającej się z twarzą Nakahary w geście absolutnego poddania się. Chuuya wiedział jednak, że nie miał czasu na dziecinne obrażanie się i że po wszystkim, co zrobiła dla niego Akiko przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny, oferowanie jej prawa do podpuszczania go i wyśmiewania go, nawet jeśli te drobne śmieszki miałyby dostać się do uszu niższych szczeblem w Portówce, było praktycznie wymaganiem minimalnym.

- Spałem - odpowiedział tylko krótko chłopak, mając szczerą nadzieję, że to zakończy tę potyczkę, gdy znaleźli się przy windach, ale niewielki uśmieszek Akiko tylko utwierdził go w przypuszczeniach, że to dopiero początek.

- No ja wiem, że spałeś. Z Rinem - dodała na tyle głośno, by brzmieć niemal jak w normalnej rozmowie, ale równocześnie by pracownicy z holu na pewno usłyszeli jej słowa, na co na twarzy Chuuyi pojawiły się dość mocno widoczne rumieńce, a chłopak spojrzał dość jednoznacznie na przyjaciółkę.

- Jak ja cię czasem nienawidzę - mruknął cicho Nakahara, gdy zamknęły się za nimi drzwi windy i wreszcie zostali na chwilę sami.

- Wolę jak mówisz mi miłe rzeczy - obruszyła się Akiko robiąc przesadnie smutną minkę znad kubka kawy. - Że mnie kochasz i że ta organizacja beze mnie upadnie na przykład - dodała śpiewnym tonem. - Kurwa, kawa mi się skończyła - kolejne zdanie wypowiedziane zostało z absolutną rezygnacją i smutkiem.

- Druga też jest dla ciebie debilu - oznajmił z cichym westchnieniem Chuuya zabierając pusty kubek z rąk patrzącej na niego z uwielbieniem przyjaciółki i wciskając jej kolejny, pełny. - Chociaż ja nie wiem, czy taka ilość kofeiny jest dla ciebie dobra. Jak będziesz chciała zacząć gadać o różowych słoniach albo o tym, że kolory mają zapachy to daj mi znać, odprowadzimy cię na piętro medyczne, dobrze?

- Ty to wiesz jak rozpieszcza się kobiety - westchnęła teatralnie Yosano.

- Tak, kupujesz im sukienki, w których wszyte są kieszenie. Takie duże. Żebyście zmieściły tam telefon, portfel, ciasto z wieczoru panieńskiego, butelkę taniego szampana i ruski czołg. Sama mnie tego uczyłaś - odpowiedział z nieznacznym uśmiechem Nakahara, a Akiko spojrzała na niego przez chwilę dziwnie. - Yos, patrzysz na mnie jakbym właśnie odkrył czwarte prawo fizyki i przeleciał Edisona w tym samym momencie. To twoje słowa, co cię tak zdziwiło?

- Nie, nic - oznajmiła Akiko, zasłaniając dolną część twarzy kubkiem żeby ukryć rozczulony uśmiech. - Po prostu to pierwszy raz kiedy zażartowałeś od bardzo dawna. Kiedy tak na sekundę uśmiechnąłeś się tak absolutnie szczerze, bez zmartwień. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wydarzyło się to bez Rose w pobliżu. A wcześniej wiesz, przed Krwawymi Żniwami.

- Po pierwsze, na pewno z czegoś żartowałem przez ten czas - zaczął Nakahara, ale Yosano z miejsca mu przerwała.

- Tak, tak, cały czas, po prostu, tym razem było inaczej. Tym razem nie było w tym ukrytych pokładów bólu. Jakby przez sekundę to naprawdę miał być tylko luźny, durny żart. Nieważne, rozgaduję się na starość - uznała, machając na całą sytuację ręką, ale wciąż czując delikatne ciepło rozlewające się po jej sercu na myśl o tym, co zadziało się przed chwilą.

- Po drugie - kontynuował Chuuya, kręcąc z niedowierzaniem głową. - nazywanie dnia śmierci mojego narzeczonego, który najwidoczniej jednak nie umarł, albo umarł i zmartwychwstał bo jest chrzanionym Jezusem 2.0 a każdy mój dzień teraz to pieprzony dzień sądu ostatecznego, bo muszę mierzyć się z tym całym bagnem, "Krwawymi Żniwami" nie pomaga. Serio. Nie pamiętam, kto wpadł na tę debilną nazwę, ale mało rzeczy na świecie mnie tak irytuje, jak ona. Nie było wielkiej walki, nie było niczego. Zarżnęli dwóch naszych jak świnie. Jednego odzyskamy, drugiego nie. O kurwa Kaguya....

