P. VII / YOSANO O PÓŁNOCY
Hewwow! Polsat wrócił! Przed rozdziałem chciałam Wam tylko napisać, że serdecznie zapraszam na tiktoczka (Just_Morrigan) gdzie wrzucam absurdalnie idiotyczne rzeczy i na IG (Just_Morrigan), ale na relacji bardzo często pojawiają się informacje o tym, co aktualnie piszę i czy ruszyłam już nowy rozdział! A na razie miłego dnia, czytania i jak zwykle najsmaczniejszej kawusi ze starbucksa ♥
Akiko westchnęła ciężko, wpatrując się w ekran telefonu. Jeszcze mogła zawrócić. Jeszcze mogła zwiać. Ba, mogła nawet nakablować starszej de Luce, że jest problem. Miała opcje, oczywiście, że miała. I mogła skorzystać z dowolnej z nich, która nie oznaczałaby, że będzie musiała zarwać nockę i być filarem mentalnego breakdance'u, który zaraz zaserwuje całemu światu Chuuya. Mogła odczytać wiadomość od Sachiko i uznać, że jej nie widziała, że spała, bo przecież miała do tego prawo, bo była absolutnie nieludzka godzina. Mogła w tym czasie leżeć w ramionach Kato i udawać, że zwraca jakąkolwiek uwagę na film, który teoretycznie miały oglądać, mimo że nawet nie pamiętałaby jego tytułu, zbyt zajęta uśmiechającą się niby niewinnie dziewczyną, która leżała pod nią. Mogły być przecież na mieście czy w kinie. Ta godzina zdecydowanie przekraczała jej wymiar pracy i Akiko uważała, że ktoś w którymś momencie powinien stworzyć kodeks pracy dla organizacji mafijnych. Coś w stylu "osiem godzin pracy w ciągu dnia to norma, ale jak zrobisz nadgodziny to maksymalnie dwanaście i potem masz dwanaście godzin przerwy od firmy" czy inny tego typu szajs. W głębi serca Yosano wiedziała jednak, że nie mogła zostawić Chuuyi samego.
Yosano wiedziała też, jakim typem człowieka był młodszy Nakahara. Nienawidził robić wokół siebie problemów. Nienawidził pokazywać się ze słabszej strony. Z jednej strony było to mądre. Dzięki temu jego podwładni widzieli w nim tego cholernego, niepokonanego boga, co z pewnością dobrze robiło na morale w Portówce. Dzięki temu jego przeciwnicy sądzili, że stają naprzeciw maszyny pozbawionej wad i wrażliwych punktów, które mogłyby zostać wykorzystane jako dźwignia w negocjacjach. Nakahara czasem tylko zapominał, że nie przy wszystkich musi utrzymywać tę fasadę. Bo Akiko wiedziała. Wiedziała i jako lekarz, i jako przyjaciółka, ile na co dzień kosztuje Chuuyę utrzymanie tej szopki. Udawanie, że przepracował wszystko, co siedziało mu pod kopułą tylko i wyłącznie dlatego, że ludzie dookoła niego tego właśnie wymagali. Czasem mówili to otwarcie, czasami były to jedynie podprogowe sygnały, ale ogólny przekaz był jasny - minęło dużo czasu, twój narzeczony nie żyje, pogódź się z tym i rusz dalej. Więc Nakahara udawał kosztem własnego zdrowia.
Równie dobrze Yosano wiedziała, że jeśli napisze do Chuuyi wiadomość, chłopak ją zignoruje zbyt zajęty natłokiem emocji, które spadną na niego, gdy tylko przekroczy próg mieszkania. Mogłaby zadzwonić, ale wtedy rudzielec powiedziałby jej tylko, że wszystko w porządku i że da radę sam, bo nie chciał na nikim polegać i nikogo obciążać swoimi problemami. Zresztą, dla ludzi nie liczy się to, ile razy powiesz, że będziesz ich wspierał i będziesz przy nich. Tego nikt nie pamięta. To tylko słowa. Pamięta się tylko o ludziach, którzy realnie pojawili się, gdy się tego potrzebowało. I Akiko zapracowała sobie na miejsce w sercu Chuuyi nie słowami, ale czynami właśnie. Dlatego zrezygnowała z alternatywy, która jawiła jej się ciekawiej, bo była wieczorem z Sayori na rzecz sterczenia jak debil pod drzwiami mieszkania przyjaciela, mając gdzieś z tyłu głowy, że zawsze istnieje możliwość, że Nakahara po prostu jej nie otworzy. Nie rozczulając się jednak nad sobą, nacisnęła przycisk dzwonka i cierpliwie czekała.