- Co z Kaguyą? - spytała Akiko zdziwiona nagłą zmianą tematu.

- Znienawidzi mnie. Tak bardzo absolutnie po całości mnie znienawidzi - oznajmił tylko Nakahara, zgodnie z nawykiem Dazaia, siadając po turecku na biurku we własnym gabinecie i czekając aż Akiko zamknie za nimi drzwi i podejdzie do niego bliżej.

- Zwolnij trochę chłopie, bo wiesz. Znam opis książki z tylnej okładki, ty właśnie przeczytałeś mi ostatnią stronę i ja naprawdę nie wiem, co się właśnie dzieje ani co zadziało się w środku i doprowadziło do tej sytuacji - przerwała mu lekarka z gracją siadając tuż obok.

- Krwawe Żniwa były dniem, kiedy straciliśmy dwoje ludzi, prawda? - spytał Nakahara, boleśnie wbijając paznokcie we wnętrza własnych dłoni.

- No tak, Dazaia i Hayato - zaczęła Akiko, patrząc przez chwilę na rudzielca z niezrozumieniem, by po chwili przełknąć ciężko ślinę i otworzyć nieco szerzej oczy, gdy ta świadomość dotarła do niej z całym swoim ciężarem. - O bogowie, Hayato....

- No właśnie. Hayato - potwierdził gorzkim tonem Chuuya uśmiechając się nieprzyjemnie. - Kaguya i tak ma wiele powodów do nienawidzenia mnie. Gdyby mogła, pewnie nienawidziłaby Dazaia, ale myśli, że on nie żyje, więc chwilowo mu się upiekło. Ale to my wciągnęliśmy w to wszystko Hayato. To przez nas zarżnęli go na jej oczach. I co? I teraz ja nagle mam szansę na odzyskanie swojego ukochanego, a ona musi dalej cierpieć? Wiesz jak kurewsko niesprawiedliwe to jest?

- Hej panie dramatyczny - przerwała mu Yosano, delikatnie łapiąc jego dłoń i ściskając ją, patrząc chłopakowi prosto w oczy. - Przestań. Szukasz powodu żeby usprawiedliwić spiralkę w dół. Szukasz na siłę wytłumaczenia dla chwili słabości, której potrzebujesz, ale nie tędy droga. Znam Kaguyę cholernie krócej, niż ty czy Dazai, ale nie wmówisz mi, że ta dziewczyna jest zdolna do nienawiści. Jedna z misji przetrąciła jej kręgosłup, a ona wróciła i zamiast wam to jakkolwiek wypominać, zaczęła cieszyć się waszym szczęściem, że się zaręczyliście. Kags absolutnie kochała każdego w Portowej Mafii. I tak, Hayato kochała najmocniej. I Hayato został i jej, i nam, odebrany. Ale ta dziewczyna nie służyła w mafii od dnia poprzedniego. Wiedziała, że ryzyko czyha na każdym kroku. A Hayato sam podjął decyzję. To on zaproponował, że poleci z Dazaiem. Nikt go do tego nie zmuszał.

- Niby masz rację, ale...

- Ale co, Chuu? Poczekaj. Chcesz mi powiedzieć, że ta pełna entuzjazmu, miłości i uwielbienia dla wszechświata, pełna życia osóbka, jaką jest Kaguya, spojrzałaby na wasze sytuacje, porównała je i uznała, że przegrała w jakiś pokręcony sposób? - spytała Akiko, kręcąc z niedowierzaniem głową, nie mając pojęcia, czy jej następne słowa pomogą Nakaharze, czy go pogrzebią. - To ty przegrałeś. Na każdym możliwym froncie.

- Nie no, owijajmy w bawełnę bardziej, bo jeszcze mnie zaboli - prychnął Nakahara, uśmiechając się sztucznie i patrząc na Yosano z bólem wymalowanym na całej twarzy.

- Kaguya uciekła. Nie oceniam jej w żaden sposób, nie mam pojęcia, jak zareagowałabym ja na śmierć Kato. Kags potrzebowała odciąć się od nas wszystkich, ruszyć przed siebie na motorze i zniknąć z radaru. I to zrobiła. Miała trzy pełne lata żeby na własnych warunkach przetrawić utratę ukochanego i nie była obciążona żadną odpowiedzialnością. Nikt nie zatrzymywał jej w Portowej Mafii, mimo że wszyscy doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak potrzebna, chciana i kochana jest tutaj - zaczęła tłumaczyć się lekarka spokojnie. - Ty tego nie miałeś. Nie daliśmy ci czasu na żałobę. Nie daliśmy ci nawet czasu na emocje, podprogowo i niewerbalnie prosząc cię żebyś przestał chodzić smutny czy podłamany, bo nam było to nie na rękę. Więc musiałeś oszukiwać, kłamać i dawać sobie radę każdego dnia. Uśmiechać się i prowadzić całą Portową Mafię. Czy ty tak naprawdę w ogóle przetrawiłeś śmierć Dazaia? Tak szczerze? Tak czy siak, na tej płaszczyźnie przegrałeś. My zmusiliśmy cię do położenia króla. A teraz? Myślisz, że Kaguya oddałaby wszystko żeby w celi parę pięter niżej znajdował się Hayato? Powiem to raz i tylko raz. Gdyby w tej celi znajdował się Hayato, Kaguya jako pierwsza wsadziłaby mu nóż w serce. Ze łzami w oczach i słysząc ciche podziękowanie ze strony swojego narzeczonego.

- Nie mówisz poważnie Yos...

- Nie? - spytała go z przepraszającym wzrokiem Yosao. - Znasz Kaguyę. Hayato nie chciałby tkwić w takim stanie. Hayato nie chciałby stanowić zagrożenia dla Portówki, a już na pewno nie dla swojej ukochanej. I Kaguya doskonale zdawałaby sobie z tego sprawę. I uwolniłaby go w jedyny sposób, w który miała pewność, że to wciąż byłby jej Hayato. W drobnym, sekundowym przebłysku jego dawnej duszy. Nie muszę znać Hayato i Kags nie wiadomo jak dobrze. Wystarczy, że znam ciebie i Dazaia. Ale ty nie masz tego przywileju. Bo nieważne, jak okrutnie to nie zabrzmi, to Osamu jest nam potrzebny. Potrzebujemy jego wiedzy odnośnie mafii w Europie. Potrzebujemy jego wiedzy odnośnie Zakonu jeśli chcemy chociaż marzyć o zaatakowaniu ich. Nie możesz zejść na dół i go uwolnić w taki sposób, a przy okazji uwolnić też siebie i nie próbuj nawet wciskać mi kitu, że nie przeszło ci to przez myśl. I jakby tego wszystkiego było mało, jakby patrzenie na obcego człowieka, który życzy ci śmierci wykorzystując do tego twarz twojego ukochanego nie było wystarczającą karą od wszechświata, to jeszcze nie masz pewności, czy to wszystko się opłaci. Nie wiemy, czy informacje od niego będą użyteczne. Nie wiemy, czy pod koniec całej tej posranej, wyboistej drogi, uda nam się dotrzeć do naszego, do twojego, Dazaia. Gdyby Kaguya tu była w tym momencie, nie byłaby na ciebie wściekła. Nie czułaby nienawiści czy zazdrości. Współczułaby ci z całego serca jakie jej zostało po tym, jak ta suka z Anglii zatańczyła sobie na nim polneza.

- Znając Kags? - spytał cicho Nakahara, pozwalając by łzy swobodnie spływały mu po policzkach. - Tak właśnie by było. I najgorsze w tym wszystkim byłoby to, że ona serio by tak myślała. Jej współczucie byłoby szczere. A ja chyba wolałbym żeby mnie znienawidziła. Nawet gdyby miała się na mnie rzucić z pięściami czy napluć mi w twarz. Po prostu chciałbym być pewien jej reakcji. I chciałbym żeby była negatywna, bo jeśli Kaguya okaże mi zrozumienie i współczucie to mnie to po prostu złamie. Za bardzo przywykłem do waszego zamiatania problemów pod dywan. Dlatego tak szczerze, nawet wolałbym gdyby była na mnie wściekła.

- Nie możesz karać siebie za absolutnie wszystko co się dzieje. Nie jesteś bogiem Chuu - zauważyła spokojnie Akiko, delikatnie gładząc plecy chłopaka wolną ręką. - Cóż, nie żebym mówiła to tylko po to żeby rozładować iście grobową atmosferę, ale wydawałeś się spokojniejszy, gdy wróciłeś. Cieszę się, że chociaż z Rinem wszystko w porządku i że mogłeś przez chwilę odpocząć. I w miarę porządnie się wyspać. Chociaż sądząc po twoich worach pod oczami to tylko łopatą ci przez łeb i do grobu ze śluzem ślimaków na buźce i zamknąć wieki żeby się zamarynowało.