Kobieta usłyszała wiązankę przekleństw, przytłumione stuknięcie, jakby coś ciężkiego spadło na dywan, a wreszcie odgłos szarpanej klamki i wreszcie przekręcanego zamka. I niby spodziewała się, że Nakahara nie będzie w najlepszym stanie, ale widok, który zastała, był dla niej tak szokujący, że w pierwszej chwili miała ochotę cofnąć się o krok. Chuuya dosłownie się trząsł. Nie potrafił też skupić wzroku w jednym miejscu, ale cały czas wracał spojrzeniem na dłonie. Gdy się odezwał, jego głos wyraźnie zdradzał, że jest z nim źle. A mimo to chłopak z całych sił próbował przybrać fasadę, że przecież wszystko jest w jak najlepszym porządku i nikogo nie potrzebuje. Bo przecież Dazai nie potrzebował, nie? I nieważne, ilu ludzi mówiło mu, że to tylko jego zakrzywiona wizja rzeczywistości, do mózgu Chuuyi to nie docierało. Nim jednak Akiko zdążyła spytać, co się stało, Nakahara zaczął wyrzucać z siebie przypadkowe zlepki słów.
- Kurwa, zgubiłem to. Zgubiłem. Byłem pewny, że było w środku. Dotknąłem go cholera jasna. Dazai by mnie zabił. Kurwa, najważniejsza rzecz. Jedna, jedyna, której nie chciałem zgubić. Było w pudełku, na pewno było. Ale kurwa nie mogło wyparować. Jebany wszechświat - w głosie i postawie Chuuyi Akiko doskonale widziała wściekłość na samego siebie i ogrom smutku, którego jeszcze nie mogła zrozumieć. Nie po tak dynamicznym, aż krótkim wstępie.
Dlatego tylko przekroczyła próg mieszkania, zamykając od razu za sobą drzwi na klucz i na krótką chwilę chwyciła Nakaharę delikatnie za ręce, przytrzymując je, by się nie trzęsły. Z delikatnym, pełnym wsparcia uśmiechem spojrzała w pełne łez oczy Chuuyi. Serce ściskało jej się, gdy widziała go w takim stanie, choć szczerze musiała przyznać, że aż tak źle to dawno nie było. Następnie przyciągnęła do siebie nieznacznie chłopaka i z wyczuciem objęła go, delikatnie gładząc go po włosach uspokajającym gestem.
- Chuu, wdech, wydech. Jestem tu. Nie jesteś sam - zaczęła cicho od typowej formułki, którą musiała powtórzyć kilka razy, by przekaz dotarł pokrętnymi ścieżkami do mózgu Chuuyi. - Chodź do kuchni, zrobię ci herbatę, dobrze? Jestem tu, ogarniemy wszystko na pewno.
Nakahara skinął nieznacznie głową i dał się za rękę, niczym przedszkolak, zaprowadzić do pomieszczenia obok. Obcasy Akiko stukały rytmicznie po panelach, przerywając ciszę, której Chuuya do tej pory nie był nawet świadom. Chłopak usiadł jednak przy kuchennej wyspie i skupił się na obserwowaniu poczynań przyjaciółki. Może chwilowo jego mózg i ciało były zbyt zajęte przeżywaniem zupełnie innych emocji, ale jakaś jego część, nawet jeśli głęboko ukryta, cieszyła się, że lekarka przyszła, nawet jeśli jej o to nie prosił. Bo Akiko była na innym poziomie, niż jego rodzina. Akiko była przyjaciółką Dazaia. Nadstawiała za niego karku i broniła go nawet wtedy, gdy tylko na tym traciła. Była przy nich obu, gdy tego potrzebowali. Nie raz, nie dwa ściągnęła obu z randki ze śmiercią, gdzie już zapraszali kostuchę do tańca. Nigdy ich nie zdradziła. A po śmierci Dazaia, czy może raczej "śmierci", okazała się jedną z trzech najbliższych Chuuyi osób. Trzech osób, którym Nakahara ufał bezwarunkowo. Tylko, że jedna z nich była cholera wie gdzie po tym, jak wsiadła na motor i odjechała ku zachodzącemu słońcu, druga mieszkała we Włoszech i czasami rudzielec miał wrażenie, że za bardzo ingeruje w jej życie rodzinne. A trzecia cóż, właśnie stała w jego kuchni. Przy Akiko Nakahara mógł odpakować wszystkie swoje wspomnienia bez tego dziwnego, nieprzyjemnego wrażenia, że je zanieczyszcza. A takowe miałby, gdyby tworzył pudełko w domu rodzinnym przy Sachiko i Shuujim.
- Poczekaj chwilę aż ostygnie i powiedz mi w tym czasie to, co chciałeś mi powiedzieć, gdy zobaczyłeś mnie w progu. Tylko od początku do końca skarbie, a nie chaotycznie, dobrze? - poprosiła Yosano, stawiając przed Chuuyą kubek z parującą herbatą.
- Pomyślałem, że może znajdę jakieś wskazówki. Że może zostawił coś dla mnie. Coś, co przypadkiem pominąłem. Narobiłem sobie nadziei, że w pudełku po pierścionku zaręczynowym jest pendrive z jakimś planem, który pomoże mi go uratować albo odzyskać. Wiem, że kiedyś mówiłem, że liczy się dla mnie tylko to żeby był żywy. Że może nawet służyć temu pieprzonemu Zakonowi, dopóki tylko wiem, że gdzieś tam jest i jest bezpieczny. Ale to było kłamstwo Yosano. Okłamywałem samego siebie. Nie chcę żeby on tam był, gdzieś na świecie, sam, czując i myśląc cholera wie co. Chcę go tutaj, obok mnie. Chcę naszego wspólnego życia. I nie chodzi mi o to, że jako przeciwnik Dazai byłby cholernym wyzwaniem, bo zna Portówkę na wylot, bo zna nas, bo jego mózg działa jak pieprzona maszynka. Potrzebuję go jako ja. Nie jako szef mafii. Jako człowiek - powiedział cicho Chuuya, zaciskając palce na kubku i ignorując to, że ciepło powoli nieprzyjemnie zaczyna go parzyć.
Yosano w pierwszym momencie chciała pochwalić ten tok myślenia. Możliwość, że coś przegapili istniała zawsze. Zwłaszcza przy kimś takim jak Dazai. Tylko że wystarczyło jedno spojrzenie rzucone szybko w stronę stolika i kanapy w salonie, by Akiko zrozumiała, że to może nie być najlepsza odpowiedź. Pamiętała, z jaką czułością i delikatnością Nakahara pakował wszystkie pamiątki do pudełka. Jak kilkukrotnie zmieniał układ, bo zmieniał zdanie co do tego, co było ważniejsze, czy co było zwyczajnie fizycznie cięższe czy większe. Każdy centymetr sześcienny tego pudełka był zajęty z największą dokładnością, a nawet najmniejszą karteczkę Chuuya traktował jak absolutną świętość. Teraz to wszystko leżało porozrzucane, a część rzeczy wręcz walała się bezładnie po panelach. Coś związanego z pudełkiem musiało wyprowadzić Chuuyę z równowagi i wywołać w nim absolutną panikę, którą widziała w jego oczach od momentu, w którym przekroczyła próg jego mieszkania. I zamierzała skorzystać z tego, czego przez ostatnie lata nauczyła ją mafia. Jeśli chcesz odpowiedzi, nie pytasz. Pozwalasz ciszy się przedłużyć.