- Co ty masz pod kopułą, co? Kto cię upuścił za dzieciaka na posadzkę? Są jakieś zapiski z twojego porodu? Na pewno da się wyśledzić tę felerną pielęgniarkę, co to się tobą dobrze nie zajęła a potem udawała, że wszystko z tobą w porządku - oświadczył Nakahara patrząc na przyjaciółkę przez łzy, ale ze szczątkowym uśmiechem. - Jaki kurwa śluz ślimaków, obrzydlistwo. A co do sytuacji z Rinem, cóż. Zerwał ze mną.

Nakahara bardzo, ale to bardzo mocno żałował, że nie miał w tamtym momencie ze sobą kamery. Albo telefonu. Ba, nawet toster czy kalkulator dałyby radę. Po prostu mina, którą zrobiła Akiko była tak irracjonalnie zabawna, że rudzielec pluł sobie w brodę, że jej nie uwiecznił. Bo na początku był szok. Potem to delikatne zmrużenie oczu i sprytny uśmieszek, gdy Akiko uznała, że musi żartować. A potem to szerokie otworzenie powiek, gdy dopadła ją świadomość, że on wcale tak naprawdę nie żartował. Do tego drobne obrócenia głową, podniesienia czy opuszczenia ramion i próba zasłonięcia ust dłońmi dla zachowania resztek pozorów. No szarada. A Chuuya tylko siedział tuż obok z jedną brwią uniesioną wyżej, niż drugą i obserwował zmiany przetaczające się przez twarz przyjaciółki.

- Przecież wyglądałeś tak dobrze, gdy pojawiłeś się w Biurowcu - oświadczyła kobieta po dłuższej chwili, gdy uznała, że wystarczy jej udawania ryby wyjętej z wody na zdecydowanie zbyt długo.

- Wylądałem - potwierdził Nakahara.

- I zostałeś na noc u Rina, tak? Spałeś u niego - kontynuowała powoli Akiko, próbując krok po kroku zrozumieć całą sytuację.

- Owszem. Nie z nim. U niego. Na kanapie tak dokładniej rzecz ujmując. Przytulał mnie całą noc. Niezwykle kochane z jego strony - ponownie potwierdził Chuuya, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że dodatkowe informacje tylko wzmogą niezorientowanie lekarki.

- I zastanawiałeś się czy z nim nie zerwać, prawda? - kolejne pytania padały, a dziewczyna zaczynała mieć wrażenie, że rozumie coraz mniej.

- Owszem - krótka, stanowcza odpowiedź, przez którą Akiko miała ochotę udusić przyjaciela na miejscu.

- I to on zerwał z tobą? - padło ostateczne pytanie. - I tobie to pasuje?

- Jeszcze nie wiem czy mi to pasuje, nie za bardzo mam czas żeby zastanawiać się teraz nad własnymi emocjami - zauważył logicznie Nakahara z lekkim wzruszeniem ramion. - Byliśmy zbyt różni i on to czuł. I czuł, że był zastępstwem Dazaia. Nie sądziłem, że aż tak dobitnie to czuł, bo myślałem, że lepiej się ukrywam, ale najwidoczniej się myliłem. Oscara nie dostanę w tym roku. Więc ze mną zerwał żebym ja nie musiał zrywać z nim. Spróbujemy zostać przyjaciółmi.

- Bo to tak fantastycznie działa zazwyczaj - prychnęła ze śmiechem Akiko, nim spoważniała i uniosła ręce w geście poddania. - Wiesz co? Wali mnie to. W twoim przypadku jestem w stanie uwierzyć, że ktoś ci niebo przemaluje na łososiowy, bo będzie chciał sprawić ci radość. Jeśli miałabym stawiać pieniądze na to, kto po rozstaniu da radę się przyjaźnić z byłym to stawiałabym na ciebie. Tylko, czy dasz radę utrzymać tę relację jeśli Dazai wróci? Tak w pełni wróci?

- Nie wybiegam tak daleko myślami w przyszłość - przerwał jej w pół słowa chłopak z niemal błagalną nutą w głosie. - Nie mogę sobie na to pozwolić. To za dużo niewiadomych. Za dużo nadziei, a jak wszyscy wiemy, nadzieja to teraz towar tak deficytowy, że może zabić.

- Nadzieja zawsze może zabić, ale to nie znaczy, że należy ją porzucać - zauważyła cicho Yosano.