- Znalazłem to pudełko, przysięgam - kontynuował Nakahara tym samym zmęczonym tonem. - Zdjąłem tę durną papierową pokrywę i ono było w środku, centralnie na wierzchu. Wziąłem je na chwilę nawet do ręki. Po prostu jeszcze nie czułem się gotowy żeby je otworzyć. Bo co jeśli tego planu tam nie ma? Co jeśli to tylko puste pudełko, a ja niepotrzebnie narobiłem sobie nadziei? Albo, co chyba nawet gorsze, co jeśli tam przez cały ten czas był plan? Co jeśli mogłem go uratować zaraz po całej tej szopce Agaty? Ba, nawet dwa lata czy rok temu? Po prostu mnie to przygniotło, wiesz? - spytał Chuuya z nieprzyjemnym uśmiechem, choć uśmiech ten nie był skierowany w stronę Yosano. - Powinienem był szukać. Nie powinienem się poddać, wchrzaniać się w związek i jakąś durną uczelnię. Powinienem był go znaleźć. No ale nie byłem w stanie otworzyć tego pudełka. Więc trzymałem je przez chwilę w dłoniach po czym poszedłem do kuchni żeby zrobić sobie herbatę i gdy wróciłem, już go nie było. Przeszukałem absolutnie wszystko. Całe pudło, sprawdziłem czy nie spadł pod kanapę albo stolik. Nie ma go. Jakby nigdy go nie było. A był, jestem tego pewien, chociaż pewnie brzmię teraz jak szaleniec.
- O twoim związku i uczelni porozmawiamy innym razem, to nie jest teraz najważniejsze - zaznaczyła opanowanym głosem Yosano, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że musi być w tym momencie filarem, na którym oprze się Nakahara. - Najpierw na spokojnie przeszukamy jeszcze raz te rzeczy, ułożymy je od nowa w pudle, może coś przegapiłeś. Wierzę ci, że widziałeś to pudełko. Jakby nie patrzeć, ty uwierzyłeś mi, że widziałam Dazaia. Ale szczerze myślę, że powinniśmy przygotować się na spory chaos w najbliższych dniach. Zdążymy przywyknąć do znikających nagle rzeczy. A nawet jeśli pudełko po twoim pierścionku zaręczynowym zniknęło, jestem pewna, że niedługo pojawi się sam Dazai, więc w najgorszym wypadku spytasz po prostu u źródła.
- Dzięki Yosano - mruknął tylko Chuuya, choć po samym już jego tonie Akiko dała radę wyczuć, że chłopak nieco się uspokoił.
- Dopij herbatę i usiądziemy w salonie. Będziesz czuł się komfortowo z tym żebym dotknęła rzeczy, które znajdowały się w pudełku, czy mam po prostu siedzieć obok i słuchać? Dopasuję się do twojej decyzji - oznajmiła Yosano uśmiechając się leko i tym razem Nakahara dał radę nieznacznie ten uśmiech odwzajemnić.
Bo to była chyba główna różnica między Kaguyą, Rose, Yosano i czasem Adelaide, a pozostałymi ludźmi, którzy przewinęli się przez życie Chuuyi. Nie tylko to, że zawsze pojawiały się tam, gdzie były potrzebne. Nie tylko to, że mógł im zaufać w każdej kwestii, czy chodziło o wybór koloru chusteczek czy o przejęcie innej mafii. One po prostu wiedziały, jakie granice wypracował sobie Nakahara i respektowały je aż do ostatniej struny. Akiko wiedziała, jak ważna dla Chuuyi była zawartość tego pudła. Z jaką wrażliwością traktował te wspomnienia, nawet jeśli chwilowo tak to nie wyglądało. I w życiu nie zrobiłaby niczego, co mogłoby te wspomnienia naruszyć. Niby proste pytanie. Zwykła chęć dopasowania się do potrzeb i oczekiwań. A jednocześnie powstrzymanie się od niewłaściwych reakcji, gdy odpowiedź będzie inna, niż oczekiwano. I to wszystko składało się w mniemaniu Chuuyi na coś cholernie ważnego.
- Jeszcze nie wiem - przyznał szczerze chłopak, bez cienia zawahania czy wstydu.
- To załóżmy, że będę siedzieć obok i słuchać, a jeśli w trakcie zmienisz zdanie to po prostu dasz im znać, dobrze? - spytała Yosano, obchodząc kuchenną wyspę dookoła i delikatnie obejmując Chuuyę, przeprowadziła go do salonu.
Nakahara od razu postawił papierowe pudło na szklanym stoliku i zaczął rozglądać się za konkretnymi rzeczami. Czasami Akiko, która dostrzegała konkretne przedmioty jako pierwsza, nakierowywała go, czy to słowami, czy po prostu pokazując palcem. I zgodnie z obietnicą nie dotknęła niczego dopóki Nakahara nie spytał, czy mogłaby mu podać coś, co akurat leżało blisko miejsca, w którym siedziała. Chuuya czasami pytał, czy Yosano sądzi, że takie a nie inne miejsce będzie dla danego przedmiotu odpowiednie, czy przypadkiem nie ulegnie zniszczeniu i Akiko doradzała mu najlepiej, jak potrafiła. Słuchała też wszystkich opowieści, które wiązały się z nawet najmniejszym skrawkiem papieru. I co z tego, że słyszała je już któryś raz. Historia tak wielkiej miłości jak ta między Nakaharą a Dazaiem zdarzała się niezwykle rzadko na tym świecie. A im bardziej sama Akiko pozwalała sobie na bycie zakochaną, tym bardziej doceniała nawet te najbardziej tkliwe historyjki.
Ostatecznie do apartamentu zaczęło wpadać światło budzącego się dnia i dopiero wtedy oboje uświadomili sobie, że przez cały ten czas siedzieli jedynie przy włączonym przygaszonym świetle znad blatów w kuchni i dwóch niewielkich lampkach. Uświadomiła im to przede wszystkim ostrość naturalnego światła, które niemalże ich oślepiło. I to do tego stopnia, że Nakahara bez słowa wstał i zaciągnął zasłony. Przesiedzieli całą noc i Chuuya wydawał się zdecydowanie spokojniejszy, niż gdy Yosano pojawiła się w jego mieszkaniu kilka godzin wcześniej, choć wciąż gdzieś w głębi duszy był poddenerwowany, przerażony i smutny. I pod tymi różnymi warstwami uczuć kryło się po prostu zwykłe, ludzkie zmęczenie. Pudełka po pierścionku niestety nie znaleźli. Oficjalnie oznajmili, że wyciągają w tej sprawie białą flagę, gdy sprawdzili każdy możliwy zakamarek, w którym owo pudełko mogło się przypadkiem znajdować, a Chuuya zamknął wszystkie wspomnienia pokrywą.
Chłopak uśmiechnął się bez grama szczęścia na co Yosano tylko delikatnie go przytuliła. I Nakahara mógłby przysiąc, że gdy obejmując jakąś taką niższą bez szpilek Akiko, spojrzał znad jej ramienia w stronę okna, dostrzegł falujące w dziwny sposób powietrze. Zrzucił to jednak na własne zmęczenie i utrzymywanie się w stanie gotowości przez zdecydowanie zbyt długo i zignorował ten sygnał. Cholernie brakowało mu obecności Dazaia w jego życiu, gdy zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak blisko chłopaka sam się znajdował. Bo Osamu wysłuchał każdej najmniejszej opowieści. Ze swojego miejsca na antresoli nie widział za dobrze zdjęć czy nie mógł przeczytać liter, ale roztrzęsiony głos rudzielca, niewielkie łzy w jego oczach i pelen przyjacielskiego wsparcia uśmiech tej dziewczyny składały się na jeden prosty wniosek - Nakahara mówił prawdę. Te sytuacje realnie się zdarzyły. I najwidoczniej Dazai był ich częścią. I to dość czynną. Tylko, nieważne, jak bardzo Osamu nie próbował przypomnieć sobie którejkolwiek z tych sytuacji, po prostu nie potrafił. To było coś ważnego. Powinien pamiętać chociaż suche fakty.
Ale gdy wybiegał jakkolwiek wspomnieniami w przeszłość, trafiał na niewidzialną ścianę, która powstrzymywała go przed szukaniem dalej. Doskonale pamiętał służenie Zakonowi. Pamiętał też swoje życie przed. Pamiętał swoją przeszłość. Pamiętał, że spotkał masę ludzi związanych z mafią, ale nie pamiętał ani Akiko, ani Nakahary. Nawet z nazwisk, a przecież szczycił się swoją niezawodnym mózgiem. I im bardziej próbował przypomnieć sobie rudzielca, tym bardziej na wierzch jego wspomnień wychodziły zupełnie nic nie znaczące urywki z jego życia. Urywki, które w jakiś sposób same sobie zaprzeczały. Jakaś bójka w alejce, gdy był młodszy. Bycie z dobrego domu. Mieszkanie na ulicy. Odbieranie go z komisariatu. Wysadzenie jakiegoś domu. Bycie podtapianym. Obrazy migały mu przed oczami z prędkością światła i ich nieład zaczął powodować u niego tę cholerną migrenę, na którą lekarz Zakonu przepisał mu pieprzone prochy. Może i rudzielec był ważny. Nie był jednak z pewnością na tyle ważny, by Dazai zamierzał znosić w swoim życiu taką niewygodę, jaką był ból głowy.