- Yos, wiesz, że cię kocham, prawda? Z całego serca. Jak rodzoną siostrę. Ale ty najbardziej ze wszystkich ludzi nie masz żadnego prawa żeby tak kurwa mówić - oświadczył dobitnie Nakahara, ocierając łzy wierzchem dłoni i prostując się. - Nie w momencie, kiedy doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, co może się ze mną stać jeśli pozwolę sobie na trzymanie się tej nadziei. Co się stanie, jeśłi Dazai wróci i nie będzie potrafił mi wybaczyć. Co się stanie jeśli umrze po drodze. Co się stanie, jeśli uzna, że pozostanie po stronie Agatki. Gdyby tym tekstem rzucił ktokolwiek z Cuppoli zagryzłbym zęby i robił dobrą minę do złej gry. Ale ty byłaś przy mnie najbliżej z nich wszystkich. Widziałaś przez pęknięcia w fasadzie, w jakim bagnie mentalnie się znajduję. I jasne, prywatnie chciałaś pomóc, ale profesjonalnie? Profesjonalnie za każdym razem robiłaś za łącznik między mną a Cuppolą. To ty delikatnie dawałaś mi znać, że za bardzo pokazuję emocje, że za bardzo mi zależy, że nie mam prawa do nadziei, że nie ma sensu już szukać. Poddałaś się i wciskasz mi dziecinne bajeczki o nadziei w sytuacji, gdzie nie mam prawa do tej nadziei, bo resztki fasady, które trzymają się chyba tylko na moją nienawiść do wszechświata, najzwyczajniej w świecie padną. Poddałaś się i zmusiłaś mnie do poddania się mimo mojej woli walki, a teraz jest ci zwyczajnie głupio, bo koleś, którego dotyczyła walka, jednak przeżył i czekał na nasz ratunek - w głosie Nakahary zaczęła pobrzmiewać wściekłość, która w ułamku sekundy została zastąpiona zaskoczeniem i ciszą, gdy Yosano go spoliczkowała.

- Nie masz prawa do wyżywania się na mnie, niezależnie od tego, jak silne są twoje uczucia - oznajmiła chłodno lekarka, unosząc dumnie podbórdek, gdy Chuuya delikatnie rozmasowywał sobie szczękę i policzek. - Nie będę przepraszać za to, że się poddałam. Wszyscy przyczyniliśmy się do tej decyzji, więc wiń nas po równo. Ale bierz pod uwagę, że widzieliśmy, jak bardzo walka z wiatrakami cię wyniszcza i nie chcieliśmy pozwolić ci na podążanie ścieżką autodestrukcji tylko dlatego, że los wyrwał ci z rąk osobę, którą tak kochałeś. Nie będę przepraszać za to, że najwidoczniej moja miłość do Dazaia nie była tak wielka jak twoja, tylko dlatego, że była zupełnie inna. A już na pewno nie będę przepraszać za to, że z własnej woli wzięłam na siebie bycie łącznikiem żeby móc z jednej strony sprawdzać twój stan, a z drugiej delikatnie przekazywać ci wiadomości od Cuppoli, bo widziałam to tylko jako karę dla siebie za to, że na każdym kroku zmuszałam cię do wyjścia poza ledwie odzyskiwaną strefę komfrotu. Ale na twoje przeprosiny poczekam.

- Yos...

- Zamknij się. Nie. Po prostu nie - przerwała mu lekarka, zeskakując z gracją z biurka i zbierając się w stronę wyjścia. - Mam robotę do ogarnięcia. Cuppola skończyła obrady, gdy spałeś Szefie. Na dniach rozdzielą ekipy do konkretnych krajów, ale wszystko zależy od informacji, które wydobędziemy z Dazaia, więc to raczej płynny temat. Ekipa wyruszająca na Antarktydę też już się szykuje. Rose odebrała, będzie tu jutro koło południa razem z młodszą siostrą, skorzystają z naszego prywatnego lotniska. Jeśli będzie mnie Szef potrzebował, ma Szef mój numer - oświadczyła tylko chłodno, zatrzaskując za sobą drzwi.

I Chuuya został sam, w ogromnym gabinecie, czując się niezwykle maluczkim, nie mając bladego pojęcia, co czuje poza piękącym odciskiem dłoni jednej z najdroższych mu osób na świecie na jego własnym policzku i nowo zdobytą świadomością, jak bardzo może boleć, gdy ktoś tak bliski nagle zaczyna traktować cię jedynie na płaszczyźnie czysto zawodowej, ignorując historię, emocje i zdarzenia, które ukształtowały daną konkretną relację. Tylko, że wpatrując się tępo w przed chwilą zatrzaśnięte z hukiem drzwi Nakahara wiedział, że nie miał prawa powiedzieć żadnej z tych rzeczy, a już na pewno nie takim tonem i nie w takim kontekście. A tym bardziej nie miał prawa ruszyć za Akiko, gdy ta nie chciała nawet na niego spojrzeć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top