Jakaś część Dazaia chciała drążyć dalej. Słuchać dalej opowieści. Zrozumieć, co powinien pamiętać. Jakaś jego część miała to w absolutnym poważaniu. Miał przecież tylko misję do wykonania. Misję, której sam nie widział w najlepszych barwach, gdy patrzył na zbyt dobrze widoczne dno opakowania z lekami. Tak, brał ich zdecydowanie więcej, niż powinien. Niby zagroził lekarzowi, że to ma zostać między nimi, ale był absolutnie pewien, że lekarz i tak wygadał to Agatce i Agatka, mając łeb na karku, nie przyznała się do posiadania tej wiedzy, ale będzie chciała użyć jej jako dźwigni w odpowiednim momencie. Dazai nic nie mógł poradzić jednak na to, że czasami tylko te tabletki trzymały go w jakkolwiek zdatnym do funkcjonowania stanie. I miał ich przy sobie zdecydowanie za mało. Zwłaszcza mając w perspektywie to, że misja w Japonii najwidoczniej miała się przedłużyć. Dlatego, by nie nadwyrężać własnej cierpliwości i zdrowia, użył skopiowanej kiedyś Zdolności i stworzył wizję pustego korytarza, by mógł zejść z antresoli i spokojnie opuścić mieszkanie. Jasne, bezpieczniejsze byłoby cofnięcie czasu, ale na tę Zdolność miał limity narzucone przez Agatkę, która doskonale wiedziała, że mając pełnię tej Zdolności po swojej stronie, Dazai zdetronizowałby ją w sekundę. Nie chciał więc wykorzystywać tej możliwości zbyt lekkomyślnie. Zwłaszcza, że po tatuażu zegara na swojej dłoni widział, że zostało mu jedynie pięć skoków. Cztery biorąc pod uwagę, że nie zamierzał korzystać z typowych środków komunikacji by wrócić do Anglii.
I jasne, coś chwyciło go za serce gdy stał naprzeciw rudzielca i gdy ów rudzielec spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby realnie dostrzegł go za zasłoną iluzji. Dazai musiał przyznać, że chłopak z wyglądu był absolutnie w jego typie. I miał tak cholernie niesamowite oczy. Osamu miał wrażenie, że w te oczy mógłby patrzeć do końca życia. Cóż, jeśli będzie musiał zabić rudzielca dla Agatki to może przynajmniej uda mu się ją namówić, by zachowali ciało w dobrym stanie. Oczy martwych nie mają tej samej iskierki, co oczy żywych, ale wciąż miały w sobie jakiś urok. Chłopak otrząsnął się, irytując się na samego siebie i powoli się irytując. Najwidoczniej Agatka wiedziała więcej, niż mu powiedziała i to zadanie naprawdę mogło okazać się testem jego lojalności. Dazai nie rozumiał tylko w jaki sposób. Bo nie widział sposobu, w jaki ten chłopak mógłby zapewnić mu lepszą rozrywkę, niż Christie. I nie widział najmniejszego powodu, by miał być mu lojalny bądź by miał zdradzić dla niego Zakon. A wszyscy wiedzieli, że akurat do tego to Dazaiowi potrzebny był dosłownie najmniejszy możliwy powód. Ta sprawa zaczynała go szczerze interesować, bo miał zbyt wiele niewiadomych, zbyt wiele zmiennych. W tym wszystkim był po prostu za duży chaos, więc chowając pudełeczko po pierścionku zaręczynowym do kieszeni płaszcza, wyszedł przez główne drzwi zupełnie tak, jakby nigdy go tam nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top